Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Psikulcu - no właśnie, ja właśnie mam dokładnie to samo zdanie o słodyczach co Ty - i te same spojrzenia mnie spotykają - da się przywyknąć :) Co do amerykańskich uśmiechów. Źle się pewnie wyraziłam. Ja oczywiście zdaje sobie sprawę, że 80% aktorów ma licówki badź implanty, a w biednych dzielnicach mało kto ma zęby. Ale spójrzcie na dzieciaki w podstawówkach ( mam w Stanach i w Kanadzie rodzinę ). No jak się porówna 20 paszczy z 4 klasy w USA i 20 paszczy z naszej podstawówki, to jest załamka, a nie porównanie.... A starsze dzieciaki? To samo. U nas na całą klasę ( lub grupę na studiach 3-4 osoby mają piękne zęby. tam... 3-4 osoby mają brzydkie zęby. COŚ W TYM JEST. Nie dam sobie wmówić, ze już dzieciaki mają montowane licówki! O implantach nie wspominając.... Więc co? Co sprawia, że żrą na potęgę EEEEEEE- coś tam coś tam w panierce z EEEEE- coś tam coś tam, popijają coca colą i mają takie zęby. DLACZEGO?????????? Jestem przeciwniczką słodyczy i nie będę nimi dziecka szprycować od maleńkości. Uważam, ze przyjdzie na to jeszcze czas. Ale jednak spać mi nie daje, że coś w tym jest. Jakaś granda. Te nasze zęby nie psują się od słodyczy! A więc od czego...? A może cąły sekret jest w profilaktyce? Guzik. W to też nie wierzę, choć bez wątpienia mycie zębów jest bardziej na plus niż na minus :) Miałam w liceum koleżankę, której uśmiech mógłby reklamować wszystkie pasty do zębów. W ogóle ładna była. Byłam z nia na kilkunastu wycieczkach wielodniowych i NIGDY nie widziałam jej myjącej zęby. Acha - i paliła jak smok! W końcu nie wytrzymałam i ją zapytałam, czemu u licha nie myje zębów???? A ona mi na to, że \"olewa to\".... ( typ takiej pankówy, co to z czystością jest na bakier )... i jak ma tracić czas na orcowanie kłów szczoteczką, to woli szluga wypalić... no comment. Więc co? Profilaktyka? Gorzej, sąsiada mam, facet po 50. Chla na umór ( ostatnio się trochę opanował ), nie pali, ale... zęby ma jak ze stali. W tym wieku - wszystkie swoje, żadnego ( !!! ) leczonego, żadnego usuniętego, no szkoda gadać po prostu. Jego syn - tak samo. A córka... zęby sito. :( Dlatego problem mnie dręczy, strasznie dręczy, bo chciałabym zrobić wszystko, żeby uchronić Nastunię przed spotkaniami z wiertłem. A cały czas mam przeświadczenie, że słodycze to nie wszystko.... że to kompletnie nie o to chodzi.. Ale o co? Albo ja - żyję niemal ze szczotką w buzi. I co? G***. Żeby nie regularne wizyty na krześle męki, to bym już chyba nie miała żadnego zęba. A mój mąż? Widział dentystę.... w TV. A te jego mycie woła o pomstę do nieba - coś tam zabulgocze, i wszystko na ten temat. Ech... Wybaczcie mi ten elaborat monotematyczny, ale wiem, że mnie zrozumiecie. A może razem dojdziemy do jakichś mądrych wniosków?
-
Mój wspaniały pies kolejny raz w życiu udowodnił sobie, że jeszcze póki dycha póty nie spocznie i zaczepiony przez wielkiego owczarka przybłędę wyżył na nim całą swoją życiową frustrację :( Nienawidzę widoku gryzących się psów, a nasza cudowna gmina olewa problem totalnie i po wsi chodzą całe stada - a nie pojedyńcze sztuki (! ) wyrzuconych z samochodów, czy porzuconych w lesie psów. Ech :( Żal mi tych wszystkich psiaków, ale one po prostu są niebezpieczne - również dla ludzi. Nastusia się tak wystraszyła, że teraz boi się naszego własnego psa :( Dobra, chciałam na inny temat. dziewczyny, ciągle toczę boje z moją mamą na temat pasienia dziecka słodyczami. Rodzice uszanowali moją decyzję i nie podkarmiają małej niczym, ale wiecznie mi suszą głowę, że idiotyczne jest te moje trzymanie jej z dala od czekolady. Zdania nie zmienię, ale wiecie... ostatnio zastanawia mnie jednak taka rzecz: Mówi się, że cukier bardzo szkodzi na zęby, bo na cukrze mają pożywkę bakterie próchnicy, bo cukier wytrąca wapń z zębów, a oprócz cukru fatalny stan na zęby mają wpływ konserwanty ( również hurtowo zawarte w słodyczach ), ale także w chipsach, fast-foodach, chrupkach no i oczywiście syfy zawarte w napojach gazowanych. ( któe oprócz tego, że gazowane, to jeszcze nafaszerowane EEEEEEE wszelkiej maści oraz potwirnie słodzone ). No ok, więc teraz.... skoro to wszystko ma tak fatalny wpływ na zęby, to dlaczego do cholery ludzie ( dzieci szczególnie ) w USA i Kanadzie mają tak piękne białe zęby???? Czym innym one się obżerają jak nie tym, co do nas dopiero po czasie przychodzi na rynek, zapijając to hektolitrami coca-coli i Dr Pepera? Czy mają inne pasty do zębów? Nie! Czy inne szczoteczki? Nie! Więc co? Co sprawia, że ich zęby są białe i bez próchnicy, a nasze.... Może jednak faktycznie słodycze wpływają jedynie na otyłość, a z ębami mają nie wiele wspólnego - prócz sianej propagandy? Powiedzcie, co Wy o tym sądzicie, bo ja się czuję po tych wnioskach trochę \"wysadzona z siodła\" i sama już nie wiem co myśleć.
