Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Dziewczyny, nie ma sprawiedliwości :( Ja wiedziałam, że sprowadzając się na wieś zderzę się z kompletna odmiennością kulturową, ale żeby aż tak....???? Oskarżony roztoczył przed sądem wizje, jaką to ja jestem okrutna i mściwą osobą, jak to mój ojciec ( sparaliżowany nota bene na wózku inwalidzkim ) groził mu , że go zastrzeli, poczym nafaszerował śrutem cały jego przychówek hodowlany, a czego nie ustrzelił to otruł ( ! ), dowiedziałam się również że jestem posiadaczką kosiarki elektrycznej, której pasjami używam w.... październiku :) Szczęka mi opadła. Żałuję, że nie stać mnie na adwokata, bo zmiotałabym tego bandytę na proch. Wyszedł z sali śmiejąc się całą gębą. Mało tego - przyjechał w obstawie swoich kolegów recydiwistów ( jednego brakowało, bo właśnie odsiaduje wyrok... ) Wniosłam o powołanie biegłego celem ustalenia reputacji, ale sędzina stwierdziła, ze to bez senu, bo jak widać jedni się lubią, a inni nie ( !??? ) Zgrozo, ja chyba byłam w cyrku, a nie w sądzie..... W między czasie zeznawał świadek oskarżonego - miejscowy lekarz z ośrodka zdrowia, który.... wystawił mu piękne alibi, jakoby oskarżony był tego dnia ciężko chory i pół dnia spędził w ośrodku.... I co z tego, że cąła wieś wie, że ten lekarz jest starym draniem i łapówkarzem, kiedy nikt tego nie zezna. Ludzie się boją. Mam trupi humor. Kolejna rozprawa 20 lutego. Ten bandyta jest już pewny swojej wygranej. Szczególnie, jak sędzina skwitowała wszystko: wy sie kłócicie od pokoleń, wasze rodziny są znane z tego i czas, żebyście zrozumieli, że trzeba żyć w zgodzie, jak sąsiedzi ( !!!!! ) Łola Boga! Mieszkam tam od 1,5 roku i już rzekomo jestem znana, ze od pokoleń tocze wojnę z sąsiadami...... cudnie! Nie wiedziałam , że sądy sa od moralizatorskich tekstów rodem z ambony... No to się dowiedziałam. Najwyraźniej potrzebne moje martwe ciało do obdukcji, i maszerujący pluton wojskowy za świadka, żeby tego faceta wreszcie skazać :( MAM DOŁA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
Nikii! Cudowne chwile, na pewno. Wspaniale, że mogliście razem pobyć tak długo. Wiem, jak Ci teraz ciężko. Ale nie martw się - ja sobie już wbiłam do głowy takie przekonanie: każdy upływajcy dzień zbliża nas do chwili, kiedy na zawsze będziemy razem. I tego się trzymam i to daje mi siłę. Dziękuję za kciuki! Właśnie mobilizuje siły.... czeka mnie ostra walka. Facet jest bandziorem i recydywistą. Nikt nie chce z nim walczyć, bo wszyscy się go boją. Przez to chodzi bezkarny i terroryzuje całą wieś. Nie powiem, boję się, ale ktoś do licha musi przerwać to milczenie owiec. Trzeba się łobuzowi postawić, zanim kogoś zamorduje :( Dziewczyny, a teraz z innej beczki. Tysięczny raz opowiadam tego \"czerwonego kapturka\" i już mi chyba na mózg padło, bo zaczynam się sprzeczać z treścią :) Zauważyłyście, jak ta bajka jest strasznie nielogiczna? Np. ten fragment: \" Wilk połknął babcię, a potem.... ( POTEM! ) założył jej koszulę nocną, czepek i okulary...\" ( ...) No jak POTEM????? Zdecydowanie musiał ją rozebrać przed konsumpcją! Zgłaszam sprzeciw wobec ogłupiających dzieci treści!!! Ratunku... razar przyjda po mnie panowie z białym kaftanem, ale musze jakoś odreagować nerwy. P.S. Jutro prześlę Wam parę zdjęć z dzisiejszej głupawki, kiedy bawiłyśmy się w Szecherezadę i były oczywiście przebieranki :)
