Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Miss Capricorn

Zarejestrowani
  • Zawartość

    74
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Miss Capricorn


  1. 2 minuty temu, Ping-pong-zong napisał:

    Bo to co naprawdę jest nam potrzebne nigdy się nie znudzi

    Ale niekoniecznie coś, co nigdy nam się nie znudzi, jest nam potrzebne 🤔

    4 minuty temu, Ping-pong-zong napisał:

    A to co jest tylko dodakiem dającym jakieś odcięcie od tego całego syfu który nas otacza. Fajne jest tylko na chwilę. 

    Jak sen po ciężkim dniu. Dobrze się spało ale trzeba wstać. I znów przywitać ciężki poranek. 

    Tato, jeszcze pięć minut 


  2. Przed chwilą, Ping-pong-zong napisał:

    Melanż po czasie się brzydnie. 

    Bez względu jakie masz drogie alkohole. Ile byś nie miał szmat pod ręką na kiwniecie palcem. 

    Kilogramy koksu, zioła. Wszystko fajne do czasu. 

    Albo on Cię wykończy albo poprostu się znudzi. I wtedy brakuje Ci tej jedynej. Która nie musi się nawet odzywać. Ale szczęście daje Ci sama jej obecność obok Ciebie. 

     

    Życie to nie filmy Vegi. 

     

    A ja to stary, zmęczony już człowiek-ironia. Etap imprez miałam krótki, acz intensywny, teraz mi się nie chce. Do łóżka i tulić. 


  3. Przed chwilą, agent of Asgard napisał:

    Skoro teraz nie pracujesz, to jeśli nic nie odłożyłaś, i tak nie masz pieniędzy na mieszkanie. 

    Nie do końca, bo zostając tutaj zawsze jest to koło ratunkowe- zasiłek. Jasne, nie jest to rozwiązanie na dłuższą metę, ale na chwilowy kryzys, w ktorym sie chyba obecnie znajduję- jak najbardziej. Finalnie pewnie jednak spróbuję- bo pomimo mnóstwa pytań, wątpliwości, strachu i swego rodzaju niechęci do kraju, chyba jednak bardziej sie boję, że umknie mi coś wyjątkowego, czego tak długo szukam, a zawsze było tuż tuż, niemal na wyciągnięcie ręki 🙄

     


  4. 35 minut temu, agent of Asgard napisał:

    To chyba nie jest tak, że w razie czego nie będziesz mogła tam wrócić. Może będzie to inne mieszkanie, ale mimo wszystko...

    Widzisz, ale generalnie, trzeba tez pomyśleć o ewentualnych kosztach powrotu. Bo przyjeżdżając tu lata temu miałam dobry start, nie musiałam przez pierwsze trzy miesiące płacić czynszu- wtedy jeszcze miałam tu normalną rodzinę- a praca była ugadana po znajomości trzy tygodnie po przyjeździe. Z kolei teraz to trochę problem, bo wynajem chociażby pokoju w UK to tygodniowo minimum 80£+ średnio dwa tygodnie w przód jako depozyt. Niby sie wydaje, ze co to jest 240 funtów, ale jeszcze trzeba to pomnożyć razy 5 czy ile tam funt teraz kosztuje. Qrwa, czemu wszystko az tak bardzo kręci się wokół pieniędzy  -.-


  5. 30 minut temu, Kulfon napisał:

    Sama widzisz najlepiej wszystkie za i przeciw, decyzję też musisz podjąć sama niestety. Najlepiej, żebys się finansowo jakoś zabezpieczyła, bo złamane serce to jedno, ale jeszcze wylądować w tej sytuacji na bruku to jest całkiem dobijające.

    Ja o swoje serducho się nie boję, niejedno już zniosło, a zniesie jeszcze o wiele więcej 😉. To o  niego się martwię w razie czego- bo wiem, z czym się to wiązało w przeszłości i czego mogę się spodziewać. 