-
Dziewczyny, na dobranoc opowiem Wam coś z dnia obecnego: Opis sytuacji: Południe, po spacerze, czas na spanie. Ale ja bardzo zajęta, zagapiona w komputer oczywiście nie mogę się oderwać, żeby pójść i położyć dziecko spać. Dziecko siedzi na fotelu plecami do mnie, a ja plecami do niej na jrześle przy komputerze. Ponieważ nie mogę się oderwać od teg co robię, zaczynam gadać głośno: - Nastusiu, jesteś baaaaardzo zmęczona, chce Ci się straaaasznie spać, twoje powieki są ciężki, a oczka zamykają się. Ziiiiiiiiieeew, oj jak bardzo chce się Nastusi spać ( klepie jak automat i nieprzerwanie gapię się w monitor ). W pewnym momencie zagapiłam się na tyle, że umilkłam w połowie zdania. I wtedy nagle słyszę za plecami taki tekst: - taaaa, moje powiechi są baaajdzo ciezkie...! :)
-
Kuk, powyższe Twoje wypowiedzi skomentuję tak: @!$@%%$^%&^*&*^@@!!!!!!!!!!!!!!!! A co do kozy - poszła w depozyt do właścicieli na czas zimy, bo ja nie miałam gdzie jej trzymać przez ten okres. :)
-
Kuk, ja byłam w tzrecim miesiącu, kiedy Adam przechodził ospę w wieku.. he he 30 lat :) Umierałam ze strachu, wyrzuciłam go nawet z domu na ten czas - hi hi, piętro niżej, do rodziców, ale po około tygodniu nie spania po nocach z nerwów wrócił mi rozum i doszłam do wniosku, że skoro chorowałam na ospę w dzieciństwie, to już chyba mi nie grozi. tak samo zresztą uspokoiły mnie obie moje panie ginekolog ( przyjaciółki rodziny ) i mąż powrócił do łask :) Nasze kontakty - a powiem, że po powrocie chcą się zrehabilitować za tę \"wyrzutkę\" :) zamieniłam się w siostrę miłosierdzia i jako jedyna doglądałam i pielęgnowałam te jego ciapki :) Ciąża na tym nie ucierpiała, Nastusia jak widać tym bardziej, więc proszę, nie zamartwiaj się. Na pewno wszystko będzie dobrze. Co do literatury. Ja z Nastusią namiętnie oglądałam książeczki odkąd nauczyła się siadać :) Do dziś widzę, ze książka, to jest jej ulubiona \"zabawka\". Czasem nawet jak znika gdzieś i jest za cicho, to znajduję ją pochyloną nad jakąś książeczką. Ogląda sobie, udaje że czyta, czasem nawet czyta Lololahowi :) Myślę, że taką miłość trzeba rozbudzać i podsycać, bo dla małego dziecka cały świat jest całkiem nowy i cały interesujący - i książki, i klocki i filmy i szafa mamy... :) Od nas chyba zależy, na co zwrócimy jego szczególną uwagę i spróbujemy nakłonić do szerszego zainteresowania. Spadam - bo ja już po spacerku i ledwo dycham.
