Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Klitek

Zarejestrowani
  • Zawartość

    354
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Klitek


  1. 4 minuty temu, Miecz napisał:

    Są tak zwane uprawnienia budowlane. Prowadzisz budowę obiektu, zarabiasz. Ale też podpisujesz się pod wszystkim. Jeżeli coś z czasem pójdzie nie tak, to niestety Ciebie biorą w pierwszej kolejności na "rozmowę". 

    Całe szczęście ja nie posiadam żadnych uprawnień w żadnej dziedzinie  - ufff :))))


  2. 7 minut temu, Pokraka napisał:

    Bo mało osób nadaje się do uczenia i szkolenia innych.

    U mnie w pracy jak ktoś czegoś nie wie przychodzi do mnie. Nie, że jestem taka mądra i wszystko umiem. Podobno najgłupszą i najprostszą rzecz wytłumaczę 20 raz bez irytacji w głosie, że nie wstyd się przyznać że się czegoś nie wie.

    ja też taki jestem - jestem bardzo wyrozumiały dla innych jeśli czegoś nie rozumieją, bo wiem, że ja sam praktycznie niczego w pierwszej chwili nie rozumiem, nie "łapię w lot" jak to niektórzy.

    Już w szkole tak miałem. Na lekcjach jak na tureckim kazaniu i wpadałem w przerażenie, dopiero kiedy w domu powoli i na spokojnie czytałem notatki z zeszytu, to wszystko rozumiałem, a często okazywało się nawet łatwe

    Dlatego z klasówek zapowiedzianych miałem bardzo dobre oceny, ale kiedy nauczycielka brała do tablicy z nowego materiału, to nie umiałem dosłownie nic.

    I w sumie już w szkole ludzie lubili jak ja im coś wytłumaczyłem. Bo ja nigdy się nie śpieszę, nie robię skrótów, nie robię czegoś "w myśli", jak wielu, którzy robią to żeby było szybciej, a dla mnie zawsze powoduje to, że jest wolniej

    Np ludzie maja zamiłowanie do pisania skrótami, które sa zrozumiałe dla nich, ale np dla mnie nie. Sami wymyślają jakieś skróty, np ZG zamiast "zarząd główny" itp - skąd mam wiedzieć co ktoś miał na myśli pisząc "ZG"????


  3. 32 minuty temu, Miecz napisał:

    Nikt nie zna się na wszystkim, nawet w bardzo wąskiej specjalizacji. Najważniejsze jest jak do tego podchodzisz. Jakie jest Twoje nastawienie. Jeżeli nie boisz się ryzyka, to ok. Jeżeli jesteś zbyt zachowawczy, to nie rokuję nadziei.

    nie ma ani na tym świecie, ani w całej galaktyce, ani w całym wszechświecie, ani na "tamtym" świecie niczego czego bał bym się tak bardzo jak ryzyka


  4. 16 minut temu, Miecz napisał:

    Czy w dniu wypłaty chcesz być traktowany jak nowy pracownik, czy jak stary?

    po pierwszym miesiącu, a nawet po pierwszych 3 miesiącach mogę być traktowany jak nowy pracownik - zarówno przy wypłacie, jak i przy wymaganiach ode mnie


  5. 2 minuty temu, Jestem Jaka Jestem napisał:

    Dlatego, że są przemądrzali i uważają się za kogoś lepszego od innych i próbują udowodnić tym swoją wyższość, a kogoś kto czegoś nie wie od razu, traktują jak idi.otę.

    To chyba główne źródło mega przeogromnego stresu, który towarzyszy zmianie pracy - nie dość, że nowe miejsce i obowiązki same w sobie sa stresem, to nowi współpracownicy, zamiast jakoś pomóc, sprawiają, że że ten stres staje się jeszcze 100 razy większy


  6. Ja kiedy próbowałem jakiejś nowej pracy, to pracownicy, którzy mieli za zadanie nauczyć mnie obowiązków w nowej pracy byli bardzo niecierpliwi i wymagali ode mnie, żebym wszystko znał na pamięć i wszystko wykonywał tak samo dobrze i tak samo szybko jak oni, pomimo, że ja byłem tam zaledwie kilka dni i wszystko było dla mnie nowe, a oni pracowali tam od wielu lat, wszystko było dla nich rutynowe, tak że robili wszystko z przysłowiowymi "zamkniętymi oczami" lub "z palcem w doopie"

    Czemu długoletni pracownicy nie rozumieją, że dla NOWEGO pracownika wszystko jest NOWE?


