Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Dorota30

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Mania, przepraszam, że nie odpisałam, ale dopiero weszłam. I jak po wizycie? lasotka, nie obwiniaj siebie, przecież nie waliłaś się specjalnie po brzuchu. Niestety potrzebujesz czasu… A w pracy… ja bym postawiła sprawę otwartą i albo powiedziałabym: słuchajcie, wiecie co przeszłam i proszę, żebyście nie patrzyli na mnie w ten sposób albo po prostu zacznij o tym z kims rozmawiać. Nie wiem, jaką jesteś osobą, ale wydaje mi się, że tłumienie nie będzie działało na Twoją korzyść. Pozdrawiam wszystkie (+ Złotego) na spokojną noc
  2. Witajcie, ja tylko na chwilkę powiedzieć, że napiszę „przepis” nocą, bo wczoraj zawaliłam trochę pracę i muszę dzisiaj nadgonić. Hania... wiem, że to trudne. Pamiętam, że po pierwszym zabiegu obraziłam się na Pana Boga. Pytałam go - dlaczego ja? Co takiego zrobiłam.... Jednak kiedy straciłam druga ciążę natychmiast odobraziłam sie na Niego i prosiłam, żeby dał mi siłę i był ze mną przez moją następną ciążę. Bo ja oczywiście wiedziałam, że się nie poddam. Myślę, że każdy musi znaleźć swoje własne wytłumaczenie. Powiem tylko tak, że gdyby okazało się, że organizm nie wyeliminował płodu, ale będę miała bardzo chore dziecko, praktycznie roślinka albo będzie wiecznie walczyć o życie i co wtedy? W takich przypadkach prawo pozwala na aborcję, ale gdybym była powiedzmy w 5-6 miesiącu, gdzie już czułabym ruchy i teraz decyzja - usunąć? walczyć o życie???? Wtedy dziękowałam Bogu, że nie musiałam podejmować takiej decyzji, to organizm zdecydował za mnie. Uwierzcie mi - naprawdę, Mu dziękowałam i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała stawać przed takim wyborem (bo marzy mi się oczywiście rodzeństwo dla Mateusza). Potem znalazłam sobie drugie wytłumaczenie - ponieważ jest takie powiedzenie, że ktoś w rodzinie umiera, żeby zrobić miejsce dla kogoś, kto się rodzi, to wymyśliłam sobie, że mam dwa aniołki w niebie, które zrobiły miejsce, aby nikt inny nie musiał odchodzić. Każde wytłumaczenie jest dobre, jeśli w nie uwierzymy. Miało być krótko, ale ja chyba nie umiem krótko. Może dlatego, że chciałabym, żebyście uwierzyły w siebie i nie popadły w paranoję, obsesję chęci posiadania dziecka, tylko żeby to było coś upragnionego ale nie paranoicznego. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Bardzo ważne, żebyście dodawały sobie wzajemnie otuchy i nie dołowały się, kiedy jedna ma doła. Taka grupowa terapia „myślenie pozytywne chociażby na siłę” :-) Pamiętam, że jak ja byłam załamana, to pocieszała mnie też dziewczyna z forum z podobnymi przejściami do moich i powiedziała mi, żebym spróbowała pocieszyć kogoś nowego, kto dopiero co stracił ciążę i zarejestrował się na topiku. To naprawdę działa. Hasło nadchodzącego tygodnia NA PEWNO BĘDZIE DOBRZE :-) Pamiętajcie, że pozytywne myślenie przyciąga pozytywne wydarzenia (i na odwrót, ale druga wersja nas nie dotyczy) I jeszcze fluidki na szczęście ******************************** :-) i do roboty.
