Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Cześć. Tak Dynia, Mama Mirabelle to nasz stały punkt programu, bajka jest bardzoo fajna, bo czegoś uczy, a ja takie bardzo lubię. Natomiast jeśli chodzi o grafikę, to nie nazwałabym jej piękną :) :D Widziałaś tylne nogi geparda, kiedy siada? Wczoraj się przyjrzałam i prawie posikałam ze smiechu jaki artysta to malował. :D Naprawdę są warte grzechu :) Anastazja kocha wszystkie piosenki z tej bajki i urządza mi recital każdego dnia, nawet siedząc na kibelku.... A jeszcze opowiem Wam, jak mnie załatwiła na spacerze. Często podczas spacerów omawiamy różne niebezpieczeństwa, np. że nie wolno bezmyślnie wbiegać na pola z ulicy bo często są ogrodzone drutem kolczastym, którego nie pierwszy rzut oka nie widać. Albo przechlać się przez barierkę przechodząc przez most, albo stawać na studzienkach, bo mogą się zarwać. No i zawsze Anastazja przy każdej nowej rzeczy zadaje to samo sakramenckie pytanie: - No i kto mnie wtedy uratuje? - Oczywiście ja cię uratuję - odpowiadam ( ale czasem musze dodać:) ale to nie będzie proste, ponieważ.... I tak właśnie było, gdy rozmawiałyśmy o wpadnięciu do studzienki kanalizacyjnej. Tłumaczę wiec: - Mama zawsze skoczy ci na ratunek, ale popatrz - ta studzienka jest mała. Ty się do niej zmieścisz, ale ja? Jak zdołam cię uratować jeśli tam wpadniesz? No co Nastusia ze zrozumieniem kiwa głową: - taaa.... no nie ma jak. Za gruba jesteś i tyle. Pozostawię to bez komentarza. Jutro Wam opisze, jak dziś Nastusia szalała w Gminnym Ośrodku Kultury na "feriach dla dzieci" ku mojemu wielkiemu opadowi szczęki :)
-
Myshko, a próbowałaś poszukać na allegro? popatrz: http://allegro.pl/search.php?string=by%C5%82o+sobie+%C5%BCycie&category=20585&country=1 Wszystko czego dusza zapragnie, wszystkie odcinki, razem i pojedyńczo :) Miłych zakupów :)
-
Wolniejsze poruszanie się - ha ha, mój model w ogóle nie jest wyposażony w tę opcję :D Ale najlepsze jest to, że jakimś cudem unika wtedy kolizji. A było tak: Cały dzień zachowywała się, jak żywa manifestacja reakcji jądrowych. Nie było jej tylko na suficie. Proszę, powtarzam: nie skacz, nie właź tak wysoko, nie rób tego, nie rób tamtego -groch o ścianę. Ale na wieczór Anastazja postanowiła pokazać mi swoje odmienne oblicze. Cichutka i ugrzeczniona, już w piżamce wzięła się za porządkowanie książek, potem zabawek, na końcu poukładała kredki w pudełku ( wszystko własna inicjatywa!!! ) i szła grzecznie to pudełko z kredkami postawić na półeczce. I... nagle noga jej się podwinęła, straciła równowagę i jak grzmotnęła twarzą o kand biurka, to mi serce zamarło. Centymetr ( !!! ) pod okiem rozcięta skóra, tryska wesoło krew...... szok. Akurat jak raz była grzeczna i spokojna! I jak ja mam jej teraz argumentować, że krzywdę sobie zrobi, jak będzie szaleć? Kiedy wszystko wskazuje na to, że to spokój i opanowanie jest jej największym wrogiem :) Moje jedyne, zużywające się w zastraszającym tempie lekarstwo z apteczki - to maść z arniki na siniaki i potłuczenia. Wklepałam w nią pół pudełka, żeby siniec nie wyszedł na pół twarzy i wygląda na to, że rana się ładnie zasklepiła i fiolecik będzie tyci. Ufff
-
