Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Było strasznie. Nastusia była bardzo chętna i bohaterska do momentu przekroczenia progu szkoły.... Potem już płacz i kurczowe wrzepienie się w moja nogę. Wszystkie inne dzieci zachowywały się, jakby były uczniami od lat.... Myślałam, że mi serce pęknie. W końcu jakoś ją przekonałam i po 20 minutach została sama. Oczywiście, co było do przewidzenia, po wyjściu ze szkoły oznajmiła że było super, dzieci bardzo miłe, panie wspaniałe, miłe i dużo z nią rozmawiały itd. Ale mam niejasne wrażenie, że ten scenariusz jeszcze się powtórzy..... Co mnie zaskoczyło - powiedziałam nauczycielce, że od jutra to moja mama będzie regularnie przyjeżdżać z małą i ją odbierać, więc jeszcze jutro przyjedziemy razem, żeby mogli wszyscy poznać ją z twarzy. Na co ta nauczycielka mi odrzekła, że przecież była u nas z wizytą w domu i twarz mamy mojej doskonale pamięta.... Cóż, zazdroszczę fotograficznej pamięci. Tymczasem mama zapadła na migrenę, mnie się skończył urlop, a mąż nie może się wyrwać z pracy. I zaczęły się schody.....
-
No to szybko, bo mam chwilke. Otóż zajeżdżam parę dni temu do pracy, a tam..... straże pożarne, karetki pogotowia, policja, agentka Scully i agent Moulder i cholera wie kto jeszcze. No, nie - pomyślałam, znowu się spaliła firma, czy ja mam jeszcze miejsce pracy?????? Zaparkowałam gdzieś poza ogrodzoną liniami strefą, wmieszałam się w tłum ewakuowanych ludzi i dowiedziałam się co się stało. Ot pożar. Zdarza się w przyrodzie. Odczekaliśmy, aż strażacy skończą zwijać się ( bo trzeba tu dodać, że kiedy przyjechałam, to już było po wszystkim i wszyscy się już zwijali). W końcu pozwolono wejść do budynku i zabrać swoje rzeczy. No to wystartowałam pierwsza, zanim się inni zwiedzieli, żeby jeszcze odbić kartę o sensownej porze. Umarłabym jednak z ciekawości gdybym nie zajrzała do budynku, który się palił, a powody miałam co najmniej dwa-oprócz ciekawości: po pierwsze musiałam idąc do biura przejść tuż obok, więc grzechem byłoby nie zajrzeć, a po drugie wewnątrz ogarniętego pożarem budynku spodziewałam się zastać bardzo drogi elektroniczny sprzęt służący do specyficznych pomiarów, który to sprzęt jest ciężki, więc często go tam zostawiamy. Byłam ciekawa czy przetrwał pożar, i czy w ogóle tam nieszczęśliwie był, czy może ktoś go zabrał wcześniej. No więc wdrapałam się po schodach, spojrzałam, że pożar nie był taki straszny, sprzęt stał sobie, tak jak się spodziewałam, nic się mu nie stało, nieco tylko strażacy go pomoczyli wodą. Wycofałam się więc grzecznie i ruszyłam po schodach do wyjścia. Tymczasem..... nadjechała właśnie prasa :) Pewnie się zorientowali, że przybyli za późno, więc pstryknęli biegiem cokolwiek, póki jeszcze jakiś ruch był koło budynku..... Następnego dnia.... kupuję poranną główną gazetę miasta i co widzę??? Wielkie zdjęcie budynku...schody... na schodach ja..... centralnie w środku zdjęcia i podpis: Bohaterska drużyna firmy uratowała budynek jeszcze przed przybyciem straży pożarnej. :D :D To tyle o poranku, pozdrawiam!
