w.next
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez w.next
-
Katalenika---z marszu, bez czytania archiwum forum opisz proszę moją sytuację i kontakty z dzieckiem! Kiedy to ja próbowałam zaślepić ojca moją rzekomą nienawiścią do jego dziecka???????? Bądź sprawiedliwa i jeśli już wypowiadasz się tu o konkretnych osobach to zechciej zapoznać się najpierw z ich historiami, a nie strzelaj słowami jak z karabinu, bo to najlepiej o Tobie nie świadczy.
-
Odpisałam na jakiegoś posta powyżej... zajęłam się pracą i wysłałam go po 10 min., a Wy się już tak rozpisałyście, że mój post okazał się nie na temat! :) :) Ciężki mam dziś dzień! :) Pozdrawiam!
-
Bez przesady... To ojciec dziecka ograniczył kontakty. Gosia, jeśli nie chce spotykać się z żadnymi obcymi dziećmi, to nie ma takiego obowiązku. Jej decyzja pozostaje jej własną, a nie jednocześnie decyzją męża. Nie obarczajcie jej calą winą za kontakty ojca z dzieckiem, bo to niepoważne.
-
Oj dziewczyny, dziewczyny... Dalej ten sam temat. Zejdźcie już z Gosi, bo to tak naprawdę jej sprawa jak sobie życie ułożyła. A czy wróci to do niej czy nie, to życie pokaże... nie zmienia to faktu, że źle drugiemu człowiekowi życzyć nie należy. Szczerze powiem, że naszej EX szczególną sympatią nie darzę, a jednak życzę jej wszystkiego NAJ. Szczerze. Bo wiem, że jak ona będzie szczęśliwa, to dziecko będzie szczęsliwe i my odetchniemy. Bez_nicka---nie jestem mądrą osobą. Miotam się między rozsądkiem a uczuciami, a mądry człowiek potrafi te dwie strefy rozsądnie rozdzielić.... Niestety mi jeszcze do tego daleko... :( Gdybym miała choć odrobinę mądrości mojej mamy i wiedzę/doświadczenie moich dwóch przyszłych teściowych to pewnie byłabym idealną żoną i \"macochą\". Mam jednak oczy szeroko otwarte i uczę się teraz więcej o życiu niż kiedykolwiek w przeszłości. Mam czasem w głowie myśli podobne do tych co ma Gosia... \"chciałabym wymzazać jego przeszłość\"... Ale nie oszukujmy się. Dziecko w tej całej sytuacji nic nie zawiniło, a swym postępowaniem możemy przyczynić się do wyrządzenia wielkiej krzywdy niewinnej młodej osóbce. Włos mi się jeży jak czytam na innym forum zwierzenia dzieci rozwodników. Prawda jest taka, że to im dzieje się największa krzywda. Moja sytuacja jest inna niż Gosi. Dziecko mojego mężczyzny jest jeszcze małe i można je kształtować. Tylko od nas zależy na kogo ten człowiek wyrośnie i mam tego pełną świadomość. Mówiąc od \"nas\" mam na myśli matkę, ojca, ale także osobę, która wiąże się z którymś z rozwodników... bo przecież ta trzecia czy ten trzeci może wyraźnie wpłynąć na kontakt rodzica z dzieckiem. Niestety całkowity egoizm z naszej strony może spowodować katastrofę w życiu młodego człowieka... I myślę, że większość z nas o tym wie... A to co wypisujemy tu, na tym forum służy głownie wyrzuceniu z siebie negatywnych emocji... Nie znaczy to wcale, że to są czyste ideologie wg których postępujemy. Namotałam pewnie strasznie! :) Suma summarum, ja też chciałam egoistycznie podejśc do sprawy. Unikać spotkań, nie przejmować się niczym, bo to w końcu nie moje dziecko... Ale po rozmowie z partnerem, moją mamą i jego mamą uświadomiłam sobie, że skutki takiego zachowania mogą być katastrofalne dla przyszłego życia małej (mniejszy kontakt z ojcem, brak rodzinnego domu u ojca, zerowy kontakt mój i dziecka, etc.). Niestety czasem trzeba wznieść się ponad to wszystko, zignorować tendencyjne zachowania EX i żyć swoim życiem. Najaszczęśliwiej jak się da! :) Wiem, że jeszcze nie raz będę miała wątpliwości, będę czuła złość i nienawiść.. Ale świadomie takie życie sobie wybieram i wierzę, że rozsądek będzie w tej walce zwyciężał. Dziękuję Bogu, że mój partner jest taki dojrzały, i że tak bardzo pomaga mi w trudnych dla mnie chwilach... A przecież dla niego te chwile też łatwe nie są. Ale esej wysmarowałam! :) Pozdrawiam Was i życzę miłego dnia! :)
