Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Szafirek*

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Misiaczku Mój - u nas rządzą tym zupełnie inne prawa, ja mam samochód firmowy w garażu pod domem :( We Wrocławiu na egzamin czeka się około 1,5 miesiąca ... żadne podania nie mają racji bytu. Żeby dostać termin szybciej, należy w biurze Wordu koczować od 7 rano do 12, bo zasada jest taka, że jeśli nie stawisz się na egzamin, to musisz o tym powiadomić w przeddzień egzaminu do godz. 12.00. Wtedy wyświetla się to na takiej specjalnej tablicy i jak masz szczęście i akurat numerek ;) to spośród 100 innych czekających możesz się akurat załapać ! Więc jak widzisz, niewiele do szczęścia potrzeba. Siedziałam już dwa dni z rzędu. Efekt jest taki, że nadal nie mam nowego terminu. No i jeszcze w pracy tyle zaległości, że tylko cichutkie powtarzanie mojego motta mnie odrobinę ratuje ...
  2. Ja miałam ustalony termin. Nie podeszłam do egzaminu. Umarł mój dziadziuś. Wczoraj o 14 był pogrzeb. Nie mam jakoś weny myśleć o kolejnym terminie, w poniedziałek się tym zajmę mam nadzieję ... bo wiem, że jest to konieczność. No ale nie mogę dzisiaj i już.
  3. Elles - cudne ! :) :D Mój egzamin - 13.08 ... nikt nie chciał tego terminu :D
  4. Elles, dziekuję Ci za wklejone informacje i za radę :) jakby Ci to powiedzieć ... jajników już nie mam ;) więc w żadną stronę mię one nie ciągną :D
  5. Nie wiem dziweczyny co robić i co najważniejsze -czego mogę się ze strony P. spodziewać. Jestem pewna, że w jakiś (jasny i przejrzysty) muszę zakomunikować, że prywatne wizyty towarzyskie w biurze są niedopuszczalne ! Jeżeli w jakikolwiek sposób będzie próbował zatruwać mi życie Gawronku - to powiem mu, gdzie są drzwi. To wszystko. Ale boję się o to, że P. nie zechce przedłużyć umowy o pracę zawartej na okres próbny. Zastanawiam się również nad tym, żeby jemu tej umowy nie przedłużać. Niepokoi mnie atmosfera jaka może zapanować ... co ja piszę ... jaka na pewno zapanuje między nami w biurze, a jaka pojawia się zawsze, kiedy zaczyna się stosować wobec pracownika zasadę ograniczonego zaufania - zabiera mu się np. klucze od biura ... Niepokoi mnie to, że wszystko to, nad czym się tak napracowałam (znalezienie biura, zatrudnienie pracowników, koordynacja pracy oddziału) trafi szlag, a ja będę musiała zaczynać od nowa. :(
  6. Gawronku - rozumiem Twoje stanowisko, ale uważam, że w dzisiejszych czasach dostępu do wszelkich mediów można sobie tą prywatną korospondencję oddzielić od służbowych spraw, jest wiele ku temu możliwości. Podkreślam raz jeszcze że nie zaglądałam do jego skrzynki ani nie czytałam żadnych wiadomości która tam są. Włączyłam tylko jego komputer i poprosiłam telefonicznie naszego informatyka (który jest w Kielcach w siedzibie firmy) o przekierowanie poczty P. do mojej skrzynki. Mogłam na przykład prosić o przekierowanie jego wiadomości do prezesa np. I nie wiem jak szef odniósłby się do tej prywatności P. Uwierz mi, nie interesują mnie cudze tajemnice, ani nie doszukuję się sensacji - mam ich dość w swoim życiu. Nie obchodzi mnie co kto z kim i kiedy a gdzie ... Nie gonię za wydumanymi problemami, nie szukam sobie treści do