Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Shalla

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Shalla

  1. Elffiku - z tym zostawaniem mam pokazałaś mi to z zupełnie innej strony, o której wcześniej nie pomyślałam ! Masz rację. Choć zapewne są dzieci w typie Anastazji, któe potrzebują więcej czasu na adaptację. Z drugiej strony nie moze się to odbywać kosztem rozpaczy pozostałych dzieci. Trudna sprawa... Co do slodyczy tez sie absolutnie zgadzam. Zawsze byłam temu przeciwna. Tak jak w podstawówce - do dziś pamiętam, że w klasie zawsze się znalazło 1-2 dzieci, któzy przynieśli oprócz kanapek mandarynki albo pomarańcze. A wiecie jakie wówczas były czasy. Oczywiście reszcie klasy języki wisiały do pasa. Uważałam to za szczyt braku kultury. Ja też miałam w domu pomarańcze, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy zabrać choćby jedną ze sobą do szkoły. Zabrać i zjeść na oczach wszystkich patrząc w oczy biednym dzieciakom, których mamy ledwo dają rade zrobić im kanapki. To samo staram się tłumaczyć Anastazji.
  2. Kuk, no nie moge. Jak nie Karenka, to Ty. Potraficie wstrząsnąć człowiekiem w posadach ... ginące dzieci - mój nocny koszmar. W ogóle nie będę tego komentować. Natomiast wieści z domu są świetne. Jak ja Ci zazdroszczę, że masz w pobliżu inne mamy, dzieci w wieku Frania i takie fajne relacje pozwalające na wspólne działania. To marzenie ściętej głowy dla mnie. A myśl o nawiązaniu przyjaźni w tak młodym wieku, kto wie, może przyjaźni na wiele lat jest po prostu wspaniała!
  3. Dziewczyny, wysłałam Wam parę zdjęć z wczorajszego dnia! Anastazja dostała totalnego amoku w kulkach :) Słowa tego nie oddadzą, zdjęcia z tego też nie wyszły ( bo za ciemno było ), ale wyszły zdjecia z późniejszego spaceru po parku.
  4. Karenko, to kamień z serca! Ważne, że Olusiowi się podoba,a reszta, to pestka!
  5. Nikii - witaj po tej stronie! Napisz tylko kiedy, a natychmiast przyjade z powitalną wiąchą i szampanem! Niczym się nie martw, jak tylko będe mogła służyć w czymś radą - pisz, dzwoń, łącz się telepatycznie, czy cokolwiek potrzebujesz. Karenko - nie będę się już powtarzać, bo napisałabym dokładnie to co Kuk - zatrzęsło mnie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Rozważ jeśli masz możliwość przeniesienie Olka, zanim przedszkole odciśnie naprawdę nieprzyjemne piętno na jego psychice. A i na waszej również. My zwiedziliśmy już kilka przedszkoli i wybraliśmy jedno, choć gdyby tylko warunki finansowe pozwoliły, to może wybralibyśmy inne. W każdym razie wszystkie odwiedzane przez nas przedszkola były bardzo troskliwe względem dzieci, bardzo pozytywnie zapatrywano się tam na dwujęzyczność, w każdym był dowolny ( !!!! ) okres adaptacyjny. Można nawet dzień w dzień siedzieć z dzieckiem, aż się zaaklimatyzuje. Żaden problem. Wybraliśmy takie, w którym jest najmniejsza grupa dzieci ( ok 7 sztuk ) - ze względu na Nastusi trudny charakter. Wiem, ze w dużej grupie byłaby po prostu odseparowana i bawiłaby się sama w kąciku. W małej grupie przedszkolanki zawsze znajdą czas i możliwości, żeby każdemu dziecku poświęcić czas i uwagę. I na te 7 dzieci jest 4 przedszkolanki :) Żadne dziecko nie jest pozostawione sobie. Byłam tam dość długo, pozwolono mi zostać ile chciałam żeby się napatrzeć, wszędzie zajrzeć, w każdy kąt ( a ja jestem jak inspekcja, więc zrobiłam szczegółowy