Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Kuk, no to gratulacje unormowanej ( przynajmniej na razie ) sytuacji. Od razu humorek lepszy :) Anastazja mlekiem nie jest zachwycona. Od czasu do czasu jej odbija i życzy sobie napić sie mleka. Na codzień jednak nim gardzi i je mleko raz dziennie dodane do kaszy na śniadanie. Co do sztuk - rzecz jasna głównie leci \"Czerwony Kapturek\", ale częściej sa to sztuki autorskie, improwizowane, gdzie w rolach głównych jest królik i żyrafa, ostatecznie mały piesek. Ze względu więc na chwilową niezbyt bogatą obsadę sztuki są wystawiane w formie mocno okrojonej, a w przerwach między aktami teatr robi za szkołę. To znaczy na scenie siedzi miś i się uczy, a Anastazja jest nauczycielką i uczy go rysować i pisać :) Mamy też nowy przełom w zachowaniu Nastusi. Chyba Wam kiedyś pisałam, że z nieznanych mi przyczyn Anastazja nie chce rozmawiać przez telefon. Choćby nie wiem jak tęksniła, nie była w stanie się przełamać i wziąć słuchawki do ręki. Nie chciała rozmawiać ani z tatusiem, ani z babcią, ani z dziadkiem. z nikim. Od kilku tygodni zaczęła się z wolna przełamywać, a od kilku dni jest już naprawdę super! Wiem, że dla Waszych dzieciaczków to jest już od dawna norma, ale u nas to prawdziwa rewolucja. Teraz Nastusia potrafi już sama odebrać telefon, porozmawiać konkretnie na jakiś temat, i ślicznie się pożegnać, a potem dokładnie mi zrelacjonowac przebieg rozmowy. Kto dzwonił, o co pytał, co kazał powtórzyć. Straszliwie się z tego cieszę, bo ta jej niecheć do telefonów trochę mnie dziwiła, ale bardziej martwiła. Nie mówiąc już o tym, że wyjątkowo smutno było Adamowi, kiedy nie chciała z nim rozmawiać. No, ale mam nadzieję, że to już na zawsze za nami. Wczoraj nie mogłam jej oderwać od słuchawki :) No i Nastusia ma nowe zainteresowanie: NOŻYCZKI! Świat bez nożyczek nie jest nic wart. Musz enaprawdę pilnować, żeby nie zrobiła nimi krzywdy sobie i nie pociężła całego domu :) Tnie, co jej w ręce wpadnie.
-
Psikulcu, no to super wiadomość o tych wynikach! Naprawdę błyskawicznie się uporałyście z tym choróbskiem. No, to już teraz naprawde lecę. Pa!
-
Kuk, nie przejmuj się - tydzień dłużej potrzymamy kciuki :) Widzisz, Twój pomysł na Frania okazał się rewelacyjny ! Sny też masz extra :) Lecę dmuchać balony. P.S. Mam nowy pomysł na nudę dla zainteresowanych. Z pudełka po butach zrobiłam dla Nastusi teatr. Wielki, z prawdziwą czerwoną kurtyną, ze sztukaterią dookoła, z lampionami itd. I teraz wystawiamy sztuki! Świetna zabawa na takie wieczory!
-
Fisa napisała dobrą rzecz - wczuć się w role dziecka i spróbowac spojrzeć na świat jego oczami. Moja mama zawsze mi mówiła, kiedy ręce mi opadały przy Nastusi: - wyobraź sobie, że zasnęłaś w swoim domu, a obudziłaś się na ławce dworca centralnego w Chinach. Znasz po chińsku 4 słowa: \"dzień dobry\", \"dziękuę\", \"proszę\" i \"nie chcę.\" Nie masz przy sobie pieniędzy, telefonu, nie masz pojęcia gdzie jest posterunek policji i nie wiesz skąd się wzięłaś na tej ławce. Po ilu minutach trafi cię szlag od poczucia totalnej bezradności gdy nie zdołasz się z nikim dogadać i nikomu wytłumaczyć co co się przytrafiło? Ile mimut ci zajmie żeby dojść od spokojnej frustracji, do płaczu i załamania? :) Staram się o tym pamiętać, że dziecko nie zawsze umie wyrazić o co mu chodzi chyba właśnie tak się czuje - jak zagubione w Chinach, gdzie nikt go nie rozumie. Kuk, a może daj do zrozumienia Franiowi, że czujesz to samo co on. Ja myślę, że czasem dzieci, tak jak i dorośli potrzebują przekonać się, że nie tylko one mają problem. Że skoro sa też inni, to już jest im jakoś podświadomie raźniej. Pamiętam, jak jakiś czas temu Anastazja wstała w fatalnym nastroju i od razu była na nie i podkówka na buzi. Usiadłam wtedy obok niej i powiedziałam: - wiesz co? Widze, że masz zły nastrój. Ja też. Obudziłam się w tak samo złym humorze jak ty i chce mi się płakać. Muszę dziś zrobić wiele rzeczy, na które wcale nie mam ochoty. Jestem zła, bo wolałabym poleżeć sobie w łóżeczku i poczytać książkę. I jest mi strasznie smutno, że nie mogę. Anastazja na moment się zawiesiła chyba analizując co też znowu mamie do głowy strzeliło i po chwili zapomniała o swoich dąsach, bo zajęła się \" moim\" problemem i przeszła do fazy pocieszania mnie :) Oczywiście nie mówię, że to złoty środek, który na wszystko działa. Ale może można spróbować? Czasami jak mamy gdzies razem iść i bardzo się na to cieszymy ( np. miałyśmy raz iść do specjalnego sklepu, w którym Nastusia chciała kupić spinki do włosów ) i kiedy wreszcie udało nam się tam dotrzeć, sklep był zamknięty. W środku tygodnia! Bez żadnej kartki, bez wyjaśnienia. I już widziałam, że Nastusi się robi podkówka na buzi, więc... postanowiłam ja trochę uprzedzić w żalu i powiedziałam: - No popatrz! Jak oni mogli zamknąć ten sklep! Czy nie wiedzieli, że będzie nam okropnie przykro!? To niesłychane! Cała nasza wyprawa na nic! Tyle czasu zmarnowałyśmy! Okropnie mnie złości, gdy takie przykre niespodzianki psują nam plany, ciebie też Nastusiu? Chodźmy lepiej na lody, musimy sobie przeciez jakoś poprawić humor. I widać Anastazja uznała, że łatwiej ten żal przełknąć, gdy nie jest się samemu w takij sytuacji , bo podkówka zniknęła, a lody naprawdę poprawiły nam humor. Może więc i Franio potrzebuje takiego rodzaju wsparcia, żeby zrozumiał, że Ty też masz ciężko, że też ciebie wiele rzeczy denerwuje, ale że najważniejsze, że macie siebie nawzajem, że możecie się w takich trudnych chwilach poprzytulać? Ale może chłopcy są inni i inaczej reagują Może z dziewczynką jest łatwiej operować emocjami? Sama już nie wiem. Tworzę w głowie. Ale może Fisa ma rację, żeby skonsultować sprawę z dobrym psychologiem dziecięcym?
