Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Shalla

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Shalla

  1. Karen ko, pomysł z termoforem jest nalepszy z wymienionych :) Wizyta u teściów bez takiej \"perełki\" w ogóle się nie liczy! :) Co do sprawiedliwości - ten bandyta złożył dziś apelację. Ughhhh!!!! Mam ochotę zaapelować mu do rozsądku łopatą ( kantem!!! ). Co za bydle jakieś. Nie ma co do gęby włożyć, taka bida, ale na adwokata jeszcze uciuła. Jak nic przyjdzie mi się wlec jeszcze pół roku po sądach. ech :( Dziewczyny, przedwczoraj Nastazja miała napad histerii. Całkiem znikąd. Bez powodu. Kompletnie. Pierwszy raz moje dziecko przeraziło mnie sama tak bardzo, że nadal mam dreszcze, jak sobie to przypomnę. Nie mogłam jej uspokoić przez godzinę, wyła, rzucała się, kiedy ją przygniotłam do łóżka próbując jakoś uspokoić, przykuć uwagę, to charczała jak dzikie zwierze, oczy wywracała do góry, w ogóle na mnie nie patrzyła... robiła wrażenie... tylko się nie śmiejcie - opętanej! Nie przytomnej, w ogóle nie kojarzącej rzeczywistości. Nie łatwo mnie przestraszyć, ale.... cała się trzęsłam. Byłam przerażona! To się stało tak nagle, eskalowało tak gwałtownie, że.... straciłam kompletnie głowę. Stała się strasznie agresywna, zaczęła kopać, bić, uderzała głową w przedmioty... dziewczyny, może pomyślicie, że zwariowałam, ale zaczęłam się modlić! Bo już nic innego nie przyszło mi do głowy. Potem zasnęła jakby nigdy nic wtulona we mnie, a rano jakby nic nie pamiętała. Cały dzień ją obserwowałam i nic. Pogodne, roześmiane dziecko, przytulaczek, bez najmniejszych śladów agresji. Nie bardzo wiedziałam, czy wam o tym pisać, ale ciągle mnie zastanawia ten jej atak. Ciągle o tym myślę i... musiałam to wyrzucić. Może znajdzie się jakieś słowo otuchy dla starej wariatki?
  2. Dynia, dzięki! A co do Rospudy.... rzuciło mnie o podłogę, gdy przeczytałam, że największym zagorzałym zwolennikiem tej... masakry( ! ) jest Jan Szyszko - mój były profesor ze studiów, którego wspominam JAKNAJLEPIEJ! Wydawał mi się bardzo rozsądnym, myślącym, dbającym o przyrodę facetem. Dał się poznać z bardzo dobrej strony, wyjeżdżaliśmy współnie do najdzikszych rejonów Polski, gdzie pokazywał nam nieskalaną przyrodę, formy pomocy zwierzynie itd. Jestem po prostu w szoku, że taki z niego dwulicowiec, podły, pospolity, ech.... kanalia po prostu :(
  3. Dynia, błagam, taj nazwę tych leków na kofeinie. Ja mogę spać nawet pod młotem pneumatycznym i do góry nogami. A co do regresu. Anastazja zaczęła nocnikować w listopadzie, potem miała regres w grudniu, gdy przyjechał Adam, ale od tamtej pory wszystko jest juz ok. Bez regresów. Acha - ona od początku nie chciała już spać w pieluchach, więc w sumie od pierwszego nocnikowania aż do dziś na noc już pieluchy nie nosi. Również na spacery nie nosi, bo nie chce. Na razie jest bez wpadek. Natomiast kompletnie nie wiem, jak się zabrać za naukę załatwiania się na duży kibelek. Nastusia ma do niego osobliwy stosunek. Twierdzi uparcie, że jest mała i robi siusiu na mały nocniczek. A mama jest duża, więc może robić na \"ten duży\". I jak ona dorośnie, to też będzie... yyyyy I co ja mam na to odpowiedzieć????
