Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Shalla

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Shalla

  1. Ok, mam prośbę do którejś dziewczyny, która już wysyłała hurtowo zdjęcia do całego naszego grona i posiada \"zestaw\" adresów. Baaardzo bym poprosiła o przesłanie mi takiej paki adresików. To by mi znacząco ułatwiło życie, bo ja jestem potwornie chaotyczna i już się pogubiłam kto ma pracowy, kto domowy, do kogo słać, a komu nie. Nie gniewajcie się na mnie, ale taki ze mnie fajtłapa organizacyjny :( Kuk, ogromnie współczuję ( w sprawie Frania ) i ogromnie zazdroszczę ( w sprawie rodzeństwa Frania ). I mnie się marzy dugi dzidziuś, ale na razie sytuacja finansowa nam na to nie pozwala. Ale kto wie? Może i dla nas zaświeci kiedyś słoneczko i Nastusia zyska rodzeństwo. Bardzo bym tego chciała. BARDZO!!!! Ogród na dachu! O mamamija!!!! Rewelacja!!!!!! Jakież to nieziemskie pole do popisu nad skalniaczkami! Jednym słowem - dach ukwiecony całym rokiem! Ty sama chyba jeszcze nie wiesz, jaki raj Ci się szykuje! CUDOWNIE po prostu. Koniecznie rób zdjęcia - od początku: goły dach, dach z glebą, dach posiany, dach wschodzący itd :) BO ja bardzo lubię oglądać takie metamorfozy. Jeśli tylko nie sprawi Ci to kłopotu oczywiście :) Chciałam również szczególnie pozdrowić Panią od wipu do Nikii. Trudno się nie zgodzić z Jej słowami. To naprawdę wspaniałe, że między matkami, niezależnie od wieku ( jak napisała Kuk ) tworzy się taka specyficzna więź. To jest na granicy mistycyzmu. Wybacznie mi te uniesienia, ale właśnie wyszło u nas słońce, wreszcie odpaliła mi kosiarka, wreszcie ogród wygląda przyzwoicie i jakaś energia do życia we mnie wstąpiła. No i moja koza!~Rana wygojona! Uwierzycie!? Słownie kilka dni i ta paskudna głęboka, zaropiała rana jest całkowicie wygojona! Prawie pod lupą oglądałam ją dziś. Nie do wiary po prostu! Strasznie się więc i z tego cieszę. Chyba Wam nie pisałam, że koza zostaje u mnie na stałe!!!! Urządziłąm jej mieszkanko w garażu :) No, może to nie Sheraton, ale bardzo się starałam. Kozę nazwałam Nostra..... No.. i znawu wyszła mi kobyła. Ja chyba krócej nie protrafię :) ZDRÓWEŃKA życzymy Franiowi i Jagódce, a wszystkim mamom dużo uśmiechu dziś i samych serdeczności. Jeszcze dziś pomarudzę :)
  2. Witajcie. Karen ka zaglądaj do nas, kiedy tylko czas pozwoli! Myshko - niezmiennie zazdroszczę czereśni. Swoje z wielkim mozołem opryskałam, bo mszyca wlazła straszliwa i co? I dwie godziny później spadł deszcz :( Cała praca na nic, a mszyca dalej czuje się świetnie i zjada moje czereśnie!!!!!! Nie mam jak powtórzyć oprysku, bo leje bez przerwy. I to ma być wiosna? Składam reklamację! Mam 30 nowych zdjec Anastazji :) Jesli ktos sobie zyczy zasmiecenia skrzynki - to dajcie znac :) Tym razem w ramach reklamy - musze powiedziec, ze udaly mi sie te zdjecia. Nie chodzi o jakos teschniczna, absolutnie! Tylko o to, ze genialnie oddaja charakter mojego dziecka. Chyba uchwycilam ja w najbardziej typowych dla jej osóbki momentach :) Czyli głównie jak rozrabia i daje czadu na całym froncie.
