Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
Witaj Myshko, Ale jakie znowu zmęczenie tematem?! Oczom nie wierzę! To chyba niemożliwe! Jutro jak się dorwę do klawiatury to dopiero \"zmęczę załogę topiku :) Dziś to była tylko przymiarka ;) Śpijcie słodko ( kto może )
-
Tak, szczekanie to też ulubiony język Nastusi. W ogóle lubi naśladaować zwierzęta, ale hał hał hał jest ulubione. Tak też woła na psy. Całymi dniami zmuszałam ją do powiedzenia PIES, bo na każego wołała hał hał hał. W końcu wydusiła z siebie PIC. Jak się ją przyciśnie to powie PIC, ale woli szczekać. Szczeka na wszystkie spotkane na spacerze psy i się ich nie boi ( niestety ).
-
Dziękuję, Dynia. Jestem pewna, ze nikt się nie obrazi. Przecież sama sie prosiłam o telegraficzny skrót. najwyżej na mnie, jeśli już. A teraz jeszcze coś musze opisać - bo mi sie sukcesywnie przypomina to wszystko co sie działo na przestrzeni ostatnich miesięcy. Otóż moje dziecko uparcie twierdzi, że nazywa się U-HU-HA. I nie pytajcie mnie proszę dlaczego. Próbuję tego dociec conajmniej od grudnia. W środku dnia i wyrwana ze snu o północy, na pytanie jak się nazywasz odpowiada U-HU-HA. I taka oto była przed chwilą rozmowa: Wzięłam Niunię na kolana, bo coś marudziła i zaczynam przyjacielsko: - To jak ty się nazywasz? - U-Hu-ha - Na pewno? Nastusia nazywa się u-hu-ha? - podpowiadam troszke -ta! U-hu-ha! -gdzie jest mama?-pytam ( pokazuje na mnie palcem - a gdzie jest Nastusia? -pytam ( Nastka wskazuje palcem siebie ) -No wlasnie! To jak ty sie nazywasz? -U-hu-ha. - nie. - mówie stanowczo. - nie u-hu-ha, tylko Anastazja - ta, u-hu-ha. - a powiedz: ANASTAZJA. -anatasja! -slicznie. To jak ty sie nazywasz? -u-hu-ha. -nie. Jak sie nazywasz? - u-hu-ha....? -nie! -Hu-ha...? - nie! Hu-ha też nie. Nazywasz się Anastazja. - Le!!!!!!!!! - uderzyła w płacz i poszła sobie z kolan. A najgorsze jest, że na wszelkie pozostałe pytania o nią odpowiada właściwie. Np. Kto jest mamusi skarbem? Anatasija. Kto nabałaganł? Anatasija. Itd. Ubaw...
-
Dziecko wzięło się za czytanie bajeczek, więc ja mam chwilę oddechu i nie muszę pisać biegając co chwila i ściągając nicponia z parapetu. Miałabym prośbę. Może któraś z dziewczyn miałaby na tyle dobre serce, żeby w telegraficznym skrócie streścić mi, co się działo u Was od listopada? Czy wszyscy są zdrowi, czy wszyscy hucznie świętowali urodzinki ( tu moje spóźnione, ale najcieplejsze życzenia dla wszystkich roczniaczków. Przede wszystkim życzę szybkiego nadejścia ciepełka, żeby można było wylegać na długie cudowne spacery! ), czy wydarzyło się coś szczególnego, itd. Będę bardzo wdzięczna. Chociaż w trzech zdaniach, bo naprawdę nie dam rady wszystkiego nadrobić, a zżera mnie ciekawość. POTWORNIE. Czy ktoś już korzysta ładnie z nocniczka ? - i nie mam tu na myśli rodziców.... Czy ktoś samodzielnie je, albo robi cos innego? Tu się pochwalę, choć