  4. Witajcie, dalej zdycham na migrenę. Psikulcu, błagam , zapodaj jakiś przepis na odległość z jogi. Zrobię wszystko, nawet na rzęsach stanę. Nadyjka jest bezdyskusyjnie fenomenem. Nie znam żadnego dziecka, które w tym wieku tak świetnie układałoby puzle. Anastazja się do tego przymierza, ale idzie jej raczej... średnio. Z takich zwykłych puzli mamy 25-częsciowe z tygrysem. Samego tygrysa ułoży, lae już boków ( gdzie jest głównie trawa ) nie daje rady. Ale nie zmuszam, układamy razem i może kiedyś załapie o co w tym biega :) Tak więc moje uznanie. No i gratulacje z powodu egzaminów! Nie wiem, jak Ty to wszystko godzisz. POpieram, co ktoś już tu wcześniej napisał - chyba Kuk - jesteś tytanem pracy!!!!!!!!!!!! Co do pytań - faktycznie, choć mam od lat w domu osobę niepełnosprawną z pierwszą grupą inwalidzką, nie umiałabym odpowiedzieć na przytoczone przez Ciebie pytanie o potrzebach. Bo z jednej strony TAK - mają takie same potrzeby: też chcą się uczyć, pracować, kochać, być kochanym, mają swoje pasje, hobby, tez potrzebują jeść, myć się i wypoczywać. A z drugiej srtony... NIE - bo przecież te potrzeby sa w zasadzie dużo większe - jak właśnie wspomniane zniesienie barier tektonicznych - specjalne windy, płaskie podjazdy, udogodnienia w łazience itd. U niewidomych dochodzi jeszcze więcej - bo specjalne książki, kasety ze słuchowiskami itd. Uważam, że to nie jest pytanie do odpowiedzi TAK/NIE. Autor pytania - do raportu! :) Lecę, Kochane i też czekam na zdjęcia ze spotkania na szczycie. P.S. nie inbteresuję się polityką i nie chcę jej wprowadzać na nasz topik, ale musze po prostu podzielić się z Wami moją dzisiejszą myślą: WYKOPIĄ NAS Z UNII NA ZBITY RYJ. A tą Doliną Rospusy chyba tylko przypięczętujemy nasz los.... Dobra, koniec politykowania, uciekam. Pa!
  5. Dziewczyny, moje \"wróżbiarskie\" hobby chyba naprawdę musze zamienić na... togę :) Wczoraj sobie napisałam elaborat, którym chciałam pogrążyć tego łobuza... No i walnęłam taką mowę w sądzie, ze sama się sobie zdziwiam ile ekspresji mogę zmieścić w jednym oddechu! :) Sąd zastanawiał się jakieś 1,5 minuty. Potem orzekł: wina nie budzi najmniejszych wątpliwości. Jupiii!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Hurrra!!!!! A najśmieszniejsze jest to, że jak miałam 6 lat, jakiś facet przepowiedział mojej mamie podczas podóży w pociągu, że ja zostanę albo prawnikiem, albo dziennikarką ( i mnóstwo innych rzeczy ). Sprawdziło się wszystko, prócz mojej profesji, ha ha ha. A może to ja się sprzeciwiłam losowi? Czort to wie.... :) Dziewczyny, mam migrenę, ale chyba się idę upić ze szczęścia.
  6. Ja ! Ja pierwsza to powiem!!! ja ! GRATULACJE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  7. Melduję się, jestem żyję. Jutro moja druga sprawa w sądzie - zbieram siły. Wpadnę na forum po wszystkim. Albo się wyżalę, albo upiję ze szczęścia. Do jutra.
  8. acha - ja też jestem przeciwko szczepieniu na ospe!!!!!!!!!!!!
