Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Yoshihiro

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Myszko, to nie do końca tak. Mamusie hołubią synów, ojcowie mają lepsze podejście do córek. W istocie jednak nawet ta zasada uległa teraz wypaczeniu. Teraz to tylko jeden wielki ogólnospołeczny kompleks Edypa/Elektry. W najlepszym wypadku. W najgorszym (i co najsmutniejsze) najczęstszym - czysty wampiryzm. Starzy starają się pożreć życie młodych. Żyć ich życiem, decydować za nich, pożywiać swoje własne ego ich kosztem. Polecam książkę \"Swięty płomień\" Bruce\'a Sterlinga. Okładka jest do dupy. Zawartość wręcz przeciwnie. Jestem wielkim miłośnikiem chomików. Samice tych zwierzątek, często pożerają młode. Ale to u nich naturalna konsekwencja przystosowania do środowiska, które i tak jest strasznie surowe dla tych słodkich gryzoni. Poza tym zabija, szybko i w miarę bezboleśnie. Ludzie nie pożerają swoich dzieci, oni je żrą. Użyłem czasu teraźniejszego celowo. To proces ciągły. \"Kanapka z człowiekiem\" Kaczmarskiego się przypomina. Tyle, że i tam następowała litościwa śmierć konsumowanego. A my, dzieci okrutnego boga, ciągle jesteśmy podgryzani bezzębnymi ustami naszych rodziców - stetryczałych pasożytów. Bo uciec jest łatwo, i to faktycznie pomaga. Ból jest mniejszy. Ale ciągle jest, o rodzic to nie tylko osoba istniejąca na płaszczyźnie czysto fizycznej. To także część naszego umysłu. Ta część która sprawia, że człowiek uciekłszy był od upokarzających warunków dalej upokarza sam się siebie. Czy zdarzyło wam się mówić sami do siebie \"Ty debilu!\"? Podziękujcie rodzicom. Mistrz Kong Fuzi (Konfucjusz) powiedział: \"Nawet kiedy jesteś sam zachowuj się tak, jakbyś przyjmował dostojnego gościa\". Wiecie kim jest ten gość bracia i siostr w nieszczęściu? Życzę wam, aby udało się wam prowadzić powyższą zasadę w życie. Zniszczenie=> wyprowadzaj się. Na chuj ci te harpie kraczące nad głową. Ucz się dalej i pozwij dziady o alimenty. :P Myszko, jak tam u ciebie? Mam nadzieję, że sprawy rozwijają się po twojej myśli. Pozdrawiam wszystkich.
  2. Pokój wygląda jak pobojowisko po Armagedonie... :) Koledzy wpadli... :P Mysza/=> jedno Ci powiem: nie symuluj. Po prostu powiedz psychologowi o co chodzi, tak jak na tym forum. Inaczej pewnie gośc/ówa powie, że konfabulujesz... Trzymam kciuki. 3m się.
  3. Zdecydowanie polecam bloga. Popularna forma wypowiedzi, a do tego niecenzurowalna. Właściciele serwerów z blogami żyją z nieocenzurowanych wypowiedzi różnych ludzi więc masz większe prawdopodobieństwo, że Ci tej stronki nikt nie zdejmie w razie szumu. Gdzie? Blox.pl? Albo \"załóż swojego bloga\" wpisane w googla :P. Kołysanka=> nie daj się skurwielom. Zakasaj rękawy i do przodu, jeśli bardzo czegoś chcesz dasz rady. W naszej zawszonej Polsce zaczęła się prawdziwa rewolucja czyli świetna okazja żeby się odbic w górę...
  4. stary, każdy następny świr ;) jest tu mile widziany. Przynajmniej wiemy, że nie jesteśmy sami. A przecie w kupie siła jak mawiają owsiki ;) :P ...
  5. Co do brata to, szczerze powiedziawszy, nie zamierzam się nim nawet interesować nim sam nie ustabilizuję jakoś swego życia. Co do twojej schizy i pracodawców nie wydaje mi się (ale żaden ze mnie ekspert), abyś miała jakiś prawny obowiązek ujawniania swojej \"choroby\" czy stanu zdrowotnego w ogóle. Przecież nie zamierzasz się ubezpieczać na życie, mając zaawansowanego raka tylko znaleźć pracę. De facto nawet pytania w ankietach od pracodawcy o stan cywilny są nielegalne. No ale jak powinno być a jak jest wszyscy wiemy.
