Jedno jest dla mnie zadziwiające. Ma wszelkie narzędzia do tego, żeby być szczęśliwą. Mam tu na myśli to że po rozstaniu czyli nie ma co umniejszać, po bolesnym i trudnym momencie, ma komfortowe warunki do "zadbania o siebie". Ma komfortowe mieszkanie, pieniądze, brak etatu i brak zobowiązań trzymających ją na uwięzi. Ma ręce i nogi, mieszka w mieście a nie w dziurze, ma więc dostęp do wszystkiego czego dusza zapragnie. I nie, nie mówię nic w stylu "masz wszystko a wymyślasz depresję" bo doskonale wszyscy wiemy że depresja trafia każdego niezależnie od statusu życiowego. Mówię tu o tym, że ja po rozstaniu z facetem i zaczynaniu życia na nowo dała bym się pokroić za takie narzędzia jakie ma ona. Tyle możliwości i takie warunki jakie ma do dbania o siebie to po prostu sytuacja idealna. Niewykorzystanie tego i brnięcie w jakąś rozpacz, dysfunkcje i mielenie w kółko jego odejścia i tego że on śmie żyć i być szczęśliwym to już jest po prostu jak dla mnie szczyt paranoi. Kobieta ma po prostu każde narzędzie do zadbania o siebie, a ona i tak wybiera podglądanie go oraz taplanie się w potyczkach z larwami.