-
Pszczólko, ja też tęsknię za taką wsią. I to jak bardzo... Dlatego właśnie włóczę się z Nastunią na spacerach po najgorszych wertepach i wądołach ( pokłony dla naszego zdezelowanego wózka na pasach i pompowanych kołach ) bo właśnie szukam takich miejsc, takich gospodarstw, gdzie kury ( z ptasią he he grypą ) siedzą na grzbietach krówek, a koty wygrzewają się na słomie obok korytek z sianem... Normalnie rozczulają mnie takie wodoki. Mam obsesję na punkcie szukania takich miejsc. Zobowiązuje się na kolejny spacer zabrać aparat i popstrykać to tu to tam - ku naszej wspólnej radości. Ja mieszkam na wsi, a ze zwierzątek posiadam tylko psa i roztocza :(
-
Oj tak, ten domek Kuk, jest super! Miałam już wcześniej o tym napisać. Już widzę, jak Natusia upychałaby w nim swoje Lololahy i pjosiachy i ciucha ( szczura ) itd ! :) I jeszcze chciałam o ciuchach dodać - u mnie jest i było dokładnie jak u Dynie, albo i jeszcze bardziej - Nastusia z NOWYCH ubranek ma słownie 1 kurteczką ( niezmiennie za dużą :) - więc może na przyszłą zimę się przyda ) oraz rzeczy otrzymane w prezencie od gości. Cała reszta - to szmateks :) Naprawdę można tam znaleźć rewelacyjen rzeczy :) Największy mam ubaw, jak znajduje naprawde markowe rzeczy, a dwa razy zdarzyło mi się znaleźć z przyczepionymi oryginalnymi metkami z ceną w funtach :) I serce mi nie krwawi, jak w takich spodenkach przebiegnie galopem przez kałużę i nie dają się doprać - to idą na szmatę do podłogi :) Dlatego z całej duszy mówię Ci Psikulcu - odpędzaj od siebie te wyrzuty sumienia, BO NIE MAJĄ PODSTAW! Z kosmetykami też nie ma co szaleć - lekarka Dyni święte słowa powiedziała. A jeszcze jak się okaze, ze dziecię na jakiś krem uczulony... to cały zakup do kosza :(
-
Psikulcu, to może ja pierwsze pędzę z pocieszeniem - ja miałam nawet wózek używany! :) Najdroższe rzeczy - wcale nie znaczy najlepsze. Kogoś tać - to kupuje ( czyt: połowę później wyrzuca ), a kogo nie stać, ten zmuszony jest chodzić po sklepach z kalkulatorem i raczej na złe to nie wychodzi :) Oczywiście nie potępiam ludzi szatających pieniędzmi na dzieci. Gdybym ja ich miała zbędną ilość ( pieniędzy, nie dzieci... ), to też bym pewnie szastała z założeniem - co się nie przyda, to oddam potrzebującym. No, ale jest jak jest. Tak więc nie przejmuj się. czasem konieczność liczenia się z groszem naprawdę wychodzi na dobre, bo dokonujemy zakupów mocno przemyślanych, często poleconych i sprawdzonych. Przynajmniej u mnie tak było. I powiem więcej - gdybym dziś wygrała w totka, a jutro zaszła w ciąże - kupiłabym TE SAME produkty! Czy dlatego, że były nie drogie? Nie! Dlatego, że się sprawdziły i okazały się bardzo dobre. Jedyne na czym naprawdę nie oszczędzam - to buty dla małej. Bo wiadomo dlaczego. Ale reszta? Moje dziecko tak samo doskonale bawi się klockami za 30 zł, jak córka koleżanki klockami Barbie Princessa za 180zł.... Nie sądzę, żeby moja była z tej okazji poszkodowana. Moja mama wycziła kiedyś w szmateksie fajnego króliza za... 30 groszy :) Został wyprany z 10 razy i do dziś jest ukochanym Lololahem. Tejże samej koleżanki córka dostała interaktywną małpkę firmy Hasbro ( 200 zł dla niewtajemniczonych) i... pierwszy rzut o podłogę pozbawił małpkę interaktywności, a dziecko zainteresowania. Małpa do dziś stoi na szafie i zbiera kurz. Takich przykładów tysiące. Ale pewnie, że jak wygram w totka, to jak się wypuszczę do zabawkowego, to chyba w ajencję wezmę :) HA HA HA
-
DZięki za uspokojenie :) Choć ja jednak będę jej wciskać właściwy akcent bo ten lwowski... delikatnie mówiąc irytuje mnie :) Czy ja całuję Nastusi stópki? 10 razy dziennie! Jestem zakochana w jej stópkach i nie ominę żadnej okazji, żeby je wycałować :)
-
Dziewczyny, mam nowy problem. W zasadzie pytanie chyba najbardziej do Elffika, z racji wykształćenia, ale jak któraś z Was będzie miała pomysł, to piszcie prosze, bo ja się już poddaję. Nie wiem skąd to się wzięło, ale Anastazja jak mówi... zaciąga jak zza wschodniej granicy! Np. Pódę z mamusią na spacer bardzo daleeeeeko. ( i silny śpiewny wręcz akcent na to \"e\". albo To jest bajdzo wysoooooocho. ( oczywiście akcent na \"o\" ) albo Mam tu moje buuuuuuuty ( akcent na \"u\" ). I ta akcentowana sylaba ( a właściwie litera - kurcze, nie znam się za bardzo ) jest wypowiadana o dobre dwie tonacje wyżej od całego wyrazu. Ba! Od całego zdania! Już chyba bardziej obrazowo nie umiem tego opisać. Ja już nie mogę tego słuchać. Ciągle ją poprawiam na właściwy akcent i nic. Powtórzy po mnie prawidło, a w następnym zdaniu znów tak śpiewnie zaciągnie. Jak wypowie 3 zdania, to w każdym jednym akcent padnie na ostatni wyraz i przedostatnią sylabę w nim. W ogóle nie wiem, jak podejść do tematu. Co robić, jak ćwiczyć. Przecież do licha na codzień wszyscy mówią poprawnie, prawidłowo akcentując, nie ogląda żadnych transmisji \" zza Buga\" ani radzickich bajek. Skąd u licha wziął się u niej ten akcent?! I musze powiedzieć, że to nie jest tylko moje przewrażliwienie, bo każdy słuchając jej pierwszy raz w życiu od razu zwraca na to uwagę. Nie chciałabym się obudzić z ręką w nocniku i sądzę, że trzeba temu jaknajszybciej przeciwdziałać. Ale kompletnie nie wiem jak?! Elffiku, help! Dziewczyny?
