Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Shalla

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Shalla

  1. O Boże! Kuk! Już chyba wolę moją wersję wydarzeń! I po co ja się dopytywałam???? No po co???? Co do podręczników - ja nie posiadam żadnego. Pewnie to jakiś niewybaczalny grzech, ale doszłam do wniosku, że przynajmniej przy pierwszym dziecku spróbuję zdać się na instynkt i intuicję. No, chyba że przeżyję dramatyczną porażkę. Tak, czy siak, jestem tego samego zdania co Ty Kuk, co do podręcznikowych metod usypiania dzieci. Pamiętam, ze próbowałam tej metody gdy Anastazja miała 8 miesięcy. Skutek całonocnego odkładania jej do lóżeczka był taki, że mała dostawała spazmów na sam widok łóżeczka, a ja widziałam potrójnie. Efekt żaden. Dzieci to nie roboty. Na jedno działa książkowa metoda, na drugie. Wypracowaliśmy więc naszą własną metodę, która jest niezawodna i skutkuje zawsze, a która oczywiście dalece odbiega od wszelkich książkowych wskazań :) Ja sie zawsze kładę z Nastusią w jej łóżeczku, czytam bajkę, gaszę światło, śpiewam kołysankę, potem małe przytulanko, parę buziaczków, krótkie drapanko po plecach i po 3 minutach maksymalnie Nastusia chrapie jak niedźwiedź. Tym sposobem spędzam w jej pokoju wieczorem nie więcej niż 15 minut i dziecko śpi jak anioł. Czasem nie mam czasu jej usypiać, więc ona sama sobie ogląda bajeczki, potem gaszę jej światło i obiecuję, ze przyjdę jak tylko skończę to co robię. Zazwyczaj, jak przychodzę, to ona już twardo śpi. I mam w nosie, że w książkach inaczej piszą. Mnie pasuje taka wersja wieczoru i już. :) No, to spadam i do jutra.
  2. Hi hi, wiem Myshko, nie narzekam :) Tak czułam, że jak pójdę do pracy i zapisze się na treningi to się okaże, że mam 2 razy więcej czasu na wszystko niż wtedy, gdy nie pracowałam. Podobno to jakaś czarodziejska reguła :) Cały czas chodzi mi po głowie, żeby zapisać się na taniec irlandzki, męczy mnie ten temat nocami. Mam znajomego, którego brat tańczy w zespole Lord of The Dance.... ech.... och..... ach...... uch.... Chyba padłabym z wrażenia, gdyby dane mi było tam zatańczyć. Ale kiedy?????????????? Może prowadzą nocne kursy? :))))))))))))))))))))))))))))))))
  3. Nie ma sprawy, zaraz wleze na pocztę i roześlę zdjęcia od Nikii. A powiem tylko teraz, ze są SUPER :) Ha ha, fantastyczne! A Nikii wygląda na nich, jak modelka! Ale jestem podła, co? ;) Nikii, wybacz, że pytam, ale tak się zaciekawiłam. Czy był jakiś konkretny powód, dla którego zdecydowaliście nie puszczać Nadyjki do przedszkola? Bo zobacz, Nadia jest młodsza od Nastusi, a już chodzi do szkoły, a Nastka idzie dopiero za pół roku. Mysho - w odpowiedzi na Twoje pytanie powiem tak: jeśli pracuję na popołudnie, to mam czas w domu do 13:00 na wszystko, co domowe i poza domowe, oraz kafeterię. Jak wracam o 22:00 - wtedy zaczynam dogadzać ciału: kąpiele, wklepywanie kremików, manicure, pedicure, balsamy itd. A potem zalegam w wyrku i.... ... odpoczywam, oczywiście :) Kuk - proszę, nie urywaj wypowiedzi w pół zdania. Racz dokończyć, co się dzieje, jak Ania się budzi o tej 1:00 nad ranem? Zrozum, ja mam bujną wyobraźnię i Twoja niedokończona wypowiedź wywołała w mojej głowie następującą falę obrazów: Słyszysz płacz, rzucasz butlę z Domestosem ( który przez następną godzinę spokojnie wyżera dziurę w kafelkach ), robisz skok przez dużą powierzchnię umytej podłogi, zahaczasz o kuchnię, gdzie jednym gestem przetrącasz stos świeżo umytych naczyń ( zamieniając je w kruszonkę ) torując sobie drogę do kranu i bieżącej wody, ręce myjesz we wrzątku nie chcąc tracąc czasu na ustawianie temperatury, gdy dziecko głodne płacze i żałośnie wzywa i zaraz obudzi drugie dziecko. Tak więc z poparzonymi rękami ruszasz do dziecięcego pokoju, na ostrym zakręcie wywijasz orła, wreszcie dopadasz łóżeczka, dławiąc się własnym zdyszanym oddechem zamieniasz się w spokojną, wcale nie zmęczoną mamusię, która przyszła utulić maleństwo. Przy optymistycznym scenariuszu, rozumiem, że Ania szybko zasypia, Franio się nie rozbudził i już po parunastu minutach możesz spokojnie i bez pośpiechu wrócić do szorowania podłogi, w ogóle nie poruszona faktem, że Domestos zrujnował kafelki w łazience, w kuchni podłoga zasypana fajansowym kruszywem, a mąż obudzony hałasami stoi od 15 minut wpatrzony we wnętrze lodówki bo może i by coś zjadł... ale co? Nie kupiłaś dziś jajek?????? A ja bym tak jajecznicę...... Kuk... zlituj się więc, sama widzisz do czego prowadzą niedomówienia. cdmn. ( ciąg dalszy może nastąpi ) to pa
  4. Kuk, jedyne co moge w tej sytuacji powiedzieć to to, iż potwierdza się tu jedynie teoria równowagi we wszechświecie. Ta Pani pojawiła się najwyraźniej na Twojej drodze, jak zrównoważenie tych trzech przemiłych kobiet, które niedawno nam opisałaś. :) Tyle pół żartem. A na poważnie - naprawdę współczuję. Czasem się trafi taka persona i psuje krew na długi, niezasłużony czas. Trzymaj sie.
