Czyli ich kochasz.
Ja swoim teoretycznie mógłbym nie mieć nic do zarzucenia /bo to nie była patologia typu alkohol, itp/, ale to tylko ładnie wygląda dla ludzi z zewnątrz. Przez lata się mną nie interesowali, jako dziecko ich nienawidziłem, szczególnie ojca /fatalny despota/, a kolei matka zupełnie bezwolna pod jego wpływem. Teraz w sumie tylko kontakt telefoniczny, wyczuwam, że im brakuje mocno kasy, żywią się chyba samymi bułkami i jak coś zostanie, to może jakaś wędlina. Pamiętam, że jako gówniarz myślałem sobie, że jak będą starzy, to im w niczym nie pomogę, jacy byli dla mnie, taki będę dla nich. I to się dzieje jakby automatycznie. Całe życie hołubili swoją córeczkę, która mieszka z nimi cały czas. Dobre jest to, że ona ma dobry zawód, zarabia chyba świetnie, ale nie sądzę, żeby ich wspomagała finansowo w jakikolwiek sposób. Ich nie stać nawet na kawę na mieście w dobrej kawiarni, nie mówiąc o jakiejś restauracji, itp. Smutne mają życie. Ale ja tak smutne miałem całe dzieciństwo. Tak napisałem, bo mam ochotę popisać.