-
nie nie! Źle się pewnie wyraziłam! Ja nie ubolewam że Anastazja jest taka filigranowa! Nawet bardzo mnie to cieszy, bo uwielbiam ją kołysać i nosić na rękach i gdyby ważyła z 17 kg, to ughhhh... byłoby mi ciężko. :) Ale faktem jest, że ludzie na mnie patrzą, jak na zwyrodnialca, co to dziecku czekoladki nie wepchnie, nie przytuczy tych wystającyh żeberek i zaczynałam mieć już wyrzuty sumienia, że może faktycznie zarachityczna :) Acha, chciałam sie z Wami podzielić fajnym słówkiem Nastusi. Otóż dwa sa takie, które mnie rozwalają kompletnie. 1) Matejki - czyli majteczki :) 2) Mijojajówta - mikrofalówka :) Ale co dziś odkryłam! I to jakieś 10 minut temu. Otóż Anastazja mówi wyraźnie: CHRUPAĆ ( np. chrupać ciasteczko ) Ale w żadnej innej opcji nie umie powiedzieć literki R
-
Dzięki za kciuki. Przydadzą się bardzo. Jaga widać ma ten zmysł, który my dorośli zatraciliśmy gdzieś dawno dawno temu, niewiadomo gdzie... Cudownie :) Fisa, pocieszyłaś mnie! Staś jest chyba jedynym dzieckiem, od którego Nastusia jest cięższa, a już myślałam, że ona jest jedynym szkieletorkiem :) Niedawno czytałam artukół, o tym, jak to dzieci różnią się w rzeczywistości od naszych wyobrażeń o nich ( temat poruszany kiedyś przez Kuk). Jak to sobie marzymy, że jak będzie córka, to nauczymy ją rysować i będziemy ją uczyć naszych ulubionych piosenek, a potem będziemy jej pleść długie warkocze, albo wspólnie jeździć konno, a tymczasem... rodzi się urwis z piekła rodem, który nie ma bladego pojęcia o trzymaniu kredki w ręku, ponad muzykę preferuje klocki, koni się boi , a na głowie posiada 6-7 włosów, a potem, strzyże się na chłopaka i o długich włosach nie chce słyszeć... ech... Dziś sobie to przypomniałam i .. pomyślałam, że ten artykół był dokładnie o mnie! :)
-
Dziewczyny, jutro mam sprawę w sądzie z największym bandytą w naszej wsi.... Jakoś mi nie wesoło z tej okazji. Trzymajcie jutro kciuki, prosze.
-
Na początek istotna informacja: mój komputer jest w stanie agonalnym. Jeżeli przez kilka dni z rzędu nie będzie ode mnie wieści - to znaczy, że go porąbałam siekierą i nie mam kontaktu ze światem :( A teraz o zębach. Anastazja uwielbia myć zęby i każde mycie dzieli się na dwie tury: pierwsza - kiedy ja wywalczę szczotkę w ostrym starciu i mogę jej porządnie wyszorować zębiska, a potem ona wpada w szał szorowania. Z pluciem gorzej. Anastazja wypluwa \"pierwszą partię\" pasty już po 5 sekundach, kolejną po kolejnych pięciu i dalsze mycie zębów odbywa się już tylko wodą!!!! Odkąd nauczyłam ją plucia, to plułaby najchętniej co sekundę. Za to na końcu, kiedy już tylko niemal sama woda jest na szczoteczce, to... wszystko połyka. Ech... nie wiem już jak to wyprostować, żeby było dobrze. A piątek jeszcze nie ma. W ogóle to już chyba rok, jak nie wyrżnął się żaden ząbek :( Cały dotychczasowy komplet wyszedł dawno temu, a piątek ni widu, ni słychu :( A \"mądre\" panie z bilansu 2-latka wpisały mi do książeczki - uzębienie pełne.... Widocznie oceniają to na podstawie uśmiechu.... bez komentarza.