  6. A co do kasy... Są jeszcze porządni ludzie na tym świecie. Ufać innym też się uczę/nauczę. To, że dochodzę powoli do tego, z czym niektórzy zaczynają życie w wieku lat 19tu wcale nie czyni tej wiedzy mniej wartą. Szczęści i zdrowia życzę :) Fajnie żyć będąc zdrowym i wolnym. Yoshi
  7. Widzisz moja żonka jest dla mnie prosta do odczytania jak budowa cepa. W drugą stronę niestety to nie działało. I być może było to jedną z przyczyn upadku naszego małżeństwa. Nie czułem potrzeby by z nią prowadzić poważne rozmowy, bo i tak mogłem z 99% prawdopodobieństwem przewidzieć co powie :P. Ona z kolei dyskutować chciała. Tyle, że nawet jak gadaliśmy o jakiś bardziej wysublimowanych tematach jojczała, że robię to na siłę. Nic dziwnego nie? Życie profety jest cholernie nudne :P. Wracając do meritum. Powiedziała, że tak dalej byc nie może, że pora kończyć itd. Mówiła spokojnie, logicznie itd. Normalnie nie moja Rybka! :P Ustaliliśmy, że się rozchodzimy. Następnego dnia dowiedziałem się skad ta klasa. Miała już przygotowane lądowisko (czyt. innego). Zaśmiałem się tylko. Faktycznie, człowieka myślącego po pewnym czasie życie i ludzie juz tylko śmieszą... A jeszcze w tej rozmowie pierdziała o wielkiej miłości. Ehh kobiety. Ktoś kiedyś powiedział, że kobieta, jak małpa, nie puści jednej gałęzi, nim nie złapie drugiej. So true... I wiesz co? Uznaję w tym wszystkim swoją winę. Naprawdę. Gdybym, nie kłamał sobie, nie wynikłoby tyle bólu. Tyle, że w jedynej rzeczy w której człowiek cywilizowany naprawdę doszedł do mistrzostwa to okłamywanie siebie... Podobnież kobieta, na której mi zależy (złośliwa wróżka ciągle plącze nam drogi do spotkania, a może ona po prostu czuje, o czym będziemy rozmawiać na następnym spotkaniu i tego się boi) okłamywała i dalej okłamuje siebie. Kiedy ją widzę wyczytują gorycz która wyraźnie wyryła swe piętno na jej twarzy. Ale ona jest uparta, bo tez walczy z całym światem (czyli, jak zawsze w takich wypadkach, z sobą :P) . I będzie robić co robi póki nie straci wszystkiego. Zobaczymy, może się uda powstrzymać ów kolizyjny kurs. Po ostatniej małolacie (a co mam sobie przyjemności odmawiać, ileż można biceps wyrabiać :P; zresztą moja przeszła i być może przyszła kobieta tez w celibacie nie żyją) cały ten szał na punkcie psiapsiuły zelżał. Tzn. dowiedziałem się kolejnej rzeczy – a mianowicie, że to ca mną miotało to było właśnie te złamane wyparcie. Teraz patrzę na to spokojniej. I fakt, że jeśli powie tak, z chęcią zaryzykuję. Jeśli powie nie, trudno. Tego kwiatu jest pół światu. Najwyżej będę szukał idealnego kwiatu wiśni. Nawet jeśli zejdzie mi na tym całe życie, cóż z tego? Szukać zawsze warto. Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż, że nie zrobiło. Aha. Dzięki za opierdol. Ostatnio stwierdziłem, że moje dotychczasowe życie było cholernie puste i nudne. Zamierzam zacząć żyć. Brakło w nim adrenaliny, czegokolwiek ciekawego. Doszedłem do tego etapu, że już nie mogę uniknąć świadomego wyboru. Pora alo zacząć, żyć naprawdę, albo wziąć sznur i się powiesić. A że jestem jednak twardziel to się nie poddam bez walki. Znalazłem w końcu ludzi, których reakcje na moją osobę podbudowują moje mikre poczucie własnej wartości i odkryłem że trening ciała kształtuje przede wszystkim ducha. Za parę lat wystartuję w zawodach Iron Man ;). Jeśli starczy tez forsy będę też trenował wspinaczkę. A po drodze jeździł na konwenty, zloty itd. Może znajdę jakąś fajną aktywną laseczkę lubiącą dobrą książkę, muzykę klasyczną, ciężką nutę i jakoś wyglądającą, kto wie? (piszę na wypadek, jak Ona powie nie, co jest wielce prawdopodobne -> nie oszukujmy się, finansowo jestem golec, a kobiety romantyzmowi folgują tylko czytając harlkeqiny). Uczę się stawiać sobie wysokie, ale i realistyczne cele, i wybaczać sobie chwile słabości. Nie zamierzam się już nad sobą rozczulać. I wiem, że silna wola to tylko kwestia pragnienia przeżycia życia dobrze. Ni mniej, ni więcej. Widzisz, jedyna rzecz której rodzice powinni nauczyć dzieci, to szacunek do siebie, wiara (w siebie) i pragnienie realizacji marzeń. Wszystko inne przyjdzie samo z siebie. Niestety mało kto tak myśli. A już na pewno nie prostak, który jest moim biologicznym ojcem (bo na pewno nie duchowym – mam o wiele lepszy wzór). Mój najmłodszy braciszek w tej chwili powtarza moją drogę. Wiele bym oddał, by oszczędzić tej Golgoty, ale niestety mam własne życie do przeżycia. Jeśli