Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Witaj Mysho! Co do mnie to wcale się nie pomyliłaś! Właśnie od świtu do nocy buszujemy w lesie lub ogrodzie :) Staram się wkorzystać \"momenty\" na zaległą lekturę, która - tak jak u Ciebie - ustawiła już się w stosy :) Zauważyłam u sibie już pewien objaw znieczulicy na poczynania mojego dziecka. Na początku jeszcze podrywałam się z miejsca i leciałam z wrzaskiem, bo... wlazła do kałuży, bo...goni bąka, bo zrywa mlecze, bo tapla się pod pompą, bo grabi moją melisę..., bo topi rosówki w baseniku... Już mnie to nie wzrusza :) Zerkam tylko znad książki ze stoickim spokojem i NIC nie mówię. NIC. Wyluzowałam, jak kolot :) Dynia, no co Wy! Nie chorujcie! Dziękujemy za pozdrowienia i życzymy natychmiastowego odzyskania zdrowia i wigoru!!!!!! Katar precz! Myshko, ależ opowiadaj o postępach Jaśka! Cóż może być fajniejszego od pochwalenia się swoją pociechą?! A i poczytać i miło! Nie wiem, czy to wiek, czy pora roku i nadmiar wrażeń ( bodźców ) ale zauważyłam lawinowy postęp do przodu u Nastusi. Szczególnie w mowie. Bardzo mnie to cieszy, bo już coraz lepiej idzie nam komunikacja. Nadal nie chce mówić literki K więć każdy KOT to jest TOT, ale każdego dnia łapie coraz więcej słów, które sama z własnej inicjatywy powtarza. Wczoraj np. przy wieczornym przewijaniu zaskoczyła mnie tak: śpiewam jej zawsze ( mam nadzieję, że nie upośledzę dziecka słuchowo do końca życia ....). Zazwyczaj aaa-kotki dwa. No i wczoraj też to śpiewam. aaa kotki dwa szare bure.... a Nastusia za mnie skończyła : OBI DA!!!! - w rytm piosenki!!! Może też to żaden szcególny wyczyn, ale ja cała promieniałam ze szczęścia. Ona chyba lubi śpiewać, bo nie trzeba jej specjalnie zachęcać i daje niezłe koncerty :) Niestety, kompletnie nie reaguje na swoje imie. Reaguje za to błyskawicznie na:\" zjesz ciacho?\" ( mowa o biszkopciku )... ta..... no i co poradzić...?
-
Pszczoła! Mam nadzieję, ze będę piewsza : GRATULACJE!!!!!!!!!!! Jej, jak ja Ci troszkę zazdroszczę! To wspaniale, po prostu super!!!!! Ciekawe, która z naszej \"starej\" kadry ( wybaczcie to słowo ) będzie pierwsza....hmm? :) Ja bym bardzo chciała, ale... finanse narazie nie pozwalają. Nikii - dzięki -ja już normalnie analfabetka się robię ;) A tranu się nie bój. Sporo o tym ostatnio rozmawiałam ze znajomymi, które mają małe dzieci. I wiecie co? W sumie doszłyśmy do wniosku, że przynajmniej wiejscy lekarze tran odradzają, ...żeby robotę mieć. Bo co im po zdrowych dzieciach...? Żyją tylko z prywatnych wizyt, to dla nich sama radość, jak przychodzi sezon grypy, ech.... Ostatnio czytałam, ze tranu nie należy podawać BEZ wyraźnych wskazań lekarza prowadzącego ( ha ha ha! ) A całe pokolenie naszych rodziców dostawało obowiązkowo tran w przedszkolu i co? Moja mama do dziś ma katar raz na 7 lat! ( dosłownie, policzyliśmy ) :) Za to witaminą C to najchętniej naszprycowaliby dzieci jak indyka na święto dziękczynienia. Szkoda tylko, że nikt głośno nie powie, że od namiaru wit C dzieci mogą cierpieć na kamienicę nerkową. Ale oczywiście C jest tania w produkcji i biznes się na tym kręci straszny, bo się ją dodaje do WSZYSTKIEGO. Do dań w słoiczkach ( bezwzględnie do wszystkich - sprawdźcie ), do kaszek, do soczków, do przecierów, do deserków, do jogurcików.... A to, że nadmiar C jest nieszkodliwy, bo się go wysikuje to jest... po prostu stary zabobon!!!!! Dziwi mnie tylko, jak w naszych czasach jest pojmowana ETYKA lekarska.... chyba nijak....