    Kurcze, bo to jest taki skok na strasznie głęboką wodę, a ja owszem, umiem pływać, tylko nie wiem, czy na tyle dobrze 😬 


  6. 6 minut temu, agent of Asgard napisał:

    W tej sytuacji nie ryzykujesz wiele. Nie masz pracy do stracenia. A to, jak Wam się ułoży, jest wielką niewiadomą i nie zależy od tego, czy teraz się do niego wprowadzisz, czy nie. 

    Z mojej perspektywy ryzykuję osiem lat przystosowywania się, znajomości, ulubionych miejsc... I tak dalej. Ale właśnie perspektywa tego wspólnego mieszkania tak już, na "dzień dobry" i to, ile rzeczy może nas różnić tak na żywo, przeraża mnie najbardziej. No i jeszcze przy okazji- bo jak mówiłam, to jest na tyle złożona sytuacja, że mój mózg tego wszystkiego jeszcze do końca nie ogarnia- ja się boję, że jednak będzie czyjeś rozczarowanie, które zakończy nie tylko związek, ale przekreśli też pewnie całą naszą znajomość, a Mirek będzie znowu sklejał złamane serce. I tym razem nie będzie miał mnie,  jak przy trzech poprzednich rozstaniach, sklejającej mu to serducho .


  7. Przed chwilą, Kulfon napisał:

    Trudno cos doradzic. Wlasciwie to niewiele ryzykujesz w tym momencie, bo i tak nie masz pracy. Moze pojedz do Mirka na miesiac najpierw na probe, rozejrzyj sie w tym czasie w Polsce za pracą, pomieszkaj z nim, moze Ci to rozjasni w glowie. Choc nie wiem jak jest z zasilkiem z UK i czy mozesz wyjechac z kraju na jakis czas?

    No właśnie...ciężko mi powiedzieć z tym zasiłkiem na ten moment przez ten ich wymarzony, wielki Brex(sh)it - wcześniej funkcjonowało coś takiego jak transfer prawa do zasiłku w przypadku wyjazdu do innego kraju, muszę to w końcu sprawdzić. Mogę chyba wyjechać i wrócić- tu znów brexit. Przedtem wjazdy na maksymalnie sześć tygodni były ok, teraz- nie mam pojęcia. Trzeba jeszcze uwzględnić sytuację covidowa- przy wjeździe do UK obowiązuje test- oczywiście inny, niż w reszcie Europy- w cenie, plus minus, dwustu funtów, więc taka opcja, np. miesięcznych, "zwiadów", jakoś nieszczególnie do mnie przemawia  😉


  8. Dobry wieczór, jestem tu od trzech godzin, nie wiem jeszcze wszystkiego, ani nie znam wszystkich trolli, jakkolwiek mam nadzieję na owocną(chociaż odrobinę, pls) współpracę 😄
    Uprzedzam, ze bedzie troche dlugi post.

    Zaczne moze od tego, ze osiem lat temu wyjechalam za granicę, w Polsce bywajac sporadycznie- przez cale osiem lat bedzie lacznie z dwa tygodnie wszystkiego i to nie w ramach urlopu- raz pogrzeb, raz urodziny waznej dla mnie osoby, a ze na trzy dni sie nie oplacalo to przeciagniete do tygodnia. Za drugim razem drugiego dnia już chciałam wracać, czułam się zwyczajnie obco i chyba przytłoczyła mnie wszechobecna polskość.

