Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Czasy szalonej młodości. Gramy w RPG w Wampira. Wiadomo, cała akcja toczy się w nocy. Kolega - wampir rzecz jasna - prowadzi jakieś śledztwo i postanawia kogoś tam przepytać. Idzie więc do gościa i puka. Mistrz gry upewnia się: na pewno do niego idziesz? Tak! ( ciągle w coś graliśmy, w całe mnóstwo systemów ). Kolega uparcie wali do drzwi. W końcu po długim oczekiwaniu otwiera mu bardzo zaspany osobnik w szlafroku. Koledze jakoś nic nie zaświtało w głowie na ten widok i dalej twardo wali ze swoimi pytaniami. Nieprzytomny gość w drzwiach w końcu rzuca pytanie: a pan kto jest u licha o tej porze???? W tym momencie kolega się wreszcie pokapował, że przecież gramy w wampira i jest środek nocy. Odpowiada więc błyskotwiwie: MROCZNY KOMORNIK! Ludzie, ja tę scenę do dziś mam przed oczami i dostaję kolki na samo wspomnienie!
-
Ludzie, ten temat nie może umrzeć! Ja już nie mam siły się śmiać, boki mnie bolą, już ledwo rzężę, ale czytam :) REWELACJA. Ale to i ja dołożę. Choć pewnie mogłabym książkę w tym temacie o sobie napisać... Firma dopiero co po przeprowadzce. W poprzedniej siedzibie drzwi gabinetu mojego szefa były tuż przy drzwiach mojego biura. Moje częste wizyty u niego wyrobiły już we mnie nawyk odruchowego skręcania po wyjściu za drzwi w prawo. Tymczasem w nowej siedzibie.... moje biuro było kompletnie w innym miejscu... Niestey nawyl pozostał ;) Po naradzie cała grupa rozchodzi się do siebie. Wychodzimy wkilka osób od szefa. On też wychodzi, idzie zaraz za mną. Ja mijam drzwi, skręcam i.... łup z impetem w ścianę! Ale jak! Pierwszy raz widziałam, jak mój szef mało się nie zsikał w gacie. Histerii śmiechu dostał. No i takich wpadek firmowych całe stada, ale muszę sobie poprzypominać
-
hi hi, pewnie. Ja bym się nie zawahała przez importem afrykańskiego bydła rogatego, ale ba... pies musi wystarczyć ;) Pies to jest i dobra i niedobra myśl. Dobra, bo dobry pies nie da skrzywdzić nikomu dziecka i taka niania długo by się zastanawiała czy dać klapsa ( ! ) jeśli patrzy na nią z legowiska 80kg mięśni i cała paszcza ostrych zębów :) Niedobra, bo żeby takiego psa mieć, tzreba mu poświęcić dużo czasu. Niestety. Od lat fascynuje się kynologią i często patrzę na paskudne przypadki, kiedy ludzie uważają, że pies jest jak człowiek, tylko mądrzejszy. Wystarczy mu pełna miska i głaskanie, a już będzie najwierniejszym, najlojalniejszym przyjacielem rodziny, na którego zawsze można liczyć. A tak niestety bywa tylko na filmach... Owszem, zdarzają się PRZYPADKI wyjątkowego psiego serca, czy raczej inteligęcji ale rzadko. Najczęściej taki wzór psa trzeba długo i cioerpliwie wypracowywać. A to zajmuje mnóstwo czasu, co przy małym dziecku jest troszkę... trudne. No, ale ja nie zniechęcam do posiadania psa!!!! Broń Panie! Uwielbiam psy i smutno mi strasznie, kiedy ludzie są rozczarowani swoimi pupilami - bo najcześciej tak jest, kiedy pokładają w piesku wielkie nadzieje, a nie są w stanie zapewnić mu tego, czego potrzebuje: czasu, wychowania, socjalizowania itd. Ale się rozpisałam bez sensu! Wybaczcie, ale jak się zaczyna temat pies, to ja mam czułki wysoko jak radary ;)
-
Rany, Kuk, faktycznie tak to wygląda. babka Cię zwyczajnie wykorzystuje, bo widzi, że dla dziecka sprowadziłabys do domu nawet mrówkojada :/ Chyba nie obejdzie się bez postawienia sprawy na ostrzu noża :( Paskudna u nas pogoda. Jak tu robić wiosenne porządki, jak za oknem jesień? ! Ech, ide po aromatyczna herbatke na podniesienie lezącego nastroju.