-
Nikii ! Jak cudownie, że będziecie już jutro razem! Buuu! Ja też bym tak chciała :( Mała pewnie oszaleje z radości! Wiecie co, muszę się Wam wyżalić. Do tej pory Anastazja nie mówiła zbyt dużo tacie. To znaczy świeżo po jego wyjeździe tak, ale potem jakoś temat ucichał. Ciezyła się jak dzwonił, porozmawiali sobie i już. W zasadzie wzystko sprowadzało się do tego, że kiedy ją chwaliłam za cś i mówiłam, że jestem z niej bardzo dumna, to Nastusia pytała czy tatuś też jest z niej dumny. I tyle. A od jakiegoś tygodnia.... Ciągle o nim mówi. :( Rano się budzi i pyta, czy pójdziemy na spacer poszukać tatusia, dzwoni do niego ciągle ze swojego zabawkowego telefonu - odkłada słuchawkę zawsze bardzo smutna i mówi: \" no nie wiem, gdzie on może być? nie ma go i nie ma...\" A mnie łzy stają w oczach. :( 10 razy dziennie pyta, czy tatuś przyjdzie się nią pobawić, czy przyjdzie z nią potańczyć, czy wróci dziś z pracy.... Dziewczyny, zaczynam wymiękać. Myślałam, że jakoś to zniosę... że zdołam odwrócić uwagę Anastazji jeszcze przez parę miesięcy, a tu... kurcze, co tu dużo gadać - rozklejam się i buczę po kątach, jak Nastusia nie widzi. Nie mogę znieść jej smutnego wzroku, jej stania w oknie i wołania na każdego przechodnia:\" Mamusiu, zobacz, może to tatuś już do mnie idzie!\" Wszyscy razem będziemy dopiero na Święta... a to jeszcze cała epoka :( Nie będę już dziś więcej smęcić. Dobrej nocki dziewczyny.
-
Kurcze, Kuk , i Ty piszesz, że uciekasz w pracę, bo nie jesteś pewna, czy zajmowanie się non-stop Franiem by Cię nie przerosło... :) Wiesz co myślę? Myślę, że cudnie byście razem spędzali czas. I wcale a wcale by Cię nie przerosło. Z każdego Twojego zdania w powyższym poście wyczytałam dramatyczną tęsknotę za tymi chwilami.. Za całym mnóstwem takich chwil, które moglibyście soędzać tylko we dwoje - Ty i Franio ( a potem we trójeczkę :) ) Jestem pewna, że sprawdziłabyś sie PRZEBOJOWO na etacie \"mammy\" :) Może się mylę, to tylko moje subiektywne odczucia, ale tak to odbieram - że bije od Ciebie tyle ciapła, tyle ograniczonych przez czas i pracę niesamowitych pomysłów na wspólny czas z dzieciakami, ze chyba sama siebie byś zadziwiła :) No dobra, końćzę z tą moją psychoanalizą, bo jeszcze po uszach dostanę :) Miłego wieczoru ! ( Właśnie wróciłam od dentysty i .... ciesze się, że żyję! nienawidzę tych wizyt... no jak dziecko, normalnie :) )
-
Dynia, uświadomiłaś mi coś bardzo ważnego - otóż jak na dłoni dotarło do mnie po twoim wpisie, że u mnie sytuacja jest bardzo podobna - ja po prostu jestem LENIWA! Ja wolę trzy razy pokazać i pięć rzy zachęcić, niż 1000 razy wykonać to osobiście. Moze stąd sa te skutki samodzielności Anastazji ? A może i trochę z charakteru wynikają....?