-
O! Widze, ze dziś ja mam dyżur :) No dobrze, to na dzień-dobry ( hmmm w południe :) ) serwuję kawę i ciasteczka. Zajrzyjcie na skrzynki. Od jakiegoś czasu fascynują mnie pozycje, w jakich śpi Nastusia. Poluję więc na nią z aparatem i przesłałam Wam kilka efektów tego :) Zdjęcia co prawda nie oddają dokładnie tego komicznego wrażenia, ale coś niecoś chyba widać. Dziś za oknem wieje, plucha, zimno, dreszcze przechodza człowieka na wskroś. A Nastazja co Stoi w oknie i wyje, że chce na spacer. Chyba się poddam... A później jeszcze coś dorzucę na skrzynki :)
-
Ka renka! Wspaniale, że znów jesteś! Oluś to faktycznie niezła bomba :) Cudowna i najsłodsza, nie? :) Wiecie co, jak tak czytam ile wzrostu mają Wasze \"maluchy\", to zaczynam się niepokić. Anastazja choć najstarsza jest zdecydowanie najmniejsza! Jest mniejsza nawet od Olusia! Ma 84-85cm. Że szkieletor - to widać na zdjęciach, ale włąśnie ten wzrost mnie martwi. Co prawda jedna babcia, jeden dziadek, ja i mój mąż to grono tych z metra ciętych, więc może ma w kogo być malutka? Jakkolwiek troszkę mnie to martwi. Wszystkie młodsze dzieci w okolicy są od niej wyższe. A pediatra na to NIC. Kuk
-
Dynia, wzruszenie, to mało! Piękna sytuacja! Ja mogę się pochwalić, w pewnym sensie, że Nastusia w ogóle bardzo lubi słowo \"kocham\" i \"kochany\" i mam wrażenie, że zdecydowanie go nadużywa. Na porządku dziennym zwraca się do mnie per \"tochana mamusiu\" :) Ale to nic szczególnego w jej wydaniu, bo na codzień mówi: \" a gdzie jest mój tochany tatuć?\", \"choc do mnie, mój tochany Lololaku\", \" Tocham Cie Lololahu\", \"bajdzo bajdzo tocham tedo tota\" :) \" Uwjejbjam cie mamusiu\" Itd. Może to dlatego, że ja ją bez przerwy bombarduje takimi zwrotami, a może po prostu ten typ tam ma. Choć przyznam, że jak pół roku temu pierwszy raz zamiast \"mama\" powiedziała \"mamusiu\", to się popłakałam :)
-
Madame Mysh! Ależ bolesny temat poruszyłaś! Odkąd przestałam karmić Nastusię piersią przybieram średnio 1kg miesięcznie. Czyli mam już 7kg do przedu. DRAMAT!!!!!!! Ratunku! A o stepie na mojej wsi to ja mogę pomarzyć... chyba że o Akermańskim :)
-
E, tam :) Franio idący na papieroska jest bezkonkurencyjny. Wczoraj cała moja rodzinka leżała ze śmiechu z tego. :D Ciekawe jest to, co piszecie o wcielaniu się dzieci z różne postacie ( Maja, Kermit, Pingu, Bolek, Lolek itd ). Anastazja w ogóle tego nie robi, choć ogląda dużo bajek, mniej więcej tych samych. Wczoraj jeden jedyny raz się zdarzyło, że w zabawie powiedziała:\" Jestem Lady, piesek Lady! Hau hau!\" - i to niedługo po lekturze \"Zakochany kundel\". I w zasadzie na tym jednym zdaniu się skończyło. Zakochanego kundla wałkujemy już ponad rok i wczoraj poraz pierwszy utożsamiła się z jednym z bohaterów... i to na parę sekund. A tak poza tym, to w ogóle. Kuk, chciałam się jeszcze odnieść do twojego spostrzeżenia o indywidualności naszych maluchów. U mnie jest bardzo podobnie: ja-psiara chyba od samego poczęcia. Psy zawsze stanowiły moje \"drugie ja\". Przeżyłam z nimi wiele przygód, zawsze w przyjaźni, dokarmiałam kanapkami pod szkołą wszystkie bezpańskie itd. Nastusia zdecydowanie preferuje koty. Pies może być, pod warunkiem, że jest nikczemnych rozmiarów, a najlepiej jeszcze mniejszy od kota. :) Chyba w tatusia :) Na szczęście podziela ( póki co ) moją pasję do konii, i to mnie pociesza, ha ha ha.
