Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Elffiku, ja bym się nie przejmowała. Nie ma nic gorszego niż równanie do szeregu. Każdy organizm jest inny! Może twoja córcia po prostu nie potrzebuje tego snu i już? Ja bym nie zmuszała.J estem zdania, że organizm sam zasypia, kiedy potzrebuje snu. To tylk dorośli wkładają sobie zapałki w oczy i siedzą po nocach przy 5 kawie na kafeterii :) A mżeby całkiem podnieść Cię na duchu podam swój osobisty przykład. Jako niemowle - od urodzenia - do wieku prawie 2 lat ( !!! ) nie spałam niemal w ogóle. Ok 2-3 godzin na dobę. Moja mama odchodziła od zmysłów, szprycowali mnie lekami, również dla dorosłych nasennymi - i nic! Nie spalam i już. Zdecydowanie nie jest to naturalna ani często spotykane, a jednak... byłam bardzo zdrowym dzieckiem ( zero chorób, infekcji itd ), rozwijałam się bardzo szyko, mówiłam płynnie w wieku 1,5 roku i chyba wyrosłam na w miarę normalną osobę :) Z tego mój wniosek taki, że nie należy zmuszać. Mój mąż też w dzieciństwie podobno prawie nie spał co doprowadzało rodzinę do obłędu. Tymczasem nasza córcia śpi jak susełek i do dziś 1-2 godzinna drzemka w ciągu dnia jest obowiązkowa. I nawet nie musze jej usypiać. Po prostu przychodzi 12.00 i Anastazja odpływa w dowolnej pozycji będąc :)
-
Mysh - ja też bym to chętnie zobaczyła na żywo! :)
-
Dynia, nic nie dostałam :( A wiecie, że Nastusia w ogóle nie interesuje się bajkami? Nie wiem czy to normalne. Owszem, jak leci w TV jakaś kreskówka to zwróci uwagę, popatrzy chwilę, pozachwyca się, że tu dzidzia, czy tam kotek, ale zazwyczaj po góra 5 minutach już jej TV nie interesuje. A już w ogóle nie ma mowy o jakichś ulubionych bajkach, czy puszczaniu bajek na prośbę. Natomiast lubi.... prognozę pogody w TV. A przy okazji i my też, bo jest ubaw po pachy. Podpatrzyła parę razy komantarze moich rodziców i teraz to wgląda tak. Patrzy i komentuje: - O lala, pada deszcz. No no.... chu chu cha. I bieje biat! ( wieje wiart ) A do tego strzela takie zatroskane minki, że leżymy ze śmiechu.
-
No proszę - co do minuty jednomyślnie, Dynia :)
-
Myshko - chyba masz rację Powinnam pewnie ukryć ten nocnik i nie terroryzować dzieciaka. Ale kurcze... jak ona woła : mama siusiu! ( wiem że oszukuje ), ale co mam zrobić? Jak jej nie posadzę wtedy na nocnik, to przestanie zupełnie wołać, albo zapomni o nocniku i robota będzie od początku, ech... sama już nie wiem :(
-
Katrin, super! Kuba pokazał już raz światu że chce i ma siłę żyć. teraz pokazuje, że jest facet na schwał! I tak trzymać!