-
Psikulcu, myślę, że masz bardzo dobre i zdrowe podejście do tematu. Ja niestety nie miałam. I tu wylazło na wierzch to złe, co jest w jedynakach: córeczko, ty sobie ze wszystkim poradzisz, córeczko, my w ciebie wierzymy, córeczko zobaczysz, że jak zawsze doskonale sobie dasz radę itd. :/ I ja z takim nastawieniem szłam do porodu. Całe życie byłam jedyną nadzieją, jedyną dumą jedyną \"radością\" rodziców i to niestety miałam tak głęboko wbite w podświadomość, że w ogóle nie docierało do mojego mózgu, że mogę mieć baby-blues\'a, że mogę nie dać rady karmić piersią ( choć moja mama nie dała rady ), że mogę nie umieć wykąpać, czy przewinąć. A ten przestrach w oczach mojej mamy jeszcze bardziej mnie mobilizował i stawiał na pozycji: MUSZĘ wszystkim pokazać, ze genialnie dam sobie radę. I dałam... tylko nic nie jest za darmo :( Trzeba sobie czasem pozwolić na słabość, pozwolić sobie pomóc, wziąć znieczulenie.... Dziś wiem, że granie bohatera, bo tego od nas oczekują jest wielkim błędem. Kiedyś czytałam, że ludzie dzielą się na dwa typy: 1) ci, którym trzeba mówić: \"kochanie, dasz sobie radę\" - bo to ich mobilizuje pozytywnie, zaczynają wierzyć w siebie i swoje możliwości. oraz 2) ci, którym trzeba mówić: \" kochanie, pamiętaj, ze jeśli nie dasz rady, to zawsze możesz liczyć na naszą pomoc\". Bo w przeciwnym razie nieświadomie możemy postawić przed takimi ludźmi zadanie przerastające ich możliwości, co może się skończyć nawet tragedią. Dziś wracam do tego myślami pod wpływem Twojego wpisu i kwestii wyważenia miłości i wychowania. Bo bardzo się właśnie boję, że nie zdołam rozpoznać, którym typem jest moja córka i że będę ją w najszczerszych intencjach wpędzała w jakiś chory ambicjonalny wyścig, zamist być jej opoką. Ech... ale mnie dizś wzięło :)
-
Pszczółko, chciałam wczoraj wieczorem napisać, ale.. komp mi się zawiesił i już nie miałam siły go odpalać, oczyszczać i reanimować, yhhh ( dzień jak codzień ). Spiesze z wyjaśnieniami, bo po Waszych wpisach poczułam się, jak naczelny \"depresant\" Waszych nastrojów :) Dziewczyny, Anastazja chwyciła za sztućce w dniu swoich pierwszych urodzin - to prawda. Ale to w najmniejszym stopniu nie \"odciążyło\" mnie. Wręcz przeciwnie. Prawie rok trwało moje zgrztanie zębami na widok pobojowiska jakie czyniła tymi sztućcami. Była i jest zawzięta ( w mamusię chyba :) ) więc z góry założyłam, ze może będzie z tego jakiś pożytek, a zabraniać nie ma co, bo będzie jeszcze gorzej. Z czasem założenie okazało się słuszne, bo teraz sobie chwalę to, że możemy jeść razem przy stole i dziecko radzi sobie samo, ale zanim do tego doszło.... nie zlicze ile razy wydłubywałam makaron z dywanu, wyciągałam ryż pensetą z chodniczka, ile dziesiątek razy przebierałam ją w ciągu dnia, bo po każdym posiłku wyglądała jak....united color of beneton.... I powiem więcej - ja też z obawą patrzyłam na moje macierzyństwo dysponuję szerokim zestawem cech, które nie predysponują mnie za bardzo do \"zawodu\" matki. Jestem potwornie niecierpliwa ( !!!! ) nie umiem tłumaczyć ( jak ktoś nie łapie od razu, to mnie krew zalewa ), brak mi opanowania, jestem nerwowa i nie lubię dzieci. No super jak na matkę, co? Moja mama z lekkim przerażeniem przyglądała się mojemu rosnącemu brzuchowi :) Kiedyś mój mąż powiedział mi ( przy okazji innych kłopotów ), że Bóg nigdy nie daje nam zadań, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić. I ja w to wierzę. Wierzę, że dostałam \"taki model\" dziecka, bo każde inne bardziej absorbujące pewnie wpędziłoby mnie w nerwice, depresje, albo wieczne poczucie winy. Myślę też, że jest mi o tyle łatwiej, bo ciągle odkrywam w Anastazji moje własne cechy charakteru. Nawet te trudne jest mi łatwiej zaakceptować, bo \"widzę\" w niej małą siebie samą. I staram się myśleć przez pryzmat jej/moich w dzieciństwie odczuć. Wiem co mnie wpędzało w poczucie krzywdy i pamiętam co sprawiało, ze byłam szczęśliwa. Staram się jak mogę, być dla niej taką matką, jaką ja chciałam mieć. I na koniec - sądzę ( nie wiem tego na pewno ) , że chęć do samodzielnej zabawy wynika z charakteru dziecka w dużej mierze - a w znaczniej mniejszej z tego, jak bardzo starają się to osiągnąć rodzice. Po prostu jedne dzieci lubią sobie pobyć same ze sobą, a inne uwielbiają mieć \"publiczność\" :)
-