-
O rany, dziewczyny, strasznie Wam współczuję! Już nie wiem co gorsze! Możecie normalnie startować w konkursie na makabryczne przygody. Mam nadzieję, że wyczerpałyście limit na takie historie do końca tego 10-lecia :) Kuk... nie mam słów. Ja bym pewnie usiadła na środku terminalu i wyła jak potępieniec. Pewnie nic by to nie dało, może z wyjątkiem tego, że nockę - bez wątpienia- spędziłabym w \"przytulnej\" celi na komisariacie :) Podziwiam Twój hart ducha i opanowanie. Dynia! No nie wypada nawet w taką pogodę katar mieć!!!! Proszę natychmiast się wykurować! Może u Amelki to faktycznie jest coś na tle alergicznym.....? Nie znam się, bo odpukać - nie mam w rodzinie totalnie nikogo z alerią, więc nawet nie bardzo wiem jak to \"na żywca\" w praktyce wygląda. A może spróbujecie z ranem...? Wiem, nudna z tym jestem, ale zawsze chyba będę wychwalać ten tran pod niebiosa. Widzę efekty u Nastusi. 2 koleżanki jej ( jednia 1 rok, druga 1,2 ) z którym widuje się w zasadzie codzinnie są bez przerwy chore. Jak jedna przestaje, to druga zaczyna brać antybiotyki. Albo inhalacje ostatnio... I całe ich rodziny przechodzą to wspólnie - widocznie zarażają się wszysycy od dziecka. A Nastusia z nimi sie bawi i -ODPUKAĆ!!!!! - jeszcze nigdy nic nie złapała. Bilans na dzień dzisiejszy to dwa dwudniowe katarki ( sama woda z noska ) i jeden czterodniowy katar ( też woda, nie ropny ). I to już był dramat, bo uparłam się używać gruszki....w sumie bez sensu. Dlatego bardzo Wam współczuję, bo domyślam się jak to ciężko jest dziecku przy prawdziwym ropnym katarze, zawalonych zatokach, czy bólu gardła :( Nie jestem lekarzem, ale naprawdę z całego serca polecam tran. To bardzo wzmacnia odporność. U nas tymczasem życie wróciło do normy - plamki zeszły - jednak była to chyba reakcja na chili :) Za to pojawiły się kolejne zadrapania i siniaki, jako, ze Nastusia bierze czynny udział w pracach ogrodowych... A do tego te jej chude jak patyczki nóżki.... Mama moja mówi, że Nastka wygląda jak siódme ( siudme? ) dziecko stróża.... cokolwiek to oznacza :) Szczególnie wieczorem - obita, umorusana, w ubranku nadającym się jedynie na szmaty do podłogi... Obraz nędzy i rozpaczy - ale jaki promienny uśmiech na twarzy! Muszę zdobyć jakoś aparat i to uwiecznić!
-
Witajcie Kochane, sezon w toku! Sezon na rozrabanie i wypadki :( Anastazja najchętniej spałaby w psiej budzie. Ganiamy po ogrodzie od świtu do nocy. POwroty do domu sa okupione tak straszliwą rozpaczą, że tylko patrzę, jak mi sąsiedzi opiekę naślą do kontroli... Ostatnie 2 dni Nastusia miała temp. 38.6 a ja już ( po doświadczeniach Nikii ) odchodziłam od zmysłów. A na moim zadupiu o lekarza ciężko. Jak ciężko - przekonałam się dziś. Temperatura jak powstała tak zniknęła - po 2 dniach. Bez śladu. Natomiast dziś rano dziecko moje brzuch miało w plamki!!!!!!!!! Różowe.... No, jak nic różyczka! Paniki nasiałam ( choć wiem, że to nie jest niebezpieczne ), ale usiłowałam skontaktować się z JAKIMKOLWIEK lekarzem. A tu kicha totalna! NIKOGO. Obdzwoniłam chyba cały powiat - bo do wieczora tych plamek przybyło i na pleckach i na szyji i na głowie.... W rezultacie o 20.00 wylądowałam na pogotowiu.... ...żeby się dowiedzieć, że dzieciaka wysypało, bo cuś pożarła niezdrowego i że po wapnie do jutra przejdzie. Hmmm... wróciłam do domu i dumam. NIEZDROWEGO??? A co jest zdrowe na tym cholernym świecie? Ale przecież tak serio to nie jadła nic innego niż zawsze. Uczulenie odpada, lekarz dupa. Ale uśpiłam Niunię i debatuję z mamą. CO? CO TO MOŻE BYĆ ??? I nagle... Mamie się przypomniało...że wczoraj Nastusia siedząc u babci na kolanach w czasie obiadku wyciągnęła jej ( babci ) kilka długich nitek makaronu z talerza ( uwielbia je ). A mama ten makaron jadła z bardzo pikantnym sosem chili... Taaa.... lekarz dupa.... Matka i babka za to ORŁY po prostu....
