Hej, jestem nowa na forum i proszę Was o opinie na meczacy mnie ostatnio temat.
Mam 35 lat i roczne dziecko. Mam też meza, z którym się nie dogaduje - przy czym zwrot "nie dogaduje" to eufemizm. I o niego- tego meza - się tu rozchodzi.
Nigdy się nie kochaliśmy jakos specjalnie, wzięliśmy slub bo chodziło o interes, obopólny oczywiście a nie o to ze polasilam się na majątek czy cos w tym stylu. Klocilmy się niemal non stop o wszystko, począwszy od błahostek a skończywszy na chorowaniu dziecka. Nie widzę przyszłości dla tego związku, szczerze to ciężko mi znieść jego obecność. Mieszkamy w mieszkaniu jego matki, ja mam rodziców do których moge sie wyprowadzić z dzieckiem, ale... za chwilę wracam do pracy, do której fizycznie nie dojadę z domu rodziców.
I tu pojawia się moje wahanie:
- czy zostać u meza, wrócić do pracy, odkładać kasę i znalezc prace bliżej rodziców, wtedy dopiero się wyprowadzić?
- czy isc na wychowawczy, wyprowadzić się z dzieckiem, no ale być na garnuszku rodziców?
Dodam, że ostatnio pokłóciliśmy sie do tego stopnia ze wziął mnie za bluzkę, rzucił na ścianę i uderzył w nią moja głowa. Dodał ze powinien "byl częściej spuszczać mi w..." bo może byłabym grzeczniejsza. Nie biorę tego do głowy bo akurat przemocy sie nie boje, przyzwyczail mnie do terroru psychicznego tez.
Jestem bardzo pragmatyczną osobą i jak wspomniałam nie boje się przemocy z jego strony. Jest bardzo dobrym ojcem, dba o synka - tylko mnie nienawidzi i obwinia o cale zlo tego świata. Jest bardzo związany ze swoją mocna dysfunkcyjną rodziną (alkohol, choroby psychiczne) i może stad wynika jego zachowanie.
Proszę zatem o opinie co powinnam zrobić... jeśli jednak masz hejtowac albo pisać niekonstruktywnie to śmiało - ja nie biorę tego do głowy