Psikulcu, ależ oiczywiście że miałam całe stado obaw! Co ja mówię stado.... populację całą! No i tyleż samo miałam \"mądrych\" pomysłów na wychowanie. Coś w stylu: O nie, ja nigdy tak nie zrobię! O tak, ja zawszę będę TAK postępować. Dziś śmieję się z tego do bólu. Życie szybko weryfikje nasze poglądy :) I dobrze. A jeszcze co do etapów na różne nowe rzeczy. Wyszłam z założenia, że musze Anastazji pokazać jak najwięcej. Ale to nie jest równoznaczne z wymaganiem tego od niej. Po prostu pokazuję jej różne rzeczy. Albo się zainteresuje, albo nie. Jak nie , to trudno, wracam do tematu za jakiś czas. Jak jej się spodoba - to super i zazwyczaj bez zachęcania bierze się za to. Tak było z ubieraniem. Sama wykazała inicjatywę, więc tylko jej podpowiedziałam, jak sobie ułatwić niektóre zadania i już. Teraz ćwiczy zapamiętale sama - na sobie, na lalkach i .... na mnie. Np. zawsze wieczorem przychodzi do mojego łóżka pozapinać mi guziczki przy koszuli nocnej. :) To samo było i jest z jedzeniem i myciem zębów. Musze przyznać ( będe się chwalić, uwaga dla wrażliwych! ), że jestem bardzo zdumina i dumna, że Anastazja praktycznie myje już zęby... jak dorosły. Oczywiście i tak się wtrącam i robię poprawki, ale szczerze przyznam, ze nie spodziewałam się, że tak szybko nauczy się manewrować prawidłowo szczoteczką. Za to dramatycznie wyglądają jej próby rysowania.. Bardzo lubi rysować, ale jak czytam, że wasze maluchy rysują śliczne ślimaczki, albo kółka...ech... u nas to jest nieustannie impresjonizm :) Choć w rodzinie są głębokie tradycje malarskie ( dziadek, babcia, tata, nawet ja trochę ) - normalnie podłamać się można :) Ale nie naciskam jej. Nie, to nie. Wytłumaczyłam jak się trzyma krędkę - reszta należy do niej. Wieczorem jeszcz enapisze, teraz musze spadać :)
-
Dziewczyny, no co Wy! BO spalę buraczka :) Fisa, super, że ze wzrokiem wszystko ok. Mój wzrok się domaga okulisty od roku, ale tu u nas na wsi..... to sobie mogę iść do weta-inseminatora krów - taki to ma \"głębokie\" podejście do pacjentki :) A póki co innego lekarza tu nie ma. będę więc pewnie odwlekać tę wizytę tak długo, aż kiedyś wyjdę na ulicę w majtkach na głowie i uznam, że problem dojrzał ( he he ) do interwencji lekarskiej. \"RyŚ\" - o jest najnowsza produkcja polska, komedia, kontynuacja słynnego \"MIŚA\". Może być fajny, choć przypuszczam, że klimaty już nie te co kiedyś. Sama jestem ciekawa opinii, więc czekam na relacje Logosm. Dziewczyny, od rana jestem terroryzowana przez własne dziecko plastikowym kawałkiem steku. Musze jeść z częstotliwością 6 razy na minute i popijać wurtualną kawą.... babcia ma zawsze dobre pomysły na prezent... Dobrze, że nie mam synka. Pewnie miałby już zestaw karabinów i kajdanek, a ja musiałabym pół dnia spędzać związana i skuta w areszcie odgrywając rolę irakijskiej niewolnicy. Acha! Miałam właśnie do czegoś nawiązać! Chyba Psikulec napisała niedawno ( w kontekście żłobków i przedszkoli ), że jakoby jest \"przyklejona\" do dziecka :) Otóz JA Jestem!!! Jestem jestem jestem jestem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Przyznaję się bez bicia. Uwielbiam spędzać czas z moim dzieckiem, uwielbiam ją usypiać, uwielbiam kiedy obejmuje mnie swoimi małymi ramionkami i usypia i uwielbiam gapić się na nią bez końca, kiedy śpi. Nie wiem, czy ma to na nia negatywny wpływ, czy nie, ale widzę, że Anastazja doskonale potrafi bawić się sama ( od zawsze chyba tak było ) i w odróżnieniu ode mnie - nie jest do mnie przylepiona :) Jest bardzo samodzielna, co napawa mnie dumą oczywiście. I tyle. Uważam, choć to tylko moja opinia, że nic na siłę. Jest czas, kiedy matka i dziecko są bardzo ze sobą zespoleni jedni dłużej inni krócej - w zależności od indywidualnych potrzeb. I oddawanie na siłę do żłobka lub przedszkola bez wyraźnej potrzeby... chyba jest bardziej krzywdzące niż słuszne. Widzę po małej, że choć wychowana dosłownie na moim brzuchu, bez dzieci w domu wcale nie jest taką przylepą trzymającą się tylko maminej spódnicy. Sama zaczyna domagać się kontaktów z dziećmi, zabaw z równieśnikami itd. I chyba o to chodzi? Jeśli nie jesteśmy zmuszone sytuacją, chyba powinnyśmy pozwalać naszym dzieciom samym dojrzeć do nowych etapów. No, wcale nie musze mieć racji, ale tak właśnie mi się wydaje. Uf, namądralowałam się, idę dać się \"ululać\" :) P.S. Ja też chcę zdjęcia JAGI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! P.S.2 - Kuk, mam adres Twojej firmy. Wysyłam Ci dziś pudełko zapałek i wiązę słomy. Wiesz chyba co z tym można zrobić? :) Mogę załączyć instrukcję.
