Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Wezwana do apelu, stawiam się :) Dziewczyny, w środę rano już będę w drodze na lotnisko. Jestem tak szczęśliwa, że nie mogę się skupić na niczym!!!!!!!!! A tymczasem.... migrena szaleje, @ się spóźnia i wypadnie dokłądnie na moment tachania walich ( rany, jak się cieszę! :\\ ) Dzrewo dopiero jutro mają przywieźć, z koszeniem rawy jestem w lesie... mycie okien już odpuszczam, ale dywany wołają o pomstę do nieba. Z niczym nie wyrabiam na zakrętach, przepakowałam się z dwie walichy, bo jedna nie podołała moim zapędom... i jeszcze cała lista czeka na dopakowanie. Trzymajcie kciuki dziewczyny, żebym klasycznie nie zapomniała tego wszystkiego, co jest najważniejsze. 10 czerwca chrzciny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wszystko już zapięte na ostatni guzik! Juuupiiiiiii!!!! Lecę tyrać dalej w oparach ibupromu.
-
Psikulcu, w takim razie, na przyszłe lato, kiedy Zuzia będzie już ciut większa na podróże, zapraszam Was serdecznie do mnie. Przyjedźcie w największną gorączkę. Mam bowiem źle zaizolowany strych, co sprawie, że urządzone tam pokoje latem mają właściwości pasztetnika. Będzi Ci jak w Raju!!!! Gwarantuję! Pokoje mają po 40 metrów, więc zmieścicie się i urządzicie wygodnie, mam nadzieję :)
-
Każdemu pasi cuś innego :D Ja Ci Kuk, współczuję. Ja tak strasznie nienawidze upałów, że kiedy czytałam Twój opis tej fali gorąca spływającej z gór.... moja wyobraźnia natychmiast wybudowała mroczną kryptę pod najmasywniejszym gmachem z Turynie. Kryptę głęboko pod ziemią, zaciszną, pełną przeciągów, wilgoci i kapiącej zimnej wody po ścianach. Kryptę wyposażoną ( na wszelki wypadek ) w lodówkę z napojami chłodzącymi, oraz wygodne wyro i TV, małą biblioteczkę i kibelek. Tak. Właśnie tam bym teraz była na Twoim miejscu :) Przypuszczam, ze teraz Psikulec dostała dreszczy obrzydzenia. :D
-
a ja usiłuje pogodzić wychowanie 2-latki z negocjacjami o drzewo w balach u leśnika.... Nie wiem co gorsze. Odezwę się, jak jakoś to przetrwam. A na dodatek leje deszcz, więc wszystko załatwiam w kapturze spadającym na oczy i robiącym mi kołtuna na głowie, czym moja postać traci znacznie na reprezentacyjności, a to w negocjacjach nie pomaga.... Udało mi się na razie znaleźć traktor z dwoma przyczepami a nawet z kierowcą na wyposażeniu. Szukam jeszcze drugiego modela, co by te drzewo załadował.... chyba się rozkręcam...
-
Kuk, zajrzałam w przelocie, tylko na chwilkę - i.... wiedziałam, że to się opłaci! Żeby przeczytać o Waszej zabawie :) Cały czas się jeszcze śmieję :) Jak mogłaś tak rozczarować dziecko :D :D Logosm - dzięki za Twoje wnioski o nastrajaniu dzieci do rodzeństwa. Jesteś dla nas skarbnicą wiedzy w tym zakresie :) No, ale przybywa nam ekspertów :) I super!