  5. Nikii, trzymaj się! Ja wiem, co przeżywasz. Do dziś na wspomnienie Anastazji wyjącej rozpaczliwie za szklanymi drzwiami przedszkola sciska mnie w dołku. Ale to minie. Zobaczysz. Dzieci bardzo szybko aklimatyzują się i przystosowują do nowych warunków. Nie minęło przecież tak wiele czasu, a Anastazja ma już swoich przyjaciół, dogaduje się i bardzo lubi swoje przedszkole. Chodzi codziennie na 2,5 godziny. U nas doskonale sprawdziła się teoria, iż lepiej, zeby dziecko odprowadzał ktoś inny niż mama, z którą dziecko zazwyczaj jest bardzo emocjonalnie związane. Dopóki ja odprowadzałam Nastusię - były łzy. Odkąd robi to moja mama - Anastazja zachowuje się zupełnie inaczej. Papa, buziak i biegnie do swoich kumpli :) ( tak tak, bardzo lubi jednego jednego czarnego chłopczyka i jedną czarną dziewczynkę ). Z białymi bawi się rzadziej. Dlaczego?????????????????? Pojęcia nie mam. Nikii, a nie myślałaś o rozwiązaniu z nianią? Wtedy mogłabyś spokojnie podjąć pracę, a może i Nadii wyszłoby na dobre? No nie wiem, tak sobie tylko dumam. sciskam
  6. Dziś obserwacji ciąg dalszy mogłabym napisać, ale już mi się nie chce. Nawet wspominać obrzydłego widoku mi się nie chce. Zamykam więc temat, żeby sobie do reszty kawy nie obrzydzić. :) Kuk, Anastazja dla odmiany chętnie rozdaje wszystko co ma. Nawet zbyt chętnie. Przykładowo, kiedy próbuję na niej wymóc porządek w pokoju grożąc, że wszystko co znajdę nie na swoim miejscu oddam komuś - ona odpowiada: o, bardzo dobrze. Oddaj biednym dzieciom. No i bałagan sprzątam ja. Tak więc jak widać, przegięcie w drugą stronę też jest do bani. Co jakiś czas sama mi przynosi jakieś zabawki z informacją, że zrobiła sobie \"remanent\" i to mogę oddać komuś. Niestety, straszliwie się upiera przy posiadaniu wielkiego plastikowego, obrzydle różowego zamku, który przyprawia mnie o koszmary senne. Próbowałam już na różne sposoby ją podejść, ale póki co z mizernym efektem. Bydle dalej stoi w jej pokoju, zajmuje mnóstwo miejsca.... i straszy swym urokiem. Spadam do pracki! pa!
