Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Aguś, dzięki że napisałaś. Oczywiście, że będziemy trzymać kciuki i całym serduchem jesteśmy z Tobą!
-
Kuk, spokojnie, nie denerwuj się. Myshka ma rację. To dobrze, że chuchają na zimne. Niech sprawdzą wszystko dokładnie. Także dla Ciebie to będzie potwierdzenie i spokój do końca ciąży. Trzymam kciuki, żeby wszystko było super. Jestem PEWNA, że będzie.
-
Macie racje. Był taki czas, że Nastusia się wyłącznie krzywiła do aparatu. Sytuację odmieniło pojawienie się w domu aparatu cyfrowego, na którym od razu mogła zobaczyć swoje zdjęcie. Od tamtej pory zaczęła się ewidentnie popisywać i ustawiać do zdjęć! Czasem nawet sama przynosi aparat i mówi: mamusiu, zjób mi zdjęcie, pjoooose\" :) Dziewczyny, mam prośbę. Czy może zechciałbyście zrobić sobie zdjęcia teraz ? Zdaje się, że po dwóch latach większość z nas znacznie się zmieniła. Szczególnie Panie, które znów \" są ślicznie wypukłe\"! :) Do dziś mam w pamięci fascynujące zdjęcia brzuszka Myshki. Żałuję, że ja sobie wówczas takich nie porobiłam.
-
Dobry wieczorek, no to Kuk, po prostu trzymam kciuki, żeby na Twoją teściową znalazło się wreszcie lekarstwo ( bo nie chce użyć słowa \"bat\", choć właśnie ono ciśnie mi się usta ) i żeby dała Ci wreszcie spokój. Piszesz, że nie życzy sobie być \"mammą\". Czy to znaczy, że 3 lata po ślubie Ty nadal mówisz do niej per pani???? Słowo \"pani\" od zawsze kojarzyło mi się z \"panią na włościach\", a więc damą. Zaś jeśli chodzi o Twoją teściową... cóż....tak mi się jakoś nasuwa...: pamiętacie taki serial \"allo allo\" ? Ten karczmarz Rene genialnie zwracał się do swojej żony \" Eh, ty głupia kobieto! \" :) Dynia, weź na wstrzymanie. Te napady głupawki na pewno miną. Pamiętam, że ja w ciąży chodziłam jak mucha - spać mi się chciało bez przerwy i w zasadzie muszę przyznać, że chyba budziłam się wyłącznie po to, żeby naskrobać coś na naszym topiku :)
-
A i jeszcze jedno - Kuk, ponawiam propozycję: WRACAJ DO POLSKI. :) Zostaw daleko za sobą to \"gniazdo plugastwa i kloakę ohydnych wynurzeń\" - jak mawiał mój dobry kolega :)
-
Kuk, za nic nie przepraszaj! Wyrzuć wszystko z siebie, bo trzymanie tego na żołądku nic dobrego nie przyniesie. Ani Tobie, ani dzidziusiowi. A my tu zawsze wysłuchamy, a któraś może na coś wpadnie i jakiś dobry pomysł podpowie. W każdym razie broń się. Zauważyłam, że na świecie króluje pewna prawidłowość: im jesteś gorsza - tym bardziej ludzie się Ciebie boją - w sensie nie chcą ci się narażać. A jak masz dobre serce i okazujesz ludziom zrozumienie i ochoczą pomoc - to będą po tobie jeździć, jak po łysej kobyle. Nawet ci życzliwi... To ciekawe jest dla mnie, bo kiedyś sądziłam, że dobro dane zawsze wraca... hm, jakoś czas to troszkę zweryfikował. Co zaś do szantarzu emocjonalnego - to chyba najgorsze świństwo i podłość, jakie można uczynić komuś, kogo się z założenia przynajmniej kocha.
