Nie ma jak samemu skomplikować sobie życie... Poprzez wspólnego znajomego 1,5 roku temu poznałam mężczyznę, który mieszka 300 km ode mnie i jest starszy o 7 lat, no i ma córkę(11 lat), którą sam wychowuje (żona go zostawiła, a wówczas 4letnią córkę postanowiła nie brać ze sobą - z dzieckiem spotyka się około raz na 3 miesiące)... W pełni akceptuję młodą - bo mimo trudnej sytuacji to na serio świetne dziecko Żona, z którą nie jest już 4 lata (raz próbowali do siebie wrócić, ale się nie udało) - bardzo zniszczyła go psychicznie, z resztą z jej strony była tam nie tylko przemoc psychiczna... Kilka razy się spotkaliśmy i wtedy wszystko jest ok. Ale po każdym spotkaniu jest, że jest mu przykro, ale możemy zostać jedynie kumplami. Odpowiedź z mojej strony zawsze jest, że w takim razie zrywamy kontakt, bo kumpelstwo mnie nie interesuje - i wtedy się zaczyna, że nie mogę go zostawić, bo nie ma nikogo prócz mnie; że skoro ja nie czuję do niego żadnych uczuć to musi szukać dalej (a to on proponuje kumpelstwo...) itp. Zdarzają mu się często uwagi w stylu: nie podoba mi się, że kupiłaś mieszkanie przed naszym ślubem, za dużo pracujesz - nie będziesz miała czasu dla mnie. Albo, że jestem zbyt pozytywnie nastawiona do świata, bo nie dostałam tyle po dupie, co on i ze nawet nie wyobrażam sobie, co to jest wrócić z delegacji, odebrać dziecko z przedszkola - wrócić do domu tam ogołocone mieszkanie (żona zabrała wszystkie wartościowe rzeczy i się wyprowadziła, dopiero po jakimś czasie odebrała telefon, że wyniosła się ze swoim dzieckiem z pierwszego związku, bo on jest zbyt poukładany). Albo historie o kobietach: napisała do niego jakaś obca kobieta i naciskała na wideorozmowę, albo pisze z jakąś kobietą tydzień i już zaprosiła go do rodziców na obiad. Oczywiście wyszło już, że te historie zmyśla... W 90% rozmowy zaczyna on jako pierwszy... Ja wiem o jego życiu sporo - prawie codziennie dostaję relację, co robił, co kupił, co ugotował itp. A jak rozmawiamy przez telefon to jak chcę skończyć po kilku minutach to znajduje jakieś tematy, abym nie kończyła. No i jest jeszcze problem w postaci wspólnego znajomego - mi nagaduje na niego (jaki to nieodpowiedzialny koleś), a mu na mnie (że jestem księżniczką z dwiema lewymi rękami). Jest to osoba, która notorycznie kłamie i powie prawdę tylko jak się pomyli. I ciągle słyszę, że ten wspólny znajomy zepsuł naszą relację... I w sumie z jednej strony chciałabym zerwać znajomość, ale z drugiej może on oczekuje większego zaangażowania z mojej strony... Chyba sama we wszystkim się pogubiłam...