-
Tak, z tym przereklamowaniem, to słuszność. Można wywołać odwrotny efekt, więc na pewno trzeba uważać, żeby nie przesadzić :) Oj... ciekawe czy nasze pra pra babki, mające zwyczajowo po 8-10 dzieci też się tak przejmowały :D Kurcze, chyba nastały dla nas cięższe czasy, pomimo wynalezionych pampersów i starylizatorów do butelek :D :D :D Mysh, właśnie mi przypomniałaś o nowinie stulecia! Wczoraj Anastazja też obgryzała pierwsze w swoim życiu udko z kurczaka. Pierwsze mięsko w życiu!!!! Siedziałam jak pomnik przy stole bojąc się ją spłoszyć jakimkolwiek gestem, czy słowem. A dziś wieczorem wsunęła kanapkę z wędliną. W szoku jestem. Coś się dzieje z moim dzieckiem.... czyżby to sławna przemiana nadchodząca wraz z terminem podróży....? :)
-
przepraszam, oczywiście MAMALI, a nei MILENE! Bardzo przepraszam
-
Kuk, wiesz, od chwili kiedy zacytowałaś fragment z tą nową żoną ciągle o tym myślę. Chciałabym drugie dziecko, a temperament Anastazji nie pozostawia mi wiele złudzeń, jaki ciężkie mogą to być przeboje.... I powiem Ci, jakie na razie naszły mnie refleksje. Ale może Logosm coś by dorzuciła, coś sprostowała - bo nie twierdzę, że zaraz przypadkiem jakiejś sakramentalnej głupoty nie palnę. Otóz tak sobie myślałam, że jak by mnie mąż uszczęśliwił taką informacją o nowej żonie, to chyba.... padłabym z wrażenia. Przy moim charakterze byłby to jawny bunt, złość, a nawet złośliwość wobec tej nowej, choćby nie wiem jak bezbronna była i słodziutka. im bardziej, tym gorzej chyba... :) I argumenty pt: jaka ona biedna, a jaka malutka, jak trzeba się nią zajmować itd w ogóel by do mnie nie trafiały, co najwyżej mogły rozsierdzić na dobre. Ha. Więc jak powinien mi o niej powiedzieć mąż, żebym się nawet ucieszyła? ( kiedyś czytałam cudowną definicję kto to jest DYPLOMATA. Dyplomata to jest taki człowiek, który umie w taki sposób powiedzieć Ci \"spierd.....aj\", że poczujesz głęboką ekscytację na myśl o zbliżającej się wycieczce! ) I to jest to! Tak to trzeba by mi przekazać, żebym się ucieszyła, a nie POGODZIŁA z losem. Bo to dwie bardzo różne rzeczy. A więc jak? Na przykład: Kochanie, będziemy mieć nową żonę. Wiem, że jesteś zaskoczona, ale pomyśl tylko, prosze ileż to może być dla nas dobrego i radości. Nie będziesz musiała sama cały czas zajmować się dzidziusiem i sama urządzać tych męczących Świąt. Kiedy ja będę w pracy, Ty już nie będziesz się musiała nudzić, bo zajmiecie się razem ploteczkami, albo pójdziecie sobie na zakupy. No i przy domowych zajęciach, których tak nie lubisz ona na pewno Ci pomoże. Oczywiście nie od razu, bo wiesz, taka nowa żona to nie wiele umie, ale jestem pewien, że Ty jej pomożesz się wdrożyć w życie naszego domu, nauczysz ją co i jak. A kiedy mnie może kiedyś zabraknie, to nie będziesz sama przy wigilijnym stole. Ona będzie lepiej niż ja rozumiała twoje bóle menstruacyjne i huśtawki nastrojów. Myślę, że jeśłi oboje bardzo się postaramy, to możemy być bardzo szczęśliwi, kiedy ona będzie w naszym domu. No i tak przedstawiona sprawa może mogłabym mnie przekonać :) ( oczywiście w na potrzeby tego przypadku ) Nie mam żadnej praktyki kompletnie, dlatego odwołałam się do Logosm i milene, bo mnie tylko się tak wydaje, ale czy to ma sens, to nie wiem. Myślę, że właśnie tak będę się starała przygotowywac Anastazję na rodzeństwo - zareklamować je ( ale nie przereklamować, żeby nie była rozczarowana ). Nie mówić o samych naszych obowiązkach wobec nowego dziecka, o ustępstwach, o wymaganiach, tylko dużo dodać o \"porzytku\" z maluszka teraz i w przyszłości. Uff. Co o tym sądzicie?
