Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Cisza_nocna

Zarejestrowani
  • Zawartość

    520
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Cisza_nocna


  1. Kilkanaście km od mojej wsi jest większa wieś tam gdzie gmina. Jest 3 sklepy ale ciągle pracują te same osoby, zaniosłam tylko CV bo nie potrzebowali nikogo nowego, parę większych agroturystyk, gdzie zatrudniają ludzi bo te mniejsze nie. Ale i tak pracę dostały osoby z doświadczeniem i wykształceniem( kucharki, hotelarstwo). W jednym takim miejscu dostałam po rozmowie telefon, że jednak przyszła dziewczyna która była rok wcześniej, praca miała być na telefon że kiedy będą potrzebować wtedy zadzwoni. W urzędzie gminy też dla mnie nic nie było. Małe miasteczko jest w innym powiecie i gminie. Dojazdu tam nie ma wcale nawet sąsiednia dla mnie wieś a z tamtej gminy jest odcięta od nich. Jak chcą gdzieś dojechać to muszą przychodzić na moją wieś i załatwiać sprawy w moim mieście powiatowym i do lekarza są zapisani w naszym ośrodku zdrowia , bo ich  burmistrz nie zgadza się aby firma z naszego powiatu tam jeździła. A firma była chętna tylko musiała mieć zgodę. Jeżdżę tam rowerem na zakupy bo jest bliżej niż gmina ale też mnie nie zatrudnili pozostało na CV. Tam też parę sklepów i agroturystyki. Inne mniejsze miasta są za miastem powiatowym które jest około 25 km ode mnie. Tam z tamtego miasta też słaby dojazd i też tylko handel. Do miasta powiatowego nawet nie planuję się przeprowadzać bo nawet osoby normalniejsze ode mnie mają problem znaleźć tam pracę chyba że są mężczyznami. Jest zakład produkujący jakieś części do maszyn, ale zatrudnia tylko mężczyzn. A tak tylko fryzjerki, kosmetyczki (to nie dla mnie) te osoby którym się po stażu uda zostać w sklepie i te które się nadają do pracy w handlu. Jeszcze kelnerki, recepcjonistki, doradcy klienta tych zawodów nie biorę pod uwagę bo już czytając ogłoszenia wiem że się nie nadaję. Nie jestem na tyle komunikatywna jak tam opisują, stresowałam się na stażu w sklepie spożywczym ale tam jeszcze to przeszło a tutaj nie bardzo. Myślę na razie o większym mieście od mojego miasta powiatowego tak około 60 km od domu, tam jest więcej sklepów większe fast foody, wszystkiego więcej. Jakaś tam firma produkująca meble tylko nie w tym mieście a w wiosce gdzieś niedaleko. Może rowerem by się z tamtąd dało dojechać. Tak firmy produkcyjne są też po małych wioskach i też to są meble. Za moim miastem powiatowym ale dojazdu tam też nie ma i są jeszcze dalej niż ja mam do tego miasta. Byłam na jednej takiej rozmowie z PUP ale jak się zapytali z kąd jestem to powiedzieli że to za daleko. A i tak chcieli z doświadczeniem. Wtedy to szefowie tej firmy przyjechali do urzędu pracy.


