Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Shalla

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Shalla

  1. Myshko - bardzo możliwe, ze chodzi o trudność języka, ale powiem szczerze, że nie jestem do końca przekonana do tej teorii. Powiem tak: w zasadzie zgadzam się z pomysłem puszczania dzieci do szkoły tak wcześnie. Czytałam kiedyś bardzo przekonujące opracowanie na temat rozwoju mózgu u ludzi. Było tam jasno przedstawione, że mały człowiek ma najbardziej chłonny umysł od urodzenia do 5-6 roku życia. Wtedy jest biologicznie ukierunkowany na zasysanie nieograniczonej ilości wiedzy. ( a my w tym czasie dajemy dzieciom klocki i kolorowanki ). Ale mózg nie może cały czsa pracować w takim tempie. Dlatego między 6-7 rokiem zycia mózg zapada w zastój - niezbędny do ułożenia wchłoniętej do tego czasu wiedzy. Potrzebuje czasu do poszufladkowania wiedzy, posegregowania, odrzucenia rzeczy zbędnych, utrwalenia potrzebnych. Jest to czas, kiedy mózg jest biologicznie nastawiony głównie na to, a wiedzę przyjmuje juz w bardzo niewielkim stopniu - aż do następnego etapu aktywności. I niestety, to jest czas, kiedy w większości krajów puszcza sie dzieci do szkoły :( Czyli w możliwie najbardziej nieodpowiednim momencie dla mózgu. W czasie, kiedy dziecko jest bardziej nastawione na ułożenie zdobytej wiedzy, niż na uczenie się czegokolwiek więcej. Jakiś czas temu udowodniono nawet, że CZYTAĆ najszybciej uczą się...2-latki. W dobrych księgarniach można nawet dostać książki napisane odpowiednio dużym drugiem dla 3-4 latków. Nie chodzi o to, że zabierać dziecku dzieciństwo, ale żeby się dostosować do genetycznych i biologicznych predyspozycji naszego gatunku. Dzieci powinny się uczyć - oczywiście w formie zabawy - i przyswajać wiedzę między 2-gim a 6-tym rokiem życia, a potem powinna następować przerwa. Ok 2-3 lat swobodnego utrwalania wiedzy w coraz bardziej zorganizowany sposób z jedynie niewielką dozą nowych informacji. Wtedy uczylibyśmy się naturalnym rytmem, bez bezsensownego obciążania umysłu wtedy, gdy on potrzebuje odpoczynku. Mnie ta teoria bardzo odpowiada i jestem jak najbardziej ZA wczesną nauką. Problem w tym, że odkrycia biologów, behawiorystów i innych naukowców nijak się mają do rzeczywistości. Dzieci puszcza sie wcześniej do szkoły, owszem, tylko nie daje im się czasu na uporządkowanie tej wiedzy :( Nic więc dziwnego, ze metoda ta spotyka się ze sprzeciwem - ponieważ w oczywisty sposób nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Przemęczony mózg sam się z czasem wyłączy i tyle z tego pożytku. Dzieci zaczynają mieć w 2-3 klasie problemy z nauką, bo ich umysł zwyczajnie wymaga odpoczynku. Ale tego się już nie uwzględnia w systemie szkolnictwa. Lepiej zafundować dziecku wzmożoną naukę, korepetycje, dodatkowe zajęcia, bo jak nie umie, to znaczy, że za mało się uczy :( To bardzo przykre, ze w XXI wieku tak nie wiele wiemy o sobie , potrzebach i możliwościach naszego ciała i umysłu. Tyle mojej produkcji na dziś. Podsumowując - chciałam chyba tylko napisać, że Anglicy słyszeli, że biją gdzieś dzwony, tylko nie wiedzą, w którym kościele :(
  2. Elffiku, wcale Ci się nie dziwię. Ja też uważam ze 17 funtów za dresik to jest przegięcie, skoro za 10 funtów można kupić zimową kurtkę dla dziecka. No, ale to ma do siebie sieć sklepów Adams Kids. Śliczne są rzeczy ( lepsze na żywo niż zdjęcia w katalogach ), ale ceny są za to okropne. Na szczęście, wiele z ich kolekcji trafia na przeceny, ale do sklepów, które z reguły mają niższe ceny. I wtedy zakupy mają sens :) Jak znajdę cośw przyzwoitej cenie - to dam ci znać.