-
Kuk, to super! U mnie jest właśnie tak jak u Was było do tej pory. Tylko ja mogę uśpić Nastusięi kompletnie nikomu innemu się to nie udaje, pomimo największych starań i chęci. Nawet mój mąż się poddał :( Marzy mi się, żeby czasem uśpił ją Adam, bo ja... ja przy jej usypianiu sama zasypiam i cały wieczór mam rozbity. Filmu juz nie obejrze, bo ziewam, książki nie poczytam, bo ledwo na oczy patrzę, nigdzie nie pójdę, bo już mnie telepie ( jak to po przebudzeniu w nocy ) i kicha totalna. Co do bicia. Nie wiem co Ci poradzić :( Anastazja miała taką fazę bicia i zauważyłam, ze miało to ścisły związek z oglądaną przeze mnie \"super nianią\", gdzie dzieci na potęgę wrzeszczały, rzucały się na podłogę i biły. Anastazja potrzyła na te odcinki jak zaczarowana i... zaczęło się! Sytuacja się uspokoiła prawie miesiąc od chwili, gdy przyestałam oglądac program i Nastusia przestała przypatrywać sie tym \"wzorcom\". Czasem pomagaja mi bajki, które jej czytam - kiedy ktoś kogoś tam bije, to rozmawiamy o tym, jak bardzo źle robi, jak krzywdzi tego kogoś, i jak temu komuś jest przykro i go boli. To bardzo pomaga i widze, że to znacznie wyciszyło Anastazję - to znaczy mam na myśli brak tych negatywnych bodźców z programu i dużo rozmawiania o tym, że nie wolno bić innych bo... bla bla bla. Może Franio obejrzał np. u Teściów jakąś bajkę z przemocą? Moze spróbuj go podpytać, czy widział kogoś kto tak bije, kto mu pokazał, że tak można uderzyć itd. Może uda Ci się z niego wyciągnąć chociaż źródło tych zachowań ( o ile to papugowanie czegoś z TV ). No nie wiem, nic innego nie przychodzi mi do głowy. A może to jakieś tłumione emocje związane z Twoją ciążą? Trzymam kciuki, żeby Franio szybciutko wrócił na dawne spokojne tory :)
-
Witajcie. Dziewczyny, musze Wam to napisać!!!! Uwaga, będę się obrzydliwie chwalić! Kiedyś ( ale to było wieki temu ) pokazywałam Nastusi jak się składa bluzeczki zanim włożę je do szafy. W zasadzie, to nie speclajnie jej pokazywałam, tylko ona się zainteresowała co ja robię, wiec jak zawsze - robiłam dalej swoje tylko przy tym gadałam, że tak trzeba i tak trzeba, a potem tak trzeba. Sądziłam, że nawet mnie raczej nie słucha. A dziś... przed paroma minutami zbierałam swoje zęby z podłogi. Na fotelu leżała sobie kupka Nastusiowych ubranek do prasowania. Patrzę, a ona coś dziadkowi demonstruje. Podchodze bliżej i przyglądam sięw co też oni się bawią i oczom nie wierzę!!!! Nastusia wyciągnęła ze stosu swoje bluzeczki, POSKŁADAŁA JE IDEALNIE ( po drodze tłumacząc dziadkowi, jak trzeba to dobrze zrobić ) , otworzyła szafkę i mozolnie wszystko ułożyła w rządeczku, tak jak powinno być.... Jeszcze jestem w szoku i nie bardzo wierzę, czy mi się to nie śni. A że miewam czasem bardzo realistyczne sny, postanowiłam tu napisać. jak tu jutro zajrzę i tenm wpis tu będzie, to znaczy, ze to się wydarzyło naprawdę :) Rany... żeby jej tak zostało! Jeszcze tylko żeby pojęła obsługę żelazka :) he he he i parzenie kawy, to już byłby model ultra de lux! Uf, no to wypas miałam dziś :)
-
Witajcie, a ulubiona zabawa Nastusi ostatnio to \"gotowanie\" w plastikowych naczynkach. Przelewa w nich wodę, topi pół domu, ale jest przeszczęsliwa. Pija ostatnio wyłacznie z tych miniaturowych filiżanek, więc musiałam całą tę zastawę wyparzyć. :) Muszę także uczestniczyć w tych \"proszonych kawkach\" i serwować zachwyty pt: \" Nastuniu, jak Ty wyśmienicie gotujesz! A jaka pyszna ta kawa! Dziękuję, że mnie tu zaprosiłaś \" Itd :) Skutkuje to często tym, że np przy śniadaniu Nastusia serwuje nam takie teksty, że spadamy z krzesał, ale tez kurcze nie zapisuje i teraz nic nie mogę sobie przypomnieć. Przy przebieraniu w łązience też lecą teksty jak te Franiowe. Ale dziś, na placu zabaw, moje dziecko mnie pogrążyło... Chciała pojeździć na karuzeli ( wiecie, taka polska post PRL żelazna obdrapana - raj dla dzieci ). Posadziłam ją na jednym krzesełku, a sama w niemałym trudem wpasowałam się w drugie. Na co Nastusia: - Mamusiu! Ty sie tu nie zmieścisz, bo jesteś za gruba! Ożesz, Ty! Żmija na własnym łonie wyhodowana! Ja jej dam plac zabaw jutro! FIGE!