-
Nikii! Za nic nie przepraszaj! Teraz Nadyjka jest najważniejsza i całą energie skup na niej. A my tu spokojnie poczekamy trzymając kciuki, aż obie wydobrzejecie i już w dobrym nastroju znowu zawitasz z uśmiechem tutaj! Ślemy moc pozytywnej energii dla Was dziewczynki, wracajcie szybko do zdrowia, bo szkoda pogody na chorowanie. Nikii, ja chyba coś przegapiłam, ale... wszystko zaczęło się tak nagle, czy podawałaś tu na forum przyczynę choroby Nadyjki? Czy była jakaś konkretna diagnoza?
-
Logosm - ryjemy! Przynajmniej ja. Nastusia sumiennie mi zadeptuje grządki, ale dzis przeżyłam chwile grozy. Serce mi się chyba zatrzymało na moment - Nastunia spadła z tarasu.... nigdy nie podchodziła do brzegu ( jakieś 40 cm nad ziemią ), albo sobie siadała grzecznie i zwieszała nóżki. Dziś też. Odwróciłam się dosłownie na sekundę i usłyszałam potworny krzyk. Chwyciłam ją na ręce, a tu cała buzia krwi, jej bluzeczka we krwi, moja bluzka we krwi.... Jezu, co ja przeżyłam.... Ułamek sekundy, no ułamek.... Tymczasem okazało się, ze szczęśliwie jedynie przycięła sobie ząbkam wargę i skaleczenie ma może 2 mm maksymalnie. Ja nie wiem skąd to tyle krwi się wzięło.. Boże, jeszcze mnie trzęsie i chyba długo nie zasnę. A Nastusia w 5 minut zapomniała o zdarzeniu i gania dalej jakby nigdy nic! Nie wiem, jak przetrwam jej dzieciństwo! Ja chce, żeby od jutra była duża, wyszła za mąż i niech już ktoś inny się o nią martwi, bo ja chyba zwariuję. A sezon na siniaki i uszkodzenia dopiero się zaczął....
-
Logosm, to bardzo przykre, że Michałek ma taka wychowawczynię :( Moim zdaniem negowanie sukcesów dziecka jest wielką krzywdą dla niego. Szczególnie - jak piszesz- dziecka tak aktywnego. Nie jestem pedagogiem i nie mam wielkiego doświadczenia z dziećmi, ale intuicja mi podpowiada, że właśnie docenienie Twojego synka, nagradzanie , dostrzeganie jego DOBRYCH uczynków byłoby najlepsza drogą do utemperowania możne nazyt entuzjastycznego na lekcjach zachowania. A takie podejście, jakie prezentuje jego nauczycielka....cóż, wydaje mi się, ze może jedynie zrazić go do bycia uczynnym i pomocnym. Dobrze chociaż , że powiedziała to do Ciebie nie do niego - myślę, że mogłaby tym wyrządzić wiele szkody. Oby tylko nie przyszło jej do głowy zakomunikować tego Michałowi w klasie przy wszystkich dzieciach :( Odnośnie działki - zapraszam do mnie - ja mam dość. Oddam gratis całą robotę :) Mam nadzieję, że wyżycie się na 4 tysiącach metrów Cię satysfakcjonuje? :) Uwaga - nie zapewniem krio-komory po robocie.
-
A ja myślę, że wszystkie nasze dzieci sa bardzo wyjątkowe. Jedne są bardzo grzeczne, jedne bardzo sprawne fizycznie, inne dużo mówią, inne ślicznie same jedzą. I dobrze! Bo w końcu to sa NASZE dzieci, a nie modele BABY ULTRA DE LUX zakupione w Tesco na zimowej wyprzedaży, czyż nie? :) Dynia - Nastusia to samo - całe dnie w piachu i MOICH ( zgrozo!!!! ) grządkach, tudzież uczepiona psiego ogona ku jego rozpaczy. Właśnie ją przebrałam po całodniowych charcach i ... wyrzuciłam spodenki. Nie nadawały się nawet do prania.... Były tak zszargane w ziemi, błotku, rozprute o krzewy róż i wyświechtane na kolanach, że chyba nie byłoby co ratować :) I tak każdego dnia wieczoram zaganiam do zagrody mojego kocmołuszka... Zakazy nadal nie działają. W tej kwestii postępów brak. Danie Nastusi małej koneweczki okazało się zgubne w skutkach dla wszystkich moich upraw które namiętnie podlewa zadeptując co popadnie.... Co zaś do gadki - usiadłam wczoraj wieczorem i przy wysiłkach całej rodziny spisaliśmy wszystkie wyrazy, których używa Nastusia. Oczywiście jednych używa sama, często i chętnie, a innych tylko gdy się ja poprosi np.: powiedz MOŻE BYĆ. I mówi:\" mozie byyyyć\" :) I wyszło tego w sumie 47. Ze śmiesznych miałam Wam napisać jeszcze zagadkowe: LIUTA. W życiu byście nie zgadły co to znaczy! LIUTA znaczy otwórz mi. Np. zamknięte pudełeczko, albo kosmetyczkę, albo szampon. Cokolwiek. Trochę trwało zanim na to wpadłam :) No, to spadam, bo znów kobyła mi wyszła, a dziś czuję sie tak, że wymienione w powyższym mailu zabiegi NIC by dziś nie pomogły. Idę sobie więc zaledz z nadzieją, ze w ogóle się kiedys obudzę. PA.