  3. http://adams.co.uk/girls-red-velour-jacket Tu jest link. Zapomniałam wkleić....coś jestem dziś rozkojarzona. Pewnie ta hałda prasowania mnie rozprasza. Brrrr....
  4. Elffiku, tu znalazłam link do tego sklepu. Niestety, zdjęcie jest beznadziejne. W rzeczywistości dresik jest w pięknej i głębokiej czerwieni, a te aplikacje wcale nie tak widoczne. Tu na zdjęciu wygląda jakoś...różwo , blllee.
  5. Elffiku, rozejrzałam się dziś w sklepie specjalnie za czerwonym dresikiem. Jest taki sklep, któy nazywa się ADAMS KIDS i tam sa wszelkie cuda na patyku. Oczywiście czerwone dresiki też. Są prześliczne, niestety mają z przodu srebrną aplikację w motywie roślinnym, ale nie jest jakoś rzucająca się w oczy. Dresik jest welurowy, w bardzo intensywnej, pięknej czerwieni. Jest też taki sam czarny i szary. Bluza kosztuje 10 Funtów, a spodenki 7 funtów. Jeśli byłabyś zainteresowana to podaj mi tylko wymiary małej i ci go kupię. ściskam i lecę do prasowania. pa!
  6. Nikii - no to Cie nie pociesze. Moje miasto to zagłebie obuwnicze całe Anglii. Od Średniowiecza słynęło z wyrobów obuwniczych i do tej pory wiedzie prym. I ja się pytam co z tego????????????????????????????????????? Wszystkie istniejące sklepy obuwnicze zwiedziłam już kilkakrotnie poszukując butów dla Nastusi i dla mamy i... dla Nastusi nie kupiłam NIC. Mamie sie poszczęściło na dziale młodzieżowym ( bo mama ma malutką i wąską stopę ). Ale to na tyle sukcesów. :(
  7. Dziewczyny, a ja dla odmiany w Anglii nie narzekam na ciuszki dla dzieci ( i nie tylko ). Oczywiście jest wszechobecny róż w tysiącu odcieni, ale bez problemu można kupić dresik czarny, brązowy, szary, sweterki w beżu, kolorze czekolady, kawy z mlekiem, białe, czerwone, a nawet różne fajne odcienie zieleni. Popularne są też granaty i szarości - pewnie to ze względu na mundurki w szkołach, do których można dokompletować sweterki, getry, spódniczki itd. Można kupić tanio i można zaszaleć w sklepach dla bogaczy. Są bardzo ładne komplety klasyczne, z elementami szkockiej kratki ( które uwielbiam ) i bardzo stonowane. Tak wiec dziewczyny - zapraszam na zakupy do mnie!!!! :D Z butami jest gorzej. Owszem, można kupić ładne, ale ortopedyczne to już nie. Cieszę się, że zrobiłam dla Nastusi zakupy butowe na rok do przodu, więc tu się za butami wcale nie rozglądam. Ale pewnie za rok trzeba będzie znów zamówić z Polski :)
  8. Dzieci na Wyspach idą do szkoły jak mają ukończone 4 lata. To jest coś na kształt naszej zerówki. I jest to zawsze już przy szkole podstawowej, do której po roku automatycznie przejdzie. Lecę na akupunkturę! PA!
  9. A Anastazja w ogóle nie ma zacięcia do gotowania ( pewnie w mamusię :p ) Za to zmywanie to jej żywioł. Potrafi pół dnia spędzić nad zlewem pucując plastikowe talerze. Idzie przy tym cały płyn do zmywania i woda płynie po całej kuchni....ekologia pełną gębą....
  10. Kamila , jeżeli kiedykolwiek miałaś kontakt z kotami, to miałaś już kontakt z toksoplazmozą, a to oznacza że posiadasz juz przeciwciała. Możesz więc być spokojna. pozdrawiam.