Widzisz Elffiku, ten ansz topik to jest naprawdę rehabilitacja jak u psychologa :) Anastazja ma gdzieś intelektualne rozrywki. No, czasem ułoży puzzle, o ile wcześniej nie wpadnie jej do głowy jakiś wariacki pomysł. Gra w Piotrusia zyskała aplauz na dokładnie 4 minuty. Teraz ustawia z tych kart różne obrazy, ścieżki, mosty itd. Gry planszowe.. porażka. Interesuje ją tylko rzucanie kostka i liczenie oczek. A przesuwanie pionków to zupełnie zbędny jej zdaniem element gry.... Nie powiem, zeby mnie to zachwycało, ale nie staram się zmuszać ja na siłę. Na razie mała woli zabawy ruchowe, cwiczenia każdej maści i kalibru, nawet pompki! ( zawsze robi z tatą ). Taniec, do utraty tchu, no i wyścigi. W sumie śmieję się, że wychodzę z małą na spacer trochę jak z pieskiem - spuścić ze smyczy niech się wybiega :) :D Ulubiona zabawa? Oczywiście berek. Z zabaw stacjonarnych tylko czytanie książek. To pasjami. Sama i w towarzystwie, ze mną i beze mnie. Każda książka jest dobra. Nawet telefoniczna - serio :D A juz mapy i atlasy to nałóg. Więc pocieszam się, ze może nie wychowuję takie ostatniego dzikusa z buszu.... ale czas pokaże. A, przepraszam, jest jedna stacjonarna zabawa, która ją wciąga. To są obrazy z serii :\"znajdź 10 różnic\" - to uwielbia robić. A poza tym tylko szaleć, szaleć i szaleć. Skakać, wariować, fruwać ( ubolewa nadal, ze nie lata... ), turlać się, ścigać, robić fikołki. No jak małpka :D Ale chyba nie powinnam się dziwić- jest małpką w chińskim kalendarzu ..... A wy wiecie jakie znaki mają wasze pociechy według chińskiego kalendarza? Tak w ogóle, to nie bardzo pasjonuja mnie horoskopy, uważam to za naciągany mocno biznes, ale moze coś w tym jest?
-
Nie, no Myshka, Jasiek to juś jest informatyk pełna gębą ! :D Ja staram sie Nastusię separować od komputera, bo już widzę, że łyknęła bakcyla i gotowa przy nim siedzieć zbyt długo. Poza tym, jak nie mam w zasięgu ręki nikogo, kto naprawiłby wyrządzone przez nią szkody :D :D Ale jak widać na nic moje uważanie.... dzieciaki to spryciarze.
-
To i ja dołożę coś od nas: koludła - kołdra. fisuch - sufit Innych nie pamiętam, ale dopiszę, bo sa na pewno. A przy okazji muszę się pochwalić. Anastazja ma święty zakaz zbliżania się do mojego laptopa. Ma swój i na mój w zasadzie nie wolno jej nawet spoglądać :) Mam do niego połączoną myszkę i na wszelki wypadek, jak odchodzę od niego, to myszkę chowam. Wczoraj wracam i widzę otwartego worda z serią przedziwnych znaków napisanych. Stanęłam jak wryta. Dziecko się grzecznie bawi na dywanie, ja nie korzystałam, więc kto...? Myszka zakopana ( ukryta ) tam gdzie była. Patrzę na Nastusię i myślę - nie, ona tego nie zrobiła. Jak by znalazła właściwą ikonę? Skąd by w ogóle wiedziała która jest właściwa no i myszka nietknięta... Nieee, to nie ona. Wyłączyłam. Ale parę godzin później sytuacja sie powtórzyła. No, nie wytrzymałam i pytam delikatnie - Nastusiu, podchodziłaś do mamy komputera? - NIE. - A kto napisał te piękne literki ( potwór ze mnie :P ) - JA!!!!!!!!!!!! - woła rozpromieniona. - A ja Ci się to udało? POkażesz mi? - Dobze. No to wyłączyłam wszystko, odsunęłam krzesło i mówię: - no to pokaż. Dziewczyny, zatkało mnie. Mała zachęcona, podleciała do biurka, zasiadła i bez użycia myszki, samym padem od razu znalazła ikonę worda, odpaliła, ustawiła