-
Olek jest obłędny z tym wielkim czekoladowym jajem! No a to zdjęcie przy szafce z wysypaną mąka dosłownie mnie roczuliło :) Zgadnijcie dlaczego.... Mysh, ależ ja Ci zazdroszcze tych chwil z Twoją P. Ale i mnie czeka kilka wzruszeń w tym stylu, bo moja P. przejeżdza 10 czerwa do UK i spędzimy ze sobą cudny weekend! Na pewno ochrypnę, objem się jak bąk, i nie prześpię ani godziny - jak zawsze przy jej tak krótkich wizytach :) Moge tylko pomarzyć o dłuższej wizycie, bo moja P. ma skłonności podskórne do pracy dla\" kapitalistycznych wyzyskiwaczy\" :) tak więc urlop w jej pracy jest szczytem złego smaku i wstępem do poszukania sobie innej pracy :( Szkoda, że nadeszły takie czasy :( Swego czasu pracowłyśmy nawet razem, a wtedy był bardzo popularny pewien kawał, który do dziś bardzo lubię, bo on coraz bardziej przestaje być śmieszny. Zacytuję Wam, choć może go znacie, bo stary jest jak nie wiem co. Rzecz dzieje się w firmie konsultingowej PWHC ( Price WaterHouse Coupers ) . Pewien pracownik nagle zaczął wychodzić z pracy regularnie o 16.00 ( !!! ) zamiast przykłądnie siedzieć do północy lub do świtu, jak pozostałe japiszony. Budzi więc ogólny niesmak i pogardę, a z czasem wręcz współczucie, bo każdy normalny wie, że w ten sposób facet ukręca sobie pętlę na szyję. Wreszcie, jakiś litościwy kolega zwraca mu uwagę: - Stary, czyś ty oszalał? Wychodzisz o 16:00??????? Chcesz wylecieć??? - Panowie.... ja.. przepraszam,... ale ja na urlopie jestem. Taaaa.... miałam przyjemność trzy razy pracować w takich miłych miejscach i tak właśnie zamordowano moją ambicję :) I KOCHAM BYĆ KOKOSZKĄ DOMOWĄ!!!!! ( nie kurą, bo jaj nie znosze ) :) Z innej beczki - dziewczyny, dziś miałam \"przyjemność\" i konieczność nadzorowania pracy paru ludzi u mnie w ogrodzie. I powiem krótko: Ja się nie nadaje do tego! Chciałam być miła, grzeczna, traktować ludzi jak LUDZI - z szacunkiem i zrozumieniem. Ale nie! To mi się rozsiedli z piwem, to zarządali dopłaty do ustalonych pieniędzy, to rozwalili sztachety w bramie, bo się ciągnikiem nie zmieścili itd itd.... I tak sobie pod wieczór pomyślałam ( kompletnie wyssana z siły ), że zaczynam rozumieć zarządców na plantacji trzciny cukrowej. Tu nie chodzi o rasizm. Tu chodzi o podejście i szacunek do pracy i pieniądza. Oto, w mojej głowie znalazło się dziś całkowite usprawiedliwienie dla pręgierza! Wrrrr. Ide się gdzieś wyżyć fizycznie. Może skopie ogródek...