-
No pewnie, oczywiście, musiałam wyjść na gapę, bo jakże by inaczej! Spóźnione, ale najszczersze i najserdeczniejsze życzenia dla naszych Aguś kochanych! Kuk, ja się już kiedyś wypowiadałam i nie chce się powtarzać - jak ja czytam o Twojej teściowej, to moja osobista wydaje mi się ucieleśnieniem miłosierdzia i dobroci. Działasz więc na mnie terapeutycznie :) A widzisz, mówiłam Ci, żeby pod choinkę kupić jej miecz japoński do sepuku. Ozdobny... na kominek... :) Byłaby duża szansa, że jako osoba niezrównoważona psychicznie użyje go kiedyś zgodnie z przeznaczeniem. Ech... Bardzo Ci współczuję. Ameryki tu nie odkryję, ale powiem Ci, co ja bym zrobiła. Przy najbliżeszej okazji powiedziałabym głośno i w obecności wszystkich: \" mamo, NIE ŻYCZĘ sobie, żebyś wtrącała się tę ( czy inną ) sferę naszego życia\" Na pewno się obrazi, ale może choć na jakiś czas da Wam spokój. Przyznam szczerze, że sama jestem, a przynajmniej bywam wybuchowa i w głowie mi się nie mieści, jak bym zareagowała na teściową grzebiącą w moich szafach. I lepiej, żeby los mi nie dał okazji się przekonać ... :)
-
A cóż to za pomorek? Gdzie się podziewacie? Kuk, jak zdrówko Twoje i Frania? Mam nadzieję, że oboje już czujecie się lepiej. Logosm, a Ty gdzie zniknęłaś? Macie jakiś pomysł, jak wytłumaczać dziecku na czym polega pedałowanie? Trochę mnie już inwencja opuszcza. Nastusia siada, stawia nogi na pedały i... tyle. Ale żeby już zakręcić, to nie ma mowy :( Nie wiem, czy może po prostu nie chodzą za ciężko?
-
Myshko, widzisz, ja nie mam problemu z uciekającą od stału Nastusią, bo to jest wymiatacz pierwszej wody i póki żarcie na stole, puty ona od niego sama nie odejdzie :D Czasem, ale rzadko, zdarza się właśnie, że wyjątkowo nie ma na coś ochoty i nie chce być z nami przy stole. Ale to już musi mieć mega powód. Na codzień ta sytuacja nie występuje w przyrodzie naszej rodziny :) Ta \"kulturka\" objawia się ciągle jeszcze w mało odpowiednich momentach, co ( póki co ) budzi salwy śmiechu. Ostatnio znajoma moich rodziców w odwiedzinach u nas pyta: - Nastusiu, dasz mi buziaka? - Nie, dziętuję. - odpowiada Nastusia i zwiewa do innego pokoju, albo wykręca się, jak wąż na krześle. Albo pojednawcze próby mojego taty: - Nastusiu, a może przełączymy na teleexpress? - Nie, dziękuję. Mini mini jest ok. Acha, zaczęłam też obserwować, ża Nastunia zaczyna rozmawiać z lalkami ( z królikami głównie... ) i że wyraźnie naśladuje mnie lub babcię w tym co do nich mówi. Np. przedwczoraj usłyszałam, jak tłumaczyła Lololahowi, że nie wolno chodzić samemu po ulicy, bo tam jeżdżą auta i trzeba chodzić chodnikiem. Ha! Aż zajrzałam z ciekawości do pokoju, komu ona ten wykład strzela. Ale na maxa zagięła mnie wczoraj przy bajce wieczornej. Oczywiście \"czerwony Kapturek\" na tapecie. Doszłam do miejsca, gdzie Kapturek postanowił po drodze nazbierać dla babci kwiatków. Na ten moment Nastusia otwiera oczy i mówi najpoważniejszym tonem: - Nie wolno jeść pjatów ( kwiatów ). Nie wolno! Pamiętaj! - i pogroziła mi paluszkiem. - tylko ciasto i socet ( soczek ). Przyznam, że trochę mnie to oświadczenie zbiło z tropu. Nie przypominam sobie, żebym jadła kwiaty... zdaje się, że nikt w rodzinie nie ma tego typu skłonności... Ech, dzieci... :)
-
Witam wieczorkiem. Zaraz wyjde na strasznego młotka, ale KTO jest dziś solenizantem???? Chyba, że o babciach mowa :) To i ja się przyłączam. A właśnie. Dziś Nastusia pierwszy raz w życiu namalowała \"laurkę\" dla babci. O ludzie.... współczesny impresjonizm kuca! ( ps. ale gdyby tak założyć, że kiedyś Nastusia zostanie kimś sławnym, na przykład malarką, to kto wie, czy te dzisiejsze \"dzieło\" nie osiągnęłoby zawrotnej ceny na kolekcjonerskiej aukcji? ha ha ha ) Wszystko było dobrze, gdyby Nastusia z wielką rozpaczą nie odkryła, że laurki maluje się po to, żeby je komuś oddać. Biegła więc przez cały dom z okrzykiem:\" sisiedo najlepsiedo babciuuuu!!!!\" Ale, kiedy babcia chciała odebrać swój prezent Nastusia wpadła w rozpacz straszliwą! :D W końcu dała się udobruchać malując sobie jeszcze jedno \"dzieło\" - na potrzeby własne :) A jak u Was mijał dziń Babci?