  7. Dziewczyny, zajrzyjcie na skrzynki - wysłałam Wam baterię zdjęć. Gratulacje dla Poli :) U mnie nic nowego oprócz tego, że od dziś pracuję w trybie dwu zmianowych, co oznacza, że na razie sobie pośpię, za to wracam po nocach. Nie podoba mi się o tyle, że w ten sposób tracę w tygodniu popołudniowe treningi :( Źle mi z tym, bo już się przyzwyczaiłam, a co najważniejsze już odnotowałam zmiany w figurze i bardzo nie chcę stracić tego, ech.... A wiem, ze w domu się nie zmobilizuję w żaden żywy sposób. Za leń jestem. Muszę coś wykombinować. A co gorsza, niebawem dołączą do naszej grupy dwie Chinki, które w Chinach trenowały pod okiem ucznia mistrza, który trenował Bruc\'a Lee. Już sobie wyobrażam jakie to są wymiataczki. Jak będę na dodatek opuszczać treningi, to przyjdzie mi buty im wiązać, a nie trenować razem :( Takie to moje rozterki aktualne. Nikii - odezwij się!!! Umieram z ciekawości jak Nadyjce idzie w szkole! Matko, a Anastazja idzie do szkoły dopiero za pół roku! A i tak mnie to przeraża nieco. Może nawet więcej niż nieco. No, to by było na tyle marudzenia z mojej strony. Acha, jeszcze krótko co do rozkwitania po każdej kolejnej ciąży. Zauważyłam, ze w Anglii ta zasada najwyraźniej nie obowiązuje. Im więcej mają tu dzieci, tym gorzej wyglądają. Przy trójce dzieci pupa zajmuje już dwa siedzenia w autobusie, a rozwleczony dres staje się strojem obowiązującym nawet na Sylwestra. Takie coś jak fryzjer, czy choćby makijaż przechodzą do sfery abstrakcji. A już paznokcie w żadnym wypadku nie nadają sie do komentarza. Ja nie wiem jaka to mentalność. Wczoraj w sklepie obsługiwała mnie dziewczyna. Młoda, ładna, włosu zadbane, ułożone, makijaż precyzyjny, choć przesadzony, sklep ekskluzywny. A jej paznokcie.... jakiś miesiąc temu pomalowane na bordo, lakier zlazł do połowy, pazury nadgryzione. Mało zawału przy ladzie nie dostałam na ten widok. Zupełnie jakby ręce od innej osoby! I to niestety jest widok popularny. Tylko zazwyczaj dochodzą do tego przetłuszczone włosy z dłuuuuuugimi odrostami. Bardzo zwracam na to uwagę ( hopla mam chyba ) i zawsze w bankach, przy kasach, w urzędach patrzę ludziom na dłonie. I to co tu widzę przyprawia mnie o dreszcze. Tak zaniedbanych rąk nie widziałam nawet na swojej zaplutej wsi, gdzie do sklepu ludzie często szli w gumiakach, czy prosto z pola po wykopkach. Nie mogę pojąć dlaczego! Jak można spędzić pół dnia przed lustrem pacykując się, układając włosy, a na ulicę wyjść z obgryzionymi paznokciami i obdartym lakierem!!!??? No jak????? Ja tak nie chcę!!!!
  8. Po wezwaniu Karen ki poczułam sie już zobligowana wreszcie przemówić. :) Otóż podczytuję sporadycznie - raz na parę dni, bo moje zycie nabrało jakiegoś nienormalnego tempa i zaczynam nierozróżniać dni. Muszę się jakoś lepiej zorganizować. Kuk - wspaniale! :) Gratulacje! Najlepsze życzenia dla wszystkich styczniowych solenizantów!!!!!!! Oby dobrych humor i zdrowie zawsze Wam dopisywały! Spadam kochane, więcej słów innym razem. Dziś mam kolejny dzień w galopie, więc jak zwykle nic nie wypocznę. A wieczorem jeszcze trening, a potem już na czterech łapach chyba na urodziny przyjaciół.... Acha, przez to moje zabieganie ( wyrzuty sumienia mnie chyba zagryzą niebawem ) Anastazja stała się bardzo samodzielna. Sama się rozbiera, ubiera, myje, wyciera, suszy włosy i robi sobie kanapki i picie. W przedszkolu nie płacze, bardzo lubi swoje panie i ciągle maluje dla nich laurki, he he. Coraz więcej mówi w nowym języku, aż mnie to zaskakuje! Tyle w skrócie! Do usłyszenia. Acha, NIkii - jak Nadyjka????? Pisz!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  9. Dzięki Psikulcu! Dziś mam nadzieje będę nie ostatnia w życzeniach :) Franiu i Stasiu - rośnijcie chłopaki na schwał! Dużo zdrówka dla Was i samych sukcesów przedszkolnych! A w temacie nowego roku....czego możemy życzyć wszystkim naszym dzieciom? Żeby kolejny rok przyniósł spokój, żeby nadal gdzieś była czysta woda do kąpieli, żeby nie wycięto wszystkich lasów, po których można spacerować, zeby piach na plaży nie był skażony, żeby jedzenie w sklepach miało mniej konserwantów i żebyście wszystkie kochane dzieciaczki mogły dorosnąć nie doświadczając co to jest konflikt zbrojny, epidemia, krach, recesja, radiacja..... i korki na autostradzie :) Nam, starszym nieco, oprócz zdrowia i cierpliwości życzę obniżek cen paliwa! Do usłyszenia - może się jeszcze uda przed nowym rokiem.
