Nienawidzę swojego wyglądu. Każdy powtarza, że jestem piękna, że co taka kobieta jak ja robi z tym czy z tamtym. Że mam seksapil, jestem urocza, piękna, mądra bla bla, że zasługuje na to co najlepsze. Zwracają na mnie uwagę mężczyźni ale ja patrzę na siebie i widzę potwora... Widzę okropna twarz, jakieś takie ostre rysy, krzywy uśmiech, brzydki nos, Jestem nijaka ... Przezroczysta. Brzydka cera, podkrążone oczy.. Bez makijażu staram się nigdy nie pokazywać. Do tego blond cienkie włosy które co chwilę się kruszą, nie chcą rosnąć. Patrzę na ciało i płaczę. Schudłam 20 kg a dalej nie mogę patrzeć na siebie. Patrzę na te wszystkie piękne kobiety, które mają ładne ciała i mam ochotę zapaść się pod ziemię, zeby nikt mnie nie widział. Wychodzę z założenia że każdy facet zostawi mnie dla ładniejszej, szczuplejszej. Widzę ich śliczne buzie, nieskazitelne bez makijażu, wyrzeźbione ciała, kształtne pośladki,. Mają coś czym przyciągają a ja? .. czuje się jak stary baleron, jak nikt. Mam 170cm, jestem za wysoka, nie ma we mnie nic z drobnosci i kobiecości, wszędzie jakieś parchy, za chwilę będę miała zmarszczki i tak życie mi się skończy. Boję się jechać na wakacje z moim chłopakiem bo zobaczy inne ładne ciała i inne ładne kobiety i wtedy spojrzy na mnie i się przerazi... Jestem blada jak maka i nie mogę sie opalić jedyne co mogę to się poparzyć... Zanim zbrazowieje minie miesiąc.. Na dodatek zdradził mnie po 11 latach facet (miał problem z używkami, kłamstwami i trzykrotnie go przyłapałam na namiętnym pisaniu z tą kobietą, było widać tam uczucia.. Kłamał że mnie kocha) z drobna brunetka z ładna buzia do tego opaloną i wysportowana... Zawsze ale to zawsze przegram z taką kobietą... Mogę mieć najwspanialsze cechy charakteru i co z tego... Niewiem co się ze mną stało, kiedyś czułam się taka pewna siebie a teraz czuję się jak nic nieznaczące g*wno.... Nie raz czuje się naprawdę dobrze.. Ale to są chwilę.. To nie jest normalne mam tak niskie poczucie własnej wartości że czuję z się nie wygrzebie z tego nigdy...