-
Wlaśnie. Właśnie w tym rzecz, że lektyki nie przewidzieli!!!! Żenujące, nieprawda? Tak, czy inaczej, myślę, że po roku obcowania z moim dzieckiem, nauczeni już doświadczeniem - zmienią te swoje procedury ;) Nie to, żeby mnie to wszystko strasznie bulwersowało, bo w moim dzieciństwie przywykłam raczej do bycia nazwiskiem wyłącznie, lub numerem na liście. Więc w sumie to zainteresowanie było dość.... zaskakujące, lecz miłe. Tylko pytanie, czy to nie zwykły pic na wodę. Takie babeczki odwiedzą 100 nowych uczniów i oczywiście zapamiętają, że Jaś nie lubi fasoli, Zosia lubi być nazywana okruszkiem, a Walduś ma fobię na punkcie czarnych kredek... Jakoś trudno mi w to uwierzyć. No nic, czas pokaże. To już jutro.... Psikulcu - zazdroszczę fantastycznego wypoczynku! Marzy mi się taka plaża i dwa tygodnie niezmąconego spokoju, które póki co odeszły ode mnie na bliżej nie określoną lecz daleką przyszłość. Może w marcu....? Teraz już nie mam czasu, ale po południu postaram się Wam opisać, jak zupełnie niewinnie i przez przypadek zostałam prasowym bohaterem :) :D
-
Witajcie, ja dziś - jak zawsze w zasadzie - jestem między a między, więc tylko w telegraficznym skrócie. Otóż spodziewałam się wizyty ze szkoły, która ma na celu sprawdzenie, czy dziecko w ogóle ma swój kąt w domu, czy rodzina nie jest patologiczna, czy dziecko ma łóżko, miejsce do nauki, czy ojciec nie leży gdzieś pod stołem zalany w belę itd. A tymczasem..... Dwie Panie nauczycielki przyjechały, żeby: 1) osobiście się zapoznać z dzieckiem i jego najbliższymi 2) zapytać o ulubione zajęcia dziecka 3) jak dziecko życzy sobie, zeby się do niego zwracać - np. jakimś innym niż oficjalne imieniem, zdrobnieniem, przezwiskiem 4) jak dziecko lubi być uspokajane w razie stresu, płaczu itd 5) co preferuje do jedzenia.... Szkoda, ze nie zapytali, jaki jest jej ulubiony kolor papieru toaletowego.... Jeszcze nie otrząsnęłam się z szoku i nie wiem co myśleć. Nie mam żadnej sprecyzowanej teorii na to, co zaszło. Cieszyć się, czy martwić? No nic, tyle na teraz i do usłyszenia
-
Sama jestem bardzo ciekawa jak to będzie. Na razie niewiele mogę powiedzieć - jedynie o rzeczach, które już widziałam i które mi zaimponowały, czy spodobały się bo robią dobre wrażenie i dają mi nadzieję, że szkoła ta spełni nasze oczekiwania. Co jest na plus? Psycholog na miejscu, każda klasa ma okna wychodzące na korytarze, więc nie ma opcji, że dzieje się coś złego i nikt o tym nie wie. Nauczyciel musi się liczyć z tym, że jest obserwowany i dzieciaki muszą się mieć w ryzach, bo pani dyrektor często przechadza się korytarzami i żadne wygłupy nie umkną jej uwadze. Teren na zewnątrz wygląda jak skrzyżowanie fantastycznego placu zabaw z poligonem wojskowym, co jestem przekonana przypadnie do gustu jako że małpie zachowania są bliskie jej sercu :) Klasy są wyposażone w wiele pomocy naukowych. Np. sala do geografii jest pełna globusów, map, zdjęć podróżniczych, są kompasy, przewodniki turystyczne - a wszystko to w zasięgu małych rączek, a nie poustawiane gdzieś wysoko dla dekoracji jedynie. Sala biologiczna jest zasiedlona przez szkielety wszelakie, gumowo-plastikowe flaki, tablice ze zdjęciami, mnóstwo mikroskopów itd. Ale najbardziej podobała mi się sala historyczna, gdzie oprócz tego wszystko czego należy się w takiej sali spodziewać jest sporo miejsca poświęcone na zajęcia praktyczne, do których należy: lepienie garnków, budowa makiet zamków średniowiecznych, konstrukcje maszyn oblężniczych, kącik wykonywania ozdób celtyckich i wiele innych, do tego stroje z każdej epoki i dni poświęcone różnym epokom, kiedy dzieciaki się przebierają, gotują (!) czy tańczą starodawne tańce. Wszystko to wygląda bardzo cacy, ale dopiero praktyka pokaże ile z tego szkoła rzeczywiście jest w stanie przełożyć na wiedzę dziecka. Czy moje wychowania Anastazji ma jakiś kierunek???? Nie zastanawiałam się nad tym nigdy. Sądzę, ze chciałabym, żeby tak jak ja interesowała sie całym swiatem i była otwarta i ciekawa. I to chyba staram się robić. POkazywać jej jak najwięcej rozbudzając jej ciekawość. Najbardziej irytują mnie umysły zamknięte, światopoglądy skostniałe, klapki na oczach i parcie jak muł po raz obranej ścieżce. Staram się więc robić instynktownie wszystko, żeby moje dziecko nie wyrosło na takiego osobnika. Ot i tyle chyba.
