Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

mała_agatka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez mała_agatka

  1. zaczęłam posta pisać o 19.40 :P ale mi zeszło! kilka razy musiałam wstać bo łzy w oczach stawały na samą myśl. co do jedzenia to ja podaję po skończonym 6 mies, czyli przy mm podałabym po skończonym 4 mies.
  2. moje maluchy śpią :) mąż goli włosy (ma na 3 mm) a ja odpoczywam :) bubik co do porodu....na początku ciąży wybrałam szpital w którym chciałabym rodzić, poszłam do ginekolog pracującej w tym szpitalu, chodziłam do tamtejszej szkoły rodzenia....byłam super nastawiona do porodu tam, w ogóle jakoś tak lekko mi było z myślą że mam rodzić (nie od początku ale ok 8-9 miesiąca ciąży kompletnie przestałam się bać porodu, czekałam na niego...). w 39 tyg ciąży w niedzielę dość kiepsko się czułam, ciśnienie bardzo mi skakało, mały nie ruszał się zbyt intensywnie, tak jakby cos było nie tak. wieczoem pojechaliśmy na izbę, chciałam zrobić ktg i iść do domu. ale mnie zostawili na oddziale. mówię może dobrze, będę pod opieką (3 razy dziennie pomiar ciśnienia, 3 razy dziennie ktg) , na pewno urodzę w moim szpitalu, przecież nie odeślą mnie jak u nich leżę :P no i zostałam...do środy. w środę rano pożar w piwnicach szpitala, nie wiadomo co się dzieje, badania lekarskie....zostawiają mnie, tzn ewakuują do innego szpitala, nie wypuszczą do domu. trafiam do szpitala najgorszego z najgorszych, szpitala umieralni. koszmar! przez całą ciąże bałam si tego właśnie miejsca. mam z nim fatalne wspomnienia. no ale trudno. przewieziono nas karetkę do niego, u mnie rozpoczęła się akcja porodowa! w karetce leżę, bo skurcze co 5 minut regularne. w szpitalu ucichły i nie urodziłam :P poród rozpocząl się dopiero w niedzielę. skurcze brzuszno-krzyżowe co 7 minut od niedzieli ok 15 (czy 17 nie pamiętam już dokładnie). decyzja - poród w toku, ale zostaję na sali, na porodówkę jak rozwarcie osiągnie 2 palce. i tak sobie leżę, dostałam obiad w niedzielę, kolacji już nie, bo przecież rodzę! chodzę do położnej na badanie rozwarcia - rozwarcie badane w ŁAZIENCE na kozetce. każdy mógł wejśc w każdej chwili! położnice, goście, wszyscy!!! nic nie postępuje, jest poniedziałek, oczywiście śniadania niet, bo rodzę! rozwarcie na.......1 cm!!!! kolejne badania, oczywiście w łazience! chodzę, proszę o cokolwiek na przyspieszenie, choćby o masaż szyjki o coś co mi pomoże! ale dupa, nic nie dostaję. jest wtorek.....zaznaczam rodzę od niedzieli! jedzenia nadal brak (dobrze że mąż mi przemycał jedzenie bo bym z głodu padła). w końcu w nocy z wtorku na środę, bóle co 2 minuty, jest rozwarcie na 2,5 palca! godzina 5 idę na porodówkę, oczywiście sama ciągnę za sobą torbę i zestaw do pobrania krwi pępowinowej. dzwonię po męża, o 6 jest ze mną. badanie, ktg, moge wstać, kiwam sie na piłce, chodzę. jest 7 każą się położyć do badania, rozwarcie na 3 palce. nadal dużo brakuje, co skurcz to masaż. mam dość. ale leżę, bo co mam zrobić. ok 9 mówię że chcę wstać do toalety, słyszę że nie ma mowy, mam leżeć, bo "tylko mi się wydaje", proszę o kaczkę, też nie. leżę dalej. ok 10 bóle parte! ale rozwarcia brak, nie przeć, leżeć na boku bo mały źle wstawiony więc leżę. kilka razy tracę przytomność, bo ból nie do zniesienia, zwłaszcza te powstrzymywane parte w połączeniu z bólem krzyża. w amoku w końcu nie wytrzymuję, proszę znów o kaczkę, odmowa, więc sikam pod siebie. słyszę że jestem "świnią szczającą do łóżka" ale jak prosiłam to nie można było podać! jest ok 11.40 jest 10 cm! w końcu!!! mogę przeć, każą położyć się