-
Rany, Mysh, szkoda że nie zrobiłaś w tym momencie zdjęcia! Ale byłoby super! Kurcze, ale narobiłyście mi apetytu tymi ciasteczkami makowymi, chyba wezmę pod lupę mój marny talent kulinarny i zaryzykuję.... a co tam, w razie czego sama pożrę to co wyjdzie :) P.S. Dziś po harówce w ogrodzie potrzebuję: masażysty sauny salonu SPA bio-odnowy kąpieli w żurawinie kosmetyczki manikurzystki namiotu tlenowego krio-komory i drinków serwowanych gratis A jak pomyślę, że to dopiero początek sezonu..... ściskam wszystkich idę gdzieś zaledz na marach i niech mnie poniosą
-
Dzień dobry dziewczyny, Katrin, jestem pewna, ze Kubuś w Twoich i męża ramionach szybko wróci do równowagi! Najważniejsze, ze operacja się udała i idzie ku lepszemu. Tysiąc całusków od Nastusi dla małego bohatera! Elffiku, z tym moim urąganiem na Anastazji lenistwo to jest tak, że może nie umiem tego dokładnie opisać, ale Nastusia naprawdę jest leniwa. Zna mnóstwo ( tak sądzę ) slów, a nie chce ich powtarzać. Dam taki przykład. Stoi i patrzy na lalkę leżącą na stole. Zna doskonale słowo LALA. Ale nie powie ani DAJ, ani LALA tylko patrzy i czeka. JAk ja nie reaguję to zaczyna się \"marszczyć\" :) Potem przechodzi to w marudzenie, wreszcie w płacz z wyciagniętymi rączkami. Więc ja ją troche prowokuję i pytam: co Nastusia chce? Czy to? Czy To? - pokazuję rówżne przedmioty na stole. NIC. Czy Nastusia chce LALĘ? I dopiero pada odpowiedź : TAAAAAA!!!!!!!! I tak jest ze wszystkim: Czy Nastusia chce jeść? TAAAAA!!!! Czy Nastusia zje zupkę? TAAAAAA!!!!!!! Ale nie powie MAMA JEŚĆ! ZA nic! Jedynie mówi PIĆ jasno i klarownie, kiedy jest spragniona. A w pozostałych przypadkach pomimo, że zna słowa czeka aż zgadnę o co chodzi i wtedy potwierdza głośnym TAAAAAAaaaa!!!! Z rzeczy dziwnych - Nastusia potrafi rozpoznać bardzo dużo zwierzątek na obreazkach, ale oczywiście nie nazywa nic prócz psa. Potrafi o wielu powiedzieć jak robią: czyli Pies chał chał, owca beee, wąż ssssss itd. Ale... np. na widok krokodyla za każdym razem woła z euforią MAMA!!!!!! No kurde, stresuje mnie to :p Powoli staram się wyprowadzać z jej słownika śmieszne wyrazy z jej własnego języka. Ostatnio udało mi się wreszcie zastąpić PAPI słowem BUTY :) Myślałam, że będzie trudniej, bo PAPI to było jedno z pierwszych słów nastusi. Ale poszło dość szybko. Natomiast nie próbuję nawet wyplenić z niej BO. BO oznacza wszystko co gorące - piec, ogień, herbata, zupa itd. SI do niej kompletnie nie przemawia :) No, trudno, nie będę się przecież upierać przy dwóch literkach ;) Ściskam i przepraszam, bo znów kobyła mi wyszła. Acha, Myshko - wszystko mam dziś na tapecie, i warzywniak i krzaki malin i jakieś kwiatki, więc roboty na pare dni :)
-
Dziś w troche lepszym nastroju witam wszystkich i chciałam tylko dokończyć o tym słowniku - ten pomidor Nastusiowy to nie bim bam bom, jak sądziłam na początku, ale : Mniam mnim do. Upewniłam się dzisiaj kilkanaście razy. Tak, to na pewno chodzi o pomidora ;) Pozdrawiam wszystkich i wracam do rycia w ziemii.