-
Kurcze, Kuk, w sumie nie wiem co poradzić, jak pocieszyć. Chciałabym powiedzieć, że to na pewno było jakies chwilowe wytrącenie Frania z równowagi, ale chyba obie czujemy, że to nie najlepsza pociecha. Anastazji tylko raz w życiu zdarzyła się histeria, która też Wam opisałam, bo wpadłam w panikę, kiedy dziecko przestało kontaktować ze światem. Miałam wrażenie, ze mała jest w transie i charczała wściekle wijąc się pode mną - orzysisnęłam ją wtedy sobą do łóżka, bo bałam się, że ona zrobi sobie krzywdę. Ale Bogu dzięki to się nigdy nie powtórzyło. Co do Frania, ale to tylko moja laicka ocena - być może zwyczajnie to był TEN dzień, kiedy zeszło z niego całe napięcie, cały stres związany z przybyciem Ani do domu, zmianą przedszkola, nowymi zajęciami, zapracowaną mamą i pewnie jeszcze paroma innymi rzeczami. Może w przedszkolu stało się coś, a może ten chłopiec w windzie, który bezczelnie uprzedził Frania w naciśnięciu guzika - wiesz, taka kropelka, która przelała czarę goryczy. Nie mam podobnych doświadczeń, więc traktuj moje słowa z przymróżeniem oka, lub przecedź je przez filtr własnych odczuć, ale powiem Ci, co ( jak sądzę ) zrobiłabym w takiej sytuacji. Myślę, że wzięłabym 1 dzień wolnego. Ania z tatusiem, bądź z nianią, bądź z dziadkami, gdziekolwiek, byle nie przyciągała Twojej uwagi. I ten jeden dzień tylko dla Frania. Wcale nie koniecznie po to, żeby się wyszalał i dobrze bawił. Raczej po to, żeby właśnie mógł się spokojnie wypłakać, może pomóc mu nazwać istotę smutku, pokazać, że jaknajbardziej rozumiesz go i że miały prawo mu wreszxie \"puścić nerwy\". Nie wiem, może to zły pomysł, może Franio jest za mały jeszcze na taką rozmowę? Powiem Ci, że u nas napady złości Nastusi rozwiązały właśnie dłuuuuugie rozmowy. Moja mama pukała się troszkę w głowę, móiąc, ze to za wcześnie, że ona nic z tego nie rozumie, a na drugi dzień jest taka sama niegrzeczna. Może. Na drugi dzień owszem. I na trzeci i na czwarty. Ale przyszedł też dzień piąty i pietnasty i pięćdziesiąty i jednak są efekty! Jednak mogę stwierdzić, że dziecko potzrebuje się wygadać - nawet takie małe - ale bez wątpienia do szału je doprowadza nieumiejętność jeszcze nazywania uczuć i tłumaczenia tego co czuje. Więc w tym trzeba pomóc, naprowadzić, do czegos porównać. czasem przy małej zdarzało mi się płakać. Podpowiadałam jej wtedy co by mnie pocieszyło, a co mnie zasmuciło. Kiedy jestem zła, mówię jej jasno dlaczego. Np. że ktoś mnie bardzo zdenerwował a ja nie lubię jak ktoś tak czy tak robi. Takie nieby głupoty, a jednak myślę, że sporo z tego trafia do małej główki, bo potem ( czasem w zaskakujący sposób ) potrafi mi opowiedzieć o swoim problemie. Natomiast moją metodą na Nastusię, gdy była niegrzeczna np. w sklepie było tylko jedno: wziąć mała pod pachę i wyjść. Żadnych scen, żadnego tłumaczenia w chwili, kiedy mała była rozemocjonowana - tylko na ręcę i wychodzę. A sprawę omawiamy dopiero w domu, albo w ustronnym miejscu. jakkolwiek stres jest okropny i doskonale mogę sobie wyobrazić co czułaś. Kurcze, pewnie napisałam tu same truizmy, o których doskonale wiesz, a i pewnie stosujesz. Ale nic mądrzejszego nie wymyślę. Może któraś z dziewczyn?
