To przede wszystkim do Aurelii!
Mam również synka z marca dlatego czasem podczytuje wasz topik, czasami zadawałam Wam jakieś pytania- no nie ważne.....
Mojego pierwszego syna (teraz ma 6 lat) urodziłam w wieku 22 lat tak jak Aurelia, rowniez wtedy studiowałam, ojciec dziecka wkrótce po narodzinach zaczął ,,chadzać\" do innej dziewczyny, więc rozstaliśmy się. Musiałam wyprowadzic się do rodziców i byc na ich łasce i niełasce również. Nie powiem starali się byc dobrzy dla mnie i wnuka, utrzymywali nas, musieli płacić nie tylko za jedzenie i potrzebne rzeczy, ale również za opiekunkę dla dziecka, bo obydwoje pracowali, a chcieli abym ja ukończyła studia w trybie dziennym---- było mi z tym cholernie źle. Tatuś dziecka nie dawał złamanego grosza, bo jak powiedział chciał mi dać nauczkę za to że się wyprowadziałam od niego. Moi rodzice to bardzo dobrzy ludzie, ale wiadomo nerwy tez im czasem puszczały i zdażało mi się usłyszeć od nich, że np.wstydzą się przed sąsiadami za moje nieslubne dziecko itp.
Bardzo ciężko było mi szczególnie pod koniec nauki, w trakcie pisania pracy magisterskiej- siedziałam czasem nad nią do 5, 6 rano a kiedy chciałam się położyć to właśnie wyspany, pełen energii synek wstawał i tyle było ze spania.
Przetrwałam jakoś, skończyłam studia, poznałam dobrego człowieka- teraz jest moim mężem. Dzięki niemu mogłam się usamodzielnić, wyprowadzić od rodziców, znalazłam pracę...........
Teraz w marcu urodził nam się syn i pomimo tego że nie jest zupełnie kolorowo--- mały ma wzmożone napięcie mięśniowe, asymetrię, anemię, dysplazję bioderka (musi nosić Frejkę) i Bóg wie co tam jeszcze mu wynajdą, to każdego dnia cieszę się, że jest tak a nie inaczej, bo kiedy widzę ciężko chore dzieci w ośrodku rehabilitacyjnym do którego jeździmy, to wiem jedno---- nic nie jest tak straszne jak kalectwo własnego dziecka, ani samotne macierzyństwo, ani jakieś ,,wyleczalne\" choroby, które ma np. mój mały.
Pamiętaj Aurelio- nic nie trwa wiecznie, każdy etap w życiu kiedyś się zaczyna, ale także kiedyś się kończy. Postraj się wytrwać, a napewno Twoja sytuacja prędzej czy później zmieni się na lepsze.
Pozdrawiam serdecznie wszystkie mamusie.