będzie jak stal, to przetrwa to i stanie się doskonalszym człowiekiem. Jeśli nie... Cóż, zadziała mechanizm selekcji naturalnej. Ja mu nie jestem w stanie pomóc, bo: 1) można się uczyć tylko na własnym doświadczeniu (jeszcze nie spotkałem człowieka, który by się czegoś nauczył na cudzych błędach), 2) raczej marny ze mnie wzór do naśladowania patrząc na moje przeszłe przygody. Pomijam już kwestię tego, ze mam własne życie do pilnowania. Smutne, ale prawdziwe. Wracając do mojej exy: ona myśli, że się zgodzę na taki układ, że będę jej mężem na papierze, póki nie uzyska karty stałego pobytu (jest ze wschodu). Niedoczekanie. Niech jej obecny chłop jej pomaga. Ja mam już dwie osoby o które muszę się troszczyć: 1) siebie, 2) kandydatkę na moją następną kobietę. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę już do końca życia (to, że mam reputację kurwiarza, i nie oszukujmy się, jestem nim, nie oznacza, ze nie marzę o tej jednej jedynej) Więc teraz siedzę sobie przed kompem pijąc piwo pisząc na forum, słuchając polskiego folku i oddając się pozytywnym myślom. Może się zapiszę do jakiegoś bractwa rycerskiego (jak wezmą takiego dziadka jak ja :P -> z reguły ludzie zaczynają tam w wieku nastu lat). Z przyjemnością powalczę z kimś na broń białą. Zresztą laski w bractwach też są konkretne. A co do kasy... Są jeszcze porządni ludzie na tym świecie. Ufać innym też się uczę/nauczę. To, że dochodzę powoli do tego z czym niektórzy zaczynają życie w wieku lat 19tu wcale nie czyni tej wiedzy mniej wartą. Szczęści i zdrowia życzę :) Fajnie żyć będąc zdrowym i wolnym. Yoshi
  8. Sprawa wygląda u mnie mniej więcej tak, że... Moja żonka, teraz już eksa, jakoś nigdy za wiele wyrozumiałości dla mojej choroby duszy nie miała. Albo źle, że popadam w depresję i siedzę w domu albo źle, że biegam ćwiczę nie dołuję się i szukam swego miejsca. Nie powiem, trochę mnie to wkurzało, bo jak jej \"odbijało\" ze stoickim spokojem czekałem, aż ten okres przeminie. Chyba jasne, że na miejscu byłaby podobna wyrozumiałość z jej strony. Cóż niestety jej zbrakło. Ostatnio mam jeden z tych okresów kiedy człowiek patrzy wstecz rozlicza się z tym co zronił, myśli analizuje i generalnie nie jest zadowolony. Doszedłem do wniosków, że: 1) Za często jęczę i nic nie robię; 2) moja przeszłość jaka by nie była za ardzo położyła się cieniem na teraźniejszości, 3) pora coś zmienić. Więc zacząłem się sportować, znalazłem sobie stałą robotę, poszukałem ludzi, którzy mają podobne mnie i wbiłem się w to towarzystwo spotykając notabene moją przyjaciółkę. O niej za chwilę. Ogólnie skończył się okres rozmyślań zaczął się okres działania. Sęk w tym, że moja żonka zaczęła narzekać na to, że poświęcam jej za mało czasu. I ogólnie truć mi dupę o duperele. Biorąc pod uwagę, że od jakiegoś czasu nie było między nami zbliżeń fizycznych ta jej reakcja sprawiła, że tylko bardziej zaczęliśmy się od siebie odsuwać. Widzisz, ja jestem człowiekiem bardzo pamiętliwym i kiedy się już wkurzę to uczucie trzyma mnie długo. Żonka oczekiwała, że jak juz na mnie skończy wrzeszczeć (ja nie podnoszę z reguły głosu, ale nie znoszę jak ktoś na mnie krzyczy, za długo to musiałem znosić w \"domu\" -> jak ktoś nie chce słuchać mojego spokojnego wywodu to i wrzasków nie usłucha) to powie \"o.k. przytulmy się i zaplanujmy wieczór\". No niestety mi jakoś ciężko się bawić z osobą, która zachowuje się wobec mnie agresywnie, więc ja wqrwiony szedłem na piwo albo siedziałem na necie, ona rozżalona robiła cos sama, albo szła do znajomych \"ruskich\". Fakt mógłbym może i się przełamać, ale po co? I tak by czuła, że się zmuszam. Wiesz, cierpię na pewną fatalną przypadłość: otóż wytresowano mnie na altruistę. Ważna jest rodzina, wola rodziców itd. A ty człowieku siedź i tłamś swe pragnienia. Ludzie z tą przypadłością z reguły tworzą chujowe związki, bo zawsze wpierw zaspokajają potrzeby drugiej strony, a zawsze na końcu swoje. To z reguły rozpuszcza partnera jak dziadowski bicz. Zwłaszcza osobę tak egocentryczną i upartą jak moja ex-luba. I pragnącą zmienić cały świat prócz siebie. Wiesz czemu padł nam seks? Ano dlatego, że żrąc jak prosię utyła ponad akceptowalną dla mojej estetyki granicę. Gadałem z nią delikatnie na ten temat i obiecała schudnąć. Bogowie moi, ależ to był kabaret! Ćwiczenia zawsze mialy zacząć się od jutra, durne nawyki żywieniowe, z kosmosu wzięte teorie... Ale moje libido miało