Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Shalla

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Shalla

  1. Ha, ten gość to chyba jakiś samobójca. Wyobraźxie sobie płacić alimenty na 8-dzieci do ich pełnoletności????????
  2. Witaj Klaudynko i gratulacje z całego serca! Ha, ja też obstawiam, że Myshonie się znów powiększą :) Mysh, zlituj się i skrobnij coś. Nastusia gry planszowe ma w nosie. W tym roku opanowała jedną : węze i drabiny - bo kazali w szkole - ale entuzjazmu przy tej grze to u niej nie widzę. Zdaje się, że wkurzają ją reguły, których trzeba przestrzegać :) Leje! Super! Dziś nie podlewam!
  3. Karen ko, ja myślę, że to jest trochę jak z loterią. Kiedy grasz pierwszy raz - jesteś podekscytowana i pełna wiary w cuda. Jeśli wygrasz - radość nie ma końca, ale kiedy wypełniasz drugi kupon myślisz sobie....e, nie, statystycznie to mało prawdopodobne znów mieć takie szczęście. I trudno się zdobyć na taki sam entuzjazm i niezachwianą wiarę. Ale wtedy trzeba pomyśleć np. o Kuk, któa wygrała trzy razy z rzędu :) Albo o Myshy, albo Dyni, albo Psikulcu - i wiara w cuda wraca :) Musimy być dobrej myśli, bo pozytywne myślenie to nie tylko slogan, ale energia o nieprawdopodobnie silnej wibracji. Kiedyś chyba też pisałam o sile wizualizacji, a teraz w związku z tym przypomniała mi się fajna historia, którą niedawno usłyszałam. Pewna znana mi osoba marzyła o sukcesie finansowym. Jako synonim takie sukcesu wybrała sobie Rolls Royca - jako motywację, cel, zakup itd. Znalazła w gazecie zdjęcie odpowiedniego modelu i przyczepiła na lodówkę. I tak każdego dnia siadając w kuchni do jedzenia wzrok zatrzymywał na tym właśnie zdjęciu wyobrażając sobie siebie za kierownicą. Około 6 lat później mężczyzna ten osiągnął ogromne sukcesy w biznesie i doszedłdo wniosku, że wreszcie czas na spełnienie marzeń - i zamówił ów samochód. Kiedy auto dostarczono pod dom omal nie padł z wrażenia, albowiem w tej firmie pomyłki zdarzają się naprawdę rzadko, żeby nie powiedzieć, że za te pieniądze nie zdarzają się wcale. Otóż wszystko się zgadzało.... prócz koloru, który byłkompletnie inny niż zamówiony. Pan z firmy wił się w przeprosinach nie potrafiąc wytłumaczyć jak mogło dojść do takiej pomyłki! Oczywiście zaoferowano natychmiastową wymianę auta na właściwy kolor, ale mężczyzna, ciągle nieco oniemiały, nie zgodził się. Dlaczego? Bo o dziwo dostarczono samochód dokładnie w takim kolorze jaki miał model, który od 6 lat wisiał na lodówce.... Znajomy uznał to za znak przeznaczenia :) Zobaczcie co za chora godzina, o której ja to piszę. No to spadam. Dynia - boskie zdjęcie Jagi. Nastce jeszcze nic nie wypada. Nic się nawet nie rusza.
  4. Hej! Przepraszam za opóźnienia w wysyłce zdjęć. Strasznie mi ciężko się zmobilizować do tego wysyłania. A zbiera się coraz więcej i już zgubiłam rachubę co Wam już wysłałam a co jeszcze nie. Czy przesyłąm zdjęcia malowanych lwów? Powiedzcie proszę, bo to fajna historia, a nie chcę się powtarzać. Tak, brzuszek rośnie i wzbudza powszechną sensację w pracy :) Po woli przyzwyczaiłam się do obmacywania..... każda chce się zarazić teraz :) Mam trochę taryfy ulgowej, więc cały czas pracuję i nawet nie bardzo mam na co narzekać. Właśnie zaczęłam 17 tydzień, a na brytyjskiej żywności wyglądam jak w piątym miesiącu.... Ale co tam, będę się martwić odchudzaniem później. Ogólnie jest mi dobrze, jestem na fali dobrego samopoczucia, nie licząc rwy kulszowej przez którą ruszam się jak kaleka.... Natomiast źle mi się robi jak oglądam polską TV. Odnoszę wrażenie, że 2010 rok jest dość szczególny dla naszej ojczyzny. Brakuje tylko szarańczy do kompletu plag Egipskich. A u nas zaczęło padać i na nowo odżył cały ogród. I jak tu się nie cieszyć z drobnostek?