  9. Psikulcu, a więc dziewczynka! No super! Nie, nie w moje wróżby absolutnie nie należy wierzyć :D :D :D Jestem kompletnym antytalenciem w te \"zgadywanki\", co nie zmienia faktu, że uwielbiam sobie tak zgadywać. Chyba jakaś nutka hazardu we mnie drzemie :)
  10. Wiesz co Kuk, ta Twoja szefowa to jest .... yyyhhh, słów brakuje. Rzuć tę robotę. Z głodu nie umrzecie, a jak Twoja ambicja nie opadnie, to parę miesięcy po urodzeniu bez wątpienia znajdziesz dobrą pracę. A teraz dla dobra Twojego i dziecka ( obu w zasadzie! ) rzuć jej jutro na biurko wymówienie. Pamiętam, byłam w 5-miesiącu ciąży, kiedy moja słodla sąsiadka ( z jej bratem mam właśnie sprawę w sądzie ) widać nie mogła dłużej znieść spokoju i stanęła pod płotem i dawaj mnie wyzywać - ja akurat przycinałam żywopłot. Ona jest stara panną, ma 46 lat. Ja sobie przycinam, a ta idiotka wisi na siatce i daje równo, w końcu się zagalopowała i dojechała do \"dziwek, kur** itd\". Oj, tego było już za wiele i straciłam cierpliwość. Nie mogłam jednak przecież zejść do jej poziomu ( a korciło mnie strasznie! ). No i wreszcie, jak już wypluła z siebie resztki pomysłowych epitetów na temat mojego prowadzenia się, ja odrzekłam jej spokojnie: \" no cóż, ale ja jestem szczęśliwa, a ty jesteś stara, brzydka i nikt cię nie chce. Ani za darmo, ani za pieniąze\" :) Od tamtej pory do dziś nie odezwała się do mnie słowem. Tak mi się to przypomniało, ponieważ Twoja szefowa aż się prosi o jakiś ładny komentarz :)
  11. Dynia, dziękuję i prosze o jeszcze. ja sobie chyba wydrukuje Twój wpis. Ja jestem po prostu spłukana z pomysłów totalnie. Nie dość, że w ogóle u mnie z gotowaniem na bakier, to jeszcze z gotowaniem dla dziecka... koszmar. POtwornie się męczę. Placuszki - to Nastsuia chętnia. Np. takie z jabłkami. Zje dwa-trzy i finioto. Czwartego nie wmusisz, żeby nie wiem co :(
  12. Fisa, mam ten sam problem. Anastzja ma może ze 3 ulubione potrawy i na tym koniec. Coprawda je z nami przy stole, ale.... swoją wersję posiłku. Czyli np. my jemu spagetii, a ona sam makaron - bo sosów żadnych nie uznaje. My jemy jakieś kotlety ( rodzaj nie ma znaczenia ) i ziemniaki - ona same ziemniaki, bo męso jest be. My ryż np. ze śmietaną i truskawkami - ona sam suchy ryż ( !!!!! ) Boże, które dziecko nie lubi ryżu ze śmietaną i owocami??????!!! MOJE! My kanapki - on wyłącznie żółty ser sote. My zupy - ona strajkuje. Ja już tracę głowę, co jeszcze mogę jej ugotować, żeby zjadła :( Zdarza się, że zje z apetytem coś nowego ( np. szczawiową ) Zachwytom nie ma końca. Ja cała w skowronkach. Za tydzień szczawiowej do ust nie weźmie.... I tak jest ze wszystkim. Nie wiem, jakim cudem wyszła jej idealna morfologia. Nie wiem! Chyba z tej wody do picia i biszkoptów - bo są jej stałe posiłki. ( no i kasza, jak ma humor ). Czekam z utęsknieniem na lato, bo wtedy wiem, że zielskiem opcha się sama, bez specjalnego zachęcania przeze mnie. Pożera wszystko, co urwie z ogródka, albo co uzna za jadalne :) Oczywiście, nie łudzę się, że przez całe lato choćby tknie ciepłą zupę lub kotlecika.... ale trudno. Natomiast w zimie już mi się kończą nerwy. Budyń be, kisiel be, dżem be, soczek malinowy be, kanapki be, żółtko be, jajecznica be, ratunku! Ale takie okrągłe ryżowe suchary, to bardzo chętnie! Przecież mnie zamkną, jak ktoś zobaczy co ona jada. Dynia, może Ty masz jakieś pomysły czym skarmiać to moje hodowlane stworzonko, jeśli nie mięskiem? P.S. Uwielbia kukurydzę z puszki. Ale wydaje ją w formie nie zmienionej, więc unikam.
  13. A mnie się nożyczki bardzo przydały i do dziś przydają. Natomiast gaziki ze spirytusem... leżą do dziś nietknięte :) Jeśli mogę coś od siebie polecić, to.... zwykła mąka ziemniaczana za 1,20 w sklepie, zamiast drogich pudrów, zasypek, alantanów itd. Mąka była idealna przez cały okres z pieluchami. Anastazja NIGDY nie miała odparzonej pupci, nigdy żadnego uczulenia, zaczerwienienia czy reakcji alergicznej. Dlatego z całego serca polecam, bo to najtańszy, a bez wątpienia od pokoleń używany sprawdzony kosmetyk. Tyle mojego mądrzenia. Znikam!