na wznak i wtedy nagle giną parte! całkowicie! nie wiem kiedy przeć, położna nie pomaga, nie mówi kiedy tylko wrzeszczy że nie prę. ale powiedzieć kiedy nie może. mowię że chcę na bok wrócić to może parte wrócą, odmowa, bo "to jakaś moja nowa fanaberia". przychodzi inna położna, w pokoiku jest już mąż, 3 lekarzy, 2 położne, 3 pielęgniarki i salowa ścierająca krew z podłogi. położna robi nacięcie, zupełnie na żywo! bez parcia, bez niczego. boli jak cholera, zresztą już mi wszystko jedno! w końcu lekarz rzuca mi sie na brzuch wypychając małego!!! jest! jest mój ukochany synek! ale cholera nie płacze! cisza, cisza absolutna!!! mąż pokazuje że jest ok, że żyje, ale nie wierzę! dlaczego nie placze? widzę jak go odśluzowują, podają tlen, siadam, płaczę, prosze żeby cokolwiek powiedzieli! milczą jak zaklęci....w końcu płacze! najpiękniejszy dźwięk pod słońcem!!! jest siny, całkiem szary ale płacze! wiem że będzie dobrze! rzucają mi go na minutę na brzuch, ledwo go dotknęłam, zabierają go, idzie do inkubatora, jest bardzo zmęczony... ja zostaję, leżę, zszywają to co położna nacięła, 15 szwów, ale mam wszystko gdzieś. najważniejsze że on jest! straciłam mase krwi, jest mi potwornie zimno, leżę przykryta 3 kołdrami, 2 kocami i trzęsę się z zimna. mąż ma pilnować żebym nie zasnęła. po 3 godzinach zawożą mnie na salę, przenoszą na łóżko, znów mdleję. nie mogę głowy unieśc żeby nie zemdleć, nie moge wstać. w końcu w czwartek, po 35 godzinach od porodu wstaję! po wielkiej kroplówie z glukozy (wywalczonej przez męża bo "po co mi?"). ciesze sie maluszkiem, nie mogę usiąść ale jakoś chodzę, zajmuję się dzieckiem, jestem najszczęśliwsza na świecie....jest 17 piątek...idę do toalety, brak barierek, poręczy przy ścianach, czegokolwiek żeby sie złapać w razie zawrotów głowy....czarno przed oczami, mdleję! budzę się po chwili, nie mogę wstać, noga bardzo boli, wołam siostrę....jedziemy na rtg, staw skokowy skręcony, zbite kości śródstopia...gips, kolejne unieruchomienie. konsultacje neurologiczne, tomografia komputerowa...... zakaz wstawania z łózka! jestem w 100% zależna od położnych i ja i dziecko! w pon wychodzę. w końcu! w środę słabo mi, stopa wielka, jazda na IP, gips źle założony, rozcięli go, jaka ulga!!! niestety za mocno byl założony, do dziś mam siną część stopy, siny mały palec...i tak już będzie! połóg jest koszmarem - noga w gipsie, ani iśc pod przysznic, ani nic, podmywam sie tylko jakoś, obmywam woda nad miską, masakra! tyłek boli, rana sie rozłazi, masakra! bryyyy na samo wspomnienie robi mi się niedobrze :( ogólnie masakra! ten poród, choć bolało bardzo, trwało długo to był zupełnie inny!
  3. mamadzieci - Frankowi na poczatek słoiczki dawałam, teraz pewnie też tak zrobię, potem będę kupować warzywa i gotować. ale to jeszcze sporo czasu, bo do 6 mies tylko moje mleczko.
  4. hej :) bubik - o porodzie spróbuje wieczorem napisać. juz kazda ma to za soba wiec nie przestrasze niepotrzebnie :P moje malutkie jakieś marudne dziś, spi po chwilce, potem marudzi.... a starszy gotuje zupe puzzlową - 10 opakowań puzzli wymieszane razem w 1 garnku :) miesza, dodał warzywa i co chwilę mam próbować :P
  5. no i mam 2 chorych dzieci w domu i 2 dorosłych..... Tomaszek nadal kaszle i katarzy, Franek to samo plus wieczorem gorączka, ja z mężem gardła zawalone :( gryyyy najgorszy jest Franek bo upierdliwy bardzo :P ciągle marudzi, nosa dmuchać nie chce....no i boję się co będzie jak mąż z pracy wróci...też będzie marudzenie :P Tomaszek mimo choroby cudowny, śmieje się, cuduje, zasypia ślicznie sam jak zdrowe dziecko!