-
Dynia, trzymaj się! I zaglądaj częściej. Taaa, migrena... fajna sprawa. Taniej wychodzi jak amfa, a człowiek nie wie na jakim świecie jest i czy w ogóle żyje.... Pamiętam, jak po urodzeniu Nastusi regularnie dopadały mnie 4-dniowe migreny. A tu ani proszeczka wziąć nie wolno! Mąż od 7 do 22 w pracy..a ja totalnie sama z wrzeszczącą Nastunią. Jajks... było fajnie..yyyhh. Jak mąż przychodził z pracy to myślał, że mam baby-bluesa, jak mnie zastawał klęczącą na łóżku z małą w ramionach i obie tak spłakane, że oczu nie widać. Brrr... nie wspominam więcej! I współczuję każdemu z całego serca, jeśli tego zakosztuje. Mysh-Mróweczka - dopasowane idealnie! Tylko pisać i mówić długo, więc proponuję skrót Mysh-ant :) Myshant górą! Jeśli możesz bardzo proszę, wyślij mi troszkę Twojej energii w kopercie, bo jutro mnie czeka walka z jesiennym uporządkowaniem ogrodu... Sukcesów nocnikowych nie będę opisywać, bo ich po prostu nie ma i wszystko wygląda tak, jak w moich wcześniejszych opisać. Porażka totalna. Natomiast są postępy lingwistyczne. Nastusia zaczęła całymi zdaniami się z nami komunikować. Przykład: - Bacia, jest jeszcze bujeja? ( bułeczka) - jest. Chcesz? - tat bacia, pjjjjose bujeje. - proszę ( babcia daje ) - dejuje ( dziękuję ) Ale chwalić nie ma się czym. Oto historia ze sklepu. Stoi babka z dzieckiem. Dzieciak ciągnie ją za sweter: - mama, siku!!!!! - Zaraz. - Mama! Już nie moge! Chodź! Wreszcie moja mama nie wytrzymuje i pyta tej kobietki: - Proszę Pani, ile ten mały ma lat? - Lat? Pani, on ma rok i 3 miesiące! No i jak tu się nie zestresować??? No jak??????? Wzmożyłam więc czujność nocnikową. Ale skutek żaden oprócz tego, że Nastunia częściej woła że chce kupę.... Co z tego, że woła, jak nic nie robi? Usiądzie, uśmiechnie się i wstaje szczęśliwa, że widzi na twarzy mamy tę niegasnącą nadzieję..... A wczoraj robiłam knedle... oczywiście ze ... śliwkami. Brrr
-
Nikii, nie daj się! Pamiętaj, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - PRZEROBIŁAM TEN FRAZES 200 RAZY W ŻYCIU i mogę śmiało powiedzieć, że to prawda. Wszystkie tu ciepło o Tobie myślimy, a taka ilość dobrej energii MUSI zaowocować przynajmniej poprawą Twojego humoru! :) A jak znajdziesz czas i chęci - wywal wszystko. Na sercu będzie lżej, a może wspólnie znajdziemy jakiś pomysł na przegnanie smutku? Dziewczyny, żadnych tam gratulacji, żadnego chylenia czoła przed porządnicką Anastazją. od rana próbuję wymóc na niej posprzątanie klocków. A ona wykazuje wzrok selektywny i klocków jakoby wcale nie widziała. Depcze po nich lub omija z daleka, ale udaje, że nie kuma absolutnie o co mi chodzi. Ech... Krok w przód, dwa w tył.... Nie wiem dlaczego bywający u nas goście twierdzą, że nie widać w domu śladów bytności dziecka. Nie bardzo rozumiem co to są według nich ślady bytności dziecka. Guma do rzucia zwisające 1,5 metra z żyrandola? Czy może oberwane tapety do wysokości 2-latka? Bo rozumiem że śladami bytności małego szczeniaka w domu są np. rozłożone gazety po całej chałupie, albo rozszarpane buty właścicieli :) Ale ślady bytności dziecka? Może ewentualnie chodzi o pluton miśków i lalek rozłożonych po całym domu z precyzją rozrzutnika obornika? No to faktycznie tego u mnie brak, bo Nastusia ma jednego ukochanego Lololaka ( czyt. króliczka ) i dwie małe lalki w wózku i to wszystko. Myślałam również o skomplikowanej sieci sznurów rozwleczonych po całym domu, na których majestatycznie niczym flagi w dzień niepodległości powiewają tetrowe pieluchy.... ba, ale używamy pampersów, więc i to odpada. Ale do licha, czy pół tony klocków walających sie po dywanie to znak obecności wirusa ebola, czy raczej dziecka??? No, podsumowując. Aż szkoda, że dziś nie było gości. Niechybnie dopatrzyliby się znaków obecności dziecka w domu... I to nie jednego. Aż mnie korci, żeby sfotografować ten Sajgon i wysłać mężowi, żeby wiedział, z jakim żywiołem zmagam się na codzień :) Mam tylko nadzieję, że do wieczora Cesarzowa przypomni sobie co to jest porządek w klockach..... ale się raczej nie łudzę....