-
witajcie kochane! Ponieważ dziś znów jestem sama, to ropacz moja nie ma granic. gdziekolwiek spojrze - widze Jego :( I jeszcze Nastusia błąkająca się po domu i nawołująca: tata, tata! Albo na dźwięk kroków woła: tata idzie? A ja od razu płaczę :( Przepraszam, że dziś nie odniosę się do Waszych wspaniałych wypowiedzi, ale czytam przez \"akwarium\" i połowy niedowidzę :( Żeby jednak trochę się odbić od ponurej rzeczywistości napiszę słowniczek Anastazji, któa - jak Wasze pociechy - jest w tacie rozkochana do szaleństwa i tylko w jego ramionach usypia w 2 sekundy. Ech... Wczoraj przeczytałam w najnowszym Mam Dziecko że 1,5 roczne dziecko poznaje 13 słów dziennie. Tak średnio oczywiście. I to nie znaczy że je wypowiada, tylko że rozumie! Moja mama podekscytowana tą informacją wzmożyła naukę mówienia i bez przerwy jak automat powtarza do Nastusi różne słowa. I musze przyznać, ze z różnym skutkiem. Zazwyczaj raczej zabawnym, bo Nastusia ma niestety tendencje do seplenienia i często nie powtarza zbyt wyraźnie, ale czasem coś się uda. I tak oto od wczoraj wałkujemy dwa zwroty, które od razu wpadły jej w ucho i chętnie powtarza: 1) a to pies! ( w zasadzie to brzmi dokładnie: A TO PIC! ) 2) może być ( co brzmi jak: mozie byyyyyć! ) Od dziś próbuje powiedzieć pomidor, ale wychodzi jej coś na kształt: bim bam bom....... \"Kot\" nie chce powiedzieć za nic i absolutnie nie daje się namówić na powtórzenie tego słowa. Za to chętnie woła babcia ( BACIA! ) szybko łapie czasowniki: idzie, je, czyta, śpi, - a także - pić, chodź oczywiście nie wymawia tego jak Pan Miodek, ale dość ładnie i bez problemu można zrozumieć. Wczoraj mnie zupełnie zaskoczyła. Chyba pisałam, że na każdy rodzaj żywności woła: MNIAM DA Wczoraj oglądała gazetkę promocyjną Nestle i tam na jednej stronie było zdjęcie wszystkich rodzajów kaszek. Nastusia spojrzała na to i zakrzyknęła: MNIAM DY! Myśleliśmy, że się przejęzyczyła, ale nie! Na innej stronie była zdjęcie pojedyńczyj kaszki i na tą wołała MNIAM DA. Więc kiedy znów pokazałam jej stronę, gdzie jest dużo kaszek powiedziała: MNIAM DY. Eksperyment przeprowadziłam kilkanaście razy i zawsze efekt ten sam. Widać odmieniła sobie formę pojedyńczą, na monogą ;) Byłam zadziwiona, choć może to normalne. kończę bo zaraz mnie utnie. :( Ogólnie Nastusia \"przyciśnięta\" do muru powtarza bardzo dużo słów, ale sama z własnej woli nie chce ich powtarzać. Trzeba ją zachęcać słynnym: \"Powiedz.....\" Nie chce również budować zdań. Bardzo jest leniwa w tej kwestii. Jedyne co mówi z własnej woli to np. \" mama śpi\" \" Bacia idzie\" \" dziadi czyta\" \" dzidzia idzie\" \" \"pica chodź\" - tak woła psa Spadam spać i moczyć poduchę :( Do usłyszenia.
-
No, my z kolei nie posiadamy takich klocków wciskanych, tylko zwykłe. Pewnie dlatego 6 elementów, to już jest szczyt możliwości Nastki, he he. A i tak nie każdego dnia ma nastrój na taką twórczość mozolną :) Najcześciej cierpliwość kończy jej się juz na trzech klockach i po chwili wszystkie klocki fruwają! Ale czasem skupia sie na robocie i te 6 stawia z wielką precyzją. Dziewczyny, jestem bezradna jeśli chodzi o nieposłuszeństwo. Nie mam pojęcia już co robić. Np. wdrapywanie się na wszelkie wysokości. Prosiłam grzecznie, tłumaczyłam, konsekwentnie zdejmowałam ją z mebli, wymyśliłam określone hasła, ze cos jest niebezpieczne. Krzyczalam, żeby ją odstraszyć od takich wspinaczek... NIC nie działa. Mogę sobie gadać do słupa. W ogóle nie reaguje na mój głos. Jak już dorwie większy mebel - wdrapuje się. Ręce już załamuję. Nie chcę jej dawać klapsów, bo nie sądzę, żeby bicie 1,5 rocznego dziecka przynosiło efekt. W ogóle jestem przeciwna biciu. Ale czasem mam ochotę jej przetrzepać skórę. Az zaczynam rozumieć sens powiedzenia: \"lepiej bite niż martwe\" :( Ratunku!
