Witajcie,
Watek smutny niewyobrazalny, ale bardzo potrzebny. Ja stracilam ukochanego Tate, kiedy mialam 16 lat. Znalazlam Go martwego w domu, kiedy wrocilam ze szkoly. Moje zycie wtedy leglo w gruzach. Rozumiem Was, rozdzierajacy zal, smutek, rozpacz, wscieklosc - dlaczego?!
Jak zyc? Jak sobie radzic? Tylko czas moze pomoc. Mi pomogl. Minelo 11 lat od tamtej pory i Tata jest w moim sercu, zawsze bedzie. Czasem placze, zawsze tesknie, ale tesknota juz nie rozrywa serca. Brak mi Go w waznych momentach, slub, dziecko, magister - chcialabym wtedy widziec Jego dumne spojrzenie. Ale nie zobacze. Wtedy tesknie bardziej. Nauczylo mnie to - niczego nie odkladac na pozniej, nie zwlekac, nie czekac, okazywac uczucia bliskim, dbac o Nich, sa tak strasznie cenni. Daje Wam slowo, ze Wam czas takze pomoze. Nabierzecie sily, wzmocnicie sie. Rany sie zabliznia. Nie zapomnicie, ale wyschna lzy. Obiecuje.
Jestem z Wami wszystkimi calym sercem, tule Was mocno i zycze sily i spokoju