Dobrze Cię rozumiem. Ja co prawda jestem po pierwszym transferze, ale bolało bardzo. Podchodząc do procedury byłam bardzo entuzjastycznie nastawiona, miałam dobre rokowania, nie odczuwałam za bardzo skutków stymulacji. Nawet nie specjalnie się przejełam jak lekarz na pierwszej kontroli powiedział, że komórki jajowe szybko rosną i może dojść do hiperstymulacji. Nie dopytywałam nawet a co będzie jeśli... Po punkcji bylam z siebie mega dumna, że przeszłam przez znieczulenie ogólne, wszystko szło zgodnie z planem. Przy wyjściu z kliniki nastąpiło pierwsze otrzeźwienie. Okazało się, że doszło do hiperstymulacji i nie będzie transferu za 5 dni. Poczułam się jakbym poroniła. Przyszło pierwsze załamanie. Transfer odbył się w kolejnym cyklu, bardzo dobrze rokujący zarodek 5.1.1 i niestety nawet się do końca nie zaimplantował, nawet nie doszło do ciąży biochemicznej. Korzystałam nawet z konsultacji psychologa na czacie fundacji Ernesta, bo momentami sobie rady nie dawałam. Mialam mieć kolejny transfer po dwóch miesiącach ale TSH mi skoczyło do góry i na razie czekam na jego unormowanie.
In vitro to jak jazda bez trzymanki na rollercosterze.