nie do końca - Anastazja sama odkąd skończyła roczek obsługuje się łyżką i widelcem. Ale z mojego lenistwa wynika fakt, że żeby było szybciej, często odbieram jej ten przywilej i karmię ja sama ( jakoś mniej sprzątania po tym....) Anastazja też umie się troszkę sama ubrać : zakłada skarpetki, buciki i czapkę. Lubi się też czesać. Sama siebie i wszystkich wokoło, lalki również. Ale lepiej mamę, bo lalki tak nie wrzeszczą, kiedy je ciągnie za włosy. Lubi myć zęby - także innym ( kto się tylko nieopacznie wyszczerzy, kiedy dzierży szczotkę ). Lubi się przytulać, lubi drapanie po plecach ( sama też chętnie drapie innych ). Lubi karmić rodzinę chrupkami i czym popadnie. A poza tym niezmiennie jest okropnym nerwusem ( to po mamusi )
-
Ci dobrze. No ja niestety jestem zdana tylko na siebie, więc Nastka jest ze mną 24/dobę bez odstępstw. Jak poginam szturmem na jakieś zakupy, to wtedy kiedy śpi. A szczęśliwie jak zapadnie w dzienną drzemkę to od 2 do 3 godzin. Więc tyle mojego, co sobie wtedy z życia użyję.... a cóż, ze to zazwyczaj jest odśnieżanie i noszenie drewek do kominka.... A w ogóle moje rozrywki ostatnimi czasy są tak fascynujące, że lepiej się bawią Czukcze w radzieckiej Tajdze. Ale ze względu na poprawność etyczną tego forum i szacunek do forumowiczów nie będę się wdawać w szczegóły. Istotne, że przed domem mam metrową hałdę śniegu, ogród pokrywa 50cm grubości warstwa lodu, a z dachu zwisa mi tuż przed oknem sypialni półtora metrowy sopel lodu grubości indyczego uda. Żenada.
-
To racja, ja też dawno nie pisałam tak, zęby mieć zaraz odzew. Dobry rok, albo i lepiej - kiedy jeszcze miałam stałe łącze w poprzednim domu. Ale teraz mnie jakis głów kawowy złapał i idę się z nim rozliczyć. :)
-
A właśnie, ja zastanawiam się nad jednym zjawiskiem. Podobno dzieci najszybciej uczą się tych słów, które najczęściej się do nich mówi. I tu mam problem. Koncertowo powtarzanym słowem do Anastazji jest NIE we wszelkich kombinacjach: nie ruszaj, nie dotykaj, nie wyjmuj, nie podchodź, nie podność, nie pchaj, nie wychylaj się, nie biegaj, nie właź (gdzieś tam), itd. Anastazja ma 16 miesięcy i NIGDY jeszcze nie powiedziała NIE. W ogóle nie używa takiego słowa. Za to namiętnie powtarza tak. W zasadzie każde zdanie kończym takim pytajnikiem, np: idzie mama, tak? dzidzia cacy, tak?, icha cha ( koń ) chodź, tak? Mnia da, tak? Itd. Nie pojęte. Natomiast kiedy coś jej sie bardzo niepodoba, mówi....: LE. Le zawsze oznacza dezaprobatę, lub zapowiedź rychłego płaczu. Bankowe. I niech mi jakiś psycholog powie, ze mówię do dziecka LE....
-
Rany, dzięki. Chyba nigdy wcześniej nie byłam niczyją muzą. Jestem zaszczycona :)
-
Jagusia rośnie na łamaczkę męskich serc. toż przecież jak ona tę technike będzie stosować wobec facetów, to ten i tak już mizernej wielkości ród męski wyginie do reszty! Dynia, ratuj świat, póki możesz!!!!!
