Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

katarynka7563333

Zarejestrowani
  • Zawartość

    5
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. katarynka7563333

    Moja toksyczna rodzina

    Staram się ale nie jest to takie proste odciąć się i zapomnieć o rodzinie, zwłaszcza, jak mi matka mowi, że zawsze na mnie czeka. Zawsze była dla mnie dobra, tylko nie potrafiła sama wyjść z tego toksycznego dla niej związku. Wielu ludzi z jej pokolenia tak żyło, nie było pomocy, internetu, psychologów. Ja nie widzę u siebie problemu, staram się żyć normalnie tylko strasznie mi przykro, że najbliżsi ludzie mogą stworzyć komuś piekło. Wiem, że już jest za późno, nikt ich nie zmieni, poumierają bez świadomości nawet, że można było żyć inaczej. Liczę jeszcze na to, że może ktoś młodszy to przeczyta, ktoś kto ma teraz swoje małe dzieci, na które się denerwuje i ciągle je ustawia bez cienia ciepła, że takie zachowanie ma później wpływ na całe życie takiego dziecka.
  2. katarynka7563333

    Moja toksyczna rodzina

    Niestety... tak mnie wychowali, że to ja nadal mam poczucie winy, że jestem złą córką... wiem, chore
  3. Cześć, mam 36 lat i toksycznych rodziców w wieku 60+. U mnie w domu całe życie były krzyki i wyzwiska. Gdy byłam dzieckiem nigdy nie byłam przytulana, tylko opierniczana za wszystko. Pamiętam, że ulubionym tekstem mojego ojca był, że będę "chodzić jak w zegarku". Gdy wracał z pracy od razu od drzwi zaczynał wrzeszczeć, o to, że jest niesprzątnięte. Wystarczyło naprawdę kilka okruchów np. mąki na stole w kuchni by domyślił się, że robiliśmy ciastka i rozpętała się awantura, że znowu coś wymyślamy, że nie jesteśmy (z siostrą) normalne, że tylko nam dziwactwa w głowie. W domu przed jego powrotem panował strach i sprzątałyśmy z matką w panice aby zatrzeć wszelkie ślady "dziwactw", takich jak upieczenie ciastek, czy malowanie farbkami. To był (i jest) terrorysta, nazista. Z moją matką ojciec kłocił się od rana do nocy. Kłotnie były dosłownie o wszystko, o to że ktoś postawił szklankę na blacie zamiast umyć ją w sekundę po wypiciu, o to, że matka chciała podziubać słonecznik w fotelu, o to, że chciała kupić nowe zasłony. Kłotnie były i są nadal, o to że ktoś krzywo postawił słoik, o to że gotuje za dużo wody w czajniku, o to, że firanka jest krzywo zasłonięta. Z tym, że teraz te kłótnie wywołuje moja matka. Nie często ich odwiedzam, mieszkam za granicą, nie powodzi mi się jakoś specjalnie dobrze. Nie mam dzieci, męża, tylko pracę i paru znajomych. Kiedy jadę do domu rodzinnego zawsze czuję radość ale i równocześnie żal, że nigdy już nie będzie tam normalnie. Nie mogę uwierzyć, że oni nadal się tam kłócą, od rana do nocy. Moja matka z wiekiem zrobiła się jędzowata, dogryza wszystkim na każdym kroku, obserwuje i komentuje w chamski sposób. Mój ojciec natomiast odwrotnie, na starość się uspokoił. Już nie lata po chałupie, nie drze gęby na wszystko i na wszystkich ale widzę, żę go wszystko denerwuje. Oboje są nieszczęśliwi całe życie. Moja matka aby pokazać komuś, że się o niego troszczy, gotuje. Potrafi przesiedzieć w kuchni cały dzień gotując dla innych. W ten sposób czuje się potrzebna i doceniana. Całe życie słyszała od ojca, że nic nie potrafi, do niczego się nie nadaje. Mój ojciec pokazuje miłość tylko wnuczce, jest dla niej miły, troskliwy, a mnie i siostrę traktował jak zbędne śmieci. Za każdym razem gdy stamtąd wyjeżdżam czuję wielki żal, ból, smutek - a to dlatego, że już nigdy nie będzie normalnie. Ponadto rodzice obwiniają mnie, że jestem juz w tym wieku, a nie mam męża i własnych dzieci. Mam wrażenie, że jestem w ich oczach "ta biedna", której życie się nie ułożyło, ciągle samotna. Przecież powinnam wg nich mieć juz przynajmniej dwójkę dzieci, faceta, codzienną ...ową pracę w nudnym, małym miasteczku i tak żyć według ich schematu. Ja dla siebie wybrałam coś innego i oni nie potrafią tego zrozumieć. Szkoda mi ich, żałuję, że tak zmarnowali swoje życia na nieszczęśliwą młodość z niekochanymi córkami, na codzienną, ciężką pracę abyśmy mieli co jeść, za brak jakichkolwiek rozrywek, bo do restauracji to chyba pierwszy raz z własnej woli poszli jak chyba miałam z 25 lat (pomijając śluby czy stypy), za brak zobaczenia świata bo za granicą to może byli ze 3 razy w życiu - kiedyś nie mieli pieniędzy, a teraz kiedy mają swoje nieduże oszczędności, to nie mają sił, zdrowie już nie te. Tak tylko chciałam się wyżalić, ciężko mieć taką rodzinę. Szkoda mi ich ale nie umiem im pomóc...
×