  14. wiem, okropna jestem, jak się rozpędzę z krytykowaniem całego świata i marudzeniem na dokładkę. Ale - jak ciągle powtarzam mojemu mężowi - przecież muszę mieć jakąś wadę, nie? :D :D :D :D
  15. A ja to widzę całkiem inaczej. :) Inni właśnie dla świętego spokoju schowaliby noże choćby do wanny ( heh ), a nie pozolili się dziecku nauczyć tym bezpiecznie posługiwać. Ha! Właśnie to jest godne podziwu - że dla Ciebie takie rzeczy są normalne i nie widzisz w nich nic szczególnie wielkiego. A kuzynka mojej sąsiadki jeszcze 5-cio letniemu chłopcu miksowała wszystkie posiłki KARMIŁA łyżeczką, bo cyt: \" przynajmniej ładnie wszystko jadł i nie brudził\"..... bez komentarza. Dzieciak ma dziś 9 lat i nadal problemy z gryzieniem.
  16. Super Kuk! Brawa dla Frania. To jest dla mnie jawny przykład, ile dziecko jest w stanie się nauczyć, jeśli tylko komuś chce się do tego przyłożyć. Ja rozumiem, że sa mamy tak zapracowane, że ledwo staracza im czasu na poprzytulanie wieczorem dziecka, ale są i takie, które nie pracują, pół rodziny skacze wokoło narzucając się wręcz z pomocą, a dzieci....totalne gapcie. Mam taką znajomą. Nawet nie jedną... dziewczyna cały dzień zbija bąki w domu z nudów, bo mamusia obiad ugotuje, ciotka zabiera dzieciaka na spacery, jej tatuś zrobi zakupy, brat wykona męskie prace ( mąż pracuje daleko ) a dziecko.... dziecko nie potrafi nic. Ani samo jeść, o ubieraniu się w ogóle nie ma mowy, o zainteresowaniu książeczkami można pomarzyć, pokój wypełniony zabawkami za nie mniej niż 200zł ( tańsze są NIE DLA NIEJ ). Żal mi tych dzieci. Bo to wcale nie znaczy, że to głupie dzieci o wolnym tempie rozwoju. To są dzieci po prostu zaniedbane - co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że więcej tych zaniedbanych dzieci jej w nowobogackich rodzinach, niż w biednych. Ech, tyle mojego plucia w południe :) Chciałam tylko powiedzieć, że jestem pełna uznania dla metod wychowawczych Kuk.
  17. Karen ka - turlałam się ze smiechu z tego opisu Olkowego napadu na mięsny :) Fantastyczna sprawa! Weź koniecznie kiedyś aparat do sklepu lub kamerę i nagraj to. Wygrasz wszystko: i samochód i mieszkanie i wycieczkę na Karaiby :) \"Skok przez płot\" - to kolejna animowane produkcja chyba Disney\'a ( z gatunku tych komputerowych, jak np. Shrek ). Całkiem śmieszna. A teraz o jedzeniu. Anastazja pierwszy raz samodzielnie posłużyła się łyżeczką jedząc.... barszcz ( ukłony dla mojej inteligencji ) w dniu swoich pierwszych urodzin. Od tamtej pory \"je\" samodzielnie. Przez pierwsze kilka tygodni mój dom po posiłku przypominał strefę stabilizacyjną w Iraku. Ale postanowiłam przetrwać i nie hamować jej w tej samodzielności. Dziś, z perspektywy czasu oczywiście wspominam z uśmiechem tamte chwile. Ale wtedy nie było mi wesoło. To był Sajgon w najczystszej postaci. I trwał niestety długo.... Ale dziś mogę powiedzieć, że się opłacało. Od kilku miesięcy Nastusia je samodzielnie. I łyżką i widelcem. Potrafi również tempym nożem posmarować sobie kanapkę masłem. Oczywiście, zdarza jej się czasem rozlać troche zupy, czy wyjechać ziemniaczkami za telerzyk, ale rzadko. Mysh.... ZAZDROSZCZĘ! Pisz pisz pisz o wszystkim!!!!