emocjonowania się ... Problem polega na tym, że to ja jestem kierownikiem wrocławskiego oddziału naszej firmy. To ja odpowiadam (na piśmie również) za wszelkie powierzone nam \"mienie\", nawet za cholerny dystrybutor do wody. W biurze jak to w biurze ... mnóstwo różnych rzeczy, informacji. Niech ktoś kopnie nogą cokolwiek i co nas czeka ? Bardzo kosztowna wizyta Państwa informatyków z Kielc. Na mnie spoczywa odpowiedzialność za wszystko co się z tym naszym biurem dzieje, nie tylko w sensie odpowiedzialności za wyniki, za efekty pracy. Jest to również obciążenie materialne. Wynajmujemy pomieszczenie w biurowcu. Mamy tu wszędzie sąsiadów, min. terenowy oddział Hortexu za ścianą, oni pracują bardzo długo, do późnych godzin wieczornych. Jeśli ktokolwiek z sąsiadów usłyszy, zauważy ... i zgłosi do administratora budynku - lecimy stąd w trybie natychmiastowym. Za to też ja odpowiadam. Nie chciałabym żebyście odbierały mnie jako żądną sensacji babę, która z lubością grzebie się w czyimś życiu erotyczno-towarzyskim. Martwię się o to, że nie wiem jak teraz będę pracować z tym człowiekiem. A z resztą, nieważne. Trochę się czuję źle oceniona i zaszufladowana przez Gawronka. Zastanawiam się jak to wszystko najlepiej załatwić. Dam Wam znać, dziękuję za Wasze opinie.
  7. Majorku, buziaki - my już w tym roku zaliczyliśmy spotkanie z Bałtykiem w Rewalu, byliśmy tydzień, a tylko dwa razy była pogoda i można było się kąpać :) W dniu w którym przyjechaliśmy i w dniu w którym musieliśmy wyjeżdżać ;) Dziewczyny, mam problema POWAŻNEGO natury MORALNEJ. To znaczy, z moim morale mam nadzieję, nie jest najgorzej. Jednak kurde ... poradźcie mi, nie wiem co robić. Help. Już Wam zaraz wszystko piszę. Jak wiecie - od niedawna mam nową posadę - mam też nowego pracownika - P. którego polecił mi kolega z którym pracowałam w poprzedniej firmie. P. jest młodym człowiekiem, bo ma 24 lata, jednak w połowie sierpnia wstępuje w związek małżeński ze swoją narzeczoną - M. M. znana mi jest oficjalnie per \"pani\", ponieważ pracuje w firmie, którą obsługiwaliśmy transportowo. Zawsze kiedy dzwoni do swojego narzeczonego przekazuje grzeczne pozdrowienia dla mnie. No i pech chciał - P. rozchorował się. Zadzwonił do mnie wczoraj wieczorem, że ma gorączkę, anginę, grypę i różne takie tam. Powiedział, że w piątek postara się przyjść (bardzo go o to prosiłam, bo mamy wizytę informatyków). Dziś rano po przyjściu do biura włączyłam więc jego komputer i poprosiłam też o ustawienie przekierowania jego poczty do mojej skrzynki. Tak naprawdę pracujemy od 3 tygodni i zależało mi na tym, żeby żadna pilna wiadomość przychodząca podczas jego nieobecności nie umknęła mi. No i przyszło coś, nie \"załapałam\" o co chodzi ... czytam, czytam, a to jakaś wiadomość od kobiety. Od A. No i tam w tym mailu cała rozmowa. Że jak to on się za A. stęsknił, kiedy się spotkają i takie tam BZDURY ... no po prostu ... umawiali się na seks. On jej pisał, że ma klucze od biura, że tu jest całkiem wygodna kanapa, że o 16.30 mogliby przyjechać, albo gdzieś za miasto pojechać sobie. Szok. Siedzę tu teraz i siedzę i nie potrafię jakoś zebrać myśli ... przydałoby się coś popracować, ale nie mogę się jakoś