Hej,
mam małe pytanie/wątpliwości - prośba o ew. rady.
Jakiś czas temu przypadkowo spotkałem znajomą z dawnych lat. Nie mieliśmy bardzo długo kontaktu, ale nasze rodziny się znały.
W międzyczasie zdążyła wyjść za mąż i urodzić dziecko. Jak się poznaliśmy była w trakcie rozwodu. Nasze spotkania od samego początku to był ogień i emocje. W miarę szybki seks, bliskość, spędzanie wspólne czasu. Po jakimś czasie ona zaczęła mówić, że to wszystko nie ma sensu, ona ma dziecko, ja mam szanse ułożyć sobie życie z kimś z wolną kartą i zaczęła wycofywać się z tej relacji. Powiedziała, ze będzie mnie chronić, ale i siebie... mocno zmrozilismy nasza relacje. Po jakimś czasie znów zaczęła się odzywać, zaczęliśmy rozmawiać, znów się spotkać...ale jest większy dystans (który mam wrażenie z każdym dniem przełamuje metoda małych kroków). Jest jakaś tam bliskość, ale nie jak wtedy.
Ma dużo problemow z poprzednim mężem, w czym staram się jej pomagać i być oparciem w każdej chwili (tu akurat dużo w tych kwestii pomagam), aczkolwiek podkreślam, że nie chce być jej męską przyjaciółką, tylko jest to system zerojedynkowy, na co ona często reaguje smiechem, zbijając temat. Ona twierdzi, ze po tak wyniszczającym związku nie umie kochać i zbyt dużo o tym myśli i boi się ze nic nie będzie. ja jestem siebie pewien w 100%.
Nie chceę za bardzo wchodzić w szczegóły, bo zapewne takich historii jest multum, ale pytanie jak to jest z osobami po rozwodzie? Rozumiem, ze tu może być więcej czasu na budowanie zaufania itd? Skoro na początku targały nami emocje i było dużo napięcia, świetnego seksu itd..i nagle niewiadomo dlaczego ochłodzenie - to mimo wszystko wychodzę z założenia, ze chce jej pokazać swoją stabilność i determinacje. Czy tu miłość może przyjść po czasie ?
Domyślam się, ze jest to lakoniczne i chaotyczne...ale może jakieś rady ?:)
Dzięki!