-
Kto powiedział? Ha ha, sama byś powiedziała mając wątpliwą przyjemność spróbowania tego, co mi dziś wyszło. Powiem tylko tyle, że po zdrapaniu z paletni trzeciego nieforemnego trzęsącego się ( ?! ) tworu, reszte rozrobionego ciasta wylałam do szamba. A naleśnikam skromnie uważam się za mistrza, bo je uwielbiam i robię często :)
-
I ja też nie moge doczekac się zdjęć Psikulców :) Katrin - dzięki za poparcie medyczne! Maść z arniki naprawde uważam za lek absolutnie cudowny. Żeby coś przytoczyć: dwa dni temu Anastazja tak przywaliła w podłogę ( spadła z roweru, a rower spadł na nią i ją przygniótł ), że pół czoła było jedną wielką nabrzmiałą plamą. Natychmiast wsmarowałam jej tę arnikę - ile tylko się dało. Wczoraj chciałam mamie pokazać, jakiego cudnego guza dorobiło się moje maleństwo... i nie mogłam znaleźć tego miejsca! Po prostu nie został najmniejszy ślad nawet!. Kuk, a teraz nazwa maści: Po jednej stronie tubki ( taka jasno-brązowa z białymi nadrukami ) jest napisane: \" sdres i Wg receptury Bonifratrów\" a po drugiej stronie tubki jest sposób użycia oraz skład: Rp. Propolis spirituosa 2,7 Lanolini anhydrici 2,3 Vaselini albi ad 50,0 M.f.ung. Nie ma napisane nic więcej. ściskam. Ps, oszczędzę Wam dziś opisu jak piekłam naleśniki.... zanim się zorientowałam, że wsypałam mąkę żytnią.... pa
-
I ja też nie moge doczekac się zdjęć Psikulców :) Katrin - dzięki za poparcie medyczne! Maść z arniki naprawde uważam za lek absolutnie cudowny. Żeby coś przytoczyć: dwa dni temu Anastazja tak przywaliła w podłogę ( spadła z roweru, a rower spadł na nią i ją przygniótł ), że pół czoła było jedną wielką nabrzmiałą plamą. Natychmiast wsmarowałam jej tę arnikę - ile tylko się dało. Wczoraj chciałam mamie pokazać, jakiego cudnego guza dorobiło się moje maleństwo... i nie mogłam znaleźć tego miejsca! Po prostu nie został najmniejszy ślad nawet!. Kuk, a teraz nazwa maści: Po jednej stronie tubki ( taka jasno-brązowa z białymi nadrukami ) jest napisane: \" sdres i Wg receptury Bonifratrów\" a po drugiej stronie tubki jest sposób użycia oraz skład: Rp. Propolis spirituosa 2,7 Lanolini anhydrici 2,3 Vaselini albi ad 50,0 M.f.ung. Nie ma napisane nic więcej. ściskam. Ps, oszczędzę Wam dziś opisu jak piekłam naleśniki.... zanim się zorientowałam, że wsypałam mąkę żytnią.... pa
-
I ja też nie moge doczekac się zdjęć Psikulców :) Katrin - dzięki za poparcie medyczne! Maść z arniki naprawde uważam za lek absolutnie cudowny. Żeby coś przytoczyć: dwa dni temu Anastazja tak przywaliła w podłogę ( spadła z roweru, a rower spadł na nią i ją przygniótł ), że pół czoła było jedną wielką nabrzmiałą plamą. Natychmiast wsmarowałam jej tę arnikę - ile tylko się dało. Wczoraj chciałam mamie pokazać, jakiego cudnego guza dorobiło się moje maleństwo... i nie mogłam znaleźć tego miejsca! Po prostu nie został najmniejszy ślad nawet!. Kuk, a teraz nazwa maści: Po jednej stronie tubki ( taka jasno-brązowa z białymi nadrukami ) jest napisane: \" sdres i Wg receptury Bonifratrów\" a po drugiej stronie tubki jest sposób użycia oraz skład: Rp. Propolis spirituosa 2,7 Lanolini anhydrici 2,3 Vaselini albi ad 50,0 M.f.ung. Nie ma napisane nic więcej. ściskam. Ps, oszczędzę Wam dziś opisu jak piekłam naleśniki.... zanim się zorientowałam, że wsypałam mąkę żytnią.... pa
-
