Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Witajcie, Elffiku, mimo lakoniczności Twojej wypowiedzi, doskonale rozumiem Twoje odczucia. Mnie też przeraża to, co się dzieje. Nie zamykam na to oczu, bo uważam, że mi nie wolno. Ale patrzę i płaczę - z bezsilności. Kiedy była sprawa Oskarka nagłośniona, nie opuszczała mnie myśl, że jego śmierć była potrzebna tylko po to, żeby dziennikarze mieli o czym zrobić materiał :( Bo nic się nie zmieniło. Nic nie zrobiono, żeby kolejnym tragediom zapobiec. Przeciwnie, odniosłam wrażenie, że posypały się lawinowo! Myślałam sobie, Boże, nie pozwól mi zaślepnąć, jeśli coś podobnego będzie się działo w moim sąsiedztwie. Nie wiem, jak sąsiedzi zakatowanych dzieci mogą dziś spać, jak mogą żyć???? Nie wyobrażam sobie, że przeszłabym obojętnie będąc świadkiem tego typu i innych dramatów. Nie dociera do mnie zmowa milczenia i nie wtrącanie się do cudzych spraw. Ja również nie zgadzam się ze stanowiskiem kościoła KATOLICKIEGO - to trzeba podkreślić. Bo jest wiele wyznań chrześcijańskich, które kierują się nauką Chrystusa i tym co zawiera Biblia. Nie politykują, nie chrzanią, że prezerwatywa to grzech, nie wciskają swoich doktryn, nie robią biznesu na rentach staruszek itd. Bardzo trudno jest być wierzącym i niepraktykującym, bo każdy z nas ma chwile zwątpienia i potrzebuje rozmowy z kimś \" mądrzejszym\". Kto potrafi odbudować w nas wiarę, wytłumaczyć, wesprzeć. Przepraszam że rozpisałam się na ten temat, ale.... wiecie co? Tak sobie myślę, że właśnie dlatego nasz topik ciągle trwa, właśnie dlatego zawiązała się między nami taka fajna więź, a znajomość poszerzyła się poza wirtualną przestrzeń, bo... potrafimy rozmawiać o wszystkim. Nie klepiemy tu ciągle o kupach i krostach. To już od dawna nie jest temat tylko o dzieciach. Ja nasz topik odbieram jak klub przyjaciół. I jak kilka z Was już pisało - ja też jestem uzależniona od tego klubu :)
-
Elffiku, poruszasz bardzo trudny temat. Chyba niemal każdy zastanawia się nad sensem cierpienia maleńkich bezbronnych dzieci :( Ale popatrz, jak to jest. Zazwyczaj ludzie, którzy dochodzą do sukcesu ( dom, samochód, dwoje pięknych dzieci i świetna praca ) mówią o sobie: tymi rękami na to wszystko zapracowałem! Ale kiedy jedno z dzieci zachoruje ciężko, lub odejdzie, wtedy ten sam człowiek krzyczy: Boże, dlaczego mi to zrobiłeś????!!! Wniosek z tego, że wszystcko co spotyka nas dobrego, to NASZA zasługa, a co złe to już robota Boga..... A to nie tak przecież.... To, że rodzą się noworodki z białaczką to nie wina \"grzechów\" tych noworodków, ale... wolnej woli dorosłych, którzy kilometr od osiedla wybudowali elektrownię jądrową. To, że w Afryce umierają małe dzieci z głodu, to też wina dorosłych, rządu, regulacji gospodarczych itd. Ludzie ludziom gotują taki los. Taka właśnie jest cena wolnej woli. A Ci, którzy wierzą w istnienie Boga, nie mogą zapominać, że dobro równoważy zło, a więc istnieje również Szatan. Tylko jakoś nikt nie ma w zwyczaju to właśnie tego drugiego obaczać winą za wszelkie zło. Zawsze dostaje się Bogu... :( Boże, czemu ja nie mogę dostać praacy? Boże czemu moja matka tak ciężko choruje, Boże czemuś mnie pokarał taką synowoą :) Itd. Za wszystko ludzie obwiniają Boga. Ba.... taka już dziwna ludzka natura :( Nie zawsze tak myślałam, ale parę lat temu coś ważnego wydarzyło się w moim życiu i wszystko zobaczyłam jaśniej. I masz rację pisząc, że, w moim domu mieszka szczęście. Ale uwierz mi, że to nie tylko sprawka widoku za oknem. Szczęście trzeba \"wychodować\" w duszy. Ściskam Was i dobrej nocy, lecę jeszcze na topik podpatrzeć jak net-ar tarza się w błocie obelg i jadu, coby mi się dobrze spało :) I przepraszam za nie wysłane dalej zdjęcia, ale komp - bądź serwer mi nawalił. Jeśli się uda, wyślę dziś. dobranoc!