-
Zgadzam się całkowicie z Lonką. Bycie nianią to taka sama praca, jak każda inna, a możne nawet jeszcze bardziej odpowiedzialna niż inne. I jak sekretarka, nauczyciel, elektromonter czy księgowy ma zły dzień, to co? Przychodzi do biura nawalony jak szpadel z nadzieją, że szef zrozumie, że on miał dziś zły dzień? To jest żadna wymówka. Kuk, co się stało u Was? Jak się mają sprawy z nianią? To przykre że takie osoby zawodzą ;( Osoby, którym powierzamy największy skarb życia ;(
-
Witajcie! Uściski dla Kubusia! Wracaj do zdrowia maleńki! Elffiku, nie mam słów. Wyobrażamm sobie co przeżyłaś. Mam nadzieję, że malutkiej nie stała się żadna krzywda. Ja jestem panikarką z przerostem wyobraźni, więc na pewno zaraz w mojej głowie pojawiłyby sie pytania: od jak dawna babka pije przy dziecku, czy nie sprowadza obcych ludzi do domu, czy w jakiś sposób nie krzywdzi dziecka - z molestowaniem włącznie itd. I pewnie natychmiast zabrałabym dziecko na szczegółowe badania. Bo skąd wiadomo, czy tego dnia nie podała dziecku czegoś trującego do jedzenia - pod wpływem alkoholu. Np. pomyliła butelkę z sokiem z butelką Ludwika do zmywania naczyń... itd. Ale ja jak pisałam mam przerost chorej wyobraźni. Zakładam, ze Ty dobrze znasz tę panią i wiesz czego sie ewentualnie spodziewać... Tak, czy inaczej, mam nadzieję, że uda Ci się szybko znaleźć odpowiedzialną i godną zaufania osobę. No i prosze, ja też się dowiedziałam wreszcie, jak to czerwone towarzystwo się nazywa! Ja mówiłam na te żuczki: tramwajarze - ale nie pamiętam skąd zanm takie określenie ;) Na szczęście nastusia na razie się nimi nie interesuje. Gorzej - zbiera takie wielkie czarne OHYDNE chyba żuki, albo chrząszcze. Mnie to przyprawia o ciarki i ostatnio kijem od grabi próbowałam strącić takiego z jej rączki :) zanim go weźmie do buzi. O fe!
-
No tak, z tym porywaniem się na ciężkie sprzęty typu grabie to jest problem. Przeciez nie mogę tego wszystkiego na plecach nosić! A dziś już rozważałam nabycie takie wora, jak mają golfiarze i uczepienie go sobie koło tylka. Może wtedy udałoby mi sie jakoś zapanować.... No i te schody - też mam dwa schodki i też się w ich kierunku dziś nabiegałam. Rany... ja nie wiem, jak można się po ciąży roztyć. Chyba tylko jak się ma grzecznego aniołka.... bo przy takim dziecku jak Nastka, to ja nie mam szans uchować jakiejś komórki tłuszczowej. A zaczynam tęsknić za posiadaniem niektórych damskich atrybutów... kiedyś przynajmniej siedziało mi się miękko...