-
A my już po najważniejszych zakupach - mundurki, teczki, zeszyty, ołówki itp. Im bliżej początku roku, tym większe ciarki mam na plecach. Czy macie świadomość jak długo się znamy? Większość z nas dołączyła do topiku w 6-10 tygodniu ciąży. A teraz te fasolki idą do szkoły :) Póki co Anastazja jest bardzo chętna do nauki i już nie może się doczekać pierwszych zajęć. Ale bardzo się boje, że szkoła może ją rozczarować i znów zaczną się dramaty. Pewnie jak zwykle dramatyzuje, więc może dam już spokój narzekaniom. Jesień chyba zawitała, bo od wczoraj jest chłodno, leje jakby się niebo oderwało i wieje dosłownie huragan. To na razie.
-
Mysh - zdjęcia jak zawsze wspaniałe, artystyczne! Pola jest już taka duża, a dopiero co przeżywałyśmy wiadomość o Twojej ciąży.... czas, czas.... ech... My też mieszkamy w dzielnicy domków jednorodzinnych, ale przyznaję, mamy niebywałe szczęście, że akurat nasza ulica zatacza krąg, więc domy są ustawione jakby w koło. W efekcie każdy ma swój ogródek na tyłach, a drzwi frontowe wychodzą na coś jakby wielkie zamknięte podwórko. Jedyne samochody jakie tu wjeżdżają to samochody mieszkańców, więc każdy bardzo uważa, bo wiadomo, że w każdej chwili może wyskoczyć dzieciak na wrotkach, albo stado malusieńkich piesków, tudzież kot sąsiada :) Stąd pewnie ukształtowała się ta swoista banda, która w każde popołudnie uskutecznia dzikie harce. Muszę lecieć. Acha, miałam zapytać. Czy wszędzie teraz panuje taka moda, że przed rozpoczęciem roku szkolnego nauczyciele odwiedzają dzieci w ich domach, zeby zobaczyć jakie warunki ma dziecko do nauki, czy to tylko u nas takie fanaberie? Trzymajcie się!
-
Biedny Stasio, strasznie współczuje. Ja też w dzieciństwie spędziłam nieco czasu u dentysty. Dlatego całą ciążę modliłam się, żeby Nastusia nie miała zębów odziedziczonych po mnie. Póki co los jest łaskawy i choć latamy regularnie na kontrole Nastusia ma zęby w doskonałym stanie. Zawsze powtarzam, że Pan Bóg w całej swej doskonałości stworzył cały ten piękny świat, ale zęby to mu się nie udały. Przynajmniej moje.... A nam zostało kilka dni do rozpoczęcia roku szkolnego. Stres zaraz przeleje mi się uszami. Kompletnie nic jeszcze nie mam. Nawet pudełka na śniadanko, nie mówiąc o mundurku i innych ważnych rzeczach. Ech... Ruszam zatem na łowy. Pogoda dziś jesienna, choć wczoraj było upalne lato. Trzymajcie sie!
-
Dzięki podczytywaczko. Dziś wstałam lewą nogą. Trzymajcie kciuki żebym dotrwała do wieczora i frustracja nie pożarła mnie od środka.
-
Dzięki podczytywaczko. Dziś wstałam lewą nogą. Trzymajcie kciuki żebym dotrwała do wieczora i frustracja nie pożarła mnie od środka.