-
Logosm, ja uważam, że jest są msze przeznaczone specjalnie dla dzieci - to pewnie. Jak ktoś na taką przyjdzie, to niech się nie dziwi, że połowy nie usłyszy :) Chciałam tylko powiedzieć, że wiele małych dzieci nie jest w stanie wysiedzieć w spokoju godzinę i słuchać. I nie pisze tu o 7-latkach, ale o maluszkach 0-4 lata. Uważam, że nawet na mszy dla dzieci 5-cio miesięczny bobas wynudzi się jak mops. Chyba, że uśnie. Albo jest pogodny i lubi takie zaludnione pomieszczenia i czuje się tam fajnie. Pewnie, że jak dziecko lubi i chodzi chętnie, to nie mówię, żeby zabraniać! :) Pisze jedynie z doświadczenia swojego ( nienawidziłam obowiązkowych mszy co niedzielę, gdzie byłam uporczywie ciągana przez babcię od noworodka chyba ) i paru koleżanek, które przez całą mszę kursują po całym kościele kołysząc, lulając, uspokajając, karmiąc.... i zawsze jak zapytam o czym było kazanie, to się dowiaduję: a wiesz, nie wiem dokładnie, bo wiesz... mała płakała.... Jaki jest sens w tym? Tego nie rozumiem. No, ale jak piszę: nikogo nie krytykuję, każdy robi jak uważa za słuszne. Kuk, gdzie jesteś???????? Pati, trzymaj się jakoś. Może faktycznie spróbuj tej homeopatii?
-
Witajcie! Dziewczynki kochane, dziś ratujcie swoje skrzynki, bo zostaną zasypane :) Mysh, jestem pod wrażeniem mowy Jaśka. Ale i ja się pochwalę. Nie będzie tak elokwentnie, ale będzie uczuciowo. Wczoraj poszłam do łazienki wyjąć pranie z pralki, a Nastusia przybiegła za mną. Kucam przy niej i pytam, co się stało. A ona wyciągnęła rączki, przytuliła się do mnie i mówi: \" Nanun tocha mamusie\" Dziewczyny, słowo daje, że łzy stanęły mi w oczach. Nie sądzę, żeby mała dokładnie rozumiała znaczenie emocjonalne tych słów, ale to i tak był najpiękniejszy dzień w moim życiu!!!!!!! Co do Niani i jej metod - faktycznie, zazwyczaj zajmuje się dziećmi starszymi niż 2-latka, ale u nas metoda zdała egzamin w 100 procentach. Nie oczekuję od Anastazji, że siedząc za karę na poduszce będzie głęboko zastanawiała się nad swoim niepoprawnym zachowaniem, oczywiście :) Zdecydowanie jest za mała na to. Ale za to na pewno siedzenie na poduszce nakazane surowym tonem, a nie radosna zachęta, jest dla niej nieprzyjemne. I stanowi dla niej okrutny wymiar kary. Całe 30 sekund w miejscu, które mama uważa za najpodlejsze na świecie ( widocznie tak jest, choć w sumie całkiem miękko i przyjemnie... ) musi być straszne. :) Dziś wystarczy pytanie: będziesz grzeczna, czy idziemy do pokoju na karniaka? I dziecko uspokaja się w sekundę. Taka mała rzecz, jak poduszka, a czyni cuda.... Mnie to fascynuje. Dobra, zmykam, dziś znów ładna pogoda :) A niebawem będę otoczona pomnikami przyrody! Ale o tym w następnym wpisie.