czcionkę.... Do dziś zbieram szczękę z podłogi. Bestia musiała mnie uważnie obserwować, a może i ćwiczyć sobie pod moją nieobecność, a ja naiwniaczka myślałam, ze mam takie dziecko posłuszne, które jak mówię, ze nie wolno, to nie podchodzi do komputera..... Ciekawi mnie tylko jak rozpracowała obsługę pada, skoro ja go w ogóle nie używam.....hmmm Choć chyba powinnam była się domyśleć. Aparatu też jej nie wolno dotykać, a jakimś cudem, gdy sciągam zdjęcia jest ich o jakąś setkę za dużo..... i wiadomo czyjego są autorstwa :)
-
Wiesz Myshko, że ja nie jestem pewna, czy to moja inicjatywa, czy ona sama je wymyśliła. Zdolna jest do większych ....absurdów :) Ale faktem jest, że takie zabawy z rąk ułatwiają np. podróżowanie. Nie zabieramy ze sobą stosu zabawek. Wystarczą moje dwie dłonie i już jest zabawa. Co ciekawe - Anastazja nie lubi gdy JA ją czesze. Twierdzi, ze ją boli i nie życzy sobie. Ale Fredek i Dedek.... to co innego ( choć to przecież MOJE dłonie! ). Oni mogą czesać, oni sa ok.
-
Ha ha ha, Jasiek jest bezbłędny. My przerabiałyśmy ostatnio gąbki, ukwiały i jamochłony. Ale i tak na pierwszym miejscy sa rekiny. Nie wiem co ona z tymi rekinami. Nie ogląda żadnej bajki, gdzie byłby bohaterami... Lubi je do tego stopnia, że obie moje dłonie muszą się zamieniać w gadające rekiny. Jeden ma na imię Fredek, a drugi Dedek. Tak wiec każdego dnia oba rekiny muszą prowadzić z nią długie konwersacje. Czasem nawet, jak coś ją zafascynuje, to przybiega do mnie i zamiast :\" Mamusiu\" to woła: - Fredku, Dedku, zobaczcie! Znalazłam........ble ble ble No i ja muszę zareagować nie jako mama, tylko oczywiscie jako dwa rekiny. O tym nie pisali w podręcznikach dla rodziców.... Z tego mój osobisty wniosek, że bez względu na ilość wchłoniętej literatury, macierzyństwo i tak zaskakuje. :)
-
Dynia, no to brawa dla Jagusi za R! Cóż, chyba nasze dzieci weszły w wiek fascynacji anatomią :) Anastazja fascynuje się swoimi "podrobami". Nawet ostatnio w kąpieli, kiedy już chciałam, zeby wychodziła ( sama sie myje ) oznajmiła mi, że: - Nie moge jeszcze, bo szoruję moje płuca! :D
-
Psikulcu, dokładnie tak jak piszesz - w sprawie tej wymowy. Znacie moje plany. Obawiam się, że jak nie będę JUŻ pracować nad skorgowaniem jej wady, to później, w środowisku bez R i trzeszczących dźwięków ( jakby na to nie patrzeć ) nigdy się już nie nauczy właściwie wymawiać polskich głosek :( Więc albo teraz , albo nigdy. Bo gdzie ja tam znajdę polskiego logopedę???? Co do palucha - Psikulcu - jakbym siebie czytała. Anastazja też zaczeła ssać kciuk około 4 miesiąca. Przeżywałam to samo co TY. Z jednej strony uspokajanie przez fachowców i literaturę, a z drugiej bombardowanie przez wszystkich wokoło. Dodatkowo karmiono mnie historiami z piekła rodem, jak to \"brata siostry dziadka ciotecznej ciotki dziecko \" tak ssało, ze prawie mu ten palec odpadł, zgnił, spleśniał i stał sie siedliskiem larw muchy plujki. Brrrrrrrrr.............. Do dziś jestem głupia i nie wiem komu wierzyć. Co lekarz to inna opinia. Anastazja smoczka nie chciała nigdy, butli w życiu na oczy nie widziała. Do dziś wkłada kciuk gdy zasypia i zaraz gdy zaśnie sama go wyciąga. Ssie palec też gdy się bardzo zdenerwuje, boi, lub zapatrzy np. na bajki. NIGDY