-
No i masz ! Nie dość, że wszystkie was gdzieś wyniosło, Kuk milczy jak zaklęta, to jeszcze kafeteria znów wariuje i nie moge nigdzie znaleźć moich ulubionych tematów i muszę nasz topik wyszukiwać. Zgrozo. Jest tu jakiś moderator???? Kto znowu narozrabiał? Do Sylwestra jeszcze daleko, a tu już jakieś pijackie posunięcia. Mam nadzieję, że to kafe jeszcze wróci do normalności, a wszystko co złe to tylko stan przejściowy.
-
Witam. Odpowiadając na Twoje pytanie Fisa, odpowiem przy okazji Podczytwaczce - którą serdecznie pozdrawiam. :) Jak tylko tu przyjechaliśmy Nastusia znała tylko parę słów po angielsku, była i nadal jest chorobliwie nieśmiała, a w około wszystko obce. Co więc miałam zrobić gdy zapragnęła zostać na dworze z bandą dzieciaków ( wiek od 2 do 12 lat) wszelkich kolorów skóry???? Zahamować jej pierwszy przejaw śmiałości???? No więc pozwoliłam, wisząc potem dwie godziny w oknie, ukrywając się za firanką. Omal nie zwariowałam za każdym razem, jak znikała za horyzontem. Ale kiedyś trzeba to zrobić. To jest strasznie trudne. A tu jeszcze w TV cały czas bębnili o zaginięciu Madelaine..... A moje niespełna 4 letnie dziecko poszło w dym bawić się z Bój jeden wie kim, nie będąc w stanie się dogadać, czy poprosić o pomoc w razie czego. Musiałam stworzyć jej warunki więc, że jest tam sama, bez mamusi opiekuńczego oka, ale oczywiście musiałam widzieć jej każdy krok. Przecież nie znałam tego miejsca, tych ludzi, terenu w około domu nawet!!!! Prawie wariowałam przy tym oknie, aż rodzina zaczęła się pukać w głowę. Trudno. Ale opłaciło się. Teraz mała gania z całą ta banda, świetnie się dogaduje, teren zna jak własny pokój, ale to i tak nie znaczy, że można spać spokojnie. Nastusia ma wisiorek na szyji, w zamknięciu którego jest kilka numerów telefonów kontaktowych i jej adres. Jest nauczona jak ma to wykorzystać w razie jak sie zgubi, lub poczuje się zagrożona. Co więcej mogę zrobić? Przecież nie będę jej prowadzić za rękę do 18-go roku życia? Nauczyła sie też regularnego meldowania co jakiś czas w domu, informowania mnie jeśli zamierza pobiec gdzieś poza podwórko, wie chyba wszystko na temat porywaczy dzieci, uprowadzeń do samochodów, schodzenia do piwnic itd. Teoria - to wszystko co mogę zrobić. Teoria, która wałkujemy każdego dnia. Ufff. Myślę, że to już TEN wiek, kiedy trzeba dziecku popuścić smycz, pozwolić na odrobinę poczucia samodzielności, ale z daleka jak tylko to możliwe wciąż czujnie obserwować. A Wy co myślicie? pozdrawiam!
-
Ha ha, Psikulcu, mówisz jak moja babcia, która urlop przeżywała straszliwie, a potem, jak już poszła na emeryturę, to dziadek śmiał się z niej i co dzień pytał, czy przypadkiem nie mówili w telewizji, że jej zakład pracy popadł w ruinę, zawalił się, czy eksplodował. W KOŃCU POWINIEN - BO PRZECIEŻ BABCI TAM NIE BYŁO! :D :D A my właśnie wczoraj w nocy wróciliśmy z wyprawy po Snowdonii. Było cudownie. Ach te krajobrazy, góry i morze, wiatr i słońce, te cudowne malutkie kamienne hoteliki. Absolutnie bajeczna kraina.
-
Dziewczyny, jak wszystko rozumiem, sezon urlopowy, ale dość już tego. Od tej chwili będą honorowane usprawiedliwienia tylko od grabarza. Proszę się meldować i pisać co u was, bo nam topik skasują.