  10. Cześć Dziewczyny, pewnie zatonęłyście w swiątecznych przygotowaniach, dlatego tak pusto. Do mnie jeszcze nie dotarło, że święta tuż tuż. Nie mam choinki, nie mam potraw, nie mam prezentów, ani pomysłu na prezenty. Zagrzęzłam, mówiąc krótko. Kuk - dziękuję Ci za miłe słowa. Znów spiekłam raka :) Wczoraj mój super samochód, jakiego nawet agent 007 nie posiada totalnie zwariował. Jadę sobie spokojnie, a on nagle zaczał wydawać z siebie ryki, jak subaru impreza. Patrzę na wskazówki, a mnie się olej gotuje! Ni stąd ni zowąd 130 C! Myślałam, że jak dojadę do domu ( o ile dojadę ) to wrzucę frytki, ale okazało się, że zagotowała mi się raczej czarna dziura niż olej, bo oleju nie było juz ani kropelki :) Nie wiem jakim cudem działał dotychczas, bo wody w chłodnicy też nie było. Sucha była jak pieprz. Dziwne, nie? Akcję reanimacyjna przeprowadziłam przy latarce o 23:30, więc dziś chodził prawie jak należy. Prawie, bo nadal ryczy jak subaru i wyje mu pasek klinowy, ale kto by się przejmował? Włączam havy metal głośno i nie słyszę tego wyjącego paska. A jak nie słyszę, to mnie nie denerwuje. I wszystko gra :) Kuk, mam wrażenie, że Twoja teściowa uwielbia robić z facetów życiowe niemoty: on nie umie, nie potrafi, boi się, daj mu spokój. Całe szczeście, że Franio ma taka mamę jak Ty! Na razie muszę uciekać, ale jak sie nie pojawicie, to chyba będę dzis na topikowym dyżurze. to pa!
  11. Ostatnia stumaniała ciotka stawia sie do raportu! Jagódko - samych radości w życiu! Oby hiszpańskie słońce na zawsze zostało w Twoim sercu ! Dużo zdrówka, maleńka Kuk, i Panie anonimowy - bardzo dziękuję za uznanie, czerwienię się. Choć nadal będe się upierać, że to nie moja zasługa, ale samo życie pisze mi takie chore scenariusze i co mogę poradzic? Czasem nawet już nie piszę na forum, bo pomyślałybyście, że zmyślam. Dziś na przykład zgubiłam się we własnym zakładzie pracy..... Poszłam na teren fabryki, aby zabrać do kontroli próbnik na podczerwień. No prosta sprawa, wydawałoby się. Wejść, wziąć i wyjść. Raczej na poziomie przedszkola. A co zrobiłam ja? Wlazłam w dwie pary różnych drzwi, zanim otworzyłam te właściwe podpisane wołami. Zgubilam się w korytarzu długości maksymalnie 3 metrów, jak nie mniej. W bólach odnalazłam leżący na stole próbnik rozmiarów porządnego pistoletu, po czym wlazłam do chłodni - sądząc, ze to drzwi, którymi weszłam.... Zdumiało mnie straszliwie to co zobaczyłam: stosy martwych ciał ( mięso znaczy ), opary - bo temp. chyba z 1-2 stopnie. Jacyś obcy ludzie ze strasznymi narzędziami w rękach. Zdębiałam. Wycofałam się szybko i wpadłam w kolejne drzwi, za którymi było równie zimno i strasznie jak za pierwszymi i ni cholery nie przypominały drogi, którą tu przyszłam. Potem trafiłam jeszcze do jakiegoś pomieszczenia ze skrzyniami i kartonami ( po woli zaczęłam wątpić we własne zmysły ) aż wreszcie znów wylazłam na główną linię produkcyjną fabryki. Jakiś senny koszmar - oczywiście budząc powszechny entuzjazm..... Wreszcie jakiś gość się zlitował i pokazał mi drzwi wyjściowe. Pomachałam mu ręką i zrobiłam minę z gatunku: przecież wiem! Kontroluję tylko czy wszystkie pomieszczenie są w porządku! Wlazłam w te drzwi....a za nimi były trzy kolejne. Oczywiście wybrałam niewłaściwie i wyszłam na jakieś krzaki!!!! Załamałam się normalnie. Zazwyczaj mam nie najgorszą orientację w terenie, a dziś.... dziś po prostu czułam się jak motocyklista z zepsuta nawigacją na pustyni. Spróbowałam wszystkich kolejnych z tych trzech par drzwi - oczywiście te ostatnie okazały się właściwe. Szkoda gadać, to nie był mój dzień. A wieczorem jak zwykle trener zrobił ze mnie szmatę, więc stukam tu do Was resztą sił. A moją żenującą zabawe pt.: christmass party opiszę innym razem. Afryka była jak cholera....