  3. Taaa, ludzię są taktowni. Moja teściowa ( sama poroniła 4 razy ) cały czas mi mówiła: ty brzuch masz za nisko, ty nie donosisz tej ciąży.... Ileż ja przepłakałam przez nią to tylko ja wiem :( Kochane, zmieniam temat, bo smutno się zrobiło. Napiszcie proszę czym myjecie ząbki maluchom i ile razy dziennie. Bo zaczynam po woli dostawać obłędu na tym punkcie. Ja używałam najpier nenedentu dla najmłodszych ( bez fuoru ), ale teraz używamy nenedentu z odrobiną fluoru, choć Anastazja jeszcze nie wypluwa pasty. Z drugiej strony żyjemy w kraju, gdzie woda nie jest fuoryzowana, żarcie też nie, więc chyba nie wykończę dziecka nadmiarem fluoru ( myjemy ząbki 3-4 razy dziennie ). Co sądzicie? Chciałam też pójść z nią na lakierowanie ząbków ( szczególnie tych bruzd w trzonowcach ), ale mój dentysta powiedział, że to jest propaganda gazetkowa i że on jeszcze nie spotkał w swojej karierze 1-rocznego dziecka , które spokojnie otworzy buzię i da sobie dokładnie obejrzeć ząbki - nie mówiąc już o jakichś zabiegach typu lakierowanie.... Hmmm, sama już nie wiem. Z jednej strony faktycznie, jakoś nie widzę Nastki przy tym zabiegu. Gdybym to ja robiła - to tak, otworzyłaby buzię bez problemu. Ale o obcym nie ma mocy :( Z drugiej strony chciałabym jakoś zabezpieczyć jej te ząbki ... Poradźcie coś. A my tymczasem idziemy ryć w ogrodzie. Acha - Nastka dostała wózek dla lalek już na poczek dnia dziecka. Ludzie! Nie wypuszcza go z ręki! Do tej pory żądna zabawka niemiała takiego wzięcia! Cała reszta poszła precz - tylko wózek!!! :)
  4. Dziewczyny, właśnie trafiłam na tę stronę : http://www.sercedziecka.org.pl/index.php Mam koleżankę, która nosi strasznie chore dziecko. W zasadzie nie wiem co powiedzieć. Przejrzałam parę stron tutaj, nie umiałam powstrzymać się od łez. Czasem taki jest człowiekowi potrzebny, żeby móc docenić łaskę, jaką otrzymaliśmy w postaci zdrowego wspaniałego dziecka. Czymże jest katar..... wobec takich ludzkich dramatów i tragedii. Myślami ciągle jestem z nią. I ciągle patrzę na Nastusię... i w środu nocy zabieram ją z łożeczka i tulę i dziękuję Bogu, że jest ze mną - cała i zdrowa. Najgorszy ból, to ból bezsilności. Lada dzień przyjdzie czas rozwiązania. Ona już wie, że być może jedynie przytuli synka, spojrzy na niego i.... i on zaśnie w jej ramionach. Wiem, że nie znajdę słów pocieszenia. Żadnych słów.
  5. Nikii - podpisuję się pod słowami przedmówcy! Filiżanki to świetny pomysł. Niedawno sama musiałam kupić coś na odwdzięczenie się pewnej pani, która ma dosłownie wszystko z racji statusu materialnego. Odchodziłam od zmysłów co jej kupić, zeby bylo z klasą, a nie barć na to kredytu na 20 lat :) I moja mama wynalazła dwie przepiękne porcelanowe filiżanki o przecudnym motywie róż ( nie malowane, tylko jakby wytłoczone, no nie znam się na tej technice ). Ale cudeńka po prosu. Niestey 2 filiżanki kosztowały ponad bańkę... :( Do tego można kupić w świecie herbat i kaw małą paczuszkę jakiejś niecodziennej, finezyjnej kawki. Prezent podobno bardzo sie podobał ;)
  6. Witam! Co za idiota wkleił reklamę Knora na Kafeterii - no nie idzie nic przeczytać przez to...wrrrr Myshko, Dynia - dzięki za Wasze opinie. Zaczyna mi się już coś w głowie klarować. Może moje nastawianie do kremów z filtrem ( laicyzm mój - ściślej biorąc ) bierze się z tego, że ja jeszcze nie miałam \"przyjmeności\" spalić się Słońcem i nie bardzo wiem czym to pachnie. Pomimo wielomiesięcznego pobytu w tropikach we wczesnej młodości i pomimo nie stosowania żadnych kremów z filtrem nigdy w życiu jakoś mnie to spalenie szczęśliwie ominięło. Pewnikiem jest to wyłącznie zasługa karnacji. Inaczej pewnie moja głupota zostałaby ukarana raczkiem :) i obłażącą skórką :) Ja unikam Słońca szczególnie między 12.00 a 14.00 - głównie ze względu na Anastazję, której w tych godzinach, kiedy jest słonecznie nigdy nie wypuszczam ( mowa o upałach, nie wiosennym pierwszym słonku, czy zimowym ). Widzę, ze ona tez ma ciemną karnację, ale jak sądzicie, czy pomimo to powinnam ją smarować? Jeśli wybiorę się kiedyś z nią na słoneczną plażę, gdzie będzie przz dłuższy czas wystawiona na słońce - na pewno skorzystam dla niej z kremów z filtrem. Ale tak na codzień, po ogrodzie.... no nie wiem.... co sądzicie? Co do gazetek - macie racje. Zazwyczaj jest tam stek bzdur i trzeba je traktować z ogromnym dystansem. P.S. Dzię sNastusia wprawiła mnie w nielada zdumienie. Przeglądała się w lustrze. Pytam ją: gdzie jest dzidzia? Wskazała na swoje odbicie w lustrze. Ok - mówię - a teraz zrób dzidzi cacy. I wiecie co? Byłam przekonana, że pogłaszcze lustro, a ona pogłaskała siebie po głowie! Jekby doskonale wiedziała, ze ta dzidzia to jest ona i że trzeba pogłaskać siebie, żeby w odbiciu było widać, że głaszcze dzidzię....