przegląd - stan dywanów, toalety, kuchnia, zlew, czystość naczyń itd ). Nikt nie protestował, pokazano mi wszystko, a zaznaczę, że przyjechałam bez zapowiedzi. Po prostu weszłam z ulicy bo zauważyłam napis przedszkole. Zrobiło na mnie fantastyczne wrażenie. Choć jest malusieńkie ( niestety, jak większość w Anglii ) i plac zabaw dla dzieci jest też tyci i niestety na twardej nawierzchni :( To jedyny minus, bo już widzę, że Nastusia będzie wyglądać jak żołnierz po bitwie ze zdartymi kolanami i brocząca krwią z ran różnie nabytych. Było to tez jedyne przedszkole, gdzie maluchy mają mundurki ( !! ). Trudno, mogę z tym żyć. Miało też oddział ( salę ) dla takich dzidziusiów jeszcze w pieluchach - i tam spotkałam kilka matek, które jakoś wyjść nie mogą :) I nikt ich nie goni, i mogą sobie kawę wypić, ciastko zjeść. No po prostu dla mnie bajka. Niestety, cena jest kosmiczna, a to jedno z tańszych przedszkoli :( Dobrze byłoby wygrać w totka.... kupić samochód, zatankować go do pełna i opłacić to przedszkole ...ech... Ale ja wierzę, że musi się udać. Szczególnie, że nie ma innego wyjścia :D Co do placu zabaw w okolicy, to niestety nie ma. To typowa sypialnia. Znalazłam dosłownie jeden plac zabaw, ale chyba zrobię mu pare zdjęć, bo inaczej nie uwierzycie. W drabinkach rosna drzewa, na zjeżdżalni króluje błoto, mech i powój, ogólnie wygląda jak z Czarnobyla wyjęty. Może rzeczywiście pojdę do naszej kliniki i posiedzę parę godzin w kolejce symulując choroby wszelkie? Podoba mi się ten pomysł, tam rzeczywiście można nawiązać kontakt z różnymi mamami :) Dzięki! Dziewczyny, dziękuję Wam też za słowa wsparcia i otuchy! Dobrze, że Was mam.
  6. Dziewczyny, widać uroki idą w parze z przeprowadzkami. Najpierw miałyśmy na topiku faę przeprowadzek, a teraz widze falę zbuntowanych skrzynek pocztowych. Ja posiadam swoją od kilku lat i z dumą stwierdziłam jeszcze wczoraj rano, że dobrze wybrałam, bo nigdy żadnego problemu ze skrzynka nie miałam. No i zdążyłam powiedzieć.... i całą moją grupę z naszym topikiem - czyli wszystkie wasze adres- diabli wzięli.... Ślęczę od wczoraj i usiłuję odnowić całą listę.... A mogłam się rano ugryźć w język.... Kuk, owszem, w krótkim przelocie widuję, że w niedalekim sąsiedztwie są matki z dziećmi w Nastusi wieku. Niestety, widuję je wyłącznie na odcinku 3-4 metrów: czyli jak wychodzą z domu i wsiadają do samochodu. Wniosek z tego, ze aby nawiązać z nimi jakieś relacje musiałabym je napaść dokładnie w tym czasie, kiedy pokonują owe 3-4 metry: od drzwi domu do drzwi samochodu. Żeby zdążyć na czas należałoby się przyczaić znacznie bliżej, powiedzmy w okolicy ich żywopłotu, a może nawet tuż przy rurze wydechowej samochodu. Tylko co powiedzieć, jeśli nawet te polowanie mi się uda? STÓJ! BĄDŹ MIŁA A NIE STANIE CI SIE NIC ZLEGO! ? Macie jakiś pomysł?
  7. Fisa, już chciałam napisać, ze Ty też spać nie możesz, ale sobie przypomniałam, że w Polsce jest przecież 9 rano.... Ech, tyle bym chciała napisać, a jakoś nie umiem ubrać tego w słowa. Okropnie się martwię o Nastusię, a wszyscy mi mówią, że jestem nadopiekuńcza i nadwrażliwa, ale to nie tak. Widzę, jak bardzo jej brakuje rówieśników, wspólnej zabawy.... a tu kicha. Przedszkole wybrane, ale co z tego? Musze mieć samochód, żeby ją tam zawozić, żeby mieć samochod musze mieć pracę, żeby mieć pracę muszę mieć samochód....ech.....