-
Czołem bojowniczki, Mysh, ja również dołączam do grona podziwiających Twój zapał. W razie, gdyby Twój dom nie zaspokoił do końca Twoich ambicji, to zapraszam do mnie. Celem wzbudzenia w Tobie ognia zapału mogę natychmiast przesłać Ci zdjęcia moich okiennic, które trzymają się chałupy już tylko siłą woli, a może raczej ze strachu, że jak zlecą, to skończą jako opał w piecu.... Byłyby zachwycone Twoją wizytą. Ja też.... :) Kuk - jeśli moje laickie zdanie mogę wypowiedzieć, to całkowicie popieram Twoje zdanie, jak równiez Elfika i Mysh. Ja nie umiem wyjść bez pożegnania. Nawet jak idę tylko psu miskę z jedzeniem wynieść, a Nastusia przyuważy mnie przy drzwiach to ją całuję i mówię, że niebawem do niej wrócę. No jakoś mam to w genach i inaczej nie potrafię. Tak Mysh, to ja pisałam o zbieraniu zabawek, bo to jedyne, czym ewentualnie mogę się pochwalić - jako-tako. Ponieważ nie lubię widoku rozrzuconych zabawek po całym domu, to już od najwcześniejszych zabaw samodzielnych Nastusi wprowadzałam mały terror.... Najpierw ja sprzątałam, kiedy widziałam, że mała zostawiła jakąś zabawkę i już bawi się czymś innym. Potem zaczęłam jej pokazywać, że jak zmienia zabawkę, to tą nieużywaną należy odnieść na miejsce. Skutek był różny. Teraz już raczej wymagam, żeby coś odniosła na miejsce. Jej się to w głowie zakodowało, ale niestety - aż do przesady, co znów mnie wkurza :) Lubię porządek, ale nie jestem pedantką. Natomiast Nastusia \"odnoszenie na miejsce\" traktuje straszliwie dosłownie. Wyjście z łazienki trwa wieki, kiedy ją zawołam, bo widze, że tam buszuje... bo wtedy ona zaczyna wszystko sprzątać. każdy szamponik musi być ustawiony tak jak był, każde mydełko w tym samym miejscu, każda szczotka, każda gąbka, no wszystko. Więc ja po pierwszych minutach już zielenieję i wołam \" ZOSTAW TO!!!! MAMA JUŻ SAMA POSPRZĄTA I CHODŹ!!!!!!!\" Wiem, ze to potwornie niepedagogiczne, ale ile można czekać. A Nastusia potrafi jeden szampon 2 minuty ustawiać poprawiając go o milimetry!!!! Mam wrażenie, że ona to \"sprzątanie\" traktuje jako jeszcze jeden element zabawy i ma w tym frajdę. Staram się więc opanować i nie przeszkadzać w tym, żyjąc nadzieją, że kiedyś zbiorę z tego plon.... ech... marzenia.... Oczywiście, mała to nie robot, więc zdarza się, że 10 razy gadam \"pozbieraj klocki\", a ona jest tak zajęta odzieraniem lalki z ubrania, że całkowicie głuchnie na moje słowa :) No i moja stała porażka - nocnik. Dziewczyny, co robić????? Toż zaraz będą 2 latka i co? 10 pieluch dziennie???? Nastusia zazwyczaj uprzejmie informuje, że zrobiła kupę. Albo że jest w trakcie robienia ..... A jak ma fazę na zabawę, to informuje mnie co chwila i nawet przynosi nocnik! Wtedy ja rzucam wszystko i lece do niej, zrywam z niej ubranie jak jakiś zboczeniec i pędem sadzam na nocnik.... A wszystko po to, żeby dziecko wstało z niego po 3 sekundach wymownie wskazując wnętrze nocnika i oznajmia:\" mama, puśto! No, no.... \" I ucieka, ja gonię, zakładam ubranko... za 3 minuty jest to samo. :\" Mama, mama!!!! Pupa! Pupa!!! Juz!!!!\" I ja znowu lecę, znowu obdzieram ją z szat i znowu historia się powtarza, czasem nawet w akompaniamencie radosnego rechotu Cesarzowej.... Jak za którymś razem odpuszczam i nie lecę, to.... siku leci... albo i gorzej. Więc znów lecę, żeby przebrać z mokrego w suche itd itd itd RATUNKU!