-
Witam, a my zaliczyliśmy wczoraj Gulliver's Land i ubawiliśmy się po pachy. Nastusi najbardziej sie podobał zjazd kanu z wielkiego wodospadu.... Byliśmy totalnie przemoczeni i jeszcze mnie gardło boli od wrzasku ;) Ale najgorszy był statek piratów. Niby delikatna sprawa ( poruszał się jak wahadło z bardzo dużym wychyleniem ), a tymczasem żołądek przewrócił mi się do górny nogami i na pewno nigdy w życiu nie wsiądę już na coś takiego. Może się zestarzałam, hę? Oczywiście dziecko było zachwycone. No i odwieźliśmy mamę na samolot do Polski. 10 dni szaleństwa ja czeka. Muszę kończyć. Fotki będę jak je kiedyś zgram. Ściskam. Kuk.... litości nie masz!
-
Może tylko sezon urlopowy? Dziewczyny się rozjechały po Majorkach, Karaibach, Rivierach Tureckich ;) Bo jak nie....... TO PISAĆ SZYBKO LENIUCHY CO U WAS SŁYCHAĆ Dam dobry przykład i napiszę co u mnie. Otóż jeszcze żyję, choć otoczona świńską grypą z każdej strony. Stoję na flankach i walczę zawzięcie i o przetrwanie. Mam świńską grypę w pracy, na ulicach i w sklepach. A mimo to paniki jakoś nie widać. Ludzie sobie kaszlą radośnie i nie wydają się przejmować czymkolwiek. Ja również, bo i po co? Chyba nie wiele mogę zrobić, jeśli otacza mnie 200 tysięcy chorych ludzi? Ale co tam grypa, podczas gdy mamy całkiem nowe źródło niezdrowych podniet - planetę Nibiru. Pewnie już się z nią zetknęłyście. To jest planeta odkryta już w latach 60 i od tamtej pory obserwowana. Jest wielkości Jowisza i ma ponad 3000 lat obiegu w okół Słońca. Krótko mówiąc należy do naszego układu słonecznego. No więc nadchodzi podobno czas, kiedy znów minie Ziemię. Jak zawsze. I jak zawsze ma to wywołać niezłe hece. Fantastyczna pożywka dla wszystkich katastrofistów, pisarzy scenariuszy i Hollywood pewnie już coś kręci w tym temacie :) Lekko podnosi atmosferę fakt, że tym razem nie piszą o tym upiorni fani końca świata, ale poważni fizycy, profesorowie, naukowcy. No więc co nam tam grypa. Kto przetrwa grypę, tego zmiecie jakieś mega Tsunami, kto przetrwa Tsunami, padnie niebawem z głodu. Jakoś mnie to nie wzrusza. Przynajmniej ucieszą się ci, co mają kredyty zaciągnięte na 40 lat :) Wybaczcie mi poczucie humoru, ale się nie potrafię przejmować takimi rzeczami. Mówiąc serio, jeśli kiedykolwiek miałyby się sprawdzić biblijne przepowiednie, że żywi będą zazdrościć umarłym, to chyba nie ma co pazurami walczyc o przetrwanie. No, to tyle co u nas. :) A co u Was? KUK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zmiłuj się nad nami!!!!!!
-
Kuk - wspaniale! Gratulacje! Odezwij się koniecznie. Napisz jak się czuje \" spełniony sen Gabriela\" :)
-
Dziewczyny, halo, odezwijcie się. Ja tu oglądam w TV, że w Polsce prawie koniec świata, więc moze byście dały znak, że u Was wszystko w porządku?
-
Kuk, czy już? Czy już? Czy już??????? Niech ze ktoś da znak i powie!!!
-
Kuk - u nas też tej nocy grzmiało, waliło i lało, do tego był istny huragan, a deszcz lał tak, jakby świat miał się zaraz skończyć. Ale ja mieszkam na wzgórzu, mój dom jest osłonięty, więc tylko tylko czerpałam energię z tej okazji i zachwycałam się zjawiskiem. Ale słyszałam, że w Warszawie metro przestało istnieć po wczorajszej ulewie. Podobno całe totalnie zalane. Oj, porobiło się. No, ale cóż. Ziemia jest żywą planetą. Nie ma się co dziwić zmianom klimatu. Nie pierwsze i nie ostatnie. Kuk - dalej trzymam za Ciebie kciuki.
-
No i urodziła! Moja przyjaciółka dziś w nocy urodziła ślicznego chłopczyka!!!! Juupi! Kuk - czekamy na Ciebie!