-
Witajcie, logosm, Anastazja nie była jeszcze nigdy w Kościele. Wiesz, zdania są podzielone. Anastazja nie była, ponieważ tu gdzie mieszkam nie ma kościoła naszego wyznania. Ale nawet gdyby był, to nie zabierałabym ją ną nabożeństwa, ponieważ jestem zdania, że to nie jest uroczystość dla niemowlęcia, czy 2-3 latka. W moim odczuciu dziecko w tym wieku jest za małe, żeby świadomie przeżyć taką ceremonię, świadomie w niej uczestniczyć, nie widzę więc sensu, żeby uciszać i uspakajać przez godzinę maluszka i jeszcze narażać na towarzystwo setki zakichanych w jesiennym sezonie i pociągających nosem ludzi. ALe moja najbliższa koleżanka od noworodka chodzi ze swoją córcią do kościoła, co więcej, zamawia za nią msze itd. Ciągnie ją tam i zimą i w upalne lato. Ani sama nie jest w stanie skupić się na kazaniu ( bo tylko kołysze dziecko i uspokaja ), a również rozprasza innych modlących się. No, ale to jest moje, jak zawsze kontrowersyjne, zdanie. Każdy robi, co uważa za słuszne. Ja jestem przeciwna. Chyba że dziecko wyjątkowo uwielbia przebywanie w kościele, np. usypia przy śpiewach churalnych :) A to co mnie jeszcze dodatkowo doprowadza do szału, to że na wsiach maleńkie dzieci ciągnie się na siłę w każdą pogodę do kościoła, żeby się POCHWALIĆ maleństwem - bo jest okazja, żeby tłum ludzi zobaczył jaką masz słodką dzidzię, a jakie ma cudne kolczyki, a jak biega po całym kościele i zaczepia ludzi, radosna kruszynka itd. Moja dziecko nie jest małpką na pokaz i ja ją zabiorę do kościoła jak już będzie rozumiała kto to jest Jezus i będę jej mogła opowiedzieć co się dzieje w czasie nabożeństwa. No dobra, rozpisałam się. Jakkolwiek nie krytykuję, jak pisze. Każdy postępuje według własnych przekonań. Moje są takie :) Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam. A jeśli tak, to przepraszam, bo takiego zamiaru nie miałam.
-
Jeszcze coś muszę Wam napisać. Od wielu dni Nastusia czasem wspomina, że chciałaby żeby jej dać PITUTATA. ( ??????!!! ) Głowiłyśmy się z mamą o co może chodzić. Z niczym się te pitutata nie kojarzy. Aż wyszło dziś na jaw cóż to takiego! Otóż.... to jest termometr - taki zwykły rtęciowy do mierzenia pod pachą :) Ale dlaczego pitutata???? he :)
-
Pogoda byla świetna. nabrałam ciepłych rzeczy Bog jeden wie po co, bo chodziłam w bluzce z krótkim rękawem i cienkiej kurtce, a często i bez niej. Może z jeden raz padało. Było fantastycznie i właśnie zasypałam Wam skrzynki zdjęciami. Dziś lub jutro obrobię resztę - już z domu. Pochwalę się bezczelnie kominkiem, a co! :) A Jasiek ogrodnik wygląda po prostu.... jak profesjonalista! I to skupienie na twarzy! Widać, że facet zna się na rzeczy i wie co robi :)
-
Z tym jeżem, to chodzi o taką dużą poduszkęw kształcie np jeża, na którą dziecko idzie posiedzieć za karę na tyle minut ile ma lat. Czyli np. Nastusia chodzi na 2 minuty ( teoretycznie ) - bo juz po 30 sekundach jest uspokojona i przychodzi do mnie się przytulić i przeprosić :) Co taka cisza?! Dziewczyny, może dziś mi się uda nadrobić zaległości to powysyłam Wam zdjęcia z LOndynu, z domu i z ... ogrodu. Dziś zrobiłam zdjęcia moich na wpół rozkwitniętych róż... całych w śniegu!
-
U nas też metoda jest przekwalifikowana na poduszkową :) I też jedyne co mnie wpienia to darcie bez przyczyny, czyli niezuzasadniona histeria z gatunku bo ja chcę i już. Dziś wystarczyło 30 sekund na poduszce, żeby płacz się skończył i było przytulanko i całowanko :) Myshko, ja też z różami nie pomogę, choć mam różany ogród. Ale wszystkie moje krzewy kupuje na targu od jakiegoś rolnika pasjonata. Nie są ślicznie opakowane z metkami, tylko takie haszcze wyrwane na goło z ziemi. Ale zawsze przyjmują się, rosną cudownie, pachną wspaniale i do głowy mi nie przyszło nic szczepić. Zresztą - nie umiem :) Teraz właśnie spadł śnieg, a w moim różanym ogrodzie jeszcze wiele róż miało piękne pąk i dopiero zamierzały cudnie rozkwitnać :( Chyba je zaraz biegiem zetnę i wstawię do wazonu, inaczej to już całkiem przepadną :(