  3. Cześć dziewczyny. Zajrzałam wlać optymizm w ten topik. Moja znajoma niedawno straciła ciążę (9 t.c) i była załamana. Szukałam dla niej forum, bo sama kiedyś przechodziłam to samo. Przyznam szczerze, że nie wiem, czy w końcu gdzies pisze, bo nie miałam z nią kontaktu, ale czytam Was od czasu do czasu i pomyślałam, że podzielę się swoją historią (zwłaszcza, że koniec - prawie jak w bajkach - jest bardzo pozytywny). Mam 34 lata. Wyszłam za mąż we wrześniu 2005 roku. W listopadzie dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami - wiadomo, jaka była reakcja. Chodziłam grzecznie na wizyty kontrolne. W 6 t.c. udało mi się zobaczyć na monitorze bijące serduszko (znaczy pulsującą kropkę). Ale niestety, dostałam dziwnego krwawienia i 2 tygodnie później okazało się, że moja dzidzia pozdrowiła mnie chyba tym serduszkiem, bo na pomiarach nie była juz ani troszkę większa. 14 dni chodziłam z martwym płodem a wyniki badań krwi miałam rewelacyjne :( TOTALNA ZAŁAMKA. Tu obędzie się bez szczegółów, bo każda wie, co to znaczy. Zmieniłam lekarza, tym razem na kobietę. Kazała mi zachodzić w ciążę 3 miesiące po zabiegu. Cały czas brałam Folik. W kwietniu 2006 robię test i co widzę - dwie kreseczki!!!! Chociaz ta druga była dość słaba, ja ją widziałam. Natychmiast umówiłam sie na wizytę. Lekarka jakos nie podzielała mojego optymizmu i wysłała mnie na betę. Kazała powtarzać przez tydzień co dwa dni i informować. Po drugim badaniu pojechałam do szpitala, bo powiedziała mi, że za mało rośnie i podejrzewa ciążę pozamaciczną. Nie chciałam jej wierzyć. Wysłała mnie na USG i tu jeden z lepszych operatorów w Warszawie powiedział, że WYKLUCZA ciążę pozamaciczną. Aaa, zapomniałam - 5 t.c. Zaczęłam trochę plamić, ale chciałam wierzyć, że się zagnieżdża. Jednak beta mówiła co innego. Niby rosła, ale malutko. Lekarka kazała mi przyjechać do szpitala i przygotować się na to, że zostanę. Boże, jak ja chciałam, żeby się myliła. Zrobili mi kolejne USG i niestety - ciążą pozamaciczna. Mało tego, tak duża, że jeszcze jeden dzień i mogłam mieć krwawienie do jamy brzusznej, co wiadomo jakie ma skutki. Przez błąd pacana, którego chyba zgubiła rutyna i pewność siebie straciłam tez jajowód. Przy wypisie ze szpitala niestety nie dostałam swojej poprzedniej karty, gdzie miałam napisane, że on ją WYKLUCZA, tylko podmienił mi i napisał, że Z POWODU ZBYT WCZESNEJ CIĄŻY NIE STWIERDZA. Niby to samo, ale jednak się zabezpieczył. Poszłam mu powiedzieć, że wiem, że się pomylił i że pozbawił mnie 50% szans zajścia w ciążę. Zmieniłam lekarkę, bo źle kojarzył mi się szpital, w którym pracowała. Trafiłam właśnie na Łucką do dr Puzyny. Zlecił mi dużo badań i kazał mi czekać na znak, że już mogę zachodzić. A chwilowo kazał się wstrzymać na wszelki wypadek, żeby nie zajść za wcześnie. W międzyczasie moja przyjaciółka dała mi "przepis" na chłopca. Ponieważ mam regularne cykle, "przepis" był łatwy do zrobienia :-) W lipcu po tym jak dr obejrzał wszystkie badania, powiedział, że jeśli psychicznie czuję się ok, to czeka na mnie z dobrymi wiadomościami najdalej za trzy miesiące :-) Bo wiadomo, że z jednym jajowodem jajeczkowanie będę raczej miała co dwa miesiące. Zastosowałam „przepis” w sierpniu, ale w pojawiła się @, zastosowałam przepis we wrześniu, chociaż akurat byliśmy pokłóceni i była to naprawdę robota bez gadania z nogami do góry po wszystkim. Ale mus był :-). We wrześniu nawet nie sprawdzałam, kiedy powinnam mieć @, bo jakoś nie wierzyłam, że coś może być z tej "cichej roboty". Jakoś w październiku miałam rozpoczęcie studiów i myślę sobie, kurcze, kiedy ja powinnam dostać okresu, żeby mnie na rozpoczęciu nie dopadł. Biorę kalendarz - hm... tydzień temu. Idę do apteki, kupuje test, czekam do rana w ogromnych nerwach (nie chciałam robić wcześniej) - dwie piękne krechy. I teraz chyba najsmutniejsze, bo niby sie ucieszyłam a zarazem sie przestraszyłam. Powiedziałam mężowi, siostrze i przyjaciółce od „przepisu”. Do końca trzeciego miesiąca ciąży nie wiedział nikt więcej. Było to o tyle łatwe, że nie miałam żadnych objawów. 18 czerwca 2007 przyszedł na świat mój synek  Mateusz. Teraz chyba przelewam na niego całą radość, której mu poskąpiłam w pierwszych miesiącach ciąży, ale niestety ta trauma była silniejsza. Uwielbiam dr Puzynę, bo w sumie niby nic nie zrobił, ale samo podejście i sam człowiek jako człowiek jest OK. Ciąża prowadzona super. „Przepis” sprawdził się jeszcze u dwóch moich koleżanek – mają synów , więc jeśli będziecie zainteresowane, to chętnie się podzielę. W trudnych chwilach tez byłam na kafeterii i tam, te które już zaciążyły wspierały pozostałe fluidkami, które teraz i ja Wam przesyłam ************************. Mam nadzieję, że zadziałają. Ale się rozpisałam  Miłego optymistycznego dnia.
  4. Ja tylko chciałam jeszcze w starym roku powiedzieć, że śmieszą mnie wszelkiego rodzaju \"kary\" w postaci usuwania z róznych miejsc - z fotosika, z naszej-klasy :):):) Poponuję jeszcze wystosować petycję do Boga, Allacha, Buddy czy kto tam w kogo wierzy, aby cofnął czas i zatarł wszelkie ślady z przeszłości. Nie wymieniam z \"imienia\", bo nie o to tu chodzi. Na Nowy Rok życze wszystkim czerwcówkom dużo zdrowia dla dzieci, cierpliwości dla Was i oby wszelki fałsz z otoczenia wykruszył sie jak najszybciej. Pomarańczówkom z góry dziękuje za niekomentowanie.
  5. w sumie masz rację, skoro to drugi poród, to wiesz doskonale co CIę czeka :):)
  6. Julinko :) ja rodziłam na Żelaznej. Ciążę prowadził mi dyrektor szpitala dr. Puzyna. Super facet. Czułam się bardzo bezpiecznie, bo już w ósmym miesiącu założył mi kartę pacjetna, odpowiedziałam na miliony pytań, do których chyba nie miałabym głowy jak zaczęłaby się akcja porodowa i tak naprwdę od 8 miesiąc byłam pacjentką szpitala. Czułam się o tyle bezpieczniej, że zawsze strasznie bałam się, że powiedzą mi \"nie ma miejsc\", a w tym przypadku to byłoby raczej niemożliwe :) Z tym umawianiem położnych i opłacaniem prywatnych sal jest różnie, bo niestety - jeśli nie masz cięcia cesarskiego, to termin porodu jest naprawdę neprzewidywalny :) Ona nie może dla Ciebie zarezerwować dwóch tygodni, więc trzymam kciuki, żeby udało Ci się wstrzelić. Jednak osobiście uważam, że położne tam są super (całą resztę przemilczę). Polecam szkołe rodzenia przy Płockiej. Im szybciej się zapiszesz, tym lepiej. Jeśli jesteś zameldowana w W-wie albo pracujesz w W-wie to ta szkoła jest za darmo. Super sprawa. Nie wspomnę, że polecana przez szpital na Żelaznej.
