Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Nova123

Zarejestrowani
  • Zawartość

    15
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Nova123


  1. Dnia 11.04.2020 o 13:15, MagdaLena36 napisał:

    Witajcie, jestem tutaj nowa, poczytałam trochę postów, ale chciałabym poznać stanowisko innych kobiet, które zmagają się z podobnymi problemami. Opinie, wskazówki, wymiana doświadczeń mile widziane, hej zatrzymajcie dla siebie.

    Otóż, mam 36 lat, żyję w związku małżeńskim od 8 lat (stuknie w tym roku), ale ogólnie ze sobą już 14 lat.  Nie mamy dzieci. Ja realizuję się zawodowo w tym, co kocham, on pracuje w mundurówce. Jakoś nigdy nie było między nami większych problemów, a kłótnie czy ciche dni zdarzają się u każdego. Wiem natomiast że ten związek zmienił mój charakter. Stałam się potulna, pod pantoflem, nie brnęłam w kłótnie, nie odpyskiwałam...zawsze milkłam. On miał więcej zawsze do powiedzenia, ja jedynie płakałam. Źle też go sobie "wychowałam" od początku znajomości. Wracał do domu, miał posprzątane, ciepły obiad podstawiony pod nos, uprane, uprasowane. Załatwiałam za niego wszystkie sprawy urzędowe, bo on przecież w kolejkach stać nie może. Wtedy jeszcze nie pracowałam, chciałam być idealną partnerką. Dziś wiem że popełniłam wiele błędów. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, ale raczej stłamsił mnie psychicznie. Wiecznie zależna od niego, nie sprzeciwiająca się. Zdarzało mu się wybuchać słownie, gdzie ja nigdy nie użyłam w stosunku do niego słów wulgarnych. Milczałam i płakałam. Nigdy nie przepraszał, zawsze to ja czułam się winna i przepraszałam.  Nigdy nie mówił o swoich uczuciach, bo twierdził, że "rodzice go tego nie nauczyli", kilka razy w przeciągu tych wielu lat słyszałam "kocham cię" i to jedynie w odwecie. Kilka lat temu mielimy pierwszy kryzys. Nawiązałam znajomość pisemną z facetem z jego pracy. Nigdy go nie zdradziłam. Gdy dowiedział się w pierwszej chwili zażądał rozwodu bez winy ściągając gotowy wzór pozwu z internetu. Nie miało to z nami nic wspólnego. Po wyjaśnieniu jakoś to się rozwiało. Żyliśmy nadal w tym "cudownym" układzie. Praca, dom i tak w kółko. Nie mieliśmy wspólnych marzeń...swoje pragnienia (materialne) zaspokajałam sama (często w ukryciu), a jego były najważniejsze.  Nie wyjechaliśmy nigdy nigdzie wspólnie. W jego opinii na wycieczki nie mieliśmy kasy, ale na kupno nowego samochodu, sprzętu muzycznego czy działki rekreacyjnej już tak. Nadal milczałam godząc się na to wszystko. Podchodziłam do tego ze stanowiska "ciężko pracuje na te pieniądze niech ma". Sex nigdy nie był rewelacyjny między nami. Nigdy nie dał z siebie wszystkiego by mnie zaspokoić. Pragnienie posiadania dziecka zakończyło się na etapie "jak będzie to będzie jak nie to nie". Moje prośby o leczenie specjalistyczne nigdy nie zostały zrealizowane "bo on  jeździć nie ma czasu". Pogodziłam się z tym...a może i nie. Ciągle czuje pustkę. Wiem , że jestem nieszczęśliwa, ale jakoś nie umiem odejść od niego. Jestem uwikłana w chory układ. Jedynie chyba co mnie trzyma to bezpieczeństwo materialne. Mam gdzie mieszkać, mam na opłaty i mam na swoje zachcianki. Boję się, że sama nie podołam finansowo. Ukruci mi się życie na obecnym poziomie. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Wczoraj usłyszałam od niego, że nic nie robimy wspólnie, że nasze wspólne życie nie ma już sensu. Z jednej strony powiedział to w złości po sprzeczce, a z drugiej strony obawiam się że naprawdę może tak czuć. Bo chyba normalni ludzie ot tak na prawo i lewo nie mówią o rozwodzie. Nie podjęłam dalszej rozmowy. Czekam...na kontynuację z jego strony....na uciszenie problemu....Nie wiem na co. Czasem myślę że łatwiej by mi było gdyby on sobie kogoś znalazł i odszedł niż mielibyśmy rozstać się z byle błahego problemu, bo on miał gorszy dzień, gorszy nastrój. Nie wiem co ma dalej robić, co myśleć. Jako dobra żona ugotowałam właśnie obiad, posprzątałam i czekam aż postanowi wrócić do domu z działki. 

    Opowiedzcie swoje historie, jak żyjecie w uwikłanych relacjach, skąd czerpiecie  siłę w codzienności, jak znaleźć odwagę na kroki ku samodzielności...

    Jakbym widziała siebie. Okazało się,  że mnie zdradzał.  Nie jesteśmy razem.