nie wyrywaj na siłę. Ssanie rzeczywiście często( o ile nie zawsze ) jest sposobem rozładowania stresu. Więc wyciągniecie tego palca na siłe działa dokładnie tak, jak gaszenie pożaru denaturatem..... Czyli nasila ten odruch. :( U nas \"terapia \" wygląda tak - baaaardzo długie spacery codziennie. Zimą na rączkach sa rękawiczki, a latem Anastazja przeprowadza sekcję wszystkiego co spotka, więc rączki ma brudne i wie, ze takich za nic nie wolno włożyć do buzi. W domu staram się po prostu odwracać jej uwagę i wymyślam zabawy, w które musi zaangażować obie rączki - np. rzucanie i łapanie piłki. Klaskanie, tańczenie, taczki ( trzymam ją za nogi, a ona maszeruje na rączkach po całym domu ), czesanie lalek itd. Próbowałam kiedyś ( mała miał 5 miesięcy, potem próbę podjęłam gdy miała 8 miesięcy ) za radą życzliwych założyć Nastusi rękawiczki na rączki na noc. Dostała takiej histerii, że na serio wystraszyłam sie, że dostanie jakiejś zapaści, straci przytomność czy coś w tym stylu. Uznałam, że nie jest to dobry sposób, żeby dziecko się nie stresowało i nie ssało palca.... Podjęta próba w 8-mym miesiącu skończyła sie tak samo. Więc zaprzestałam. Bo co miałam robić niby? Każdemu z boku jest łatwo krytykować. Jak to takie łatwe, to czemu tylu dorosłych ludzi pali? Przecież wiedzą, ze to niezdrowe? Niech rzucą mądrale. Dziecku też nie jest łatwo rozstać sie z nałogiem :(
-
E tam, zaraz apteczki :) Nastunia rzuciła się na parującą michę rosołu i zasnęła na 3 godziny :) Wstała z wypiekami i z entuzjazmem wróciła do relacji ze spaceru: - Babciu, babciu i jak biegłam do tych bardzo miłych piesków, to się wywaliłam i cała buzia w błocie, no i zalałam się krwią, no i pobludziłam kultkę i mama powiedziała, ze babcia się ucieszy jak mnie zobaczy ! No i padał grad i łapałam go w ręce, a potem była burza śnieżna i wcale nie było widać domu, ani mnie nie było widać no i byłam bludna jak święta ziemia.! Mówiła Anastazja P. Fakty. Wiocha. :) Jeszcze się taki nie urodził, co zdołałby przerwać jej relację....
-
He he, Fisa, niezły tekst Stasia. Anastazja z miesiąc temu powiedziała: mamo, będę mieć dziecko. Ale o tym chyba Wam pisałam. Mozna się zakrztusić herbatką :D Nie? A umiejętnościami Stasie się nie przejmuj. Ja zawsze powtarzam, ze Einsteina jeszcze w podstawówce uważano za odbiegającego mocno rozwojem od rówieśników. Oczywiście odbiegającego w dół.... wręcz za niedorozwiniętego. No i proszę, jak się odpłacił światu za ten niesprawiedliwy osąd :) To, co tak trudno powstrzymać, a co jest konieczne, to NIE porównywać. Czasem aż się w język gryzę, zeby nie walnąć czegos w stylu: a Julcia to.... Ale nie mówię, bo wiem, ze to bez sensu. To dziecka nie zdopinguje tylko wpędzi w jakieś absurdalne poczucie winy, ze nie spełnia moich oczekiwań. Czekam wiec grzecznie. Nie umie dziś, może będzie umieć jutro. A jak nie jutro, to może za rok. A jak nigdy, to znaczy, ze najwyraźniej nie będzie jej to w życiu do niczego potrzebne. No, pomądrzyłam się, spadam. Byłam właśnie na spacerze z Nastusią: grad, śnieżyca, fikoł na asfalcie, krew na twarzy, błoto na czapce - to tylko skrócony bilans spaceru. Mogłabym powiedzieć: spacer jak każdy :) Prześlę Wam dziś małą relację zdjęciową z tego spaceru .