-
A teraz kilka śmiesznych powiedzonek Nastusi: - O jejchu, jejchu! Co tu się dzieje?! ( Nastusia nie wymawia liter \"g\" i \"k\" - Mówię ci, dziadziuś! - No, no, dobrze Ci idzie mamusiu.... ( kiedy coś jej powtarzam wiele razy i próbuję nauczyć... - rozbraja mnie to kompletnie) - ty pospsątaj, a ja tymczasem usiąde i będę odpocywać ( !!! ) - Napjawde chce jeść! Daj mi jakieś jedzenie!!! - objecuje, ze będę niedrzecna :) - jatuntu! Jatuntu, ja chce siusiu! ( ratunku ) - hula ( hura ), hula hula! Popac mamusiu, jata pięcha ( piękna ) tupa! - zawsze po dokonaniu dzieła na nocniku......
-
Co do głodujących dzieci w krajach trzeciego świata. A wiecie, że ja jakoś odruchowo od lat \"podpieram\" się tym faktem? Nienawidze marnotrastwa jedzenia, w ogóle marnowania czegokolwiek, bo zaraz myślę o tych, którzy ileś-set kilometrów dalej tego nie mają i bardoz z tego powodu cierpią. Zawsze, jak Nastusia zaczyna bawić się jedzeniem przy stole dosłownie mechanicznie mówię, żeby tego nie robiła, bo jedzenie to dar, a jest na swiecie wiele dzieci, które tego nie mają. Nie cierpię też wyrzucania ubrań, szczególnie jak myślę o górach śmieci, które z tego powodu rosną i syfach, które lecą w niebo w czasie ich utylizacji. Dlatego staram się każde swoje ubranko, które przestało mi odpowiadać oddawać potrzebującym. No, chyba że jest zniszczone. Wtedy już wyrzucam. W dużej mierze zgadzam się z Dynią. To prawda, że chciałoby się swoje dziecko chronić jak najdłużej się da przed całym złem tego świata.... ale tak ciężko znaleźć granicę, kiedy zamiast chronić wyrządzamy krzywdę, bo przecież kiedyś to dziecko ( jak Budda ) zderzy się z rzeczywistością. I pytanie jak sobie wtedy poradzi?
-
Kuk, Ty to masz talent. POtrafisz w jednym mailu przejść od horroru do komedii! Dopiero kilka dni temu uświadomiłam sobie, jak wielką jestem panikarą w sprawach choroby dziecka. Być może wynika to z tego, że ja ( tak dla omiany ) nigdy w życiu nie byłam na nic chora, z grypą włącznie. Przeziębienie, nawet paskudne zdarzyło mi się parę razy w życiu, ale grypa nigdy. Nie miałam też anginy, choć stan zapalny gardła czasem mi się przytafia ( czyli jest czerwone i trochę boli ). W związku z powyższym nie mam bladego pojęcia, jak zareagować, jak rozpoznać czy dzieje się coś poważnego. W lato - pisałam Wam o tym - pojechałam z Nastusią w niedzielę na pogotowie na sygnale niemal, bo zobaczyłam na jej skórze dziwne plamki i byłam przekonana, ze to może być różyczka.... Oczywiście napogotowiu mnie wyśmiano i odesłano z wapnem do domu. Była to zwykłą reakcja alergiczna sos chilli, który mała wciągnęła babci z talerza. Kilka miesięcy temu Nastusia zaczęła w nocy gorączkować. Była rozpalona jak piec hutniczy, a ja nie spałam całą noc. Serce mi waliło, jakby conajmniej miała długą ranę szarpaną dokonaną przez rekina żarłacza. Zastanawiałam się, czy już dzwonić na pogotowie, czy czekać do rana. Oczywiście makabryczne myśli w głowie. Nie chciałam jej jednak budzić. Po cichu zmierzyłam jej temp. dousznym ( najnowszym!!! ) termometrem, który sprowadziłam z anglii za jakieś chore pieniądze. Wskazania mnie uspokoiły ( ???!!! ), że jej temp. to 36.9. Uff, a więc tylko stan podgorączkowy. Coś mi się wydawało to podejrzane, bo Nastusia nigdy wcześniej nie miała gorączki, ale.... była cała mokra, oddychała bardzo szybko, spała strasznie niespokojnie, serduszko jej waliło i nie wyglądała na stan podgorączkowy. No, ale w końcu taki termomert nie może