-
Logosm, jak ja CIę rozumiem! Ja uwielbiam spać z Nastką. Od początku mnie cała rodzina - głównie teściowa przekonywali żebym : nie nosiła na rękach, nie kołysała do snu, nie spała z dzieckiem itd. Na szczęście nie dałam się przekonać - przecież -tak jak pisałaś - ten okres mija tak szybko! Rok, góra dwa na całe ludzkie życie, cóż to jest?! Efekt jest taki, że teraz Nastunia owszem bardzo chętnie się przytula, obejmuje mnie rączkami za szyję i w ogóle jest cudownym przytulakiem, ale spanie z mamą już jej się znudziło i często przesypia prawie całą noc w swoim łóżeczku - za to ja się wiercę i usnąć nie mogę ;) A my właśnie po pierwszych pracach porządkowych w ogrodzie.... było.... fantastycznie... Myshko, jak Tobie się udało zachować taki błogi spokój i jeszcze takie czadowe zdjęcia z konewką porobić Jasiowi? Ja myślałam, ze sobie granat wsadzę, nie powiem gdzie.... Jedną ręką ( a przydałyby się dwiema conajmniej... ) skopywałam warzywniak, drugą podnosiłam Nastkę z ziemi, gdzie odkrywała tajemnice żyjącej przyrody, trzecią ( trzecią? ) wyrywałam z ziemi resztki perzu, a w między czasie ganiałam za psem, który wyciągał mi uschnięte patyki z taczek i oddalał się z nimi w bliżej nie znanym kierunku rujnując moją pracę porządkową. Potem Nastka ganiała psa, pies Nastkę, ja ich oboje i .... nie musze chyba pisać, że nie odbywało się to w sterylnej ciszy...? Pies jest 3 razy większy od niej, więc dopóki ona go goniła, było, ok, ale jak zamieniali sie rolami... wiała z wrzaskiem. A że pogoda była piękna, to i ludzi masa - bo nie napisałam, ze wzdłuż mojego ogrodu biegnie bardzo uszczęszczany szlak spacerowy, więc ludzie dziś stadami. Co mój durny owczarek wykorzystuje do popisów stróżowania i drze japę niemiłosiernie.... kosmos. Wróciłam uwalana ziemią, w odciskach psich łap, a Nastka miała glebę chyba nawet w pieluszce. Ładnie się lato zapowiada....
-
Katrin moc pozytywnej energii dla Was obojga! Trzymamy kciuki za szybki powrót do zdrowia Kubusia. Bardzo bardzo mocno!
-
Przestroga - co potrafią nasze dzieci! Właśnie spędziłam wczoraj przyjemne przedpołudnie rozważając z koleżanką zakup szybko składanej spacerówki. Takiej niskiej, parasolki. No bo teraz lato idzie, długie spacery, dzieciaki nasze już troszkę same na nóżkach biegają, więc przydałby się wózek , do którego nasze dzieciątka mogą same wsiadać i wysiadać podczas spaceru - według uznania. Tymczasem,.... wróciłam dziś ze spaceru, wózek został w kuchni - do oczyszczenia, a ja poszłam do pokoju. Wózek - dla uściślenia jest typu takiego powszechnego - odczepiana gondola i zamienia się w spacerówkę. Wysoki, na dużych kołach, zabudowany dość solidnie z taką grubą balustradą z przodu - a dzicko coś cicho siędzi w kuchni. Każde \"cicho\" jest dla mnie sygnałem alarmowym. Zerwałam się więc do galopu i pędzę. I słusznie, bo co widzę?! Anastazja siedzi w tym wózku, kołysze sie w przód i w tyl i na mój widok piszczy radośnie. Zamarłam. JAK ONA TAM WESZŁA!!!!!!????? Wysadziłam ją z wózka, ale stoję obok i patrzę co będzie. A moje dziecię, bez chwili namysłu wdrapało się górą, nad ta balustradką, przytrzymała się budy, przekręciła i posadziła pupcię na miejscu. Wypuściła nóżki w odpowiednim miejscu i .... gotowa do spaceru..... Jednym słowem - dziś moje dziecko mi udowodniło, że moja wyobraźnia jest równie wielka, jak wyobraźnia karpia hodowlanego.... Nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że 16 miesięczne dziecko jest w stanie wdrapać się na dość mocno zabezpieczony wózek. Gdyby jeszcze nie było tego pałąka z przodu.... no może mogłabym wtedy przypuszczać, żę jakoś sie tam wgramoli. Ale w takiej wersji? NIGDY! A jednak.... Nadszedl czas poszerzenia horyzontów wyobraźni....