się odrestaurować już teraz natychmiast. A że tego nie zrobiło, znowuż narzekanie. I tak się nam powoli drogi zaczęły rozchodzić. Ja w tym czasie zacząłem w końcu coś z sobą konkretnego robić i raczej jej unikać. Ja zacząłem zmieniać świat poczynając od siebie, ona wolała zmieniać mnie. Jak już pisałem wcześniej spotkałem moją psiapsiułę. Iskrzyło między nami od zawsze. Podobne gusta, podobny tok myślenia, spora wiedza, jedno zawsze rozumiało wykręcone żarty drugiego itd. No nie zeszliśmy się wtedy, boyła już ze dwa lata z chłopakiem z tzw. rozsądku i chciała ten stan rzeczy utrzymać. O.K. zawsze głęboko ją szanowałem, więc się nie wbijałem między nich. Sam zresztą też uznałem, że ponieważ moje serce jest zimne (niekochani nie potrafią za bardzo kochać) zwiążę się z porządną dziewczyną tworząc małżeństwo związek może bez fajerwerków, ale stabilny. To był mój błąd. Nawet astrologia i biorytmy mówiły, że nam się nie uda :P. Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa. Więc jakiś czas temu poszedłem na imprezę Towarzystwa. Była to pierwsza wyjazdowa moja impreza od długiego czasu. Tam i psiapsiuła, i ja trochę wypiliśmy. I zaczęliśmy się, jako to za dawnych czasów po wypiciu, kleić się do siebie. I trochę sobie powiedzieliśmy. Co prawda nie były to wyznania miłosne, ale całkiem blisko. O.K. Następnego dnia siedzialem na kacu i kręciłem głową. A później pierdzielnęło. Młotem w łeb. I w serce. Wszystko to co zamknąłem gdzieś w sobie na długie lata wypłynęło. Skumałem, że od zawsze chciałem takiej dziewczyny jak moja kumpela. Nosiło mnie strasznie. Ostatnio takie uczucia szalały we mnie zaraz po śmierci mojego dziecka. Po raz drugi zacząłem się obawiać o swoje zdrowie psychiczne. Efekt przerwanej tamy, sama rozumiesz. A dokładniej klasycznego freudowskiego wyparcia. I kilku innych mechanizmów obronnych. Energia psychiczna która była do tej pory używana na utrzymywanie pewnych treści z dala od mojego tu i teraz zalała mnie i mało nie zmyła. Uświadomiłem sobie, że kiedy wspomnę jej buzię dostaję energetycznego kopa, że jeśli myślę, że robię coś dla niej mogę osiągnąć rzeczy do tej pory dla mnie nieosiągalne. Jedyny logiczny wniosek dalej już łatwo było wyciągnąć. Jakiś czas temu gadałem z żoną. O tym jak jest między nami. Oa nie była zadowolona, ja nie byłem zadowolony, ale ustaliliśmy, że damy sobie czas, żeby coś naprawić. A nóż widelec wyjdzie? (choć szczerze wątpiłem). Ale! Po paru dniach żonka powiedziała mi, że musimy poważnie porozmawiać. Domyśliłem się że chodzi o rozwód. I faktycznie tak było. Widzisz moja żonka jest dla mnie prosta do odczytania jak budowa cepa. W drugą stronę niestety to nie działało. I być może było to jedną z przyczyn upadku naszego małżeństwa. Nie czułem potrzeby by z nią prowadzić poważne rozmowy, bo i tak mogłem z 99% prawdopodobieństwem przewidzieć co powie :P. Ona z kolei dyskutować chciała. Tyle, że nawet jak gadaliśmy o jakiś bardziej wysublimowanych tematach jojczała, że robię to na siłę. Nic dziwnego nie? Życie profety jest cholernie nudne :P. Wracając do meritum. Powiedziała, że tak dalej byc nie może, że pora kończyć itd. Mówiła spokojnie, logicznie itd. Normalnie nie moja Rybka! :P Ustaliliśmy, że się rozchodzimy. Następnego dnia dowiedziałem się skad ta klasa. Miała już przygotowane lądowisko (czyt. innego). Zaśmiałem się tylko. Faktycznie, człowieka myślącego po pewnym czasie życie i ludzie juz tylko śmieszą... A jeszcze w tej rozmowie pierdziała o wielkiej miłości. Ehh kobiety. Ktoś kiedyś powiedział, że kobieta, jak małpa, nie puści jednej gałęzi, nim nie złapie drugiej. So true... I wiesz co? Uznaję w tym wszystkim swoją winę. Naprawdę. Gdybym, nie kłamał sobie, nie wynikłoby tyle bólu. Tyle, że w jedynej rzeczy w której człowiek cywilizowany naprawdę doszedł do mistrzostwa to okłamywanie siebie... Podobnież kobieta, na której mi zależy (złośliwa wróżka ciągle plącze nam drogi do spotkania, a może ona po prostu czuje, o czym będziemy rozmawiać na następnym spotkaniu i tego się boi) okłamywała i dalej okłamuje siebie. Kiedy ją widzę wyczytują gorycz która wyraźnie wyryła swe piętno na jej twarzy. Ale ona jest uparta, bo tez walczy z całym światem (czyli, jak zawsze w takich wypadkach, z sobą :P) . I będzie robić co robi póki nie straci wszystkiego. Zobaczymy, może się uda powstrzymać ów kolizyjny kurs. Po ostatniej małolacie (a co mam sobie przyjemności odmawiać, ileż można biceps wyrabiać :P; zresztą moja przeszła i być może przyszła kobieta tez w celibacie nie żyją) cały ten szał na punkcie psiapsiuły zelżał. Tzn. dowiedziałem się kolejnej rzeczy – a mianowicie, że to ca mną miotało to było właśnie te złamane wyparcie. Teraz patrzę na to spokojniej. I fakt, że jeśli powie tak, z chęcią zaryzykuję. Jeśli powie nie, trudno. Tego kwiatu jest pół światu. Najwyżej będę szukał idealnego kwiatu wiśni. Nawet jeśli zejdzie mi na tym całe życie, cóż z tego? Szukać zawsze warto. Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż, że nie zrobiło. Aha. Dzięki za opierdol. Ostatnio stwierdziłem, że moje dotychczasowe życie było cholernie puste i nudne. Zamierzam zacząć żyć. Brakło w nim adrenaliny, czegokolwiek ciekawego. Doszedłem do tego etapu, że już nie mogę uniknąć świadomego wyboru. Pora alo zacząć, żyć naprawdę, albo wziąć sznur i się powiesić. A że jestem jednak twardziel to się nie poddam bez walki. Znalazłem w końcu ludzi, których reakcje na moją osobę podbudowują moje mikre poczucie własnej wartości i odkryłem że trening ciała kształtuje przede wszystkim ducha. Za parę lat wystartuję w zawodach Iron Man ;). Jeśli starczy tez forsy będę też trenował wspinaczkę. A po drodze jeździł na konwenty, zloty itd. Może znajdę jakąś fajną aktywną laseczkę lubiącą dobrą książkę, muzykę klasyczną, ciężką nutę i jakoś wyglądającą, kto wie? (piszę na wypadek, jak Ona powie nie, co jest wielce prawdopodobne -> nie oszukujmy się, finansowo jestem golec, a kobiety romantyzmowi folgują tylko czytając harlkeqiny). Uczę się stawiać sobie wysokie, ale i realistyczne cele, i wybaczać sobie chwile słabości. Nie zamierzam się już nad sobą rozczulać. I wiem, że silna wola to tylko kwestia pragnienia przeżycia życia dobrze. Ni mniej, ni więcej. Widzisz, jedyna rzecz której rodzice powinni nauczyć dzieci, to szacunek do siebie, wiara (w siebie) i pragnienie realizacji marzeń. Wszystko inne przyjdzie samo z siebie. Niestety mało kto tak myśli. A już na pewno nie prostak, który jest moim biologicznym ojcem (bo na pewno nie duchowym – mam o wiele lepszy wzór). Mój najmłodszy braciszek w tej chwili powtarza moją drogę. Wiele bym oddał, by oszczędzić tej Golgoty, ale niestety mam własne życie do przeżycia. Jeśli będzie jak stal, to przetrwa to i stanie się doskonalszym człowiekiem. Jeśli nie... Cóż, zadziała mechanizm selekcji naturalnej. Ja mu nie jestem w stanie pomóc, bo: 1) można się uczyć tylko na własnym doświadczeniu (jeszcze nie spotkałem człowieka, który by się czegoś nauczył na cudzych błędach), 2) raczej marny ze mnie wzór do naśladowania patrząc na moje przeszłe przygody. Pomijam już kwestię tego, ze mam własne życie do pilnowania. Smutne, ale prawdziwe. Wracając do mojej exy: ona myśli, że się zgodzę na taki układ, że będę jej mężem na papierze, póki nie uzyska karty stałego pobytu (jest ze wschodu). Niedoczekanie. Niech jej obecny chłop jej pomaga. Ja mam już dwie osoby o które muszę się troszczyć: 1) siebie, 2) kandydatkę na moją następną kobietę. Mam nadzieję, że tym razem naprawdę już do końca życia (to, że mam reputację kurwiarza, i nie oszukujmy się, jestem nim, nie oznacza, ze nie marzę o tej jednej jedynej) Więc teraz siedzę sobie przed kompem pijąc piwo pisząc na forum, słuchając polskiego folku i oddając się pozytywnym myślom. Może się zapiszę do jakiegoś bractwa rycerskiego (jak wezmą takiego dziadka jak ja :P -> z reguły ludzie zaczynają tam w wieku nastu lat). Z przyjemnością powalczę z kimś na broń białą. Zresztą laski w bractwach też są konkretne. A co do kasy... Są jeszcze porządni ludzie na tym świecie. Ufać innym też się uczę/nauczę. To, że dochodzę powoli do tego z czym niektórzy zaczynają życie w wieku lat 19tu wcale nie czyni tej wiedzy mniej wartą. Szczęści i zdrowia życzę :) Fajnie żyć będąc zdrowym i wolnym. Yoshi
  9. Ehh. Chwila słabości wybacz ;). Wczoraj dzień był dobry. Kilka piwek, fajna laska poznana w knajpie. Za to dziś w robocie kiwałem się w krześle, jak Żyd w szabas.. Nie jest źle. Exa wywiaja, ale rady dam. Jeśli ma się kłopoty z dwoma kobietami najlepiej się przespać z trzecią ;). Jakiś taki superancki tumiwisizm mnie ogarnął. Że JA nie dam rady?!! Będzie dobrze. Gożej że pierwsza noc a dziewczynka już bredziła o związku. Straszne. Ehh ludzie. Ja się jeszcze nawet nie rozwiodłem... ;)
  10. ... szczęśliwa. Trzymajcie się wszyscy ciepło. Dobranoc.
