Shalla
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Shalla
-
No co to za posucha? Bylam wczoraj w jednym z moich ulubionych centrow ogrodniczych. Ech... szkoda gadac.... 1000 Funtow nie starczyloby, zeby ukoic moja zrozpaczona dusze. To nie tylko rosliny, o nie. Wszystko! Budki dla ptakow w ksztalcie malych drewniach domeczkow z weranda....lampki na swieczki w ksztalcie filizanki stojacej na spodeczku, na ktorym przycupnely rudziki i dziobia okruszki, ramki do zdjec podswietlane swieczkami, swieczniki, wiszace kosze na rosliny....a na koncu swinia! Piekna! Naturalnej wielnosci prosie, radosne, ufajdane w blotku, oddane tak realistycznie, ze trudno w pierwszej chwili nie wziac go za zywe zwierze. CUDA! O roslinach juz nie bede pisac, bo moje serce tego nie wytrzyma....napiszcie cos, pocieszcie...
-
Kuk, a wyobraź sobie, że i nam coś zgniło! Ależ byłam zdziwiona wyciągając parę dni temu fotelik samochodowy po Nastusi. Spędził zimę z takiej "budce ogrodnika", też owinięty szczelnie folią i... całe pokrycie pokryło się pleśnią! Natomiast leżak nowiutki - jak Twój - z zeszłego roku, który wstawiłam luzem - bez folii - przetrwał w stanie nietkniętym stojąc tuż obok! Może wina tej folii? Ja mech, jak wiecie uwielbiam i nie pozbyłabym się go za nic na świecie, a każdą jego kępkę pieczołowicie pielęgnuję. Ale rozumiem, że nie każdy jest fanem :) Ja dziś posadziłam wymarzone roślinki, ale potem doszłam do wniosku, że popełniłam wielki błąd. Będę czekać lata, aż to urośnie, a mogłam kupić sadzonki już dość duże, tyle że o wiele droższe. No, ale do licha, chciałabym dożyć tego czasu, kiedy będą już duże! Więc może jednak należało zainwestować... cholerka... mam teraz dylemat. W przyszłym tygodniu sprawdzę, czy nie ma gdziej na promocji tych dużych sadzonek. 3 lata temu zasadziliśmy ogromne tuje kupione za grosze, bo już zdychały. Przyjęły się doskonale i już pierwszej wiosny zakwitły. Możezaplanuję jakąś akcję dywersyjną i podtruję im te roślinki w sklepie :) Jak wystawią je wtedy za bezcen, to kupię i odratuje? Rany, po nocach to jużmi jakieś głupoty chodzą po głowie. Idęspać i wstać mądrzejsza. W każdym razie nadzieja umiera ostatnia...
-
...no i zaslinilam sie... jak buldog... a czy to mi wypada???? My dzis oficjalnie otwieramy sezon ogrodowy. Maz bez krawata(?!!) kosi trawe, a ja zaraz zaczynam rycie w glebie celem ucudnienia ogrodu. Objechalam dzis pol miasta zeby znalezc sadzonki. Jak sie wkurzylam po drodze, ech. Otoz mam tuz pod domem wielki martek ogrodniczy. Jestem tam wszystko czego zapragniesz i wiecej. ALE.... ceny ma tak nienormalne, ze bywam tam tylko jako turysta- zwiedzam polki..... A po sadzonki jezdze do supermarketu! Przyklad: sadzonka w supermarkecie pieknego clematisu kosztuje 1.78, a w tym sklepie.... 7.00. Czy to nie zbrodnia??? To samo z kazda inna roslina. Jedynie na jesieni robia takie wyprzedaze iglakow, ze leze tam niemal na wycieraczce czekajac az otworza. Wszystko sie pieknie przyjmuje, a ceny maja tak smieszne, ze niewybaczalne byloby nie skorzystac. Ale jak tu wam znowu o zielichu wciskam, a taki smaczny temat rozwijacie. Kuk, dzieki za informacje. Jak bedziesz wiedziec gdzie dokladnie te lody beda w Londynie - bardzo cie prosze napisz koniecznie. No i ta cena! Ech... juz po mnie. I diabli ze wszystkimi dietami :)
-
Ha, no z wloskim jakos bysmy sie jeszcze dogdali, bo moj malzonek, choc kaleczy, to sie jednak dogada :) Mnie temperament Wlochow bardzo sie podoba, wlasnie te ich gadulstwo, otwarcie, no i te lodziarnie, kawiarenki, ach.... Wycieczke jednak jeszcze przemysle :) Poki co i tak sie nie zanosi, ha ha, wiec problem to jest odlegly. Jesli chodzi o polskie traktowanie klienta w sklepie - podpisuje sie pod slowami Karen ki. W maju zeszlego roku odwiedzilam nasza kochana ojczyzne i.... szkoda gadac. Nawet mi sie pisac nie chce, jak zostalismy potraktowani w ekskluzywnej galerii w ekskluzywnym butiku.... chyba lepiej bywalo w miesnym za komuny :[ Traktowanie dzieci w sklepach - Anglicy przeginaja w druga strone. Tu dziecku wolno wszystko plus cos na dokladke. To mi sie wcale nie podoba, aczkolwiek wole te opcje, niz to, jak potraktowano moje dziecko w szpitalu w Ciechanowie. Mala miala podejrzenie ze cos nie tak z sercem. Oczywiscie