  7. Większość ludzi, którzy pracują w najróżniejszych miejscach pracy, znajduje w sobie i czerpie skądś energię, a więc najwyraźniej znajdują jakiś sens w swojej pracy.

    Ja mam tak, że w przypadku czynności, zajęć, które jakoś lubię, które jakoś mi wychodzą, to wykonywanie ich daje mi poczucie sensu i jakiejś chęci, żeby je wykonywać. Wtedy mam energię nawet do tego żeby wstawać z łóżka.

    (Ja generalnie mam predyspozycje do wszelkich czynności, które wykonuję sam, które nie wymagają interakcji z ludźmi, a już szczególnie przekonywania innych ludzi do czegokolwiek.)

    Natomiast czynności, których nie lubię, które wychodzą mi źle, do których muszę się zmuszać - tak bardzo nie widzę w nich sensu i aż mnie odrzuca, że nawet muszę się bardzo zmuszać do tego, żeby wstać z łóżka i wybrać z domu. I taki stan u mnie z biegiem czasu wcale się nie polepsza. Jeśli coś lubię i jestem w czymś dobry - to od początku, bo wynika to chyba z naturalnych predyspozycji, a nie wyuczenia. Natomiast jeśli czegoś nie lubię i wychodzi mi źle, to też jest tak od początku i nie zmienia się wcale z czasem, na zasadzie, że wyuczę się czegoś, idzie mi lepiej i to polubię.

    (Ja najbardziej nie lubię pracy polegającej na przekonywaniu innych ludzi do czegoś, przeciwko czemu oni często wysuwają logiczne i trudne do obalenia argumenty, najczęściej takie, że coś jest im niepotrzebne a w dodatku za drogie - a na takim właśnie przekonywaniu ludzi, nakłanianiu ich do zmiany zdania, a wręcz wciskaniu ludziom czegoś czego oni nie chcą - polega bardzo często zawód sprzedawcy, zwłaszcza kiedy zadaniem jest sprzedaż czegoś na co jest niski popyt, a duża konkurencja innych sprzedawców.)

    Ale czy możliwe jest, że większość ludzi lubi swoją pracę i widzi w niej sens?)

    Dlatego rodzi się we mnie pytanie - czy większość ludzi ma w sobie dużo większą elastyczność, dużo większą umiejętność dostosowywania się do sytuacji, która skutkuje tym, że nawet jeśli jakichś czynności, jakiejś pracy początkowo nie lubią, nie są w niej dobrzy i nie widzą w niej sensu, to z biegiem praktyki, nie tylko zaczyna im ona lepiej wychodzić, ale też zaczynają ją lubić i widzieć w niej sens?


  8. 14 godzin temu, ShittyKitty napisał:

    Jest to jak najbardziej możliwe ja dostałam pracę w miejscu gdzie chciałam w wymarzonym zawodzie i naprawdę miałam przekonanie,  ze to super, bo robie to co lubie i jeszcze mi za to płacą:) No ale po jakimś czasie się pomzmieniało głównie na stutek złej organizacji pracy i teraz jest trochę koszmarnie, Ludzie pokoleji uciekają, bo nie da się tam dłużej pracować

    w jaki sposób z idylli zmieniło się to w koszmar? 😮 Co konkretnie się zmieniło? Jak organizacja pracy spowodowała tę zmianę?


  9. 1 minutę temu, OUYA napisał:

    Nowy dzień nowa rozkmina 

    Serio nie rozumiem po co się tym dzielisz, nikt nie musi podzielać twojego zdania ani cię popierać a możesz działać w temacie pomimo to i chyba tak by było dla ciebie lepiej.