-
Oh mam, całkiem sporo. Niestety wykonane moim PSBA ( Pożal Się Boże Aparatem ) więc ich jakość jest żenująca i tylko bardzo bystry i spostrzegawczy człowiek jest w stanie rozpoznać na nich dziecko. Ale problem większej natury stanowi brak sprawnie funkcjonującego skanera, więc tak, jakbym żadnych zdjęć nie miała ;(
-
Masz rację, nasze bąki są z dnia na dzień bardzo cwane. Na przykład 2 minuty temu była taka akcja. Słyszę huk i łomot w pokoju. Lecę. Nastusia sięgając po mosiężny świecznik ( !!! ) zrzuciła telefon i wszystko co przy nim stało - jakieś notatniki itp. Lecę biegiem, kucam przy tym i szybko wszystko zbieram. Z wrażenia, że nic sobie tym świecznikiem nie zrobiłam, nawet na nia nie krzyknęłam. I tak skulona na podłodze zbieram wszystko do kupy. A Nastusia.... stanęła nade mną z miną smutną, pogłaskała mnie po głowie i mówi: no cacy mama, cacy. I weź tu się gniewaj na takiego nicponia. Albo sytuacja z dzisiejszego poranka. Wchodzę do pokoju i oczom nie wierzę. Nastusia wyciągnęła z etażerki wszystkie gazety babci z przepisami kucharskimi. Siedzi po środku nich, uważnie jedną studiuje, a do okoła.... apokalipsa. Zamarłam z wrażenia. Co Nastusia robi?! - wykrzyknęłam. Na co moje dziecko spokojnie, nie odrywając wzroku od lektury : Cyta dzidzia. I cyta dadej.... I jak ją ochrzanić za ten bajzel w koło ???? Albo historia dnia powszedniego niemal każdego. Nastusia idzie do siebie i cicho siedzi jakiś czas. Potem wychodzi i ma na nogach inne skarpetki i na głowie czapkę.... Przychodzi się pokazać z tak promiennym uśmiechem szcvzęścia na twarzy, że po prostu nie mam sumienia wytrzepać jej pampersa za zdemolowane szuflady z ubrankami... itd. Nie mam chyba pedagogicznego podejścia i pewnie wychowam strasznego huligana.
-
A my jeszcze tak :( Co prawda tylko wieczorem, na dobranoc, no ale też się liczy. I szczerze mówiąc do tego momentu było łatwo dojść. Ale jak się odłączyć juz całkowicie to nie wiem. Kiedy ją przytulam wieczorem i kołyszę, a ona tak patrzy na mnie z wyrzutem, to nie mam sumienia udawać, ze nie wiem o co chodzi. Co robić?
-
Poprawki do tabelki. Ale to z mojej winy, bo źle policzyłam. nastusia ma 16 zębów i waży ledwo 9,5 kg A pisałam, zę libić śpiewać ? Ślicznie nuci aaa, kotki dwa. W całości! I tworzy własne kompozycje :)
-
W międzyczasie otrzymałam list z przeprosinami itd. A nawet obniżono mi abonament o połowę ( niestety, jednorazowo ). 1 marca przybył kurier. Z modemem Sagem. Zagotowałam się. Posłałam go do diabła i kazałam cieszyć, że psem nie szczuję. Natychmiast złożyłam skargę. Może to dziwne, ale jak tylko się przedstawiłam konsultantce, od razu pobiegła po kogoś chyba wyżej stojącego. Miły pan z troską w głosie próbował mnie przekonać, że akurat nie mieli Thompsonów i że Sagem jest świetnej jakości. Równie dobrej jak Thompson, a kto wie czy nie lepszej! I czemu w ogóle ja się tak upieram i życiem im utrudniam? Jednak się uparłam. W takim razie, głupia babo, jak tak, to se czekaj na tą neostradę do końca świata. Najwcześniejszy etrmin 15 marca. czyli za 2 tygodnie. O, jak mnie szlag trafił. Wyjaśniłam mu, ze osobiście spółpracowałam przez ponad 2 lata z firmą Masterlink ( z której oni korzystają ) i ze wiem, jak wygląda zamawienie kuriera i ile to trwa. Ale usłyszałam, zę nie TPSA. Tu trwa 2 tygodnie i basta. Jak się nie podoba to spier... No i bym skorzystała z tej opcji, gdyby nie brak alternatywy :( Potwierdzając zamówienie zapytałam, czy w ramach obowiązującej promocji mogę jeszcze liczyć na gadżety typu kamera, gdy zamówię przez internet. Dowiedziałam się, ze absolutnie nie, bo się już dawno skończyły. Trudno, złożyłam więc zamówienie przez telefon. W tym czasie przez internet zamówienie złożyli moi sąsiedzi. Zgadnijcie co dostali? Oczywiście kamerę. Złożyłam więc kolejną skargę. 15 marca przybył upragniony kurier. Zdziwiony, że zdecydowałam się na tego Thompsona tak późno, bo on poprzednie zamówienie ( tego Sagem\'a 800 ) odwiózł tego samego dnia i następnego dnia był tu w okolicach i mógł mi go przywieźć Thompsona...... No comment. Dlatego jestem w trakcie pisania mega poematu na temat TPSA i oplakatuję nim Polskę wraz z przyległościami. AMEN. I dlatego, kochane dziewczyny, mam internet dopiero dziś. Nienawidze ich.