naczekalam sie miesiace na wizyte, potem godziny na przyjecie. Nastusia byla jeszcze malutka. Glodna, wystraszona, zmeczona, kiedy wreszcie doszlo do badania stala sie placzliwa. A "pani" doktor z miejsca warknela: albo pai uspokoi TO DZIECKO, albo dowidzenia i badania nie bedzie! Myslalam, ze sie przewroce i wlasnym uszom nie dowierzalam. Wiecej wizyt w panstwowej sluzbie zdrowia nie fundowalam dziecku. A i mnie flegmatyzm Anglikow bardzo odpowiada. Dziala jak balsam na moje zszarpane nerwy. Najpiejw bylo to jak dolewanie oliwy do ognia, ale po czasie doszlam do wniosku, ze oni maja racje. Jutro tez jest dzien i nie nalezy wariowac, kiedy mozna zalatwic cos spokojnie i bez pospiechu :) Czy ja mam talent do ogrodu???? Oj, chyba nie. U mnie roslinki maja prawdziwy survival :) :D Ale te co sie przyjma, zyja w prawdziwym raju. Z roku na rok jestem madrzejsza i nawet dojrzalam do uzywania roznych odzywek :) A teraz knuje cos fajnego i jak wyjdzie to wysle wam zdjecia. Ale nie powiem co :) Marze o wychodowaniu tego drzewca cesarskiego, ale.... nie pokladam wielkich nadzieji na wielki sukces. Ale wlasnie przyjela mi sie rozowa magnolia, jiiuuupiiii!!!!!!! Jak tylko zakwitnie wysle fotki.
-
Kuk, ubawilabym sie gdyby nie fakt, ze tu przeciez nie ma nic smiesznego w tej machinie biurokracyjnej o jakiej piszesz... Ale w jednym utwierdzilas mnie na 100%. Jesli kiedykolwiek pojade do Wloch, to wylacznie wycieczka zorganizowana, zeby to organizator martwil sie o wszystko, a ja bede tylko zwiedzac. Wczesniej planowalismy wybrac sie samochodem, ale... jakos mi przeszlo. Na pocieche powiem Ci, ze w Anglii lubuja sie w wypelnianiu formularzy. Od jednej do.... 70-cio stronicowych. Podczas ich wypelniania mozna na zmiane dostawac ataku serca i umierac ze smiechu. W ciagu trzech lat wypelnilam ich tyle, ze nie jestem w stanie policzyc. dziesiatki! Faktem jest, ze warto to robic i to uczciwie, bo wiele mozna na tym zyskac - przykladowo wszelkie dofinansowania ( naprawde wielkie ), ale tresc pytan czasem powala. :) Przykladowo bedac na emeryturze, a wystepujac o dofinansowanie w ramach opieki nad osoba niepelnosprawna trzeba odwiedziec na szerg pytan z cyku: czy jestes w ciazy? Czy moze planujesz byc w ciazy w niedlugim czasie? Czy ostatnio nie poronilas? I nie sa to pytania jednorazowe, bo trzy strony dalej zostana zadane ponownie tylko w innej formie gramatycznej :) Serio. Anglia jest poza tym krajem listow. Listonosze tutaj powinni zarabiac krocie za to ile musza dzwigac. Codziennie dostaje stos(! ) listow. Kazdy urzad, przychodnia, szpital zawiadamia, powiadamia, umawia i odmawia cie pisemnie. Ostatnio przezylismy niezly szok. Zapowiedziano nam, ze na dzielnicy beda zakladane liczniki na wode. Dla tych co sobie zycza, a inni moga zostac na ryczalcie. Dostalismy wiec list z informacja, ze dnia takiego a takiego przybedzie ekipa, ktora z nami porozmawia o rachunkach i ustalimy co nam sie bardziej oplaca z finansowego punktu widzenia. No fajnie. Ale tego dnia nikt do nies nie przyjechal i o sprawie zapomnielismy. A zaraz potem przyszedl list.... I teraz uwaga: przeczytalismy go bardzo pobieznie, ze w zwiazku z tym, ze wizyta nie doszla do skutku 20 Funtow zabiora z konta. Zaraz mnie szlag trafil. Jak to?! Nikogo nie bylo!? Nie prawda, zawsze ktos jest w domu, a tego dnia na pewno bylismy!!!! Ja wam dam, zlodzieje, jeszcze mi z konta zabierac za to, ze zapukac nie potraficie!!! Za telefon i dawaj domagac sie wyjasnien tej niedopuszczalnej sytuacji. A tam.... pani, bardzo grzecznym tonem, opanowana, uprzejma i flegmatyczna ( jak oni wszyscy ) kulturalnie wyjasnila, zeby przeczytac list jeszcze raz uwaznie. To nie oni nam zabiora 20 Funtow z konta, tylko nam ZAPLACA na koto w ramach przeprosin, ze sie umawiali na wizyte, a nie przyjechali.... Wracam wzrokiem do listu: no w morde, rzeczywiscie! Jak byk stoi, ze zaplaca oni, a nie ja! :) :D Wyszlo z nas, jak bardzo jestesmy nie przyzwyczajeni do tego typu sytuacji. No nic, pokajalismy sie grzecznie, przeprosilismy i podziekowalismy.... Ze tez musieli taki list wyslac, jakby nie mozna bylo poinformowac telefonicznie! Lasy tropikalne gina z powodu tego ich zamilowania do slowa drukowanego. ech... musze konczyc, ale kobyle splodzilam...