-
Cześć, widzę że dziś od rana ja na dyżuże :) Melduję lepszy humor ( czasowo ). Wczoraj Anastazja poraz pierwszy w życiu po obudzeniu się opowiedziała mi swój sen!!!! Zazwyczaj , kiedy pytałam co się jej śniło, mówiła, że miała piękne sny. Ale mam wrażenie, że nie do końca rozumiała moje pytanie, nie pojmowała chyba co to jest sen i jak się mają do rzeczywistości te obrazy, które widzi we śnie. A wczoraj rano kompletnie mnie zaskoczyła. Sama mnie obudziła i mói z przejęciem: - Mamusiu! Śniło mi się, że robiłam zakupy w Morrisonie ( sklep w Anglii ) i byłam na placu zabaw i bawiłam się z dziećmi, ale wies co? One mnie oblały sosem pomidorowym! Ale śmiesnie, co?! Powiem Wam, że dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy czegoś nie zmyśliła, ale potem ją podpytywałam wychodząc z założenia, że jeśli zmyśliła tyle, do i wymyśli ciąg dalszy. Tymczasem nie. Cała opowieść powtarzana wielokrotnie wszystkim zaczyna się i kończy na tym samym. I dokładnie to samo opowiedziała mi rano i to samo późno wieczorem, gdy ją jeszcze raz zapytałam o sen. Myślę więc , że nie zmyśliła tego, ale naprawde zapamiętała. Przepraszam, że tak się tym podniecam, może nie słusznie, może wszystkie dzieci doskonale pamiętają swoje sny? Czy Wasze dzieci też Wam opowiadają co im się śni??? Ja się tym tak ekscytuję, bo byłam przekonana, że to jeszcze za wcześnie, żeby dziecko rozumiało to zjawisko i umiało je wyraźnie odróżnić od rzeczywistości. W każdym razie Anastazja pierwszy raz opowiedziała mi swój sen ze świadomością, że to był sen. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Proszę, napiszcie jak to jest u Was, bo jestem bardzo ciekawa. W zasadzie nigdzie w żadnym poradniku, czy książce nie natrafiłam na taki temat. Nie mam więc żadnej wiedzy o momencie, gdy dziecko już umie odróżnić sen i opowiedzieć o nim. Dziś rano natomiast Nastusia rozpoczęła dzień takim stwierdzeniem: - Ale mam dziś paskudny dzień. :)
-
Witajcie Kochane! Kuk, cudownie, że jesteś i ja się bardzo cieszę, że będziesz częściej wpadać. Dynia, masz całkowitą rację. Ból i gód sa wszechobecne nieustająco. Mnie tylko chodziło o to, że właśnie w okresie świąt, kiedy o potrzebujących powinno się pamiętać szczególnie, to właśnie wtedy się o nich jakby pamięta najmniej. Kolorowymi reklamami wybija się nam oczy, wszystko dookoła lśni, jest uśmiechnięte do obrzydzenia, a wszelakie zło, jakoby zepchnięte na margines. Nikt nie chce w te \"wspaniałe dni\" przyjmowac do wiadomości, ze na świecie jest bieda, że jest głód, że sa choroby i cierpienia. I chyba dlatego tak mnie to razi . :( Dobra, koniec smucenia. Myshko - wspaniałe nowiny! Mam nadzieję, że Mysheńka niebawem śliczniutka i zdrowiutka pojawi się na świecie! Dynia - jak to kiedyś o Jadze sama napisałaś: full wypas! Tylko pozazdrościć wspaniałej córeńki ( i nie mniej wspaniałego syneczka ), a przede wszystkim pogratulować wspaniałej mamie! Marzę o tym, by umieć tak ustawić relacje Anastazji z ewentualnym rodzeństwem. A że nie jest to łatwa sztuka najlepie wie Kuk. A może to tylko kwestia płci? Może chłopcy są bardziej zazdrośni, może bardziej przeżywają z natury? Nie mam pojęcia, więc nie będe się wymądrzać w tym temacie. W każdym razie, Kuk, trzymam kciuki za rychłe pojednanie Frania z Anią. Domyślam się, jakie to sa ciężkie chwile dla Ciebie i jak serce pęka. Ale znając Ciebie nie mam wątpliwości, że ta sytuacja niebawem przejdzie do historii a stosunki Twoich dzieci ułożą się śpiewająco. Czego z całego serca życzę. Na razie musze kończyć, bo cesarzowa domaga się czytania na dobranoc. A jutro, mam nadzieję, że w lepszym nastroju będąc opisze parę zabawnych zdarzeń z panną Anastazją w roli głównej ( ostatnio bowiem zasypuje nas takimi tekstami, ze turlamy się ze śmiechu ). Wczoraj również ( wstyd się przyznać i podglądające nas pomarańczki pewnie za to na mnie pojadą ), ale po 30 latach życia dowiedziałam się od 3-letniej córeczki co to jest Hamsin. A uważałam się za niegłupią do tej pory.... Cóż.... życie czasem weryfikuje nasze dobre mniemanie o sobie :) dobrej nocki!