  5. Czołem. Wczoraj wróciliśmy z Rockingham castle i spodziewajcie się inwazji zdjęć. :)
  6. Kuk, na koleżankę katastrofistkę - zawsze możesz liczyć w kwestii chorych wizji :) Powiem Ci jedno - heros jesteś i tyle. Bo ja jeśli przesypiam 6 godzin na dobę - to tak, jakbym nie spała wcale. Nie widzę na oczy, nie rozpoznaję ludzi, potykam się o własny cień i własne dziecko schodzi mi z drogi..... Gdybym regularnie sypiała jeszcze mniej - jak Ty - i to z przerwami, prawdopodobnie byłabym już seryjnym mordercą i wieloma ofiarami na koncie.... Przyznaj się, masz taką małą klapkę na plecach na zatrzask i tam upychasz baterie duracel? Dobra, późno już więc idę spać zanim zacznę bredzić. Zanim....? No, to dobranoc.
  7. Witaj Fisa! Kuk, kochana, jak Cię podnieść na duchu? Zauważyłaś, że u Ciebie to tak jest zawsze cyklicznie? Jak jest dobrze, to wszystko dobrze, a jak zaczyna się źle, to zaraz całe stado nieszczęść? Ale mam wrażenie, że to nie tylko u Ciebie.... Może to ma jakieś psychologiczne uzasadnienie? Może łatwiej przeżyć raz nawałnicę kłopotów i potem odetchnąć pełną piersią kiedy nadchodzi dobry czas, niż całe życie borykać się z kłopotami... dzień po dniu. Jeden się kończy, to drugi zaczyna. Tylko sobie wyobraź: dziecko skończy chorować, to teściowa przyjeżdża z awanturą, teściowa wyjedzie, to pralka się popsuje, pralka wreszcie działa, to telefon ukradną, kupisz drugi, to przyjdzie zapomniany rachunek za wodę, wyskubiesz na to, to pójdzie pasek rozrządu w samochodzie. Ledwo sięz tym uporasz - to epidemia grypy w przedszkolu i trzeba dziecko przetrzymać w domu. Sończy się grypa... teściowa wraca. Przecież po kilku miesiącach takiego maratonu ludzie zaczęliby popełniać zbiorowe samobójstwa. No dobra, ale to pewnie nie pociesz Cię w żaden sposób. WIęc może po prostu spakuj się i przyjedź na kilka dni ? :D
  8. Jeszcze chciałam odnośnie sprytu :) Ja się raczej nie łudzę, że tą drogę Anastazja wyrośnie na pedantkę - czego zresztą bym nie chciała. Ale nie ma obaw. Posiadany przez nią zestaw genów na pewno nie pozwoli na rozwinięcie siępasji sprzątania, ha, ha ha ha ha!!!!! Raczej chodzi mi o to, żeby pewne czynności traktowała NATURALNIE niż żeby pałała do nich wielkim entuzjazmem. Jak na przykład myjemy ręce po wyjściu z toalety - i jest to raczej odruch niż poczucie obowiązku, tak samo chciałabym wyrobić w niej odruch odstawiania naczyń do zlewu, ścierania stołu po skończonym posiłku itd. Bez względu na to jak bardzo moi rodzice by się starali i ile mądrych podręczników przeczytali NIE byliby w stanie przekonać mnie, że prasowanie jest przywilejem bogów, zmywanie naczyń to zaszczyt, a szorowanie kibla to honor na miarę królowej brytyjskiej. No bądźmy realistami. Niech by mi nawet całe dzieciństwo sugerowali, że zmywam i sprzątam w nagrodę.....na nic ich wysiłki :) Wolę poczytać książkę w kącie :)