  8. Pszczolko, wybacz!!!!! Juz sobie dodlam Twoj nowy adres do poczty! Musze Wam dzis poprzesylać trochę nowości co u nas :) Z rzeczy niezmiennych - LEJE DESZCZ. :D
  9. I tak Ci mówię Dynia, bo tak czuję. Dla mnie dłuższe utkwienie w jednym miejscu jest niewyobrażalnym koszmarem. A może ja po prostu jeszcze nie trafiłam na TO miejsce? Trudno powiedzieć. Ale nie, ja chyba jednak muszę sie przemieszczać. Wynika to pewnie z przeświadczenia, że świat jest takk wielki, tak ciekawy, tyle wspaniałości jest do zobaczenia, a życie takie krótkie, że zostanie dłużej w jednym miejscu jest niewyobrażalną stratą . Bo co jeśli nie ma reinkarnacji jednak? Czy to znaczy, ze nigdy nie zobaczę Japonii? Nie przejdę ulicami złotych miast Inków? Nie powygrzewam się na karaibskiej plaży? Bo kiedy jeśli nie teraz, w tym życiu? No, to tak pokrótce moje życiowe przemyślenia :)
  10. Pszczółko! Wspaniałe nowiny! Nareszcie! Gratulacje dla Ciebie i Lenki! Niech rośnie zdrowa i wspaniała. Oczywiście nie musze pisać, ze czekamy na fotki? :D Katrin - Anastazja miała dokładnie to samo tempo wzrostu i też obecnie stoi na 15-tym kilogramie i ani drgnie. Dziewczyny, zaraz prześlę Wam kilka zdjęć z nowego świata ..... Kurcze, widzę, że u nas na topiku nastała wielka era przeprowadzek :D Dynia, no zdradź troszkę.... spadam wysyłać zdjęcia. pa!
  11. Właśnie. Wymowa. To mnie okropnie martwi. Zauważyłam, że Anastazja oprócz literki R, której ewidentnie nie umie powiedzieć, to wszystko pozostałe wymawia źle po prostu przez lenistwo. Mówi z prędkością karabinu, zasób słów ma ogromny, a przez to lenistwo brzmi to wszystko jak bełkot. A mnie trafia szlag, że nie potrafię jej pomóc. Nie wiem jak ją zachęcic do ćwiczeń - a mam ich mnóstwo, bo moja koleżanka logopeda wyposażyła mnie w parę tomów materiałów. I tak stoję przed problemem, jak zwolnić jej mowę. Mówi na przykład: dlacego ty tes jes ciastecko? A kiedy powiem: powtórz to poprawnie, jeszcze raz, ale wolno i dokładnie, to wtedy się okazuje, ze bez problemu mówi: dlaczego ty też jesz ciasteczko? Ale przecież nie mogę przerywać absolutnie każdego jej zdania i zmuszać do powtarzania. A może właśnie powinnam? Co sądzicie?
  12. Witajcie! Pszczoła no to trzymamy kciuki za Ciebie i maleństwo! Psikulcu i Ty nic wcześniej nie napisałaś że Zuza chodzi??? A fe! ;) Gratulacje dla Zuzaczka w takim razie. Dziewczyny, wina jestem Wam sprostowanie. Otóż mój szanowny małżonek skorzystał w galopie z komórki i tylko dlatego gonił jedynie przez lotnisko, a nie jeszcze po autostradzie :) Myshko - Wasze zdjęcia są tak urzekające, że wracam do nich czasem, żeby sobie humor poprawić. Po prostu stanowicie fantastyczną rodzinkę i bardzo mi się podoba klimat jaki uzyskujecie na zdjęciach. Widać gołym okiem ten spokój Jaśka, takie wasze doskonałe zgranie. No nie wiem, w każdym razie ja to tak widzę i bardzo mi się to podoba. U nas zmagań ciąg dalszy i jak widzicie podpięłam swój komputer do internetu, dlatego mam polską czcionkę. hura. Niestety nadal nie rozumiem zasad na jakich działa ta ichniejsza neostrada dlatego raz mi działa, a raz nie działa pomimo wykonania tych samych czynności i prowadzę śledztwo w czym tkwi różnica. Ogólnie to cały czas leje, a ja w tych strugach deszczu sieję postrach na ulicach za kółkiem! Pierwszego dnia omal nie dostałam zawału trzymając się tej nieszczęsnej lewej strony, ale teraz zawału dostają już inni. Ja jadę z diabelskim wyrazem twarzy i chichoczę jak potępieniec. Jakoś rozładowuje to mój stres - szczególnie na rondach. Jak już kupię swój samochód to uprzedzę jaki model i jaki kolor, żeby niewinni ludzie mogli trzymać się z daleka. Ze 104 kartonów udało mi sie rozpakować jakieś 70, może trochę mniej i zupełnie nie wiem co zrobić z resztą. Macie pomysł? No to ściskam na razie. I do usłyszenia. Kuk! Wzywam Cię do tablicy! Nikii - odezwij się koniecznie.