  6. m.flora - u nas też starszy już katarzy :( zapewne na pogotowiu coś złapał, jak czekaliśmy na przyjęcie, w końcu 2 izby tego samego dnia zaliczyliśmy :( też inhaluję, syropkiem poję i mam nadzieję ze się nie rozwinie bardziej. jagna - fajnie tak wyjechać, odpocząć od codzienności. co do seksu to nie wiem co poradzić, u nas tego problemu nie ma. a co do porodu to ja nadal nie przetrawiłam pierwszego :( drugi jakoś łatwiej mi poszedł, łatwiej o tym zapominam, a pierwszy...bryyy pomimo że minęły ponad 3 lata, pomimo tego że zdecydowałam sie na kolejne dziecko tej traumy nie przetrawiłam, i chyba nie przetrawię. mam nadzieję że z piersiami będzie wszystko dobrze! załamana - a spróbuj czegoś innego, może mniej doprawiony karczek, kawałek pieczonej ryby, czy ładnego schabu :) Tomaszek też non stop pięści w buzi ma, aż paluszki czerwone tak je gryzie! a co do zabezpieczenia to ja cerazette biorę. pietrunia - na katar woda morska do noska, inhalacje z wody i soli (jak nie masz inhalatora to zwykły garnek, pół litra wody, łyżeczka soli, zagotować, postawić przy łóżeczku, można narzucić prześcieradło i w takim namiocie razem z maluchem chwilę siedzieć), oczywiście spanie z główką wyżej niż pupka, można oklepywać plecki,żeby niżej nie zeszło. jak jest kiepsko to przed spaniem nasivin 1 kropelka do 1 dziurki. moje dzieciaki śpią :) oj jaka cisza :)
  7. wrócilismy :) oskrzela czyściutkie!!! inhalacje jeszcze dziś 3 razy dziennie, jutro i w niedziele 2 razy i potem 2 dni po razie i koniec ze sterydami :) kaszel moze jeszcze nawet 2 tyg być, ale najwazniejsze ze sie udało wygrac z oskrzelami :) ufff chyba moge rozpakować torbe, bo od niedzieli spakowana stoi na wypadek jazdy do szpitala.
  8. wiola no mam nadzieje ze nie :( coraz bardziej żałuję że jednak w niedzielę nie zostaliśmy :( pewnie już byśmy zdrowi wyszli, a tak...cały tydzień się męczymy tylko po to zeby teraz i tak tam trafić??? niby na moje oko jest zdecydowanie lepiej, ale nie mam rentgena w oczach ani stetoskopu więc nie wiem co tam w oskrzelkach słychać :(
  9. oj widzę ze jakaś klątwa na nas ciązy ostatnio :( Wiola oj współczuję! my dziś na 12 idziemy do lekarza. zobaczymy czy jest wystarczająca poprawa, czy idziemy do szpitala :(
  10. pecha ciąg dalszy .... rano jak jadłam BUŁKĘ złamał mi się ząb!!! czekam jak będę w Pl to naprawię, bo na kolejną wizytę u dent we czwórkę nie mam ochoty! mam dość!