-
Czołem. Pati, trzymam kciuki za Asieńkę, żeby szybko choróbsko sobie poszło. Powiem Ci doś na pociechę co do buntu 2-latka. Jak przeczytałam Twój opis Asi, to jakbym czytała o Nastusi. W Londynie zachowywała sie jak anioł, w podróży też, a tylko wróciłyśmy do domu..... zaczęły się fochy. Budziła się już w złym nastroju i potem płacz o byle co. A ja nerwowa jestem.... i czułam, że jeszcze jedna taka akcja i zacznę hurtowo rozdawać klapsy. W ropaczy postanowiłam zastosować sposób \"super niani\" z karnym jeżykiem. Bo doszłam do wniosku, że faktycznie Anastazja nie zna żadnych kar. Bo co to jest grożenie palcem, czy straszenie klapsem? To nie jest kara, którą dziecko odczułoby jakoś dotkliwie. Pomysł z jeżykiem początkowo wydawał mi się absurdalny, ale... co szkodzi spróbować? Od kilku dni jest znaczny postęp! A tylko raz wylądowała karnie na jeżyku. W dodatku sama tam polecała, usiadła i odczekała grzecznie 2 minuty. Teraz wystarczy, że ją uprzedzę, że jak się nie uspokoi to zaraz wyląduje na karniaku i już jest spokój. Uczymy się teraz przytulania i przepraszania. Powolutku widzę naprawdę, że to przynosi efekty. Obym nie zapeszyła. Pedantyzm w zbieraniu klocków odszedł w siną dal. Teraz ja zbieram po całym domu..... ech... krok do przodu, dwa kroki w tył :( Gada za to jak najęta. Dziś przy śniadaniu oznajmiła mi: \" Mamusiu, nie ma tu Tatusia, bo teraz pracuje\". :) Fajnie, że zaczyna budować całe złożone zdania, bo można z nią już pogadać i wiele wytłumaczyć. NARESZCIE NADEJSZŁA TA WIEKOPOMNA CHWILA! :) Acha - dziękuję Elffiku za zmotywowanie mojej leniwej osoby!!!! Czytamy czytamy i jeszcze raz czytamy. Główne zdanie jakie słyszę od rana do wieczora to \" pocytamy mamusiu?\" :) Tyle, że mam już po uszy Lokomotywy. więc przerzuciłyśmy się na szeroki asortyment bajek typu:\" czerwony kapturek, Jaś i Małgosia\" itd
-
Witajcie, nosił koń po Błoniach.... ponieśli i konia. O mnie mowa. Ale po kolei. Fachowcy, którzy stawiali mi kominek przychodzili przez wszystkie dni zakatarzeni i zaflikani. A ja z nich szydziłam, że tylko antybiotyki im w głowie i oto są skutki! A ja jestem twardziel, piję tran, jem cytrynę i jestem bastionem zdrowia..... Nie wiem co za francę mi przywlekli, ale jak świat światem takiego przeziębienia to ja u siebie nie pamiętam. NIGDY. Miałam ( i nadal mam! ) katar, kaszel i ból głowy od prawie tygodnia bez przerwy!!!! 3 dni temu powiedziałam sobie, że jeszcze jedna taka noc i położę się pod traktor, bo tego się nie da przetrwać!!!!! Nos zapchany, głowa mi mało nie eksploduje i jeszcze kaszel po nocach. Dla mnie dramat. Oczywiście pozostałam przy opcji cytryny i żadnych antybiotyków nie biorę, jakkolwiek mam już dość wszystkiego. Dziś czuję się jako- tako. I tak każdego dnia musze robić zakupy, karmić psa, nosić drzewo do kominka itd - bo mama leży z gorączką ( mnie to omięło akurat ), więc pewnie dlatego to moje leczenie trwa wieki. Ale Nastusia... przez 3 dni miała katar i wszystko w tym temacie. Kurde, czuję się przy niej, jak wypierdek mamuta. Gadka u Nastuni posuwa się błyskawicznie. Dziś stwierdziła, że boli ją serce. Skad zna to słowo, nawet nie pytam. Zaskakuje każdego dnia całą plejadą nowych słów i zwrotów. Postępy nocnikowe- ZERO. RATUNKU!!!!! Dynia, jak Tobie się to udało? Pisałaś, że się zawzięłaś i są rezulataty. Błagam, napisz krok po kroku co robić, zdradź sój paptent, bo mnie już ręce opadają. Tymczasem idę dalej umierać na moją niekończącą się migrenę. Acha! Nastunia mówi o sobie NANUN. Lub Azazazja. Zazwyczaj Nanun. ALe to długa historia, innym razem. Po tym, jak kupiłam jej w Londynie płytę do tańca dla bardzo aktywnych dzieci, Nastusia odkryła w sobie talent do tańca. To co ona pzy tej muzyce wyprawie nie da się opisać. To trzeba zobaczyć. :) W skrócie: wychodzi ze skóry i dwie Nastusie skaczą synchronicznie obok siebie.... Można paść ze śmiechu.