  11. Mysza/ => nie masz prawnego obowiązku opiekować się rodzicami. Kto ci wodę z mózgu robi? Jeśli przypisaliby Ci ziemię (czy co tam mają) w zamian za dożywocie to inna sprawa. Z tym zastrzeżeniem nie do końca wiem o co ci chodzi. Chyba o sądowy zakaz zbliżania się do Ciebie. Cóż powiem, że żeby coś takiego uzyskać musiałabyś chyba przed sądem na rzęsach stawać. A już na pewno będzie potrzebna opinia biegłego psychiatry, aby potwierdził zeznania schizofreniczki. Najpierw musiałabyś zdjąć z siebie ten stygmat. Później... Później będziemy myśleć. Szczerze powiedziawszy potwornie mi ciężko. Wiedziałem, że zbierają się nade mną czarne chmury, ale nie przypuszczałem, że będzie tak źle. Szykuje się nawałnica jakiej dawno nie było. i co gorsza na morzu. Słusznie pisał Pasek Jan, że kto nie umie się modlić powinien się wyprawić na morze. Ale ja się już nie potrafię modlić. Niektórzy czerpią pociechę i siłę z wiary w Boga, który ich kocha. Ja nie mogę. Bóg zawsze jest odbiciem naszych rodziców i stąd niektórzy kochają się w boskiej idei, niektórzy wyznają ją i drżą przed nią z obawy przed boskim laniem, które ma trwać wieczność (piekło). A mnie bito i upokarzano przez całe życie. Więc nie boję się piekła. Czy może być gorsze od tego wewnętrznego chłodu, od którego drżałem w ponad 30sto stopniowe upały? Czy może być gorsze od wiecznej samotności i poczucia pustki? Nie boję się piekła. Gorzej niż było, i czasem jeszcze bywa, nie będzie. Czy szpony demonów w zaświatach mogą być gorsze od demonów w mojej głowie i sercu, które drą pazurami wrażliwą tkankę? A równocześnie bóg jest w moich oczach (ten chrześcijański bóg) złośliwym idiotą, który skazał swe ludzkie dzieci na nędzę. Więc się nie modlę. Walczę z Bogiem tak jak Jakub. Zawzięcie, z zaciśniętymi zębami. Tyle, że Jaku walczył o błogosławieństwo, a ja... o przetrwanie. Bo oto po raz kolejny moje plany się walą. Ot tak jak zwykle, kiedy jest ciężko, okazuje się, że będzie jeszcze ciężej. Kasa na którą liczyłem najpewniej nie dojdzie. Znów czeka mnie głodówka. I znów ciało ciało które bezlitośnie katowałem ćwiczeniami zmarnieje. A znowu zacząłem być całkiem przystojnym facetem. Koniec z siłownią, maratonem, muai thay? Znowu mam zacząć przypominać szkielet z wzdętym brzuchem? Na myśl o tym ogarnia mnie zgroza. Zadawałem swemu ciału ból, by nie bolała dusza. A teraz? I to ma być mi odebrane? Eni, eni lama sabachtani chciałoby się zawołać. Ale do kogo właściwie? Oczywiście tak być nie musi. Ale wtedy będę musiał zrezygnować z laptopa, a bez niego nie wezmę dodatkowej roboty, a bez niej znów nie spłacę Uniwerku, czyli moje studiowanie przeciągnie się jeszcze o rok... Nie zdołam się rozwieść szybko z eksą i cwaniara znów moim kosztem uzyska to na czym jej zależy mimo, że dawno się już wozi z innym. Wypełnia mnie gorycz. A przecież nie ubywa mi lat. Ile jeszcze tak mam istnieć w takim zawieszeniu? Dziś czuję się bardzo staro... I wiesz co jest najzabawniejsze Myszko? Mam przyjaciół. Łatwo mi idzie zdobywanie sympatii, czy przyjaźni innych. Ale nie potrafię tego wykorzystać dla siebie. Wstyd mi potwornie, kiedy muszę prosić o pożyczkę, nawet ieśli chętnie mi ją się udziela (nigdy się nie spóźniłem z oddaniem). Nie potrafię już wpaść na imprezę z nastawieniem \"a tam, najwyżej nikt mi nie postawi...\" teraz nie idę, bo wstyd byłoby mi przyjąć od kogoś piwo. Gdzieś po drodze opuściła mnie moja beztroska, moje wu wei, ta niesamowita lekkość życia. Może dlatego, że wcześniej mi na niczym nie zależało? A teraz zależy bardzo. A nie mogę odrzucić mojej dumy, moje skrzywionego honoru. To te rzeczy swego czasu zatrzymały mnie o krok od popadnięcia w obłęd. Chciałem się spotkać z pewną dziewczyną. Chciałem jej powiedzieć, że ją kocham, i że pragnę z nią iść przez życie i takie tam duperele ;) Nawet nie liczę specjalnie, że rzuci mi się w ramiona. Ale powinienem już dawno dawno temu powiedzieć jej, że jak dla mnie, jest najwspanialszą i najukochańszą. A ona przesuwa nasze spotkanie, bo coś jej ciągle wypada. I teraz nie stać mnie nawet na najmarniejszą różyczkę dla niej. Bo jutro skończy mi się cukier, pojutrze czerwona herbata (jedna z nielicznych ostatnio przyjemności zmysłowych na jakie sobie pozwalam i mogę sobie pozwolić). Za dwa dni zostanie do jedzenia ryż i suchy chleb. Tak więc znów nie zobaczę się ni z nią, ni z ludźmi których lubię i którzy mnie lubią (raz na miesiąc pozwalam sobie na imprezę w knajpie). Tym samym upadnę na duchu jeszcze bardziej. Ale nie będę kłuł przyjaciół w oczy siedzeniem o suchym pysku przy stole, nie będę ich straszył marsem zastygłym na czole... Oto cały ja: arystokrata bez majątku, nędzarz pełen dumy, paladyn w pordzewiałej zbroi, co sprzedawszy szkapę, wlecze się na piechotę niosąc buty na kiju. Bez boga, bez pani, bez własnego kąta do spania... Ale będę szedł i szedł póki starczy sił, będę szedł, nawet gdy ze stóp zostaną krwawe kikuty, będę szedł choć rozpacz w sercu... I albo dojdę, gdziekolwiek by to nie było, albo padnę... O ile potrafię litować się nad kimś o tyle sobie nigdy nie wybaczę słabości... Walczę Mysza. Walczę ze światem, walczę z Bogiem, walczę z diabłem i z własnym podłym losem. I czasem jestem tym bardzo, bardzo zmęczony. Tylko przy pani mego serca jestem w stanie tak naprawdę się rozprężyć, zatrzymać i zaczerpnąć powietrza. Ale nawet nie żywię nadziei, że będzie ze mną. Więc będę szedł dalej... No nic. Ważne, żeby Ona była szczęśliwa. Zaraz idę spać. Dziś już nie dam rady odpowiadać na ogłoszenia o pracę. Jedną robotę już mam, ale kasy z tego zdecydowanie za mało w stosunku do tego ile mi potrzeba. Więc szukam drugiego etatu. Trzymajcie się ciepło.