  13. Witajcie ponownie. Psikulcu, czyzbys tylko Ty ostala sie na posterunku i czytasz moje wynurzenia zalosne z banicji? No wiec pisze w skrocie co bylo dalej. Otoz moj wspanialy malzonek dogonil samochod z kolega i wyrwal mu niezbedne dokumenty. Dokonal tego coprawda ryzykujac zyciem i doslownie rzucajac mu sie na maske samochodu, ale cel osiagnal. Zuch chlopak. Potem nalezalo dostac sie do autobusu, ktory zabiera podroznych na parking dlugoterminowy. Rzecz wydaje sie prosta o ile nie posiada sie takiej ilosci walich, ze trzeba je wnosic do autobusu na raty.... modlac sie, zeby kierowca byl bystrzejszy od przecietnej krajowej i nie ruszyl w polowie naszej akcji, kiedy wnieslismy dopiero pierwsza ture walizek.... Udalo sie i ufff. Potem to juz z gorki :) Myk do samochodu i po pol godzinie bylismy juz w domu. Alleluja. I od tamtej pory dzieja sie juz rzeczy, za ktorymi w ogole nie nadazam, wiec sensownie opisac ich w zaden sposob nie zdolam. Daruje Wam opisy, jak to wyszlam kilkakrotnie do pobliskiego centrum handlowego ( 10 minut drogi spacerkiem, a kompleks wielkosci lotniska ) TYLKO po chlebek, a regularnie wrocilam obladowana tak, ze ledwo doszlam do domu. A to decha do prasowania, a to gar na bigos, a to czesci do rakiej dalekiego zasiegu.... w kazdym razie tych samych rozmiarow i podobnego ciezaru. Przysieglam sobie, ze NIGDY wiecej nie wyjde do zadnego sklepu na piechote. Nawet po gazete. NIGDY. W domu, w ktory rzekomo mialo byc juz wszystko do zycia oczywiscie okazalo sie, ze nie ma polowy niezbednych rzeczy. A co gorsza, sa to rzeczy, ktore trzeba zamawiac w sklepach i oczekiwac od 2 do 3 tygodni na nie. Rewelacja. Ale to nie koniec absurdu. Zazwyczaj przy zamowieniu trzeba okreslic godzine dostawy, ktora nam pasuje. Jakze cudownie i cywilizowanie to brzmi. Szkoda jednak, ze nijak ma sie do rzeczywistosci i zauwazylam, ze jest to raczej pytanie grzecznosciowe, w stylu jak sie dzis czujesz? Moze chcesz szafe do domu na 18:00? I oczywiscie niekogo nie obchodzi Twoja odpowiedz i nie zostaje absolutnie nigdzie odnotowana. W efekcie siedzisz sobie na drugim koncu miasta dokonujac sobie tylko wiadomych niezbednych czynnosci, kiedy dzwoni telefon, ze ekipa z szafa stoi pod drzwiami Twojego domu, ktory jest ( o bogowie!!!! ) zamkniety! I oni pytaja dlaczego.... Nie jestem w stanie napisac dzis nic wiecej. Padam na twarz. Psikulcu - milej przeprowadzki. Pewnie masz juz wszystko zorganizowane, ale jesli nie, to mam nadzieje, ze sie nie obrazisz, jesli podziele sie z Toba pomyslem, ktory mi uratowal zycie przy mojej przeprowadzce. Napisze w punktach. 1) Kupilam 3 kolory sprayow i kazdy karton zostal oznaczony z kazdej strony kolorowa kropa. Odpowiednio do zawartosci: - niebieska kropa- ksiazki - czerwona - ubrania -zolta - rzeczy uzytkowe ( lazienka, kuchnia itp ) Na kazdy karton nalepilam kartke formatu A4 w foliowej koszulce. Na wierzchu bylo tylko oznaczenie symboliczne, np. A+E, k. Po wyciagnieciu kartki z koszulki na jej odwrocie znajdowala sie pelna lista co jest w srodku. Osobna lista zawierala wszystkie ponumerowane kartony z opisem jaki numer kartonu co w szczegolach zawiera. Dzieki temu uniknelam grzebania w 104 kartonach zeby znalezc lyzeczki do herbaty :)))) Liste oczywiscie mialam caly czas przy sobie. Uff, to by bylo na tyle. Mam nadzieje, ze moje peplanie na cos Ci sie przyda. sciskam Was wszystkie i do nastepnego.