  12. Witajcie, musze podpisac sie pod słowami Karen ki. Kuk, ja wiem, że znalezienie dobrej niani graniczy czasem z cudem i pewnie potem człowiek wije sie jak piskorz, żeby takiej nie stracić, ale... mam wrażenie, że wasza niania wyczuła Waszą desperację i po prostu z tego korzysta. Z jej usprawiedliwień wynika, że każda młoda matka posiadająca malutkie dziecko powinna utonąc w brudzie i bałaganie, bo niby kiedy ma sprzątać? Dość pokrętna logika, ale niania pewnie wie, że może wybrzydzać i odmawiać, bo znaleźć drugą nie będzie łatwo i dzieci się już przywiązały i...... Kurcze.... nie wiem co Ci poradzić :( Dynia kochana, gdzie się podziałaś? Dziewczyny, ale miałam dziś dzień.... Wychodzę po pracy z biura i co widzę??????????? Na całym wielkim niemal pusto, może ze 3 samochody. Jeden obok mnie i jeden za mną.... Tak za mną, że nie mam jak wyjechać. Przede mną żywopłot. Normalnie nie mogłam oczom uwierzyć! Normalnie film Berei! Cały parking pusty, a ja totalnie zablokowana przez 2 samochody i żywopłot! Po chwili z biura wylatuje mój współpracownik i widząc co się dzieje próbuje mi pomóc i kieruje mnie jak mam po milimetrze - do przodu, do tyłu, do przodu i do tyłu wycofywać, żeby nie skasować tego z tyłu i jakoś bokiem wyjechać. Ale gdzie tam! Nie ma opcji! Gość zaparkował niemalże na mojej rejestracji, więc nie mam w ogóle pola manewru. Trąbie. Okazuje się, że nie potrzebnie, bo właściciel tego samochodu pracuje w odległej dośc fabryce, na drugim końcu ulicy. To sobie mogę trąbić.... No to przyszło jeszcze dwóch mechaników z produkcji i próbują mi pomóc, ale gdzie tam! Za ciasno! No to mój współpracownik poleciał do biura po mojego szefa, którego samochód stał po mojej prawej stronie i dopiero kiedy ten odjechał, mogłam sama wyjechać wykręcając przy tym kierownicę na supeł. Dodam, że szef nie mógł wsiąść do swojego samochodu, poniewaz na skutek bocznych manewrów moj samochód stał już tak wykręcony pół - bokiem, że całkowicie blokował jego drzwi. Musiał się więc facet przeciskać przez siedzenie pasażera :) Nie omieszkałam napisać jadowitego liściku do właściciela samochodu, który mnie tak docisnąć do żywopłotu i wcisnęłam liścik za wycieraczkę. Aż mnie korciło, żeby doradzić mu jeszcze wykupienie dobrej polisy na jego limuzynę, ponieważ mój samochód wyprodukowano mniej więcej w czasach, kiedy Eddison wynalazł żarówkę, więc następnym razem bez żalu dam na wsteczny i rura! - wypchnę z parkingu jego śliczne autko :) Ale coś mnie powstrzymało.... Ale to nie koniec... Jak tylko szcześliwie się \"odblokowałam\" okazało się, że mam flaka w przedniej oponie!!!!!!! Ale 2 mile dalej była stacja benzynowa. Jakoś dojechałam.... po czym okazało się, że jakiś ćwierć mózg ustawił automat do pompowania na samym zakręcie wjazdu. Tak więc każdy kto chce z niego skorzystać całkowicie blokuje wjazd na stację innym pojazdom. Normalnie pogratulować inwencji tworczej.... Trudno. Zablokowałam. Odstałam swoje, żeby nabyć stosowny żetonik niezbędny do uruchomienia tej piekielnej maszyny.... i wkrótce potem okazało się, że maszyna jedynie była w stanie spuścić do reszty powietrze z mojego koła, ale napompować to już nie, bo jest popsuta.... o czym nikt nie uznał za stosowne poinformować klientów... POleciałam więc na stację już w nastroju, którego nie wypada publicznie opisywać. Oczywiście na zmianie pracowały dwie środnio rozgarnięte kobiety. Jedna w wieku uprawniającym do przejścia na wcześniejsza emeryturę, druga pewnie zaciągnęła się zaraz po oblaniu egzaminów do secondary school. Jedyne co potrafiły to wsazać najbliższy salon samochodowy, gdzie chyba pracują jakieś samce, więc może będą pomocni.... Do salonu wpadłam już w nastroju Huna Atylli. Akurat jakiś elegancik pod krawatem wciskał jakąś limuzynę innemu elegancikowi pod krawatem, a jakiś nowy ( chyba? ) przyglądał się procedurze. Wszyscy zamarli na mój widok... Widząc ich miny i całą uwagę skupioną na mnie w porę się zreflektowałam, przylizałam włoski i nadludzkim wysiłkiem opanowałam bluzgi, przywołałam uśmiech numer 9 - słodkiej kompletnie bezradnej kretynki ( to zawsze działa ) i juz po chwili ten młody ( asystent, czy ktoś tam ) już pędził z pomocą. Niebawem okazało się, że ta piekielna maszyna od pompowania kół rzeczywiście nie działa, a moja opona jest już w takim stanie, że absolutnie nie dam rady wrócić do domu. Młody zagrzebał w mózgu i zadzwonił do najbliższego warsztatu, który radośnie okazał się być przy stacji, na której to utknęłam, i choć było już po godzinach ich pracy, otworzyli mi swe podwoje, napompowali kółko, a nawet (!!!! ) nie wzięli ani grosza szczerze mi współczując utraconego żetonika na stacji. Krwawy nastrój mi przeszedł, choć przede mną były jeszcze zakupy w wielkim molochu i utknięcie na poczcie celem wysłanie 40 kartek :) Kiedy wróciłam do domu nie wyglądałam już na kogoś, kto pała rządzą pozwania całego świata do sądu . Raczej na okoś, kto właśnie dokonał samosądu i spalił 3 wsie. Ale już mi lepiej. Ufff. I dupa dziś z treningu, bo mój mąż szanowny wróci z pracy wtedy, kiedy sowy w czystych rejonach tej planety wybiorą się na polowanie. :( Za to jutro mam firmowy bal świąteczny u męża w pracy ( i u siebie ) i zdaje się że mam być w sukni wieczorowej... o tematyce dzikiej Afryki. I co Wy na to? dobranoc....