-
Karen ko ... po prostu fantastyczny dzień. A ludzie się dziwią, że czasem w czlowieku budzą się z nagła mordercze instynkty.... we mnie obudziłby sięna pewno i... nawet nie chcę myśleć co pomyślałby o mnie Dalaj Lama :) Generalnie po waszych wpisach nabrałam przekonania, że Włochy to miejsce objęte jakąś klontwą... Mimo to są fascynujące i bardzo bym się chciała tam wybrać w celach turystycznych. Wdzięczna bym jednak była za wszelkie ostrzeżenia czego mogę się spodziewać z poziomu turysty. Może na przykład zdjęcie teściowej jest niezbędne do dokonania rezerwacji w hotelu? Może trzeba posiadać prawo jazdy w sześciu kategoriach żeby wyjanąć kajak? Albo może trzeba go zarezerwować na 17 miesięcy wcześniej? Cokolwiek by to było, bardzo was proszę, uprzedźcie mnie o tym. Jest teraz nowy cykl programów w TV, chyba pod tytułem underworld cities, albo jakoś tak. No i ostatnio było o Rzymie. Coś niesamowitego!!! Zbierałam zęby z podłogi, choć sądziłam dotąd, że coś tam jednak wiem. Ależ to jest niesamowite miasto, z drugim jeszcze bardziej niesamowimym pod ziemią! Te fontanny, kanały, filtry wodne! Karen ko, powiedz, czy może mieliście okazjie zwiedzić coś z tego podziemnego świata? Wiem, że podobno wiele nie jest udostępnione dla turystów, ale jednak to i owo jest. Mega oczyszczalnia ścieków naprawdę powaliła mnie na kolana. Ze już nie wspomnę o systemie rur z gorącą wodą.... A ja idę zaraz budować nową konstrukcję w ogrodzie :) Acha! Nie pochwaliłam się, że już w połowie marca rozkwitła mi jedna azalia! Wszystkie pozostałe jeszcze śpią, a fioletowa w pełni rozkwitu! Ona jedyna dostaje pąków na jesieni i takie wielkie i nabrzmiałe siedzą cicho całą zimę, żeby eksplodować przy pierwszych promieniach Słońca wiosną.
-
Fisa - zadnej nadzieji. Ten rok krolika zaczal sie pod koniec lutego. Przyznam , ze i ja pomyslalam w pierwszej chwili o staraniach o dziecko :) Ja tymczasem doczekałam się wreszcie deszczu. Zasadziłam cesarskie drzewko - w trzech doniczkach. Mam nadzieje, że choćjedno nasionko skiełkuje i uda mi się to cudo wyhodować. Kto nie wie jak to wygląda, to tu jest pare zdjęć: http://www.google.co.uk/images?hl=en&q=cesarskie+drzewko&um=1&ie=UTF-8&source=univ&sa=X&ei=80eTTdXCLZLO4gabrpzXAg&ved=0CCwQsAQ&biw=1270&bih=587 Ostatnio próba mi się kompletnie nie powiodła. Nie wiem dlaczego to diabelstwo tak trudno wyhodować. Ale zawzięłam się. TO SIĘ MUSI UDAĆ.
-
Psikulcu, przykro mi z powodu koleżanki, ale może jeszcze za wcześnie na smutki? Jeszcze wszystko może się dobrze skońćzyć, czego z całego serca życzę. Wiecie, jak już tak sobie filozofujemy o poranku, to i ja coś dorzucę. 2 lata temu był rok psa ( według chińskiego kalendarza ). Wszyscy się bali cóż to będzie za rok, bo rzekomo to zawsze dość parszywy rok. Ale jakośminął i świat się nie skończył. Nie mogliśmy się doczekać roku tygrysa! Tymczasem rok tygrysa okazał się fatalny ( nie tylko dla mnie osobiście, ale i dla wielu naszych znajomych ). Każdy chciał , żeby ten cholerny rok już się skończył. I oto rozpoczął sięrok królika. Miał być w założeniu lepszy od poprzedniego..... taaa. W Anglii na potęgę ludzie tracą pracę ( tylko w lutym szescioro naszych bliskich znajomych ), rząd coś knuje i chyba chcą sprywatyzować w dużym stopniu służbę zdrowia, w Japonii wiadomo co, ech.... nie ma to jak pomarudzić od rana, nie? Od początku tego roku zmarło dwóch naszych dawnych dobrych sąsiadów z Polski, bliska koleżanka, która mieszka koło mnie wylądowała w szpitalu, nasz bliski znajomy również skończył w szpitalu i dopiero tydzień temu wyszed łze śpiączki, ale nadal jest w ciężkim stanie...aż mi się nie chce dalej pisać. To miał być dobry rok... No, ale moze dzisiejszy dzień będzie dobry?