-
Melduje, że jestem żyję, ale przemówię ludzkim głosem pod wieczór jak mała gargoila zaśnie.....
-
Witajcie. Jestem w matrixia, nie wiem co za pora roku jest za oknem, średnio co 10 minut jest inna. Zchetałam się dzisiaj jak chora krówka, posadziłam kolejne tuje, borówki amerykańskie i wypieliłam dalsze hektary trawnika. Bleee!!!!!!!!!!! Ledwo żyje. A jeszcze zaliczyłam spacer z Nastusią w taką wichurę, że dziecko sobie całą drogę kapelusik trzymało rączką :) Biegiem wracałam wymyślając sobie w galopie od najgorszych głupich i mocno niedorozwiniętych. A to dlatego, że nie tak dawno było głośno w TV o babce, co wyszła z dzieckiem w taki straszny wiatr i konar na nich spadł...... A u mnie drogi wszędzie przyozdobione gęsto są drzewami po 100-200 lat więc ma co z nich lecieć. I leciało.... No, ale przez okno, to pięknie i malowniczo wygląda. Mysh - zazdroszczę również energii, bo ja po przygodach z wirusem jestem jak wyprana w Perwolu pielucha po pradziadku.
-
Dziś Anastazja całkowicie wróciła do formy. Nawet domagała się tranu! Oczywiście ja, przytępiona nicego jeszcze migrenką w ogóle nie mogłam pojąć dlaczego moje dziecko odmawia jedzenia kaszy rano i byłam pewna, że... nadal ją wierci w brzuszku, albo źle się czuje i nie chce po prostu jeść. Dopiero, jak mała prawie wyszła z siebie pokazując na lodówkę połapałam się, że przecież najpierw jest tran... Usatysfakcjonowane dziecko po łyżce tej ohydy z werwą przystąpiło do pałaszowania kaszy :) Niestety, ja też musiałam wypić dając dobry przykład... blleeee Ogólnie rozkręciła się już wczoraj wieczorem i nawet z radością pobiegła do kąpieli. Ja też już wracam do siebie, więc szczęśliwie wyszliśmy wszyscy na prostą. Tymczasem okazało się, że to był jakiś wirus, któy zaatakował pół wsi, bo babka w aptece sprzedała cały stoperan :) Epidemia normalnie.... Nawet niektóre sklepy były zamknięte, bo właściciele.... wisieli nad kibelkiem. A dziś znów leje.... czyżby nadejszła wiekopomna jesień?