-
Oj, chyba dziś tylko ja mam dyżur :) No dobra, to się jeszcze trochę poprodukuję :) Ponieważ Nastusiowe \' NIE!\" doprowadzoło mnie do szału - szczególnie przyjedzeniu, postanowiłam uczynić je bardziej.... do przyjęcia dla własnych uszu. I kiedy Nastusia naburmuszona odpychała telarz ze swoim NIE!, ja ją poprawiałam: mówi się : Nie, dziękuję\". Ponieważ pozwalałam jej po tym \"nie dziękuję\" odejść od stołu, więc opanowała tę sztukę błyskawicą. Ale jakie było moje zdziwienie, kiedy usłyszałam, jak Nastusia stosuje to do każdego \"nie\" :) Na przykład: - Zrobisz siusiu? - nie, dziękuję. ;) można sie turlać ze śmiechu, jakie to kulturalne dziecko ;) myślałby kto..... hihi
-
Teraz chciałam dodać swoje do tematu o naszych niesfornych pociechach. Dla mnie zadziwiające są metamorfozy Anastazji. Jakieś 2 miesiące temu, czyli około października - listopada osiągnęła chyba swoje apogeum upiorności. Wszystko prawie było na nie. Strach było zadać jej pytanie. Na poduszce lądowała nawet 2 razy dziennie. Ja przeżywałam koszmar i ona chyba też. Zastanawiałam się co robię źle? Gdzie popełniam błąd??? Przecież przytulam, tłumaczę, staram się wszystko na spokojnie, racjonalnie itd. I kicha. Doszło do tego, że wysłana na poduszkę poleciała tam chętnie, położyła się i kiedy przyszłam po regulaminowym czasie, żeby ją przytulić i \"zwolnić\" z kary powiedziała mi, że jej tu dobrze, a ja mam sobie iść, bo ona chce tu być sama i dalej będzie niegrzeczna(!!!! ). Normalnie usiadłam i płakałam z bezsilności. W końcu wpadłam na pomysł zgoła podły, ale chwilowo podziałał. Otóż oznajmiłam Nastusi, że jak będzie niegrzeczna, to Lololah ( czyli jej ukochany królik ) dostanie od mamy w pupę klapsy. A potem będzie płakał i będzie mu smutno. Najpierw się zdziwiła. Ale pierwsze lanie Lololaha odniosło od razu oczekiwany skutek. Później wystarczyło ostrzeżenie, że zaraz spiorę królika i Nastusia była posłuszna.... do czasu. W krótce jej głębokie uczucia do Lololaha spłyciły się do tego stopnia, że sama wyraziła chęć zafundowania mu paru klapsów. I tu zaświeciło mi się czerwone świateło. Ups, chyba nie tędy droga. Zanim moja głupota zostanie \"sowicie nagrodzona\" postanowiłam szybko zaprzestać tych durnych pomysłów, zanim Nastusia przeniesie te metody na koleżanki z przedszkola... Niestety, nie mam żadnej mądrej rady. Napiszę więc tylko na czym stanęło. Stanęło na tym, że zabroniłam wszystkim w domu krzyczeć na dziecko. Mówię do niej tylko spokojnie, tylko z poziomu oko w oko, i tłumaczę tłumaczę i tłumaczę. Doszłam do wnioslu, że ona przecież rośnie i jest coraz mądrzejsza. Więc to, że tłumaczenia nic nie dawały 3 miesiące temu, to nie znaczy, że nie dadzą nic dzisiaj. I póki co daje to zadowalające efekty. Dużo sobie \"gadamy\" i odpukać - od listopada nie narzekam. Anastazja jest w miare grzeczna, kochana i przylepka. Zobaczymy na jak długo będzie obowiązywać \"ta wersja\" mojej córci. :)
-