-
No tak, uwsteczniłam się ortograficznie, nie ma co się tłumaczyć ;) Wstyd i tyle! Tak Myshko, Nastusia do klocków też pała entuzjazmem, ale kiedy jestem obok. Sama zaś wybiera inne rozrywki, np. woli oglądać książeczki, albo bawić się ubrankami - próbuje sama zakładać. Szczególnie skarpetki czapeczki. I to nawet jej wychodzi. Pozdrawiam cieplutko
-
Acha, jeszcze się chciałam EWIDENTNIE pochwalić. Nastusia ustawia wierzę z 6 klocków!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A teraz , prosze bardzo - wszystkie podsłuchujące nas sępy mogą się na mnie rzucać i rozszarpywać na sztuki. Ile dusza zapragnie. A Nastka i tak ustawia wierzę i tak i pękam z dumy! Powiem więcej - tak mnie nadęło z dumy, że ledwo przez drzwi przechodzę. ha!
-
Witam Kochane! Ja również chcialam złożyć wszystkim najcieplejsze życzenia wspaniałych Świąt Wielkiej Nocy! Samych pyszności na stole, wspaniałych zapachów dochodzących z piekarnika i radosnego nastroju! Mokrego Śmingusa nie życzę bo nie każdy czerpie głęboką przyjemność z posiadania morego odziena lepiącego się do ciała ;) P.S. Jak ja żałuję, ze nie posiadam aparatu!!!! Dziewczyny, przed chwilą mama moja dała Nastusi swpją kosmetyczkę, żeby dziecko czymś zająć na chwilę. Wróciła po paru minutach do kuchni, gdzie Nastusia się bawiła tą kosmetyczką i.... usiadła z wrażenia. Nastusia dobrała się do kosmetyków i wypaćkała buzię fluidem!!!! No dama mi rośnie! ha ha ha Ściskamy cieplutko!
-
do w sprawie opiekunki. No coż, może jest troche racji w tym co piszesz, ale myślę, że nie do końca. Zauważ że jest wiele Pań na emeryturze, których dzieci dorosłe już i wnuczęta mieszkają np. za granicą i te Panie po prostu się nudzą! Przyzwyczajone do gwarnego domu pełnego dzieci zwyczajnie za tym tęsknią. A są jeszcze w pełni sił i mogą się komuś przydać w opiece nad dzieckiem a dodatkowo czerpią z tego satysfakcję - z kontaktu z dziećmi. A także wiemy jak ważne jest w starszym wieku poczucie bycia potrzebnym. Nie koniecznie trzeba być sfrustrowaną emerytką , która dorabia żeby mieć na chleb. No, ale to tylko moje zdanie. Jakkolwiek musze potwierdzić, ze faktycznie mój mąż zatrudniał do synka młodą dziewczynę - sąsiadkę, która do dziś jest przyjacielem rodziny. Dziewczyna fantastycznie sprawdziła sięw roli niani, choć nie miała ku temu zadnego przygotowania \"zawodowego\" Po prostu pokochała małego jak własne dziecko i to procentowało. Była bardzo pracowita i bardzo oddana. Heh, ja nie zgodziłam się na nianię. Nawet na tę sprawdzoną :) Miałam szczęście, że mogłam się zajmować dzieckiem sama, a niania przychodziła tylko na kawkę ;)
-
Myshko, też jest drogi. Niestety. Ale zaobserwowałam dziwną właściwość. Suchy sypki mak jest drogi. Żeby go użyć trzeba się narobić dziko. Ale można kupić taki gotowy w puszce - z bakaliami wszelkimi, miodem, no pychotka!!!!! I on kosztuje grosze - ok 6 zł za półkilogramową puszkę. Dynia, co się stało? Czy ja coś przegapiłam? Co Ci jest? Choróbsko jakies Cię złożyło? A kysz! W takim razie, niech sobie pójdzie precz!!! A Ty do nas wracaj w jaknajlepszym nastroju ( zobacz, znowu się zaczyna dziać! :) )
-
Witam Wszystkich. Ufff, cały dzień pod hasłem sprzątanie potrafi złamać sekwoje... Ja padłam. A jutro powtórka z rozrywki, a w czwartek dania i napoje, a piątek chyba zażyczę sobie sanatorium ;) Myshko, w Anglii też są oficjalne agencje tyle, że..... Oglądałam repotraż o tych agencjach właśnie. W samym Londynie jest 13 bardzo prestiżowych, ekskluzywnych i nieziemsko drogich agencji niań. No, ale taka niania to jest KTOŚ! Twórcy reportażu postanowili się dokładniej temu przyjrzać i..... Zaprosili małżeństwo, któe w każdej z 13 agencji z ukrytą kamerą wybierało nianię. Acho i Ohom nie było końca: Proszę Państwa, ta cena nie bierze się z nieba, nasze nianie to nie są osoby z ulicy! To profesjonalnie przeszkolone panie, bez nałogów, zazwyczaj z wykształceniem pedagogicznym, o nienagannych manierach, świetnych referencjach, a przede wszystkim zatrudniając się u nas przechodzą specjalne testy psychologiczne i próby pracy z dziećmi. No, no - przyznacie, brzmi nieźle. I każdej z 13 tych super agencji usłyszeli to samo. Nie będę się wdawać w drastyczne szczegóły, ale po tym reportażu parę niań trafiło na policję..... z powodu tego co nagrały kamery w domu :( Okazało się, że nie ma NIC prawdy w tym c o opowiadają szefowie agencji. Żadne referencje, żadne testy psychologiczne, o nałogach nie wspominając. Potem, przed prokuraturą szefostwo się tłumaczyło, że takie super nianie to ciężko znaleźć, więc zatrudniają każdą która tylko się zgłosi, bo biznes się musi kręcić. A jak jest jakaś wpadka, to kończy się na przeprosinach i oficjalnym zwolnieniu niani z agencji. Czasem ktoś chce jakieś odszkodowanie i po kłopocie.... Przecież nie będę z powodu paru incydentów robić wielkigo halo i robić faktycznie takich przesiewów - jak zapewniają klientów - bo żadnej by nie zatrudnili... Bez komentarza zatem. Mam nadzieję, że we Francji ten aparat działa znacznie lepiej. pozdrawiam cieplutko!