-
Juz jestem. Chciałam wcześniej napisać, ale przyszła lekarka, więc... tylko zaanonsowałam, że coś się dzieje. Otóż: Dwa dni temu ktoś nam przywlókł do momu jakiegoś parszywego wirusa i wszyscy, jak nas jest nieliczna gromada zaczęli śmiertelną walkę o.... kibelek. Najpierw był tata.... i zacne miejsce okupował cały dzień. POd wieczór... Nastusia zbierała swoje zabawki do kartonu i nagle.. w kartonie prócz zabawek znalzał się również obiedek, a także kolacyjka i śniadanko chyba też :( Zanim skończyłam taniec ze szmatą już sama wisiałam na konferencji z wielkim uchem. Przyszła mama, żeby się w tym czasie zająć Nastusią, ale... po krótkim czasie zaczęła się dobijać do drzwi łazienki domagając się wpuszczenia NATYCHMIAST. A potem juz było na zmiany: górą i dołem, wszyscy. Walka o kibel o michę trwała do 5 nad ranem. Nie zmróżyłam oka, bo Anastazja była tak zmęczona, że wymiotowała przez sen, więc musiałam ją błyskawicznie przerzucać na bok, żeby się nie zakrztusiła. A sama... na drugi bok.... Ludzie, co to była za noc.... Następnego dnia Nastusia była żywa jako rusałka, a my.... leżeliśmy pokotem błagając o humanitarne dobicie. Niestety, wypadła mi wizyta w mieście i musiałam zmobilizować siły. Jakim cudem tam dotarłam i wróciłam nie wiem, ale po powrocie chyba straciłam przytomność, jak usiadłam w fotelu. Anastazja robiła co chciała, a my byliśmy jak zombi, z potwornym bólem głowy i żołądkiem obitym pałą przez skina na meczu Legia-Wisła. Dziś z nami już znacznie lepiej, ale za to Nastusia... od świtu miała parszywy humor, a potem się zaczeło... zasypiała dosłownie na stojąco. Taka senność mnie przeraziła i wezwałam lekarza do domu. Ale okazało się że nie jest odwodniona, i na oko po wstępnych badaniach wygląda tylko na wyczerpaną. Jutro druga wizyta kontrolna - dopiero się wtedy uspokoję do końca. Na razie Nastusia znów śpi, ale to po panadolu, więc... ech.... Ileż to nerwów człowiek zje przy jednym maleństwie..... A jak kobiety mają po 12-cioro dzieci? Czy też się tak przejmują byle stanem podgorączkowym? Czy też panikują tak szybko? Czuję się dziś, jak rozjechana walcem. Chyba bardziej wykończyły mnie nerwy ze śpiącą Nastusią niż cała noc spędzona nad miską... Tak więc na razie odmeldowuje się.
-
Dynia! Kobieto, normalnie dajesz nam zatęsknić za sobą :) I nie martw się, po burzy zawsze wychodzi Słońce. A jak nie wyjdzie, to osobiście je wspólnie ściągniemy dla Ciebie. Ja podobnie jak Kuk przymierzam się do tego nocnika.... ech... A co do postępów w gadce: najdłuższe chyba zdanie, jakie mówi Nastusia, to wtedy, gdy ją przewijam. Mówi: Mama myje pupę Aziaziaźjii. No, oczywiscie oprócz: Mama! Ide do Dudi na pjoty! :)
-
Acha, jeszcze o gadce chciałam. Wolałabym, żeby moje dziecko na chwilkę choć zaniechało dalszych gwałtownych postępów w wypowiadaniu się na rzecz rozwinięcia umiejętności kojarzenia do czego u licha służy nocnik!!!!!!!!!! Rano dziś, Anastazja pobiegła do kuchni. Ja jeszcze ścielę łóżeczko i słyszę taki oto okrzyk: - Ewa!!!!! Chodź tuuuu!!!!!!!!!!! Zamurowało mnie. Ostatecznie nie jesteśmy po imieniu..... Ale idę, trudno ciekawość silniejsza, co też mała znów kombinuje. A ona stoi pod szafką z biszkoptami i z promiennym uśmiecham na mój widok kontynuuje: - Chdź! Tu tiptopty ( biszkopty ) mam. Mama daj, pjjjjooosseee!!!! No i jak nie uledz? Jak być twardym? ech....