  11. hej u nas kolejny ciężki weekend. w pt byliśmy z Tomaszkiem u lekarza, niby wszystko ok, nie potrzeba leków, jest super. w sobotę też ładnie. w nocy z sob na niedzielę już zaczęło się chrzanić. w niedzielę za przykazaniem lekarki pojechaliśmy do lasu. wieczorem Tomaszek ciężko oddychał, więc zapakowaliśmy się z Frankiem i na dyżur do szpitala pognaliśmy. lekarka zbadała małego, stwierdziła ze jest czysto, ale ona pediatrą nie jest i poleca wizytę w klinice pediatrycznej w innym mieście. dała skierowanie i pojechaliśmy. tam lekarka stwierdziła że oskrzela już są lekko zainfekowane, zrobiła małemu inhalacje. chciała nas zostawić w szpitalu, ale po inhalacji było lepiej i pojechaliśmy do domu. jakby się pogorszyło albo mały miałby problemy z oddychaniem to mamy po karetkę dzwonić i nas zawiozą do szpitala. gdyby nie to że ja nie gadam dobrze po niem, ani nie wzięłam ze sobą telefonu to pewnie bym została w szpitalu z małym. całą noc się męczyliśmy, nasłuchiwałam czy jest ok, obserwowałam go....w poniedziałek byliśmy u lekarki z przychodni, przepisała inhalacje, dostaliśmy od naszej kasy chorych inhalator i potrzebne leki. no i mam go w domu inhalować. lek stwierdziła że albo będzie bardzo szybka poprawa albo szybkie pogorszenie. przy jakichkolwiek dusznościach od razu po pogotowie dzwonimy! oskrzela praktycznie czyste, lekko tylko zainfekowane. zobaczymy! może się uda bez szpitala! bo szpital oznacza że R nie może iść do pracy, bo ktoś z Frankiem musi być, i jednocześnie musi być z nami bo ja sie nie dogadam....aj ciężko ciężko! w niedzielę jeszcze jak byliśmy w lesie to na balkonie miałam suszarkę z praniem, no i zawial wiatr i mi suszarkę zrzucił na ziemię! pech chcial że na dole 2 auta stały! jeden to jakiś staroć nawet nie zarejestrowany nie wiemy kogo, a drugi nowiutki peugeot. no i ludzie od peugeota stali i czatowali na nas, tzn na właścicieli suszarki. R poszedł wyjaśnić sprawę. wezwali policję, policja ustaliła że skoro to nie było naumyślnie to mamy sie sami dogadać i pojechali. na szczęscie tak spadła że tylko lekko bok obrysowała, bo jakby na dach czy szybę spadła to byłoby po wypłacie, a tak liczymy że w 500 e się zmieścimy z pokryciem kosztów straty :( gryyy nie mamy ubezpieczenia wykupionego! tzn już mamy,w niedzielę od razu wykupiliśmy, i teraz już nie straszne nam latające suszarki! a co mojej czarnej niedzieli to dodatkowo kleszcza złapałam!!! dopiero w poniedziałek go znalazłam, bo w niedzielę tylko się wodą spłukałam, bo mały płakał i nie miałam czasu na kąpiele. w pon weszłam do wanny i patrze że mam coś czerwonego na nodze, myślałam że włosek mi wrósł i ciach wyrwałam! patrze a to kleszczysko!!! tylko taki maleńki i nie za mocno wczepiony. gryyyy! na prawdę czarna niedziela!!! dziś już z Tomaszkiem lepiej, nie ma napadów kaszlu, ładnie oddycha, kaszle, ale sie nie dusi. odkrztusza, tzn odrywa mu sie wszystko a potem wymiotuje flegmą. inhaluję go 3 razy dziennie sterydem i co 2 godziny wodą z solą. dziś w nocy 1 raz od tyg spałam! bo od poprzedniej środy ok 3 godzin ŁĄCZNIE udało mi sie spać,a dziś mały spał od 21 do 4.40! bez przerwy!!!
  12. przebierałam Tomka a gad mały (starszak) dorwał sie do portfela - wlazł na krzesło i z górnej półki zdjął, dobrze ze nie zwalił jej na siebie!!! wyjał wszystkie drobne, włożył do skarbonki (ok 10 euro) a 50 euro pociał nożyczkami!!! i miałam pieniądze!!!! kutwa no czy go na minute zostawic nie mozna? jak mi kibla nie zasika, bo bawi sie w strażaka i osikuje wszystko dookoła, to wyleje wode na podłoge to potnie kasę :(:(:( gryyyyyy! na szczescie lac przestaje to zaraz wyjdziemy! bo oszaleje!