  11. Kuk, potężnej budowy..... omal się nie zadławiłam śniadankiem :))))) No i mnie zazdrość zjadła po przeczytaniu Franiowego jadłospisu. Co prawda Anastazja też jada suszone owoce, jakieś tam chrupki zbożowe, a nawet chętnie wcina owoce. Niestety, wcisnąć w nią warzywo to jak próbować wepchnąć melona w dziurkę od klucza :( Jedynie kukurydza i to w formie konserwowanej wchodzi jej bez ograniczeń, oraz pomidory. Czasem zmiłuje się nad ziemniaczkiem. Marchewka i groszek - wydłubane ze wszystkiego. Acha, względnym szacunkiem cieszy się jeszcze kalafior. I koniec warzyw. Mleko - wyłącznie bananowe. A i to nie do przesady. Ech.... Dziewczyny, dzwonili do mnie z pierwszym odzewem na moje cv.... trzymajcie kciuki - jutro mam rozmowe o prace!!!
  12. Otóż to. Najpierw sami produkujemy \"paszę dla tuczników\" a potem obarczamy dzieci konsekwencjami jedzenia tego :( A tak w ogóle w temacie jedzenia pozostając - tak się wczoraj wieczorem z mężem zastanawialiśmy co jeść? Rozmowa wynikła z mojego potężnego zatrucia, po którym myślałam, ze zejdę z tego świata.... No więc co jeść? Mięso? Jakie? Z supermarketu - 5 razy odświeżane? Gotowe do odgrzania? Zrobione z cholera wie z czego ( z reguły z psa mielonego razem z budą ), a może prawdziwe świeże mięsko? Tylko gdzie je kupić? Komu zaufać? Rzeźnikowi? Producentowi? Hodowcy? Co jedzą te świnki, z których chcę kupić mięsko? Niestety wiem co jedzą i to mnie nie pociesza. W zasadzie nie ma różnicy czy kupię w markecie reanimowanego 4 razy kurczaka, czy kupię na targu żeberka z świni prosto od hodowcy :( Jedno i drugie jest toksyczne, a różni się wyłącznie nazwami toksyn, które posiada w sobie :( A więc warzywa! Które? Te z supermarketu? Hodowane na hydroplantacjach, albo użyźniane odchodami zwierząt, które leżą na tackach dwie półki dalej? Albo jeszcze gorzej - dopieszczane denaturatem, Co2 i innymi toksynami. Może więc w sklepach z ekologiczną żywnością? Lepiej nie, bo różnią się wyłącznie ceną i niczym więcej :( I to jest najbardziej nie fair, bo wiele ludzi płaci drogo i ufa, czy raczej pokłada nadzieję, że kupuje coś naprawdę trochę zdrowszego :( Tymczasem słowo \"eko\" czy \"bio\" stało się marketingowym słowem-wytrychem i jest do woli używane, czego nie reguluje w żaden sposób kontrola jakości ani żaden departament żywności. No więc może warzywa z targu....? Warzywa, których produkcja w ogóle przez nikogo nie jest nadzorowana i dopiero tu jest pełna samowolka.... Kto mieszkał kiedyś na wsi, ten wie czym rolnik \"ekologicznie\" podlewa, żeby w sobotę zawieźć na targ swoje \"eco-produkty\". Chyba lepiej jeść trawę z przydrożnych rowów, bo zawiera co najwyżej ołów i trochę siarki. No więc co? Mleko pić? Studiowałam produkcję mleka.... przyjacielowi nie poleciłabym tego pić :( To co do cholery???????????? A co jeśli nawet znajdę gdzieś źródło w miarę nie toksycznej żywności? Co z tego, skoro w kranie płynie toksyczna woda, w butelkach jest dokładnie taka sama, tylko droższa.... I nie chodzi mi o to, żeby świrować i szukać samej zdrowej żywności, bo coś takiego już nie istnieje. Ale co jeść, żeby nie narażać się na zatrucia pokarmowe? Tak czy siak, doszliśmy do wniosku, że w zasadzie nie ma ratunku. Jest źle, z czasem będzie jeszcze gorzej. Jesteśmy skazani na chemię, konserwanty, dodatki smakowe i zapachowe, kolory identyczne jak naturalne, polepszacze, rozpulchniacze. :( Chyba wpadłam w jakiś dołek....