  14. Dziewczyny! Witam Was z nowej ziemi. Oto skrot wydarzen z ostatnich dni. Po pierwsze dotarlismy szczesliwie, choc radosnych przygod po drodze nie brakowalo, ale do tego zdazylam juz w zyciu przywyknac. Jakims cudem jednak udalo sie wyladowac po drugiej stronie morza, choc z niewielkim opoznieniem. Opoznienie zrobilo sie znacznie wieksze w chwili, kiedy sie okazalo, ze na wyniesienie mojego taty z samolotu musimy zaczekac. Tak wiec moj szanowny malzonek pognal odebrac sterte walizek, a ja i mala zostalysmy z rodzicami w samolocie. Korzystajac z okazji zwiedzilam kabiene pilota, pogadalam, powzruszalam sie, pomacalam ( urzadzenia, nie pilota ) i z wypiekami na twarzy ( bo ja zawsze chcialam byc pilotem ) oczekiwalam na specjalne sluzby, ktore mialy byc natychmiast..... Tymczasem wszyscy pasazerowie naszego lotu wysiedli. Potem zaladowano nowych pasazerow na koljny lot... A my czekamy.... Wreszcie pojawili sie jacys... ludzie. Kompletnie nie przygotowani do zadania i nie majacy bladego pojecia jak sobie poradzic z pasazerem na wozku inwalidzkim. Omal nie zostali pobici przez moja mame i tylko cudem uniknelismy koszmarnej afery na lotnisku skonczonej aresztowanie przynajmniej 2 osob ( mamy i mnie ). W efekcie dotarlismy do mojego szanownego malzonka z ponad godzinnym opoznieniem i wtedy wlasnie zauwazylismy, ze brakuje nam jednej walizki.... Kolejna godzine odzyskiwalismy nasz bagaz... A i tak to cod, ze wsrod tylu walich plapalismy sie , ze jakiejs brakuje! Wreszcie walicha sie znalazla, i moglismy ruszac do wyjscia. Czekal na nas kolega.... ktory omal ze skory nie wyszedl, bo totalnie sie spoznil do pracy o jakies 3 godziny , na skutek wyzej opisanego zametu. Galopem wepchnelismy koledze do samochodu moich rodzicow oraz czesc bagazy i wyprawilismy ich z kluczami do domu ( kolega ruszyl z piskiem opon ) , a my udalismy sie na dlugoterminowy parking po nasz samochod. Jednak po paru krokach okazalo sie, ze roztropnie, razem z rodzicami wsadzilam do samochodu kolegi dokumentu, ktore umozliwialy nam odbior naszego samochodu z parkingu.... Moj malzonek zorientowawszy sie jaka inteligetna bestie pojal za zone , rzucil sie galopem przez lotnisko, na skroty, przez pola, przez las, zeby dopasc jeszcze kolege i wyrwac mu niezbedne dokumenty. Jaki byl tego final opowiem w nastepnym odcinku. sciskam Was kochane i piszcie cos!!!!!!
  15. Witajcie, Kuk, jeszcze raz dzieki za wszystkie porady. Nie będe się powtarzać, ale naprawdę jesteś nieoceniona. Z kontem w moim przypadku jest taki problem, że należą mi się zwroty pieniędzy z dwóch urzędów i one wymagają, żeby było polskie konto. Kwota jest śmieszna, ale zwrócić muszą. Dlatego ja muszę opłacać i utrzymywać konto do tego czasu, a to oznacza do \" nie-wiadomo-kiedy\". W efekcie wpłynie na te konto pewnie dokładnie tyle, ile do tego czasu wyniesie prowadzenie konta....Ponieważ sytuację uznałam za totalny bareizm, postanowiłam za Twoją radą konto zamknąć i niech się teraz oni martwią, a ja mam z głowy :D Dziewczyny, dziś przyjeżdża mój małżonek szanowny, co oznacza, że TEN dzień zbliża się wielkimi krokami. Zaczynam się przygotowywać na ekstremalny show moich jelit w tym okresie.... Ja nie wiem czy u Was też pogoda jest taka, ale na mojej wsi to wszystko pogłupiało. Jednego dnia smażę się na tarasie i upał jest niemożliwy, na drugi dzień chodzę w polarze, następy dzień znów nieludzki upał i kolejny dzień znów zimno jak w psiarni. Ja rozumiem zmiany klimatu, ale