  2. Dnia 3.08.2022 o 17:14, Joannam11 napisał:

    Witam serdecznie. Otóż od kilku lat cierpię na nerwice natręctw nie tylko takie kompulsje jak sprawdzanie gazu, drzwi itd Ale też od paru lat dręczą mnie natrętne myśli. Od lęku przed zwykłymi rzeczami typu np. ledwie ktoś bliski wyjdzie z domu to już natretne myśli że zaraz coś się mu stanie do wmawiania już, że coś zrobiłam co nie miało miejsca. Analizowanie różnych sytaucji z przeszłości kompletnie bez celu. Próbowałam z tym walczyć jednak na marne. Od niedawna dręczy mnie pewna sytuacja z przeszłości. A nerwica natręctw sprawia, że czuję się jeszcze gorzej. Otóż od kilku lat mam chlopaka. Jesteśmy w szczęśliwym związku. Ale jednak najbardziej dręczy mnie coś innego. Otóż od zawsze miałam zwyczaje, że z koleżankami czy bliskimi kolegami cmokam się buziakiem w policzek na powitanie czy pożegnanie. Mam już takie nauczenie od czasów średniej szkoły. A nawet i przed. Pewnego razu wydarzyła się pewna sytuacja. Byłam z koleżankami i kolegami na spotkaniu. W pewnym momencie jedna z koleżanek chciała, żebym z nią poszła w jedno miejsce i odłączyła się z nią od grupy. Wiadomo każda z nas pokolei z każdym żegnała się tym buziakiem w policzek, ale akurat Ci dwaj koledzy co tam byli nie żegnali się w taki sposób z nami(nie byli tego nauczeni) ja gdy już pożegnałam każdą z koleżanek podeszłam też do kolegów i przez pomyłkę, odruchowo z przyzwyczajenia pożegnałam w taki sposób kolegę(który nie był tego zwyczaju nauczony). Wyszło niezręcznie bo kolega nie był gotowy na to, że podejdę i z nienacka się tak z nim pożegnam jak z koleżankami. Mimo, że najadłam się trochę wstydu uścisneliśmy sobie dłoń na pożegnanie i temat się urwał. Po prostu zwykły przypadek i tyle. Po tym wszystkim kolega normalnie ze mną rozmawiał i wszystko było w porządku. Nie miał prawa sobie nic pomyśleć o tym więcej gdyż łączyły nasz realcje czysto koleżeńskie i zresztą widzial że prędzej tak żegnałam koleżanki. Nie ukrywam, że mimo iż nic się nie stało wciąż jak przypomnę sobie o tym doskwiera mi wstyd. Mimo, że po tym wszystkim było dobrze. To dziś po tak długim czasie gdy nerwica natręctw przypomni mi o tej gafie doskwiera mi wstyd nawet gorszy niż wtedy. Czego nie rozumiem kompletnie. Mało tego, natretne myśli wpierają mi, że skoro zrobiłam coś odruchowo to pewnie trafilam koledze bardziej w usta bądź całkiem w usta a teraz się tego wypieram. Żadne przekonania, że wiem jak było, jak poszłam nawet z koleżanką mówiłam do niej że ale głupio wyszło itd na co ona nie kazała mi się tym przejmować bo stało się owszem ale nic złego nie zrobiłam i się zdarza i pamietam ze mowilam do niej o tym policzku i całej gafie. Czasami się takie głupie sytuację zdarzają.  Też się wtedy nie przejmowałam. Dopóki na zachorowałam na nerwice natręctw i nie przyszły natretne myśli do głowy. Przeżywam to bardzo mocno. Bo jestem kilka lat z chłopakiem któremu od zawsze byłam i jestem wierna. On myślę że tak samo. Spędzamy ze sobą bardzo wiele czasu niemal , że codziennie Mimo, że jeszcze nie zamieszkaliśmy razem. Więc myśl o tym co nerwica wymyśla, że ta moja popełniona gafa wtedy na spotkaniu wyglądała całkiem inaczej sprawia, że szaleje już z tego wszystkiego. Tlumacze, że pamiętam jak było. Ale to nic nie daje. Po prostu choroba wie lepiej i koniec. Dotąd nie miałam z tym żadnego problemu. Kto chciał przywitałam się tak z nim i nigdy nie analizowałam takich rzeczy. Zawsze uważałam to swego rodzaju tradycje. Ale od kiedy odruchowo zrobiłam taką gafę co wtedy , to mam obawy już z kim kolwiek się tak witać czy żegnać bo wszędzie widzę problem. Najgorsze jest to, że natretne myśli wpierają mi, że nawet jeśli ja odruchowo chciałam się pożegnać buziakiem w policzek  wlasnie, to kolega nieświadomy tego ruchu z mojej strony nie przygotował się na to i przypadkowo mogło wyjść inaczej, a teraz choroba wpierają mi że próbuje to wyprzeć ze świadomości i kłamie samą siebie że to był tylko policzek.  Z taką gafą mogłabym się pogodzić. Bo trudno zdarza się, że czasami człowiek odruchowo nie wie co robi, pomyli się w różnych sytuacjach, nie wie jak się zachować czy pożegnać się tak czy tak i wyjdzie nieporozumienie. Ale myśli natrętne które mi doskwierają sprawiają, że popadam w paranoje. Nie wiem co mam dalej robić. Probowalam porozmawiać o tym z moim chłopkiem, ale nie chce by moje obawy stworzone przez jakąś chorobę stworzyły obawy w jego głowie  niepotrzebnie całkowicie. Bardzo proszę o jakieś porady. Nie chcę być oceniania. Być może dla kogoś sam fakt jak można coś zrobić odruchowo jest dziwne. Ale jak widać można i zdarzają się takie przypadki. Bardzo proszę o jakieś porady. Chciałabym by ktoś doradził mi od serca co mam dalej robić. Pozrdrawiam