Tak, zapowiada się zjazd w pełnym sładzie, a więc poznam także męża :) Kuk, nie wiem, czy moja rada coś pomoże, ale Ci napiszę. Otóż ja się borykam z czyms na 3 paznokciach u stóp Nastusi. Dostała tego w wieku 8 miesiący i do dziś nie zostało zdiagnzowane. Przerobiłam wszystkie leki i paru lekarzy i nikt nie wie co to. Ani to grzbica, ani łupierz, ani czort wie co. Przerobiłam całą aptekę leków przeciwgrzybicznych ze skutkiem zerowym. Na antybiotyk nie chciałam się zgodzić, ponieważ nie zrobiono zeskrobin, więc nie dam robić z dziecka królika doświadczalnego. Niech najpierw zdiagnozują, a nie zaraz antybiotyk, choć w zasadzie nie wiedza na co. Wrrr... I tak któregoś dnia wpadłam na informację o Bonifratrach ( zakonnicy przyjmujący w Warszawie ) - szukałam czegoś na dolegliwości mamay. mama będąc tam i uzyskawszy naprawde ratunek zapytała w ich aptece o coś na grzybka ( ? ) na paznokcie. I oni polecili taką maść za 10 zł chyba Zwykły propolis, ale przygotowywany według receptury Bonifratrów. Coś całkowicie nieszkodliwego, nie toksycznego itd. I wyobraź sobie, że to pierwsza rzecz, która pomogła! Do dziś smaruję Nastusi tym pazurki po kąpieli i problem zniknął niemal doszczętnie. Napiszę Ci co i jak i może zapytaj mamy, czy gdzieś w Jej regionach także nie przyjmują. ( Jakby mama nie dała rady, to ja po powrocie z UK postaram się to jakoś nabyć i Ci wyślę ) .Wizyta chyba nic nie kosztuje, albo co łaska. Nie pamiętam. Dam Ci namiary na Warszawę: ul. Sapieżyńska 3 00-215 Warszawa tel: 022 635 64 67 W tej chwili nasza apteczka zawiera tylko dwie rzeczy z którymi się nie rozstaje: ta maść propolisowa oraz maść z arniki na guzy i siniaki :) Gdyby mama mogła się wybrać tam, to byłoby super. Można pokazać zdjęcia tej wysypki Frania na wszelki wypadek. Jestem pewna, że coś by doradzili. Acha - i to nie są jakieś ich szarlatańskie sztuczki, bo to są lekarze medycyny :) ale bazujący na prastarych przepisach lekarskich swoich poprzedników.
-
Dziewczyny, ja tylko na chwilę ogłosić radosną nowinę! SPOTYKAMY SIĘ Z NIKII W UK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
Dynia, a może jakiś wypad na tydzień- dwa? Z dala od babci, w całkiem nowym otoczeniu ( morze, mazury? ) mała się automatycznie odblokuje? Nie wiem, co mogłabym poradzić, może Elffik? Ja mam problem innego rodzaju: Nastusia w ogóle nie wymawia: G, R, K. O ile R jestem w stanie zrozumieć, to całkiem niepojmuję dlaczego K i G jej nie wychodzi. A kombinuję już na wszystkie sposoby, różne wierszyki, piosenki, rymowanki, wynajduję wyrazy gdzie jest odmienne połączenie głosek np. Nie KOŃ tylko KLASKAĆ I co ciekawe: klaskać wychodzi, a Koń nie... tylko jest TOŃ. TOT zamiast KOT, ale są KLUSECZKI. Ręce opadają i nie wiem jak ćwiczyć. Kuk - REWELACYJNA TA KSIĄŻKA! Muszę nabyć, bezwarunkowo!!!
-
Karen ko - i ja zleciałam z krzesła :) :D :D Drugi raz w dniu dzisiejszym, nie moge przestać się śmiać - juz mnie policzki bolą :D Litości, prosze już dziś nie pisac nic tak zabawnego ( a tak w ogóle, troche z innej beczki, czy nie uważacie, że podwójne przeczenia w języku polskim sa conajmniej idiotyczne? Kompletnie pozbawione sensu. ) Pierwszy raz śmiałam się dziś i to naprawdę szczerze, jak przeczytałam w gazecie dietę plaż południowych. Wstęp był niezły i jak zobaczyłam 6-8kg w dół po 6 tygodniach to.... coś dla mnie!!!! W drugim zdaniu było, że trzeba wyrzec się chleba... No w bólach, ale czemu nie? Ale... potem w rozwinięciu tematu było, iż wyrzec należy się również makaronów, ziemniaków, owoców i połowy warzyw ( o cukrze nie wspominając ). Nie doczytałam do ostatniego etapu, bo przy pierwszym zobaczyłam już siebie wycieńczoną głodem i skomlącą o kromkę suchego chleba. W zasadzie nie wiem dlaczego tak mnie to rozbawiło. Chyba płakać raczej powinnam. A jednak się uśmiałam. W każdym razie pojęłam sens diety: nie należy nic żreć przez te 6 tygodni. To i nic dziwnego, że można schudnąć....
-
Racja Racja! Zabrać można w razie głodu przed odprawą :) A nuż, kto wie, celnicy okażą się jacyś bardziej życzliwi i nawet przepuszczą. Na wszelki wypadek ja jeden kupuję po odprawie ( to znaczy te rzeczy do samolotu ), a na jedzenie przed odprawą mam kanapki, herbatniki i wodę.