  9. Oh Marj, czasem myślę, że byłoby wspaniale gdyby rzeczywiście w Anglii dzieci od najmłodszych lat miały samoświadomość wyglądu i zdrowej diety. Mam jednak wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. 80% mam, które widuję w sklepach reprezentuje rozmiar namiotu, a dzieci w wózkach przy nich wyglądają jak mniejsze wersje zapaśników sumo. Zresztą, w niemal każdym wózku obok dziecka siedzi wielka paka chipsów.... albo szejk z McDonaldsa.... Szczupłe osoby w supermarkecie można policzyć na palcach jednej ręki :( A ledwo-się-toczące 12-latki nie są wcale rzadkim widokiem. Niestety :( Nie ma też żadnego "społecznego nacisku" na ukrywanie niedoskonałości sylwetki i zazwyczaj te obszerne panie paradują w leginsach lub mini, często bez staników z dwoma bezkształtnymi worami majtającymi się w okolicach pępka. Jeśli taki wzór mają dzieci w domu.... to ja już wolę wersję z programu, który Ty oglądałaś. Ja sama nie należę do osób filigranowych i teoria wiecznej diety jest mi zupełnie obca. Nie katuję dietami rodziny, ani siebie, ani nie propaguję objadania się zielskiem. Natomiast w zamian staram się kłaść do głowy dziecku i rodzinie konieczność utrzymania w dobrej formie narządów wewnętrznych, co by pożyć dłużej i zdrowiej, no i przy okazji bez rozlania się na boki. :) Ale z odchudzaniem nie ma to nic wspólnego.
  10. Acha! Pełena dekonspiracja! :D Super, miło zatem powitać utajnioną do tej pory tajemniczą panią P :D Kochane, a teraz będę się chwalić jaka jestem cwana, okrutna, przebiegła i bez serca :) Otóż Anastazja bardzo się cieszyła, że po wakacjach idzie do pierwszej klasy. W zasadzie była przekonana, że idzie od razu i chwilę zajęło zanim pojęła, że wcześniej musi "karnie" odsiedzieć miesiąc wakacji jeszcze zanim to cudowne wydarzenie nastąpi. ( mam wrażanie że z moim dzieckiem jest coś nie tak. Może psycholog się wypowie... ) Jeszcze jej tego nie powiedziałam, ale Nastusia jest również przekonana, że z chwilą pójścia do pierwszej klasy stanie się już bardzo dorosła i NA PEWNO urośnie jej biust..... Wykorzystałam więc te chwile zachwytu nad dorosłością i przeprowadziłyśmy poważną rozmowę, w której Anastazja dowiedziała się, że czas kompletnej sielanki dzieństwa nieodwołalnie się skończył. A jej dorosłość niesie oprócz klasy pierwszej również inne nowe zadania w jej życiu. I tak otrzymała listę obowiązków :) ha ha ha ( nie wiem, jak zrobić diabelski śmieszek wrednej mamusi ) Z wielkimi honorami została poinformowana, że oto wkroczyła w ten wspaniały wiek, kiedy wreszcie będzie jej wolno przejąć kilka funkcji, które do tej pory były zarezerwowane wyłącznie dla dorosłych. I tak teraz WOLNO jej sprzątać ze stołu po obiedzie, myć i wycierać stół, zamiastać podłogęw kuchni i salonie, ścierać kurze i myć okna tam gdzie sięgnie :) Oraz myć samochody! No i rozwieszać pranie. Po wakacjach ma dojść zmywanie naczyć jak będzie sobie dobrze rodzić z dotychczasowymi obowiązkami. Trzeba tu nadmienić, źe Anastazja jest niewyobrażalną bałaganiarą i zmuszenie jej do sprzątania graniczy z cudem. Oczywiście z tych wszystkich rzeczy nie robi tego na raz i każdego dnia, ale za wielki sukces uważam, że przyjęła te wieści z entuzjazmem i choć na razie to jeszcze niezła partanina, to jednak nie opiera się ich wykonywaniu i wydaje się nie pojmować, że to też są elementy sprzątania, którego nie znosi, hi hi hi. Zobaczymy, jak moje " hi hi hi" będzie wyglądać po wakacjach......