-
Dynia, bo to tak jest. Ja tez cale zycie nic nigy nie wygralam. No , moze z raz trojke w totka za 10 zl!!!!Ale w tym roku sie zawzielam i postanowilam dac Panu Bogu szanse. Bo jak mam wygrac, skoro nie gram? I w tym roku, od 4 miesiecy staram sie grac w co popadnie - ale tylko przez internet, coby ani zlotowki w to nie inwestowac ( jakies karty pocztowe, znaczki i tp odpadaja, bo to trzeba kupic :) ) Ostatnio juz ponad miesiac jak w nic nie gralam, bo cos zapominam, ale musze sie na nowo zmobilizowac, bo kurcze warto!
-
Witajcie, tak Myshko - mój sąsiad to historia na grubą książkę. Co do leworęczności. Nie wiem, jak to teraz jest, ale ja bym sie nie przejmowała. Podobno leworęczni są bardzo uzdolnieni manualnie - chyba że to plotka. Nie wiem :) W każdym razie, Nastusia przechodziła okres prób, kiedy wszystko usiłowała robić na zmianę raz prawą, a raz lewą rączką. Ostatecznie zdecydowała się na prawą, ale ja nie ingerowałam. Tylko obserowałam z ciekawością, bo moja teściowa jest leworęczna, więc... spodziewałam się, że Nastusia może ewentualnie też być. Do tej pory czasem zdarza jej się coś złapać w lewą rączkę - np. widelec, ale po chwili przekłada w prawą, bo tą idzie jej sprawniej.
-
Dziękuję! Kochane, mam dla Was wiadomość :) Wracam z Londynu, a tu na skrzynce wiadomość, ze wygrałam jakiś konkurs. Już chciałam skasować, bo yślałam, że spam jakiś. Już od dawna nie mam czasu na konkursy. Ale coś mnie tknęło i sprawdziłam przed wywaleniem. No, nie uwierzycie, ale wygrałam najnowszy model maxi cosi - fotelika samochodowego!!!! Niezły numer, bo już w głowę zachodziłam skąd wytrzasnąć pieniądze na fotelik! Jaja jak berety.... zobaczymy tylko czy przyślą, czy tylko naobiecywali :) Ściskam Was Acha, kominek skończony, ja spłukana, w domu pobojowisko, a jeszcze jakiś katarek mi się przyplątał, więc mam nastrój podły. Do tego pozwałam mojego sąsiada do sądu, bo chciał mnie rozjechać samochodem, kiedy szłam na spacer z Nastusią. Chyba tylko cudem uniknęłyśmy wypadku. Tak więc tego draniowi darować nie mogę. Skończyła mi się dobra wola, oraz zapas miłosierdzia. WOJNA.
-
Myshko - nie myje się :) Ale bardzo bardzo dokładnie czyści! I nigdy przenigdy nie myje się maślaków przed obieraniem, no chyba że mamy zamiasr dać potem te umyte maślaki wrogowi w prezencie :) Lece spac, bo mi pierwszy raz w życiu zaropiało oko!!!! Czy któraś z Was to miała??? Od czego to się bierze??? Może od tego wirującego tynku?
-
Dziewczynki, tylko daję znak życia ( jakiego życia??? ) Myshko - odradzam suszenie na sznurku. Trwa to dość długo, często grzyby w tym czasie robaczywieją, bądź też zostają zasiedlone larwami domowych much. W każdym razie.... nie jest to polecana metoda. Ja suszę w kombiwarze, ale pewnie nieźle wychodzi w piekarniku, czy czymś podobnym.... Zastanawiałam się nawet nad użyciem mikrofali, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, a nad stratą każdego kawałeczka, straszliwie ubolewam, więc.... nie zaryzykowałam.
-
Dokładnie tak jak mówisz Myshko. Mamy też jeden zwykły kominek. I niestety... nie posiada on żadnych walorów, prócz uroku osobistego. Najwyżej latem, kiedy pada na dworze, można w nim kiełbaski na kiju piec, bo jest gigantyczny. Ale i jego dni są policzone. Jak uda nam się zebrać fundusze kiedyś, to wstawimy do niego wkład kominkowy. Inaczej, to nie ma z niego żadnego pożytku. Ja niestety skype nie mam, a mój ledwo żywy komp całuję w obsrany...monitor ( ? ), za to, że w ogóle działa.
-
Mysh - u mnie to jest kominek z wkładem kominkowym - czyli taki kominek za szybą, z rurami rozprowadzającymi ciepłe powietrze po kilku pokojach. W tym także na piętro. Więc Sajgon jest nie do opisania.... Dziury w ścianach, suficie... wszechobecny tynk... tynk w moich włosach, tynk na garnkach w kuchni, a wczoraj odkryłam nawet w spiżarni... dziwną rdzawą powłokę na jajkach.... oczywiście pył z cegły..... bez komentarza. http://www.koperfam.pl/pokaz_kominek,produkty-1-1-1,12,cheminees.html Myshko, tu w tym linku jest właśnie to coś, co mi stawiają. Po prawej stronie jest pięc prezentacji różnych kominków. Ten mój jest kombinacją 4 i 5-tego. Bo jest z cegły, ale z półeczką. A Ty masz już koncepcję na ten Wasz?