  7. Dobra, rozpędziłam się to pójdę za ciosem :) i jeszcze pomarudzę. Wybaczycie mi, mam cichą nadzieję. Temat Słońce. Najnowszy numer chyba \"Rodziców\". No plejada pomysłów tam jest na ten temat, aż mnie febra zatrzęsła. Przykłady: Dzieci do 3 roku życia w żadnym wypadku ( !!! ) nie powinny przebywać na Słońcu dłużej niż 20 minut dziennie. A i to pod ochroną filtrów z faktorem 60 (!!!!! ). Ta sama gazeta podawała nie raz, że z dzieckiem od najmłodszych lat należy przebywać conajmniej dwie godziny dziennie na spacerze. Również niemowlęciem. To ja się pytam, jak? Nocą mam spacerować, czy kanałami...? A potem wszyscy się dziwią, jakie te dzieci blade... anemiczne... i skąd ta krzywica????? Ja rozumiem oczywiście, że ostre Słońce, że południowe godziny itd są niewskazane dla małego dziecka. Ale pisanie ( jak we wspomnianym ostatnim numerze pisma ) że żadna ( !! ) ochrona typu: czapeczka, postawiona buda i krem z filtrem razem wzięte nie dają dostatecznej ochrony dziecku do 3 roku życia i czas przebywania na Śłońcu może wynosić max. 20 minut - to jest wg. mnie jakaś paranoja. A teraz ciekawostka, skoro się już wyplułam w temacie. Otóż moja koleżanka ( sąsiadka ) ma 1 roczną córeczkę. Od początku smaruje jej buzię kremem Penathen faktor 32 bo PRZECIEŻ SŁOŃCE!!!! Trzy minutki koło domu, albo spacer po zacienionym lesie i... jest ok. Aż ostatnio przeszła się na spacer z wózekim do sklepu ( 1,5 km od domu jest sklep ). DZiecko wróciło z poparzeniami - widziałam na własne oczy :( Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale przypuszczenia moje są takie: 1) kremy z filtrem sa NIC nie warte i to wyłącznie nabijanie kasy i zarobek na rodzicach, którzy jak wiadomo dla dziecka chcą jak najlepiej, 2) Dziecko, któremy nie damy szans sie choć troche naturalnie opalić ma bardzo melaniny w skórze, która jest przeciez niezbędna do właściwej ochrony przed słońcem! Im bardziej chrnimy dziecko przed jego promieniami, tym bardziej jest narażone na poparzenie. To tylko moje wolne wnioski, ale czekam na głos, który mnie przekona do stosowania kremów z filtrem. sciskam Was dziewczyny i Wasze maluszki. P.S. Nastka zaczęła odmieniać przez przypadki!( jeden w zasadzie ) Jestem w szoku. Sama z siebie gada. Np: Odida Baci! ( leki babci ), buti Azazajiiiii ( tak teraz na siebie mówi :) ), mniam-da mamy itd. Acha, a od czoraj woła na mnie \"mamo\" :) Hmmm, \"mama\" bardziej mi się podobało.
  8. Witajcie Kochane moje! No wcięło mnie na dłużej, bo...sezon przecież i z ogrodu cieżko mnie wyrwać - albo ryję w ziemi, albo koszę trawę, albo uganiam się za Nastusią. A najczęściej robię te wszystkie trzy rzeczy na raz :( Pod wieczór czuję się, jak po dniu w kamieniołomach, ale przynajmniej łuszcz nie ma u mnie szans się rozgościć - i to jedyny pozytyw. lato się jeszcze nie zaczęło na dobre, a ja jestem opalona jak Rumun :( Nie lubię tak - a to wszystko przez pracę w ogrodzie, bo ja się opalać nienawidzę. Ech, Nastka też opalona, bo trudniej wyrwać z ogrodu niż 100 letnie drzewo.... Przepraszam Pszczółko że nie zaoferowałam się z paczką, ale mam dwóch odbierców rzeczy po Nastusi o głupio mi im powiedzieć, że od teraz nic już im nie dam. I tak dzielę na dwa, a jak przychodzi oddać foteli samochdowy itp. to mam dylemat KOMU? Dziewczyny chciałam na temat mleka pomarudzić. Bo chyba Myshka pytała, a ja już dawno chciałam o tym porozmawiać i poznać Wasze opinie. Mam wrażenie, że wszyscy ulegamy radiowo-telewizyjnej propagandzie. A skąd taki wniosek mój? No, będą przykłady: 1) mleko matki najlepszym mlekiem dla dziecka! ( no, trudno się nie zgodzić, sprawa oczywista ). Ale teraz ciąg dalszy: dlatego zalecane jest karmienie conajmniej do 6 miesiąca, najlepiej do roku. ( no super, też się zgadzam ). I uwaga teraz: po roku można juz odstawić dziecko bez wyrzutów sumienia, ponieważ mleko matki nie stanowi juz tak ważnego elementu diety dzieca, a jedynie jego uzupełnienie. I zaraz po tym stwierdzeniu jesteśmy bombardowani reklamami o treści następującej: mleko jest niezbędnym składnikiem diety dziecka, ale conajmniej do 3 roku życia powinno być to mleko modyfikowane - najlepiej Nestle Junor.... :) I tu moje pytanie.: Skoro mleko matki jest najlepsze na świecie, a można je dziecku \"odebrać\" bez wyrzytów po 1 roku, to jakim że to cudem jest