Dobry wieczorek na początek się \"pochwalę\", ze we wczorajszym kurierze mazowieckim o 17.45 był repotarz sprzed mojego domu! Ha ha! Uśmiałam się, bo w tle dziennikarki pałętał się nieco podpity nasz sąsiad :) Oczywiście reportarz był pełen dramaturgii a rozgrywające się w tle sceny mogły zmrozić krew w żyłach. A tymczasem... było tak: Kiedy drzewo jeszcze stało ( pęknięte, ale w pionie, bo opierało się koroną o inne drzewo ) przyjechali Ci kolesie z TV, popatrzyli i najwyraźniej uznali, że sprawa wygląda mało widowiskowo i nie ma co kręcić. Ale kiedy po paru godzinach strażacy zrobili już straszny bałagan - to znaczy drzewo przewrócili, a wióry i odcięte konary walały się stosami po całej okolicy - wtedy to co innego! TV przyjechała nakręcić stan katastrofy i klęski żywiołowej w regionie :) i do tego komentarz drżącym głosem o tym, jak to Kiryll nie oszczędził tej malutkiej miejscowości :) Ja miałam dodatkowy ubaw z obserwacji tego nagrywania, bo działo się to dosłownie na moich oczach. Dziennikarka musiała być jeszcze bardzo \"świeża\" i nieobyta, bo kamerzysta parę razy o mało jej nie nalał mikrofonem, co wyglądało naprawdę komicznie. Raz sie tak na nią zamachną, że myślałam, że naprawdę jej przyłoży, ale skończyło się tylko na diabelskiej awanturze. Po czym spokojnie nakręcili co mieli nakręcić i pojechali. Nie ma to jak TV :) No super-talent po prostu :)
-
acha i przyjechał kurier mławski i kręcili jakieś nagranie o tym koło mojego domku, więc \"chyba będę w telewizji\" :)... regionalnej. Znaczy dom, nie ja.
-
Witajcie! Przetrwaliśmy, ale się działo.... U nas był wstęp do Końca Świata. Przypuszczam, że u Dyni jeszcze gorzej... Zaraz po moim ostatnim wpisie szlag trafił prąd na ponad 12 godzin. Nie spałam pół nocy, bo za oknemrozgrywały się jakieś biblijne sceny. Koszmar jakiś. Przypomniały mi się paciorki z okresu podstawówki, a mało co tak mnie wyprowadza z równowagi. A już najgorszy był ... trzask ! Odliczałam sekundy po których oczekiwałam że to coś spadnie z łomotem na dom. Ale nie spadło. Rano się okazało, że to wielka akacja na sąsiedniej posesji ( a w zasadzie na terenie Kościoła ) złamała się jak zapałka. I tylko dlatego nie zdruzgotała mojego domu, bo oparła się na naszych ogromnych lipach. Chwała Ci Panie, że niegdy nie pozwoliłam ich wyciąć!!!!! Uff. Teraz ogień wesoło skacze w kominku, życie jakby wróciłlo do normy. Tylko starażac jeszcze sprzątaja bardachę wokoło mojego domu. Tak, musze to przyznać. Są takie chwile, kiedy lepiej bym się czuła w bloku z wielkiej płyty...
-
No too póki prądu starczy w kablach to jeszcze coś skrobnę o pogodzie. Od dawna nie wiało tu tak....Mówię Wam, co tu się dzieje... Moje wielkie świerki prawie leżą, coś się właśnie wywaliło z wielkim hukiem ( nawet nie chcę wiedzieć co ), coś mi wali w okno, pod którym NIC nie rośnie, ogień w kominku SZALEJE, choć jest przytłumiony niemal do zera i powinno się tak ledwo tlić.... Kończe i idę się obwarować na dzień \"zagłady\". Do jutra!