    Z Mirkiem(imie zmienione, jakby kto pytal)znamy sie z dekade. Wtedy, dawno temu, przez krotki czas bylismy para, ale życie lubi się komplikować i byliśmy zmuszeni się rozstać, po uprzedniej, szczerej o tym rozmowie, ale pozostalismy w dobrych relacjach, chociaz kontakt tak na dobra sprawe odzyskalismy juz po moim wyjezdzie z Polski. Lubie Mirka, zwykle opowiadajac o nim nazywam go "ulubionym bylym" i zawsze mial specjalne miejsce w tym moim sercu i życzyłam mu szczęścia- bo na nie zasłużył, tylko pechowo trafiał na niewłaściwe dziewczyny.
    Mirek ma cechy niemalze idealu- ale nie jest tak, ze tylko te dobre cechy widze bo widze tez te zle(ktore jakims cudem jestem w stanie tolerowac), ale facet, ktory sam na siebie zarabia(I to wcale niemalo), ma prawo jazdy i samochod, jest mily, poza papierosami nie ma nalogow (a sama tez pale wiec nie moglabym sie tego czepiac) i generalnie nie poszedlby za mna w ogien, on by poszedl w ogien ZA MNIE, to naprawde prawie ideal i moge przyknac oko na jego bledy w pisowni- a mam fiola na tym punkcie i czasem mi sie wydaje,ze zyje po to, by poprawiac ludziom bledy ortograficzne, wiec to juz jest cos. No i przede wszystkim zna mnie z kazdej strony i nadal, mimo mojej ilosci wad, on nadal chce dzielic ze mna zycie(a przynajmniej tak twierdzi). Tylko, ze Mirek mieszka w Polsce i jest tam na tyle dobrze "ustawiony", ze nie ma mowy, zeby przeprowadzil sie do UK, wiec ja bym musiala wrocic. Teoretycznie nie mam nic do stracenia- jakis czas temu sytuacja covidowa pozbawila mnie pracy wiec zyje tylko dzieki uprzejmosci rządu, ale to oznacza z kolei totalny brak srodkow finansowych. Praktycznie- wedlug Mirka- jakbym chciala, to on mi kupi bilet, tylko mam powiedziec, gdzie mam najblizsze lotnisko, u niego mam zawsze drzwi otwarte, i niby juz jakies 1.5 roku temu padla propozycja "przeprowadz sie do mnie" po moim żaleniu sie na messengerze na beznadziejny zwiazek, w ktorym wtedy bylam, i nieslusznym zwolnieniu z pracy. Z tym, ze ja tego wtedy nie wzielam na powaznie, jak jednak wynika z naszej rozmowy kilka dni temu, to bylo podobno calkiem powaznie. I ja mam taki burdel w glowie teraz, ze ciezko mi to jakkolwiek ogarnac. Bo z jednej strony chcialabym sprobowac- majac zapewniony dach nad glowa byloby latwiej spróbować wrócić, ale z drugiej to by oznaczalo nie dosc, ze przynajmniej chwilowe uzaleznienie od Mirka, to jeszcze ewentualny problem w razie jakby nam jednak nie wyszlo, a nie zdazylabym do tego czasu znalezc pracy- i co wtedy? Nie mam w Pl juz prawie zadnych znajomych, czesc tez powyjezdzala, z czescia toksycznych zerwalam kontakt i zostala mi jedna osoba, na ktora moglabym ewentualnie liczyc, ze mnie przenocuje noc czy dwie, z rodzina nie mam dobrego kontaktu-poprawny, owszem, jednak nie na tyle dobry, zeby moc liczyc na wieksza pomoc z ich strony, i tez sie porozjezdzali po Europie. Poza tym boje sie, ze zaczynajac zwiazek w ten sposob, od tak wielkiego kroku, szybko nam sie znudzi-tak bylo w przypadku mojego poprzedniego zwiazku- bo jednak pominiecie tego pierwszego etapu, etapu poznawania sie, randek, pierwszych nocy spedzonych razem u niego albo u mnie, wydluzajacych sie z czasem do tygodnia, i przede wszystkim stopniowego poznania drugiej osoby "na codzien", okazalo sie byc wielkim bledem i po poczatkowej, krotkiej fazie ekscytacji i zachwytu przyszlo niezadowolenie, nuda i wieczne klotnie o nieistotne (dla jednego z nas) rzeczy, i tak ciągnęły się te trzy lata, z czego szczęśliwe były owszem, trzy, ale miesiące. Nie chce powtorzyc drugi raz tego samego błędu, chociaz tym razem wcale nie musi tak byc bo już do tego momentu miałam o wiele więcej czasu, zeby to przemyśleć, niż wtedy-kiedy decyzję podjęliśmy na hurra w mniej niż dwa dni.
    Boje sie zaryzykowac zmiane zycia o 180 stopni, z dala od miejsca, ktore ostatnich kilka lat nazywalam domem, kiedy tyle moze pojsc nie tak i zostane w obcym juz dla mnie kraju, jakim jest Polska, zdana sama na siebie, i chyba glownie przez to jeszcze kisne tu, gdzie jestem - bo tu jest jakos latwiej. Bo jakby co, to mam tu bardziej na kogo liczyć, niż w Polsce.
    Biorę jednak pod uwagę fakt, że moja ocena sytuacji moze nie byc obiektywna, lub, że ktoś ma wręcz przeciwne, pozytywne doświadczenia w temacie, zatem...