-
wreszcie pogoda dla ludzi! W związku ze związkiem zapoznaję Nastusię z niejadalnymi elementami ogrodu. Jest wyraźnie rozczarowana, ze w zasadzie nic nie da sie zjeść i po co komu taki ogród?! :) Wiecie co, taka refleksja... tak mi się marzyło, żeby chodzić już z córcią za rączkę, pokazywać jej świat - to było w zeszłym roku, kiedy jeździłyśmy wózkiem na kilometrowy wyprawy. A dziś.... dziś szłyśmy za rączkę! Wzdłuż rzeki, patrząc na dzikie kaczki i w ogóle... No cudnie po prostu! Ja i moja mała dama, rączka w rękę i heja w drogę! Karen ka, ale historia z tym aparatem! Oby uwiecznił same najmilsze chwile w kraju! I koniecznie ja poprosze na skrzynkę \"reportarz\" z pobytu, jak wrócisz. Kuk, musze uściślić - ten tran sie nazywa PETER MOLLER\'S - przepraszam, wczęśniej była literówka. Strasznie mi przykro z powodu Frania, kurcze, musisz być totalnie wyczerpana :( No i on , biedulek :( Trzymam za Was kciuki. Żeby szybciutko wyzdrowił i dał się wyspać mamusi! Pszczoła! No pewnie, że stały bywalec! Pati! No nareszcie! Pewnie, że Ciebie tu brakuje! Może jednak znajdziesz czasem chwilkę na ploteczki ? :)
-
Kuk, dzięki za zdjęcia. Franek to już jest FACET! A taki był mały klusio, kiedy go widziałam ostatni raz... No i te włoski! Aż zazdrość bierze! Tak pięknie mu rosną, a ja u Nastki nie mogę się doczekać pierwszego choćby marnego kucyka. Ale co ja mówię, kucyja! Żeby chociaż co uczesać było...! :) Wracaj ! Miałaś być dziś cały dzień, a Ty uciekłaś :) Po wczorajszych atrakcjach z naszym wielkim owczarkiem, dziś Nastusia spojrzała z wyższością na pieska sąsiadów ;) Ależ sie śmiałam. Do tej pory uważała go za PSA i raczej nie chciała się z nim bliżej zapoznawać ( psiak jest nieco większy od ratlertka :) ), a dziś! Popatrzyła na niego, jak na muszkę! No, żebyście widziały tę minę!
-
Nikii - dziękuję za informacje. W zasadzie to i Shmeterling gdzieś zniknęła.... Gdzie? Kuk, straszliwie współczuję! No to tak właśnie jest - pani starsza - to przekonana że wszystko wie najlepiej, bo jesteś matka młoda, to i niedoświadczona :( Ech... Może faktycznie ta choroba Frania coś jej uprzytomni. A może.... może spróbujesz z nią porozmawiać z grafikiem w ręku? Wiem, miłe to raczej nie będzie, a kobieta przecież serce ma życzliwe, no ale Frania trzeba jakoś ratować? Z grafikiem - to mam na myśli - weź kalendarz i pokaż niani dokładnie ILE razy Franio chorował w przeciągu tego czasu od kiedy niania sie nim opiekuje. Może tak jasno przedstawiona sprawa da jej do myślenia chociaż....? Trzymam kciuki! Acha, a próbowałaś z tranem> Wiem, powtarzam się, ale to naprawdę działa!!! Bardzo wzmacnia odporność! I bardzo oczywiście polecam, choć tio obrzydlistwo, które nie ma sobie równych/ Choć.... jak dla kogo. Nastka tran uwielbia! Fe!!!! :) Widzę, że jest więcej dziewczyn i dzieciątek z fobią lekarsko-gabinetową ;( Kurcze, ja ostatnią wizytę przypłaciłam totalnym rozstrojem nerwowym. Z przerażeniem czekam na wizytę kwietniową... Tobiaszek - cudny uśmiech! Jak do kamery! Karen ka - dziękuję za zdjęcia. Fantastyczne!
-
Witam po długim wnikliwym spacerze i pragnę zakomunikować iż na Mazowszu nadeszła wiosna! Nastusia przeżyła swoje pierwsze bezpośrednie starcie oko w oko z naszym owczarkiem. On był zachwycony nowym obywatelem podwórka. Ona... raczej średnio :) Na powitanie dostała nosowego całusa w czoło, po którym usiadła i włączyła syrenę, a potem już co chwila były wylewne \"całusy\", przed którymi musiałam ratować moją królewnę, a i psa bo niechybnie by ogłuchł od jej wrzasku:) Większoś spaceru spędziła więc na rączkach, a pies popisywał się ile wlazło. Nastusię zafascynowała struktura sosnowych i świerkowych igiełek. Nie mogłam jej od tych drzew oderwać tak mocno \" głaskała\" gałązki ;) Niestety, zauważyłam że te 30-to stopniowe mrozy dały się we znaki wielu roślinom i w tym roku ogród na pewno sporo przechoruje :( no to ściskam wiosennie i idziemy jeść!