mleko modyfikowane, że jest niezbędne do 3 roku życia??? To jest kompletny brak logiki. Wygląda na to, że mleko modyfikowane jest o niebo lepsze od matczynego.... absurd jakiś. I wydaje mi się, że tu spece od mlecznej propagandy sie zagalopowali i pogubili we własnych kłamstwach. Kolejna rzecz - skoro do 3 roku życia ( a przynajmniej do 1 roku! ) dziecko nie powinno pić mleko krowiego, to na bazie jakiego mleka są kaszki mleczno-ryżowe firmy Bobovita od 10miesiąca? Dopiero niedawno wyszła seria \" mleczno-ryżowe - na mleku modyfikowanym: i te sa oznaczone jako od 4 miesiąca ). W niosek z tego, że od 10-tego miesiąca faszerujemy dzieci mlekiem krowim :) A Danonki? Może są na mleku modyfikowanym? Skądże! Również Bakusie są na kleku krowim. I po co ta cała propaganda, że dziecko do 3 roku ma spożywać tylko mleko modyfikowane? A w każdej gazetce dla rodziców można znaleźć przepis na naleśniki z białym serem :) - czyżby twarożek z mleka modyfikowanego - ha ha? I jeszcze jeden absurd: kogel mogel - NIE. Bo surowe jajko, salmonella, ptasia grypa i inna zaraza tego świata. Ok, rozumiem, nie podaję. To dlaczego w tej samj gazecie ( Twoje Dziecko ) jest przepis na biały ser ( twarożek ) ze śmietaną, cukrem i żółtkiem...? Nasi \"spece od żywienia\" dosłownie prześcigają się już w nieścisłościach, gafach i głupotach. Uf, wyplułam z siebie jad na ten temat :) Chętnie poznam Wasze opinie. Acha - Nastusia jada biały ser, Danonki, normalne masło ( ach właśnie! W przepisach dla dzieci od 5-6 miesiąca zaleca się dodawanie łyżeczki masła do zupek. Zakładam że chodzi o masło z mleka krowiego...? :) )
  9. Witam. Już dziś dostałam przedsmak tego, jak będzie zimą, kiedy Nastusia nie będzie spędzać 10 godzin dziennie na dworzu. RATUNKU!!!!! Dziś ganiała po ogrodzie tylko do południa, bo potem lunął deszcz. Co ja przeżyłam... atak szału, histerii, rzucanie się po podłodze :( Do tego przywaliła sobie w buzię plastikowym samochodzikiem, więc już miała powód racjonalny do łez i.... krzykom nie było końca. Chyba do reszty osiwieję, jak jutro nie będzie pogody na wyjście na dwór :(
  10. No nie! Jeszcze muszę słówko o tych temperaturach. Otoż ja nienawidzę, kiedy jest mi zimno i nienawidze być zmarznięta, a marznę nawet teraz - jak siedzę przy kompie a na zewnątrz cieplutki wieczór. Ale faktycznie - jak się człowiek nie rusza, to zmarznie i w upalne lato. Dlatego zimą ja mam ( z konieczności ) taki maraton z drzewem i węglem itd, że o marznięciu nie ma mowy. Natomiast - to co uwielbiam - to leżeć pod cieplutką lekką pierzyną z pierza, z wystawionym na świat tylko nosem, z którego leci para - tak zimno poza łóżeczkiem! o jest dla mnie ideał. :)
  11. Witajcie. Koza u nas juz drugi dzień i Nastusia zaczyna ją preferować od psa. Biedny pies czuje się do głębi urażony tą sytuacją ;) Nie, koza nie cierpi Nikii ;) Ma cień i dużo jedzonka i legowisko i wodę i drzewko na deser - trudno, jedno postanowiłam poświęcić, bo.... strasznie mi tej kózki żal. Nie pisałam Wam, ale keidy ją pierwszy raz przyprowadziłam... to się okazało, że ma łąńcuch ( obrożę z łąńcucha ) wrośniętą (!!!!! ) w szyję ! Miała straszną ranę. Może jestem nadwrażliwa, ale rozpłakałam się na ten widok. Jak ona musiała strasznie cierpieć, tego nawet nie umiem sobie wyobrazić. Ale chyba zrozumiała, że ja chcę jej pomóc i stała grzecznie przy całym zabiegu, jakiej jej zrobiłam: wyciągnęłam ten łańcuch z szyji - już było widać kręgi :( Zdezynfekowałam całą ranę, zmieniłam obrożę na skórzaną i przyczepiłam powyżej rany, tak, żeby już nie dotykało tego miejsca. Musiałam wygolić jej wszystkie włosy w okolicy tej paskudnej rany i... cholera, ryczałam jak głupia. Dziś rana nadal jest paskudna, ale widać że chyba zaczęła się goić. Ważne, że już nic w środku jej nie drażni i rana zaczęła się zasklepiać. A kóżki nie doję, bo ona nie jest mleczna. Szczerze mówiąc szkoda, bo już się widziałam w kąpieli z koziego mleka, jak Nefretete - i taka dajmy na to Irena Eris mogłaby mi naskoczyć ;) A tu kiszka. mam za to lazaret dla kózek i też jest fajnie. W ogóle to ona jest kochana i czuję, że będzie mi ciężko rozstać się z nią na czas zimy ( nie mam warunków, żeby ją przetrzymać ). :( Przepraszam, że nie komentuję Waszych postó, ale jestem padnięta po całym dniu z Nastką i ogrodem ;) Dobranoc!