-
Wiecie co... tego się czytać nie da!!! Żyjemy w XXI wieku, w demokratycznym kraju gdzie każdy ma prawo do swoich poglądów, teorii i życia wg własnej recepty. Jeśli chcecie dyskutować ze sobą, to róbcie to na odpowiednim poziomie! Obrażając swoich rozmówców, których w dodatku nie znacie, zniżacie się do poziomu zwierząt walczących o padlinę, a nie wyedukowanych ludzi broniących swoich poglądów!! Myślicie, że możecie oceniać LUDZI na podstawie kilku postów wysmarowanych na jakimś tam forum? Możecie ocenić co najwyżej konkretne zachowanie, ale nie CZŁOWIEKA!!! Na miłość boską, nie zachowujmy się jak banda małolatów, bo przecież nimi nie jesteśmy. Zachowania Gosi popierać nie trzeba i oczywiście można tu na tym forum to głośno powiedzieć... ale obrzucać się jakimiś mało przyzwoitymi epitetami to wg mnie lekka przesada!! Forum to zostało stworzone dla kobiet, które zdecydowały się żyć z rozwodnikami. W tym miejscu mogą wyrzucić z siebie najczarniejsze myśli jakie przychodzą tylko do głowy, bo są tu inne dziewczyny o podobnej sytuacji, które wysłuchają ... Dla skrzywdzonych EX jest oddzielne forum, dla tych co nigdy nie miały kontaktu z taką rzeczywistością inne... jest nawet forum dla tych, którzy chcą sobie pobluzgać i poobrzucać się błotem! Podejście Gosi do niektórych spraw (bo nie jest to podejście do życia ogółem!!!) może bulwersować, ale żaden z Waszych obraźliwych komentarzy nie zmieni jej stosunku do pewnych spraw, a tym bardziej jej sytuacji rodzinnej! A tu może się dziewczyna wygadać... Tak po prostu, bo w mniejszym czy większym stopniu, jest przez nas rozumiana i akceptowana. Każda z nas, piszących tu regularnie, wie jak ciężko jest dzielić się swoim życiem z osobami, których nie darzy się szczególną sympatią. Może Wy nie znacie tego uczucia... Może nie wiecie jak to jest starać sie ułożyć sobie życie kiedy ktoś kto Cię nawet nie zna, robi wszystko żeby Ci się nie udało... Jeśli nie znacie takiego uczucia, jeśli nie byłyście w podobnej sytuacji... to NIE ZABIERAJCIE GŁOSU... bo nikt nie jest alfą i omegą, żeby znać wszystkie z możliwych rozwiązań... Jak to ktoś mądry kiedyś powiedział, a na kogo często się powołujecie: \\\"kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień\\\"... I tym optymistycznym akcentem kończę mój wywód! :) Pozdrawiam Was dziewczyny serdecznie i do jutra! :)
-
Wiecie co... tego się czytać nie da!!! Żyjemy w XXI wieku, w demokratycznym kraju gdzie każdy ma prawo do swoich poglądów, teorii i życia wg własnej recepty. Jeśli chcecie dyskutować ze sobą, to róbcie to na odpowiednim poziomie! Obrażając swoich rozmówców, których w dodatku nie znacie, zniżacie się do poziomu zwierząt walczących o padlinę, a nie wyedukowanych ludzi broniących swoich poglądów!! Myślicie, że możecie oceniać LUDZI na podstawie kilku postów wysmarowanych na jakimś tam forum? Możecie ocenić co najwyżej konkretne zachowanie, ale nie CZŁOWIEKA!!! Na miłość boską, nie zachowujmy się jak banda małolatów, bo