  13. kwiatuszek - chyba w powietrzu coś wisi :P bo wszyscy sie kłócą :P Tomasz też nienawidzi czapki! zresztą Franek też taki był :P ryk potworny przy ubieraniu! my byliśmy znów u pediatry bo kaszel nadal jest :( nadal zalecenia takie same - spacery, otwarte okno w domu, nawilżać nosek, ściągać katar i jak najwięcej mleczka i wody dawać żeby gardełko nawilżać. i tyle! do poniedziałku powinno być nieco lepiej. mieliśmy na spacer wyjść ale znów leje :( gryyyyy, mam nadzieję ze zaraz przestanie i wyjdziemy troszke. tzn byliśmy dziś już sporo, ale starszaka roznosi i dobrze by było w piłkę z nim pograć na boisku :)
  14. no ja nie zdążyłam posiłków skosztować za bardzo. dostałam liste z jadłospisem i mogłam sobie wybrac jedzenie :P ale zjadłam tylko sniadanie rano, bo przed obiadem wyszłam do domu :)
  15. hej. jestem, jestem, czytam, czasem coś na innych wątkach skrobnę. ale miałam ostatnio ciężkie dni. pierwsza poważna, na prawdę poważna kłótnia z mężem. w sumie tak źle nie było jeszcze nigdy, obydwoje o rozstaniu myśleliśmy. ale już chyba będzie lepiej. wczoraj pogadaliśmy na spokojnie, bez wyrzutów i dogadaliśmy się. najważniejszy powód naszej kłótni został załatwiony, więc jest nadzieja :) nie tak łatwo przekreślić 10 lat wspólnego życia!
  16. co do ubierania maluchów to u nas teraz ok 8-12 stopni. maluch ma na sobie body z długim rekawem, pajacyk cieplejszy, skarpety, kurtkę polarową, czapkę i szaliczek (chustke pod szyją). przykryty jest kocem (zwykłym polarowym). jak mocno wieje ( a wiatry są tu niesamowicie silne i mroźne) zapinam gondolkę. jak jest cieplej to tylko kocyk ma, bez góry-osłonki od gondolki. było już też na tyle ciepło (ok 3-4 tyg temu mieliśmy 20 st) że byl bez czapki i bez kocyka - samo body z krótkim, bluzeczka, spodnie, skarpety i kurtka.
  17. hej :) mój maluch też ma jakiś skok, niby wg wykresu to czas spokoju, ale od wczoraj jest masakra. ciągle placze, nie chce spać, no i non stop na cycku wisi. cały dzień i całą noc. Załamana - jak noc??? my też planujemy basen :) może już za miesiąc się uda :) bo od skończonego 3 mies można iść. woda ozonowana, na basenie cieplutko więc może się uda w maju, albo w czerwcu.
  18. już niedługo w DE - całkiem fajne miasto :) byliśmy raz, na chwilkę ale planujemy powtórzyć wycieczkę jak będzie ku temu okazja :)
  19. już niedługo w DE - na początek dobra rada - zacznijcie intensywną naukę języka! nie mówię złośliwie, ja nie znam niemieckiego, tylko na zasadzie Kali moc, Kali mieć i jest mi baaardzo cieżko! wieczne uwiązanie do męża, jak go nie ma ginę! codzienny strach, zeby tylko maly nie zachorował, żeby nie był potrzebny szpital itp, żeby nic się nie stało, żeby .....cała masa nerwów. do tego poczucie wyobcowania, ile razy wracam z przedszkola i łzy mi ciekną bo do cholery chciałabym z kimś pogadać, bo brakuje kontaktów międzyludzkich ale nikt nie ma czasu na rozmowę z kaleką językowym :( nikomu nie chce się czekać aż ja coś powiem, aż sklecę normalne sensowne zdanie bez masy błędów gramatycznych i wyrazowych :( nie mówię jest już dużo lepiej, ale byla tragedia! jak kaleka sie czułam! moje dziecko chcialo czegoś a ja nie umiałam poprosić :( ileż nocy przeplakałam i ile płaczę do tej pory tylko ja wiem! uczę się pilnie, codziennie staram sie choć czasem na pysk lecę, ale staram się jak mogę, ale nadal to nie to! jak tylko macie możliwość to uczcie się, tak żeby choć jedno z was mogło załatwić sprawy urzędowe, lekarskie... to tyle o języku. co do dzieci - tak Franek chodzi