-
Kuk, przykro mi. Widzisz , moim zdaniem ta babka jest idealnym przykładem na powiedzenie: daj jej palec, a odgryzie Ci rękę. No, niestety, bardzo często tak jest, że osoby którym chcielibyśmy okazać serce, zamiast wdzięczności okazują tylko pozę roszczeniową o więcej ;( Mam nadzieję, że szybko uda Ci się znaleźć inną nianie. Na pociechę powiem Ci, że być może tylko takie wrażenie odnoisz, ze Franio jest z nią TAK związany. Może po rozstaniu okaże się, że wcale za nią nie placze, a znową nianią naprawdę będzie zżyty. Czego z całego serca życzę. Chłodno dziś, brryyy Nastusia poznała nowe słowo: OHYDA. Ale wymawia je: ODIDA. I niestety z wyraźną radościa stosuje do czego popadnie. Oczyma wyobraźni już widzę ile się w lato najem wstydu ;) Już teraz jest \"zabawnie\" jak zagląda w różne miejsca i woła z przejęciem:\" ODIDA!!!! \" ;)
-
Witam i ciasteczko na rozruszanie serwuję. Joanko, gratulacje córci! Ach, co ja będę tu zachwalać! Wiadomo, córunia tatunia pewnie będzie ;) Jak każda, heh. Super, ogromnie się cieszę! Georgino, wspaniale! Kurcze, a ja już prawie zapomniałam jak taki malusieńki brzdąc wygląda :( A to przecież cud nad cudy.Pamiętam tylko, że kiedy Nastunia miała 3 ( i więcej ) miesiące to ciągle jeszcze patrzyłam na nią i nie mogłam uwierzyć w to szczęście. Nie docierało jeszcze do mnie, że niebawem ktoś powie do mnie MAMA. Do tej pory to było dla mnie takie magiczne słowo zarezerwowane dla wybranych. A teraz ja.... ojej... czesem jeszcze dziś się łapię na tej wzruszającej myśli, że i JA jestem MAMĄ. Elffiku, gdzie jesteś? Jak tam poszukiwania niani? Alez boska pogoda! Znalazłam roje cmentarników w mojej hodowli bliżej nieznanych mi kwiatków ( przesadziłam kiedyś małą kępkę od kogoś i nie wiem co to, ale ładne, takie niebieskie ). I co? Mordować te swtworzenia? Chyba nie, dam im żyć, bo ładne. Na razie Nastusia się nimi na szczeście nie interesuje. Zresztą mordować nie maiałabym nawet jak! Musiałabym przeprowadzić istny holokaust, bo sa ich miliony...
-
Nie wystarczy! Kuk, ja Cię popieram całkowicie. Ja też w sklepach dostaję szału od tych kolorowych wrzeszczących \"pokemonów\" :) W Polsce widuję dużo edukacyjnych zabawek, czy drewnianych - bardzo modne ostatnio - ale ich ceny zwalają z nóg , niestety. Przynajmniej mnie.