-
Znalazłam w Internecie 35 odmian wierzby.... nie wszystkie zdjęcia są dostępne, ale z tych co były tylko 2 odmiany wydały mi się podobne do mojego drzewka...salix silesiaca ( wierzba śląska, która według mapy nie ma prawa u mnie występować... ) albo salix lapponum ( lapońska. Również nie występuje podobno na moim terenie ). Tak więc nadal wiem, że nic nie wiem ;)
-
Lonko, dzięki za wyjaśnienia. Teraz już wszystko jasne. Tylko co podawać Tablece? Długość, czy wysokość? Chyba te co chodzą to jednak wysokość...? Z tym DPT to muszę sprawdzić w książeczce, bo niejestem pewna, ale tak mi po głowie chodzi, że chyba jest jeszcze Odra, świnka i Różyczka, tylko co do terminu nie jestem pewna. Dziewczyny na pewno uściślą. Mysh, ale z tymi baziami na nowo obudziłaś we mnie ciekawość co to za drzewo. Ciekawe, że nalazłam takie podczas spaceru - nad rzeką. Wnioskuję więc, że nie jest to jakiś genetyczny mutant ze szkółki dziwolągów, ale coś całkiem naturalnego. Umiejscowienie korzeniami prawie w wodzie wskazywałoby na coś wierzbopodobnego...ale czy na pewno...?
-
Witam w ten cudny, pachnąć świeżą ziemią, odechem lata dzień! I te ptaki za oknem, no chce się żyć!!!! Elffiku, ogromnie dziękuję za wszystkie wskazówk. Zaraz przechodzę na opcje ze słomką. Nie miałam o tym pojęcia, że to ćwiczenie. Co do kciuka - oh próbowałam milion razy :( Nastusia pierwszy raz wzięła palec do buzi bardzowcześniej - bo ok 3 miesiąca życia. Natychmiast zakupiłam smoczek. Ssała go może ze 3 dni, a i to tylko dlatego, że z uporem go jej wsadzałam. No, ale w nocy... przysnęłam, a ona plum i już smoczek obok, a palec w buzi :( I tak po kilku dniach smoczekiem pluła na rekordowe odległości i kompletnie nic nie było w stanie jej zmusić żeby go wzięła do buzi. Potem za radą w przychodni zaczęłam jej zakładać skarpeteczki na rączki do spania, żeby nie wkładała tych paluszków. Jezu.... co się działo! Krzyczała tak strasznie, że chyba żadna matka nie mogłaby tego słuchać w spokoju. Łzy jak grochy, spazmy, histeria, nie mogła prawie tchu złapać z tej rozpaczy. Nie byłam w stanie tego przetrzymać. :( Ściągałam te skarpetki i kołysałam ją długie minuty zanim się uspokoiła i zasnęła - oczywiście z paluszkiem w buzi :( Teraz jest o tyle lepiej, że ona reaguje ( czasami ) na polecenie: wyjmij paluszek z buzi. Niestety, chyba traktuje to jak rodzaj zabawy taki sam jak zrób papa, albo brawo brawo... Czyli wyciąga, uśmiecha się szeroko i wkłada ponownie.... Nie mam już siły. W przychodni i w aptece odradzono mi smarowanie różnymi świństwami. I sama już nie wiem co robić. Staram się natychmiast zająć ją zabawą, albo czyms zainteresować, kiedy tylko widzę, ze wkłada palec, ale i to nie zawsze skutkuje. A szczególnie przy zasypianiu. Próbowałam podmieniać jej palec na smoczek kiedy jest już w półśnie. Niestety - rozbudza się z wielkim wrzaskiem i rozpaczą. Ech... co do tego kląskania jak konik. Na hasło nie umie tego zrobić, a przynajmniej nie robi. Natomiast sama, jakoś tak spontanicznie czasami nawet kląśnie raz czy dwa. Musze zapolować na te momenty i spróbować ją namówić na częste powtarzanie. Jeszcze raz Elffiku dziękuję Ci za wszystkie rady. Jakby Ci jeszcze coś przyszło do głowy - pisz koniecznie. Dynia - ja poproszę wszystkie hity, jakie posiadasz! Myshko - jeśli Ty też masz więcej tych afrykańskich - to ja poproszę. Rany, znów mi kobyła wyszła...