-
Kuk, no to trzymamy kciuki! Właśnie teraz chyba rodzi moja przyjaciółka i mama chrzestna Anastazji :) A przynajmniej mam nadzieję, że rodzi, bo zamilkła gwałtownie, więc siedzę jak na szpilkach. U nas po fali upałów przyszła fala normalnej temperatury oraz deszczów, wiec mój ogródek zamienił się w dziką puszczę, kwitną opuncje, wszystko wygląda fantastycznie. Nastusia ma naprzemienne fale cudownej dobroci dla rodziny oraz humorów nie do zaakceptowania, ale stała sie dużo łatwiejsza do opanowania. W pracy bez zmian, zaczynam mieć dość, złożyłam papiery do innej firmy, choć straszliwie mi to krzyżuje plany. We własnej dostałam dziś ofertę innego stanowiska, ale niech mnie pocałują w d..... Już mam dość. No, to trzymajcie się - jeśli w ogóle oprócz Kuk ktoś przetrwał tę katastrofę nuklearną ( bo rozumiem, że nic innego nie wymiotłoby Was z forum ) Z żołnierskim pozdrowieniem papa
-
Czy Wy widzicie datę ostatniego wpisu, hę???????? To jest niekrasnoludzkie! Dlatego ja dam dobry przykład swoją nienaganna postawą społeczną i dokonam wpisu. :) Po pierwsza smaży nas. Upały sa nie do wytrzymania i można spokojnie ducha wyzionąć. Szczególnie będąc ubranym od góry do dołu, w nieklimatyzowanej sali ćwicząc 2 godziny......... Ale dla reanimacji znalazłam fantastyczny basen! Teraz szybko jedno zdanie na temat jak bardzo kocham ten kraj. Otóż wczoraj dostałam list od mojego dentysty, który przypomina mi, że nadal mam dwa ubytki i dalsze odkładanie wizyty może pogorszyć mój stan jamy ustnej. Domyślam się, że we Włoszech czy Francji jest to norma, ale w Polsce taki zaszczyt mnie nigdy nie kopnął więc się zachwycam, jak krowa koniczyną. Na razie muszę lecieć, ale wracam kiedyś i wtedy napiszę to i tamto. Pozostawiam więc te forum z nadzieją, że gdy wrócę jakiś wpis się tu objawi. Może odezwie się w niektórych sumienie ;)
-
Dziewczyny, strasznie was przepraszam, ale nawal roznych spraw sprawił, że musiałam uciekać od komputera iw efekcie nic Wam nie wysłałam. Postaram się zaraz przesłać, jeśli znów mnie coś nie odciągnie. Wreszcie u nas leje i sadzonki się podlewają! HA! Co pracy...hmm... tego no.... zmieniono mi kontrakt na bardziej gówniany ( mnie i wszystkim z mojego departamentu ) a w oficjalnym dokumencie napisano, że firma postanowiła dać nam niepowtarzalną szansę rozwoju i nauki wdrażając nas w nowe obowiązki, bla bla bla.... Pamiętacie , był kiedyś taki zestaw zabawnych definicji. Jedną z nich była definicja dyplomaty ( moja ulubiona ) A brzmiała - przypomnę jeśli nie pamiętacie - Tak: dyplomata to człowiek, który potrafi powiedzieć ci spierd......aj w taki sposób, że poczujesz ekscytację na myśl o zbliżającej się wycieczce. :) Zdaje się , że moja firma miała nadzieję, że ja też poczuję ekscytację.... ale jakoś im nie wyszło. Kuk - Twoje zdjęcia doszły. Wspaniałe!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mój mąż nie mógł uwierzyć, że ten wielki uroczy chłopak to ten sam berbeć, z którym nas odwiedziłaś ;)
-
I znowu cisza? Gdzie sie podzialyście. Nikii, do licha, skrobnij coś! Ostatnio mam nowe hobby - fografuję niebo nad naszym domem. Przesylam więc kilka fotek. Może niezbyt artystycznych, ale co tam. I zdjęcie konkursowe. Nastusia coś narysowała. Spróbujcie zgadnąć co to jest. Jestem ciekawa czy ktokolwiek zgadnie co to jest ;)