-
A, jeszcze o wsi chciałam i o dzieciństwie. Ja tez jestem miastowe dziecko, ale dusze mam zdecydowanie wiejską. każde wakacje, ferie, czy święta dzięki błaganiom udawało mi się spędzisz na TOTALNEJ wsi. W tych czasach, co to jeszcze pola były zielone, rzeki czyste a gęsi białe. I wspominam to z takim rozrzewnieniem, jakby te wspomnienia dotyczyły innego wcielenia conajmniej :) To były piękne chwile. Do dziś wpadam prawie w trans na widok czystych pejzarzy, łanów zbórz, krajobrazu nieposiekanego słupami wysokiego napięcia... A te szopy drewniane, te stogi w polu mieniące się w promieniach zachodzącego słońca, ten zapach sosnowego lasu... kurcze, jakie to struny we mnie porusza - opisać nie sposób. Zawsze twierdziłam, że urodziłam się w niewłaściwych czasach. Ile razy idziemy na spacer z Nastusią, zawsze wybieram właśnie takie najdalej od cywilizacji drogi, gdzie mogę przymknąć oczy i wyobrazić sobie, jak było na tych ziemiach 100-200 lat temu. Jak babki w długich kieckach latały po łąkach, jak ludzie tańczyli przy wieczornych ogniskach, jak wszystko było takie.... zgodne z rytmem natury... ...a potem otwieram oczy i widze kurde TRAKTOR... i czar pryska. Tylko si e pochlastać. ... jakkolwiek, nie wyobrażam sobie tych cudownych czasów pierwszych Słowian ....bez tampaxów. No trudno. Siła wyższa. :)
-
Witam szanowne koleżanki, no dziś jest dzień, że hej! Nie wiem od czego zaczać. Ta książka pana Carnegie ( nie wiem, czy dobrze pisze nazwisko ) jest bardzo fajna, ale tytułu dokładnie nie pamiętam. Coś w stylu:\" jak zjednywac sobie ludzi\" czy coś w ten deseń. Spotkałam się z nią jeszcze na studiach i bardzo mnie zafascynowała. Między innymi rewelacyjne są tam porady jak np. takie CV - że nie ma bata, żeby nie zaprosili ;) Sprawdziłam :) Faktycznie. No, ale to było pare lat temu. Teraz chyba nawet podanie złożone przez osobistego anioła stóża nie zawsze odniosłoby skutek... :( Ale zasada, o której zaczęłyśmy rozmawiać jest naprawdę Złota i działa niemal zawsze. No... staram się, ale mój porywczy charakterek... co tu ściemniać - nie zawsze wychodzi. Ale dla przykłądu - dzis oto na zakupach. Załadowałam tak koszyk, że ledwo się zmieścił przy kasie. Wiejski sklep, miejsca mało, ja walczę z rękawiczkami, siatami, reklamóweczkami w wersji mini i całym tym tobołem, i najgorsze - przyszło do płacenia, ja się skręcam już z tym wszystkim, portmonetka lata własną siłą woli gdzie chce, już czuję że się zagotowałam. Babka za mną już zaczęła podawać w kasie swoje produkty, a ja jeszcze ciągle blokowałam całe wolne miejsce. Bo po zapłaceniu teraz walczę, zeby to wszystko jakoś gdzieś upchnąć. Idzie mi fatalnie... Widzę, że babka za mną ma minę skandynawskiego wojownika. Zerkam jednym okiem, czy zza placów nie wystaje jej obusieczny topór wojenny. Ale nie. Uff, oddycham z ulgą, ale widzę, że i bez topora jest niebezpieczna - szminką mnie zaraz zadźga. I nagle mnie olśniło. Wyszczerzyłam się do niej jak na reklamie pasty do zębów i mówię rozbrajająco: no widzi Pani, jaka za mnie niemota, wszystko mi zrąk leci! Ale już uciekam! Babę jakby kto zaczarował. Ależ nic nie szkodzi! - mówi do mnie - może ja pomogę? :) Działa więc, działa! Popieram inicjatywę KUK - wprowadzajmy w życie dla własnego i innych dobra i opisujmy jak nam poszło :) Mogą być fajne sytuacje z tego, heh. Kraj nie nawykły.... zobaczymy co polskie pieniacze na tak zadany \"cios\" :) Ach, Dynia, psa masz cudnego! Sama dobroć w tych jego oczach! A Mysh ma rację - mój Ramol to diabeł wcielony. Wyratowałam go wiele lat temu z poważnych opresji i chyba chłopisko to czuje, bo wierny jest i dobry jak mało które zwierzę było w mojej kadencji. Ale obcemu nie przepuści Musze bardzo uważać na spacerach i puszczać go tylko tam, gdzie nawet na horyzoncie ludzi nie widać. Inaczej bierze sobie za punkt honoru obronić paniusię i wózek....ech... On tak ma od szczeniaka. Być może po tym co przezyłw dzieciństwie tak mu zostało. Spadam, bo znów kobyłę wysparowałam. Piękny dzień dziś mamy, czyż nie?
-
Myshko, zastosowałaś złotą zasadę Dale\'a Carnegie ( o ile dobrze pamiętam to nazisko ). Podobno zawsze działa. Nie wiem, czy zawsze, bo nie zawsze jestem w stanie zastosować ;) Podziwiam i chylę czoła. Czytałam książkę Dale\'a właśnie o tym, jak rozwiązywać konflikty i z podanych tam przykładów wynika, że faktycznie - jak mówi Kuk - uśmiechem wywołać uśmiech, sympatią - sympatię. Boszzz, ale to trzeba mieć siłę charakteru czasem.... szczególnie przy naszych urzędnikach...