-
Dzieki za odzew w sprawie pieluch. Wychodzi na to, ze ceny nie są takie strasznie, a przynajmniej nie tak jak mleka... To jeszcze o dentystach napisze. Tu jest tak, ze w panstwowej placowce mozna leczyc zeby panstwowo lub prywatnie - według uznania :) I tak na przykład państwo pokrywa koszt białych plomb, ale tylko w zębach od 1 do 4. Dalsze mają już amalgamatowe - chyba, że chcesz ponieść koszt lomby prywatnie - to zrobią białe. Wtedy to kosztuje 80 F. Leczenie państwowe kosztuje ok 40 F. Inaczej jest w trakcie ciąży.W ciąży i rok po niej leczenie zębów jest za darmo. I w to wchodzi każda usługa - plomby, mostki, prześwietlenia itd. Co ciekawe to dotyczy nie tylko kobiety w ciąży ale również jej partnera! Ale jak wiecie z opisywanych przeze mnie historii bywają też dentyści kowboye, co zamiast leczyć zalecają... medytację.....
-
I ja zazdroszcze czasu na te wycieczki. Nam zostaja tylko weekendy na takie wypady, a i to nie czesto :( Kuk, napisz co to takiego te callipo, brzmi bardzo smacznie. Karen ko, napisz prosze ile wazy Zosia. Max wydaje mi sie jakis....wielki. Moze to niewlasciwe wrazenie po tym, kiedy Nastusia zawsze byla i jest bardzo filigranowa i prawie przezroczysta. Ale nie tylko ja zauwazam, ze jak na 2 miesiace to Max jest bardzo duzy. Chyba wazy juz cos ok 6kg, ledwo go wciska w ubranka na 3-6 miesiecy, a przeciez jest tylkoo na piersi - tym podobno nie da sie zatuczyc dziecka....tymczasem Max ma juz tak wielkie policzki, ze ledwo moze oczy otworzyc :D Ostatnio sie niezle usmialam. Ale od poczatku: kiedys widujac male dzieci w supermarketach bylam wiecej niz oburzona, ze ktos takie malenstwa zabiera do tego gniazda plugastwa, kloaki wszelkich wynurzen! Ok, poplynelam... No, chodzi o to, ze tam jest duzo zarazkow. Tymczasem obecnie widze, ze 80%naszych spacerow....zaczyna sie i konczy w TESCO ..... Ale do rzeczy. Konieczne zakupy odbywaja sie w sposob nastepujacy: ja gnam przed siebie z koszem gigantem i dlugasna lista od polki do polki, pobijajac rekordy predkosci, a za mna sunie karawana: czyli Pan maz, wozek i Max. Ale Pan maz wiecznie jest zajety praca, a zatem jak to wyglada? Pan maz w garniaku i pod krawatem pcha pusty wozek ( bo Max nie przepada za lezeniem w wozku ), Maxa ma na rekach, w uchu zestaw telefoniczny i nawija: dwa zdania o biznesie, dwa do Maxa. Czasem jeszcze "wolna reka" usiluje poczynic jakies notatki. Wyglada tak przekomicznie, ze ludzie go zaczepiaja i zagaduja ( jakby biedaczek jeszcze mial opcje gadania do osob trzecich... ) W kazdym razie wyglada to bardzo zabwnie. Musze koniecznie zrobic kiedys zdjecie takiej akcji. No koncze, bo Max jadl tylko przez ostatnie 2 godziny i od 5-ciu minut nie jje. Pewnie glodny......
-
Dobra, widze, ze dzis moj dyzur :) No to bedzie o slodyczach. My trzymalismy Anastazje rowno 2 lata bez kontaktu z jakimkolwiek rodzajem cukru. Efekt? Do dzis ze wszystkich napojow najchetniej wybiera wode ( bez dodatku soku ) - choc uwielbia tez pepsi, nie powiem, ale to dostaje raz od swieta. Natomiast jest wielkim lasuchem i zelki, cukierki, lizaki oraz lody moglaby jesc bez przerwy. (jak mamusia... ) Moje kuzynostwo przetestowalo pare lat temu metode Myshy na swoim strasznie zatuczonym synku. Doszli do wniosku, ze jak caly dzien bedzie jadl tylko slodkie, to mu to tak obrzydza, ze wiecej nie tknie. Synek wciagnac wiec iles batonow Mars, dwa pudelka ptasiego mleczka, czekolade i juz nie pamietam co jeszcze. Zwymiotowal i zaczal od nowa.... Tak wiec mysle, ze metoda jest doskonala, tyle ze nie na kazde dziecko dziala.