  13. Kuk, kochana, to miejsce nie stoi puste, tylko my wynajęliśmy jedną dużą salę na treningi 3 razy w tygodniu. Na razie nasz trener może być tylko jeden raz w tygodniu więc pozostałe dwa dni mamy do swojej dyspozycji, co jest dość ekscytujące i z czego skwapliwie korzystamy. Szczególnie, ze ja uwielbiam takie klimaty, a włóczenie się po zamkach, świątyniach, katedrach itp. wprawia mnie w doskonały nastrój.
  14. Ha! No widzisz Kuk, tu właśnie jest sedno sprawy! Im bardziej wieje grozą, tym bardziej mnie odpowiada :) Wczoraj pojechalismy z mężem sami do tej katedry, wyobraźcie sobie klimacik. Wszędzie ciemno, korytarze, przejście, wnęki, pułapki i zapadnie.... no dobra, rozpędziłam się. W każdym razie byliśmy sami w wielkim ciemnym pustym kościele.... Fantastyczny klimat! Wziełam nawet aparat na wypadek jakiegoś ducha, ale oczywiście ja byłam jedynym upiorem.... Zabraliśmy ze soba Nastusię, która sie nieźle wyszalała, a my mogliśmy w spokoju przećwiczyć nowe chwyty ( jakkolwiek perwersyjnie by to nie zabrzmiało :D ) Wracaliśmy w strugach deszczu po nocach, a o 5 rano do pracki..... :) I wreszcie wiem, że żyję. :)
  15. Co tam? czemu nie piszecie? Odkąd wstaję o 5 rano okazało się, że moja doba jednak zdołała sie rozciągnąć i zmieściłam w niej nie tylko 9 godzin pracy plus dojazdy, ale również moje zaniedbane treningi. W efekcie ledwo chodzę, ale o dziwo tryskam energią choć nieustająco trzyma mnie katarek, może niewielki, ale jednak, a mój lekarz-trener sadysta każe nam ganiać na boso po lodowatej posadzce starej katedry -- gdzie ćwiczymy. No, po prostu obłęd. Ale ja chyba lubię, kiedy moje życie zyskuje oblicze obłędu. to do usłyszenia!
  16. Jasiu Jasiu!!!! Duży rośnij!!!! 100 lat i całego wora prezentów życzy ciotka Shalla! Dziewczyny, dlaczego weekend tak szybko mija....?
  17. Tak, żywność to temat rzeka, i prawdą jest że osoby siedzące w branży spożywczej chwalą to co robią chyba jedynie pławiąc się z przyjemnością w czystej hipokryzji. :( Ale co tu dużo mówić - takie mamy czasy i raczej lepiej już nie będzie. Nawet gdyby nagle zapanował wielki i szczery trend na produkowanie czystej żywności, to rzeczywiście czyta byłaby dopiero za jakieś 2-3 pokolenia, a jej ilość wystarczyłaby na wykarmienie garstki ludzi na tej planecie - bo doszczętnie wyjałowiona ziemia nie rodziłaby plonów na 6 miliardów ludzi nie wspomagana przez nawozy, uzdatniacze,pestycydy, fungicydy, modyfikacje itd. Podsumowując - szkoda gadać i szkoda czasu na to. No, to miłego wieczoru - Dynia, przypominam że czekamy na zdjęcia!!!! :) Nie dręcz nas już ! Przyślij coś z tej boskiej plaży, czy ten taras zasypany daktylami....ohhh....