  13. Psikulcu, ale się uśmiałam z pierwszej części Twoje wpisu :) Całkowicie się z Tobą zgadzam, przechodziłam to samo. Owszem, są niektóre dzieci genetycznie predestynowane do bycia dużym i mocno zbudowanym. Ale nie oszukujmy się, jest to mały procent. Reszta jest zwyczajnie zapasiona. W Anglii to już jest patologia wręcz. Tu sa monstra, a nie dzieci :( Z Nastusią do przedszkola chodzi dziewczynka ( śliczna! ) ale tak gruba, że biedulka ledwo sobie sama radzi w toalecie - co akurat wczoraj widziałam. Aż sie na łzy zbiera. Nie wiem, czy jej rodzice nie mają serca???? W drugiej części swojej wypowiedzi odkurzyłaś wszystkie moje wspomnienia :) Anastazja też kocha się przebierać - ale!!!! Ostrzegam Cię!!! To się może niebezpiecznie utrwalić! Najpierw uważałam to za zabawne i robiłam ciągle zdjęcia ( nie mając pojęcia, ze ją tym zachęcam do tej działalności ) - pewnie niektóre pamiętacie- w babci szpilach, baba kręgiel, na koniu w majtkach na głowie ( jak Zuza na łosiu! ) itd. Ale teraz... teraz to już mnie nie bawi, bo mała przebiera się 15 razy dziennie. Każdą wolną chwilkę spędza na grzebaniu w szafie ( swojej bądź co gorsza mojej... ) i schodzi na dół sie zaprezentować. Nie musze mówić, że nie udaje jej się ślicznie wszystkiego na powrót poskładać, więc.. połowa mojej dziennej rutynowej pracy to układanie od nowa ubrań :( Mam ochotę udusić czasem. ...
  14. Wszystkim Paniom dziękuję za odzew :) Psikulcu, wagę się nie przejmuj, nie jest tak źle. Anastazja niemal do ukończenie 2-latek ważyła 9 ( !!! ) kg. Faktycznie, Zuza wyrasta na szybką bestię :D :D Musisz mieć oczy dookoła głowy. Anastazja przyprawia mnie o ból głowy z powodu swojej samodzielności. To, co do niedawna napawało mnie dumą i radością, dziś przyprawia mnie o dreszcze. Ona w niczym nie pozwala sobie pomóc, NICZYM. Wybłagałam, że mogę jej pomóc dokładniej umyć zęby. I tyle mojego. Sama zmywa, ubiera sie, załatwia, podciera, kąpie, wyciera, przebiera, myje ręce, wyciera nos, czesze włosy ( choć i tu pozwala mi czasem podziałać ), ale najgorsze jest.... że chce sama robić zakupy! W sklepie bierze koszyk, wkłada to o czym wcześniej ją poinformuję ), idzie do kasy, wykłada i złowieszczo oczekuje że ktoś ( ja??? ) za to zapłaci. W efekcie moje zakupy to wieczna pogoń za nią po zaułkach sklepów, nawoływanie jak na puszczy, bo ona ma gdzieś moje nerwy. Idzie jak w dym, przekonana, ze mamy NIE GINĄ. Zawsze sie znajdują, prędzej czy później. A ja od zmysłów odchodzę. Nie ma mowy, zebym przymierzyła gdzieś kieckę. Anastazja wsiąkłaby jak kamfora - najpewniej na dziale z różowymi stanikami, czy czyś równie irracjonalnym dla 4-latki. Choć przyznam, że rzeczywiście najczęściej znajduję ją na dziele ze szpilkami, które ku zdumieniu personelu przymierza profesjonalnie i przegląda się w każdym strzelając przy tym strasznie poważne miny. Pewnie bym się nawet z tego śmiała, gdyby nie kosztowało mnie to tyle nerwów. A wszystko to jest właśnie z cyklu \"odwróciłam się tylko na chwilę\" Tak więc.... nie odwracam się. Spokojnie zakupy robię tylko wtedy, gdy wepchnę ją do głębokiego kosza. Niech będzie pochwalony ten, który je wymyślił!!!!!!!!!!!! Sprawa jeszcze bardziej komplikuje się w przedszkolu. Pani relacjonuje mi codzień, jak to Anastazja nie pozwala sobie w niczym pomóc. Wszystko robi sama, wścieka sie czasem, złości, ze nie daje rady, ale pomóc sobie nie pozwoli. :( Dobrze to, czy źle? Sama już nie wiem :(
  15. Mysh - no to cudnie! Wpadłam na swój dawny tor ! Super. Ja uwielbiam domowe przerabianki, malowanki, urządzanki itd. My przeżyliśmy właśnie w weekend urządzanie ogródka na froncie. Nie wiem czy słowo ogródek jest adekwatne do czegoś tak żenujących rozmiarów, ale mnie całkiem satysfakcjonuje! Zrobiliśmy kawał fajnej roboty, zasadziliśmy 9 ogromnych thuj, obsadziłam je kolorowymi wrzosami i z uwielbieniem wgapiam się w to co dzień . Serce mi rośnie. No kocham taką robotę, po prostu. Muszę pstryknąć zdjęcie :)
  16. Dziewczyny, żyjecie? Do raportu proszę! U nas nic nowego - dzień zaczyna się od słów: mamo ja chce do przedszkola!!!!!! :) To więcej niż marzyłam. Na razie... zobaczymy co będzie dalej. Trochę na wyrost się martwię tym jej entuzjazmem, że któregoś dnia jej się znudzi i.... będzie dramat. Ale Anastazja zaczęła malować ciekawe obrazy. Tata się śmieje, że to kubizm :D Muszę zrobić zdjęcie.