  11. Temat indoktrynacji z zewnątrz jest niestety dużo szerszy niż tylko teściowa. Teściowa może być najlepsza pod słońcem, ale znajdą się życzliwe dzieci sąsiadów z pytaniami: a ty masz już sukienkę do komunii? Nie chodzisz do kościoła? A wiesz, że umrzesz i będziesz w piekle? Albo w drugą stronę: A to ty chodzisz do kościoła? A mój tata mówi, że tylko debile chodzą! Albo: to ty jesz mięso???? Tylko mordercy jedzą mięso! Albo: Ty nie jesz mięsa? Mama mówi, że tylko eko-świry nie jedzą mięsa! I tak dalej i tak dalej. Jedno jest pewne - takich wpływów z zewnątrz nie unikniemy i chyba jedyne co można zrobić, to jak najwcześniej zacząć z dzieckiem rozmawiać na ważne dla nas tematy, alby być PIERWSZYM, który przedstawi dziecku pogląd i wyjaśni nasz punkt widzenia, przekona do naszych racji itd.
  12. Karen ko - obstawiam kurczaka pamiętającego przemarsz wojsk radzieckich przez Odrę oraz olej tłoczony w epoce telefonów na korbę. :( Niestety z tego doświadczenia płyną 2 wnioski: 1) albo nie jeść w takich miejscach w ogóle, 2) albo jeść często. Historia ewolucji pokazuje, że zawsze przeżywają gatunki, ktore przystosowuja się do srodowiska. A prawda jest taka, ze KFC, McDonalds, Taco Bell, Pizza Hut, White Castle itd to jest nasze współczesne środowisko :( Ketchupy, majonezy, gotowe sosy, sałata pędzona na azotanach, długo by jeszcze wymieniać. W zasadzie bez końca. Przystosuj się, albo zgiń :( Oto motto współczesnego świata. :( I nie miejcie złudzeń, że w eko-sklepach jest eko-żywnosść.....
  13. Kuk, a co Gabryś na to? Może On mógłby wpłynąć jakoś na mamę.... wyobrażam sobie jaki horror przechodzisz. Jak sobie wyobrażę siebie przy mojej dyplomacji= -2, to marnie widzę przyszłość mojej teściowej. Twoja ma ogromne szczęście, którego chyba nie docenia, mając Ciebie za synową. Rozumiem drobne złośliwości, rozumiem przekomarzanie się, rozumiem nawet tę wredotę z fryzjerem. Ale zaniedbania zdrowia - nie rozumiem. :( Przykro mi Kuk. Pewien mój znajomy powiedział kiedyś: "jeśli nie mogę polegać na moich teściach, nie mam innego wyjścia: muszę dwa razy bardziej dyscyplinować moje dzieci, by były u nich bezpieczne. Tylko im bowiem mogę zaufać i na ich rozsądku polegać. Nawet kiedy są malutkie, a może szczególnie, kiedy są malutkie. Choć wiem, ile im w ten sposób odbieram dzieciństwa." Coś w tym jest..... :(
  14. Marj masz niestety rację. Dużo szkół w Anglii pozostawia wiele do życzenia. Z poczynionych obserwacji własnych mogę jedynie powiedzieć, że wiele podstawówek jest po prostu zdominowanych przez społeczność emigrantów z Jamajki, Somali, Kamerunu, Indii ogółem itd. Poziom języka angielskiego mocno wśród tych dzieci kuleje. Trudno więc wprowadzić wysoki poziom nauczania, kiedy 3/4 klasy nie rozumie co się do nich mówi :( A jeśli już rozumieją, to angielszczyzna ich jest..... no, nie uniwersytecka, powiedzmy. I tak mamy wszechobowiązujący somali-english, pandzabi-english, itd. Z tego właśnie powodu spędziliśmy 6 miesięcy szukając dobrej szkoły. Odwiedziliśmy ich mnóstwo, byliśmy na wielu zebraniach, ale jedynie ta szkoła zrobiła na nas