-
Kuk, po Twoim wpisie tak rechotałam żabio, że aż dziecko własne obudziłam ku zgorszeniu całej rodziny :) Karen Ka - to ja poprosze tę cygankę i dorzuć meneli ze śmietnikiem kontenerem w tle. Pomimo Waszych krytycznych uwag będę się jednak upierać przy swoim z premedytacją i pełną świadomością narażając sie na tę nogę Pana Boga kopiącą mnie w zad NIEZASŁUŻENIE. Na ten cel nawet ustawiłam dziś ów zad w kierunku nieba ( rwąc szczaw na zupę ) coby Panu Bogu sprawę ułatwić. Ale widać, Pan Bóg ładniejsze zady już widywał, bo mój zignorował całkowicie, czym jestem poniekąd rozczarowana... Hmm, ale do rzeczy: Mój skrawek własnej gleby porośnięty zabójczo chaszczami czy wręcz mutantami ziemskiej ( a może i nie tylko ) flory nie równa się urodzie pirenejskim krajobrazom ponieważ: 1) nie jest pirenejskim krajobrazem! 2) wymaga koszenia, przycinania, strzyżenia, pielenia ( !!! ), kompostowania, formowania, grabienia, uprzątania, zasiewania, wyrywania, opryskiwania i podlewania A KRAJOBRAZ PIRENEJSKI NIE!!! 3) punkt trzeci w tej sytuacji jest zbędny. Po wykonaniu czynności zawartych w punkcie nr.2 i całkowitym padnięciu, wyczerpaniu, sflaczeniu, z okładem na głowie, bandażem na rękach, dupskiem skutym przez komary, ranami kłutymi na plecach i kompresem na kręgosłupie owszem - można się i zachwycić moim ogrodem.... Stan ciała zresztą nie pozwala już wtedy na nic więcej niż wodzenie wokoło zachwyconym wzrokiem.... Przeciez wcale nie zaprzeczam ! uhhh..... Oczywiście, zgadzam się na rozpowszechnianie tego wizerunku :) A nawet sama doślę Wam co nieco z tego krajobrazu katastrofy biologicznej ( brak kosiarki wpłynął niezwykle pobudzająco na roślinność wszelkiej maści w moim ogrodzie.. ). Dziś lał deszcz, ale to nam nie przeszkodziło. Wyślę więc jutro zdjęcia Nastusi ubranej w kombinezon do lotów międzgalaktycznych orbitującej w deszczu po naszej prywatnej dżunglii. Coś miałam jeszcze dodać, ale... acha! Już pamiętam! Miałam napisać, że Amelka ma najbardziej \"dżinsowe\" oczy, jakie w życiu widziałam. naprawdę można się w nich utopić :) Cudo!
-
Napisz jaką będziesz mieć temp. bez dogrzewania. To co napiszę, na pewno spotka się z burzą zarzutów i zaraz mnie tu zjedzą, ale z całego serca polecam Ci chłodne pomieszczenie dla dziecka. Sama była wychowywana w domu, gdzie temp nie przekraczała zimą 16 ( ! ) stopni i nigdy nie chorowałam. Również moje dziecko od noworodka było hartowane. U nas w pokoju zimą czasem temp w nocy spada nawet do 13 stopni. Nigdy nie chorujemy :) Z doświadczenia całej swojej rodziny i wielu znajomych mogę śmiało powiedzieć, że tzw. chłodny wychów jest o niebo lepszy od przegrzewania dzieci. Na zakończenie i zachętę powiem Ci, że mam ponad 30 lat i jeszcze NIGDY nie miałam grypy ani anginy, NIGDY nie brałam antybiotyku, nie miałam zapalenia płuc, pęcherza, i innych tych przyjemności. Dlatego tak propaguję hartowanie organizmu od maleńkości. Ale jeśli masz naprawdę bardzo zimno, albo jesteś zwolenniczką cieplarnianych warunków, to chyba faralka rzeczywiście będzie dość dobra... tyle, że to działa na prąd, więc....i raczunki będą spore. Chyba....