    Pomusz ktos.*
    Proszę.

    *blad zamierzony, wyraza rozpaczliwe wolanie o pomoc.


  9. Dobry wieczór, jestem tu od trzech godzin, nie wiem jeszcze wszystkiego, ani nie znam wszystkich trolli, jakkolwiek mam nadzieję na owocną(chociaż odrobinę, pls) współpracę 😄
    Uprzedzam, ze bedzie troche dlugi post.

    Zaczne moze od tego, ze osiem lat temu wyjechalam za granicę, w Polsce bywajac sporadycznie- przez cale osiem lat bedzie lacznie z dwa tygodnie wszystkiego i to nie w ramach urlopu- raz pogrzeb, raz urodziny waznej dla mnie osoby, a ze na trzy dni sie nie oplacalo to przeciagniete do tygodnia. Za drugim razem drugiego dnia już chciałam wracać, czułam się zwyczajnie obco i chyba przytłoczyła mnie wszechobecna polskość.

    Z Mirkiem(imie zmienione, jakby kto pytal)znamy sie z dekade. Wtedy, dawno temu, przez krotki czas bylismy para, ale życie lubi się komplikować i byliśmy zmuszeni się rozstać, po uprzedniej, szczerej o tym rozmowie, ale pozostalismy w dobrych relacjach, chociaz kontakt tak na dobra sprawe odzyskalismy juz po moim wyjezdzie z Polski. Lubie Mirka, zwykle opowiadajac o nim nazywam go "ulubionym bylym" i zawsze mial specjalne miejsce w tym moim sercu i życzyłam mu szczęścia- bo na nie zasłużył, tylko pechowo trafiał na niewłaściwe dziewczyny.
    Mirek ma cechy niemalze idealu- ale nie jest tak, ze tylko te dobre cechy widze bo widze tez te zle(ktore jakims cudem jestem w stanie tolerowac), ale facet, ktory sam na siebie zarabia(I to wcale niemalo), ma prawo jazdy i samochod, jest mily, poza papierosami nie ma nalogow (a sama tez pale wiec nie moglabym sie tego czepiac) i generalnie nie poszedlby za mna w ogien, on by poszedl w ogien ZA MNIE, to naprawde prawie ideal i moge przyknac oko na jego bledy w pisowni- a mam fiola na tym punkcie i czasem mi sie wydaje,ze zyje po to, by poprawiac ludziom bledy ortograficzne, wiec to juz jest cos. No i przede wszystkim zna mnie z kazdej strony i nadal, mimo mojej ilosci wad, on nadal chce dzielic ze mna zycie(a przynajmniej tak twierdzi). Tylko, ze Mirek mieszka w Polsce i jest tam na tyle dobrze "ustawiony", ze nie ma mowy, zeby przeprowadzil sie do UK, wiec ja bym musiala wrocic. Teoretycznie nie mam nic do stracenia- jakis czas temu sytuacja covidowa pozbawila mnie pracy wiec zyje tylko dzieki uprzejmosci rządu, ale to oznacza z kolei totalny brak srodkow finansowych. Praktycznie- wedlug Mirka- jakbym chciala, to on mi kupi bilet, tylko mam powiedziec, gdzie mam najblizsze lotnisko, u niego mam zawsze drzwi otwarte, i niby juz jakies 1.5 roku temu padla propozycja "przeprowadz sie do mnie" po moim żaleniu sie na messengerze na beznadziejny zwiazek, w ktorym wtedy bylam, i nieslusznym zwolnieniu z pracy. Z tym, ze ja tego wtedy nie wzielam na powaznie, jak jednak wynika z naszej rozmowy kilka dni