  18. Kubusiu! Samych wspaniałości i dużo zdrówka!!!!
  19. Karen ko - doskonale to ujęłaś. Nie wiem czy warto jeszcze coś dodawać. Moge Wam tylko napisac, ze polityka wszystkich firm produkujacych zywnosc jest tak straszna, ze lepiej o tym nie wiedzieć. Przykładowo firma produkuje coś. Wysyła do klienta, a próbki produktu do laboratorium chemicznego. Jeśli laboratorium odpisze, że w próbce znajdowały się śmiertelnie niebezpieczne dla ludzkiego życia bakterie, to co robi firma...? Ponownie wysyła próbkę na ponowny test, celem upewnienia się, że laboratorium się nie pomyliło..... W tym czasie mijają dni ( lekko około tygodnia, do dwóch ).... klient dawno żarcie spożył, lub też dał do pożarcia swoim podklientom. Bakteria typu Listeria inkubuje się 70 dni. Więc nawet jeśli ktoś za 2,5 miesiąca dostanie nagle sraczki i będzie wymiotował na duże dystanse... raczej nie wpadnie na to co go tak struło. Będzie sie zastanawiał co zjadł wczoraj, a nie co zjadł 70 dni temu :) Zanim więc ( o ile w ogóle!!!! ) dana partia materiału zostanie wycofana z obiegu handlowego, najczęściej kilkanaście tysięcy ludzi już to zdąży zjeść. Jakie wnioski? Mamy dość silne, juz zmutowane organizmy, które jakimś cudem żyją i rozmnażają sie nieustannie pomimo spożywania żywności, która każdego naszego pradziadka zabiłaby w 48 godzin. Alleluja, cieszmy się chwilą....
  20. Witajcie, jak zwykle nie wiem od czego zacząć. jak już wiecie moja 50-godzinna doba wydłużyła się o kolejne 9 godzin w związku z czym funkcjonuje teraz w hiperprzestrzeni i zapętlam czas, żeby ze wszystkim zdążyć. Będę pisać wielkimi skrótami, co mam nadzieję, chwilowo mi wybaczycie. Otóż, jako kontroler jakości mogę potwierdzic to, czego byłam już poniekąd świadoma na studiach, czyli to, że kontrola jakości nie istnienie. To tylko nieprzebrane stosy papierów, żeby były podkładki dla sanepidów. daty ważności na produktach sa czysta fantazją, a dbanie o dobro klienta występuje już tylko w formie martwego dialektu - zupełnie jakby spisane na sumeryjskich tabliczkach. Więcej pisać nie będę. Może tylko to, że ogólnie praca mi się bardzo podoba, szkoda że konkretnej kontroli robię 1 godzinę, a pozostałe 8 siedzę w biurze i wklepuję głupoty w papiery..... Kiedyś w wolnej chwili rozwinę temat. Sprawa babci odprowadzająćej Nastusię do przedszkola o dziwo wyklarowała sie cudownie, obie ze soba bosko współpracują, Nastka bez mrugnięcia okiem zostaje w przedszkolu, nie klei na szybie ryczącej meduzy ( jak to robiła ze mną ), panie założyły jej dzienniczek - ponieważ moja mama nie mówi po angielsku i co dziennie dostaję ten dzienniczek z komentarzem co Nastusia dziś robiła, jak się bawiła, co nowego się nauczyła itd. Musze przyznać, że inicjatywa tych pań zachwyca mnie niezmiennie od 3 miesięcy! Mój samochód zaczął wydawać z siebie dźwięki tak potworne, że kiedy go rano odpalam razem ze mną budzi się do życia cała dzielnica. Muszę coś z tym zrobić. Trzy razy urwałam wycieraczki, co mi się dotąd nie zdarzyło przez 12 lat - jak mam prawo jazdy.... Ale za to tankuję za grosze, ceny paliwa ciągle spadają, jak tak dalej pójdzie, to będa nam na stacjach płacić, żebyśmy tankowali :) Kuk, pocieszę Cię ( albo i nie ), że 4 tysiące euro za twoje zabiegi, to 1/3 kwoty jaką zapłaciłabyś za to w Anglii. Dlatego z \"dumą\" wstawiam się na pierwsze miejsce pokrzywdzonych zębowo przez los. W Anglii lepiej jest iść do baru, walnąć 2 mocne trunki i obrazić kogoś. Wtedy extrakcja zęba ( a jak masz szczęście to nawet kilku ) wychodzi znacznie taniej niż pójście z tym do dentysty. Nastusia ma ciągle bardzo brzydki kaszel i prawdę mówiąc w ogóle nie wiem co z tym fantem zrobić. Kuk, mam nadzieję, że paluszek Ani szybciutko dojdzie do normy. Teściowa - jak zwykle bezbłędna... Myshko - wyglądasz super! Psiukulcu - gratuluję wyposażenia zimowego. Ja dopiero ruszam na łowy, bo to co kupiłam uważając, że nada się na tutejszą zimę przestało zdawać egzamin. Jest lodowaty przejmujący wiatr, który separuje organy i zamraża gałki oczne. Potrzebuję gaci na watolinie i gogli. Skąd ja to wezmę? Zlodowacenie idzie chyba.... Trzeba schron kopać.... No, to tyle szybkiego raportu. W wolnej chwilce napisze więcej o pracy.