-
Karen ko, ja moge tylko pomarzyc o tym zeby Max spal od wieczora do 5 rano. U nas to wyglada tak: 20:00 ostatnie wieczorne karmienie i potem Max spi srednio do 23:30, 24:00. Budzi sie na karmienie i znow spi do ok 3:00 rano, znow karmienie i znow spi do ok 5:00 rano. Potem budzi sie juz co godzina: 6:00 rano, 7:00, 8:00, 9:00 itd.... W nocy budzi sie bez placzu, bez awantur, nawet nie podnosze go na odbijanie. A od 7:00 rano dobry nastroj pryska i juz sie zaczyna bujanie na rekach, gadanie, spiewanie, przewijanie i tak juz caly dzien az do 19:00 - czas kapieli i znow spokoj do 7:00 rano. Ceny mleka jakie podajecie sa naprawde ogromne. Ale dziwi mnie, ze musicie za nie same placic, jesli to mleko jest przepisane przez lekarza! W Anglii cokolwiek przepisze lekarz dziecku to do 16-ego roku zycia masz za darmo. W tym takze mleko, a nawet kosmetyki. Jesli dziecko ma zalecone przez lekarza np. urzywanie Oilatum - to masz to na recepcie i za nic nie placisz ( do kapieli, oliwki, szampony itd ). W sumie za pieluchy trzeba placic :) Ale i to bez przesady, bo niemal kazdy sklep, w ktorym sie zarejestrujesz ( albo i nawet nie ) przysyla ci paczke powitalna, a w niej zazwyczaj sa rowniez kupony na pieluchy. Wlasnie, jestem ciekawa cen pieluch we Wloszech i w Polsce i Francji. Ale mam na mysli tylko pampersy, bo w innych po pierwsze sie nie orientuje, a po drugie kazdy supermarket ma swoje "firmowe" ktore sa w ogole o wiele wiele tansze, ale nie sposob znac ich wszystkich ofert. No i jakosc tez nie powala, choc nie sa najgorsze. Wczoraj przykladowo kupilam paczke pampersow - 144 pieluchy w rozmiarze 3 ( tak... juz 3 ) za 12 , wiec moge powiedziec, ze to cena extra, niemal za darmo. A jak to jest u was?
-
Tak Psikulcu, trafiłaś. Babcia była gimnastyczką artystyczną ( jak coś pokręciłam to mnie tu pewnie zaraz poprawi ) :D Nawet medalistką :) Skutki tego ponosi do dziś, tak więc Anastazja ma święty zakaz uprawiania sportów wyczynowych. Powiedziałam jej, że jak się uprze żeby zapisać ją na balet, to przykuję ją do kaloryfera. Już lepiej niech sobie będzie tym pilotem myśliwca. Mniej kolizyjny zawód.... Na razie jednak Anastazja chce zostać lekarzem...hmmmmm.... Nie żeby z pasji do leczenia! O nie! Tu raczej chodzi o zarobli lekarzy w Anglii. Uświadomiona ile raz w roku mogłaby pojechać do Disneylandu za roczną pensję zdecydowała natychmiast o zawodzie :) :D :D :D
-
Oj Myshko, a co ja mam powiedzieć, jak sama zachowje się jak najgorszy kombinator? Tylko węsze za czekoladą, sprawiedliwiam się na wszystkie możliwe sposoby, wynajduję setki powodów dla których mogę jeszcze jeden maly kawałeczek..... :) I jak ja mam do dziecka podchodzić sama mając taką postawę? U nas podjadanie niestety jest na porządku dziennym. Ja podjadam, mąż podjada, babcia podjada, a więc i Anastazja podjada. Tradycją jest otwieranie lodówki celem "zwiedzania" co - by - tu - jeszcze..... Koszmar, wiem. Proszę, nawet nie komentujcie. Jutro podeślę paręnowych zdjęć. Acha, Anastazja nigdy raczej nie pyta czy może coś zjeść, bo jak wiecie od dłuższego czasu sama sobie przygotowuje jedzenie ( oprócz gorącego obiadu ). Tak więc szpera po szafkach i robi co chce i kiedy chce. Niestey to samo dotyczy szafy z ubraniami. Przebiera się 100 razy dziennie, z trudem wytrzymuje 3 godziny w tym samym stroju. Walczę o odkładanie zdjętych rzeczy na miejsce i rozwieszanie na wieszakach, ale.... przegrywam te walkę. A jeszcze - w Anastazji odezwały się geny po babci i ciągle nam prezentuje mostki, gwiazdy i szpagaty.... można się załamać. Że też nie ma jakiegoś poligonu dla dzieci pod ręką....