-
wiesz , sama odprawa to jest parę sekund, ale.... zanim ja przegalopuje przez całe lotnisko ( a mam wrażenie, ze jest to maraton na kilka km ) z dzieckiem ( na szczęście Nastusia biega sama i nie musze jej nosić na rękach ), zanim się dopcham do swoich walizek, a po drodze jeszcze a to siusiu, a to kupa, a to pić mi się chce, a potem galop z walizkami - już znacznie mniej przyjemny na szczęście krótszy - no to mi się schodzi. :)
-
Nikii, tak lot trwa tylko ok 2 godziny, ale u mnie akurat cała podróż to: ok 2 godziny - dojazd do lotnikska ok 2 godziny - odprawa ok 2 godziny - lot ok 1 godziny - poślizg ( zdarza się często niestety, chyba mam pecha ) ok 1 godziny odprawa w Anglii, to już liczę razem z dojściem z bagażami do samochodu ok 1-2 godziny dojazd z lotniska do domu No i mi się robi z tego długa podróż :) A jak leciał pierwszy raz... to już wogóle tyle się nadziało, że w sumie od wyjścia z domu w Polsce do klapnięcia na łożku w domu w Anglii wyszło mi ponad 14 godzin... Psikulcu - chyba najberdziej na świcie nie mogę się doczekac zdjęć :)
-
Tak tez myślałam, dzięki! Ot, lenistwo, tez mogę przecież sprawdzić na swojej rezerwcji :) Głupota nie zna jednak granic.... jak kosmos. Co do picia - no ja akurat tu problemu nie mam, bo Anastazja ze wszystkiego na świcie najbardziej preferuje wodę. Takżę tę butelkowaną, więc z tym nigdy nie mam kłopotu. A wiesz, ze Twój mail dał mi do myślenia, ha ha, tylko nie padnij ze śmiechu - zastanawiałam sie przez chwilę co też możnaby ukryć w bananie. I doszłam do wnisku, że ładnie spreparowany banan mógłby zawierać conajmniej 25 dkg plastiku :) Albo zanurzony ( wbity dokładnie ) pilniczek do paznokci :) Albo... strzelający długopis, ha ha, wyobraźnia mi się rozszalała :) Ale nie przejmuj się, wybór w sklepach za odprawą jest naprawdę ogromny. Na pewno znajdziecie coś dla małej.
-
Nikii, nie wiem, jak w Berlinie, ale w Polsce trzeba otworzyć każdą spożywczą rzeczi spróbować. Więc zabieranie danonka w ogóle mija się z celem, bo trzeba go będzie pożrewć na miejscu na oczach celnika - no albo takiego otwartego transportowac dalej...hmmm.... Nie mam pojęcia czy moga się czepnąć banana, ale..... brałabym to pod uwagę. Ja - tak jak Ci napisałam - nie biorę nic. Najwyżej małą kanapeczkę z żółtym serem. Nawet jak każą rozpakować i ugryźć, to bez problemu spakuję z powrotem. A wodę/sok kupuję już po przejściu odprawy. Tam jest full sklepów i w zasadzie można dostać wszystko. Również jedzenie dla dzieci, jogurty, gerberki itd. Pamiętaj, żeby w drodze powrotnej nie mieć kosmetyków w podręcznym!!!! Jak nadal mają takiego fijoła, jak ostatnio, to wszystko zabiorą. Acha - i jeśli masz jakieś książki w walizce ( nie w podręcznym ), to przygotuj się, że walicha będzie przetrząśnięta. Rutynowo przegrzebią, jak zobaczą na prześwietleniu, że jest książka, bo jest zabronione przewożenie jakichś wydawnictw libijskich ( czy coś w tym guście, dokładnie nie wiem ) - dlatego sprawdzają, czy to przypadkiem, nie jakaś zakazana lektura :) A poza tym podróż przebiega miło :) Acha, a napisz mi ile bieżesz bagażu? Bo ja jak dotąd leciałam to miałam tylko jedną walizkę, bo Nastusia leciała za darmochę, ale teraz, jak płacę za jej bilet normalnie, to chyba jakieś dodatkowe kg mi się należą, co? dziewczyny ( Kuk, Myshka ) wiecie coś na ten temat?