-
No, Fisa poprawia świat, a ja go sukcesywnie psuję. Ale przecież musi ktoś psuć, żeby naprawiać mógł ktoś :) Mysh... no comment. Wredota z Ciebie wylazła w pełnej krasie. SKRĘCIŁO MNIE!!!!! Ty mieszkasz w raju! Za życia! To nie fair! Ja muszę czekać aż do zgonu! A i tak nie mam gwarancji, że nie pocałuję klamki, albo w ogóle na niższe....piętra... dojadę.... Zdjęcia...32 jest HITEM. Można się nim upajać dosłownie. No i te konie, te na wpół ogolone owce ( bardzo modnie, chyba? :) ) Te góry tonące w chmurach.... to jest OKRUCIEŃSTWO z Twojej strony. Prosze o porcję zdjęć z: błotem, w deszczu, kosza na śmieci - najlepiej przewróconego na ulicy, dymu z rury wydechowej rozklekotanego autobusu oraz starego, nieogolonego pijaka. Ja tego potrzebuję dla odzyskania równowagi po tym co mi przysłałaś. Z góry dziękuję.
-
Dynia, straszna gapa ze mnie :( Przepraszam. Napisz prosze, czy możemy być jakoś pomocne? Moje gg zawsze do Twojej dyspozycji. Jeżeli byłabyś zainteresowana mogę polecić doskonałego lekarza od chińskiejj medycyny naturalnej. Już dwa razy uratował moją mamę, znajomych i wielu ludzi. Może byłby pomocny na Twoje dolegliwości? I przyłączam się do słów Myshki - może zwalisz cały smutek tu? W kupie zawsze łatwiej to ponieść.... Trzymaj się i nie daj zarazie.
-
Oj będzie, będzie Kuk, przynajmniej moje demaskacyjne ( ?? serio??? ) gderanie. Fisa - SUPER, że jesteś i żyjesz! W dobie zamochów bombowych, wąglików i porwań na tle religijno-seksualnym, w czasach czarnych teczek, mnożących się komisji śledczych i komarów morderóc, naprawdę, z wielką ulgą odnotowałam fakt, że pojawiłaś się ponownie cała i zdrowa. I w dodatku z dobrym radami :) Masz racje - śliwki żrą robale i ptaszory. Kosiarkę pochowam z honorami, bo wysłużyła się 3 lata uczciwie. Co ciekawe w tym samym miesiącu zmarła również moja druga kosiarka. Tak więc w jednym sezonie padły mi dwie maszyny do koszenia trawy.... Zaczynam rozumieć skąd u mojej kozy biorą się stany lękowe. Zdaje się, że ona jest następna na liście.... Co do pracy w domu: sex telefon odpada z tych samych powodów co u Kuk. Umarłabym ze śmiechu. Szczególnie, gdyby klient zadzwonił w czasie, kiedy szoruję domestosem kibelek z Marsylianką na ustach... Nie wiem, czy taka nagła zmiana klimatu nie odbiałaby się trwale na moim mózgu. ( jakim mózgu? ) Z drugiej strony, opary z domestosa mogłyby wpływać na mnie bardzo twórczo.... hmmm Wygranej konkursu, jak się okazuje, nie ma co gratulować, bo lista zwycięzców liczy ze 100 osób i łobuzy do dziś nie przysłali obiecanej nagrody. Nawet napisałam im co o nich myślę, więc pewnie nie przyślą jej wcale.... Do rankingu prac wykonywanych w domu dorzucam zatem moją propozycję: krzyżówki. Zysk nie pewny, ale.... szansa większa niż w Lotto. Jest jeszcze owy sposób, o którym ostatnio czytałam: internetowy poker. Tylko należy umieć w niego grać... Firma miejści sie na Kajmanach chyba, czy na Karaibach, dzienny obrót to ok 4 mln dolców. Graja ludzie z całego świata ( coś jak kurnik ). Ale Polacy górą ( bo dobierają się po kilku znajomych do stolika ). Wtedy jest szansa np. 4/5 wygranej, że pulę zgarnie Polak, wydoją naiwnego, który sie \"dosiadł\", a kasą dzielą się równo. Średni zarobek od 300-1000 zł ... dziennie. No, to która umie grać w Pokera?