-
Myshko, masz dużo racji, ze niepotrzebną paniką można tylko dziecku zaszkodzi, czy raczej sobie - nakręcając się, ze z dzieckiem coś nie tak. A i lekarzy oszołomów nie brakuje. Ale jest różnica między nie wymawianiem R tak po prostu ( na to jest czas ), a tendencją do wkładania języczka między przednie ząbki przy mówieniu. Anastazja tak robi i to już jest wada, którą trzeba korygować jak najwcześniej, ponieważ jeśli się utrwali, to będzie bardzo ciężko oduczyć ją seplenienia. Widziałam kiedyś w TV jakąś panią z akiegoś urzędu, która udzielała wywiadu i... yyy, ładna w sumie dziewczyna, zadbana, ale jak zaczęła: \"to tseba zwycajnie eliminowac w społeceństwie..... \" - no to katastrofa :( Jeśli chodzi o samodzielność, to ja interweniowałam, kiedy zakładała coś tył na przód, ale nie w formie nakazów, tylko pokazywałam jej gdzie popełnia błąd i jak rozpoznać właściwą stronę ubrania, gdzie powinny być metki itd. Ona chyba lubiła te instrukcje, bo pozytywnie na nie reagowała i nawet mnie pouczała później, gdy sama w pośpiechu coś jej zakładałam nie tą stroną :)
-
KUK - jeśli to czytasz... to przywołuję Cię do porządku. Ja, - Twoje inernetowe, nieme wyrzuty sumienia!!!!!!! ;)
-
No taaak, teraz kamień spadł mi z serca. Dzięki Pszczoła :D Ja uwielbiam Anastazji słowotwórstwo, szczególnie, ze jest go coraz mniej. wczoraj zabiła mnie słowem TELEKOSKOP. Próbowałam ją podpytać o co może chodzić. Teleskop???? Otóż nie Stetoskop????? ( często się nim bawi ) Też nie. Okazało się, że chodziło o Kalejdoskop! :) No i jej nieśmiertelny FISUCH chodzi o sufit, ale wszyscy w rodzinie kochamy tę nawę tak bardzo, że nie mam serca jej poprawiać. Sama nawet mówię, że na fisuchu siedzi mucha :)
-
Wbrew pozorom ja też zmartwienie logopedyczne. Anastazja gada jak karabin, ale co z tego? Ściągnęłam do siebie przyjaciółkę, która jest logopedą i co się okazało? :( Że Anastazja ma poważny problem z ruchliwością języka. Mamy całe zestawy ćwiczeń na aparat mowy, bo on niestety nie działa jaka trzeba. Np. Anastazja nie potrafi szeroko oblizać buzki języczkiem dokoła. Tylko ledwo ledwo i wyłącznie z prawej strony. Ćwiczę i ćwiczę, ale ona ma w nosie zlizywanie czekolady i inne tego typu cwiczenia. Zamiast się tym bawić idzie umyć buzię.... Tak więc nie wymawia R, Ć, Ś, CZ DŻ SZ :( Ćwiczenia z wymawianiem tych dźwięków na leżąco tez nie przynoszą efektu. Zabawy ze słomką były dobre na jeden dzień... ech, tak więc też mam trochę zmartwień, bo już wiem, ze to samo nie przejdzie, tylko muszę nad nią pracować. Bardzo żałuję, że nie mam tu w okolicy logopedy, który profesjonalnie by się nia zajął :(
-
