Pytanie czy nie warto zreformować pojęcia zdrada? Padło trochę określeń, np że jak ręka na stole to zdrady nie ma a jak ręka pod bluzką to zdrada jest. Albo ktoś napisał że jak druga strona nie wie to żadnej zdrady nie ma itd. Gdyby te wszystkie doraźne kontakty traktować jako dozwolone i nie kryć się ze wszystkim ? Po co to sztuczne udawanie, ukrywanie, dyskrecje itd. A tak byłaby pełna informacja i uczciwość, tzn tak jak mówisz partnerowi, że idę do sklepu, idę do fryzjera, to tak samo, że idę na godzinkę do koleżanki/kolegi na seks aby się zrelaksować itd. Oczywiście wszystko z zachowaniem swojego związku i bez uszczerbku dla potrzeb formalnego partnera/partnerki.