-
Co mogę zrobić ? Skargę mogę sobie napisać, którą mi rozpatrzą w ciągu 30 dni ( !!!!!) Skargę zgłosiłam. Modem odwiozłam, w telepunkcie powiadomiłam wszystkich obecnych klientów o rzetelności firmy i kompetencji pracowników - omal mnie nie wynieśli z tego sklepu :) Tymczasem w mojej wiejskiej dziurze rozklejono plakaty, że na centrali zostaje udostępniona półka neostrady i już można dzwonić i zamawiać. Luzik, nie....? Film Bareii nie byłby lepszy. Dzwonię więc. Już im miałam powiedzieć, że mam ich w D...! i niech sobie wsadzą teraz swoją neostrade głęboko w jelito grube, ale.... potrzeba internetu okazała się niestety ważniejsza. Trudno. Zamówiłam. Ale teraz zarządałam modemu Thompsona. Złożyłam bardzo szczegółowe zamówienie. Na drugi dzień ( dosłownie! ) zadzwoniłam do mnie pani z informacją, ze już mogę mieć Neostrade na moim numerze i czy chcę złożyć zamówienie. Dobry Jezu..... nerwy mi się skończyły. Aż mi zabrakło brzydkich wyrazów w słowniku. Ale ostatecznie złożyłam zamówienie. Zakończone, że wszystko co miałam po powiedzenia już powiedziałam i nie życzę sobie więcej telefonów w trej sprawie. I co , myślicie że happy end? nic z tych rzeczy cdn
-
cd. Zadzwoniłam więc na 9393 i już średnio grzecznie ryczę w słuchawkę kto do cholery jest taki dowcipny??????????????? W odpowiedzi usłyszałam, że to drobiazg, bo przecież ja chciałam neostradę, czyż nie? No, to czego się tak pultam. Przebudowali mi łącze i system im sie pomylił i naliczył rachunek podwójnie. No i wielkie rzeczy! O co taka draka?! Prawie mnie sparaliżowało przy słuchawce. Jakie łącze mi przebudowali? Gdzie? Dokąd ? Dlaczego ja nic nie wiem? Co to w efekcie oznacza? Oznacza, ze bez przeszkód mogę zamówić neostradę i będzie śmigać. No, troszkę mnie tym udobruchali ( o naiwności!!!!!!! ) i złożyłam ( idiotka!!! ) zamówienie. 17 stycznia dostałałam śliczne pudełeczko z modemem. Sagem 800.... Już to mnie dobiło, ale nie straciłam fasonu. Trudno, niech i to gówno będzie, byle tylko działała neostrada!!!!!! O dziwo już pierwsze niepowodzenia w instalacji, jakoś mnie nie naprowadziły na właściwy ślad. DLACZEGO....? Stępiałam na stare lata, czy jak? 5 dni później uwiesiłam się już na technicznej linii TPSA i wisiałam przez kolejne 4 dni próbując zainstalować to COŚ. Kolejni konsultanci sugerowali: 1. wymianę płyty głównej 2. zakup kontrolera USB 3.zakup karty rozszerzeń portów USB 4. wymianę całego komputera na nowszy ( !!! ) Dziewiątego dnia przelało mi się górą i nie zdzierżyłam. Zadzwoniłam do tych debili i grzecznie pytam, czy przypadkiem nie znają innej przyczyny niż wady mojego komputera. Nie znali. Zaproponowałam, żeby może sprawdzono, czy na moim numerzt telefonu w ogóle może być świadczona TA USŁUGA. Sprawdzili. No oczywiście, ze nie może. Odpowiedź była tak spokojna i bezstresowa, jakbym pytała, czy dziś w Warszawie padało. Teraz dopiero weszłam na ( wydawało mi się tylko.... ) najwyższą fazę furii. Ekspertyza szczegółowa, którą przeprowadza się PO podpisaniu umowy wykazała, że na moim numerze