  12. Yagon => Czyż nie mówi pismo: \"Jaką miarą mierzysz, taką będzie ci zwrócone?\" Nie ma co ich rozumieć. Konkluzja jest taka: za winy ojców dzieci będą cierpieć do 10 pokolenia. Mój stary to produkt dziadków. A oni pradziadków. A jak się tak cofać do tyłu, to na początku była małpa. Ktoś musi przerwać ten łańcuch. Jeśli ja potrafię być lepszym człowiekiem niż to czym się stać to i i on mógł. Ale nie zrobił tego. Miast walczyć z sobą walczył z dziećmi, żerował na nich, odreagowywał swoje porażki. Nie zamierzam się tuczyć nienawiścią do tego słabowitego prostaka, ale też nie zamierzam się z nim godzić, czy wybaczać. Nie zamierzam przedstawiać mu swoich (ewentualnych) dzieci, ani następnej kobiety. Nie zamierzam się nim opiekować na starość. A wszak na tym polega wybaczenia - było minęło idziemy razem dalej. O nie! Bycie debilem nie zwalnia z odpowiedzialności. Ludzi którzy całe życie szukają winy w innych nie da się zmienić. \"To nie ja jestem wariatem to świat oszalał\". Jedyne co można zrobić to zostawić ich w spokoju, niech się butelkują we własnym sosie. Wszak z głupimi starcami nie ma co walczyć. trzeba po prostu zostawić ich za sobą - niechże cieszą się owocami swej pracy. Konfucjusz mawiał: \"Jeśli dobrem odpłacisz za zło, czym za dobro się odwdzięczysz?\"
  13. abrakadabra-bum=> a dziękować za ciepłe słowa. Co prawda nie zagladam tu zbyt często bo topic jakoś zamarł, ale skoro tu jestem to odpiszę Ci bo faktycznie sytuację masz niewesołą. Krótko bo krótko (pora spać), ale zawsze. Niestety takie to zycie że pojebów więcej niż normalnych (bynajmniej nie myślę tu o Tobie jako tej pojeanej). Dziwi mnie tylko, że gliny przyjeżdżają, bo zwykle mendom się nic nie chce, ale widać że walczyć z kobietami jeszcze potrafią :o. Zresztą gówno Ci mogą zrobić, jeśli nie zostałaś ubezwłasnowolniona oficjalnym wyrokiem sadowym. Skoro obchodzisz sie bez psychotropów to nic Ci dziewczyno nie jest. Poszukaj może możliwości ponownej diagnozy w innym ośrodku. A poza tym... Jeśli nie weźmiesz leków i zajebiesz rodzinkę to poza kongiem w ośrodku zamkniętym niewiele ci zrobią - możesz symulować epizod schizofreniczny i wyjście z niego :P I czemu nie uciekniesz z tego piekiełka? W tej chwili o pracę łatwo. Wyjedź do wielkiego miasta i zatrudnij się w KFC. Pożycz od sąsiadów na pierwszy miesiąc życia. Żreć możesz w kurosmażalni do woli - zybel za posiłek więc prawie cała kasa zostaje na rękę, znajomemu coś kolo 1500. Uciekaj stamtąd. Uciekaj, bo bez tego nic się nie zmieni. Chcesz tak spędzić całe życie? Nie masz marzeń? Wbrew pozorom da się je zrealizować. No może nie wszystkie - jakoś władcą świata nie zostałem, ale kto wie co będzie za 10 lat. Jak już założę partię (myslę że nazwę ją PPO - polacy przeciw oszołomstwu) możesz przyjść i pomóc w agitacji :P. Ale tymczasem uciekaj. Będzie na pewno ciężko, ale uwierz mi że stokroć lepiej niż żyć z debilami. Nikt Ci nie zwróci tych lat, a skoro dobry Bóg (ha ha) nie poraził skurwieli do tej pory, nie ma co liczyć, że zrobi to za jakiś czas. Po co ci siedzieć w matczynym matrixie, robić za bateryjkę i dostawać wpierdol od świniojebcy? Powietrze na wolności smakuje i to smakuje dobrze. Nie licz na organizacje, na pomoc społeczną, na policję na nikogo. Licz na siebie. Licz na dobrych ludzi. Nie wszyscy są źli i skurwieli. Zawsze ktoś Ci pomoże. Jak chcesz się wynieść stamtąd - pisz na maila. Coś wymyślimy razem. Postaram się pomóc choć mam teraz sam małe trzęsienie ziemi (czyt. rozwód). Pozdro & pamiętaj: silna wola to nic więcej, jak pragnie, by żyć dobrym życiem. Jeśli naprawdę chcesz spokoju i normalności dasz sobie radę je wywalczyć.