-
Karen ko - od lipca do marca to wydaje sie krotki termin oczekiwania w swietle tego, co 3 dni temu slyszalam w polskiej TV. Otoz powiedzieli tam, ze na panstwową wizytę u kardiologa w Polsce czas oczekiwania wynosi .......759dni...... Myslalam, ze sie przeslyszalam, ze to jakas makabryczna pomylka, ale wyglada na to, ze jednak nie :( Karen ko, wspolczuje przezyc z placzaca Zosią. Chyba wiem o czym mówisz. Max przez pierwsze tygodnie życia właśnie tak płakał. Zanosił się tak straszliwie, że robił się fioletowy jak śliwka, tracił oddech, nie można go było zostawić samego ani na moment, bo mogło by być za późno.... koszmar jakiś.Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego z Nastusią. Teraz jest już lepiej, nie zanosi się juz tak, znacznie rzadziej płacze, a przynajmniej nie tak straszliwie. Ale sie działo... No i tyje. Max tyje. Bo przybieraniem na wadze bym tego nie nazwala. Po 5 tygodniach juz wazyl ponad 5kg :) Jest okrągły jak Mao Tse Tung :) Osiągnąłperfekcyjny kształt kli ha ha ha I pomyśleć, że Nastusia na moim mleku ( i po dziś dzień ) wygląda jak uchodźca z Bangladeszu. Widać to przybieranie na wadze nie od pokarmu zależy, ale od genów. Jakiś dziadek namotał widocznie.... A Nastusia... to jest osobny rozdział, ale to już kiedy indziej bo nie mam siły o niej pisać :(
-
Dzięki dziewczyny, jakby co wypróbję. Wydaje sie to bardzo pomysłowe i racjonalne z tą solą. Psiklc, ja Ci napiszę tak. Max rodził się juz z paroma krostami na jednym policzku, ale uznałam to za natralny wysyp hormonów, który sam z czasem zniknie. Szczegolnie, że w międzyczasie obejrzało go 150 specjalistów, położnych, health visitors ( jest coś takiego w Polsce??? ) i absoltnie nikt nie zwrócił na te krosty uwagi. A tymczasem sprawa robiła się coraz poważniejsza. No więc zaczęłam od nawilżania, potem pojechał sudocrem, potem bepanthen, wreszcie wizyta u lekarza i pierwsza maść: Dipro Base. A t nic, tylko coraz gorzej. Przeszłam na tormention, po drodze było kąpanie w krochmalu. Nic. Wreszcie ostatni lekarz zapisal mu Dermol 500. Można to stosować bez ograniczeń jako maść, oraz używać do kąpieli i stosować jak mydło w płynie. Póki co - odpukać - zdziałało cuda. W 2 dni buzia zrobiła się piękna. Ale nie chcę zapeszać...
-
Kurcze, pogrom jakiś! Właśnie przyjaciółka Polski wróciła ze szpitala ze swoim 2-letnim maluchem, tu też połowa towarzystwo z glutem u nosa, co za sezon..... My się jeszcze jakoś trzymamy. Jeszcze... Od rana oglądam o Tsunami w Japonii i pocieszam się, że Ci to dopiero mają kłopoty, więc ja nie powinnam narzekać na swoje. Byliśmy z Maxem na badaniach okresowych i wyszło, że ma coś tam niedomknięte i schodzi mu płyn do jednego z jąderek. Jużma umówioną wizytędo urologa, a ja ocywiście mam kolejny powód do zamartwiania się, co u licha się dzieje? Tu lekarze są tak spokojni ( flegmatyczni? ) że jakoś im nie wierzę. Zawsze uspokajają, zawsze wszystko jest ok. - wszystko ok, pani Smith, to tylko konwulsje przedśmiertne, proszę sięnie martwić, już to widziałem. - Ale,.. ale... czy ja będę żyć???? - Ah, proszę nie wybiegać w przyszłość i nie wyciągać pochopnych wniosków. Jak mówię:nie ma sięczym martwić, wszystko będzie dobrze, proszę, tu jest wizytówka mojego zaprzyjaźnionego grabarza, ma w tym miesiącu wielką promocję! Ale trzeba się spieszyć bo to już tylko tydzień! ..... No i jeszcze ta wysypka na buzi. Oczywiście podobno normalna, każde dziecko ma i nie ma sięczym martwić.Szlag mnie trafi chyba.... A dziecko biedne zsypane każdego dnia bardziej i wyraźnie cierpi :( Ech.... no to sobie spuściłam z wątroby.
-
Tak Mysho, ja wiem, ze to jest wspaniałe i super że szkoła to organizuje, ale tak mi przykro że jako jedni z nielicznych rodziców nie możemy w tym wszystkim uczestniczyć. I ten jej smutny wzrok.... Pamiętam jak mama mi opowiadała: któregoś dnia my oboje byliśmy w pracy i znów nie było szans, zebyśmy pojechali na występ Nastusi. Pojechała więc mama. Ale spóźnił jej się autobus. Wpadła więc na salę w połowie występu. Zobaczyła Nastusię stojącą z tyłu, smutną, ze szklanymi oczkami. I kiedy nagle zobaczyła mamę aż wyskoczyła w górę! Przebiła się na przód i jakby inne życie w nią wstąpiło! Zaczęła brać aktywny udział w występie, śpiewała itd. Po tej relacji mamy serce mi pękło i rozsypało się w drobiazgi. Nawet teraz kiedy to piszę... widzę oczami wyobraźni jak dziś stoi na scenie i próżno szuka oczkami gdzie jesteśmy :( Ta tabliczka mnożenia to jest póki co to x3. Nie wiem czy będzie dalej w tym roku.