  17. Kinio - to uważaj kto ci wyrośnie - ja się urodziłam 26 grudnia...., ale może nie powinnam Cię straszyć :D Dziewczyny - w wielkim skrócie, bo głowa mi pęka. Dziś w przedszkolu było super. Anastazja pogoniła mnie, więc spędziłam dwie godziny przylepiona jak meduza do szyby oczy za nią wypatrując. Ona zaś poszła w tango z dzieciakami, namalowała dwa piękne obrazy, popozowała nieco do zdjęć, dała czadu na podwórku, sama się ubrała, sama korzysta z toalet, umywalek itd i w zasadzie niezbyt się chyba ucieszyła, że przyszłam i zabieram ją do domu :) Myślałam, ze serce mi pęknie, choć tym razem z radości, dumy i szczęścia. Choć oczywiście ten jeden dzień o niczym nie przesądza, ale dla mnie to strasznie ważne - każde jej takie przełamanie się. A już niepojęte jest dla mnie, że widziałam z daleka, jak rozmawiała z przedszkolanką! Jak???? O czym????? Na szczęście nie musiałam tego z niej wyciągać, bo ta przedszkolanka sama mi opowiedziała na czym dialog polegał. Nie skomplikowany, ale jednak się dogadały więc ja dostałam po prostu skrzydeł. Anastazja cały dzień w skowronkach i w domu się jeszcze wyszalała z koleżanką z Polski, a potem poszła spać. Nie wiem kiedy. Przychodzę na górę, a dziecko w piżamce grzecznie śpi w swoim łóżeczku. Gdyby jeszcze nie pękała mi tak strasznie głowa, to uznałabym że trafiłam dziś żywcem do raju. I pomyśleć, że dzień mi się zaczął tak fatalnie.... Katrin, fajnie ze masz skype. Może napiszesz? :)
  18. Witajcie, Nikii, jak super że się odezwałaś!!!! Mój skype to morloth3 więc jeśli tylko masz to pisz!!!! Ja opisze więcej wieczorkiem, bo zaraz będę miec gości. Powiem tylko, że równowaga w przyrodzie została zachowana. Jupiii!
  19. Wczoraj też była jedna dziewczynka, która strasznie płakała gdy mama wyszła. Ale... przedszkolanka wzięła ja na ręce, poprzytulała, pośpiewała piosenki i mała się po jakichś 20-minutach uspokoiła. Z Anastazją to nie przejdzie. Anastazja nie pozwoli się dotknąć żadnej obcej osobie, o przytulaniu czy wzięciu na ręce w ogóle nie ma mowy, a uspokajania w języku, którego nie rozumie mija sie z sensem, szczególnie, że ona i po polsku nie chce słuchać gdy wpadnie w swój szał rozpaczy :( Help.... Plusy - pojechałam dziś do tego drugiego przedszkola. Trasa nie taka zła, choć faktycznie przez całe miasto. Jakoś tam dojadę o własnych siłach. Złożyłam życiorys tam gdzie chciałam i obiecali kontaktować się w przyszłym tygodniu. A teraz zdycham na migrenę, a za pół godziny jedziemy do tego wczorajszego przedszkola. O rany.....