-
Elffik, nie pamiętam czy któraś jeszcze, ale ja pisałam na pewno, że Nastce najpierw szły 4 potem trójki. To znaczy ostatnio, kiedy jej szło te 8 na raz to właśnie 4 czwrókii i 4 trójki. Ale pierwsze przebiły się czwórki i są już prawie całe, a 3-4 dni po nich dopiero wylazły na świat trójki - i lezą dalej, ale jakoś wolniej jakby...:( A z tym mierzeniem to też jest jazda. Nie wiem jak to wygląda w innych ośrodkach zdrowia, ale u nas to jest szopka. Przed szczepieniem jest badanie. Podczas badanie jest mierzenia na takim leżącym czymś - jakby wielki przewijak. A potem wchodzę do sali szczepień, gdzie pielęgniarka mi mówi, że..... tamto mierzenie się nie liczy, bo to trzeba przy ścianie ( !!!! ) i mierzy jeszcze raz. Kosmos. I najlepsze, że rozbierzność jest rzędu 5-6 cm! Anastazją była tak mierzona jak miała 11 miesięcy. Na przewijaku wyszło 76cm, a przy ścianie 71 więc ja w sumie nie wiem o co w tym chodzi, ale chętnie się dowiem, jeśli któraś wie :)
-
Elffiku, szkoda nerwów. Myślę sobie, że nasze zgone nie opluwające się jadem grono jest pewnie solą w oku różnych co bardziej sfrustrowanych. Chyba będzie najlepiej, jak wszystkie zaczniemy po prostu ignorować te wpisy. Inaczej pewnie osiągną swój cel - czyli przestaniemy tu zaglądać, pisać.... a byłoby szkoda. A, jeszcze jedno: baś baś baranku jest niemożliwe! :) Nie może się to ode mnie odczepić. he he he. Nastka zachwycona! Jak któraś ma jeszcze coś ten deseń, to bardzo proszę! Dziś przetrenowałam skuteczność baś-baranka na córce koleżanki ( roczek ma ). Kiedy puściłam tę piosenkę, obie jak na hasło - Nastusia i Julcia zaczęly tak równiutko podrygiwać - jak spławiki! Turlałyśmy się ze śmiechu. A w ogóle Nastka jest zafascynowana afrykańską kołysanką, tą w której dziecko troszkę śpiewa. Ona próbuje razem z nim i woła: dzidzia! dzidzia! - jak tylko puszczam tę kołysankę ;)
-
Do zgadzam się Nie widze najmniejszego powodu, żeby sie przed Tobą tłumaczyć ;) Ty zdaje sie też nie masz prywatnego życia i większych problemów, skoro marnujesz czas na wnikliwe czytanie naszego NIE DOTYCZĄCEGO CIĘ topiku i jeszcze masz czas na wyrażanie osądów. Dziewczyny, najwyraźniej po dwóch latach pare osób zauważyło, że ostał sie jeszcze jakiś topik na tym forum, gdzie nie zostało namącone, nabluzgane, skłócone i ludzie obrzuceni wyzwiskami. Ktoś sobie widać postawił za punkt honoru nadrobić to...