-
Dobry wieczorek dziewczyny mam nadzieję, że zdążę to wysłać, zanim mnie wiatr odetnie od sieci bo robi sie coraz większy.... Kuk, schlebiasz mi ogromnie. Ale i poczucie humoru Cię nie opuszcza - ja na receptę! Ha! Przypomniało mi to kawał, jak facet chciał w aptece kupić cyjanek dla teściowej. Aptekarz nie chciał sprzedać, bo to przecież trucizna i dopiero jak facet pokazał zdjęcie teściowej to powiedział: A, przepraszam, nie wiedziałem, że ma Pan receptę ... :) Kuk, strasznie mi przykro z powodu choroby Frania. Chyba biedulek wyrabia normy chorobowe za całe nasze forum :( Będę się zastanawiać jak Wam pomóc, ale na razie nic mi do głowy nie przychodzi. Ja kompletnie nie mam doświadczenia w leczeniu. Zawsze stawiałam na hartowanie i uodparnianie, a jak już przychodzi do leczenia, to staram się jakoś naturalnie - cytrynka, czosnek itd. No, ale to są rady na błachostki. A na poważne choroby trzeba mądrzejszego ode mnie. Zastanawiam się też nad tą opcją ze żłobkiem, ale... kurcze, faktycznie sytuacja wygląda na trudną. Ale nie beznadziejną! I jestem pewna, że wszystkie tutaj, wspólnymi siałami niebaem wymyślimy coś genialnego! Trzymaj się na razie jakoś. Przesyłam Tobie i Franiowi moc pozytywnej energii i dobrych fluidów! Do usłyszenia w drugim odcinku - jak pogoda pozwoli...
-
Wodny Piskulcu, masz absolutną rację! Ja wcale nie twierdzę, że mięso jest niezbędne do życia ( nie licząc karkówki z grilla, rzecz jasna ). Rzecz tylko w tym, że wegetarianie i weganie zazwyczaj są niezwykle biegli w strategii żywienia i doskonale wiedzą czym i jak uzupełnić dietę, żeby tryskać zdrowiem i wigorem. Ja natomiast.... z zakresu żywienia to najlepiej się orientuję w tym, gdzie są najblisze punkty KFC w mojej okolicy.... Cieszę się, że Nastusia uwielbia nabiał pod każdą ( prócz mleka chyba ) postacią i na potęgę wcina białe sery, jogurty naturalne, zsiadłe mleko, jajka ( bez żółtek, bo nie lubi ) i z mięs - rybę. Je ją nawet 3 razy w tygodniu, oraz rosół na wołku :) Więc myślę, że chyba nie wykańczam jej totalnie, ale niech mnie ktoś poprawi, bo może głupoty gadam. :) Mimo to ma słabą dość morfologię, bo miała mikrocytozę. Czyli odpowiednią ilość czerwonych ciałek, ale znacznie mniejszych niż powinny być. Żaden lekarz jednak nie zrobił z tego powodu dramatu, więc i ja byłam spokojna. Zobaczymy co pokaże ta morfologia dzisiejsza. A co do zimy - Piskulcu, jak to mówią punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Pamiętam moja \"miłość\" do zimy, gdy mieszkałam w bloku. O 6 rano budziło mnie: \" ryp, ryp, ryp\" - cieć łopatą odśnieżał chodnik. Wychodzę do szkoły - śnieg wokoło... żółty. Gdzieniegdzie stalagmit z psiej kupy, świeżutki jeszcze, parujący...... No sam urok! Ale odkąd mieszkam na wsi..... jakoś inaczej to postrzegam. Zapraszam do mnie w śnieżną zimę. Pokażę Ci takie jej oblicze, że być może przestaniesz ją nienawidzieć :) Szczerze mówiąc jak lubię taką nawet plugawą pogodę jak dziś. Zabieramy termos z kawą, kanapkę z żółtym serem, ciepły sok malinowy, koc- w razie jakby Nastusia zasnęła po drodze i ... ruszamy w las! Ach! Właśnie! Zupełnie zapomniałam się pochwalić! Te nasze wędrówki po błcie i brei, w słońcu i w śniegu, w deszczu i śnieżycy nie są takie bezowocne! Otóż klepiąc to i owo zauważyłam, że Nastusia bardzo dużo zapamiętuje z tych spacerów. Postanowiłam to wykorzystać i.... do tej pory Nastunia nauczyła się rózróżniać niektóre drzewa, które potrafi też prawidłowo nazwać: dąb, choina ( świerk nie umie powiedzieć ), topola, sosna. Jestem z niej bardzo dumna, bo mam 33 letnią \"ukochaną\" bratową, która do dzis nie wie czy na święta ubiera się świerk, czy sosnę... Kuk, a czy Ty znasz już płeć maluszka? Ja będę obstawiać synka :) Kto jeszcze przystąpi do zakładu? :)