Dynia, wspaniale, że znów jesteś i znalazłaś chwilkę. Brakuje Cię na forum. Domagam się świeżutkich zdjęć Ziemka! Nastusia wczoraj budziła się co 15 minut z płaczem, ze miała zły sen. Po którymś razie udało mi się z niej wydobyć, że śniło jej się, że ją biłam :( Potwornie mnie to zasmuciło. Nie biję jej, nawet staram się głosu nie podnosić, a tu taki placek :( Ale i mam pewne efekty edukacyjne. Otóż od jakiegos czasu Nastusia ubolewa, że nie umie latać, bo nie ma "szczydeł" ( czyli skrzydeł ) :) Nie wiedząc jakby jej tu ulżyć w smutku wymyśliłam, że po to właśnie idzie się wieczorem spać, zeby sobie wyśnić wszystko czego się zapragnie. No i jeśli tylko bardzo chce latać, to niech o tym pomyśli przed snem. Szczerze mówiąc myślałam, ze te moje gadanie minie ją szerokim łukiem ( tak jak upomnienie o nieskakaniu po meblach ) Tymczasem minęły ze 4 dni i wczoraj przy śniadaniu Nastusia z nagła oznajmia: - wiesz mamusiu, miałaś racje. Dziś mi się sniło, że fruwałam jak ptaszek z moją myszką ( taka przytulanka ). - gdzie latałaś????? - pytam zdumiona - a tutaj, po podwórku, nad pieskiem naszym i nad domem. Było super! yyyy....
-
A na pociechę powiem, że każde znane mi dziecko, nawet znacznie młodsze od Anastazji, potrafi jeździć na rowerku. A Nastusia ani ciut ciut. Czego ja już nie próbowałam. No nie i już. Nie kuma o co chodzi z tymi pedałami. :) Każde dziecko cos potrafi, a czegoś nie. Tak będzie jeszcze dłuuuugo.
-
Całkowicie popieram Myshke! Nie porównuj Karenko, bo sama widzisz - tylko depresja z tego. A pożytku żadnego. Ja co prawda czytałam Nastusi chyba od jej pierwszych dni na swiecie, ale nie sądzę, żeby to było przyczyną jej wygadania obecnego. Juz bardziej postawiłabym na uwarunkowania genetyczne. Dzieci są różne i każde ma swój czas. Nie martw sie!
-
Psikulcu - masz całkowitą rację. Ja zauważyłam już dawno, że Anastazja ( i pewnie każde dziecko ) jest doskonałym obserwatorem. Dzieci sa naszymi lustrami. Obserwując je możemy się dowiedzieć o sobie samych więcej niż powiedziałby nam doświadczony psycholog. Anastazja daje mi to odczuć 100 razy każdego dnia. I powiem wam... z eto na mnie działa. Ona jedna, lepiej niż super niania i wszystkie poradniki razem wzięte umie wytknąć mi moje błędy i to w taki sposób, że wyprzeć się ich nie mogę, a jeszcze długo odbijają się echem w mojej głowie.... Dość bolesna to nauka, ale jaka skuteczna! Np. dziś czesząc ją niechcąco pociągnęłam ją za włosy. Anastazja spokojnie: -pociągnęłaś mnie dwa razy! To bolało. - przepraszam Nastusiu, nie chciałam. - No dobrze, nie gniewam się już na Ciebie, ale nie rób tego więcej. ( doskonały mój cytat!!!!! )
-
To ja już o oknach nic nie napiszę. No, może tylko jedno.... Parę lat temu często mi sie śniło ( haha, oczywiście, bo jakże by inaczej? ) takie dziwne biuro. Jakby nowoczesny przeszklony budynek, z oknami od sufitu do podłogi, lekko przyciemnionymi. Zawsze widziałam tylko to jedno pomieszczenie - salę konferencyjną. Miękka wykładzina, na srodku owalny drewniany ( okładzina dębowa? )stół, olbrzymi. Dookoła modernistyczne, ale utrzymane w drewnie i przyjemnym wzorze fotele. No i widok przez te okna.... Na szczyty gór oprószone śniegiem, a w dole gęste iglaste lasy. Z okien tej sali widziało się wierzchołki jodeł i świerków, a wszystko skąpane w blasku zachodzącego słońca. Słowo daje, ze jak bym w rzeczywistości miała pracę w TYM biurze, to dałabym się nieludzko wykorzystywać do pracy po godzinach bez słowa skargi :D Ech.... pomarzyć.....