otrząsnąć z tego obrzydlistwa. Oczywiście, nikt święty nie jest, i wszem wiadomo, że diabły niejedno mają za swoimi pazurzyskami. Nie jestem strażniczką moralności narodu. Nie pasuje mi moherowy berecik ... mało twarzowy. Co jednak z tą wiedzą dalej ?? Nie ma okoliczności które zmuszałyby go do ślubu z M. Tylko jego własna wola. Po pierwsze co mam do cholery zrobić ?? Czy mam powiedziec sobie - a co mię to obchodzi, to nie moje życie, nie moja sprawa i pozwolić na to, żeby rzeczy działy się dalej i udawać, że nic nie wiem ?? Czy mam odpisać tej dziewczynie, tej A. że to jest służbowy adres P. i spróbować ją jakoś zawstydzić w oschłym, służbowym tonie ?? Czy mam porozmawiać z P. i powiedzieć mu, że przeczytałam tą cholerną wiadomość i że nie życzę sobie przyprowadzania obcych ludzi do biura po godzinach, a jak jest tak bardzo potrzebujący, to niech sobie hotel wynajmie, a więcej mi ręki nie podaje, bo się go brzydzę ?? Czy mam wreszcie zadzwonić do M. do narzeczonej, już niedługo żony P. i powiedzieć jej o wszystkim, albo wysłać jej tą wiadomość ?? Chodzi o to, że prawda jest jedna i nie ma się co rozwodzić nad interpretacją ... chodzi o to, żeby wszyscy mieli równe szanse. A nie górą był manipulant, króty sobie wygodnie tą prawdą żongluje. Oni są ze sobą jakieś 2 lata. Nie mają dzieci, nie mają żadnych większych zobowiązań wspólnych. Jeśli teraz - tuż przed ślubem (dobrowolnym do diaska) jest tak ... to jak może być inaczej. Pytanie - jak się zachować w takiej sytuacji ? Niszczyć komuś życie informując ? Czy niszczyć komuś życie nie informując ? Do diabła. No nie mam siły.
  8. Oj tak :) zdecydowanie piątek po 17 jest najfajniejszym weekendem. Bo na przykład taka niedziela, godz. 13.00 to już nie bardzo ;) Airku, to może być związane z nagłym zapotrzebowaniem kota na jakieś minerały i na przykład mikro i makro elementy - jego organizm daje mu znać, że czegoś potrzebuje, a on szuka i stara się radzić sobie jak umie najlepiej w nadrabianiu tych braków i deficytów. Może dlatego tak się \"rzucił\" na ten żwirek ? Ninon ;) - słonecznik ma ponoć jakieś super fajne działające kwasy tłuszczowe, a wspomagają one komórki mózgowe. Gdzies kiedyś wyczytałam. Uwielbiam słonecznik i dzięki temu czuję się mądra :D moja mama ostatnio oglądając moje zdjęcia znad morza powiedziała że wyglądam brzydko, zmarnowana, zmęczona i w ogóle i w szczególe, lepiej było mi w ciemnych włosach i jak byłam szczuplejsza. Nic nie odpowiedziałam. Bo uznałam, że tłumaczenie własnemu rodzicowi, że rak, że chemia, łysa głowa, sterydy, sterydy, sterydy ... to żenująceym nietaktem byłoby. Więc se dałam spokój. Ja to ja. Nadal - mimo tych wszystkich zmian widzialnych gołym okiem i niewidzialnych. I tak też jest z Tobą Ninko - Ty to Ty. Bez wyjątku 5 kg w jednę czy w drugię stronę. Żeby można było z agroturystyki wyżyć, to musiałaby być ona całoroczna to po pierwsze, ale w górach zawsze jest przyjemnie i ludzie chca tam jeździć ... po drugie liczna - tzn. możliwość przyjęcia kilkunastu gości naraz ... no i niestety musi być uzupełniana czymś innym, dodatkowym. Takim jak lawenda na przykład :) Mój K. też jest Krzysiuniem. Nie wiem co mu podarować ... Wszystko już chyba oddane ;) :)
