Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

brown_eyes

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Witajcie, przepraszam, ze tak zamilkłam, ale miałam problemy zdrowotne. Tak czytam te Wasze posty i zastanawiam się, kiedy tak naprawdę uświadamiamy sobie, że ten, czy ta którą zostawiliśmy była naszą prawdziwą miłością, bo to jest własnie mój główny problem... Ale od początku. Byłam z chłopakiem niecałe 5 lat, poznalismy się bedąc w gimnazjum, teraz jestem na II roku studiów. Pierwsze dwa lata naszego związku istan sielanka, jak w bajce, wszyscy patrzyli na nas z podziwem, że mimo tak młodego wieku (mielismy wtedy po 14 lat i troszkę) stworzyliśmy tak udaną parę i że to co nas łączy to nie tylko szczeniacka miłość. Po dwóch latach zaczęło się psuć... Poznałam chłopaka (zupełny przypadek... wierzcie mi, że gdybym widziała, że wpadając na niego przypadkiem, zmieni to moje życie, to bym siedziała na miejscu i nigdzie nie lazła). Ów chłopak był starszy ode mnie o 4 lata. Cos mnie w nim zafascynowało... Po tym spotkaniu (było to na kilkudniowej pewnej \"imprezie\" masowej) każde z nas wróciło do siebie (jestesmy z tego samego miasta), ja do swojego chłopaka, a On do swojego zycia. Ale od tego czasu On był stale gdzies obecnyw moim zyciu. Mijały miesiące a ja nadal byłam ze swoim chłopakiem, choc w myslach miałam tez jego. Choć oboje wiedzieliśmy, że nie możemy o sobie mysleć, On wiedział, że ja kocham chłopaka, a On szedł swoją droga, a na której nie mogło być miejsca dla mnie. Przyznaję się... nie byłam fair wobec swojego chłopaka, bo czasem spotykałam sie z tym starszym, ale tylko na stopie koleżeńskiej. I tak ten starszy chłopak zawładnął moim sercem... a mój chłopak.. był cierpliwy, czekał, mówił, że kocha, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. A ja niedoceniałam tego, że mam Go obok, byłam pewna, że mnie przecież kocha i zawsze będe mogła do niego wrócić. Jednak zycie utarło mi nosa... Dobiliśmy razem ( nie zawsze... bo były małe przerwy w naszym związku) prawie 5 lat. Po ostatnich miesiącach ogromnych burz i awantur, o wszystko, dosłownie o wszystko... rozstalismy się, tuz przed studiami, każde z nas poszło swoją drogą. Wiem, że mogę na Niego liczyć, w każdej sytuacji, zresztą już korzystałam z jego pomocy, czasem napiszemy do siebie jakiegoś sms-a, rzadziej zadzwonimy. Teraz z perspektywy czasu wiem,że go kochałam. Szokiem dla mnie była wiadomość, że jest z kimś, ale to jeszcze nic. Potrzebowałam kilku dnia na dojście do siebie, kiedy wspólni znajomi powiedzieli mi, że lada dzień będzie się zaręczać. A ja... odkąd się rozstaliśmy jestem sama i choć ten przypadkiem poznany chłopak nadal jest w moim życiu, to wiem, że nie stworzymy związku. ktoś zapyta, dlaczego? Bo On idzie swoją drogą... I niech ta odpowiedz będzie jedyną, którą udziele... chociaż z drugiej strony... szanse jakieś są, małe, malutkie ale zawsze jakieś... I gdyby tego było mało, to ostatnio wspólny znajomy mój i tego przypadkowego, powiedział mi, że zaczęło Mu zależeć na mnie bardziej... a ja... nadal z nadzieją w sercu, że może coś kiedyś z Panem Przypadkiem będzie, powiedziałam, że ja nie mogę... Wiem, że problem tkwi we mnie. Czasem żałuję, że tak sie potoczyło moje zycie z eks. Bo wiem, że mnie kochał, że byłam najwazniejsza na świecie. Nie chce się wybielać Jego kosztem, ale miał też swoje za uszami, jak każdy zresztą. Teraz myślę dość często o eks, nie wiem czy to wynika, z faktu, że On jest szczęśliwy i kocha, a ja nadal jestem bez miłości, czy z tego, że uświadamiam sobie, że to własnie On jest moją miłością. Smutasku... walcz! Jeśli jesteś pewna swoich uczuć, to sie nie poddawaj, abys kiedyś nie miała do siebie pretensji, że nie zrobiłaś wszystkiego, co w Twojej mocy. Życzę Ci odwagi, jak każdemu z Was kto tu wchodzi i dzieli się swoimi problemami. Pozdrawiam i wybaczcie, tak długiego posta, ale musiałam. Dobranoc
  2. Mały błąd mi się wkradł w mój nick, przepraszam :-)
×