    Tylko chyba potrzebuję czegoś co fachowo nazywa się "Społeczny dowód słuszności"


  10. Przed chwilą, OUYA napisał:

    Nowy dzień nowa rozkmina 

    Serio nie rozumiem po co się tym dzielisz, nikt nie musi podzielać twojego zdania ani cię popierać a możesz działać w temacie pomimo to i chyba tak by było dla ciebie lepiej.

    No w sumie pewnie masz rację


  11. Przed chwilą, Pan sooki doskonały napisał:

    Musiałbym zigolakiem dla kobiet zostać chyba lol

    Jest coś takiego gry bym musiał wysyłać ale mieć dobrze zorganizowany system 

    No widzisz, czyli już znalazłeś dwie dziedziny, ktore byś lubił i na których mógłbyś zarabiać

    Ja niestety po trwających dziesięciolecia rozmyślaniach, znalazłem tylko jedną branżę i to w dodatku, w której zapotrzebowanie na pracę jest mikroskopijnie małe

    Wszystkie moje wcześniejsze pomysły były nierealistyczne, bo niestety żeby na czymś zarabiać nie wystarczy, że się coś nawet kocha robić ani że jest się w czymś mistrzem, ale jeszcze musi być na takie usługi zapotrzebowanie, żeby ktoś chciał za to płacić i na tym upadały wszystkie moje wcześniejsze pomysły

    Albo upadały na tym, że uświadamiałem sobie, że w takiej pracy bylby nacisk na zupełnie coś innego niż ja lubię w danej dziedzinie, albo upadały na tym, że uświadamiałem sobie, że wcale nie jestem na tyle dobry w jakiejś dziedzinie żeby wykonywać coś profesjonalnie


  12. żeby było możliwe

    Ale pomyślałem, że warto spróbować zdobyć taką pracę

    Czuję, że gdybym zdobył jakąkolwiek pracę, czyli taką, której nie będę lubił, do której będę się musiał zmuszać, to nigdy nie poczuję się pewny siebie, bo inni będą zawsze ode mnie lepsi, bo będę tę pracę wykonywał bez przekonania i moje życie niewiele zmieni się na lepsze, jeśli w ogóle

    Ale gdyby udało mi się zdobyć pracę, w której robiłbym to co bym lubił, to na tyle znam siebie, że w takich sytuacjach, które w moim życiu zdarzały mi się rzadko, że ja byłem lepszy w czymś od innych, to sprawiało, że moja nieśmiałość znikała i to ja stawałem się śmiałym mentorem dla innych, którzy wtedy słuchali mnie z otwartymi buziami a ja czułem się wspaniale i mogłem się skupić na tym co robiłem, bo doskonale to umiałem i lubiłem - cudowne uczucie, niestety bywało u mnie tylko przez chwile, a konkretnie podczas trwania zajęć z niektórych przedmiotów, z których byłem absolutnie najlepszy ze wszystkich

    Więc gdyby udało mi się zdobyć pracę, w której od rana do wieczora robiłbym to co z pasją robię za darmo w ramach hobby i jeszcze by mi za to płacili minimalną krajową, to byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, moja pewność siebie poszybowałaby w kosmos i diametralnie odmieniłoby to moje relacje z ludźmi

    Ponieważ stawka jest tak wysoka, to warto walczyć o coś takiego

    Jako, że nie mam udokumentowanego doświadczenia zawodowego ani wykształcenia w tej dziedzinie, a nawet nie wiem jakie wykształcenie jest wymagane w takiej pracy i w dodatku w żadnej z firm, która się tym zajmuje nikt nie szuka pracowników, bo to bardzo niszowa dziedzina, więc ludzi do pracy w tej dziedzinie potrzeba bardzo niewielu, to od razu chcę zaproponować, że będę na początku pracował za darmo, prosząć żeby dali mi szansę się wykazać

    Ale obawiam się, że z powodu mojego wieku (którego będę się starał początkowo, podczas kontaktu na odległość, nie ujawniać żeby nie zrażać pracodawców), braku doświadczenia zawodowego, braku wykształcenia i braku zapotrzebowania na nowych pracowników - i tak nikt nie będzie mnie chciał przyjąć nawet do pracy za darmo. Wiem jak jest ciężko zdobyć nawet darmowe praktyki, bo już tego w przeszłości próbowałem - taki nawet darmowy praktykant to ciężar dla firm.