  9. Klusiołku, dziękuję :) Dziewczyny, czy i u Was piątek jest najulubieńszym dniem tygodnia ? Zwłaszcza piątek po godz. 17.00 ? Spokojnego dzionka życzę
  10. Dziewczyny - dajcież spokój - gdzie tu jest taki obrazek zawstydzony ? Jak się go wstawia ? Saszko - leżałam najpierw w klinikach onkologicznych w Gliwicach, to takie wielkie molochy połączone ze sobą, Jezus Maria, żeby już nigdy do takiego miejsca nie trafić, to taka kumulacja nieszczęścia ... wyobrażam sobie, że podobne zimno czuje się stojąc przy dawnym WTC w NY. Zgroza. A później w szpitalu w Rudzie Śląskiej. Tam już było lepiej i zaprzyjaźniłam się bardzo z pewnym cudnym panem anestezjologiem - rudym, kędzierzawym i piegowatym okularnikiem, cóż za cudowny Człowiek. Rzadko się takich spotyka, bardzo rzadko. Nie mam już lewej nerki i paru innych \"flaków\" ale żyję. Martwię się tylko czasami - nasłuchuję ze swojego wnętrza ... co będzie jeśli ta pozostała zauważy, że nie ma drugiej ? Co będzie jak się zbuntuje ? A jak powie - co ? gdzie tamta lewa nerka ? wyjechała se ?! - To ja też pierniczę taki interes, sama nie będę pracowała, jadę na Malediwy ... Co wtedy ? Teraz tak naprawdę jestem kaleką. Kalece nikt nie zrobi przeszczepu .. Hm. Czy my też jesteśmy takim gatunkiem dinozaurów dziewczyny ? Czy i na Was ludzie dziwnie patrzą kiedy podnosicie z mokrego chodnika dżdżownice i ślimaki i odkładacie je na trawę ? Dzisiaj pada - spóźniłam się do pracy 15 minut. Po prostu nie mogę pozostawić ich tam na chodniku samym sobie. Jakaś świnia za przeproszeniem będzie szła i wszystkich rozdepcze. Trzeba chronić bezbronnych, tych którzy nie potrafią się sami obronić. Myślimy o agroturystyce, o uprawie lawendy. Chcę wrócić w rodzinne strony - Ninko :) trochę w Twoje, tylko po przeciwnej stronie JG. To są tylko rozmowy i plany, również szukanie sposobów. A więc jest idea :) Nie wiem czy będę potrafiła żyć tak po ludzku, bo kierat wieloletni na każdym z nas odciska niezatarte piętno. Ale bardzo chcę. Duże miasto nie jest po prostu dla nas. Kiedyś byłam, czułam się obywatelką świata - nie miałam potrzeby bycia przyporządkowaną do danego miejsca, do swojego kąta, ale teraz to się zmienia. Tak, wiem, Wrocław jest cudowny, piękny, klimatyczny, och, ach. A i owszem. Dokładnie taki jest. Dla turystów, przyjezdnych. Piękne stare miasto, cudowny rynek, Ostrów Tumski ... tylko jak cholerka człowiek goni od świtu do nocy to pod ciężarem codzienności nie ma siły podnieść głowy i popatrzeć na te cuda ... A mieszkając w odległej dzielnicy na obrzeżach miasta - nie ma się czasu i siły żeby jechać do rynku. Wstręciki są małe - bo korki, bo późno, bo człowiek zmęczony. To tak samo jak z mieszkaniem nad morzem - przyjaciółka ma zamieszkuje Kołobrzeg. Jak człowiek słyszy Kołobrzeg, to zaraz sobie myśli - rany, ja to bym codziennie na spacery po plaży latała. A guzik z pętelką. Ninka - Marquez - dziękuję, mój ulubiony pisarz. Towarzyszył mi już niejednokrotnie w drodze przez piekło. Dziewczyny, przepraszam, że nie odpisuję każddej z Was z osobna. Dziękuję za to co napisałyście. To miód na serce. Wracam do pracy. Ale w głowie mam wciąż takie lawendowe pole. Buziaki