  18. No nie, akurat Startrek jest mi całkiem obcy. Za to jestem fanką marszu Imperium z Gwiezdnych Wojen :) Historie ze śrubką znam - niezła :) Oglądałyście \"Skok przez płot\" ? Mam wrażenie, że dziś moja córka zachowuje się, jak ten mały wiewiór ( chyba ) po kofeinie.... Mam ochotę skorzystać z patentu przesłanego nam niedawno przez Pati. A wszystko dlatego, że dziś oparłam się wyciu o wyjście na spacer... Jutro , kurde, wyjde nawet jak z nieba zjedzie 4 jeźdźców apokalipsy i będa \"sprzątać\" okolicę. Amen
  19. Zwolna.... jakby mimochodem, nieco od niechcenia, ale... zaczynam przychylać się do psikulcowego zdania o zimie :) Ale nie mówcie nikomu! Otóż dziś, zazwyczaj hiperaktywna Anastazja , rozsiadła się w sankach jak królowa śniegu i przez ponad dwa kilometry domagała się mojego spienionego galopu przez zaspy śnieżne. Z poważnych opresji wybawił mnie jej pęcherz, który zaczął się WRESZCIE domagać opróżenienia i hrabina łaskawie zgodziła się odwlec do domu. Lewdo dycham. Dotleniłam się za wszystkich mieszkańców Turynu chyba.... Kuk, bardzo współczuję tych smogowych klimatów. Ja mam duszę wiejską, bez przyrody umieram, a w smogu żyłabym krócej niż karp w wannie. Przyjeżdżaj na urlop do mnie!!!!!!!
  20. Witajcie! Katrin - trzymaj się! Dynia, Jaga jest nie do pobicia z tymi tekstami :) Dziewczyny, ZASYPAŁO NAS!!!!!!! Biało po horyzont. Normalnie obudziłam się w innym świecie! Idziemy na sanki!
  21. ANASTAZJA ZA WYJĄTKIEM MIĘSA ZJADŁABY CAŁY ŚWIAT. Chrzn, czosnek, cebula, poziomki, maca, ryżowe placki, nie ma znaczenia. Byle tylko nie mięso. Acha! I gardzi kanapkami z dżemem! Pierwszy raz w życiu widze takieedziecko! Mysh - skakanie wytłumaczyłaś PIĘKNIE! Ten opis mógłby się śmiało znaleźć w multimedialnej encyklopedii :) Co do reagowania na bandytów w nocnej Warszawie - moja odwaga ma swoje granice. Nie jestem samobójcą :( A teraz napisze Wam coś o paradoksach, choć pewnie Kuk będzie mogła o tym powiedzieć znacznie więcej... a więc... Jak wiadomo do obrony może służyć dobrze wyszkolony pies obronny. Żeby pies był dobrze wyszkolony, należy z nim zaliczyć kilka poważnych kursów. Zaczynając od podstawowych egzaminów na PT1, PT2 itd ( pies Towarzysz stopień pierwszy, drugi itd ) a kończąc na już bardzo trudnych egzaminach na psa obronnego ( też kilkustopniowy ). Kursy sa kosztowne, egzaminy też, nawet bardzo. No, ale to sie powiedzmy opłaca, bo oto mamy psa przyjaciela, z którym możemy się czuć bezpiecznie: wytrąci pistolet z ręki napastnika, unieszkodliwi, przypilnuje, a nawet sprowadzi pomoc. Brzmi nieźle, co? NIC Z TEGO Pies po kursie obronnym MUSI chodzi w kagańcu i na smyczy. Tak więc, jeśli zostaniem napadnięci w parku, z nienacka, od tyłu, to o ile w porę pies nie znokautuje napastnika ciężkim metalowym kagańcem, to jest przydatny jak... umarłemu kadzidło. Ale nie dość na tym. Załużmy, ze w ferworze walki uda nam się psu ściągnąć kaganiec i wydać komende do obrony. Acha! BO ważne, że pies NIE MOŻE samowolnie zaatakować bez komendy. Zakładając, że dostajemy od tyłu w głowę ciężkim narzędziem, raczej nie należy się spodziewać, że wydamy jakąś komendę.... Ale i to nie koniec. Może być i taki scenariusz, że nie zostajemy niczym uderzeni, tylko zaczepieni agresywnie słownie i napastnik grozi nam np. pobiciem, okaleczeniem, czy inną przyjemnością, jak nie wyskoczymy z portfela. Jeżeli wówczas wydamy komendę psu do obrony... to już po nas. Zoczyńca oskarża nas o poszczucie psem ( niebezpiecznym! ), urazy ciała, koszty leczenia, odszkodowania, oczywiście długi proces w sądzie, w najlepszym razie kolegium. Bo przecież on chciał tylko o godzinę zapytać, a my jacyś