to jest już patologia klimatu. Dziś jest właśnie upał i mogłabym się posmażyć i pochlapać jak dziecko, ale oczywiście mam najazd gości i milion spraw do załatwienia, co uważam za jawną niesprawiedliwość losu. Dynia - piosenka jest słodka. Zajrzałam też na inne ( a ja do radzieckich występów mam sentyment nieuzasadniony ) więc powzruszałam się trochę na widok tych wielkich białych kokard we włosach i tych cienkich głosików :D Dzięki za link! No i jeszcze coś kontrowersyjnego.... O ile nie Wy, to na pewno podglądaczki tematu, ale ktoś mi za to przyłoży... Otóż od jakiegoś czasu razem z Nastunią oglądamy na youTube wypadki, gdzie zwierzęta atakują ludzi. Teraz powiem dlaczego. Ponieważ trochę już zwiedzałyśmy, a jeszcze więcej przed nami ( mam na myśli parki safari, delfinaria, zoo itp ) uznałam, że będzie stosownie zawczasu wyjaśnić dziecku, że zwierzętom należy sie nie tylko podziw, ale i respekt. Absolutnie nie mam zamiaru małej straszyć i póki co widzę, że ona się nie boi. Ogląda wszystko z zainteresowaniem i nawet całkiem mądrze komentuje ( oczywiście nie oglądamy żadnych makabrycznych scen ). Każdy film omawiamy dogłębnie. Np. dlaczego lew zaatakował, kto zawinił, pokazuje jej jak się może skończyć nieostrożność i że zawsze trzeba pamiętać, że zwierzęta też czują, denerwują się, miewają złe humory itd. Że nie wolno ich drażnić, bić, krzyczeć przy nich itp. Nie wolno też zbytnio nim ufać i że zawsze trzeba sie mieć na baczności. Może ja mam hopla, ale od czasu jak prawie 3 lata temu miałam sen, że dwa psy zaatakowały Nastunię i prawie rozszarpały na smierć temat zwierząt nie daje mi spokoju. Ten sen był tak realny, tak straszny, że nigdy go nie zapomnę. Teraz być może przeginam w drugą stronę, ale trudno. Chyba wolę tę opcję. Oczywiście obserwuję jej reakcje, bo nie chcę jej wystraszyć, żeby sie wszystkich zwierząt bała. Dlatego zawsze omawiamy każdy film, np: nic złego by się nie stało, gdyby ten pan nie bił tego słonia, nie drażnił tego byka, nie wsadzał rąk przez kraty do tego lwa itd. Widzę, że mała reaguje spokojnie, a co więcej z wielkim współczuciem dla tych zwierząt! Wczoraj widziałam dość mocny film, jak splątany łańcuchami słoń złapał trąbą faceta i trzasnął nim o ziemię. Aż mnie ciarki przeszły, bo się nie spodziewałam, że to TAKI film. Na co Nastunia zareagowała spokojnie:\" należało mu się. Nie wolno tak plątać słonika! To go bolało na pewno!\" Nie wiem, może robię źle, ale ciągle sie słyszy o straszliwych wypadkach dzieci związanych często z głupotą dorosłych, ale i tym, że dzieci sa nieświadome zagrożenia ze strony np. psa uwiązanego przy budzie. A do tego bajki zazwyczaj pokazujące dzikie zwierzęta jako najbardziej przymilne na swiecie stworzenia ( Król Lew, uwolnić orkę, mój brat niedźwiedź, itp ) i potem chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. Pewnie, ze póki przy niej jestem to nie pozwolę żeby np. przeszła przez wolierę i wsadziła łapki do klatki z \"królem lwem\". Ale kiedys mnie przy niej nie będzie, w szkole, na wycieczce.... chcę żeby wtedy była mądra i świadoma niebezpieczeństwa. Na pewno połowę moich zmartwień mają ci, którzy posiadają w domu zwierzęta. W praktyce jest o wiele łatwiej pokazać dziecku kiedy pies się cieszy, a co oznacza kiedy warczy itd. Ale ja zwierząt nie mam. :( No dobra, ale kobyłę strzeliłam. Przepraszam, ale jakoś tu tak pusto, ale ja nie wiem kiedy znów dopadnę kompa, więc się troszkę wyszalałam, a co :) Teraz Wasza kolej.