  11. Ja jestem od dawna takim skrzyżowaniem Saszki i Szam. (wiem, wiem :P nie zaczyna się zdania od ja) Wiele wody w Wiśle i innych rzekach upłynęło od czasu kiedy pisałam tu poprzednio, a bardzo mi niezwykle miło, że mnie pamiętacie ! Wiele się zmieniło ... ot, chorowałam troszkę, coś mi tam wydłubali z brzucha, i podobno jest dobrze. No i trzeba się cieszyć chwilą, bo jest ulotna, krótko trwa. Życie mija niezauważenie, niepostrzeżenie płyną dni, które są powiedzmy sobie szczerze - takim samym kieratem. Nie różnią się od siebie, a jeśli już, to nieistotnymi szczegółami, których nie zauważamy ... To takie smutne ... przecież mamy tylko jedno ŻYCIE. Czuję wielką wdzięczność za to, że moje życie zostało mi ponownie podarowane. Pewnie wiecie jaki to wielki dar. Śląsk jest wielki pod względem postępów medycznych, pod względem mentalności ludzi pracujących w szpitalach, pod względem szczerych i otwartych serc mieszkańców, którzy przychodząc do szpitala na odwiedziny swoich bliskich, zawsze umieli otoczyć ciepłem i domowymi pysznościami samotną pacjentkę z Wrocławia. A już niedziele były fatalne, niedziele były najgorsze ... u wszystkich odwiedziny, rodzina, przyjaciele, znajomi ... a ja sama. To było przykre. Ale później, po kilku dniach zostałam przygarnięta przez rodzinkę pacjentki z sąsiedniego łóżka. Już było lżej. A później nadszedł dzień najradośniejszy - dzień powrotu do domu. No i zaczęło się życie ponownie. Teraz mam nową pracę - od 1,5 tygodnia czynnie chodzę do biura, zmagam się z zębami Natalci, poszukiwaniem nowej opiekunki po tym jak z wielkim hukiem wywaliliśmy dotychczasową, z domem, ze starszymi dziewczynami, które choć nieomal dorosłe (codziennie 40 minut makijaż) też potrzebują ciepła mamusi. I ze związkiem - o który jak o wszystko trzeba się troszczyć, delikatnie pielęgnować tę codzienną i jednocześnie niecodzienną miłość. I jeszcze ze sobą, bo choroba dużo zmieniła we mnie samej - moje poczucie własnej wartości, wiarę w siebie, we własne umiejętności ... teraz być kimś, kim byłam wcześniej - wcale nie jest łatwo. A przecież trzeba czytać jeszcze, chodzić z dziećmi dużo na spacery, głaskać kota, być szczęśliwym ... Więc coraz częściej przychodzi myśl, że trzeba odmienić swoje życie. Że trzeba się odważyć i żyć tak, jak się zawsze chciało. Że to grzech tak tyrać tylko w codziennym kieracie i chodzić z głową do ziemi ... Bo życie to cud bezcenny, niewymierny. Jak to się mówi u nas, żargonem transportowym - życie to przyszłościowy klient z wielkim potencjałem ;-) Jeszcze się do końca ta myśl o odmianie nie skrystalizowała - ale przychodzi coraz częściej. Teraz zaczniemy chyba szukać sposobu, środka jakiegoś, żeby się stało. Fajnie, że jesteście Dziękuję, że mogłam Was na swej drodze spotkać.
  12. Dziewczynki ! Mam Was :-) Sprawdzam czy działam i czy będzie mnie widać. Jak tak, to po weekendzie do Was napiszę. Pamiętacie mnie ? Całusy
  13. Kasieku ;) wygrzebałam się z sepsy którą wywołał u mnie pseudomonas, jakiego załapałam w szpitalu, więc teraz też sobie poradzę. Powinnam ok 20 września wrócić ze szpitala. I z wielką przyjemnością spotkam się z Tobą :) Diabły - dobrej nocki, idę leżeć, bo teraz to tylko do tego się nadaję.
×