-
Dziewczyny, jak tak dziś trochę na smutno. Parę dni temu rano Nastusia siedziała już przy stole, a ja się kręciłam, więc musiała chwilę zaczekać na swoją kaszę. Oczywiście nie czekała poroknie i grzecznie w ciszy :) Po chwili zaczęła sobie smutno zawodzić: - Mamusiuuu, daj mi śniadanko. Plose..... Plose cie, daj mi śniadanko. Mas dla mnie jakieś jedzenie...? Chciałabym jedzenie..... Nawet się z tego jej żałosnego tonu troszkę pośmiałam, ale potem jakaś igła ukłuła mnie w serce i jakoś nie mogę o tym nie myśleć. Tak sobie pomyślałam, ile matek na świecie słyszy takie słowa rano? Ile matek nie ma co dać tym głodnym dzieciom? Co bym zrobiła słysząc to i wiedząc, że w lodówce nie mam nic. Że nie mogę się uśmiechnąć i powiedzieć, zaraz kochanie, poczekaj, już ci robię śniadanko.... Jak bym patrzyła w oczy głodnego dziecka? Jak te oczy wyglądają? Jak wytłumaczyć malutkiemu dziecku, że dziś będzie głodne? Dziś i jutro... i po jutrze. Jak patrzeć w te cudowne niec nie rozumiejące oczka i powiedzieć: nie mam kochanie. Dziś nie będziemy jeść śniadanka. A gdyby jeszcze przy tym stole siedziało dwoje lub troje głodnych dzieci...? Chyba nie wiem, jak resztę moich przemyśleń ubrać w słowa. Mam dziś taki smutny nastrój. Nie tylko dziś. Oczywiście, ktoś powie - świata nie naprawisz, więc zajmij się sobą i przestań rozmyślać o tym na co nie masz wpływu. Być może. Ale przychodzą takie dni, szczególnie w okresie przedświątecznym, kiedy w zasadzie myślę ciągle o tym. Może wyda Wam się to conajmniej dziewne, o ile nie głupie, ale mnie Święta Bożego Narodzenia straszliwie przygnębiają. Widzę w TV te roześmiane buziaczki, te szczęśliwe twarze, reklamy coca-coli, ho-ho-ho i promocje w sklepach zabawkowych ( jakby tylko o to chodziło ), a ja jakoś nie potrafię się tym cieszyć. Patrzę na to, ale nie mogę spędzić z oczu widoku bezdomnych, nie mogę odpędzić myśli o dzieciach, dla których ten dzień to kolejna gehenna pijanego ojca, jeszcze jeden dzień chowania się pod stołem przed pasem, kablem..... Od dawna próbuję z tym walczyć - w tym sensie, że nie myśleć bez przerwy, zająć się sobą, cieszyć się chwilą. Ale jakoś nie potrafię. Tak jest od lat. Chyba od dzieciństwa. Nie wiem dlaczego. Dlaczego święta kojarzą mi się wyłącznie ze smutnymi dziećmi???? Dlaczego tak trudno odpędzić od siebie te przykre obrazy? A może to złe pytanie? Nie wystarczy przecież zamknąć oczy i przestać widzieć zło, żeby ono zniknęło naprawdę :( No, jak widzicie już mnie naszedł przedświąteczny nastrój, więc znikam z forum, zanim wszystkim dokumentnie popsuję humor. Wpadnę, jak będę mieć weselszy nastrój.
-
Myshko, mnie się te nosidło bardzo podoba, ale nigdy takiego nie miałam, więc raczej nie doradzę, czy to jest praktyczne. Wygląda super. Ale czy się sprawdza? A wiecie, że w Anglii połowa ludzi jeździ po alkoholu? Mnie to straszliwie bulwersuje. Straszliwie!!!!!!! Ale tam jest normą, że z klubu wychodzą ludzie, którzy przy barze pili drinki i wsiadają do samochodu :( Na imprezę wszyscy przyjeżdżają samochodami, piją i odjeżdżają :9 To naprawdę smutne, żę tak swobodnie traktuje się ten temat.
-
Witajcie, dziewczyny, mam nadzieję, że po tych świętach nikomu nic na żadnej drodze się nie stało i wszystkie niebawem się tu zameldujecie. Ja melduję cudowną złotą jesień w centralnej Polsce. Aż się nie chce w domu siedzieć.
-
Myshko! Brzmisz jak mądra mama!!! która daje rady. Jak by więc się uprzeć, to poradnik też daje rady, tyle, ze nie zawsze mądre :) Wnioski wyciągnij sama :p Karen ka ma absolutną radę z tą reprymendą o myciu okien i ja się pod tym również podpisuję. Wracając do zabaw intelektualnych - no proszę, to wyszło mi na to, że prócz kart i farb w zasadzie robimy dokładnie to samo. Anastazja specjalizuje się ostatnio w rysowaniu map, żeby babcia nie zabłądziła w drodze do sklepu ( ?! ) Z zabaw \"stacjonarnych\" Nastusi ulubioną jest chyba jednak zabawa w mini-teparzyk. Czyli ja biore jakąś akurat preferowaną zabawkę, np. Lololaha ( :) ) i rozmawiam z Nastusią nie jako mama, tylko jako ten właśnie królik. Np. razem gotujemy na niby rosół, królik oczywiście potrzebuje wydajnej pomocy Nastusi, zapomina przepisu, nie wie czy trzeba posolić itd i Anastazja mu wszystko tłumaczy. Zazwyczaj ta zabawa w \"teatrzyk\" to włąśnie gotowanie czegoś tam. W następnym wpisie muszę Wam wklepać parę Nastusiowych tekstów, którymi nas ostatnio kładzie, ale teraz lece zmyć z twarzy maseczkę zanim zejdzie razem z twarzą...