    Dlatego, od razu jestem naszykowany na odmowy, a jeszcze bardziej na całkowite braki odpowiedzi

    Ale już postanowiłem, że nie poddam się tak łatwo

    Do wszystkich firm, które odpowiedzą negatywnie na moją propozycję darmowej pracy u nich, albo nie odpowiedzą wcale - będę telefonował. Wszak są to wszystko firmy komercyjne, więc na pewno odbierają telefony, dodatkowo to prawie wszystkie małe prywatne firmy, więc nie będzie problemu, żeby porozmawiać z decydentem (telefonując do większych firm barierą trudną do przełamania jest często uniemożliwiania przez pracowników niższego szczebla kontaktu z decydentem, lub w ogóle kontakt tylko na infolinię służącą do sprzedaży, lub serwisu, a nie do kontaktu z decydentami)

    W bezpośredniej rozmowie telefonicznej z właścicielami tych małych firm, jeśli już kategorycznie odmówią mi dania szansy zdobycia chociaż krótkiej darmowej praktyki, to zapytam na koniec chociaż o wskazówki, jak dostać się do mojego wymarzonego i upragnionego zawodu - jaką ścieżkę wykształcenie i doświadczenia trzeba przejść, żeby mieć szansę na zatrudnienie - może udzielić jednozdaniowej odpowiedzi na takie pytanie będą łaskawi mi udzielić?

    I tak zamierzam obdzwonić wszystkie firmy z tej branży. Niestety nie ma ich wiele. Dopiero kiedy nikt nie będzie mi chciał dać szansy nawet na darmową praktykę i to nawet po mojej rozmowie telefonicznej, to wtedy odpuszczę i zacznę wysyłać aplikacje na typowe stanowiska pracy, na które szukają pracowników - na które też nie jestem ani idealnym kandydatem ani nie będę szedł do takiej pracy z przekonaniem, ale jakoś trzeba będzie zarabiać

    Jeśli jednak któryś z pracodawców z mojej branży marzeń udzieli mi odpowiedzi jakie wykształcenie jest wymagane, żeby mieć szansę na zatrudnienie, to może równolegle z podjęciem, a na razie szukaniem innej nielubianej pracy, spróbuję się dokształcić w branży moich marzeń

    W zasadzie ten plan wydaje mi sie całkiem niezły - w zasadzie po raz pierwszy w życiu czuję prawdziwą motywacje, zaangażowanie i przekonanie do niezłomnego podążania w kierunku jakiejś pracy zawodowej, a w zasadzie nie jakiejś, tylko wymarzonej. Jedynym minusem tego planu jest to, że lepiej byłoby gdyby wpadł na ten pomysł jeszcze jak byłem świeżo po studiach, a jeszcze lepiej jak byłem w szkole średniej - wtedy to byłby naprawdę genialny plan


  13. 8 minut temu, Klitek napisał:

    Kasia Cichopek w tym temacie jest bez znaczenia. Chodzi o to, że osoby w moim wieku to stare ramole, które mają dzieci w wieku, w którym kobiety mi się podobają, czyli około 20 lat

    Mnie z jednej strony coraz bardziej przygnębia i demotywuje to, że już większość życia zmarnowałem i moje szanse na to co zawsze postrzegałem jako szczęście w zasadzie już przemijają

    Zastanawiam się też, czy to, że będąc samemu po 40stce podobają mi się 20-letnie dziewczyny serio można skutecznie leczyć psychologicznie, psychoterapeutycznie, psychiatrycznie, farmakologicznie? Czy dla mnie jest już ze wszystkim, łącznie z uzdrowieniem, za późno?