-
Jeszcze słowo w sprawie zajęć Anastazji. Taki tylko przykład z dziś. Dziś rano jadą do teatru gdzie będą mieli lekcję śpiewu z nauczycielami ze szkoły muzycznej a potem występ z piosenkami, na który oczywiście ( a jakże! ) są zaproszeni rodzice. Potem wracają na lunch do szkoły, a potem mają tam kiermasz książek ( oczywiście rodzice mile widziani ) a zaraz potem spotkanie ze słynnym brytyjskim pisarzem, który będzie opowiadał im jaką frajdą jest pisanie i jak zostać pisarzem. ( rzecz jasna rodzice również są zaproszeni ). Po owej pogadance pan będzie podpisywał swoje autorskie książki, które można też przy okazji nabyc, jak ktoś jeszcze nie ma. Potem won, bo dzieci mają lekcje tańca, a potem trzeba przyjechać i odebrac dzieci. Ja się pytam dla kogo to wszystko jest zorganizowane?????? Przecież większość rodziców pracuje!!!!! A gucio, okazuje się, że to tylko frajerzy pracują. Reszta jest albo dość bogata, żeby pracował tylko jeden rodzic, więc drugi może plackiem przeleżeć w szkole, jeśli sobie życzy. A reszta jedzie na benefitach, więc też pracą się nie kala i może niemal spać w szkole jeśli taka wola. W efekcie na połowę tych imprez nie chodzimy, a na drugą połowę wysyłamy babcię z misją, żeby Anastazji nie było przykro że tylko ona biedna nie ma nikogo na publiczności.... wrrrr
-
Karen ka, teraz ja sie ubawiłam twoim opisem :) Tyle spraw porszyłaś.... Chciałabym móc znów napisać, że "wyjęłaś mi to z ust". Ba, ale nie tym razem. :( W czasie ciąży byłam pełna energii, do dnia porodu jak wiecie latałam po świecie, biegałam po schodach itd. A teraz zeszło ze mnie powietrze. Z nocami - jest u nas dokładnie tak samo. Max bardzo ulewa ( ostatnio mniej ), że po karmieniu najchętniej zasypiałby tylko na rękach. Potem dwie godziny spania i znów od nowa bujanie. Tyle, że to opcja głównie w ciągu dnia. W nocy nie mam już na to siły kompletnie. Przewracam się tylko z boku na bok, karmie i już w trakcie zasypiam ponownie. Max jeśli jest w dobrym nastroju to najada się i zasypia. Chyba, że strzeli mi do głowy podnieść go do odbicia. Wtedy jest wrzask przez kolejną godzinę i męka z usypianiem. Wybrałam więc opcję spania w barłogu.... Ja zasypiam podczas karmienia, on jak już skończy jeść. Potem sobie ulewa do woli i dopóki się nie krztusi - nic mnie nie zbudzi. Do następnego karmienia. Przekładam go na drugi bok i procedura się powtarza.Ja zasypiam pierwsza, on jak sie najje. Rano dopiero stwierdzam czy ulewał w nocy czy nie. Jak ulewał, to budzę się w mokrym ubraniu, on jest mokry i pieluszka pod jego głową. Ale ostatnio mało ulewa. W ciągu dnia już tak cdnie nie jest. Karmię go w innej pozycji, czasem wtedy zasypia i jest ok, a czasem nie i jest godzina latania z nim po domu, bujania, tulenia, kołysania, bekania, przewijania .... a do tego czasu on znów jest głodny.... i tak cały dzień. Spokój jedynie jest w samochodzie lub na spacerze. Im zimniej, tym lepiej. Śpi jak zabity nawet 3 godziny, a mnie ręce do wózka przymarzają. Anastazja podwoiła swoja hiperaktywność i wszystko to razem wzięte do kuy sprawia, że obijam się o ściany ze zmęczenia, wyglądam jak zombi i popadam w przygnębienie. Smutno mi, kiedy Nastusia siedzi pół dnia sama w pokoju mówiąc że nie chce mi przeszkadzać ( serce mi się wtedy rodziera ). A kiedy znów szaleje i nie odpuszcza mnie i Maxa na krok - diabli mnie biorą, bo to jest wtedy cyrk na kółkach i mój stopień irytacji sięga zenitu. Jak więc widać - ciężko mi dogodzić. Czy to depresja? Szkoła Anastazji wymaga całkiem sporego wkładu rodziców w życie dziecka. Co dziennie mszę słuchać ileś mint jak Anastazja czyta i w specjalnym zeszycie wpisywać swoje spostrzeżenia, np: że nie respektuje interpnkcji, albo że była bardzo skupiona i świetnie sobie radziła z trudnymi wyrazami ( itd ). Do tego co i rusz przerabiamy jakieś tematy, o których dziecko ma na drugi dzień napisać w szkole wypracowanie. A do tego matematyka i odpytywanie z tabliczki mnożenia, słupki, dodawanie, no i jeszcze jej zainteresowania.... A gdzie czas na zabawę?Na budowanie z klocków? Na rysowanie? Z Maxem wiszącym piersi lub wyjącym w niebogłosy.... A tu by się zdało jeszcze wyprać coś czasem, wyprasować.... Mam wrażenie, że doba ma znów za mało godzin. A tak mi się marzy poleżeć plackiem w wannie z godzinę z dala od całego świata :( ech... Dzięki Twojem wpisowi o skokach rozwojowych staram się podejść do Maxa z większym zrozumieniem, ale energii mi od tego nie przybywa. A może tylko mam taką fazę na marudzenie? Może mi przejdzie...?