nie da rady świadczyć usługi neostrada żadną ludzką mocą. Pytam co mam robić. I teraz uwaga, jak jest odpowiedź: Mam natychmiast oddać modem do najbliższego telepunktu ( 26 km ode mnie i nikogo nie obchodzi, ze nie mam samochodu, za to małe dziecko, którego nie mam z kim zostawić ). I mam się cieszyć ( !!! ), że jeszcze nie minęło 30 dni od chwili podpisania umowy, bo by mi przywalili KARĘ za nie zalogowanie się w internecie tym czasie. Jeśli wydaje się Wam to nieprawdopodobne - przeczytajcie to jeszcze raz. A ja zaraz dopisze ciąg dalszy.
-
Dzięki :) Teraz już jestem i będę tu zawodowo śmiecić, jako że TPSA dało mi wreszcie taką szansę. A idąc dalej za tą myślą.... teraz będzie o TPSA - wersja skrócona. ( postaram się, zeby wersja pełna moich traumatycznych przeżyć ukazała się w poczytnych gazetach, choć nadziei z tym nie wiążę żadnych, jako że media mamy teraz w kraju cenzurowane...) Działo się to na początku listopada, roku pańskiego ( czyjego znaczy? ) 2005. Przed urodzinami Nastusi. TPSA wystawiło mi jakis rachunek z kosmosu. Dzwoniąc do nich i grzecznie ( jeszcze ) tocząc pianę zostałam wyprzepraszana ( ładne słowo mi się wymyśliło... ) za wszystkie zło tego świata, z wyprawami krzyżowymi włącznie, a na koniec - widać tej przyjemności nigdy nie mogą sobie darować - zostałam zapytana, czy znam już nową ofertę neostrady, bo jak nie...... ....i tu się zaczęły moje kłopoty, których finał widzicie w postaci mojej obecności w wirtualnym świecie od dnia 15 marca 2006. No owszem, zainteresowana byłam. Że tak powiem, nawet bardzo. Pani się wyeksploatowała twórczo roztaczjąc przede mną wizje rodem z Marsa po czym zapytałam kiedy mogę to mieć. Pani na to, że chwileczkę, to sprawdzi. Po \"chwileczce\" wyszło na jaw, że mieszkam w takim pierdzidołku, że Neostrawa tu dotrze najwcześniej w trzecim tysiącleciu. Podziękowałam i już się chcę rozłączyć, kiedy słyszę, że ZARAZ!!!! Dziura owszem, niebanalna, ale przecież gdzieś w pobliżu jest jakieś miasto? Przytaknęłam. NO, skoro jest miasto, to problemu nie ma. TPSA naród uczynny, przyślą ekipę, kroczkami wszystko zmierzą, łącze telefoniczne mi przebudują, podepną do najbliższej ludzkiej centrali i internecik będzie śmigał, że hej. Ok, jest tylko jedno ale, mój numer MOŻE, ale nie musi uledz zmianie. W trosce o moje dobro TPSA zadzwoni i uprzedzi mnie telefonicznie o wyniku ekspertyzy dokonanej przy pomocy ekipy własnej i zapyta, czy nadal pragnę internetu równie mocno, jak dziś i wtedy przystąpią do dzieła. A wszystko zajmie ok 2 tygodni. Nie więcej. Minęło kilka strzał znikąd. Nawet cały grad. Minął miesiąc jednym słowem, połowa kolejnego naeszła, a telefonu jak nie było, tak cisza dalej. Tymczasem nadszedł rachunek. O święci pańscy.... cdn ( w tym miescy narracji muszę wziąć relanium, bo serducho mi odmawia współpracy na samo wspomnienie ). cdn
-