  12. Nie, kulturka - jest na smyczy, w obroży i ma ograniczony zasięg rażenia :)
  13. witajcie! U nas nauka sikania do nocnika oraz nauka ładnego jedzenia bez rozchlapywania po ścianach -leży. Leżyw gruzach i nie prędko się podniesie. Natomiast językowe rzeczy ida do przodu jak lawina. Nie ma dnia bez nowego słowa. W tym tygodniu przybyło: pucu pucu ( kąpiel ) auto jedzie buda piijeeesss ( tak to fajnie wymawia ) :D zoza - to koza mama ( bacia, dziadi ) je - jak widzi, ze jemy coś nu nu nu paniii ( to chyba jest skrót myślowy o naszej sąsiadce, która często wrzeszcy na krowy tak, że ją u nas słychać. I mama zawsze wtedy niuni mówi: zobacz jak pani robi krówkom nu nu nu! ) pucha ( czasem wypowie poprawnie: mucha, ale rzadko ) pah - ptak ( ale również pan ) woda obi da bacia ( to jest zaśpiewanka - końcówka z aaa kotki dwa, szare bure - OBI DA. A Bacia dlatego, że śpiewa ciągle babci, jak babcia śpi na leżaku ;) ) doda ( noga oraz krowa :) ) meeee - robi koza. Wcześniej za nic nie chciała tego powtarzać. od dziś mamy na podwórku kozę i od razu załapała w czym rzecz. o kozie powstarza. Po mamusi nie chce :) Może kiepsko znam kozi...? Dziewczyny, ja wiem, że tego sporo się wydaje, ale ona gada bez przerwy. Gada nawet jak zasypia i gada czasem przez sen... Oglądanie z nią TV ( a szczególnie wiadomości ) to jest tylko dla ludzi o silnych nerwach... Przez cały czas nadaje - jak zakłócenia w radio wolna europa i dziwnym trafem podnosi wyższe tony wtedy dokładnie, kiedy ja wytężam słuch by usłyszeć coś ważnego w TV....
  14. Nikii - oby nie był ODIDA :) Mój jest, ale chyba tylko ja tak uważam - Nastka za nim przepada. Ba, ale ona za wszsytkim przepada.... ostatnio zajada się szczypiorem, ale chyba już pisałam. Cebula surówa też PIPA/PIJA ( pycha ). Ukończyłam dziś piaskownicę! Jutro będę kołować do niej piach i zobaczymy gdzie moje dziecko spędzi noc :) Acha - nie wszystko jest PIPa! Otóż serek biały jest ODIDA! hmmm
  15. Tran - nie wiem czy jest wszystko jedno. Chyba ważne, zeby w składzie miał te kwasy nienasycone omega trzy i pozostałe składniki, które nie szkodzą dziecku - wiem , że są trany specjalnie przygotowane o zmienionym składzie, które są polecane osobom z nadciśnieniem, z osteoporozą, w okresie menopauzy itd. Upewnij się więc tylko, czy ten który podajesz dziecku jest przeznaczony również dla dzieci. Ten, który ja podaję to jest: PETER MOLLER\'S TRAN ( Norweski ) o smaku cytrynowym ( wali rybą na kilometr - ODIDA! )
  16. Nikii! Zazdroszczę! Masz po prostu wrażliwą i delikatną panieneczkę. I prawidłowo. Ja mam aligatora, postrach matki natury! Piach, ziemia, zielsko, robactwo, zwierzyna - żywioł! Dziś tak wnikliwie badała winniczka, że omal życia nie stracił. I ja też - jak zobaczyłam, że przeszła do badań organoleptycznych.... Ważki łapie za ogony! Ryje w moich grządkach ! Wyrywa zielsko bez opamiętania... w tym moje sadzonki!!!!! Karenka - super, że jesteś. Pisz pisz, jak było! I zdjęcia, zdjęcia zdjęcia!!! Proszę mnie zasypać!!!!