nerwowi tacy... i zaraz psem szczujemy! Słuszny scenariusz zakładany przez prawo: Idziemy sobie, napastnik nas zaczepia. Pies siada grzecznie i czeka na komendę. Napastnik nas atakuje, przsparza nam ran wszelkiego typu, najlepiej jeszcze gwałci. ( pies cały czas czeka! siedząc grzecznie obok ). Napastnik robi swoje, ograbia nas ze wszystkiego i oddala się. Wtedy my resztką sił ściągamy psu kaganiec i każemy dopaść łobuza. I wtedy jest ok. Sąd ma obdukcję, nasze pokiereszowane ciało jest dowodem zaistniałego przestępstwa, a nasz pies zostaje odznaczony medalem za poświęcenie i niespotykaną odwagę w obronie właściciela... bez komentarza...
  22. Dynia, spieszę z relacją co u nas, choć chyba zbyt budujące to nie będzie.... Śniadanie: pół miseczki kaszy mleczno-ryżowej + łyżeczka tranu + 1-2 biszkopty II Śniadanie ( godzinę później ) - kromka chleba, lub ciasta drożdżowego, ewentualnie trochę sera żółtego lub jajka na twardo III Śniadanie ( po spacerze ok 12 w południe ) - deresek gerbera, albo jabłko, albo serek wiejski - taki w granulkach spanie Obiad: zupa ( najczęściej rosół, barszcz ukraiński, pomidorowa, bądź krupnik - innych nie tknie nawet ) - albo zje, albo ucieknie od stołu. 2-3 razy w tygodniu jest ryba ( zamiast zupy ) podwieczorek: serek wiejski w granulkach, albo kanapka z cebulą ( ! ), albo pomidor ze szczypiorkiem, albo jajecznica kąpiel kolacja: pół miseczki kaszy mleczno-ryżowej. koniec. Do picia przez cały dzień woda, lub własnoręcznie produkowane przeze mnie soki. Acha, to jest zestaw zimowy, bop latem to wygląda zupełnie inaczej.
  23. Kuk, gratulacje! Najważniejsze to nie tracić zimnej krwi i nie poddawać się. Ja niestety, nie należę do tych cierpliwych i nie raz już zdażało mi się powiedzieć do Nastusi ( ku rozbawieniu postronnych słuchaczy ) : \"bardzo Cię proszę kochanie, odsuń się na bezpieczną odległość, bo mamusię zaraz krew zaleje\" :) Co ciekawe, wybuch furii zdarzył mi się może góra jeden raz, a zapadł dziecku w pamięć na tyle, że jak już przesadzi ze skandalicznym zachowaniem, to sama się ewakuuje ( na poduchę!!! ) i jeszcze zamyka za sobą drzwi. Wraca po jakiejś minucie delikatnie sprawdzając, czy już mi przeszedł \"zły humor\" :)
  24. Witajcie Kochane, Psikulcu, gratuluję dzidziusiowi, że wreszcie ma tatusia! Ha ha ha, rozumiem, że wczesniej było dziełem kosmitów :) :D Nie ma to, jak rodzinka i docinki :) Ja miałam znacznie gorszą przygodę... otóż wybrałam się do lokalnego sklepiku na 3 dni przed porodem i znajoma pani za ladą pyta: i co się urodziło? Chłopczyk czy dziewczynka???? No kurcze, sądzę, że jak ma się taką wadę wzroku, to nie należy pracować na dziale z wędlinami, bo można skroić sobie palce na krajalnicy.... :) Kuk, jestem pełna podziwu dla Twojej mamy. A że miałam ogromną przyjemnośc poznać mamę Kuk, mogę zaręczyć, że nic tu Kuk nie ściemnia, a mamę ma wspanią, charyzmatyczną, o dumnym, a jednocześnie niezwykle ciepłym i życzliwym spojrzeniu. Epitafium z grobu bardzo mi się podoba, chętnie i ja się weń \"wpasuję\" :) Wiecie co, ja w ogóle nie czuję upływających lat. Często się nawet nad tym zastanawiam, często wracam myślami do chwil sprzed roku, trzech, pięciu czy piętnastu i ciągle... widzę świat tymi samymi oczami! To najlepsze porównanie, jakie przychodzi mi do głowy. No, może jestem ciut mądrzejsza ( ale niekoniecznie w oczach wszystkich.... ) :) ale poza tym ciągle mam ochotę na to samo, lubię te same lody, gardze polityką i nosze ten sam rozmiar ciuchów ( ale to się może niebawem zmienić... ) Mam wrażenie, że jestem ciągle tą samą dziewczynką, która błagała o chiński pórnik. Chyba brak mi powagi właściwej dla wieku....?