przecież nimi nie jesteśmy. Zachowania Gosi popierać nie trzeba i oczywiście można tu na tym forum to głośno powiedzieć... ale obrzucać się jakimiś mało przyzwoitymi epitetami to wg mnie lekka przesada!! Forum to zostało stworzone dla kobiet, które zdecydowały się żyć z rozwodnikami. W tym miejscu mogą wyrzucić z siebie najczarniejsze myśli jakie przychodzą tylko do głowy, bo są tu inne dziewczyny o podobnej sytuacji, które wysłuchają ... Dla skrzywdzonych EX jest oddzielne forum, dla tych co nigdy nie miały kontaktu z taką rzeczywistością inne... jest nawet forum dla tych, którzy chcą sobie pobluzgać i poobrzucać się błotem! Podejście Gosi do niektórych spraw (bo nie jest to podejście do życia ogółem!!!) może bulwersować, ale żaden z Waszych obraźliwych komentarzy nie zmieni jej stosunku do pewnych spraw, a tym bardziej jej sytuacji rodzinnej! A tu może się dziewczyna wygadać... Tak po prostu, bo w mniejszym czy większym stopniu, jest przez nas rozumiana i akceptowana. Każda z nas, piszących tu regularnie, wie jak ciężko jest dzielić się swoim życiem z osobami, których nie darzy się szczególną sympatią. Może Wy nie znacie tego uczucia... Może nie wiecie jak to jest starać sie ułożyć sobie życie kiedy ktoś kto Cię nawet nie zna, robi wszystko żeby Ci się nie udało... Jeśli nie znacie takiego uczucia, jeśli nie byłyście w podobnej sytuacji... to NIE ZABIERAJCIE GŁOSU... bo nikt nie jest alfą i omegą, żeby znać wszystkie z możliwych rozwiązań... Jak to ktoś mądry kiedyś powiedział, a na kogo często się powołujecie: \"kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień\"... I tym optymistycznym akcentem kończę mój wywód! :) Pozdrawiam Was dziewczyny serdecznie i do jutra! :)
-
Gosia---no wkurza ją to, że ten który miał zdychać pod mostem jest szczęsliwy i tyle. A czy ona ułożyła sobie życie? Ma kogoś??
-
Gosia---uwierz mi, u nas też tak różowo nie jest. No chyba że ja czegoś nie wiem! ;) A tak poważnie, najgorsze jeszcze przed nami, bo coś czuję, że zabawa z EX dopiero się rozkręci...
-
Cameronka---to są właśnie efekty motania EX. Ja czuję to samo! Ta kobieta tak mi siebie obrzydziła, że nie mam ochoty patrzeć na nic co z nią związane. Jednak... świadomie podjęłyśmy decyzję bycia z facetem po przejściach i większość z nas wiedziała jakie są tego konsekwencje (chociaż ja nie spodziewałam się, że może to AZ TAK wpływać na moje zdrowie psychiczne!)... Mówiąc NIE dziecku, czy krzywdzimy to dziecko?? Czy krzywdzimy naszego mężczyznę?? Myślę, że poniekąd tak jest... Ale przyzwalając na wszystko niszczymy też siebie i swoje wymarzone szczęście rodzinne. Czy naszym zadaniem jest myśleć o wszystkim i wszystkich? A kto pomyśli o nas? Myślę, że to są te pytania z którymi najczęsciej się borykamy... Stąd te mieszane uczucia.
-
Cześć dziewczyny! :) Cholera... nie czuję się już tak swobodnie na tym forum. Wiele razy chciałabym coś powiedzieć mojemu mężczyźnie, a nie mam na to odwagi.... a teraz wiem, że on zagląda do moich najgorszych myśli wchodząc tu na to forum. Wczoraj mi powiedział, że on stąd również może wynieść pewną wiedzę i chyba muszę się z tym zgodzić. Mam tu dowód na to, że nie ja jedyna mam w sobie te sprzeczne emocje, związane z życiem z mężczyzną z przeszłością. Jednak... moje sacrum zostało wczoraj zbrukane i nie wiem czy teraz nie zacznę ważyć słów... :-) Tcmielu, cokolwiek tu przeczytasz, pamiętaj, że ja mam prawo do takich uczuć i mam