-
Witajcie dziewczynki! To ja - Wasz lokalny Michael Jackson. Nie nie, nie odpada mi jeszcze nos, ale piszę do Was z namiotu \"tlenowego\". Jak tylko wróciłam, to ekipa zaczęła mi stawiać wreszcie kominek. A teraz to już nie wiem, czy jeszcze jestem u siebie, czy koresponduję z Libanu. Jest źle. Tumany pyłu i kurzu, totalna apokalipsa. Przeżyłam chyba tylko ja i siedzę pod wielką foliową płachtą, którą jest nakryty komputer i relacjonuję szybko co i jak. Ogólnie kominek cudo, ale sprzątać to będę chyba do grudnia... ale przyszłego. Drama w pięciu aktach po prostu. A do tego zimno jak w psiarni, bo stary piec wywalony, a nowy kominek jeszcze nie podłączony. Ząb na ząb mi nie trafia, więc będzie krótko. Ostatnie dni w Londynie upłynęły nam tak strrrrrrasznie szybko :( Nie chciałam ani sekundy tracić na siedzenie przy kompie. I w ogóle nadal mi smutno i ech... temat zamykam, bo nie warto drążyć. Nastusia w powrotnej drodze samolotem znów zachowywała się, jak aniołek i znów dostałam gratulacje od kilku osób, a nwet od załogi pokładowej. Kurde.... chyba przemyślę dobudowanie dwóch skrzydeł do domu, skoro moje dziecko tylko w takich warunkach umie się zachować jak należy... Z Aniołami zresztą też miałam w tej drodze przeboje, ale to już jest osobna dłuża historia, na inna chwilkę. Przepraszam, że nie odnosze się do Wasyzch wpisów, ale ręce mi się trzęsą na klawiaturze i zamarzam w tych warunkach, więc doczytam wszystko, jak uda mi sie przywrócić normalna temperaturę w tym pomieszczeniu. uściski dla Wszystkich
-
Kuk, Franio, to jest gosc!!! Wyobrazam sobie mine tej pani ze zlobka , he he he ! Co do biznesu - ja bym weszla chetnie, ale przy moim talencie do szycia..... Obawiam sie, ze nawet majac elekrtyczna obroze na szyji i dostajac pradem za kazdy zly szew, nie udaloby mi sie przeszyc po prostej kilku centymetrow. Natomiast chetnie zasiade w nadzorze spolki :) Acha, wiesci z placu zabaw: dzis Anastazja znalazla sobie nowa rozrywke - zamykanie i otwieranie bramki wejsciowej na plac zabaw. Nastusia zawsze przestrzega tego, zeby wszystkie drzwi byly dokladnie zamkniete. Ma na tym punkcie... jakis odchyl :) No i dzis przyuwazyla, ze niektore kobiety wychodzac z wozkami nie domykaja za soba tej bramki. Stanela wiec, jak Cerber przy niej i kolejno wpuszczala i wypuszczala wszystkich. Obserwowalam to wszystko ze sporej odleglosci i boki mnie bolaly ze smiechu. Ona strasznie serio podchodzila do tej funkcji. Kazda podchodzaca osoba musiala sie zatrzymac, Anastazja wtedy otwierala furtke, czekala az osoba przejdzie i precyzyjnie za nia zamykala. Jak szlo wiecej osob - ustawiala sie kolejka. Ale nikt nie protestowal. Ludzie chyba mieli z niej niezly ubaw :) Ja tez mialam, jak w ktoryms momencie ganiajac z dziecmi zorientowala sie, ze mnie nie ma. Stanela na przeciw jakiegos wielkiego faceta i pyta go: \" gdzie jest moja mamusia?!\" Gosciu oczy wybaluszyl, bo po polsku widac slabo kumal, ale dosc bystry byl i pyta :\" mama? \" Na co Anastazja: \" Tak, mamusia. Moja. Gdzie jest?\" Na szczescie w tym momencie mnie zauwazyla, bo facet juz sie zabieral za probe zrozumienia jej roszczen :) ppapa!