się mylić. Czuwałam więc na wszelki wypadek do rana, ale rano temp. spadła i Nastusia wstała jakby nigdy nic. Trochę była marudna, ale po jakimś czasie rozkręciła się i już było ok, a sytuacja z temp. się nie powtórzyła. O sprawie bym zapomniała, gdyby nie fakt, że miesiąc później zachorowała moja mama. Była naprawde w kiepski stanie i przez 5 dni temp. jej nie spadała z 39.6. Mama mierzyła temp. swoim tradycyjnym termometrem. Wtedy mi się przypomniało, ze mam w szafce ten nowiutki, Nastusiowy. Zmierzyłam mamie temp i zbladłam.... termometr wskazywał 36.4 C Wykonałam pomiary całej rodzinie jakieś 100 razy i... u nas niezmiennie wskazywał 35.4 ( u mnie i u taty i u Nastusi ), u mamy zaś , niezmiennie wskazywał 36.4 - a tymczasem rtęciowy cały czas pokazywał 39.6!!!!!!!!! Jednym słowem, ten elektroniczny był popsuty! I może całe szczęście, bo jak sobie wtedy uświadomiłam, że pokazałby mi w nocy prawdziwą temperaturę Nastusi, to pewnie ja sama bym zemdlała. A już na pewno wezwałabym pogotowie. Bo co innego? A już kiedyś wezwałam do taty to \"nasze wioskowe pogotowie\". Przyjechało dwóch tak narąbanych, że ledwo stali na nogach. W środku dnia! Może wezwanie pogotowie wtedy do Nastusi byłoby największym błędem.... Kto wie. W każdym razie bardzo współczuję każdej matce, która czuwa nad chorym dzieckiem. To jest stres nie do opisania. Szczególnie, jak nie ma się kompletnie doświadczenia, co w takich chwilach robić, jak pomóc, itd. Wielki minus dla mnie. Muszę się podszkolić.
-
Jaga jest niemożliwa :)! Podrzuć jakieś nowe zdjęcia \"Kermita\" :)
-
Witam tak, Piskulcu, ja mogę potwierdzić Twoje spostrzeżenia. Przynajmniej u mnie tak jest - to znaczy mam na myśli to, że umiejętności językowe wzrastają u Anastazji w postempie geometrycznym. Np. Jednego dnia zasypia i mówi, że \" pójde na pasecet na sasanti\", a na drugi dzień się budzI jakby \"przeprogramowana\" i dzień rozpoczyna od słów: \" mamusiu, chodź, pójdziemy na spacel na santi, bo już nie jest ciemno\" ! Sądzę, że noc to jest ten czas, kiedy mózg dziecka ukłąda i segreguje zdobyte w ciągu dnia informacje. A poniewqż z każdym dniem mózg pracuje lepiej i wydajniej, to i więcej informacji przez noc zostaje \"poukładanych\", co skutkuje tym, że właśnie tak szybko następuje postęp. No, koniec mojego filozofowania :) Czy wasze dzieci też lubią kawę? Nastusia zawsze zagląda do mojej filiżanki i sprawdza, czy może nie została jakiaś kropelka, na któą można cierpliwie zaczekać, aż spłynie :) A potem długo klepie się po brzuszku wołając, jakie to było pyszne! :)
-
Dziewczyny, zajrzyjcie do skrzynek - znów Was zasypuję... pierwsza część już poszła. :) Co do repertuaru - ja sie nie mam czym popisać, bo też dysponuję tylko Dyniową \"biedroneczką bez ogonka\", natomiast na stałe na tapecie leci u nas płytka zakupiona w Londynie - bo są tam takie fajne skoczne pioseneczki. No, ale nie po polsku. Z polskich posiadam piosenkę demagogiczną, która zawiera nieodpowiednie dla dzieci teksty, np. piosenka krasnoludków, cytuję \" nawet za złota karaty, choć byłbym bogaty, nie oddam łopaty, o nie! \" - piosenkę uważam za dalece szkodliwą i nie posunę się do jej propagowania wśród dzieci :)
-