do niemieckiego przedszkola. do grupy niemiecko-rosyjskiej, jedna z przedszkolanek jest Rosjanką i wszelkie dzieci rosyjskie (których tu w miasteczku multum) chodzą do tej grupy. Polaków nie ma poza nami, jest jeszcze jedna dziewczynka której mama jest polką, ale dziewczynka jest w innej grupie i w sumie praktycznie po Polsku nie mówi. także Franek jest sam na placu boju. początek był bardzo trudny, adaptacja twrwala dłuuuuuugo. maly się buntował, czemu się nie dziwię, w końcu 3 godziny z ludźmi których wcale sie nie rozumie? którzy nie wiedzą o co mu chodzi??? to duuuuże wyzwanie jak dla niespełna 3-latka, który nigdy wcześniej do przedszkola nie chodził! teraz? po tych miesiącach w przedszkolu dzień bez przedszkola dniem straconym! pędzi jak na skrzydlach! uwielbia swoją panią, ma kolegę i koleżankę :) widzę po nim że coraz więcej rozumie, mówić nie bardzo chce, jakąś blokadę ma, ale zaczyna .... psycholog przedszkolny mówi że jest ok, że to norma. że do września powinien sie rozgadać :) także u nas potrzebny będzie rok w przedszkolu żeby maly zaczął mówić. jak sie żyje? jak wszedzie, są plusy i minusy. trzeba mieć silną psychikę żeby wyjechać daleko od rodziny, od przyjaciół, od pomocy kogokolwiek i liczyć na siebie. ale jeśli chodzi o stronę finansową to w naszym przypadku nie ma porównania. mąż zarabia tyle samo co w Pl, tyle że w Pl były to złotówki a tu euro. co do wsparcia finansowego to przysługuje kindergeld. ok 180 euro na dziecko. czy zamierzamy wrócić? raczej tak, ale nie prędko. myślimy o 10 latach pobytu tutaj. moze więcej może nieco mniej, ale myślę że ta 10 byłaby optymalna :) chciałabym zeby dzieci nauczyły się niemieckiego, i nie zapomniały go później. ja chciałaby iść tu do pracy. mamy plany na własny (w 100% własnoręcznie wypracowany) dom.... zobaczymy co zycie przyniesie... powodzenia! a w jakie okolice się przenosicie, jeśli można wiedzieć?
  20. oluśka - masakra! matko nawet sobie nie potrafię takiej straty wyobrazić. jagna - ja właśnie przy Franusiu miałam tak jak Twoja koleżanka - mały też miał skazę i na tej diecie skazowca-alergika schudłam do 53 kg, przy wzroście 168 cm. i z tą wagą czułam się najlepiej! teraz też do niej dążę!!! moze dla niektórych taka waga wyda sie za niska, ale dla mnie była genialna i broń Boże nie wyglądałam źle, chudo czy coś. normalnie wyglądałam :) i tak sporo Twój synek śpi! u nas dzień wygląda tak: - 6 pobudka (do niedawna spał do 7, teraz o 6 się zrywa) - jedzenie, ubieranie itp - 8 ubieram go na dwor, bo już od 7.30 marudzi ze śpiący, więc po 8 zasypia przy oknie, 8.30 wychodzimy - śpi do 9 - 9 jedzenie, zabawa do 11 - 11 ubieram go (znów 30 minut muszę go przetrzymać, bo o 11.30 po Franka idziemy) śpi od 11 do różnie, zależy czy idziemy z Frankiem na dłuższy spacer, to do 14, czy nie to budzi się wcześniej - potem jedzenie, zabawa - o 15.30 marudzi bo śpiący, ale zasnąć nie może (raz na ruski rok sie uda) a tak to marudzi, jęczy ale nie uśnie i tak jęczy on i Franek do 17, do powrotu taty - o 17 wychodzi z tatą na spacer i wtedy śpi do 18 - 18-19.20 zabawa, jedzenie -19.20/19.30 kąprzyjaciółkapiel - 20 usypianie, czasem usypia w 10 minut a czasem godzinę - pobudka nocna zwykle koło 1/2, potem 4 i o 6 wstaje i od nowa :P m.flora - udana ta szwagierka :) ale dobrze babci powiedziala :) ja jeszcze przy Tomku anegdot o teściowej nie mam bo jeszcze wnusia nie widziała. pojedziemy do niej w maju to się zacznie pouczanie :) choć ostatnio zdjecia oglądali małego i stwierdzili że za gruby jest i mam za tłuste mleko i muszę dać mm bo inaczej utuczę dziecko :P nie ważne że Franek w tym wieku ważył i wyglądał DOKŁADNIE tak samo (nawet im zdjęcia pokazaliśmy dla porownania) i wtedy teściowa płakała jaki on chudy i ze mam za chude mleko i mam dać mm (no chyba że dziecko w nocy płakało to miałam za tłuste mleko :P i tak w dzień mialam za chude bo za dużo jadł a 2 godziny później za tłuste :P nie dogodzisz babie :P :P :P)