  17. Shalla

    Co najlepsze na KOMARY?

    B komplex nie działa. Swego czasu żarłam to na kilogramy, a komary... żarły mnie. Off faktycznie do kitu. Do kitu są również spirale zapachowe, pochodnie z olejkami i świeczki antykomarowe. Nie działa na te cholery również dym z papierosów. Mam fajny taras, cudna zachody słońca z niego można podziwiać... można, ale kto kurde się odważy, jak na zewnątrz już tylko czekają te bestie! Ale jest taki ptaszek... malutki, muchołówka się nazywa. Łapie w lot te badziewie. tylko jak się z taką zaprzyjaźnić??? Złapać może kilka i uwązać za nóżkę dookoła siebie. Najpeiej ze 40 sztuk... :)
  18. Shalla

    Nasze male codzienne gafy

    Ten temat nie może umrzeć! Ja kocham ten temat! Piszcie tu ludzie. A ja jeszcze coś dorzucę - z ostatnich chwil. Przeprowadziliśmy się z miasta na wieś. Miało być spokojnie i sielsko, ale szybko się okazało że mamy sąsiadów na miarę Karguli i Pawlaków, którym przeszkadza dosłownie wszystko. Na uszach stają, zeby nam dokopać. I tak oto parę dni temu przychodzi do nas policja ( ?! ). Glina z jakimś nakazem w ręku wszedł i zdębiał ( tak z jego miny wynikało ). Ja z dzieckiem na ręku, mój tata na wózku inwalidzkim i mama przy stole - niczego nie świadomi, witamy człowieka z uśmiechem na ustach. A on milczy. No zamurowany po prostu. Pytam w końcu, czy coś się stało???? Bo może gość adresy pomylił i nie wiem, zawał ma, czy jak??? A on nic, tylko oczy wbił w moją mamę i wyraźnie nie wie, co ma zrobić. Zwęszyłam, że coś jest nie tak, więc posadziłam go przy stole i pytam jeszcze raz, z czym przychodzi do nas. Glina zaczął się jąkać, kręcić, oczy w lewo, oczy w prawo.... jakby go krzesło w tyłek gryzło i wreszcie wystękał: - ja tu prosze państwa mam zgłoszenie od Państwa sąsiadów, że tu mieszka.... - widzę, że gość zaczyna mieć trudności z powstrzymaniem się od śmiechu, więc słucham co będzie dalej, a on pokazuje głową na moją mamę - że tu mieszka niebezpieczna osoba, która jeżdżąc rowerem po chodniku zagrażacie życiu ich syna - ( 14 lat chłopak o posturze wyrwidęba - odprowadzany przez rodziców codziennie do szkoły!!!! Noszą mu plecak i worek, żeby się nie zmęczył chyba... ) Jak skończył to czytać, to już nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Moja mama ma metr czterdzieści w kapeluszu i waży 45 kg :) I tak została okrzyknieta postarchem wsi. Tak, mam mamę potwora. Strzeżcie się, jak ją spotkacie na ulicy!!!!!
  19. Witam Kochane po całym dniu upiornego ganiania po dużej przestrzeni życiowej :) Dziękuję za ostrzeżenie ( do shalli ) - nie gniewam się :) Miło mi, że ktoś reaguje, kiedy wydaje mu się, że jakaś wariatka dzieku krzywde robi. Mówię serio. Ale dla uspokojenia powiem, że mój taras ma mikroklimat - czyli kiedy przykładowo termometr wskazuje 30 stopni w słońcu - na moim tarasie jest w tym czasie 49.... pranie schnie mi tam w 15 minut. A więc przy obecnych temperaturach na tarasie mam w okolicach 30, więc myślę, ze zapalenie płuc Nastce nie grozi. Jest też druga sprawa. Jużo tym pisałam, ale tu przytoczę raz jeszcze - Nastusia jest wychowywana tak, jak byłam ja - czyli w zimych temperaturach. Nawet nie dla mojej fanaberii, ale taki mamy dom akurat, więc już jako 1-miesięczne niemowlę spała w pokoju, gdzie w nocy temp. nie przekraczała 11 C. Tak, tak - JEDENASTU. Oczywiście spała wtedy ze mną w łóżku i korzystała z mojego ciepła, ale jednak. Ja też od zawsze preferuję zimne temp i w takich czuję się dobrze. Chyba na złe to niuni nie wychodzi, bo jak pisałam, jeszcze nie byla chora do tej pory. Nie brała jeszcze żadnych poważnych leków, nie mówiąc o antybiotykach. Cóż, wiem, że wiele osób to bulwersuje - szczególnie moje sąsiadki, które mają małe dzieci i w zimie ( a nawet teraz!!!! ) mają w pokojach po 30 stopni ( dogrzewanie ) - bo małe dziecko MUSI