prawo je czasem z siebie wyrzucić. Nie obarczam Cię tym, bo wiem, że gro wypisywanych tu rzeczy mogłyby Cię zranić... Więc zastanów się czy chcesz dalej czytać... Pisałyście wcześniej o tym, że my jako te drugie musimy się nauczyć podchodzić troszkę egoistycznie do tego związku w trosce o własne dobro. Zgadzam się z wami... w przeciwieństwie do całego mojego otoczenia. Wszyscy oczekują, że \"dojrzeję\" w tempie przyspieszonym i stanę się idealną \"ciocią\", nie wrażliwą na jad tej pierwszej Pani. Robię co mogę, żeby uwolnić się od tych negatywnych emocji... ale czasem nie potrafię! Macie rację, wychodzą wtedy ze mnie najgorsze uczucia, takie jak złość, że nie jestem tą pierwszą i zazdrość, że jest ktoś kto ma prawo do uczestniczenia w moim życiu bez mojego wkładu w to całe przedsięwzięcie! Kiedy On idzie na górę po dziecko, ja umieram w samochodzie zastanawiając się co tam się dzieje... Kiedy mała jest z nami uważam na słowa, czyny, żeby w żaden sposób nie wejść na jej terytorium... Kiedy mała wraca do domu, zastanawiam się co zrobiłam źle w weekend, a o czym napewno będzie wiedzieć mamusia i nie omieszka nam tego wypomnieć.... I znowu stres. Ja wiem, że Ojciec nie jest zły dlatego, bo w rzeczy samej tak jest... ale dlatego, że jest ze mną. No i zaczyna się obwinianie siebie samej, bo dziecko jest przecież PRZEZE MNIE nieszczęśliwe... I tak w kółko. W momencie kiedy przestałam uczestniczyć we wspólnych spotkaniach... uspokoiłam się trochę. Nie denerwują mnie te wszystkie wyżej opisane rzeczy, bo ich nie ma. Ale z drugiej strony czy można odciąć się tak od przeszłości mężczyzny? Przecież decydująć się na życie z nim wiedziałam na co się piszę... Jeśli zaniedbam teraz wspólne spotkania, to czy mała odwróci się ode mnie na dobre? A może ona też potrzebuje czasu? Wiem, że ja go potrzebuję... W tym wypadku chyba jednak egoizm będę zmuszona odłożyć na półkę i wziąć pod uwagę dobro tej drugiej strony... Cholera, wiem, że to jest najlepsze, ale... :( Druga żona---\"Niestety coraz bardziej mnie ta sytuacja męczy, bo ja jej zachowanie często odbieram jak atak na swoją osobę \"... no właśnie :( Cześć moja sytuacja :) Znamy już datę rozprawy! :) :) :)
-
no to wpadłam... Tak, Tcmiel to mój mężczyzna... Prosiłam, żeby tu nie wchodził i nie czytał tego, bo piszę tu takie rzeczy jakich nie mam mu odwagi powiedzieć... Wstyd mi teraz, a z drugiej strony jestem zła, bo to jedyne miejsce gdzie mogłam się wyżalić na ten jego bagaż bez konsekwencji!! Teraz kochanie wiesz wszystko...Mówiłam tu rzeczy, których nigdy nie odważyłabym Ci się powiedzieć w cztery oczy. Bo musiałam to z siebie wyrzucić, a Ciebie nie chciałam tym obarczać... Bo skoro Ci tego nie mówię, to znaczy, że umiem z tym żyć.
-
Cameronka, \"Ja mam tak samo\" --- macie swoje własne dzieci???
-
Cameronka.... wiem co to znaczy czuć się jak intruz we własnym domu. Też zaczęłam wychodzić. No przecież nie zabronię mu weekendów z dzieckiem... Z drugiej strony, nie chcę w tym już uczestniczyć. Próbuję znaleźć złoty środek, ale chwilowo nie umiem. Wolę uciec z domu i nie stresować się cały weekend.... a potem resztę tygodnia, bo przecież w weekend zrobiłam tyle rzeczy nie tak jak powinnam... Ech... Od kolejnego weekendu chcę nocować u rodziców. Jeszcze mu o tym nie powiedziałam. Wiem, że nie będzie zachwycony... :(
-
Cameronka--- muszę Cię spytać... Co się stało, że postanowiłaś nie mieć kontaktu z jego dziećmi??