  7. kasiu, przede wszystkim nie panikować. Zawsze możesz mu powiedzieć, że rano masz zawroty głowy, albo że zdarzają Ci się omdlenia po południu jak jest gorąco. Nie może Ci powiedzieć, że będzie Ci przedłużała zwolnienie do końca ciąży, bo tak jak donn powiedziała, w razie jakiejś kontroli z ZUSu na przykłąd, to on musi mieć wpisane w Twoją kartę, dlaczego uważa, że powinnaś być na zwolnieniu. Zawsze możesz sobie zmyślić cos delikatnego, co nie jest w stanie sprawdzić :):) Takie nasze podłe życie :):) Jak już Ci braknie pomysłów na omdlenia, to powiedz (w razie gdyby nie chciał dać Ci zwolnienia), że - wpierwszych miesiącach mów, że boli Cię w dolnej części brzucha jak dłużej pochodzisz, a w późniejszych miesiącach, jak brzuch będzie większy, to powiedz, że brzuch Ci się napina jak jesteś na nogach dłużej niż godzinę non-stop, nawet do sklepu na zakupy boisz się sama chodzić :) Szkoda, że mu \"wypaliłaś\", że chcesz zwolnienie do końca ciąży, bo będzie trochę do Ciebie uprzedzony, ale miejmy nadzieję, że może nie zapamięta... albo chociaż nie będzie złośliwy. A jak nie daj Boże wyśle Cię do pracy, to idź do niego za dwa dni i powiedz, że w pracy długo stoisz na nogach i znów miałaś wieczorem plamienie (tfu tfu), albo że bardzo Cię teraz brzuch boli. No niestety.... Jeśli dobrze się czujesz a nie chcesz wracać do pracy, bez kłamstwa się nie obędzie.
  8. Boże - tfu tfu.. miało być BRAK mamusi, a nie rak.....
  9. :) oj, to byłam ja, tylko coś mi się literki pomieszały :):)
  10. kammarol, śliczne zdjęcia, pięknie wyglądałaś :) Gratuluję dzieciątka. Wypoczywaj i daj znać, jak się czujesz.
  11. Gosiu, wiesz co... ja nie wiem, czy to byłby dobry pomysł, żeby ona przebywała więcej z dzieckiem, które ją nie interesuje. Pomyśl, mogłaby go ciągle bić, bo by płakał i nie dawał jej oglądać telewizji. Mogłaby mu, nie daj Boże, coś zrobić (niechcący oczywiście) a potem Ty wyrzucałabyś sobie, że namawiałaś ją do \"opieki\" nad dzieckiem. Nie odbieraj dziecku szczęścia, jakim są godziny u ukochanej babci. Myślę, że przy okazji rodzinnej imprezy, gdzie będzie więcej osób z rodziny albo Waszych znajomych, jakiś grill itp. możesz opowiedzieć wyssaną z palca historię o wyrodnej matce, która nie opiekowała się wcale swoim dzieckiem i teraz dziecko ma.. powiedzmy 4 lata i mówi na rodzinnych imprezach do cioć i wujków, że nie kocha mamy, bo mama też go nie kocha, bo woli iść do pracy, niż z nim się pobawić. Zakończ swoją historię akcentem, że Tobie pękłoby serce, gdyby Twoje dziecko tak do Ciebie (albo o Tobie) powiedziało. Na koniec możesz zwrócić się do niej z pytaniem, co ona myśli o takich matkch. Myślę, że po pierwsze naprawdę w przyszłości dziecko jej się \"odwdzięczy\"; a po drugie chyba prędzej wstyd przed kimś do niej przemówi, niż taka rozmowa w cztery oczy. To tyle ode mnie.
  12. Mamusiu222, dostałaś coś na podtrzymanie?
  13. i właśnie przez takie \"pomarańczowe wsparcie\" my (czerwcówki2007) wyniosłyśmy sie na zamknięte forum. Było tak, że była jedna moderatorka i każda która wysłała do niej prośbę o \"wpuszczenie\" na forum, tutaj pod swoim czarnym nickiem pisała np. że powiedzmy Dorota30 to ja. I w ten sposób moderatorka miała pewność, że tutejsza Dorota30, to rzeczywiście Dorota30. Jest nam tam teraz fajnie, chociaż z sentymentem zaglądamy na ogólne forum. NIe chciałabym siać zamętu, ale czasem warto się zastanowić na ile jesteście odporne na pomarańczówki i albo ignorować te \"życzliwe\" albo je wyeliminować.
×