-
Witajcie, a mnie znow udalo sie na momencik dorwac komputer, wiec zanim znow przepadne na 5 godzin na placu zabaw, szybko wtrace swoje 5 groszy :) Co do ubranek - zgadzam sie bezdyskusyjnie. Przypuszczam nawet, ze wiekszosc z nich jest szyta noca, przy slabym swietle przez operatorow wozkow widlowych, ktorzy w ten sposob dorabiaja do pensji. Te troche lepsze byc moze sa szyte w Kambodzy w czarnych tajemniczych obozach pracy iglami z trzciny cukrowej. Uhh.... Osobiscie do ksiegi skarg dolozylabym jeszcze pizamki, w ktorych mozna skladowac ziemniaki na zime. Anastazja jest tak szczupla, ze w zasadzie kazdy pajacyk na niej wyglada jak na wieszaku. Wielki wor, w ktorym nie widac dziecka, oproz wystajacych raczek z 5 razy podwinietych rekawow i przykrotkie nogawki..... A moze ja mam dziecko mutanta...? Wczoraj na placu zabaw Anastazja odkryla drewniane zwierzatka - bujaczki na takich duzych sprezynach :) Przy okazji zdobyla uznanie paru rodzicow, jak galopujac przez caly plac zabaw wywinela takiego orla, ze az echo poszlo. Wszyscy rodzice zamarli. Ja tez, bo bylam przekonana, ze uderzyla buzia o asfalt i zaraz sie podniesie zalana krwia. ( nota bene widok u nas powszechny ). Tymczasem jakos zamortyzowala raczkami upadek i buzia zawisla milimetr nad ziemia. Nastusia wstala, otrzepala kolanka i ruszyla dalej galopem. Facet siedzacy obok mnie skwitowal: NIE MOZLIWE! Ale dzielna dziewczynka! Ha! Bo on nie widzial, jak dramatyczna i rozdzierajaca serce scene potrafi urzadzic ta dzielna dziewczynka, kiedy w mojej torbie niespodziewanie koncza sie biszkopty :) Lece kochane i do kolejnej relacji! ( Kurcze, super, ze mam komputer w domu! )
-
Korzystajac z wolnej chwilki jeszcze cos poskrobie. Elfiku, ja za to wzruszam sie latwo, a ze temat jest bliski mojemu sercu, to czytajac Twoja relacje lzy rowniez stanely mi w oczach. Cholera, i nadal stoja :( , bo my za tydzien znow bedziemy osobno i znow Nastusia bedzie chodzic po calym domu zagladac do pokojow i zagadywac: \" A gdzie tatus posed? \" \"gdzie tatus spi???\" a na kazde pukanie do drzwi bedzie wolac \" mamusiu! tatus idzie!!!\" :( Ide sobie, bo mi sie smutno zrobilo ...
-
Acha jeszcze cos - oczywiscie SZESC 2-litrowych sloikow suszonych grzybow. A nie 62 :)
-
Witajcie ponownie. Kochane, jestem w szoku, widzialam wczoraj buty - kozaczki, w sklepie dla maluszkow. Rozmiar... jak na nasze dzieciaczki. I wiecie co? Na szpilce!!!!!! Nie na malym obcasiku, tylko na szpilce!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ja nie wiem, chyb ktos oszalal. Do reszty. Tak Mysh, masz racje, w Polsce w tym roku jest nienormalny wysyp grzybow. Juz mi sie nie mieszcza w szafie, w spizarni, samych suszonych mam uwaga... 6 2-litrowych slojow! I zbieory nadal trwaja. Tylko na moim podworku ( serio ) zbieralam pare tygodni temu po koszyczku podgrzybkow codziennie. No i maslakow. Ludzie mowia, ze ostatni raz tyle grzybow bylo w 39\' tuz przed wojna..... Dobra, teraz szybko co nowego u Nastusi. Otoz odkryla chyba w sobie zylke do biegow przelajowych. Do tej pory takie dluzsze biegi uskuteczniala tylko na lotnisku, kiedy ja gnalam za stadem po walizki, a ona biedna na smyczy za mna. Myslalam wtedy , ze biedactwo nozki pogubi, zal mi jej bylo, a ludzie patrzyli na mnie, jak na kinder-gestapo. Tymczasem.... okazuje sie, ze ona to uwielbia! W efekcie wozek nam sluzy do wozenia siatek z zakupami, a Nastusia gna obok wolajac na caly glos: \" mama czadu! Dalej, czadu!!!!