-
Witajcie, dobrze, to teraz już w skócie: na bilansie 2-latka Nastusia zachowywała się o dziwo (!!! ) wzorowo. Powiedziała nawet kawałek \"Lokomotywy\". Waży całe 11kg ( o zgrozo... ) i mierzy 85 cm. Niestety wykryto u niej wyraźne szmery w sercu i zaczął się rajd po lekarzach. Uważam, że to trochę rozdmuchane jest za bardzo: bo Nastusia jest bardzo aktywna fizycznie, nie bywa ospała, rozwija się super, skacze od świtu do nocy, nie męczy się ani szybko, ani w ogóle, nie dyszy, nie sapie, nie sinieje. Może się nie znam, ale na mój gust tak nie wygląda dziecko z chorym sercem. Skonsultowałam te diagnoze z dwoma zaufanymi lekarzami i obaj stwierdzili, że w okresie ok 2 lat jest całkiem często spotykane, że pojawiają się przejściowe szmery w sercu związane głównie z dynamiką wzrostu w tym okresie.. A szczególnie często u dzieci i niską morfologią ( żelazem ) - tak jak Nastusia. Zrobiłam wywiad wśród znajomych i to się potwierdziło. Każda z mam, których dzieci nie lubiły i nie chciały jeść mięsa miała na bilansie informację, że dziecko ma szmery w sercu. Szczęśliwie wszystkie te dzieci są już duże i zdrowe jak konie. Tak więc nie panikuję, no ale... zaniedbania w tym temacie nie wybaczyłabym sobie do końca życia, więc odbywam te wyprawę po specjalistach w nadziei potwierdzenia swojego spokoju, że wszystko jest ok. Ściskam Was i ciekam, bo dziś mojego taty urodzinki i balujemy na całego :)
-
Elffiku, normalnie jestem pod wrażeniem! Nastusia porzuciła zainteresowanie literkami i wzięła się za rysunki. No i nastąpił ogromny przełom w kąpielach. Do tej pory każa kąpiel - zakończona spłukiwaniem piany z włosów kończyła się atakiem histerii i płaczu na dobre parę minut. Po świętach delikatnie szlag mnie już trafił na te jazdy Nastusi, dałam jej plastikowy kubek do wanny i powiedziałam: sama sobie spłucz te włosy! Dziecko zbystrzało, wlepiło we mnie zdziwione oczka, zanurzyło kubek w wodzie..... i jak nie chluśnie po całości! Potem doszło do tego nurkowanie, fikołki, ślizgi w wannie, wkładanie głowy pod kran.... no, jednym słowem nareszcie objawił się w niej duch wnuczki marynarza. Od tamtej pory kontakt Anastazji z wodą wzrósł ponad średnią krajową, a wręcz przypuszczam, że wyrabia średnią \"foczą\". Nurkuje nawet w misce, rechocze ładując głowe w każdą możliwą ciecz, ze zlewem włączie. Niedopuszczona do zmywania wpada w skrajną rozpacz. Wszystko Wam niebawem prześlę udokumentowane zdjęciowo :) Mam wodne dziecko! Porzuciła też miłość do czerwonego kapturka. Myślałam, że to mi przyniesie ulgę, ale nie! Że też mnie podkusiło opowiedzieć jej o mieszkańcach rzeki, nad którą mieszkamy ( posłużyłam się bohaterami \"o czym szumią wierzby\" ) No i mam teraz za swoje! Ciągle muszę wymyślać bajki o kreciku i borsuku, szczurku i ropuchu! Inwencji mi już braknie, a dziecko jest nieustępliwe i wymagające. Ratunku.... Co zaś do fascynacji bajkami w TV - zdecydowanie pierwsze miejsce zajmuje \" Puchat i Pjosiat\" ( Kubuś Puchat i Prosiak ) :) Motywy z Kubusiem odnajduje dosłownie wszędzie. Ma chyba jakiś radar na to. I tu krótka historia sprzed paru dni: odwiedzili nas znajomi