  20. Karen ka - ja wyszłam, bo Anastazja mi to sama zaproponowała. Powiedziała: to Ty już mamusiu mozesz iść, ja się tu pobawię. Pa pa!!!!! Posłała całuska i poszła sobie. To co miałam zrobić? Odpowiedziałam papa i wyszłam rakiem, po woli.... i pierwsze pół minuty było ok. Dobrze, że nie zdążyłam się zbytnio oddalić od tego przedszkola i usłyszałam ten straszliwy ryk :( Teraz już kompletnie nie wiem co robić :( Będę dziś z nią siedzieć i próbować wychodzić tylko na krótkie chwilki - jak wczoraj się udawało. Może po trochu.... Ech.... pół nocy nie spałam, głowa mi pęka, wczoraj jeszcze leciałam ze schodów, więc bolą mnie plecy i ręka i.... chyba potrzebuję pomarudzić ile wlezie. Zaraz jadę do tego \"rannego\" przedszkola, bo muszę nauczyć się trasy tam - a to przez pół miasta. W między czasie musze złożyć cv do miejsca, które sobie upatrzyłam, a właśnie się dowiedziałam, ze ta firma nie ma swojego wewnętrznego parkinku.... natomiast znajduje się w samym centrum.... gdzie wszystkie parkingi sa płatne. Nie jestem pewna czy uda mi się dość zarobić, żeby starczyło mi choćby na opłaty codziennego parkowa pod pracą. To jakiś paradoks. Nie, jak już marudzę, to sobie ulżę do końca. A co. Wczoraj na przeglądzie okazało się, że nasz 3-letni samochód ( kupiony w salonie ) jest w tak złym stanie technicznym, że trzeba się go na dniach pozbyć! Jestem wściekła!!!!!!!! Mój 10-letni złomek jest w o wiele lepsze kondycji, jak się okazuje :( Tylko siąść i płakać. Ech, jeszcze bym trochę napisała, ale dość. Nie chcę ani siebie nakręcać, ani Wam przynudzać. Trzeba się wziąć w karby. Ostatecznie patrząc z perspektywy gwiazdozbioru Andromedy to moje problemy wydają się dość malutkie. Jak i cała nasza planeta....Pytanie czy mnie to pociesza???
  21. Dziewczyny, ja nie wiem jak się Wam udało przebrnąć przez te pierwsze przedszkolne chwile. No nie wiem. Czytam, ale nie rozumiem jakoby co czytam. Opisze Wam co u mnie.... No więc okazało się, ze są także przedszkola państwowe i bezpłatne. Hura. Jedno jest bardzo blisko mnie. Hura. Jest świetne. Hura. Drugie jest nieco dalej przynależy do najlepszej w rankingu szkoły, więc zapisanie tam dziecka graniczy z cudem. Ale mnie się udało. Hura. Mogę zostawać z małą jak długo chcę. Hura. Jest czysto i przyjemnie, a grupy malutkie i przyjazne. Hura. I to na tyle \"hura\". A teraz schody. Państwowe przedszkola są czynne od 9:00 do 15:00 i ani minuty dłużej...... Krótko mówiąc idąc do pracy nie ma możliwości zawieźć i przywieźć dziecko, chyba że dysponujesz nianią lub babcią z prawem jazdy i trzecim ( jak w naszym przypadku ) samochodem..... Gdyby było mnie stać na nianię z samochodem, to również byłoby mnie stać na prywatne przedszkole ( czynne od 8:00 do 18:30 ). Kółko się zamyka. Totalny bezsens. Wygląda na to, ze musze iść do pracy, zeby móc opłacić przedszkole, żeby móc iść do pracy. Cholera, czy w tym kraju ktoś myśli????? Drugi schodek, a w zasadzie K2 pojawił się przy mojej próbie opuszczenia przedszkola. :( Anastazja grzecznie się ze mną pożegnała, posłała buziaczka, stwierdziła, ze mogę sobie już iść i.... pół minuty po moim wyjściu dostała ataku takiej histerii, że gdybym tego nie usłyszała i nie wróciła, to chyba wezwaliby pogotowie :( Było naprawdę bardzo źle :( Wystraszyłam się nie na żarty :( Uprzedziłam wcześniej przedszkolanki, ze Anastazja nie znosi dotyku obcych osób - czasem nawet wzroku i żeby postarał się zawsze dać jej czas, aż sama się uspokoi. Widziałam jak bezradne były, kiedy Anastazja wpadła w ten stan, gdy wyszłam. I ja je rozumiem. Co można zrobic z dzieckiem, którego nie można przytulić, zabawić, zagadać ( bo nie rozumie wszystkiego po angielsku jeszcze )? Stać i patrzeć? Jak długo? Zaproponowały mi, żeby skontaktowała się z psychologiem i bez wątpienia to zrobię. Ech :( Smutno mi.... Elffiku, pociesz jakoś, może masz jakiś pomysł?