Kuk, Twoja opowieść jest potwierdzeniem tego, jak wspaniałe i indywidualne są nasze skarby! Pamiętam, jak zwaliła mnie z nóg Twoja opowieść o tym, jak Franio mówi prawie całą Lokomotywę! Dziesiejsza opowieść potwierdza, że ma niesamowitą pamięć! Jestem pod wrażeniem. Dziewczyny, wpisujcie te wszystkie wzruszające Was, wspaniałe, niesamowite i zachwycające i zapierające dech w piersiach historie z Waszymi maluchami w roli głównej. Kiedyś to forum ( musze się zmobilizować i wreszcie je w całeści zgrać! ) będzie encyklopedią wiedzy i wspomnień o naszych dzieciakach! Z tym używaniem całych zwrotów w jednakowym brzmieniu to jest świetna metoda! ( jakiś plusik dla teściowej ;) ). Zauważyłam podobną sytuację przy naszym oklepanym czerwonym kapturku. Choć nie ma tam zbyt wiele użytecznych informacji :)
-
Nasze maluszki zaczynają kombinować :) Oj, idą dla nas ciężki czasy, hi hi hi. Zupełnie zapomniałam się pochwalić! Kilka dni temu Nastusia ( jak to Nastusia ) otworzyła oczy skoro świt i przylepiejąc się do szyby oświadczyła swoje sakramentalne: \"mamusia, wśtajemy! I na paceset!\" Ale jakoś żadna siła nie była w stanie zmusić mnie do otworzenia oczu. Wymamrotałam więc tylko: idź siusiu i przyjdź do mamy pod kołderkę. ( czasem to działa i jeszcze mogę chwilkę pospać :) ) Na stoliku w drugiem pokoju zawsze wieczorem przygotowuję świeże ubranko na następny dzień. Otworzyłam oczy po kilku minutach zaniepokojona ciszą. Nastusia bowiem wyszła ( może i nawet siusiu? ) ale nie wróciła. Wyglądam do drugiego pokoju i co widzę! Ten mały smrodek siedzi na kanapie, piżamka leży obok, a Nastusia zakłada rajstopki! Ale jak! Żebyście to widziały! Otrzeźwiałam w sekundę i patrzę w ciszy, żeby jej nie speszyć. A ona, siedzi jak ja - jedna noga z kolanem prawie pod brodą, druga spuszczona - już ubrana w rajstopkę . A na tę nogę podniesioną dopiero zakłada, powoli, metodycznie, naciągając na paluszki, poprawiając fałdki i systematycznie podciągając w górę. Zamurowało mnie! Nastusia od ponad pół roku jest dość samodzielna w ubieraniu się, ale to dotyczy tylko takiej śmiesznej garderoby jak skarpetki, buciki, czapeczka, czy spodenki ( w tym piżamka ). Ale rajstopki???? Patrzyłam jak zauroczona żałując, że nie mam kamery w oczach. Adam pękłby z dumy, gdyby to zobaczył. Ech, no to tyle chwalenia się. Napiszcie, co nowego w słownictwie Waszych pociech. Notujecie jeszcze?
-
Czołem. Nie przejmuj się Fisa :) W końcu Stasio nosi geny dziedka i prędzej czy później odezwie się w nim duch łowcy :) Może przy pierwszym spacerze po prostu coś go przestraszyło? A właśnie. Musze Wam powiedzieć, że Nastusia umie mnie przyprawić o dreszcz grozy... Jak wiecie mieszkam w bardzo starym, zabytkowym już domu z długą historią. Wczoraj wieczorem miała miejsce taka sytuacja: Potańczyłyśmy sobie razem przed snem, były piosenki, wierszyki itd, aż w końcu zabawę przerwał nieludzki łomot. Jestem prawie pewna, ze to po prostu spadła wielka czapa śniegu - zsunęła się z dachu. Nastusia zaś zapytała: - Cy to babcia pupa? ( puka) - Nie, chyba raczej to nie babcia - uspokajam. A ona na to: - Ach! No tat ( tak ), to na pewno pan Tol-Tol. -???????!!!!! - Pan Tol-Tol jobi ( robi ) hałas w nasym domtu. - Nastusiu, a kto jest Pan Tol-Tol???? - Pan Tol-Tol. - A gdzie jest teraz Pan Tol-Tol???? - Tejaz nie ma, bo poset na paceset.( poszedł na spacerek ) - A gdzieon poszedł? Daleko? - Nie, tu poset. Do tego djugiego. - Jakiego drugiego????????????????????????????? - On jest bajjjdzo brzydki. - Ale teraz go tu nie ma? - NIe, tejez nie ma. Ufff, dziewczyny odpuściałam dalszą konwersację. Chyba jestem przewrażliwiona. Zdaje się, że musze bardziej kontrolować bajki, które ona ogląda, albo... wezwać egzorcystę :) Miłego dnia!