  16. Burza gradowa w czasie jazdy samochodem - ja mam wrażenie, ze nieodmiennie mam zdolność przyciągania tego zjawiska ilekroć osobiście prowadzę i na dodatek jadę sama. To już rutyna :) Nie cierpię tego!!! Choć podobno samochód ( jako ze stoi na 4 gumowych oponach ) jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie do przeczekania burzy .
  17. Kuk! No nareszcie! Ty to potrafisz dać za sobą zatęsknić :D Super, że u Was wszystko dobrze. Chciałam się odnieść do Twoich spostrzeżeń co do temperamentu dzieci. Oczywiście tak troszkę pół żartem - to chodzi o równowagę w przyrodzie. Kto już ma rozrabiakę, to czas na aniołka. Kto ma milusińską przytulankę - to w drugim rzucie dostaje małego czorta :D Tyle, że w takim układzie nie wiem dlaczego moja znajoma w LO ma dwa czorty, oba od chmur nawracania :D U nas w nocy była straszna burza. Parę razy walnęło gdzies tuż koło domu. Brrrr..... ja uwielbiam burze, ale nie w tym starym drewnianym domu!!! Liczę godziny do chwili, kiedy stąd ucieknę.... Jestem juz spakowana i siedzę dosłownie na walizkach. A jeszcze tyle dni!!! W ogóle to odezwijcie się, bo nie wiem jakim cudem mam nadal internet ( i kto za to zapłaci, skoro ja mam podbite przez TPSA złożenie rezygnacji z usługi, które minęło już 4 dni temu ??) i byłoby miło poczytać co u Was. Dynia - czekamy na obfity zdjęciowy reportaż z wypadu. Ja też życzliwie zazdroszczę Amsterdamu. Może kiedyś.... Na razie zaliczyliśmy południe Anglii z wielkimi nadziejami, że palmy i 7km piaszczystej plaży gwarantuje przednią zabawę w morzu. Otóż nie, kiedy wieje 8..... i dosłownie łeb urywa. Tego jednak nie przewidzieliśmy, nie widzieć czemu. Co gorsza pół dnia straciliśmy stojąc w wielokilometrowym korku na autostradzie, bo oczywiście nie słuchaliśmy w radiu, że odbywa się doroczne Grand Prix i cała Anglia bez wyjątku jedzie na to widowisko. Tak więc utkneliśmy na długie godziny i pewnie byliśmy jedynymi osobami w tym korku ( o ile nie w całej Anglii ), które kompletnie nie wiedziały dlaczego tkwią w korku i po co! ech... w czepku urodzona...... he he he
  18. Pszczólko - i ja nam tego życze! Jak tylko się dobiorę do neta chcę przeczytać same cudowne wiadomosci !!!!!!!!!!!!!!!!! I to dotyczy WAS WSZYSTKICH!!!! całusy
  19. Dziewczyny, dziś ostatni dzień kiedy posiadam internet. Ostatecznie opuszczam to gniazdo 30 lipca. Może dam radę, to będę się do tego czasu odzywać z kafejki. Ściskam Was wszystkie bardzo mocno. Nikii - napisz mi na maila o Twoim wyjeździe, to spróbujemy się jakoś ustawić na spotkanie. papapap!!!!!!
  20. Dziewczyny, dziś ostatni dzień kiedy posiadam internet. Ostatecznie opuszczam to gniazdo 30 lipca. Może dam radę, to będę się do tego czasu odzywać z kafejki. Ściskam Was wszystkie bardzo mocno. Nikii - napisz mi na maila o Twoim wyjeździe, to spróbujemy się jakoś ustawić na spotkanie. papapap!!!!!!
  21. Nikii - gratulacje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Chyba nie długo sie zobaczymy - mam nadzieje, że w sierpniu :) Psikulcu, z dziećmi to chyba różnie bywa i nie ma na to reguły. Anastazja zaczęła pierwsze samodzielne próby po ukończeniu 10-tego miesiąca i zawsze będę uważać, że nic dobrego z tego nie wynika. Wolałabym, żeby bezpiecznie posiedziała co najmniej do roku, rok i 2 miesiące. Wiem, ze nie u wszystkich tak jest, ale u Nastusi akurat te wczesne wstawanie skończyło się tym, że do dziś nosi buty ortopedyczne. Myślę, że jeśli Twoja lekarka jest spokojna, to i ty możesz być. A jeśli masz wątpliwości, to skonsultuj się prywatnie z innym lekarzem. Będzie dobrze, zobaczysz!