-
Psikulcu, bijesz mnie swoimi snami na głowę! POpłakałam się ze śmiechu! Błagam, opisuj co rano co Ci się śniło! Mnie dziś zaatakowali amerykańscy marines , którzy wyłonili się z Sekwany w centrum Paryża i mnie ostrzelali z broni maszynowej! Matko, a ja miałam do obrony jakiś żałosnej klasy karabinek, który nie był w stanie nawet seriami strzelać i wydawał z siebie raczej śmieszne niż militarne dźwięki. Jakim cudem ubiłam ich wszystkich nie wiem. Ale czarę goryczy przepełnił koń zimnokrwisty, który postanowił mnie rozdeptać zaraz po nieudanej akcji marines i prawie mu się udało. W ostatniej bowiem chwili oświeciło mnie, ze takie absurdy moga sie zdarzać wyłącznie w snach, a skoro to sen..... no to fruuuuu w niebo i tyle mnie widzieli :) Ufff Noce potrafia być męczące. P.S. Ja też się zastanawiałam na łódeczką i moje przemyślenia z tym związane są dokładnie identyczne, jak Psikulca :D
-
Tę historię znam z opowiadań mojej mamy: Miałam wtedy mniej niż 3 latka. Mieszkałyśmy wówczas przez bardzo krótki czas w domu mojej babci. Pewnego razu zawołałam moja mamę i opowiadałam, że w oknie była pani. Żadnych więcej szczegółów podobno nie podałam, ale twardo upierałam się, że tam była pani, ale zniknęła. :) Dzieci to potrafią dorosłym napędzić stracha
-
Czytam i czytam, ok, to i ja coś dorzucę. Moja mama miała 8 lat starszą przyrodnią siostrę, z która bardzo się kochały. Pewnego dnia, w młodości, moja mama miała taki sen: Jej siostra -Ela -siedzi na stołku małym, a mama moja stoi za nią i czesze jej włosy. W pewnej chwili otwierają się drzwi wejściowe do domu ( na przeciwko nich ) i do mieszkania zagląda zmarła babcia. Kiwa palcem ( takk jak się przywołuje kogoś ) Moja mama zaczyna odruchowo chować mnie ( byłam wtedy maleńka ) za siebie, żeby ta babcia broń boże mnie tak nie wołała. Ale babcia woła: - Ela.... Ela... chodź.... I koniec snu Na drugi dzień mama opowiada ten sen siostrze. A ta ( zdrowa i w pełni sił ) mówi: tak, wiem. Ona przyszła po mnie. Ja bardzo młodo umrę. I wyobraźcie sobie, że niebawem zmarła! Bardzo młodo!
-
Myshko, to ma swoje dobre strony. Przynajmniej sie wysypiasz :D A jak ja mam się czuć wyspana, jak co noc ratuję świat przed katastrofą, tańczę z wilkami, biorę udział w maratonach, walczę o życie, wskakuję do pędzących pociągów, ścigam przestępców, uciekam przez zdziczałymi psami, lub galopuję do utraty tchu? No jak się wyspać? Nie wiem czy Wam pisałam, ale z tydzień temu śniło mi się, ze przejechałam ponad 200km na rowerze ( a to był tylko fragment snu! ) Jak się obudziłam, to jeszcze mnie pupa od siodełka bolała :D Ale w sumie nie narzekam, bo zauważyłam, że kiedy nie pamiętam snu, to cały dzień czuję się wrednie - jakby mi ktoś młotkiem w głowę dał i mam poczucie straconych bezpowrotnie iluś godzin w życiu. Obsesja ? No, w każdym razie lubię moje sny. Polecam loty w Czerwonym Kanionie - jeśli któraś z Was ma sny.