-
No i gdzie się podziewacie? Zasypało Was? :) Niedługo ja Was zasypię, ale zdjęciami z dzisiejszej śnieży :)
-
Czołem! No i sypie! Ale zamieć! Mogę śmiałopowiedzieć, że Nastusi miłość do zimy na głowę bije moją. Dzień zaczynamy tak: Nastusia otwiera oczy i widząc słońce przez okno mówi: - o! Mamusiu, jest już światełko! Idziemy na paceset! ( spacerek) Ja - otwieram oczy siłą woli, no niestety, rzeczywiście już jasno. Ale podejmuję walkę: - ale jeszcze jest bardzo zimno! Chodź się poprzytulać. Nastusia leci do okna i komentuje: - Nie! Cieplutto! Biajo bjajo bjajo wsędzie! Idziemy na sasanki! -Sanki! -Tak, sasanki. Idziemy? Wśtajemy mamusiu!!!!!! - Najpierw się ubierzemy... - Tak i na sasanki!!!!!!!!!!!!!!!! -Nie, potem zjemy śniadanko.... - Dobzie i idziemy na paceset na sasanki!!!!!!!!!!!!!! Kapituluję, wstaję..... I tak co rano. Gorzej! Wieczorem też. Już w piżamce pędzi do łóżeczka, które stoi przy oknie. Światło w pokoju jest zgaszone, więc doskonale widać śnieżną zamieć za oknem. Nastusia nalepiona na szybe jak reklama: - ciemno juz. -Tak Nastusiu, czas spać. - I send ( śnieg ) pada -Tak Kochanie, kładź się już - I wiet wieje.. - Tak, i bardzo zimno już jest. - To pójdziemy na sasanki? .... Koniec, idę spać, bo jutro rano wiecie co mnie czeka..... SASANKI!
-
Dynia, no no :) Można się do Ciebie zapisać na badania? :) Super, że to wyjaśniłaś, bo ja też miałam blade pojęcie o tym wszystkim. Dziewczynki, zajrzyjcie na skrzynki - wysłałam Wam troszku spamu :) Czyli tego jak nas ostatnio zasypało. Kuk - fantastycznie, że maluszkiem wszystko w porządku. Mówiłam to już kiedyś, ale jeszcze raz pawtórzę - TEN topik przynosi szczęście! Bo jest pełen dobrych ludzi, których dobra energia krąży wśród nas. No, to sobie pofilozofowałam, a teraz lecę na pocztę bawić się policjantów i złodzieji - wyjaśnienia później.
-
Katrin, co za ulga! Jak to mówią: do wesela się zagoi :) Zasypało nas koncertowo. Narobiłam dziś dużo zdjęć, postaram się je jakoś przysposobić do wysłania. Miłego dnia wszystkim!
-
Wszystkiego najlepszego dla Asieńki!!! Rośnij zdrowa i duża! Katrin, pisz co się dzieje, bo my tu wszystkie teraz w nerwach. Ale na początek sama postaraj się uspokoić, zadzwonić, dokładnie się wszystkiego dowiedzieć. Ja wiem po sobie, że zawsze pierwsza wiadomość jest najgorsza i człowiek dosłownie pęka. Dopiero po jakimś czasie uświadamia sobie, że nie jest tak źle, a to czy tamto to nic poważnego. Pamiętaj, że myślami jesteśmy z Tobą i bardzo czekamy na wieści. Kuk, co u Ciebie? Jak się czujesz?