dobre wrażanie. Potem pozostało się modlić o przyjęcie małej, bowiem pierwszeństwo zawsze mają dzieci z rejonu, my natomiast mamy 6 podstawówek w promieniu 600 metrów od domu.... Ale się udało, i nie trzeba było długo czekać, żeby potwierdziły się nasze przypuszczenia- to naprawdę dobra szkoła. Przede wszystkim zależało nam na tym, żeby było jak najmniej mniejszości narodowych i najlepiej żadnych Polaków. To nie przez uprzedzenia rasowe, ale właśnie ze względu na czystość języka. Nie miałam wątpliwości, że jak Nastusia będzie mieć polskie koleżanki w klasie, to jej nauka angielskiego rozwlecze się na długie lata, a efekt i tak może być mizerny. Udało się. Anastazja jest jedynym polskim dzieckiem w klasie i jednym z trojga w całej szkole, ale dwoje pozostałych jest w znacznie starszych klasach. No i efekt jest zgodny z zakłądanym - skazana na 6 godzin dziennie angielskiego już po miesiącu szkoły zaczęła sobie dobrze radzić. Teraz po roku mogę powiedzieć - to był strzał w dziesiątkę. Anastazja mówi płynnie, z ładnym akcentem i nawiązała wiele przyjaźni. I nie ma w tym żadnej naszej zasługi. Wszystko to wyłącznie dzięki szkole i naprawdę wspaniałej kadrze nauczycielskiej. Przepraszam za ten długi wywód, ale nie ma dnia, żebym się nie zachwycała organizacją tej szkoły. Dobra, kończę, bo jeszcze długo mogłabym się tak rozpływać w ochach i achach. :) Acha, oprócz tej wielkiej kroniki, każde dziecko ma również mniejszy zeszyt, który zawsze ma przy sobie. Służy on właśnie do wymiany uwag między rodzicami a nauczycielami. Sprawdza sięgo codziennie, i często są tam adnotacje w stylu: dziś Anastazja pracowaławspaniale nad liczbami! Świetna robota! Albo: proszę, popracujcie w domu na trudnymi wyrazami, takimi jak:............ Albo: jutro będziemy mówić w klasie o przetrwaniu w dżungi. Proszę porozmawiaj z dzieckiem na ten temat, o roślinach jadalnych, rozpalaniu ognia, budowaniu szałasów, itd. Rodzice też tam mogą zamieszczać swoje uwagi i spostrzeżenia. I po mimo tego nie miałam pojęcia, że zdobyła złoty medal w wyścigach!!!!!! :D
  15. To ja tez od razu zanim znów dam plamę: Jasieńku - wszystkiego naj naj naj! W zasadzie los już Ci sprzyja, bo masz wspaniałą mamę, uroczego tatusia, cudowne rodzeństwo, zdrowie, urodę i jeszcze mieszkasz w pięknym miejscu na ziemi. Czegóż więcej Ci życzyć? Niech to szczęście trwa, a los sprzyja do końca życia! Myszko ja mam termin na koniec stycznia, ale nie wiem jak oni to policzyli. Moje wszelkie wyliczenia wskazują na mniej więcej 20 grudnia :) Dziewczyny, ja oglądam wiadomości o pogodzie z Polski i włos mi na głowie staje. Jak dajecie radę przetrwać????? Temperatury, o których mówią ścięłyby u mnie białko we krwi. W Anglii tez jest gorąco, ale na miły Bóg, nie tropikalnie! A ja i tak zdycham i ledwo zipię. Nie wyobrażam sobie jednego stopnia więcej, a juz całkiem nie wyobrażam sobie utknąć w Warszawie w 3-godzinnym korku w samochodzie bez klimatyzacji..... No i tyle. Acha, do dziewczyn proszących o pomoc - podpisuję się pod poradą Myshy - do lekarza! Forum nie jest właściwym miejscem do porad medycznych.