    Robienie czegoś odruchowo nie jest dziwne. Ja tak mam często. Wiem że przy nerwicy natręctw jest to trudne ale spróbuj się tym nie przejmować. Pomyśl sobie że to kolega to pożegnałaś się jak z koleżankami i to jest normalne. A że on nie jest tego nauczony to już jego problem. Ale piszesz że z kolegą było wszystko w porządku więc on wie że to było odruchowe. Następnym razem jak Ci się tak zdarzy to pocałuj w policzek wszystkich kolegów wtedy sobie nikt niczego nie pomyśli. Jeśli Cię to uspokoi to powiedz chłopakowi o tej sytuacji. Ale nie w ten sposób że czujesz jakbyś go zdradziła. Tylko że wstyd Ci z pewną sytuacją że pocałowałaś kolegę w policzek po całowaniu koleżanek i że wstyd Ci nawet przed tym kolegą że to zrobiłaś. Cos na ten sposób. 


  3. Dnia 2.05.2013 o 20:43, Gość Zrozpaczona:((((( napisał:

    Witam. Niestety matury z matematyki nie zdam na pewno. Odkąd pamiętam mam problem z tym przedmiotem i obojętnie kto i jak by mi czegoś nie tłumaczył to nic z tego nie rozumiem. Pisałam w szkole dwie próbne matury z matmy, rozwiązywałam w domu sama trochę testów i żadnej nie zdałem - najwięcej udało mi się uzyskać 11 pkt. Większość zadań muszę strzelać bo kompletnie nie wiem o co chodzi jak widzę te wszystkie liczby. Tak więc czeka mnie poprawka w sierpniu i pewnie potem jeszcze za rok, za dwa itd. Może kiedyś uda mi się strzelić te 15 zadań... Zastanawiam się tylko gdzie jest sprawiedliwość? Dlaczego ktoś kto urodził się trzy lata wcześniej ode mnie nie musiał pisać matury z tej głupiej maty, dlaczego on miał łatwiej w życiu? I jeszcze pytanie: Czy jeśli w ciągu najbliższych kilku lat znów matura z maty nie będzie obowiązkowa, a ja będę w trakcie corocznego poprawiania, to jak przestanie być obowiązkowa to już nie będę musiała poprawiać i będę miał maturę całą zaliczoną? Mam zamiar studiować filologie polska i ta matma jest mi niepotrzebna:o

    A co mają powiedzieć Ci co matma dla nich łatwa a mają problem z językami obcymi, czy z językiem polskim. W matematyce wystarczy tylko pomyśleć, skorzystać z karty wzorów. A te interpretacje wierszy i ta wymagana ilość słów na wypracowaniu to dopiero problem. To jest dopiero do życia niepotrzebne. 


  4. Tak miałam nie raz najczęściej w dużych sytuacjach stresowych. Pierwszy raz w wieku 10 lat jak modliłam się przed snem o swoja śmierć bo się wtedy czułam źle psychicznie. Niby się obudziłam leżałam pod kołdrą i ktoś mnie dusił. Nie widziałam tej postaci tylko czułam jak ktoś zaciska kołdrę na mojej twarzy. Powiedziałam że jednak chcę żyć i przestało. Innym razem widziałam kolory czerwono białe i słyszałam bicie serca. Innym spałam i słyszałam głośne tupanie ( mój kot tak często biegł do mojego pokoju i na mnie skakał na łóżko) ale wtedy kota nie było w domu a te tupanie było głośniejsze jakby to biegł koń. Nagle poczułam ból i ucisk na klatce piersiowej i uczucie jakby mnie ktoś rozrywał pazurami. I tylko kątem oka cień. Leżałam na plecach, głowa odwrócona w stronę pokoju. Widziałam drzwi i tak się potem obudziłam. Myślałam wtedy że diabeł chce mnie opętać. Innego razu po śmierci wujka miałam uczucie że ktoś się kładzie na łóżku za moimi plecami ale nie mogłam się odwrócić słyszałam tylko taki mechaniczny jakby  robota głos. który mówił moje imię. Innym razem po śmierci babci widziałam jak pokój oblazły mrówki. Po lekach uspokajających czułam jak głowa spada mi z poduszki a potem ta poduszka spada na mnie. Ta poduszka była w moim odczuciu ciężka i twarda. A ja spadają jakbym spadała w dół. Potem już nie mogłam zasnąć całą noc. Jeszcze parę razy widziałam pokój i cienie. Słyszałam wiertarkę, piłę i inne takie mechaniczne dźwięki. Dusiłam się nie mogłam się poruszyć ale wtedy już wiedziałam że to to i modliłam się na uspokojenie. I przestawało ale mimo tego za każdym razem w chwili tego co się działo bałam się że umieram. Dobrze że nie widzę postaci bo wtedy bym się bardziej bała. Tylko dźwięki , cienie, duszenie i to co czułam na ciele, dotyk.


