o fuuuuuuuuu! drozdze...cos okropnego, chyba bym sie nie przemogla :( ale tonacy brzytwy sie chwyta, podziwiam samozaparcie, ja bym sie chyba porzygala po pierwszym lyku...
wiecie co, ja mam tak samo. w zeszlym roku wlosy zaczely mi troche wypadac tak okolo sierpnia, pozniej bylo juz coraz gorzej. w pazdzierniku lecialo mi sporo ponad 300 wlosow dziennie. poszlam do dermatologa, zapisal mi loxon 5%, jakas apteczna wcierke z biostymina, wit a+E, calcium pantothenicum i zincteral (cynk w bardzo duzej dawce, tylko na recepte). poza tym kazal myc wlosy szamponem seboradin, rzucic palenie i dobrze sie odzywiac. zrezygnowac z czerwonego miesa, wieprzowiny, przerzucic sie na drob i warzywa. malo smazonego, duzo gotowanego i surowego (surowe, czyli warzywa, owoce - glownie brzoskwinie).
zastosowalam sie mniej wiecej do jego rad, po okolo 3 miesiacach wypadanie ustalo, po pol roku wlosy zaczely odrastac jak szalone. chociaz i tak w sumie stracilam okolo 70% wlosow. mialam geste, do tego loki, wiec nie rzuca sie to tak bardzo w oczy, ale oczywiscie ja to widze.
a teraz znowu przyszla jesien i znowu wlosy leca jak szalone :( ide do fryzjera w przyszlym tygodniu, juz teraz na noc wcieram sobie lotion seboradin z czarna rzepa (PPOLECAM!! jest doskonaly, choc smierdzi piekielnie), zaczynam brac ten cynk i pozostale witaminy. zobaczymy co bedzie. staram sie nie stresowac, bo to absolutnie nie pomaga.