-
posadziłam pelargonie :) Tymczasem Max postanowił zadać kłam wszystkim moim peanom na jego temat i wydziera się jak opętany.... i jedyne co go w życiu bawi to wiszenie na tatusiu ( najlepiej cały dzień ) lub spanie na dworze. Wszelkie odstępstwa od tej normy są okraszone potężnym rykiem. Tak, rykiem, nie płaczem. Do tego stopnia, że aż traci dech i robi się fioletowy jak śliwka. Ręce opadają..... a tak dobrze się zapowiadał :) Natomiast zaczyna się świadomie uśmiechać i fajnie trzyma już główkę. Z zakresu wolnej wypowiedzi repertuar zaczyna i kończy się na: E-łu. Tak samo jak zaczynała Nastusia :)
-
posadziłam pelargonie :) Tymczasem Max postanowił zadać kłam wszystkim moim peanom na jego temat i wydziera się jak opętany.... i jedyne co go w życiu bawi to wiszenie na tatusiu ( najlepiej cały dzień ) lub spanie na dworze. Wszelkie odstępstwa od tej normy są okraszone potężnym rykiem. Tak, rykiem, nie płaczem. Do tego stopnia, że aż traci dech i robi się fioletowy jak śliwka. Ręce opadają..... a tak dobrze się zapowiadał :) Natomiast zaczyna się świadomie uśmiechać i fajnie trzyma już główkę. Z zakresu wolnej wypowiedzi repertuar zaczyna i kończy się na: E-łu. Tak samo jak zaczynała Nastusia :)
-
U nas też problem z ulewaniem :( Jestem bardzo niewyspana, a do tego Nastusia też w domu - bo ferie zimowe ( wiosenne? ), więc też energia ją rozsadza. I to jak.... Też chodzimy na długie spacery, ale to dla niej nic. Ją trzeba wysłać na front w Afganistanie, żeby się ciut rozruszała i zmęczyła..... Zabawy na drabinkach jedynie podsycają jej apetyt na zdemolowanie świata. W nocy regularnie zakrada się do mnie i przytula. Rozumiem jej potrzeby, ale utrudnia mi to funkcjonowanie, że oh... Nie wiem, jak kobiety dają radę z 4-5 dzieci. Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć....
-
Halo? Co za pogrom znów? Wysyłam Wam na skrzynki kolejną serię pt Anastazja i Max. Wszelkie protesty nie mają sensu :P
-
Mysh, u nas podobnie. Tyle, że żródło problemu jest inne. Anglicy po prostu nie uważają za stosowne ubierać się odpowiednio do pogody, ale odpowiednio do kalendarza ( a i to czasem nie ). To znaczy, że jak w kalendarzu jest wiosna, to znaczy że trzeba chodzić na krótki rękaw, w krótkich spodenkach i klapkach japonkach. ZUPEŁNIE nie jest istotne, że na dworze jest n. +2 C W kalendarzu jest wiosna - no to wiosna. Gorzej, że nie ma tego respektu dla kalendarza w drugą stronę. To znaczy, że przychdzi zima, lub późna jesień, co rano białe dachy i trawniki, a dzieci do szkoły nadal zakładają letnie sukienki, krótkie skarpeteczki i pantofelki..... Z tych dzarskich zahartowanych dzieci wysrastają potem połamani, wiecznie cierpiący na stawy, kości, lumbago i wszystko inne Anglicy - ale zdają się nie wiązać tych faktów ze sobą. No i właśnie nasza córka czuje się z tym świetnie i trzeba się nieźle natrudzić, żeby wcisnąćna nią rajstopy jak jest minusowa temperatura na dworze :( P.S. Na maila wysyłam Wam informacje o tych przedstawieniach kostiumowych z różnych epok. W domu mamy znów ciepło, ale do licha nie na tyle, żeby ganiała z gołym tyłkiem. Sweter w domu????? Nie ma takiej fizycznej opcji. Ech... walczę, walczę, wciąż na froncie..... pomnik może kiedyś dostanę za te heroiczną walkę, ale na sukces i tak się nie zanosi.