-
Czasem nie mogę dobudzić dziecka!!!
Shalla odpisał na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
Nie znam się, ale to wygląda bardzo niebezpiecznie. Nie odpuszczaj tematu - idź do nastęnego lekarza. Też trzymam kciuki za malutką. -
Logosm! Ja już nie chylę czoła przed Tobą. Ja walę nim o beton. Przy dzieciach, pracy zawodowej, biznesie własnym, Ty jeszcze ciągniesz na aerobik i saunę!! No, śmiało, kopnij leżącego i powiedz jeszcze, że w weekendy relaksujesz się wyczynowo pieląc grządki na działce, albo grając towarzysko w tenisa... Wiesz co, czuję się przy Tobie jak stara zramolała baba z podagrą i ischiasem, oraz rwą kulszową przeplataną atakami woreczka zółciowego. Nie! Co ja mówię - to bym się jeszcze całkiem nieźle czuła! Nie - ja się czuję jak rozdeptana wyleniała wycieraczka w taxówce marki fiat 125p. Powiem krótko - dokopałaś mi. Idę jutro zapisać się do ochotniczej straży pożarnej ( no... fitness u nas na wsi nie ma... ) i musze odbudować swoje morale!
-
Kuk, Mysh!~FANTASTYCZNE ZDJĘCIA! Siedze i przeżywam, wzdycham tak, że cała rodzina się zleciała - i teraz wszyscy wzdychają... :) Corniglia - to jest dla mnie miasto ze snów!!!!!!!!!!! O RANY!!!!!!!! I Ty napisałaś kiedyś Kuk, że ja mieszkam w raju... Kobieto, ja nie mieszkam nawet na wycieraczce pod rajem.!!!!! Oczekuję dłuuuuugiego opisu ze spotkania, relacji najświeższych, zanim coś Wam uleci! Do dzieła dziewczyny!
-
Dziewczyny - miłego wieczoru. Kuk! - nie daj się, kurcze, widzę, ze Twoja szefowa przegięła, skoro skończyło się Twoją chorobą. Wstrętny babsztyl, yhhh Wysyłam Ci dużo cieplutkich fluidów!
-
Czołem, no a ja takie nadzieje pokładałam w tym lwie i misiu z Teletubisiów.... i nic. To akurat na Anastazję nie działa, bo ona akurat jest fanką wielkich przytulanek i najwidoczniej do tych dwóch też podesżła w ten sposób. Na szczęście z całych Teletubisiów interesuje ją tylko ten dzidziuś w słoneczku :) Ale opowiem Wam historię z dziś :) ( bo tak w ogóle to Nastusia często zagląda do naszych filiżanek i kubków w poszukiwaniu resztek kawy z mlekiem. Ale w czasie świąt zaglądała również do szklaneczek z wishky itp. Dlatego została pouczona, że to alkohol i dzieciom nie wolno ). No i dziś siadam sobie pod kominkiem z dobrym kryminałem i stawiam obok siebie kieliszek z nalewką mojej mamusi. Nastusia już zbystrzała, że coś nowego się pojawiło podchodzi i zapuszcza żurawia. Mówię do niej - Nastusiu, nie wolno tego ruszać, to jest alkohol. Odeszła więc, ale obserwuje mnie. Ja podniosłam kieliszek do ust i traf chciał, że się zakrztusiłam. Anastazja podbiega, klepie mnie w plecy i mówi: mamusiu, ty za dużo tego alkoholu pijesz! :D :D :D Dobrze, że siedziałam na podłodze.... Ło matko, po prostu. Dzieciak mnie podsumował. :)
-
Szefową Kuk należałoby spalić na stosie - ja lubię takie radykalne posunięcia :) ( tylko z opróżnieniam szafy nie idzie mi tak radykalnie.... niestety... ) Kuk - L4 NATYCHMIAST!!!!! I Olej tę wstrętną babę! Karen ka - no właśnie to mnie w tej histerii zdziwiło, że naprawde byłą bez powodu ( a takie jej się nie zdarzają ). Po drugie nie uspokoiła się, jak zazwyczaj , po minucie, tylko było coraz gorzej, a po godzinie już jej nie poznawałam. Wyła jak opętaniec! A potem zasnęła i rano jakby nic nie pamiętała. Nic nie mówiła, miała wyborny humor i tak jest do dziś. Nic z tego nie rozumiem. Ale przestraszyła