Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

perpetum

Zarejestrowani
  • Zawartość

    268
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez perpetum


  1. 3 godziny temu, Karoteka napisał:

    Hmm ciekawy wątek 🤔 z dzieciństwa pamiętam wakacje. Uwielbiałam chodzić do mojej babci na śniadania. Smak jajecznicy, kanapek z powidłami i placuszkow z patelni pamiętam do dziś! Uwielbiałam spędzać całe dnie na zabawie nad rzeką z koleżankami. Później z gimnazjum dobrze wspominam wspólne chwile z paczką znajomych. Oj działo się. Ogniska, gra w siatkę, kąpiele w rzece... Było ekstra. Z liceum mam mało fajnych wspomnień, bo to nie był dla mnie jakoś szczególnie dobry czas. A na studiach poznałam swojego obecnego męża więc mam mnóstwo wspaniałych wspomnień z nim związanych. Pierwsze rozmowy na GG, pierwsze rozmowy telefoniczne, później pierwsze spotkania, pocałunki, nasz pierwszy raz. Wspólne wakacje, wyjazdy, wieczory, spacery. Wszystko było piękne. Wkoncu ślub, który był cudowny. I najpiękniejsze w życiu chwile kiedy urodził się nasz pierwszy synek, a teraz drugi.... Każdy ich uśmiech, krok, postęp w rozwoju jest wyjątkowy i cieszy tak, że nie da się tego opisać słowami. Kurde fajne życie mam. Dzięki że mogłam to zobaczyć 😊😁 

    O takim życiu marzyłem, ale nie wiem czy jeszcze zdążę takie przeżyć, bo jestem starszy od Ciebie (za moich czasów nie było jeszcze gimnazjów), a jeszcze nawet nie zacząłem...


  2. 3 godziny temu, Esox napisał:

    Autorze, podałeś piękne momenty z dzieciństwa, więc i ja to uczynię. 1. Pierwszy mój rower otrzymany na komunię, 2. Pierwsze moje resorowce Matchboxa otrzymane od babki. Do tej pory pamiętam ich marki- pomarańczowy Bertone Ranabout i żółty Datsun, 3. Pierwsze akwarium, 4. Otrzymanie prospektow samochodowych z firmy Lotus. Prospekty z Lotusa były marzeniem każdego chłopaka, który pisał prośby do firm. Tylko nieliczni je otrzymywali. 

    W czasach licealnych było tak sobie. Nie ma za bardzo czego wspominać. No może z wyjątkiem sytuacji gdy podczas wakacji przytulala się do mnie dopiero co poznana dziewczyna. Do niczego między nami nie doszło bo się wstydziłem, ale to było moje pierwsze przytulanie w życiu. Byłem w 7 niebie. Spać po tym nie mogłem. 

    Też piękne wspomnienia :)


  3. Powiem dla przykładu co dla mnie było takimi przeżyciami, chronologicznie:

    1. Kiedy byłem małym dzieckiem:
    - moje urodziny i święta Bożego Narodzenia
    - wizyty dzieci sąsiadów u nas w domu i moje wizyty u nich w domu

    2. Kiedy byłem w podstawówce:
    - wyjazdy w góry z rodzicami
    - nieliczne moje wizyty w domach kolegów ze szkoły i nieliczne wizyty kolegów ze szkoły u mnie w domu
    - dyskoteki szkolne i tańczenie do wolnych piosenek z koleżankami z klasy równoległej
    - pierwsze loty samolotem i wakacje za granicą z rodzicami

    3. Kiedy byłem w szkole średniej:
    - pierwsze koleżeńskie znajomości z dziewczynami, które mi się podobały
    - mój nieliczny udział w domówkach u kolegów i koleżanek z klasy

    4. Kiedy byłem na studiach:
    - pierwsze sowicie zakrapiane wyjazdowe imprezy studenckie

    5. Kiedy jestem już po studiach:
    - pierwsze wyjazdy do egotycznych krajów
    - zdobywanie wysokich szczytów górskich

    A jakie były wasze największe i najpiękniejsze przeżycia w życiu?


  4. 6 minut temu, BardziejBrutalnaBabciaBoni napisał:

    Każdy wybiera, co chce lub co musi. Jak to w życiu. Rozmyślania co kto i po co chyba są bez sensu. 

    Tak się wydaje, że każdy wybiera co chce. A tak naprawdę wybór nie jest wcale taki duży. W zasadzie można wybierać głównie spośród tego co jest dostępne w ogłoszeniach o pracę, a tam często masz wybór pomiędzy jedną bylejakością, a druga bylejakością.