-
Właśnie, czas trochę przyłożyć się do temu i wziąć za zabawy intelektualne, a nie tylko te wygłupy na łózku i szaleństwa, po których cudem tylko nie wymagamy rehabilitacji.... Musze się naprawdę zmobilizować, bo jakoś czuję podskórnie, że zaniedbuję trochę intelektualną stronę rozwoju Nastusi. Owszem literki tak, ale to wychodzi siłą rzeczy, gdy czytamy książeczki. Raczej żaden to wyczyn. Jeśli już, to bawimy się w słówka angielskie - Nastusia to bardzo lubi, więc obu nam ta zabawa pasuje. A reszta leży odłogiem.... wstyd normalnie. Mysho, może poduniesz jakiś pomysł na te intelektualne zabawy? Sama chyba nic nie stworzę... Acha, dziewczyny, gdybyście po świętach Wszystkich Świętych przypadkiem przejeżdżały obok mnie, to zapraszam, bo będę mieć taką małą skromną wystawę paru swoich bazgrołów. Nic specjalnego, ale fajna okazja że by się choć na chwilę spotkać.... Jutro mam najazd rodziny.... jak co roku. Ale jestem tak zmęczona, że na nic nie mam ochoty. Idę na kawkę.
-
Dziewczyny, właśnie wróciłam z badania echo serca Nastusi. Od dziś jestem gorącą zwolenniczą prywatyzacji szpitali. Jak bym weszła do takiego, jak ten dzisiejszy, zobaczyłe te skwaszone gęby, usłyszała tak niegrzeczne odzywki i przykre traktowanie dziecka, to bym trzasnęła drzwiami poszła do innej placówki, która wie, jak trzeba zadbać o klienta. Wrrrr.... Na szczęście okazało się, że Nastusia jest zdrowa jak koń i że nigdy więcej nie spotka tych \"przemiłych\" pań. Uh! Dziś mam pogrzeb kuzyna, więc znów czeka mnie wycieczka na cmentarz. Ostatnio to mój stały punkt spacerowy... Droga podszywaczko :) Zaraz przesyłam zdjęcia. .proszę, jeśli nie dojdą do wieczora, koniecznie odezwij się tutaj. Albo napisz do mnie na adres - jest pod nickiem. Bo nie jestem pewna, czy dobrze wykombinuję twój adres :) uściski dla wszystkich a szczególnie do naszej najmłodszej zębatki!
-
Psikulcu, współczuję tych urzędowych formalności jakie są przed Tobą. Przyznam, że ja dostaję wysypki na samo słowo: urząd. Co do bakterii w moczu, to nie jestem ekspertem i pewnie nie powinnam się wypowiadać, a już tym bardzieć siać czarny wizji, ale pomyślałam, ze napiszę choćby po to, żeby ktoś mądrzejszy mógł to obalić, czy jakoś zaprzeczyć. Otóż córeczka mojej cioci raz miała w dzieciństwie wykryte bakterie w moczu. Leczenie trwało... 2 lata. A lekarz jej powiedział, że i tak szybko poszło, bo to schorzenie jest wyjątkowo upierdliwe w leczeniu i choć może nie jest bóg wie jak straszne, to jednak leczenie trwa latami. Mam nadzieję, że to nie były te same bakterie, co u Zuzaka. Wiem też, że i moja kuzynka na bakterie w moczu leczyła się latami. NO, ale to było ileś lat temu, to i stan medycyny był inny. Ufam, że Zuzalka lada dzień będzie całkiem zdrowa. Dziewczyny, zgrabiłam dziś chyba około tony liści. Normalnie domagam się orderu!!!!!!!!!!!!!!!!! Ale nie dość na tym, Nastusia wydajnie mi pomagała. Serio - to już nie takie tam dziecięce plątanie się pod nogami, ale prawdziwa pomoc! Ale naprawde dumna byłam dziś z niej z innego powodu. Otóż robiłam placki ziemniaczane według przepisu Karen ki. Zawsze, żeby sobie prace ułatwić, to kroję ziemniaki na małe kawałeczki i mielę je w maszynce do mięsa, zaniast ucierać razem z palcami :) Anastazja przytargała swoje pudło z klockami ( nieodłączny atrybut ostatnimi czasy ) i podstawiła przy maszynce i oświadczyła, że ona będzie mielić. Myślę sobie, dobrze. Zmęczy się po dwóch machnięciach, bo to dość ciężko idzie i da sobie na spokój. I otóż wyobraźcie sobie, że zmieliła cały kilogram! Sapała przy tym i stękała jak lokomotywa, ale nie dała sie odgonić od maszynki, ani sobie pomóc. Jestem pod wrażeniem jej uporu i siły. Nawet ja się zmęczę taką robotą niewdzięczną. A ona sama zmieliła cały kilogram! Oczywiście musiałam pociąć jej te ziemniaczki na mniejsze niż dla siebie kawałeczki, ale jednak! Przepraszam, ze się tak chwalę, ale nie mogę wyjść z podziwu. no to spadam potańczyć....