-
Happy hands--- pomyliłaś chyba historie! :) Mój partner był ze swoją żoną długie lata i zdecydowanie nie był to tylko seks, ale przede wszystkim prawdziwy dom. Nigdy tego nie kwestionowałam. Poniekąd rozumiem jej zachowanie. Minęły dwa lata, a jej życie nie ułożyło się tak jak w chwili rozstania planowała. Kieruje nią tysiące różnych uczuć, a w tym te najsilniejsze jak zazdrość, zawiedzenie czy wreszcie żal. Ale to nie jest moja sprawa. Dziecko, dzieckiem - pisałam o tym wiele razy. Nie wtrącam się w ich relacje, bo nie mam do tego prawa... i nie chcę. To również nie moja sprawa. Chodzi mi głównie o to, że ona stara się wejść na NASZE WSPÓLNE terytorium: \"musisz zmienić plany, bo MY tego potrzebujemy\", \"masz być sam na spotkaniu z dzieckiem\" (mieszkamy ze sobą!), \"widziałam Was, więc pewnie masz dużo wolnego czasu\", etc. I to właśnie mnie wkurza. Koniec. Kropka.
-
Muszę się zgodzić z Oliwią. My również nie kłócimy się o nic innego tylko o jego przeszłość. Teraz wychodzimy z długów, które moje szczęście wyniosło z poprzedniego domu. Rodzice bardzo nam pomogli i z dnia na dzień jest coraz łatwiej. Wiem, że na to co teraz powiem wpływa wiele czynników (nie tylko doświadczenie!), ale nigdy nie miałam tak partnerskiego związku, w którym czułabym, że jestem częścią zespołu, i że gramy razem przeciw całej reszcie! :) Owszem, czasem mam chwile zwątpienia. Ale nie w niego... Wszystkie wiemy, że życie w takim związku łatwe nie jest i często jest bardziej zasrane niż zasłane! ;) Ale nie wyobrażam sobie już innego wyboru na całe życie! :)
-
nie dlatego---dziękujemy za radę i przyzwolenie. Nie wiem jak Wy, ale ja czuję się rozgrzeszona! :)
-
jeśli rozwodu jeszcze nie ma---poczytaj forum, a potem dyskutuj. Tak, niech będzie - w oczach moherków jestem jeszcze kochanką. Co z tego, że on nie jest już ze swoją żoną dwa lata? Co z tego, że poznaliśmy się po tym jak się rozeszli? Co z tego, że na rozwód w duzym mieście nie czeka się dwóch miesięcy? I wreszcie co z tego, że w twoich oczach jestem kochanką??
-
Moja sytuacja--- no coś na Ciebie przecież musi mieć, nie? :) Ciepłym moczem i do przodu!! ;) Seweryneczka--- wiesz, zastosowałam się do porad moich rodziców, jego rodziców... i jest mi o niebo lepiej. Fakt, zastanawiam się jaki będzie miała stosunek do mnie jak usunę się na jakiś czas z ich życia... Ale powiem szczerze, że nie przejmuję się tym na dzień dzisiejszy. Muszę zadbać o swój komfort psychiczny. Wystarczy, że pracę mam strsującą! :) Ja nie potrzebuję tych spotkań, a w tym czasie gdy mój jest ze swoją latoroślą mam czas dla siebie! :) Jeszcze nie wiem jak rozwiążę sprawę weekendów (noc z soboty na niedzielę), żeby nikogo nie urazić. Będę jeździć prawdopodobnie do rodziców na dwa weekendy w miesiącu. Chwilowo nie chcę w tym uczestniczyć. Jak się pobierzemy, będę myśleć co dalej... Kilka razy w tygodniu dostajemy teraz emaile od EX dotyczące ekstra kasy. Czekam tylko, aż sąd orzeknie rozwód. Wtedy tej miłej Pani powiem, z czyjej kieszeni idą ewentualne ekstra pieniążki. Jak mnie wk*** to nie dostanie ani grosza poza alimentami. Dosyć już tego roszczeniowego podejścia! Wiosna idzie... Robię się silniejsza!!! :)
-
Uciekam już do domku!:-) Życzę Wam miłego weekendu i do \"zobaczenia\" w poniedziałek!! :)
-
Cześć Moja sytuacja :) Powodzenia w nowej pracy! Trzymam mocno kciuki!!! :) U nas wyjątkowy spokój... Albo mój postanowił nie przekazywać mi wszystkich informacji, żeby mnie nie denerwować... :) A może wreszcie nasza ex znalazła sobie Nowego Pana? :) Życzę jej tego z całego serca. Wiem, że jeśli ona będzie szczęśliwa - to wszyscy będziemy szczęśliwi! :)
-