z synkiem- Kubusiem. Nastusia po jakimś czasie oderwała się od zabawy i przyszła do stołu, gdzie stał kubeczek z niedokończoną herbatą Kuby. Nastusia pokazała go ręgą ( kubeczek ) i oznajmiła: to jest puchata. Na początku nie załapałam o co jej chodzi. Po chwili mój Adaś wpadł na pomysł i zapytał; To jest picie Kubusia, tak? Na co Nastusia z szerokim uśmiechem: Tak, Puchata :) Uff, lecę spać, bo jutro o świcie wyprawa do lekarza. Jutro Wam wszystko opiszę, bo dziś nie mam już do tego nerwów i nastroju. dobrej nocy, Kochane
-
Dziewczyny, nie macie pojęcia, jak mi Was brakowało. Pożeram zaległą lekrutę i tonę w myślach, no ale nie sposób już odnieść się do wszystkiego i nie zanudzić Was na amen. Teraz po prostu MUSZĘ to napisać: Kuk, Twoja opowieść o soczewkach kontaktowych przylepionych do burty łodzi doprowadziła mnie do ataku histerycznego śmiechu, zresztą moją mamę też :) Ciągle jeszcze rechoczę i nie wiem, kiedy mi przejdzie. Jesteś niesamowita!
-
Jesień - uwielbiam te wichury, wiart naładowuje mnie pozytywna energią. Od dziecka uwielbiałam stawać na wietrze i stać i stać i stać.... dosłownie ładować swoje akumulatory. Im bardziej wiało tym lepiej. Moja mama uważała to za nieszkodliwe odchylenie od pionu, które mi z czasem przejdzie :) Nie przeszło... Kocham rzekę, przy której mieszkam i jak jesienią wszystkie drzewa przy niej wybarwiają się, a każde na inny koler. Cóż to jest za widok! A małpie skoki w hałdy zgrabionych liści poprawiają mi nastrów jak małemu dziecku. Wiosna - wiosną potrafię się włóczyć jak bezdomny pies po lasach nasycając wzrok przyrodą budzącą się do życia. Te plamy śniegu zalegające jeszcze tu i ówdzie i piękne kwiaty rozwijające się na ich tle - poezja, balsam dla duszy! Pierwsze rozwrzeszczane roje wróbli itd. Zresztą, wiosny nikomu nie trzeba zachwalać. Lato - lubię najmniej, bo: robale, pająki, komary, upał i KOSZENIE TRAWY. KOSZMAR JAKIŚ. Ale koniec lata, kiedy noce są już umiarkowanie ciepłe, a czasem chłodne, kiedy trawa ma już ciemnozielony odcień, kiedy zboże już skoszone stoi w stogach... tak, to jest wtedy piękna pora roku. Uf, tyle zanudzania meteorologicznego. A teraz o pracy w domu będzie. U mnie wykluczone. Właśnie tuż przed świętami dostałam taką propozycję. Praca prosta, kreatywna, to czym się już zajmowałam: polegająca głównie na wiszeniu na telefonie i negocjowaniu kontraktów i umów, szukaniu sponsorów itd. Ba! To co było proste w pracy, w domu jest dla mnie nieosiągalne! Moje rozmowy z mężem wyglądają w skrócie tak: - cześć kochanie ( nie Nastusiu, tego nie wolno ruszać ), tak, oczywiście, żemogę rozmawiać ( powiedziałam nie ruszaj tego ). Tak, wszystko u nas w porządku Skarbie ( nie wolno! Co ja mówiłam! ) Nie, to nie do Ciebie Kochanie. Tak, wszyscy zdrowi ( zaraz Ci sprzedam klapsa! Zejdź ze stołu ). Poczekaj Kochanie, muszę małą zdjąć ze stołu. ( przerwa... ) Już jestem. Co u Ciebie? ( tak, tam jest nocnik, leć szybko! ). Acha, no to super, że się tak złożyło ( przynieś tu papier, to wytrę Ci pupcię ) Nie, nie Tobie Kochanie, Nastusi, do licha! ( gdzie idziesz z tym papierem?! !!!) Poczekaj chwilkę, muszę jej.... no wiem, że wiesz, to poczekaj ( przerwa.... ) Już jestem. Co? Już nie możesz dłużej rozmawiać? Co tak krótko? ( wyjmij widelec z buzi! Skąd ty w ogóle masz widelec?! ) Poczekaj, musze jej zabrać zanim sobie oko wydłubie......itd. Jak ja mam w takich warunkach negocjować umowę z klientem???????? Ufff...