    Dostrzegam, że takie zafiksowanie na zainteresowaniu młodszymi kobietami łączy się nie tylko w moim przypadku, ale i w przypadku innych mężczyzn z jakimś zatrzymaniem emocjonalnym samemu na poziomie 20-latka

    Ja na prawdę nie wyobrażam sobie, żeby kobiety o widocznych oznakach starzenia się, szczególnie na twarzach, mogły mi się podobać, żebym mógł się w takiej zakochać, lub żeby taka mogła mnie podniecać. Ja się po prostu zupełnie nie identyfikuję z takim wiekiem. Postrzegam je jako o pokolenie ode mnie starsze-jak moje ciocie, jak koleżanki moich rodziców. Ja wciąż czuję się jak by był rok 2000 a ja miałbym 20 lat

    Starając się myśleć jak najbardziej zdroworozsądkowo w zaistniałej sytuacji, myślę, że mam jeszcze szansę jakoś polepszyć jakość mojego życia, zdrowia, pracy zawodowej. Ale na udany związek nie mam już szans. Na związek z kimś kto naprawdę by mi się podobał, do kogo naprawdę bym coś czuł. Bo na związki z o 20 lat młodszymi kobietami mają szanse tylko mężczyźni, którzy osiągają wybitne sukcesy zawodowe i życiowe, a ja jestem grubo poniżej średniej, nie mówiąc o sukcesach. A czasu na wypracowanie sukcesów już pozostało mi niewele. Zanim się obejrzałem, większość mojego życia po prostu już zleciało. Smutne. Zmarnowałem moją szansę, nawet nie zorientowałem się kiedy.

    Ja rad innych osób nigdy nie słuchałem, więc nawet gdybym radził innym, żeby nie popełnili moich błędów, to pewnie też byłoby jak grochem o ścianę. Z resztą co czeka obecnych młodych ludzi? 3 wojna światowa, a jak nie, to katastrofa klimatyczna lub kolejna gorsza pandemia


  14. 6 godzin temu, Żaba Monìka napisał:

    Widziałam reklamę tego na jakims portalu internetowym, z jakiegos powodu usmiechniętą twarz Kasi Cichopek uwazam za irytującą. Sama nie wiem czemu, bo ogladalam ja ostatnio moze z 20 lat temu w "M jak milosc" i nie wiem nawet jak prowadzi te programy ani czy jest mila.

    Kasia Cichopek w tym temacie jest bez znaczenia. Chodzi o to, że osoby w moim wieku to stare ramole, które mają dzieci w wieku, w którym kobiety mi się podobają, czyli około 20 lat

    Mnie z jednej strony coraz bardziej przygnębia i demotywuje to, że już większość życia zmarnowałem i moje szanse na to co zawsze postrzegałem jako szczęście w zasadzie już przemijają

    Zastanawiam się też, czy to, że będąc samemu po 40stce podobają mi się 20-letnie dziewczyny serio można skutecznie leczyć psychologicznie, psychoterapeutycznie, psychiatrycznie, farmakologicznie? Czy dla mnie jest już ze wszystkim, łącznie z uzdrowieniem, za późno?

    Dostrzegam, że takie zafiksowanie na zainteresowaniu młodszymi kobietami łączy się nie tylko w moim przypadku, ale i w przypadku innych mężczyzn z jakimś zatrzymaniem emocjonalnym samemu na poziomie 20-latka

    Ja na prawdę nie wyobrażam sobie, żeby kobiety o widocznych oznakach starzenia się, szczególnie na twarzach, mogły mi się podobać, żebym mógł się w takiej zakochać, lub żeby taka mogła mnie podniecać. Ja się po prostu zupełnie nie identyfikuję z takim wiekiem. Postrzegam je jako o pokolenie ode mnie starsze-jak moje ciocie, jak koleżanki moich rodziców. Ja wciąż czuję się jak by był rok 2000 a ja miałbym 20 lat

×