mieć ciepło.... Efekt jest taki, że ich dzieci sa BEZ PRZERWY chore. Praktycznie sa krótkie okresy tylko, kiedy wychodzą z nimi na spacery, bo nie mają kataru, czy kaszlu aktualnie. Obie ( córeczki sąsiadów ) mają już za sobą zapalenia krtani, oskrzeli, płuc, zatok i nie wiem co jeszcze oprócz tych co wymieniłam. Dla mnie jest to jedynie potwierdzenie mojej teorii, że zbyt ciepło - to źle. Przepraszam za ten długi wywód, ale chyba... poczułam potrzebę usprawiedliwić się, że nie jestem taka skończona sadystka na jaką wyglądam :) Jeszcze co do wody - chyba się źle wyraziłam. Ja nie narzekam, ze Nastka pije wodę. Przeciwnie - tak jak Wy bardzo się z tego cieszę. Chociaż przeczytałam niedawno na którymś temaciku, ze trzeba być wyrodną matką, żeby dawać dziecku wodę i że to nie jest żadna miłość.... Pozostawiam bez komentarza :) Śckam wszystkich resztka sił. Acha... Natusia pozrywała moje wypielęgnowane bratki i przyniosła mamusi....bukiecik.... tak się wzruszyłam, zę nie miałam już sumienia ochrzaniać :)
  20. Dzień dobry! Życzę wszystkim miłego i udanego dnia i pędzę do mojego raju. Dzis jest TEN dzień. Dziś zakwita moja rajska jabłonka!!!!!!
  21. Elffiku, ja Ci powiem więcej - moje podejście od Anastazji omal nie przyprawiło dziś moją koleżankę. Odwiedziła nas ze swoją roczną córeczką. Na mój gust - było piekielnie gorąco. A jej mała - długie spodnie, skarpetki, zabudowane buty, body, bluza z długim rękawem i czapka z weluru gruba na uszy.... i zastała nas w takiej oto sytuacji: ja na tarasie na leżaku w szczątkach garderoby, Anastazja w kostiumie kąpielowym taplająca się w głębokiej misce pełnej wody. ( zrobiłam nawet zdjęcia, bo wreszcie Nastusia miała uśmiech i rechot bez przerwy! ). Fakt, woda nie była ciepła, tylko letnia - nagrzana przez słońce. Ale do licha, przecież była patelnia! Koleżankę dosłownie zamurowało na ten widok i słowa nie mogła wydusić. W końcu nic nie powiedziała, ale widziałam, że dziewczyna ma rewolucję w jelitach, jak patrzy na Nastusię :) A potem, jak już wróciła do siebie i rozebrała dzieciaka, to się dziwiła, że po dziecku pot ciurkiem płynął... No, jeszcze by nie :) O żarciu teraz będzie krótko: Wpajam mojemu dziecku fatalne nawyki żywieniowe i nie umiem przestać. A żywienie wygląda tak: świt - 2 biszkopty 8.30 kasza na mleku modyfikowanym ( bobovita ), kanapka z serem ...chrupki kukurydziane... 11.30. danonek 12-14.00 śpi 14.30 zupa ( o ile jest uprzejma zjeść ) ...chrupki kukurydziane.... 16.00 np. jabłko utarte z bananem, albo kiwi, no jakieś owoce ....chrupki kukurydziane.... 17.30 pomidor ze szczypiorkiem i chleb z masłem do tego 18.30 kąpiel 19.00 kasza na mleku - Bobowita ( to co rano ) 20.00 - spać. jednym słowem - podżera bez przerwy. Do listy nie włączyłam tego, co ukradnie komuś z talerza, albo dostanie podczas wizyty u kogoś
  22. Wpadłam tylko się przywitać i gnam do ogrodu, bo nastusia już waruje pod drzwiami na taras :) Zapowiada się gorący dzionek - więc dla mnie akcja woda na pewno :) Acha, miałamm Wam napisać coś śmiesznego. mam w ogrodzie 2 grusze. mam je już ze 6 lat. Były sadzone razem ze wszystkimi innymi drzewkami ( jabłonie, śliwki, czerośnie, brzoskwinie itd ). Czyli wszystkie drzewka są w tym samym wieku. Wszystkie cudownie owocują, gałęzie uginają się pod ciężarem owoców, a gruszki.... nic. Ani jednej gruszeczki. Ani jednego kwiatka nawet! POżaliłam się sąsiadom, a oni pół żartem powiedzieli, że mam te drzewa siekierą postarszyć.... Myślę sobie - no wariaci normalnie... Ale co mi szkodzi..? Jak nikt nie widział wymknęłam się na ogród i mówię do nich - od października idziecie na opał. Wyrok jest prawomocny. No... chyba że będą w tym roku jakieś gruszki... Słuchajcie - obie są obsypane kwiatem! Może to trochę śmieszne... ale... podziałało :) spadam! Miłego dnia Kochane!