  5. 10 godzin temu, Pierzyna napisał:

    Skończyłam szkołę policealną ale jedyne co dobrego z niej pamiętam to dobre zajęcia z angielskiego, były na wysokim poziomie, często mieliśmy różne testy i w ogóle sporo się wtedy nauczyłam. Poza tym nie widzę z tego żadnych korzyści.

    To i tak dobrze u mnie angielski to był taki na niby. Rozwiązywaliśmy zadania razem z nauczycielem jakieś proste typu krzyżówki, rebusy, dostaliśmy słówka związane z kierunkiem ale nawet nie było z tego egzaminów . A na egzaminie mieliśmy w domu opisać po angielsku obrazek i nauczyć się tego na pamięć lub przeczytać to co napisaliśmy. Zdali nawet Ci co nie mieli nigdy angielskiego. 


  6. Mieszkam w takim miejscu że głównie handel. Ludzie na różnych forach piszą składaj papiery do biedronki czy innego marketu tam biorą wszystkich. To moja okolica jest wyjątkowa, albo dotyczy to większych miast. Bo w każdym tym miejscu są rozmowy o pracę. Problem w tym że ja jako osoba nieśmiała, może i z fobią społeczną mam problem aby wymyślić jakie mam słabe strony które by nie przeszkadzały w takiej pracy. Nie wiem kompletnie co mówić bo jak mocne strony coś wymyślę dokładność, pracowitość, zaangażowanie (to było w ogłoszeniu), pomocna, umiem pracować w grupie, staż w sklepie. To słabych stron nie powiem że jestem nieśmiała i mam problem z nawiązywaniem kontaktu, komunikatywnością bo jak ktoś zapyta a ja się na tym znam to odpowiem. Może jakieś propozycje? Na innych forach piszą nie pchaj się do tej pracy. Ale jak nie mam innej możliwości a z prac dorywczych takie jak to są na wsi nie da się wyżyć. Nie chcę aby dłużej mnie utrzymywali rodzice bo ja się tylko dokładam jak mam i pracą w ich polu. Nie chcą mnie w sklepach tylko do wykładania towaru bo chcą do wszystkiego a nie opłaca im się zatrudniać w to miejsce paru pracowników że ja magazyn a ktoś kasa i obsługa klientów. Na staż brali wszystkich co mieli skierowanie bo mogli sobie potem wybrać pracownika. w tym sklepie byłyśmy dwie. w urzędzie pracy mówili że nie mogę mieć stażu w takim samym zawodzie a innych propozycji dla mnie nie mieli. Przez jakiś czas w ogóle mówili że nie mogę mieć stażu bo już miałam a ktoś inny nie miał. Że nie ma pieniędzy itp. W sąsiednich powiatach jest inaczej można mieć dużo staży, nawet w podobnych miejscach tylko z inną nazwą stanowiska ale musiałabym być tam zameldowana a nie mam takich możliwości. 