  21. Dziewczyny, za 15 minut wyjeżdżam.... do mojej pierwszej pracy po tej stronie morza. Zaczynam mieć pietra.... Tylko dlaczego? I jak tak sobie siedzę, świadoma, że przez najbliższy miesiąc mam wprowadzenie i będę pracować od 8 do 17 to nagle uświadamiam sobie ile to rzeczy mam do zrobienia właśnie w tych godzinach!!!! ( bo potem dany urząd czy firma jest zamknięte ). To oznacza, ze tych spraw nie załatwię przez co najmniej miesiąc, a to znów oznacza, że..... zaraz sama się dyscyplinarnie zwolnię za zawalanie obowiązków domowych. Dobra, lecę. Wieczorem zdam relację... pa!
  22. A ja myślałam naiwnie, ze to próchnica jest czystym złem nie mającym sobie równych w przyrodzie... A teraz będzie z innej beczki. Czy w TV francuskiej albo włoskiej są takie programy \" jak to jest zrobione?\" W polskiej, o ile pamietam nie widziałam tego nigdy. A tymczasem to jest fantastyczny program , który tu leci chyba całą dobę i jest potwornie ciekawy. Wszystko jest pokazane od podszewki. Widziałam już jak się produkuje siodła, kaski dla motorzystów, japońskie katany, wielkie przęsła do mostów, a dziś oglądałam jak się produkuje te malutkie świeczuszki w metalowych płaskich pojemniczkach - wiecie o co mi chodzi? Takie np. do podgrzewaczy, ale świecących ozdobnych ceramicznych różnych kamieniczek, choinek, mikołajów itd. Niby prosta rzecz, różne takie przedmioty na co dzień zawalają sklepowe półki, ale zadziwiające ileż to skomplikowanej technologii i czasu potrzeba na wytworzenie takich różnych rzeczy!
  23. Jajks, Myshko, nie słyszałam o takim schorzeniu, ale brzmi drastycznie. Czy temu nie można jakoś zaradzić? To znaczy, żeby więcej się nie powtórzyło? Musze Wam coś powiedzieć. Anastazja dziś z biernego obserwatora przeobraziła się w aktywnego klienta kliniki akupunktury. Byliśmy dizś wszyscy razem, ona z gorączką 39 C i nasz Chińczyk wbił jej igłę, co zniosła z honorem, czy raczej z kompletnym brakiem świadomości co się dzieje. Po 5 minutach dziecko ożyło! Zaległa na leżance, dała sie zbadać, połknęła grzecznie ziółka i w ogóle byłam z niej strasznie dumna!!!! A potem w samochodzie.... no, w każdym razie cały samochód trzeba teraz wymyć.... A teraz mała śpi. Mieliśmy iść w gości, ale nici z tego. Ja piorę wszystko co zostało \"naznaczone\" chorobą i mam wielką nadzieję, że okaze się iż temperatura wynikała z zatrucia pokarmowego, a nie z nawracającej infekcji. Oby....
  24. Mysh - całkowicie podzielam Twoje zdanie na temat zębów. Najchętniej zrobiłabym to samo co Ty. Psikulcu - współczuję. Faktycznie jakaś straszna posucha u Was z tymi kombinezonami :( Aż dziwne. Ja mieszkałam na wsi przez te ostatnie 3 lata i powiem szczerze, że oprócz ciuchlandu gdzie kombinezonów dobrych marek było w bród, był także sklep TIK TAK ( i kilka innych ) gdzie wybór był olbrzymi, choć za kosmiczne ceny. Dobry kombinezon kosztował między 100 a 160zł. Ale było co dusza zapragnie. Karen ko - ja chyba też cierpię na zaniki pamieci ( co mi dziś rano juz w domu wytknięto ), napisz więc proszę co to znów za tomografia? Dlaczego? Po co? Pszczoła - pisałaś już o zębach Lenki :) Fajnie musi wyglądać. Może jakaś fotka...? A Anastazja znów ma dziś gorączkę :( Czułam, że passa nieustającego zdrowia skończy się, jak pójdzie do przedszkola :( I znów kaszle i jakaś taka słaba.... To pewnie moja wina, bo nie jestem w stanie ubrać jej ( ani siebie ) stosownie do pogody. Bo pogoda tu co kilka godzin jest inna. Rano zimno, wiatr ostry, przejmujący, potem nagle słońce, gorąco, w sklepach tropiki, w przejściach przeciągi, na wieczór lodówka. Jak tu być zdrowym?
  25. Myshko - praca ta sama co miała być. Zadzwonili, kajali się, ze tyle czasu, ze przepraszają itd, a że serce mam wielkie, a portfel pusty - wielkodusznie wybaczyłam. :D
×