  16. Dziewczyny, może z moich wpisów to jasno nie wynika, ale myślę, że mogłabym się zgłosić dobrowolnie na prezesa klubu rodziców małych złośników. Ale dziś chciałam o czymś innym. Dziewczyny, napiszcie jak to jest we Włoszech, Niemczech, może Myshko wiesz jak we Francji? Otóż chodzi mi o podsumowanie roku szkolnego. Dziś dzieci otrzymały do zabrania do domu ogromne kroniki, które panie prowadziły indywidualnie dla każdego dziecka przez cały rok.Coś wspaniałego! Mnóstwo zdjęć dokumentujących postępy dziecka, opisy, sugestie, wrażenia, indywiduane prace dziecka, obrazki, obliczenia, małe wypracowania!!! Wszystko wklejone, opisane, ocenione. Oniemiałam czytając. Nie miałam pojęcia skąd Anastazja zna dokładnie cykl życia żaby i motyla - teraz już wiem - z lekcji biologii i to jakich! Nie wiedziałam, że w szkole tańczy, że gra na instrumentach, że zdobyła złoty medal na wyścigach ( pół roku temu!!!! ) - nie była uprzejma się pochwalić.... Trudno mi to nawet opisać, ale zrobić parę zdjęć i prześlę. Jestem tym zachwycona! Taka kronika mówi o dziecku więcej niż 4 wywiadówki w roku! Absolutnie wspaniały dokument - nie tylko pamiątka, ale i przede wszystkim doskonała wskazówka do dalszej pracy z dzieckiem. Super! Lecę robić zdjęcia :)
  17. Aniu, Słoneczko! Od starej ciotki Shalli ( sklerotyczki rzadkiego gatunku) najcieplejsze uściski, najserdeczniejsze życzenia oraz mnóstwo radości z okazji posiadania cudownych rodziców i rodzeństwa! Wracając do tematu przemocy, ale trochę pół żartem. Nasi znajomi mieli ( mają może nadal? ) pewnych przyjaciół. Przyjaciele owi doskonale sytuowani mieli jednego syna. Ptasiego mleka mu nie brakowało. Dziecko miało dosłownie wszystko o czym zdołało zamarzyć lub też zwerbalizowało swoje życzenie. Chłopczyk, krótko mówiąc przywykł do tego, że ie ma takiej rzeczy na świecie, której nie mógłby mieć. Syn znajomych na jednym ze wspólnych spotkań miał już chyba po uszy przechwałek tamtego chłopca i wreszcie wyrzucił z siebie frustrację, a dialog przebiegał mniej więcej tak: - Naprawdę masz wszystko? - tak! - wszystko dostajesz co tylko chcesz?? - Tak! Wszystko! - A lanie dostałeś kiedyś od taty?! - Pewnie! Mam już kilka w swoim pokoju! :D Szczęśliwy ( poniekąd ) chłopiec, który nie doświadczył w życiu przemocy, za to z bezwzględną wiarą zapewnia że lanie też na pewno tata mu kupił ( cokolwiek by to nie było ) :)
  18. Ha ha ha, oczywiście nic jeszcze nie wiadomo, ale zamówienie jest jasne i oczywiste. Ma być Alicja. No, a jeśli nieoczekiwanie pojawi się braciszek..... Anastazja obstawiła imie Charlie. :D Pozostawiam bez komentarza :) Kuk, zdjęć rzeczywiście - jak z całego życia, ale super! A ten animator to magik chyba jakiś! Popadłam w niemy zachwyt nad różową panterą na motorze!