  7. Są takie sklepy tylko problem w tym że nie chcą do samego wykładania towaru ale do wszystkiego i na kasę i na doradzanie klientom i według nich się do tego nie nadaję. W mojej miejscowości nie ma pracy bo to wieś 180 mieszkańców. Ja tu pisze o większych miejscowościach miastach dalej od domu gdzie bym się mogła przeprowadzić. Bo do prac na produkcję i w ogóle do sklepów zmianowych bym dojazdu od siebie nie miała. Bym się wyprowadziła tylko się boję że nie przyjmą mnie nawet do takiej pracy a mogę z prac dorywczych odłożyć tylko na 3 miesiące i to jeśli będzie pokój za max 500 zł. Wydam te pieniądze i ani pieniędzy ani pracy. A muszę wpierw się wyprowadzić a potem szukać pracy bo odwrotnie to mi to nie wychodziło bo nie chcieli ze mną rozmawiać ze względu na miejsce zamieszkania. 


  8. 7 godzin temu, agnes66 napisał:

    To może w jakiś większych zakładach poszukaj, praca na produkcji. Np. pakowanie czegoś, albo układanie. Poszukaj w najbliższej okolicy takiej pracy. Moje koleżanki pracują na pakowaniu plastrów, ciastek w przyprawach itd. Tam nie masz kontaktu z klientami czy też przypadkowymi ludźmi, każdy ma przydzielone zadanie i je robi. Poradziłabyś sobie i myślę że to by Ci odpowiadało, warto chociaż spróbować.

    A co lubisz robić?

    U mnie nie ma pracy na produkcji tu nic nie produkują tylko handel i turystyka. Najbliższy zakład produkcyjny w mieście wojewódzkim około 180 km od domu. 

    Nie mam nic takiego co bym lubiala robić. Jak nie mam pracy dorywczej to pomagam rodzicom w gospodarstwie które jest na własny użytek, małe pole rzeczy nie na sprzedaż. 


  9. Dnia 27.07.2022 o 07:35, agnes66 napisał:

    Ja znów jak szukam to tylko studentów chcą. Może zależy w jakiej branży?

    Gdybyś pracowała tam dłużej to myślę, że wszystko by się samo ułożyło. Początki zawsze są trudne, na początku jak miałam praktyki czy zaczynałam nową pracę to byłam taka sztywna, bo nowe miejsce, nowi ludzie, nowa sytuacja itd. Ale po kilku miesiącach jest już bardziej naturalnie. Do wszystkiego można się przyzwyczaić i myślę, że gdybyś pracowała w tym sklepie dłużej to byś się przyzwyczaiła, nauczyła i byłoby okej.

    W mieście wojewódzkim wcale nie jest łatwiej znaleźć pracę, też zależy czego się szuka i jakie ma się kwalifikacje i doświadczenie. U mnie akurat na sprzedawcę szukają często w sklepach czy piekarniach. Może na produkcji? Nie zawsze jest to ciężka praca, może jest u Ciebie w okolicy jakiś większy zakład pracy gdzie coś pakują albo produkują? Może w takim miejscu zobacz.

    Możesz poszukać pracy w mieście blisko Twojej miejscowości i dojeżdżać na początku a jak nie masz takiej możliwości to jak będziesz zarabiać to jakiś pokój tani wynająć i spróbować? Jeśli jesteś odważna to spróbuj poszukać pracy w mieście, jak coś znajdziesz to wynajmiesz coś taniego, jakiś mały pokój. Jak będziesz miała pracę a co za tym idzie po miesiącu dostaniesz wypłatę to będziesz miała na utrzymanie się i opłaty. I zobaczysz czy to będzie Ci odpowiadać.

    Nie ma w mojej okolicy żadnych zakładów. Jest sklep internetowy ale nie zostałam przyjęta bo oprócz pakowania miałam odbierać telefony dzwonić i pisać meile i Pan powiedział że ze mną będzie problem bo się zajakne. Ze do tej pracy trzeba odważnych.  Dojazd do najblizszego miasta w okolicy ok 25 km mam w godzinach że byłabym tam najwcześniej 6.30 a wracać 17.25. Do dalszych mogę dojechać tylko przez te miasto. To ja właśnie tak szukam ale problem w tym że nie chcą mnie zatrudnić bo tam nie mieszkam, ale nie chcą mi wynająć pokoju bo nie pracuję. Lub w takich godzinach chcą się spotkać że nie mam możliwości dojechać. Jeden pan powiedział że nie będzie nawet że mną rozmawiał, jak się przeprowadzę to mam przyjść na rozmowę o pracę ale nie wiem czy by mnie zatrudnił po rozmowie bo to miała być tylko rozmowa. I powiedział mi jak już tam pojechałam na tą rozmowę. Odważna nie jestem ale szukam. 