Nocnik. Ulubiony mebel. Absolutnie nie użytkowany zgodnie z przeznaczeniem.... Nastusia idzie po gazetę ( prawidłowo chyba, nie ? ), wyciąga nocnik, siada ( w ubraniu oczywiście ), rozkłada gazetkę i.... spędza w tej pozycji długie minuty. Aż gazetka ją znudzi. Wszystkie lalki i misie są zobowiązane do korzystania z nocnika. Czyli jest etap zabawy, gdzie lalki i całe inne towarzystwo z Furby\'im i królikiem wielkanocnym ( ... ) włącznie jest sadzane na nocniku z nakazem: SIUSIU!!!! Wyciągam z tego wnioski, że Anastazja wie na czym ten bal polega, ale uważa widocznie, że akurat jej to nie dotyczy. Lalki są wysadzane regularnie, bez wyjątków. Nastusia ogranicza się do komunikowania swoich... czynów. Nie potrzeb. Powiadamia na przykład po zrobieniu kupki - pokazuje palcem na pupę i woła: Pupa! Jak ją przekonać do informowania minutę wcześniej? Nie mam pojęcia, zabrakło mi już inwencji. Poddałam się. Woła też siusiu, wyciąga nocnik i siada. W ubraniu oczywiście! Jak biegiem zdążę zciągnąć jej gatki, to owszem usiądzie, posiedzi chwilkę, pouśmiecha się i wstaje. Rzecz jasna siusiu ląduje minute później - w pieluszce...
-
Z racji posiadanego licznego uzębienia stosujemy pastę nenedent od 6-miesiąca życia ( właśnie na tej silikonowej szczoteczce na palec ). Teraz już przeszłam na pastę z fluorem ( też nenedent ), bo my nie mamy wody fluorowanej w kranach, ani żadnego innego źródła fluoru w pokarmie ( może za wyjątkiem tranu ). Nastusia uwielbia spacery - ostatnio preferuje te na własnych nóżkach, bo w wózku już zaczyna się nudzić. Uwielbia wszystkie zajęcia domowe, które są jej surowo zakazane, jak np. palenie w kominkach. Pasjami gania po domu za szczotką do zamiatania, nie gardzi też zmiotka i szufelką. Segregowanie prania to już hobby ( po którym ja mam 3 razy więcej pracy ). Nie sposób jej wyrwać szmatę z ręki, więc notorycznie zmywa podłogę..... podłogę, dywny, buzię, konika na biegunach.... Nikt nie jest bezpieczny. Skakanie po kanapach, fotelach, wdrapywanie się na wszelkie wysokości - do upojenia. Precyzyjnie domontuje małe urządzenia. Na przykład uchwyty w meblach - do niedawna sama nie wiedziałam, że one w ogóle sie demontują. Teraz już wiem i wiem nawet na ile małych części.... Jedyne spokojne zajęcia, które Anastazja uwielbia i które jest dla mnie chwilą wytchnienia to czytanie. Nie, nie ja czytam. Nastusia przysysa się do jakiejś gazety, książki, notesu, zeszytu, czasopisma ( obojętne, byle miało dużo kartek i literki ) i... na długi czas znika zatopiona w lekturze. I Święty spokój wtedy. Wtedy i tylko wtedy. Kąpiele. Dla dowcipu tę część życia społecznego polubiła i z wody wychodzi niechętnie. Niestety.... jedyną zabawą, któa ją rozbawia do łez w czasie kąpieli jest wylewanie wody kubeczkiem poza wanienkę.... No jest słodka, po prostu. Ponieważ Anastazja prawie w ogóle nie chodzi - wyłącznie biega - i to nie patrząc pod nogi, tak więc zalicza orły, guzy i siniaki na potęgę. Bardzo dużo mówi, ale nie układa słów w zdania. Chyba, że w krótkie jasne zapytania, typu: Mniam da, tak? ( czyli : dasz mi chyba jeść, no nie? ). Nie muszę chyba pisać, że to jest zwrot opanowany do perfekcji i właście słyszę to bez przerwy. BEZ PRZERWY. W następnej części będzie mowa o nocniku. cdn