  25. Żeby sobie poprawić humor opowiem Wam moje przygody ze sportem. Otóż zdecydowanie podzielam punkt widzenia Kuk :) A nawet więcej - każdy zbędny wysiłek, nie będący ruchem absolutnie koniecznym dla przetrwania jest dla mnie karą za grzechy. Ale, ale! Nawet ja dałam się pewnego razu skusić.... Otóż w odległej epoce pracowałam w bardzo prestiżowej amerykańskiej firmie - szkło, futura aluminium i kapitalistyczni wyzyskiwacze, innymi słowy maszynka do mielenia ludzi itd. Ale pracodawca wiedział doskonale, jak zatrzymać przy sobie pracownika, który każdy urlop spędzi z radością przy biurku, bijąc pokłony wdzięczności, że szef uczynił mu ten zaszczyt i pozwolił pracować pomimo dni wolnych. No więc przechodząc już do rzeczy firma gwarantowała wszystkim pracownikom ( oprócz wielu innych ochów i achów ) złote karnety do najdrożyszego wówczas klubu w samym centrum Warszawy. Klubu sportowego, rzecz jasna. Można tam było wszystko, a nawet więcej. ZA DARMOCHĘ!!!! Opierałam się dzielnie przez rok. Ale bombardowana opowieściami mojej przyjaciółki ( miej ją Panie w opiece! ), jak to jest tam rewelacyjnie, jakie zajęcia, jaki step, jaki aerobik, jakie boskie to i tamto, a baseny, a korty a...g**** ( nazwy dla mnie nie do wymówienia były podobno tymi najfajniejszymi ćwiczeniami ....) No i złamałam się! Poszłam RAZ! Wybrałam od razu z grubej rury kik-boxing. Bo dlaczego nie? Jak spadać, to z wysokiego konia. Ludzie.... co oni mi zrobili! 60 minut kopania w powietrze przy muzyce taktowanej chyba młotem pneumatycznym. Po tych 60 minutach było 15 minut przerwy i druga seria dla chętnych. Oczywiście uciekłam w tym czasie, zdobywając się na nadludzki wysiłek dosłownie wyczołgania z sali. Siedziałam chyba z pół godziny w bezpiecznej odległości od grasującej trenerki, żeby mój rytm serca wrócił do normy i nerki przestały mi się telepać wokoło wątroby.A i tak zastanawiałam się, czy nie zadzwonić po karetkę, zamiast po taksówkę. Wyszłam na czterech łapach, wlokąc za sobą własny jęzor przez pół Warszawy. Było to moje pierwsze i ostatnie spotkanie z kik-boxingiem. Wróciłam do domu \"zrelaksowana\" jak po wakacjach w Guantanamo.... Druga moja przygoda ze stepem tym razem - odbyła się na 2 miesiące przed zajściem w ciążę. Powiem tylko tyle - po zajęciach stanęłam u początku schodów do domu i dostałam histerycznego napadu śmiechu - jako że nie byłam w stanie na te schody wejść i wszystko wskazywało na to, że tę grudniową noc miałam spędzić na wycieraczce. Na szczęście w porę wrócił Adam i zawlekł mnie do domu. Koniec na dziś osobistych wynurzeń :) Do jutra.
×