  10. 11 minut temu, Foko Loko napisał:

    Większość kobiet nie bierze dzieci do łóżka, tylko mają obok łóżka łóżeczko albo dostawkę. Ja nie znam nikogo, kto by nie odkładał dziecka do jego własnego łóżeczka. Dowody anegdotyczne znowu. Zalecenia są jakie są nie bez przyczyny.

    No ale to już większe dziecko, a ja pisałam o noworodku.

    No to właśnie pisząc od 7 miesięcy chodziło że od urodzenia tak śpi a teraz ma 7 miesięcy. Że przez te 7 miesięcy śpi z nimi w łóżku.


  11. 15 godzin temu, Waleriana napisał:

    Co to jest 8 kg??Mój 3 latek waży 16 i ja go noszę a sama ważę 50 kg.

    No a dla mnie to za dużo, od zawsze miałam słabe ręce. A dziecko jeszcze trzeba ostrożnie nie jak zgrzewka cukru czy worek ziemniaków. Pracowałam w sklepie to na chwilę to 15, 20 kg można podnieś. Ale tak przez parę minut lub i godzin trzymać dziecko, jeszcze w odpowiedniej pozycji, jak mniejsze podtrzymać główkę, uważać aby nie spadło to dla mnie za dużo. To od wagi nie zależy widziałam mocno szczupłą mamę która trzymała 7 letnią córkę na rękach. Mi po takim parominutowym przeniesieniu jej po domu ręce sie trzęsą.


  12. 1 godzinę temu, Foko Loko napisał:

    Wszystkie dzieci, które Ty znasz, to nie jest reprezentacyjna grupa.

    Dziecko w swoim łóżeczku nie powinno mieć nic. Żadnej poduszki, żadnej kołderki, żadnwgo ochraniacza na szczebelki, żadnych pluszaków, tylko materacyk i dziecko w śpiworku albo rożku. Jesteś w stanie takie warunki zagwarantować dziecku we własnym łóżku? Jakoś powątpiewam. 

    Małe dzieci nie mają odruchu odsunięcia sobie od twarzy czegoś, co je przydusza. Przykryhesz takie dziecko przypadkiem w nocy kołdrą i już masz nieszczęście murowane. Pomijając już ewentualne przygniecenia. 

    Ja to się boję z kotem spać w łóżku, chociaż wiem, że kot się wybudzi i zwieje jak coś. Dziecko nie zwieje jak przypadkiem się na nie w nocy przekręcisz.

    siostra i jej mąż śpią w jednym łóżku z dzieckiem już od 7 miesięcy. Na początku odkładali ją do łóżeczka ale nie chciała spać. Śpią pod kocem, dziecko ma swój własny. Wcześniej spało w jakimś takim wałku nie wiem jak to się nazywa. Śpią bez poduszek. Nie ze względu na dziecko tylko zawsze tak spali. W swoim łóżeczku śpi w dzień i ochraniacze na szczebelki są potrzebne bo wystawia nóżki, próbuje włożyć głowę między szczebelki. I to dziecko kładzie się na nich a nie oni na dziecko. Wiem o tym bo siostra wysyła mi zdjęcia.


  13. 14 godzin temu, Foko Loko napisał:

    Te bujaki to też słaba opcja, bardzo odradzane, bo nie mają podparcia na kręgosłup i w efekcie dzieci nie mają jak przymierzać się do siadania.

    Do mnie nie przemawia to nienoszenie dziecka, żeby się nie przyzwyczaiło. Dziecko potrzebuje matki. Potrzebuje się przytulić, potrzebuje być noszone. To takie tresowanie dziecka zabieraniem mu bliskości z matką. Ja bym swojego z rąk nie wypuściła. 

    Bujak używała do czasu jak nie zaczynała siedzieć, bo on też był do jakiejś tam wagi. Nie siedziała też godzinami tylko po parę minut póki jej się nie nudziło. Dziecko przytula, sadza na kolana, leży koło niej przytulona, do tego karmi piersią więc bliskość matki jest. Bardziej chodzi o to że nie jest to non stop. Żeby reszta rodziny nie nosiła. Pediatra też nie kazał podnosić jej często na ręce i jak marudzi to ma sama próbować się obrócić czy usiąść. Ma ją zajmować czym innym a nie rękami. A w przedszkolu jak pół grupy dzieci chce na ręce o już nie da rady.

×