-
ja też :)
-
Wiesz co, to niesamowite, ale faktycznie tak jest! Mnie też nie brakuje pomysłów, jak inni mogliby łatwo i szybko byc szcześliwymi, tylko... u siebie rozwiązań nie widzę.... Mało tego - mam rteferencje! :) Mogę się pochwalić, że parę osób zaryzykowało moje pomysły i ... dobrze im z tym! :) Dlaczego ja nie mogę na sobie tego zastosować????? Kuk, mam myśl. ja wymyślę coś na Ciebie, a Ty wymyśl na mnie :) Pomysł z agencją jest świetny. Pomyślmy nad reklamą, lub szyldem.. hmmm Może... Szczęście i miłość - hurt/detal ???? albo: TRANSFORMACJA - Instytut Modelowania Życia IMŻ albo: Agencja TEŚCIOWA, czyli: My wiemy lepiej jak Ty masz żyć. Rany... wyłączam się, bo chyba mi się obwody przepaliły...
-
Ha ha! Kuk, właśnie na tym moja podłość polega, żeby Ci te śliwki zasadzić na właśnie Twoim płytkim dachu i żeby Twoich sąsiadów smerdały korzonkami :) A co do Twoich rozważań o pracy: O NICZYM INNYM NIE MYŚLĘ!!!! Ale na ten cel trzeba coś umieć... Tłumaczenia to jest świetna myśl i jakiś czas się tym zajmowałam. teraz wyszłam z wprawy i co tu dużo gadać, uważam, ze moja znajomość języka jest za słaba, żeby z tego żyć. Można być jeszcze notariuszem :) Bu cha cha, jak się ma odpowiednie znajmości ..... i renome na nazwisku. Bo do firmy krzak nikt nie przyjdzie. Można pisac książki - ale i tu potrzebne jest przebicie. Nie każdy rodzi się Tolkienem i nie każdy ma kasę na łapówki dla agentów... Można malować obrazy, ale należy mieć własną galerię, żeby je pokazywać, bo dopraszanie się o organizację wystaw lub aukcji jest.... koszmarne. Wiem coś o tym... No i jeszcze jakiś talen by się przydał... Chyba zostaje mi tylko robienie stringów z koronki, ale cholera, tego tez nie potrafię! Czas się nauczyć...? Można jeszczę pędzić wódkę ze śliwek..... i to jest jakaś myśl!
-
wysłałam!
-
Owszem Kuk, nie ładnie się śmiać z cudzego nieszczęscia. Za karę wyrwę na jesieni z korzeniami jedną, albo nawet dwie takie 8-metrowe węgierki i WYŚLĘ CI PRIORYTETEM!!!!!!!!!!!! I nie kurierem, nie myśl sobie. Wyślę firmą ogrodniczo-przewozową, która dostanie w łapę, żeby Ci oba te drzewa zasadziła na dachu!!!!!!!!!! :) No, a tak serio to ja już też zaczynam się z tego śmiać. Ale ja zawsze się śmieję, kiedy już z bezsilności braknie mi nawet łez. To juz zostaje tylko usiąść i głupkowato rechotać :) A teraz biorę się za naleśniki. Wczęsniej, postaram się jeszcze drugą serię przesłać. Zdjęć oczywiście, nie drzew...