-
Elfiku, w żadnym razie nie było moim celem Ciebie urazić, dlatego przepraszam Cię i każdego, kto poczuł sie moją wypowiedzią dotknięty. Napisałam, choć może nie dość jasno, że to chyba nie jest reguła z tym mówieniem do dziecka - nie jestem pediatrą, dlatego pisze CHYBA, bo na pewno przecież nie wiem. W całej rozciągłości zgadzam się z Twoją wypowiedzią. Przytoczyłam przykład tej starszej pani dlatego, żeby właśnie pokazać, że reguł chyba nie ma :) I że bywają dzieci które bardzo szybko mówią, nawet wbrew opiniom z podręczników. Ja też gadam do Nastki jak katarynka i efektów tego za bardzo nie widzę. Jedyny sukces jaki osiągnęła i którym sie pochwaliłam jest słowo ANATASIA, ale za to zaraz zostałam i tak zjechana przez podsłuchiwaczy, więc już się niczym nie chwalę. Bo i nie ma czym, jeśli chodzi o mowę. Większości wyrazów Anastazja nie wymawia czysto, mimo, że ma ich duży zasób. Mówi jednak swoim dziecięcym językiem. I uważam, że to ok. Ma jeszcze mnóstwo czasu żeby nauczyć się prawidłowo mówić. Wiem Elfiku, że pracujesz dużo z dziećmi dlatego do Ciebie miałabym szczególną prośbe o radę. Anastazja od najwcześniejszych swoich chwil ssie palec. ;( No, niestety. Może nie notorycznie i bez przerwy, ale jednak. Już teraz zauważyłam, jak wymawiać Ć Ś C - wystawia języczek przed ząbki. I mam przypuszczenie, że jest to związane z tym ssaniem palca. Czy ja słusznie się obawiam, że w niedalekiej przyszłości zaowocuje to seplenieniem? Jak tego uniknąć? Czy w ogóle się da? Są jakieś ćwiczenia językowe? Pewnie są tylko nie dla takich maluchów, co? Niestety, w mojej dziurze nie ma żadnego specjalisty, którego mogłabym sie poradzić, a Ty masz kontakt z tyloma dziećmi... może się już z tym spotkałaś?
-
Ha! Mysh! Dobre pytanie. NO więc właśnie to jest od lat drzewo zagadka. Dostaliśmy je w prezencie od kogoś, kto powiedział - zobaczycie co to, jak urośnie. Urosło. Owszem. Nawet pokaźne. Ale póki co nikt nie wie co to jest :) Wierzbę mam tuż obok, więc wierzba to na pewno nie jest ( dokłądnie to mam 4 gatunki wierzb w ogrodzie i to na pewno nie jest żadna z nich ). A bazie ma takie piękne! Ogromne, puchate, no jak z pocztówki! Inna sprawa, że ja się za bardzo na drzewach nie wyznaję. Być może to jest jakaś odmiana wierzby ( ???? ), albo może jeszcze jakieś inne drzewo posiada bazie..? Ale co tam! Choćby i na kaktusie! Ważne że są bazie!!!!!!!!!
-
Karenka, dzięki za Twój wpis. Tak po ciuchu przyznam, że potwierdziłyście wszystkie to, co miałam nadzieję usłyszeć.Ja też bardzo wcześnie czytałam i jakoś nie miałam problemów z akceptacją w grupie. Ale chciałam bardzo poznać Wasze zdanie. Jeszcze coś na temat mówienia u naszych pociech. Wydaje mi się, choć pewnie nie jest to regulą, że bardzo wiele zależy od tego co się robiz dzieckiem w domu. Jeżeli bardzo dużo się do niego mówi, to takie dziecko silą rzeczy dużo zapamiętuje i pewnie chętniej powtarza, niż dziecko wsadzone do kojca na pół dnia, do którego rodzina tylko \"ćwierka\" - mam na myśli zdrabnia. Nasza znajoma ( obecnie pani po 60-tce ) miała jedyną córkę, z którą była bardzo związana. Mówiła do niej bez przerwy, w domu i na spacerze: zakładamy buciki, a mama myje okno, a Niunnia wyciera rączki, o , patrz, a tu ptaszek itd. Któregoś dnia mała miała wtedy ok 1,7-2 latka w przychodni była długa kolejka. Dziecku się znudziło i mówi: mamusia, chodźmy do domu. Baby w poczekalni mało z krzeseł nie pospadały :) Bo przecież takie malutkie dziecko nie ma prawa mówić nic ponad to, co w książkach piszą, ze dziecko mówić ma prawo, heh... grunt to podręczniki! pozdrawiam wiosennie! Bazie mam na drzewie !!! Jupi!!!!!!!!!!!!!!
-
Dzięki za Twoje rady i troskę o nasze brzuchy i brodawki. Weźmiemy do serca...
-
Witaj Pszczoła. No, właście za to tak cenię dziewczyny i ten topic - zawsze człowieka uspokoją i pocieszą, jak człowiek w potrzebie :) Dzięki i za to, co napisałaś. Może rzeczywiście nie ma co demonizować sytuacji i pozwolić dziecku rozwijać się w swoim tempie. W końcu parę kolorowaych literek to jeszcze nie Shakespear w oryginale :)