  19. Mamy teraz temat siostry na tapecie bez przerwy :) Anastazja nie rozstaje się ze skanem - chciała nawet zabrać do szkoły, żeby pokazać pani i dzieciom . Ale ponieważ jej nie pozwoliłam to namalowała kredkami tysiąc wersji tego skanu! Z czego mój brzuch, czy raczej sama macica jest zawsze w kształcie serduszka, a w środku w większości jest.... to co na skanie, czyli czarne kropy :)
  20. Pierwsze USG za nami :) 7cm długie, leniwe i głównie śpi mając w nosie ustawianie się odpowiednio do zdjęcia, ale dzięki bardzo cierpliwej pani doktor wreszcie udało się zrobić odpowiednie pomiary i zdjęcia :)
  21. Macie rację, to trudny temat i ciężko go ugryźć. Wtrącać się źle, nie wtrącać jeszcze gorzej :( Myślę, że jedynym skutecznym sposobem jest edukacja w szkole. Gdyby dzieciom od zerówki nauczyciele wciskali do głowy że przemoc jest zła, że nikt nie ma prawa się na dziećmi znęcać, żeby nie bały się mówić otwarcie o kłopotach w domu, o przemocy o alkoholu, żeby numery ratunkowe były zapisywane na pierwszej stronie zeszytu. Chodzi mi o utwierdzenie dziecka w przekonaniu, żeby nie bało się poinformować kogoś. Bo to się chyba głównie do tego sprowadza. Dzieci są śmiertelnie wystraszone, że jeśli się komuś poskarżą to pomocy i tak nie będzie, za to zemsta rodzica owszem..... Szkoła powinna być takim bezpiecznym azylem z psychologiem, który potrafi zbudować zaufanie dziecka i który rzeczywiście potrafi nieść pomoc. Króry jest czujny i umie wychwycić niepokojące sygnały choćby tylko na podstawie obserwacji dziecka. Ale ja chyba marzę....
  22. Myshko, ja sobie doskonale zdaje sprawę że w 99 przypadkach na 100 te dziecięce wrzaski nie oznaczają katowania na śmierć. Ale zawsze pozostaje ten jeden procent, kiedy przechodzisz obok, a pod skórą masz to niemiłe uczucie, że może jednak powinnaś zareagować, powiadomić, że może.... że... I oczywiście w głównej mierze mam na myśli - jak napisałam - dzieci w wieku na tyle rozumnym, z którymi można porozmawiać i wytłumaczyć zasadność wrzeszczenia. Ale tu znowu wyłania mi się kolejny smutny aspekt. Mam wrażenie, że w tym starszym wieku bezmiar tragedii domowej przemocy odbywa się jednak w absolutnej ciszy :( Te najgorsze zbrodnie nie mają dźwięku, a dzieci cierpią w milczeniu połykając łzy. Teraz trochę przeskoczę temat. Kiedyś czytałam dość głośną książę: "Waris Kwiat Pustni" - straszliwią historię chyba sudańskiej dziewczyny obrzezanej w wieku 5 lat. Pewnie większość z Was o tej książce słyszała. Przyznam, że piętno tej autobiograficznej książki zostało we mnie chyba na zawsze. Nie wyobrażam sobie zapomnieć. Ale kilka dni temu skońćzyłam czytać "Niewolnię" autorstwa Mende Nazir- kolejna autobiograficzna książka afrykańskiej dziewczynki, która nie tylko została obrzezana, ale i wkrótce potem porwana, gwałcona i wiele lat trzymana w niewoli, gdzie doświadczała takich rzeczy, o których Hitlerowcy mogliby się uczyć. Lektura tej książki nie ma szans wytrzeć się z pamięci. Zostaje w człowieku jak blizna. Jest straszna. Ale chyba każdy powinien ją przeczytać. Aby móc kochać bardziej. Świat widziany oczami dziecka wykorzystywanego, gwałconego, katowanego i poddawanego torturom nie tylko fizycznym ale i psychicznym. Tej książki nie można zamknąć i odłożyć na półkę. Myślę, że każdy zwolennik kar cielesnych po tej lekturze - choć tak odległej kulturowo - przemyśli swoje poglądy dwa razy. Ale może nie mam racji. Może niektóre typy ludzkie nie zmieniają się nigdy. :(