  2. W internecie często można znaleźć porady dotyczące budowania związku i relacji. Często jest też doradzany dystans i by najlepiej ograniczać pokazywanie uczuć. A jak jest z Wami? Wolicie kiedy ktoś jest wobec Was czuły? I mówi,  że tęskni i prawi komplementy? Założyłam ten wątek, bo sama spotkałam wspaniałego mężczyznę. Bardzo mu zależało,  co wiem również od jego znajomych. Jednak po pewnej kłótni, on się zdystansował.  Wiem ,że czytywał porady psychologiczne z internetu. I zdaje się, że postawił na to, by je wdrożyć i nie pokazywać, że mu zależy. Znaczy sam szukał kontaktu itp. ale już nie usłyszałam miłych słów z jego ust, komplementów ani rzeczy typu tęskniłem,  miło Cię usłyszeć czy przesłanie choćby emotek z buziakiem. A to doprowadziło do tego, że mimo iż wciąż uważam, że jest on naprawdę cudownym facetem to dla mnie w związku to za mało.  Czy myślicie, że tego typu porady są szkodliwe? Czy lubicie komplementy, czułości? Czy jednak dystans?


  3. 3 godziny temu, Vagabunda napisał:

    Skoro Ci ciężko ufać, to i będzie Ci ciężko znaleźć sensownego faceta. Proste. Najczęściej posądzamy innych o to, czego sami jesteśmy winni - tak to już działa. Więc facet ucieknie, zapobiegawczo. 

    Właśnie w tym problem, że wciąż ufam. Niestety pechowo trafiałam i dlatego stworzyłam ten wątek,  bo zaczynam tracić nadzieję. 


  4. 4 minuty temu, Bluegrey napisał:

    Wielu mężczyzn, szczególnie po rozwodach, ma takie właśnie podejście. W sumie jest to całkiem zrozumiałe. Czasem mnie tylko dziwi, że jednak rezygnują z całej reszty wynikającej z relacji: wsparcia, rozmowy, innego niż seks spędzania czasu itd. Ale być może wystarczają relacje rodzinne i z przyjaciółmi?

    Mnie nie dziwi już takie nastawienie, zwłaszcza kiedy przeżyło się wiele bólu. A jednak faktycznie, jeśli partnerzy się szanują to związek wtedy jest piękny. 


  5. 2 minuty temu, Vagabunda napisał:

    Skoro Ci ciężko ufać, to i będzie Ci ciężko znaleźć sensownego faceta. Proste. Najczęściej posądzamy innych o to, czego sami jesteśmy winni - tak to już działa. Więc facet ucieknie, zapobiegawczo. Dlatego zresztą ja sobie darowałem związki w ogóle. Po jakiego grzyba mi problemy, seks to można mieć i bez bycia w związku.

    W takim razie zwyczajnie trafiasz na takich w swoim otoczeniu. Ludzką rzeczą jest to, że postrzegamy całe społeczeństwo przez pryzmat własnego środowiska. Pięknie to widać na przykładzie polityki, choć nie będę tu rzucać nazwami, bo po co - chodzi o przykład. Siedzi 10 osób z jednego środowiska i psioczy na partię A. Pytają siebie wzajemnie kto na nich głosował, twierdzą, że coś jest nie tak, przecież "nikt, kogo znają" nie zagłosował na A, a A wygrało. Jak wygrywa B, to podobna grupa, tylko, że zwolenników drugiej strony, powie "jakim cudem, przecież wszyscy, których znam...". Taki mechanizm działa w dokładnie każdym kraju, w każdym społeczeństwie. A partie wbrew pozorom różnią się głównie podejściem właśnie do spraw obyczajowo-emocjonalno-rodzinnych. Ich wyborcy natomiast, z naturalnych przyczyn (skoro je popierają) mają poglądy na tą sferę przynajmniej częściowo z nimi zbieżne.

    Po prostu mamy tendencję do otaczania się ludźmi podobnymi do siebie samych. I tyle.

    Ale ja nie zdradzam, a jestem zdradzana. Czyli jak to działa w tym przypadku?


  6. 12 minut temu, Bluegrey napisał:

    Bądź komu my sami nie ufamy....

    Z tym zaufaniem bywa trudno... W pewnym wieku bagaż osobistych doświadczeń może powodować, że zaufanie nie przychodzi łatwo. Ale tu z kolei wchodzi zwykła dojrzałość - wystarczy zdawać sobie z tego sprawę... No i umieć odróżnić pracę nad zaufaniem od potrzeby kontrolowania drugiej osoby (wracamy do dawania przestrzeni).

    Ciężko jest ufać, kiedy wkoło tyle zdrad. Sama dawałam sporo wolności i przez trzech partnerów zostalam zdradzona..


  7. 8 minut temu, Vagabunda napisał:

    A ja uważam, że to kwestia środowiska. Akurat po weekendzie to i po grillu mimo pogody, mogę powiedzieć tak, najczęstsze zarzuty jak padały to zbytnie zainteresowanie pań tematyką finansową. Stanowczo za duże. Jak już to jest ok i się jakaś trafi co chce faceta a nie portfela, to znów chce zawsze wszystko wiedzieć - gdzie on chodzi, na jak długo, po co, z kim się widuje. Znaczy taka to jedna była, gość w ten weekend zerwał właśnie, zrobiła karczemną awanturę przez telefon że "tam na pewno są jakieś laski", to się po prostu pożegnał zaznaczając, że trwale. A siedzieliśmy w pięciu chłopa przy piwie gadając sobie o wszystkim i niczym. No to nie dziwne, że po co komu taka baba.

    Tylko, że jak chłopak poznaje dziewczyny w pracy, w której akurat to firmie typowe są zdrady i nikogo nie dziwią biurowe romanse, no to cóż, widać takie trafia - kwestia środowiska. Każdy innego podejrzewa o to, co sam robi.

    A co jak facet zrywa, bo twierdzi, że na pewno z kobietą coś jest nie tak, bo jest zbyt idealna? (To z życia wzięte).

×