mnie nie na żarty :( Mam nadzieję, że to się już nie powtórzy. Acha! Opwoiem Wam mój nowy sposób na wszelkie sprzeciwy. No, na niektóre przynajmniej. Otóż odwracam role! Na przykład jesteśmy długo na spacerze i chę już wracać. Oczywiście Anastazja nie chce. Wszelkie namowy pt. a w domu czeka babcia, a w domu sa biszkopty itd nie przynosza rezultatu. Ale...! Jak powiem: zaprowadź mnie do domu, bo jest mi bardzo zimno i sama nie trafię... - to działa jak zaklęcie. Leci pierwsza, wali do drzwi i krzyczy: Babciu, otwórz sybciuto!!!! To samo z jedzeniem. Zjesz? Nie zjem. Dobrze, to ja bym zjadła, ale nie mam siły. Może mnie nakarmisz? I wtedy Nastusia z chęcia mnie karmi - ale moją metodą - czyli jedna łyżeczka dla mnie, jedna dla niej :) I tym sposobem opyla wszystko. I to samo ze spaniem. Pójdziemy spać? Nie. No dobrze, to ty nie śpij, ale mnie ululaj i opowiedz mi bajkę, bo ja jestem baaaardzo śpiąca. Oczywiście kładziemy się obie i... niebawem tylko jedna ( ta krótsza z nas ) śpi :) I powiem po cichu, ze UWIELBIAM te chwile. jak ona mnie czule obejmuje, przytula, daje buziaczki i troskliwie przykrywa. Nawet próbuje kołysać :) CUDNIE JEST!
-
Muszę coś o puzlach, bo mnie Nadyjka natchnęła. Otóż ludzie zazwyczaj ( to chyba normalne? ) oglądają najpierw co jest na puzlu i dopiero starają się te cześć gdzieś do obrazka dopasować. I to jest właśnie to, co mi się ciągle nie zgadzało u Nastusi, a nie mogłam wpaść na to co to jest? Co jest nie tak?! Otóż już wiem, co mi cały czas nie gra w tym jej układaniu puzzli - ona nie patrzy na obrazki! Przylukałam kiedyś jak układała sobie puzle... odwórcone rewersem.... ale wtedy nie zajarzyłam, że je układa. Zarejestrowałam obraz, jako naturalną zabawę w CUŚ. I już. Ale teraz sobie skojarzyłam parę faktów. Takie drewniane puzelki do wkładania w odpowiednie kształtem otwory najpierw wkłądała prawidłowo - obrazkiem do wierzchu, a potem sobie urozmaicała tę zabawę i odwracała je do góry nogami i już dopasowywałą tylko po kształtach. Nawet raz się z nią w to bawiłam, pokazując jej rewersy, a ona zgadywała co jest po drugiej stronie. Ale to przecież nie sztuka. Zabawa wydała mi się prosta i sympatyczna. A teraz sobie uświadomiłam, że ona próbuje tak układać zwykłe puzzle. Nie to, żeby tak genialnie - że nie patrzy na wzór, ale właśnie tak nieporadnie - próbuje ułożyć całość w ogóle nie patrząc co przedstawiają poszczególne elementy. Może stąd te trudności z ułożeniem całego obrazka? Kurna, że ja na to nie wpadłam! Muszę jej jutro pokazać, że trzeba się trochę przyjrzeć, inaczej kicha :) Dobranoc Kochane i dzięki za uświadomienie!
-
Logosm, cudnie, że jesteś. Podziwiam Cie, że przy trójce dzieci, pracy i obowiązkach domowych Ty jakoś znajdujesz czas dla forum. I Ty mi zazdrościsz kondycji??????? :) To ja przed Tobą walę ukłony. Gratulacje dla Michałka! Masz powód do dumy. A co do szkoły - nie jeden genialny odkrywca, czy geniusz w ogóle miał w szkole kłopoty :) ( żeby nie powiedzieć, że każdy.... ) Dziewczyny, dziś planowałam wypad na plac zabaw.... a tymczasem za oknem jest jakiś huragan, śnieżyca, -8 stopni i koszmar jakiś. Nawet jak na moją miłość do zimy, dziś to za wiele. Siedzę więc w domu, palę w kominku i czytam kryminał Agathy Christie :) I tak zamierzam przeczekać do wiosny. brrr... ( Nastusia właśnie z mozołem układa puzzle.... oczom nie wierzę! )