-
Dziewczynki, chyba się nie pogniewacie, że będę odpisywać w odcinkach - na bieżąco komentując to , co właśnie nadrabiam ( ze strony 246 :) ) W tym odciku odniosę sie do zimy i pracy w domu. 1) zima - Preferuję chód nad upałem, ale jak się tak zastanowiłam to doszłam do wniosku, że ja w każdej porze roku upatruję się pozytywów. I tak oto zimy oczekuję z radością, bo: kocham paleni w kominku, parzenie gorącej czekolady, czytanie Agaty Christie w fotelu otulona kocem, kocham wyprawy po głębokim śniegu przez las, turlanie się w śniegu, wracanie w kompletnie przemoczonym ubraniu po to, żeby natychmiast ogrzać ręce na gorącym kubku z kawą, kocham kuligi, kocham czytanie BAJEK ( nie tylko Nastusi ), kiedy za oknem szaleje śnieżyca. Uwielbiam montowanie karmników za oknem i obserwowanie ptaków. Lubię iść przed siebie, gdy śnieg zacina prosto w oczy. Lubię szukać tropów na śniegu i podążać za nimi. I kocham ten zapach powietrza zimą!!!!!!!!!!! Kocham zapach wsi zimą, kiedy z kominów leci dym. No i zapach choinki....ech... Zima budzi we mnie wyłącznie gorące uczucia. cd o innych porach roku nastąpi
-
Witajcie po dłuuuugim czasie! Mam furę zaległości, dlatego na razie tylko dlaję znak, że wróciłam i pędzę nadrobić strony. Jedyne co, to chciałabym kajając się za opóźnienia złożyć najserdeczniejsze życzenia wszystkim naszym forumowym solenizantom! P.S. Nastusia gada jakby jej za to płacili i czasem mnie to przeraża. Tylko jeden przykład - obudziała się rano i patrzy, że my przytulamy się z mężem. Zerwała się i biegiem do baci drąc się na cały dom: \" Babciu!!!! Babciu! Chodź jobac co oni jobją! No co oni jobią!!!! Mówię Ci!!!!\" pozostawiam bez komentarza... do usłyszenia niebawem.
-
Dynia... łza wzruszenia w oku. Całusy dla Ciebie, dzielna dziewczyno! A na pociechę Ci powiem, że 95% Twojej opowieści to mój osobisty poród. Tym bardziej się wzruszyłam. nawet komentarz Pita taki sam, jak Adama - o pępowinie :) Mam nadzieję, że tym razem, bezwzględnie jako pierwsza ( choć ciut przedwcześnie ) złoże najcieplejsze życzenia dla Dyniątka. Jaguniu - rośnij na tyle szybko, byś piękniała i doroślała w oczach i na tyle wolno, byś pozwoliła wszystkim, którzy Cię kochają nacieszyć się Twoją pyzatą buziunią i rozkosznym śmiechem. Wyrastaj na damę, dumną zawsze, szaloną jak mama, wspaniałą jak tatuś, mądrą po swojemu, a nade wszystko SZCZĘLIWĄ.