Dzisiaj przeczytałam artykuł na onet o kobietach z nadwagą, które mają szczupłych mężów. Jestem w dokładnie takiej sytuacji. Mój mąż ma 183cm wzrostu, a waży 67kg. Zawsze był szczupły. chociaż je, co chce i ile chce, chociaż fakt, dużo nie je. Taki metabolizm. Jedyne uwagi, jakie on słyszy na swój temat, to "jak ty to robisz? Ja spojrzę na hamburgera i już tyję" albo "dobry kogut musi być chudy". Ze mną jest inna rzecz. Ja wazę 70kg przy 167cm wzrostu. W dodatku jestem od mojego męża dwa lata starsza. Nie raz i nie dwa słyszałam uwagi, nie powiedziane wprost, raczej podsłuchane, ze strony własnej rodziny, jego rodziny, znajomych, przyjaciół w stylu "młodszy, szczupły, przystojny, a ona dajcie spokój" albo "... a to jest jakieś częste, że fajni kolesie mają grube laski, może to jakiś fetysz?". Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chociaż mąż nigdy nie powiedział nic na temat mojej wagi, zresztą kiedy się poznaliśmy, wyglądałam tak samo, to ja zaczynam łapać się na tym, że on, niewinny w tym wszystkim, zaczyna mnie irytować. Czasem jak on śpi to podnoszę kołdrę i patrzę się na jego ciało, płaski brzuch, szczupłą klatkę, ramiona. I denerwuje mnie to. Tym bardziej, że on sam jest zwyczajnie chudy, nie jest byczkiem, pakerem, tylko szczypiorem a nikt nie ma z tym problemu, nikt nic mu nie mówi. Bo "dobry kogut musi być chudy". Ma jakaś podobnie?