  23. Witam nowe osoby na forum, Marj, Pamietam. Ja chcialam jeszcze do dyskusji dodac troszke oboczny watek. Wczoraj siedzielismy ze znajomymi w ogrodzie, pilismy kawe, jedlismy ciasteczka, bylo cieplo, dzieciaki szalaly poza ogrodem razem z innymi dziecmi z sadziedztwa. Nagle rozlegl sie straszliwy wrzask jakiegos malucha i darl sie on w nieboglosy dobre kilka minut. Potem cisza, potem znow wrzeszczal. Potem do chóru dołączylo inne małe dziecko z przeciwnej strony sąsiedztwa i tak na przemian nasza rozmowe ubarwialy wrzaski dzieci. I wtedy zaczeliśmy sie zastanawiac czy to jest w porządku, że tak sobie dalej chrupiemy te ciasteczka, a wrzaski dzieci przyjmujemy za naturalne tło rozmowy na tym osiedlu pełnym malutkich dzieci. Kiedy to zignorować, a kiedy nie? Skad wiemy, że dziecko sąsiadów ryczy w niebogłosy bo nie dostało batona? A może jest katowane? A może pijany tatuś dorwał się do pasa i spuszcza z siebie frustrację? Tak bardzo przywykliśmy do tych wszechobecnych krzyków, że gdzieś obok może się odbywać prawdziwy dramat, a nam to nawet nie przyjdzie do głowy! Ale co w takim razie? Mam wspinac się na płoty i sprawdzać co się dzieje za każdym razem gdy słyszę płacz dziecka? Trochę to jest chora sytuacja. Jak tu zachować rozsądek? Kiedy reagować? Myślę, że niemałą rolę odgrywa tu również fakt, że dzieciom się pozwala na takie wrzaski. Nie raz obserwuję, że maluch już dosłownie traci dech od krzyku, a mamusie w parku - widać przyzwyczajone to tego rodzaju szantażu - ignorują dziecko nie przerywając rozmowy telefonicznej czy czytania gazety. Może nie mam racji, ale ja Anastazji nigdy na to nie pozwalam. I odkąd ma juz trochę rozumku, żeby pojąć moje tłumaczenia zawsze jej mówię, że nieuzasadniony krzyk powoduje, że z czasem nikt na niego nie reaguje. A kiedy naprawdę znajdzie się w kłopocie i będzie krzyczeć o pomoc, wtedy nikt nie przyjdzie. Wydaje mi się, że nie powinno się pozwalać dzieciom ( w rozumnym wieku) wrzeszczeć do woli. Nauka kontroli swoich emocji jest równie ważna jak każda inna nauka w życiu. Ale to tylko moje zdanie.
  24. Na pewno nie poprawie wam humoru piszac , ze Anastazja tez nie aniołek :) W młodości zdarzały jej sie ataki naprawde nieuzasadnionej histerii, a teraz staramy sie duzo rozmawiac i kontrolowac te wybuchy zlego nastroju. Aczkowiek, sadze, ze jest to juz cecha charakteru i prawda jest taka, ze czeka ja ciezka praca nad soba do konca zycia. Anastazja nauczyla sie plakac na zawolanie, co mnie doprowadza do szalu. Odstawia taki teatr, ze gdyby nie to, ze naprawde mam tego dosc, pewnie docenilabym jej aktorskie umiejetnosci. W jedna sekunde potrafi wywolac lzy jak grochy obficie splywajace po policzkach, zeby za chwile smiac sie w glos i mowic, ze zartowala. Nawet bajki Ezopa zawodza. Serce czasem mi sie kroi, ale wiem, ze tylko stanowczym ignorowaniem jej teatralnych zachowac jestem w stanie zmusic ja do objawienia szczerych uczuc, zamiast poddac sie manipulacji. Wspolczuje jednak serdecznie jej przyszlemu mezowi..... To co mnie martwi, to dwie sprzecznosci w Anastazji. Jednego dnia masz wrazennie, ze ma serce z kamienia i zadnych uczuc, za grosz empatii i egoizm jest jej naczelna cecha, a kolejnego dnia w glowe zachodzisz jak moglas tak myslec o tym cudownym, delikatnym i wrazliwym dziecku. Mysle, ze dwie natury walcza w niej o prawo do rzadzenia ( co biedne dziecko zawdziecza genom z obu rodzin...), wiec tylko praca, praca i jeszcze raz praca nad soba, zeby ta dobra strona jednak zwyciezyla . Uh.... przepraszam za kobyle.
×