-
Dziewczyny, jak ja nieznosze tych reklam na kafe!!!!!!!!!!! mam tak słaby komputer, że 100 razy muszę się zalogować, żeby wreszcie przełknął te reklamy i otworzył stronę. WON stąd VICHY i inne, dajcie ludziom porozmawiać! Nic mnie tak nie wkurza, jak nachalność reklam. Rozumiem jakiś platak, jakiś billboard, ostatecznie jakiś citylight na przestanku. Ale te \"fruwające\" tła na zwykłych stronach, na pospolitych portachach, te 12 minutowe reklamy w TVN - to mnie doprowadza do białej gorączki. Dlatego nie oglądam, bo po pierwszej przerwie reklamowej już nie pamiętam o co chodziło w filmie :) Przepraszam, musiałam się wyżyć na dzień dobry. Dziś odrzuciłam rano metode Dalay Lamy na poczcie i wpadłam w szał. Szkoda mi jednak nerwów, żeby to opisywać. Powiem tylko tyle, że tym razem baby przegięły i piszę oficjalną skargę na te pracownice do Poczty Polskiej. Mnie jakoś wpojono mocno szacunek do starszych ludzi i jest dla mnie naturalne, że trzęsąca się 80-latka ma prawo załatwić swoje sprawy bez kolejki. tak jak iwalida, czy kobieta w ciąży. Ale młode siksy na poczcie nie widzą potrzeby, żeby okazać jakąkolwiek życzliwość starszym osobom. W ogóle nikomu. Ech, naprawdę, szkoda się teraz ekscytować. Ale musiałam się ciut wygadać. Zapisałam się dziś na aerobik, a mamę zapisałam na uniwersytet trzeciego wieku. Nieźle, jak na tę dziurę, w której póki co mieszkam :) Fisa - ja tam stawiam na rewelacyjny wynik po akupunkturze. Mojej mamie akupunktura cofnęła paskudną chorobę na ponad 7 lat! Powiem Wam szczerze, że nie jestem zwolenniczką przelewania jajek na dzieckiem, szeptunek, czy innych tego typu \"wynalazków\". Nawet homeopatia nie przemawia do mnie zbytnio, żeby nie powiedzieć, ze wcale. Natomiast w chińską medycynę wierzę święcie. Ostatecznie ma ona już kilka tysięcy lat - nie to co nasza :) A i liczba ludności może świadczyć o tym, że trzymają się zdrowiej i lepiej niż my. Ostatecznie to oni narzucili sobie limit urodzeń, żeby się wzajemnie nie zadeptać, a reszta świata walczy z leniwymi plemnikami i spadkiem płodności u obu płci itd :) No dobra, bo sieję propagandę , to spadam. Ale jak mawia mój mąż - miliard Chińczyków nie może się mylić!!!
-
Nikii - włąśnie! Tak mnie zafascynowała wieść o Twoim wyjeździe, że zupełnie zapomniałam pogratulować zdanego egzaminu! Witaj w klubie kierowców! Ja też zdałam za drugim podejściem, ale to było 11 lat temu! Wtedy było o wiele łatwiej na pewno. Tak więc jeszcze raz ogromne gratulacje, uściski i goździk od zakładu pracy! Wiesz, Adam wziął moje prawko i już niebawem odeślą mi.... ale brytyjskie. Polskie tracę na zawsze :) Tylko co z tego, jak nie mogę sobie wyobrazić siebie jako kierowy po stronie pasażera :D :D :D Chyba kupię jakiś samochód ze szrotu, złom jakiś i będę ćwiczyć. Niech sie inni boją na mój widok :) Tym sposobem chciałam powiedzieć, że najgorsze chyba jeszcze przed nami :)
-
Pszczoła, czytasz w moich myślach. Ja właśnie wczoraj zasiadłam na chwilkę do komputera i zamierzałam zadać pytanie co się stało z Logosm, bo nie miałam jak dotąd czasu nadrobić lektury, a też zauważyłam jej nieobecność. Myshko, mam nadzieję, że te bóle rąk ustąpią jaknajszybciej. Kompletnie nic nie wiem na temat tego schorzenia i nie chcę tu \"szarlatanić\". Mogę tylko napisać, że ja jakieś 3 miesiące temu miałam potworny ból w kolanie. Wziął się nie wiem z czego, bez żadnego urazu, a bolało tak strasznie, że nie mogłam się nigdzie ruszyć, o kucaniu nie było mowy, a położenie się do łóżka to był wyczyn jak z górnej półki w Julinku. Aż mama mi dała maść borowinową. Wygląda to nieszczególnie. Ot tubka z brązową mazią w środku. Jest naturalne. NIe śmierdzi na kilometr i nie piecze po posmarowaniu - czyli według wszelkich zasad nie powinno działać :) Tymczasem smarowałam tym co 3-4 godziny przez dwa dni i ból zniknął! Do dziś ani śladu po nim. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że maść borowinowa wyleczy Twoje schorzenie, ale tak sobie o tym przypomniałam, bo może mogłaby choć ulżyć w bólu do czasu operacji? Napiszę Ci jej skład. Zapytaj lekarza, bo może mogłąby przynieść jakąś ulgę? Skład: wodny wyciąg borowinowy 40%, aseptina A 0,1%, olejek sosnowy 0,5 %, maść cholesterolowa ( podłoże ) 59,4% Wskazania ( między innymi ): reumatoidalne zapalenie stawów ( rzs ), zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa, choroba zwyrodnieniowa stawów, zespoły bólowe szyjne, i inne ( już nie piszę, bo Ciebie nie dotyczą raczej ). Wiem, że ta maść ratowała moją mamę już wiele razy, a mama ma poważne problemy ze stawami dłoni właśnie. Jeśli być się zdecydowała, a Twoja mam nie mogłaby tej maści przesłać, to tylko daj znać i zaraz Ci wyślę.
-
Karen Ka - dziękuję!!!!!!!!!!!!! Nikii - to wspaniała wiadomość!!!!!!! Nie masz pojęcia jak się cieszę! Widzisz, to znów potwierdza moją życiową myśl, że co ma wisieć nie utonie. Nie udało nam się spotkać w przelocie, to los nas inaczej do siebie zaprowadzi :) mam nadzieję, że te 70 km, to już będzie dla nas drobiazg, żeby się częściej widywać.