  21. a pupę najlepiej myje mi się normalnie pod bieżącą wodą :) biorę małego na rękę, niosę pod kran, myję pupkę wodą i szarym mydłem, wycieram tetrą i jest super :)
  22. Tomek czasem głowę ładnie podnosi jak leży na brzuszku, rozgląda sie gada sobie, a czasem denerwuje się strasznie jak tylko go położę w ten sposób. zależy od dnia :) a i on zasypia tylko na brzuszku :) i do 1 karmienia w nocy, czyli do ok 1-2 tak śpi :) czyli od 20 śpi na brzusiu, inaczej nie może zasnąć, denerwuje się, rączki go rozpraszają itp. ale zawinięty jeszcze bardziej nie lubi być, więc pozostaje brzusio. i dobrze, sam układa się w pozycji żabki z tyłeczkiem na górze :P i bączki idą że hej! wszystko co w dzień nie pójdzie to przy zasypianiu słychać tylko purt purt :P co do jego odparzeń to sytuacja opanowana. mam 99% pewności o co chodziło - a mianowicie o jabłko! jak zjadłam jabłuszko czy gotowane czy surowe tyłeczek momentalnie zaogniony. odkąd nie jem jest ok :) taka sama reakcja jest po pietruszce. czyli mogę jeść teoretycznie niebezpieczne, w sensie często alergizujące rzeczy jak pomidory, ryby, nabiał ale nie mogę teoretycznie bezpiecznych jabłek :P wiem wiem alergia na jabłko zdarza sie często, ale ogólnie przyjęło się że jest to jeden z bezpieczniejszych owoców.
  23. hej :) Tomaszek znów katarek ma :( cholera no! ale jak ma nie łapać jak Franek non stop zakatarzony i ja też. ehhh co do okresu ja tez nie mam, po Franku dostałam po 8 mies, a karmiłam 11 mies. teraz też mam nadzieje ze długo nie dostanę.
  24. pietrunia - padłam z tych zwieraczy :D :D :D to widzę ze ja mam szczęście z tą laktacja :) od dawien dawna unormowana, mleczka ani za dużo ani za mało...nic tylko karmić karmić i karmić jak najdłużej :D
  25. Pietruna - supeeeer ta wasza karuzelka :D właśnie czegoś takiego szukam i nie ma :( cholercia no! aż nie wiem czy nie kupić w Pl i poprosić zeby mi mama przesłała :P a co do zabawek to fakt, Franek nienawidził maty, ani karuzelki, fotelik samochodowy wróg nr 1, a Tomek jak na razie jazdę autem uwielbia i w foteliku się bawi ładnie :) oglądałam fotki i tak na szybko skomentuję ostatnie :P a co mi tam! Wiola - ja ci zaraz dam Torba :P bez przesady kobieto!!! ty chyba Torby nie widziałaś :P :P :P wyglądasz 10000000 razy lepiej niż większość kobiet jakie tu na ulicy spoykam :P to są Torbacze a nie Ty! malutka jest świetna! i ile ma włosków :) Tomaszek to łysol jest :P no a w kąpieli faktycznie super lubi być :P :P :P mamadzieci - czy tylko moje dziecko takie łyse :P Olivierek też kłaczorkow pełno ma :) i jakie czarne! taki mały pączuś :) oczywiście w pozytywnym sensie :) Jusial - Marysia jest słodziutka :) te wielkie wpatrzone oczka.... świetnie na dworze wyglądacie :) Pietrunia - kobietko jak starsza siostra Wojtusia wyglądasz a nie mama :) Jagna - mały bokser ci rośnie :P Lena - słodziak :) Mama_hani - ślicznie malutka na chrzcie wyglądała :) mam nadzieję ze nikogo nie pominęłam :) a jak pominęłam to przepraszam :) wszystkie maluchy takie wprost do calowania :) świetny wiek - małe uśmiechnięte pączuszki :)
×