temu, to bylo podobno calkiem powaznie. I ja mam taki burdel w glowie teraz, ze ciezko mi to jakkolwiek ogarnac. Bo z jednej strony chcialabym sprobowac- majac zapewniony dach nad glowa byloby latwiej spróbować wrócić, ale z drugiej to by oznaczalo nie dosc, ze przynajmniej chwilowe uzaleznienie od Mirka, to jeszcze ewentualny problem w razie jakby nam jednak nie wyszlo, a nie zdazylabym do tego czasu znalezc pracy- i co wtedy? Nie mam w Pl juz prawie zadnych znajomych, czesc tez powyjezdzala, z czescia toksycznych zerwalam kontakt i zostala mi jedna osoba, na ktora moglabym ewentualnie liczyc, ze mnie przenocuje noc czy dwie, z rodzina nie mam dobrego kontaktu-poprawny, owszem, jednak nie na tyle dobry, zeby moc liczyc na wieksza pomoc z ich strony, i tez sie porozjezdzali po Europie. Poza tym boje sie, ze zaczynajac zwiazek w ten sposob, od tak wielkiego kroku, szybko nam sie znudzi-tak bylo w przypadku mojego poprzedniego zwiazku- bo jednak pominiecie tego pierwszego etapu, etapu poznawania sie, randek, pierwszych nocy spedzonych razem u niego albo u mnie, wydluzajacych sie z czasem do tygodnia, i przede wszystkim stopniowego poznania drugiej osoby "na codzien", okazalo sie byc wielkim bledem i po poczatkowej, krotkiej fazie ekscytacji i zachwytu przyszlo niezadowolenie, nuda i wieczne klotnie o nieistotne (dla jednego z nas) rzeczy, i tak ciągnęły się te trzy lata, z czego szczęśliwe były owszem, trzy, ale miesiące. Nie chce powtorzyc drugi raz tego samego błędu, chociaz tym razem wcale nie musi tak byc bo już do tego momentu miałam o wiele więcej czasu, zeby to przemyśleć, niż wtedy-kiedy decyzję podjęliśmy na hurra w mniej niż dwa dni.
    Boje sie zaryzykowac zmiane zycia o 180 stopni, z dala od miejsca, ktore ostatnich kilka lat nazywalam domem, kiedy tyle moze pojsc nie tak i zostane w obcym juz dla mnie kraju, jakim jest Polska, zdana sama na siebie, i chyba glownie przez to jeszcze kisne tu, gdzie jestem - bo tu jest jakos latwiej. Bo jakby co, to mam tu bardziej na kogo liczyć, niż w Polsce.
    Biorę jednak pod uwagę fakt, że moja ocena sytuacji moze nie byc obiektywna, lub, że ktoś ma wręcz przeciwne, pozytywne doświadczenia w temacie, zatem...

    Pomusz ktos.*
    Proszę.

    *blad zamierzony, wyraza rozpaczliwe wolanie o pomoc.


  10. Dnia 5.05.2021 o 15:49, kalinka napisał:

     

    w wieku 16 lat tabletki? nie lepiej zainwestowac np w diafragma caya i w ten sposob sie zabezpieczac? niz atakowac od razu organizm taka iloscia hormonow?

    Ale kto powiedział, że autorka już współżyje? Wbrew pozorom tabletki antykoncepcyjne bierze się nie tylko w formie antykoncepcji, sama w momencie gdy zaczęłam brać tabsy zrobiłam to w celu regulacji cyklu, bo jako wówczas singiel z wyboru nie było konieczności, żeby się przed czymkolwiek zabezpieczać. 

    • Like 1
×