  23. Witajcie. Elffiku, przykro mi , że z tym samochodem tak wyszło. Polska rzeczywistość, ech... Zazdroszczę Wam dziewczyny. Nastusia - jak pisałam jest anty-mięsko pod każdą postacią. Kurczaczek jest zawsze przemycany. Wędlinka czasem przejdzie przez gardło, ale zazwyczaj nie. Natomiast: pomidory ( oh! Na kilogramy! ), szczypiorek ( !!! ), chleb z masłem pod każdą postacią i w każdych okolicznościach. Ser żółty - zależnie od nastroju - zazwyczaj jest na TAK. Z serem białym jeszcze nie próbowałam. Kaszki mleczno ryżowe i pszenne cieszą się dużym uznaniem ( dla mnie ohyda ) - i jadą dwa razy dziennie. Kanapeczki - bardzo bardzo! Choć zazwyczaj zostają rozczłonkowane i zjedzone etapami :) Owoce też chętnie. Soki - nie. Żadne i pod żadną postacią :( No więc przemycam w tartych lub krojonych owocach ( jabłka, kiwi, winogrona itd ). Jajka - be. Jajecznicy do ust nie weźmie - ja też nie , więc jej nie zmuszam :) Rozumiem wstręt do jajek. Ogólnie zielsko każde jej pasuje - nawet kwiatki próbuje nadgryzać :) A mięsko w ząbki kole :( I nie wiem - zmuszać, nie zmuszać? Co sądzicie? Wczoraj Nastka znów mnie zaskoczyła. Parę dni temu pokazywałam jej miseczkę po kaszce, którą zjadła i domagała się jeszcze. A ja tłumaczyłam: zobacz, już pusto. Nie ma już! A wczoraj przechodziłam koło barku - tam zazwyczaj ukrywają się jakieś biszkopciki, albo chrupki. Nastusia podbiegła i wyciągnęła rączki, ze swoim historycznym już: MNIAM DA! Otworzyłam barek, a tam kicha. Skończyły się! Mówię więc do niej: Przykro mi, ale nic już nie ma. A Nastusia rozłożyła tak fajnie rączki w geście bezradności jakby i mówi: puśto! No, rozbroiła mnie tym kompletnie. Szkoda, ze w sprawie nocnika nie jest taka bystrzacha :) Ale ja też nie zmuszam. Widać jeszcze nie dojrzała, do tak poważnych decyzji :)
  24. Dobry wieczór Kochane, dzis przeżyłam apokalipsę mojego małego kocmołuszka. :) Ponieważ nauka korzystanie z nocnika jest u nas na poziomie zero.... wpadłam na genialny ( hmmm... ) pomysł, żeby wykorzystać tę fantastyczną pogodę. Nastka została wysiedlona z pampersa i ganiała po południu w cieniutkich majteczkach. Żeby ograniczyć jej zapędy na polu trzebienia moich kwiatków - dostała michę z wodą, zabaweczki, wiaderka itp. Zabawa z wodą to jest to, co Nastusie lubią najbardziej. No i było fantastycznie.... do czasu. Pod wieczór zrobiło się ciut chłodniej i ten właśnie moment Nastka wybrałą, żeby wylać na sobie całe wiaderko ( pokaźne ) wody. Zalała całe nogi, skarpetki, buciki-sandałki, a na jej twarzy po grymasie dreszczu ukazał się olśniewający uśmiech. No super, ale przecież nie mogłam jej tak zostawić. Lecę więc do niej i witam okrzykami radości - przynajmniej majtki suche! A na to Nastusia... lululuuuuu i już majtki nie suche... A nocniczek sobie stoi nietkięty. Przebrałam w nowe, suchutkie rzeczy, dałam pomidorka ze szczypiorkiem ( przysmak ) i poszłam podlewać warzywniak. Mała przeleciała za płotem - nie zauważyłam jej, bo niższa jest od sztachetek i najwyraźniej dostała z węża niezłą porcję podlewania :) Ciekawe, że nie krzyczała :) Po chwili przychodzi do mnie mama i niesie Nastusię jak szczeniaczka. I mówi: zobacz tylko swoje dziecko :) A moje dziecko utytłane w błocie, przemoczone totalnie i z kupcią w majtkach... i tak dzień za dniem. Rajsko nam w tym naszym ogrodzie :)
  25. Ach, jeszcze chciałam powiedzieć, że z tym mięsem to jest różnie, ale na ogół mogę powiedzieć, że Nastusia za mięsem nie przepada. Czasem jakaś wędlinka, ale mięcho do zupy musze przemycać w maleńkich ilościach i modlić się, żeby nie wypluła.
×