botutka--- tak właśnie robimy. Troszkę czasu razem, a potem ja jadę do przyjaciółki czy do rodziców na kilka godzin, żeby mogli pobyć razem. Dziewczyny, troszkę się wytłumaczę. Podejrzewam, że jestem tu na tym forum najmniej doświadczona. Nie mam swoich dzieci. Okres studiów był dla mnie czasem, żeby ukształtować swoją osobowość (czytaj: okes szaleństw). Mam za sobą kilka pseudo-poważnych związków, które również wpłynęły gorzej bądź lepiej na mnie jako człowieka. Zakochując się w moim partnerze, szczerze przyznam, nie wiedziałam na co się piszę. Wiedziałam jednak w kim się zakochuję. Dziecko samo w sobie nie przerażało mnie... Tym bardziej, że świetnie się między nami układało. Jednak po jego ex nie spodziewałam się takiego zachowania. Nie spodziewałam się, że można chcieć tak utrudniać komuś życie. Słucham Waszych rad, historii... bo gdzieś w głębi czuję, że pomoże mi to trochę uporządkować myśli. Ktoś może powiedzieć, że jeszcze mogę się od tego uwolnić. Ale już nie chcę. Wiem, że kogoś takiego jak ON już nie spotkam. Dlatego staram się to wszystko ogarnąć, nauczyć się poprawnie funkcjonować w takim układzie i nie krzywdzić przy tym dziecka. Tylko czasem ja czuję się pokrzywdzona. Taka... nie na miejscu... Cholera, ale mi się na refleksje zebrało! :) W każdym bądź razie dziękuję Wam za wszystkie rady i za to, że mogę sobie tu pogadać! :)
-
Borutka--- ja nie zamierzam walczyć z autorytetem matki!!! Nigdy w życiu! To ojciec co najwyżej może małej nakreślić obraz istniejącej sytuacji. Ja mogę się z małą pobawić, poczytać jej książkę czy cokolwiek innego, nie wkraczając zbyt na jej terytorium. Traktuję ją raczej jak młodszą siostrę, z którą mogę się powygłupiać. Bardzo trafnie zauważyłaś, że mała ma konflikt lojalności. Widzę to coraz bardziej. Wcześniej jak przyjeżdżała do nas, to cały czas spędzała ze mną (z własnej woli!!)... teraz mam wrażenie, że mnie unika i bardziej \"znaczy terytorium\"... jeśli wiecie o co mi chodzi. A ja dopiero uczę się podchodzić do dziecka jak do dziecka. Wiem, że ona nie robi tego złośliwie. Jej po prostu jest bardzo ciężko. Mnie również. A wszystko dzięki motaniu mamusi. Skoro słyszy jak mama w domu mówi \"nie interesujesz się dzieckiem, bo ONA zabiera cały twój czas\", to zaczyna mnie obwiniać o zaistniałą sytuację. A ja gubię się w tym wszystkim i zaczynam nie widzieć swojego miejsca przy NICH.
-
Dodam jeszcze, że mojemu zależy na WSPÓLNYM spędzaniu czasu... Stara się jak może, żeby wszystko wyglądało normalnie. ALe jak można walczyć z autorytetem jakim jest matka dla dziecka?
-
Macie niesamowite podejście do problemu. Chciałabym, żeby i nasza ex wykazała się trochę zdroworozsądkowym podejściem do sprawy. Ja nie mam dzieci. W przyszłości jednak chciałabym je mieć. Problem w tym, że nigdy nie miałam kontaktu z dziećmi w żadnym wieku. Staram się bardzo być koleżanką dla córki mojego partnera. Na początku wychodziło nam to świetnie. Teraz jednak widzę, że matka miesza. A mi, jako zupełnie niedoświadczonej w tych sprawach dziewczynie, jest coraz ciężej. Patrzę jednak na małą z własnego doświadczenia. Wiem jak ważny był i nadal jest dla mnie mój ojciec. Dlatego, choć coraz ciężej, nigdy nie stanę im na drodze. Raczej sama usuwam się w cień. Nie mam jednak pojęcia czy to dobre rozwiązanie... Matka dziecka tworzy w jego głowie obraz \"nowej pani tatusia\", która jest rywalką nie dla niej samej, a właśnie dla dziecka. Mała zaczyna w to wierzyć, a ja zaczynam się bać, że z mojego powodu dziecko będzie nieszczęśliwe... Wiem jak absurdalnie to brzmi, bo choć zdaję sobie sprawę, że wina nie leży po mojej stronie, strach zaczyna być silniejszy. Uciekam przed spotkaniami we trójkę...