-
Zacznę od końca, czyli od stanu aktualnego. Aktualnie Anastazja jest.... no cudowna po prostu, co tu dużo gadać ;) Ale to wiadomo. Szczegóły: Z rasowego niejadka przeistoczyła się we wszystkożera. Dosłownie. Tran chla pasjami, a mnie aż trzącha na ten widok, wczoraj ukradła ze stołu i pożarła kawałek surowej cebuli. Nie mam do niej siły. Słone paluszki, jak ukradnie, to nie odda - nie kupuję więc. Chrupki kukurydziane - póki się nie zatka na amen - nie do wyrwania. Chleb - przysmak numer jeden i wszystko co zciągnie ze stołu, bądź wyżebra. Jednym słowem je bez przerwy. No, jak śpi to nie je.... WRESZCIE, bo jeszcze miesiąc temu karmiłam ją w nocy.... Efektu jednak nie widać i do lekarza wstyd z nią iść, żeby się nie narazić na bluzgi, że dziecko głodzę. Nóżki, rączki, plecki, żeberka, wszystko takie jakieś wiotkie.... Ale silna jest jak tur, co mnie nie mniej martwi, bo chwyta się za zabawki typu.... hantle. Musze chwilowo kończyć.... zaraz będzie cd.
-
Witam moje kochane i to nie zza grobu! Dziękuję wszystkim za pamięć, za maile, za zdjęcia, za telefony, za wszystko. Jesteście kochane. Forum nie nadrobię, bo nie ma na to szns. Musiałabym wymienić Nastusię na bony towarowe Tesco, żeby mieć czas na posiedzenie w spokoju przy komputerze. Moja relacja z tych 4 miesięcy nieobecności będzie dozowana z racji objętości. I jak już będziecie mieć dość, po prostu niech mi ktoś przerwie - bo nie wiem jak będzie, kiedy się rozpędzę :) A mam o czym pisać. Tak więc na razie ściskam Was i wasze przecudne pociechy ( jak one porosły!!!!!!!!! ) i rozłączam się, żeby opisać szczegóły mojej marnej egzystencji, a w tym mailu tylko podam nowe dane do tabelki: 10 kg ( !!! cudem jakimś ) 12 zębów ( z czego ostatnie 8 szło jednocześnie, ale bez sensacji ) i 79 cm. Uf, no to spadam. i do usłyszenia za chwilkę.
-
Czołem. Podliczyłam. Wzięłam się za to wczoraj i podliczyłam iloma słowami lub zwrotami mogę się już porozumieć z Nastusią i wyszło 21 sztuk. To nie tylko pojedyńcze wyrazy typu \"tata\", czy \"cześć\", ale też całe zwroty np: \" baba pfa-pfa\" - co oznacza weź mnie na ręce ;) Osobliwe, nie prawdaż..? :) Pierwsza wyprawa do sklepu odzieżowego samoobsługowego skończyła się moim rozstrojem żołądka. Postawiona na ziemi Nastusia ruszyła z kopyta między półki nie oglądając się nawet na mnie! Zamiast więc oglądać towar .... ratowałam towar kłusując za córką... No, nie ma się czym chwalić w zasadzie... Co i rusz Nastka leciała z wielkim : \"Oooooo!!!! \" dźwigając w wyciągniętych rączkach dwa potężne męskie trampki, albo uciekała przede mną wlokąc za sobą stanik z przeceny... Umarłam ze wstydu, a obsługa leżała na ziemi ze śmiechu. Mnie jakoś do śmiechu nie było, szczególnie jak straciłam dziecko na chwilę z oczu i.... odnalazłam ją w dziale z rajstopami, gdzie Nastunia wyładowała z półki niezły stos pończoszek, które skrupulatnie układała w piramidkę obok półki. Serce mi zamarło na ten widok. Nigdy chyba już nie wezmę jej ze sobą na zakupy. Włosy