\" I biegnie tak, ze to ja malo nog za nia nie pogubie - oczywiscie trzymam ja za raczke. Staram sie dotrzymac jej kroku, ale i tak, jak popatrzec na to z boku, to wyglada tak, ze matka sadystka sie gdzies spieszy i biedny dzieciak musi gnac na zlamanie karku za nia. Jedyne co mnie ratuje przed atakiem litosciwych ludzi, to szeroki usmiech Anastazji i jej wesole pokrzykiwanie w czasie biegu. A teraz najlepsze... ostatnio wracalismy bardzo pozno do domu, ulice byly juz wyludnione i bylo juz ciemno. Anastazja wiec nie hamowana przez tlum biegla.....25 minut non-stop! Ja dostalam zadyszki, malo mi serce nie wyskoczylo, chetnie bym wsiadla w wozek. A ona nawet sie nie zasapala. I to nie jest truchcik. Ona galopuje, jak na pardubickiej! Wczoraj bylismy w duzym centrum handlowym i Nastusia byla w wozku. Po paru chwilach slysze, jak cos mruczy w wozku. Pochylam sie zeby uslyszec, a ona cichutko i niesmialo mowi: \" mamusiu, ja chce czadu\" :) No i musialam ja puscic z wozka, co oznaczalo dla mnie maraton zamiast spokojnych zakupow :) Uff, musze leciec. Do uslyszenia, moze jutro o tej samej porze. Przepraszam, ze nie odnosze sie do wpisow, ale mam niewiele czasu na spokojne poczytanie. Usciski z Londynu, w ktorym WRESZCIE pada :) Acha, Kuk - ja napisalam wtedy BRYTOLE, nie Bristol. Chodzilo mi o brzydkie okreslenie Brytyjczykow :)
-
Witajcie kochane!!!!! Pisze do Was juz z GB, bedzie wiec krotko i bez polskich liter. Ja i krotko.... no, postaram sie w kazdym razie :) Gratuluje wszystkim nocnikujacym maluchom. Anastazja chyba sie zawziela i bojkotuje nocnik na calego :( Brak mi juz pomyslow. Nastusia ma dziesiatki ksiazeczek, ktore uwielbia..... ogladac. \"mama pocyta baje\" - mowi, ale chodzi o to, zebym jej opowiadala co jest na kazdej stronie. Jak tylko zaczynam czytac, to sie wnerwia, przerzuca szybko kartki i nic nie moge dokonczyc :( Ale wpis Elffika mnie zainspirowal - bede probowac do skutku. Moze polubi, jak sie bardziej powydurniam :) Dziewczyny, ale jednym MUSZE sie pochwalic, bo bylam tak dumna, ze ledwo zmiescilam sie w drzwi samoltu.! Anastazja w samolcie ( jak zawsze ) zachowywala sie wzorowo. Byla bardzo grzeczna, usmiechala sie do pasazerow, wykonywala wszystkie ( !!!! ) polecenia, po prostu moje zaczarowane dziecko. Obok nas siedziala pani z 2-letnia dziewczynka, ktora 2,5 godziny wrzeszczala. Ale co to byl za popis, to sie w glowie nie miesci. Nie dala sie zapiac w pasy, prezyla sie, co chwila chciala cos innego wrzeszczac przy tym tak, ze wysiadlam z potezna migrena. Bylam przekonana, ze Nastusia podchwyci te nuty i beda sie drzec razem. Ale nic z tego. Przytulala sie tylko do mnie i mowila: mamusiu, tu dzidzia place bajdzo. :) No i teraz najlepsze. Jak samolot wyladowal i zaczelismy sie wszyscy wyladowywac, to... kilkanascie osob, a w zasadzie kazdy kto mnie mijal zaczepial mnie, zeby powiedziec cos milego o Anastazji. Szczegolnie starsze malzenstwo, ktore siedzialo niedaleko nas roztkliwialo sie niezwykle. powiedzieli, ze przez caly lot obserwowali zachowanie Nastusi i ze sa pod ogromnym wrazeniem ! Kilka osob pogratulowalo mi wychowania ( wyobrazacie to sobie, bu cha cha cha !!!!). A potem, zanim dobieglismy po nasze walizki, jeszcze kilka osob z samolotu zaczepilo mnie, zeby pochwalic Anastazje. No w zyciu nie bylam taka dumna! No i nigdy wczesniej nie zdazylo mi sie, zeby ktos obcy Nastusie pochwalil za zachowanie!!!! Potewierdzilo sie to, co przypuszczalam - Nastunia dziala w trybie podrozy bez zarzutu. W innych sytuacjach jej system sterowania calowicie zawodzi :) No i mialo byc krotko, ale mam nadzieje, ze mi wybaczycie. Musialam sie pochwalic, bo wzorowe zachowanie mojej corki jest tak rzadkim zjawiskiem w przyrodzie, ze nie moglam tego nie odnotowac i nie upublicznic. Sciskamy Was bardzo mocno i do uslyszenia przy kolejnej sposobnosci.