    No i oczywiście jest opcja założenia swojej firmy, ale do tego nie każdy się nadaje. Ja np myślę, że się do tego nie nadaję, więc pomijam tę opcję. A mam znajomych którzy mają własne firmy, więc mniej więcej wiem jak wygląda prowadzenie własnej firmy - z mojego punktu widzenia - jedna wielka niepewność jutra każdego dnia 😉 Tylko, że podobno niektórych niepewność podnieca, mnie raczej przeraża 😉


  5. 2 minuty temu, Bolek napisał:

    Jeśli chodzi o etat 8 godzin i do domu to za super wynagrodzenia mogę czyścić z kup wybieg słonia czy coś podobnego. Gorzej ja musisz być pod tel 24/dobę, robić nadgodziny, być na jazdę skinienie to kategoryczne NIE

    Oczywiście, choć jeśli przez te 8 godzin to nie kupy słonia, które spokojnie leżą, tylko ciągła gonitwa, chamski szef i współpracownicy, to też pewnie słabo


  6. 9 minut temu, BardziejBrutalnaBabciaBoni napisał:

    Zależy od ambicji i charakteru. Ja za niczym nie gonię, ale są ludzie, którzy chcą se wybudować dom albo żyć na wysokiej stopie. Wiadomo. Rób to, co ty wolisz. Co Ci po cudzych podejściach tak naprawdę?

    Ja właśnie obserwuję ludzi i widzę, że rzeczywiście dla tych dla których pieniądze i to co za nie kupią, a często co udowodnią innym i sobie, którzy wychowali się w biedzie, to nieważne jest jak ciężka będzie praca, byle jak najwięcej zarobić

    Z kolei np naukowcy, urabiają się po łokcie, doktoraty porobili a zarabiają grosze mniejsze niż sprzątaczka w instytucie badawczym w którym pracują. Ci z kolei kochają swoją pracę i ta miłość najwyraźniej zastępuje im chleb, a już na pewno ubrania, bo często chodzą w łachmanach, zwłaszcza na starość.

    Natomiast większość ludzi chyba należy do tych średniaków, którzy mają przeciętną pracę, która jest dla nich tylko pracą i chyba z tych trzech opcji, dla mnie to najlepsza opcja, bo dwie pozostałe powodują, że praca staje się życiem (albo z miłości, albo z przymusu) i w życiu nie ma już miejsca na nic poza pracą.

    Oczywiście są jeszcze ci szczęśliwcy, którzy wstrzelili się tak, że na czymś co kochają sporo zarabiają, to się wydaje ideał. Im też praca zajmuje zwykle całe życie i już na nic innego nie maja czasu, ale oni się czują z tym szczęśliwi


  7. Przed chwilą, oko_cyklonu napisał:

    Trudno mi sobie wyobrazić pracę, w której robi się to co się kocha i ma się glodowa pensję. Jeśli ktoś robi coś co naprawdę kocha to zwykle jest w tym bardzo dobry (A za ponadprzecietnie wykonana pracę zwykle idą pieniadze), jest w stanie pracować dłużej niż te 8 h dziennie itd. 

    Jednak jeśli już byłabym postawiona przed takim wyborem, to wolałabym robić to co kocham, traktując to jako bardzo drogie hobby 😁 Nie wyobrażam sobie siebie w znienawidzonej robocie na dłuższą metę.

    Tak? Nie każda praca jest w biznesie prywatnym, a zwłaszcza w sprzedaży, gdzie osiągnięcia przekładają się proporcjonalnie do zarobków. Np praca w muzeum, w nauce, w budżetówce. Albo nawet praca jakiegoś serwisanta. Obecnie za naprawy sprzętu płaci się grosze. Najwyższe zarobki są w sprzedaży, bo to sprzedaż przynosi dochody każdej firmie i jest wtedy czym obdzielać pracowników. Jak jakaś działalność nie generuje dochodów, to i nie ma z czego opłacać pracowników


  8. W ogóle do czego dążyć? Czy właśnie dążyć do ideału jakim jest praca którą by się kochało, ale może się skończyć tak, że się z niej nie wyżyje? Czy w drugą stronę, że pieniądze zrekompensują nam znienawidzona pracę? Czy właśnie wybrać złoty środek i uznać, że praca to tylko praca i jeśli jakoś się w niej wytrzymuje i daje jakieś znośne pieniądze to jest ok?


  9. Wiem, że to skrajności i pewnie większość ludzi ma pracę, której ani nie kocha, ani nie nienawidzi i pieniądze tez średnie.

    Ale na potrzeby tego pytania, wyboru, dylematu, co byście wybrali z dwóch opcji w temacie?

    Oczywiście jest też jeszcze opcja złej i niskopłatnej pracy z której trzeba uciekać i ukochanej wysokopłatnej, która jest marzeniem, ale wtedy nie ma dylematów, więc bardzo proszę te dwie opcje pomińmy.

    A może najlepszy jest właśnie ten nudny i w tym przypadku szary, a nie złoty środek, czyli praca którą jakoś się znosi i która daje pieniądze nie za małe, nie bardzo duże, ale wystarczające?

×