mi wyszły z nerwów i wystarczy mi emocji na długo. Z pozytywnych objawów dorastania zauważyłam, że Nastka robi wariackie miny do lusterka, stroi pozy jak mała modelka, ale za każdym razem zagląd na drugą stronę lustra upewniając się,że to tylko odbicie, a nie konkurencja do maminego cycka.... Jedną rzeczą mnie zadziwiła i nie umiem tego wytłumaczyć... Niemal codziennie odwiedzamy moją koleżankę, która ma 5-cio miesięczną córeczkę. Zawsze staram się wychodzić punktualnie o 15.00. ( Nie lubię się zasiedzieć ). Ostatnio jednak miałyśmy sporo do oplotkowania i... zasiedziałam się. Nagle widzę, jak moje dziecko zabiera z krzesła swoją kurteczkę, podchodzi do drzwi i robi nam papa. Oniemiałam. Patrzę na zagarek - 15.00!!!! Może przypadek...? Powtórzyłam eksperyment następnego dnia, i następnego.... efekt ten sam! Nastka o 15.00 zabiera się do wyjścia. Nie mogę podejrzewać że zna się na zegarku, choć z tej prostej przyczyny, że w pokoju, w którym przebywamy u koleżanki nie ma żadnego widocznego zegara. Widać, dzieci posiadają jeszcze TO COŚ, co jako dorośli zatracą :( A szkoda :( Ech, będę kończyć. Trzymajcie kciuki, bo walczę o Neostradę. Na razie uświadomiono mnie, że pierdziwólka, w której mieszkam nie nadaje się do podłączenia, ale.... zawsze jest jakieś ALE kiedy chodzi o kasę :) I te ALE daje nadzieję, że kochana Tepsa użyje obejścia paraglobularnego z zakrzywieniem wstecznym ( ha ha ha! ) i neostradę jednak da się podpiąć - nawet mojemu psu w budzie! Oby... czekam więc na te szczęśliwie wieści. Dziewczyny, przepraszam, że na koniec , ale oczywiście najgorętszy życzenia urodzinowo-imieninowe!!!!!!!!!!!!!!!
-
No juz ostatnią rzecz musze dodać. O tych bólach pleców. Myślałam już o amputacji własnych, ale nie bardzo jest jak się do tego zabrać... No więc postanowiłam zaryzykować. Kosmodysk. Nie nawidzę tej telewizyjnej chały, którą wciskają ludziom jako panaceum na całe zło świata za jedyną 299,99. Ele nie było wyjścia. Przestałam z bólu spać po nocach. I dziewczyny, z ręką na sercu - to pomaga. Nosze toto teraz regularnie i bólu po prostu nie ma! Zniknął! Nie wiem jak i dokąd poszedł, ale cieszę się jak diabli, że go szlag trafił. Znów żyję!
-
I jeszcze coś, ja nadal karmię piersią Nastusię i cholernie nie mam pojęcia jak to zakończyć? W ciągu dnia już czasem bywa, że jej nie karmię, ale jednak za zwyczaj wypada jedno, góra dwa karmienia. Gorzej w nocy, bo mleczko na dobranoc jest obowiązkowe i w nocy niestety też. I już się przekonałam, że nie chodzi o samą chęć ssania, ale faktycznie o żarcie. Zwiększanie porcji kaszki na dobranoc nie przyniosło efektów - może z wyjątkiem bólu brzuszka :( Ratunku.... Wiem, że dobra byłaby metoda zaklinaczki, ale niestety mój mąż jest daleko i ja sama nie daję rady - jest wrzask nie do opisania, kiedy bar mleczny kołysze w ramionach, a do michy nie dopuszcza. Macie może jeakieś pomysły?????
-
Ach ! NO i jeszcze oczywiście 100 lat dla Nadyjki!!!!!!! Samych uśmiechów przez całe życie!!!!!!!!!!! Od Shalli i Nastki łobuza etatowego.