-
Nikii ??? Czy ja dobrze zrozumiałam z kontekstu, że i Ty wyjeżdżasz????
-
Karen ko, jeśli nie byłby dla Ciebie kłopot, to ja poproszę o znacznie więcej szczególów, jakieś może przepisy - choćby ze 2. Zafascynowała mnie Twoja opowieść :) ja też tak chcę. Medycyna chińska jest jedyną, której ufam bezgranicznie. Co do cytrusów również się zgadzam i Anastazja ma je dramatycznie ograniczone do 1 mandarynki rocznie :) Natomiast od czasu do czasu ulegam jej i kupuję banana, choć wiem już od dawna, że to horror dla żołądka. Moja mama swego czasu bardzo długo się leczyła w gabinecie medycyny chińskiej, u pewnego profesora. Naprawdę dokonał on cudu na mojej mamie i jedną z jego wskazówek, którą się wówczas zdumiałam był surowy zakaz spożywania bananów. Je się więc tego trzymam i jestem z dala od bananów. Co do mięsa - wyobraźcie sobie, że Anastazja mięsa nienawidziła chorobliwie. Jedyne co jej przechodziło, choć z trudem przez gardło była zupa jarzynowa z kurczakiem - gerbera, a i to do czasu, bo w zeszłym roku mając 18 miesięcy powiedziała kategorycznie NIE gerberom i tak się skońćzyła jej przygoda z mięsem. Można więc powiedziecieć, że do zeszłego tygodnia była totalną wegetarianką. Czyli prawie 3 lata :) Natomiast ostatnio jakaś klapka jej się odblokowała i hurtem pożera żeberka, karkówki, kurczaka i milone. Nie ruszy natomiast wędlin - i dobrze, bo ja nawet boję się myśleć co w nich jest. Jak więc na wegetariańskie dziecko, choć z bardzo niską wagą, to muszę przyznać, ze póki co ( odpukać ) nigy nie miała nawet kataru, nie miała również nigdy gorączki, więc myślę, że ta bezmięsna dieta wcale jej nie szkodziła. Na razie musze już kończyć, ale się jeszcze odezwę i prześlę niebawem zdjęcia \"shalluni\". pa!
-
Psikulcu, rodziców zabieram ze sobą i powiem Wam wszystkim szczerz, że jestem przeszczęśliwa z powodu tej decyzji. TU w kraju nie mam już nikogo, dla kogo chciałabym tu zostać, czy wylewałabym łzy tęsknoty. Moja najserdeczniejsza przyjaciółka już nie raz udowodniła, że odległość nie ma dla nas znaczenia i spotkamy się choćby i w samym piekle. ( choc mam nadzieję, ze jednak do tego nie dojdzie, hi hi ). O GB marzyłam już od dziecka, gdzie jeszcze absolutnie nic nie zapowiadało, ze choćby odwiedzę kiedykolwiek ten kraj. Kocham te wrzosowiska, te owce na polach, te króliki na skrzyżowaniach i rozdach. Kocham ten dżdżysty klimat, te mgły o świcie i od bardzo wczesnego dzieciństwa jestem na zabój zakochana w królu Arturze :) Zawsze byłam fanką Robin Hooda i każde wakacje bawiłam się z braćmi w Las Sherwood i Robin Hooda. :) Jak więc widzicie, raczej wyjazd nie napawa mnie smutkiem. Obawiałam się trochę pierwszej podróży do tego kraju bojąc się rozczarowania. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, a moja miłość się jeszcze podsyciła z każdą kolejną wizytą. Dziś już wiem na pewno: TAM chcę żyć. Mam w duszy potrzebę odwiedzania nowych miejsc i jeszcze mnóstwo zostało do zobaczenia - np. złote miasta Inków nie wychodzą mi z głowy, aczkolwiek to do nglii chce wracać i tam mieć swoja \"bazę wypadową\". Nie mówię, że nie widze wad - bo jakiż kraj ich nie ma? Ale jednak moja dusza chyba od wieków należy do Avalonu :) No, jak widzicie, polski patriotyzm mi jakoś nie wychodzi. Może dlatego, że jednak większość dzieciństwa spędziłam za granicą. A może z innego powodu... :) Dziękuję Wszystkim za miłe słowa pod adresem Nastusi. A jeszcze swoje wtrącę, że ja osobiście przyłączam się doo grona osób twierdzących, że Jasiek jest wierną kopią Myshki :) Pa!
-
Przepraszam! Pszczoła, oczywiście, a nie Psikulec! Wybacz Pszczółko!