  22. witajcie, przede wszystkim to gratulacje dla Poli i Ziemowitka za nowe osiagniecia! Na razie ciagu dalszego mojej opowiesci nie bedzie, bo az sie boje czegokolwiek zapeszyc. Prosze Was jedynie, jak zawsze, o mentalne wsparcie i trzymanie kciukow. Dzis o 15:00 rozegra sie chyba najwazniejszy akt tej sztuki, wiec.... mam miekkie kolana na sama mysl o tej chwili. Ale na rozklejanie sie jeszcze przyjdzie czas. Ja juz tak mam - najpierw totalna mobilizacja, a kiedy jest po wszystkim siadam i rycze, az caly stres ze mnie zejdzie. Anastazja od dluzszego czasu ma jakis niewytlumaczalny pociag do sceny. Nie rozumiem tego z kilku powodow. Po pierwsze jest niezwykle niesmiala i nawet boi sie wejsc do pomieszczenia w ktorym jest duzo osob, a czasem nawet gdy jest malo, lub tylko jedna, ale obca osoba. Nigdy nie dzialalo na nia i nadal nie dziala nic w stylu: Nastusiu a powiedz wierszyk, a zaspiewaj piosenke itp. Taka tresura zawsze byla jej obca ( mnie zreszta tez ). No i pociag do muzyki. Wszystkie dzieci od malenkosci potancuja, albo chociaz kiwaja sie doslownie do piardniecia. Ale Anastazja nie. Nigdy nie wykazywala zadnego zainteresowania w kierunku tanca. A tymczasem.... od kilku tygodni dostala jakiegos amoku na tym punkcie - tanczy, a szczegolnie chetnie publicznie. Sam widok sceny, czy jakiegos podwyzszenia wyzwala w niej demona tanca i wszelkich popisow. Nie przeszkadza jej tlum obcych ludzi, krzyki, wrzaski, albo chocby to, ze na scenie jest ktos inny..... Wlazi, klania sie i zaczyna swoje show, wiec czasem musze interweniowac i sciagac ja ze sceny. Teraz nawet nie chodze z nia na przedstawienia, zeby uniknac takich sytuacji, kiedy mi ucieka z krzesla i wpycha sie miedzy aktorow. Ale co ciekawe - w kazdej innej sytuacji nadal jest histerycznie niesmiala. Sama nie wiem co o tym myslec.
  23. Witajcie dziewczyny, witaj Dynia! Nareszcie! Pisze do Was juz z obcej ( ? ) chyba nie obcej jednak ziemi. Wiec z gory przepraszam za bledy. Nie wiem, czy juz jestem gotowa, zeby opisac to co przezylam po przyleceniu tu. Chyba jeszcze nie i nie wiem kiedy mi ta trauma minie. W kazdym razie przezylam koszmar. Przylecialam podpisac papiery na nowy dom. Wszystko wyliczone co do minuty. Na drugi dzien w poludnie telefon, ze bank wycofal sie i nie przyzna nam jednak kredytu ( po wstepnej akceptacji ). Nie mieli nam totalnie NIC do zarzucenia, ale .... nie bo nie. Szukalismy odpowiedniego domu od maja zeszlego roku.... A teraz okazalo sie, ze mamy kilka godzin na znalezienie nowego.... I wierzcie, albo nie, ale udalo sie! Ciagle jestem w takim szoku ( nie lubie tego slowa, ale inne tu nie pasuje ) ze ciagle nie wierze w to co sie tu rozegralo w ostatnich dniach. Nie, nie sadzcie, ze bylam tak bezmyslna, ze nie mialam zapasowych ofert w zanadrzu. Oczywiscie, ze mialam. Jednakze to co zobaczylam w rzeczywistosci doprowadzilo mnie do mysli samobojczych. Na zdjecia w necie wygladalo wspaniale, a w realu okazalo sie rudera n a pograniczu slumsow. I stad ten rajd na wariata po setkach nowych ofert, zeby zaraz znalezc inny dom. POwiem szczerze - nie mialam zadnych zludzen, ze to sie nie uda, a za 21 dni ja i moja rodzina wyladujemy pod mostem, bo mija termin wyprowadzenia sie z domu w Polsce.... I znalezlismy dom dokladnie w 1,5 godziny po telefonie z banku, ze kredytu nie bedzie. Chyba moge to zaliczyc w poczet cudow. cdn.
  24. Dziewczynki, no to lecę. Trzymajcie się i do usłyszenia za tydzień. Pa!
×