  14. Zrozummy się. Nie chodzę i nie sknerczę, jaki to ja jestem nieszczęśliwy. Piszę na necie, bo nikomu nie chcę dupy zawracać, a stwierdziłem ostatnio, że dobrze by było się komuś wygadać. Nie potrzebuję żeby ktoś mi przytakiwał jaką to mam okropną rodzinę. Właściwie z zewnątrz luz, blues, modelowo. Stary ciężko pracujący człowiek, dotkniętymi życiowymi nieszczęsciami, dzielnie zmagający się z losem. Tylko Bóg doświadczył go ciężko, coś na zasadzie chyba \"Dobry z was człowiek ale coś was , kurwa, Józefie nie lubię...\" \"Oto jego pierworodny jest leń i niezguła. Wypić lubi, nie obronił się, roboty porządnej nie ma. Zgorzkniały chodzi, jakies ksiązeczki sekciarzy czyta. Kościół Budy, czy jak? Młodszy bandyta. Sporo wysiedział, ale jak się nawrócił?!! W garniturze chodzi, ostrzeżony tak modnie, jak to teraz się murzyny w Juesesj noszą. Zna panów jeżdżących BMW. Druga zonę chłopina miał złą i brzydką. I biedne dzieci z drugiego małżeństwa. Co mial cennego to wyprzedał za bezcen. Chłopina porządny ale głowy do interesów nie ma. Ale za to do kościoła chodzi. I dzieci prowadza. I dba o ich wychowanie...\" Jeśli mnie nie rozumiesz, nie pisz. Po co ci to? Dowiedzieć się jak to jest? I tak się nie dowiesz (mam nadzieję - trza to przeżyć). Dowartościować się chcesz, pokazać że prezentujesz wyższy poziom moralny? Chyba tak tragicznie ci jednak nie było. Wpierw kurwa przeżyj 19scie lat ze świadomością, że nie masz domu, nie masz miejsca gdzie uciec. Gdy wszyscy na ciebie polują, ponieważ będąc u szczytu wytrzymałości nie masz jak oddać. Gdy jesteś zły, bo nie jesteś radosny spontaniczny i uległy jak szeregowy towarzysz na zebraniu partii pod czułym oczkiem batiuszki Stalina. Gdy w wieku czterech lat ciągają cię na egzorcyzmy. Gdy przy twoich kumplach, stary potrafi ci jebnąć z haka w ryj, bo spóźnisz się na jego zajeważne spotkanie gdzie chciał się pochwalić swoja kukłą. A ty nawet nie oddasz bo raz tresura a ty jak ten pies kochasz pana, który bije. Gdy kurwa uśmiechnąłeś się 3 razy w życiu i nie możesz skumać jak to zrobiłeś i dlaczego. Gdy większość życia to ciągły dół. Gdy wmuszają w ciebie odpadki z kosza na śmieci bo śmiałeś wyrzucić skórki z tłuszczem? Gdy od najmłodszych lat do wczesnej podstawówki izolowano cie od świata zewnętrznego bo jeszcze coś sobie zrobisz? A na koniec tego wszystkiego słyszysz: mięczak nieudacznik słabeusz? Przeżyj to i pogadamy słonko. Ciekaw jestem jaka wtedy ty byłabyś mądra cwaniaro. I na koniec, nie wiesz, że dzieci z przerostem inteligencji wykazują niedorozwój emocjonalny? Inteligencja to w sumie niewiele. Ważna jest mądrość, umiejętność dokonywania wyborów, rzeczy których akurat nikt w mojej rodzinie nie posiadał więc siłą rzeczy jakoś nie mogłem się ich nauczyć. \"Mamo jak bardzo chciałbym być głupiutki. Może wtedy nie byłbym tak smutny i nie bolałaby mnie tak bardzo główka\" \"Bajki i podania litewski\" Czesław Miłosz, piosneczka podrzutka, cytat może być nie dokładny (ostatni raz czytałem w 7mej klasie). Poza tym ciekawą masz chronologiczną metodykę oceniania. Przez moje teraźniejsze ja oceniasz moje przeszłe wybory. Hm, hm, hm... jakim cudem będąc tak inteligentną zmoczyłaś łóżko w wieku dwóch lat?!! Wszyscy popełniamy błędy, czasami się nawet czegoś na nich uczymy. Dlatego esencjonalnym w wychowaniu dzieci jest dać im popełniać ich własne małe błędy za młodu. W tedy na starość nie popełnią błędów wielkich i nieodwracalnych w skutkach. Niechże się moi dobroczyńcy cieszą, że nie nakarmię ich jak Husajn kiedyś swoich podopiecznych, ich własnymi gałkami ocznymi. Niech moi przyjaciele ze szkoły się cieszą, że nie śledzę dokładnie ich ruchów, aby porwać któregoś dnia ich dzieci i nie odesłał ich rodzicom po wyłupieniu im oczu i zaszyciu w pustych oczodołach żywych owadów. A co najmniej tyle musiałbym uczynić. Uważam, że stwierdzenie \"niech zdychają w spokoju\" i totalne zignorowanie świadczy o moim ogromnym sercu i zdolności wybaczania. Salut.
×