  22. Dziewczyny, ciągle zapominam Wam opisać najważniejszej rzeczy! Otóż jak wiecie Nastusia zawsze spała ze mną. Od urodzenia. No, z małą przerwą kilku miesięczną, kiedy bardzo chciała i spała w swoim łożeczku, choć na moje wyciągnięcie ręki. Otóż obawiałam się, szczególnie, że wszędzie mnie ostrzegano, że po przeprowadzce bardzo źle zniesie \"wysiedlenie\" do osobnego łóżka, a co gorsze - nawet pokoju. A tymczasem.... miła niespodzianka! Anastazja sama po myciu biegnie do swojego pokoju, wskakuje do łóżeczka i jeśli jest zbyt zmęczona na bajkę po prostu sama zasypia. Rano przychodzi do nas dać buziaka, lub też brutalnie wskoczyć z jakimś straszliwym bojowym okrzykiem :) Straszliwie mnie to cieszy, bo bardzo się bałam tych przejść związanych z samotnym spaniem i to daleko od mamy. Ufff, jeden problem z głowy.
  23. Jeżdżę!!! Jeżdżę jak szatan!!!! Ach, zapomniałam, jak ja to kocham!!!! Przeżyłam nawet jedno tankowanie! Przewiozłam w środku 3 gigantyczne tuje i rodzinę jednocześnie ( przypominam, ze to cienias ) - ponieważ do tej pory nie udało mi się otworzyć bagażnika. Swoją drogą ciekawe dlaczego? Hmmm , jak myślicie? Może powinnam sprawdzić, czy wewnątrz nie rozkłada się jakiś truposz? 3 dni.... już powinno być czuć. A tymczasem zapisłam dziś Nastusię do czegoś na kształt przedszkola. Niestety, to coś funkcjonuje jedynie przez 2 godziny w ciągu dnia, ale lepsze to niż nic. Szukam dalej czegoś na stałe. Na razie będę ją wozić w to miejsce, ale może znajdę wreszcie coś za mniej niż 600 Ł miesięcznie...
  24. Dziewczyny! Kupiłam samochód! Nareszcie! Mam fajnego starego złoma! Cudowny! A jak pięknie rzęzi! Żebyście to słyszały! O melodio! Jakoś dojechałam nim do domu. Teraz tylko trzymać kciuki, żeby nie rozpadł się w drodze na zakupy :D Jutro jadę zapisać Nastusię do przedszkola. Oraz składam dwa kolejne podania o pracę. Kości zostały rzucone. Rzucam się na pełną wodę, gorzej nie będzie, więc tylko musi być lepiej. Módlcie się za tych, których spotkam na drodze. W każdym razie samochód wycieraczki ma sprawne, a to już wystarczy, żeby ścierać krew z szyby i jechać dalej!
  25. Myshko - cudne te Wasze zdjęcia!!!!! Te widoki, krajobrazy i pejzaże! Coś wspaniałego. Ja uważam, że podróżowanie z dziećmi jest wspaniałę i ma totalnie inny wymiar niż zwykłe podróże. To nic, że troszkę czasem kłopotów, ale to jest właśnie to, co porusza we mnie wszystkie struny - pokazywać dzieciom świat, odkrywać przed nimi te wszystkie wspaniałości, uwrażliwiać je na piękno otaczającej nas przyrody. To jest bezcenne! Za resztę można zapłacić karta mastercard :D
×