-
Dziękuje Wam , dziewczyny. Jestem pewna, że Wasza dobra energia i serdeczność dopełnią całości moich włąsnych starań i wszystko skończy się wielkim happy-endem :) Mysho - bardzo współczuję. mam nadzieję, że ta przypadłość przynajmniej jest uleczalna i że nie przysporzy Ci zbyt wiele cierpienia. Co do włosów Anastazji - jej włosy sa ( moim zdaniem ) niezmienie cieniutkie. Może dlatego tak mówię, bo mam skalę porównawczą do moich włosów, czy taty mojego, czy mamy, czy nawet teściowej. Wszyscy mają włosy grube, gęste i bardzo mocne. W mojej rodzinie żaden facet nigdy nie wyłysiał - ani od strony mamy ani taty. Jedynie mój teść prezentuje fryzurę \"bolka i lolka\" - czyli trzy włosy na prawo i dwa włosy na lewo i chyba niestety trafiło na jego ( tfu! ) mocne geny. To się nazywa mieć pecha. Parę pokoleń wstecz wszyscy prócz niego jedynego mają włosy mocne i grube , a Nastusi musiało trafić właśnie po nim! Natomist tempo wzrostu jej włosów to już chyba geny po mnie :) Ja ją 2 razy do roku obcinam na króciutko - prawie jak na chłopaka i 4-5 miesięcy później są takie, jak na załączonych zdjęciach. Niebawem znów je podetnę, ale już nie tak mocno, jako że dziewczę dostrzegło w sobie kobietę. Serio - w każdym nowym ciuchu leci do lustra i mówi: - NO! W tym to wyglądam jak prawdziwa kobieta! :) Uwielbia każdy rodzaj biżuterii i nie ma dla niej lepszej frajdy, jak wsadzić nos w katalog Kruka. Źle to rokuje na przyszłość finansową jej rodziców, a później męża.... Szkoda, że nie mam kamery, bo warte uwiecznienia są jej zachwyty nad wyrobami jubilerskimi. Np. - Złoto! Jakie śliczne złotooo!!! MOje kochane złotko!!! - i daje buziaka w katalog. Napawa mnie to czasem trwogą, bo ja sama zamiłowania do biżuterii raczej nie mam, mój mąż tym bardziej, a i babcie mają umiar. W kogo to dziecko takie zafascynowane złotem , to już nie wiem :) A i jeszcze zegarki. Zegarki w katalogu potrafią ją wyłączyć z życia na dłuuuugi czas. A wiecie, że mam zdjęcie zeskanowane małej \"shalluni\" jak to napisał Psikulec :) Chcecie? Miałam na tym zdjęciu 5 lat.
-
Z powodu braku czasu na oddychanie prawie nie zaglądam do komputera. mam totalne urwanie głowy.... no dobra, nie będę tajemnicza. A co tam . Powiem to bez ogródek: sprzedaję dom. Postanowiliśmy być wreszcie razem. Wszyscy. TAM. W efekcie wszystko stanęło na głowie: gwałtowne remonty, malowania, dopieszczanie ogrodu, urwanie głowy z agencjami i póki co zero efektów. Może któraś z Was zna kogoś kto marzy o takim moim \"raju\" ? Na razie jednak temat zamykam, bo boję sie zapeszania, jak nigdy dotąd. Na samą myśl, że coś mogłoby się nie powieść miewam nocne koszmary . Prosze Was: trzymajcie kciuki. Tak strasznie mi zależy, żeby mieć już normalne życie, razem... Myshko, nie doczytałam żadnych zaległości, więc nie wiem co Ci dolega. Rozumiem, że coś z ręką i coś ze stawami i że jest to bardzo bolesne? W takim razie trzymam kciuki, żeby zdrtowie szybko wróciło do wyśmienitej formy i żeby po choróbsku ślad żaden nie pozostał. Kuk - jak zwykle, kobieta o 8 rękach i ośmiu nogach. Jak zawsze chylę czoła przed Twoim hartem ducha i przed tym, jak wspaniale sobie radzisz i pokonujesz życiowe problemy. Powiem Ci po cichu, ale nie obrośnij w pióra, że kiedy mam już wszystkiego po uszy, to sobie myślę: \" a Kuk będąc w takiej sytuacji, to by..... \" :) No i biorę się w karby. :D Fisa, na miłość boską , pisz jak schudłaś!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dziewczyny, dziś wyślę Wam kilka zdjęć. Troszkę \"ostatniej\" Nastusi i 2 zdjęcia domu ( to już bezczelne z mojej strony ), ale nigdy nie wiadomo, gdzie znajdzie się klient, prawda? Może przypadkiem komuś pokażecie..... ściskam Was i lecę wysyłać zdjęcia. Acha - kubełek kąpielowy Dyni zachwycił mnie tak obłędnie, że od 3 dni zachodzę w głowę, dlaczego przez całe wieki nikt na to wcześniej nie wpadł???? Jak to możliwe????? Wynaleziono koło, żarówkę i telefon, ba! Nawet internet, a kubełek dopiero teraz! Nasza cywilizacja chyba ominęła jakiś ważny etap w ewolucji :)
-
Witajcie, Kochane! Już jestem od 20 dni, ale zupełnie bez czasu na komputer. Mam nadzieję, że doszły do Was zdjęcia, które wysłałam Wam. Dziś jestem juz po generalnym remoncie połowy domu, uhhhh.... i wizycie teściów ( bez komentarza ). Jestem tak zmęczona, że ledwo się trzymam na nogach. Nawet przestałam chodzić z małą na dłuższe spacery, bo zwyczajnie wysiadam fizycznie. Albo to dlatego, że przytyłam obleśnie... Nie wiem, kiedy nadrobię \"naszą lekturę\", ale będę się starać po troszeczu. Mam nadzieję, że wszystko u wszystkich dobrze. Stęskniłam się za naszymi ploteczkami, a całkiem nie mam na nic czasu. wiele się dzieje, ale jeszcze nie czas, by zdradzać wszystkie sekrety. Myślę, że trochę Was zaskoczę ( ale jeszcze nie teraz ). Zaczęłam intensywne przygotowanie duszy do zimy: czyli skupuję i wypożyczam kilogramy książek ( już nie liczę ich na sztuki, hi hi ) Zaopatrzyłam się w różne kawy, jeszcze tylko zapas aromatycznych herbat i jestem gotowa do opadów śniegu. Trzymajcie się cieplutko i dajcie znać, czy zdjęcia doszły. Postaram się niebawem troszkę opowiedzieć o wyjeździe.