Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Fisa

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Fisa

  1. Kuk – dobrze, że Franio wraca do formy. Mamali – o la Boga. Twój wpis, to prawie, jak terapia dla mnie. Myślałam, że mój Urwis bije rekordy wiercipiętstwa. Shalla, w pełni Cię rozumiem. Ja za każdym razem przeżywam horror, gdy muszę kupić buty dla Stasia. Nervosol normalnie powinnam zażywać w tych chwilach. Co powiedzieć na buty dla dziecka z zamszu, albo z nubuku, w których właśnie firma Bartek się rozlubowała. Kupiłam raz kiedyś butki Wi-ga-ga-Mi z mięciutkiej skórki. Mięciutka bardzo delikatna skórka to najwyższa jakość, ale co z tego, skoro po pierwszym wyjściu buty wyglądały, jak po wyprawie na Himalaje. Butów Memo w Trójmieście nie sprzedają L Pszczoła, przykro mi, że wyjazd się kiepsko na początku ułożył. Mały po prostu na pewno źle się czuł w nowym miejscu. Oby pogoda sprzyjała i dalsze dni miło upłynęły. My wybieramy się na majowy weekend do Augustowa i mam tak, ogromną ilość obaw, że jestem o krok o zrezygnowania z wyjazdu. Boję się, że wyjazd „rozreguluje” Stasia, co się odbije na spaniu i jedzeniu. Cześć Pati, świetnie, że się odezwałaś. Przykro mi z powodu Twojej pracy. Mam nadzieję, że uda Ci się ją „naprostować”. Jestem pełna podziwu dla Asi. Tekst mojej mamy: „Jakbyście brali rozwód, to opiekę nad Stasiem dostałby Twój mąż.” Nic nie powiedziałam zrobiłam oczy, a moja mama kontynuuje: „Bo Staś wszystko dla taty, kwiatki zbiera ‘dla taty’, do domu jedzie ‘do taty’.” Chciała tylko powiedzieć o tym, że Staś jest bardzo przywiązany do taty – to dobrze prawda? Ale dlaczego w taki sposób? Co w nas ludziach siedzi, że z wiekiem robimy się tacy niedelikatni i zgryźliwi? Jak tak to wszystko obserwuję, to myślę sobie, że to nieuniknione, że będziemy wrednymi teściowymi (przynajmniej większość). Strasznie mnie to przeraża. Dynia! Ty stary, gruby misiu :) Pozdrowienia dla Was Mysh, ja jeszcze nigdy nie wyszłam od fryzjera zadowolona. Ani z tego za pół ceny, ani z tego za półtorej ceny :) Włosy odrosną, a jak to mówią: „nauka kosztuje”:P Shalla – jesteś wspaniałą mamą i masz wspaniałą córcię. Tak jak Ty umiesz jej wybaczyć wybryki, tak i Ona wybaczy Ci tego klapsa.
  2. Shalla – jestem pod wrażeniem Nastki. Już nic nie pisz na Nią, niech będzie największą wiercipiętą na świecie skoro do pary z tym idzie taka rezolutność! :) Do tego świetnie przekręca słowa. Kuk, przykro mi z powodu Frania. Mam nadzieję, że to nic takiego i szybko minie. Zastrzał może się też zrobić ze źle obciętego paznokcia. But butowi nierówny. Ja sprawdzam patyczkiem, czy buty są jeszcze dobre dla Stasia, nie polegam na numeracji. Zgadzam się w pełni z Tobą. Wkładanie za małych butów mocno mnie przeraża, bo oprócz drobnych nieprzyjemności może zdeformować stopę małemu dziecku. Karenka – pozdrowienia.
  3. Pszczola trzymam kciuki i za pakowanie i za podroz. Nagradzanie naklejkami według mnie jest dobrym pomysłem. Tracy Hogg pokazywała taką metodę w odniesieniu do dwulatka, który nie chciał się dzielić zabawkami i bił inne dzieci z mamą włącznie. W nagrodę naklejała Mu naklejki na bluzkę, a za karę odklejała i zabierała.
  4. Dodam jeszcze pewną brednię dot. mycia zębów. Ja mam wizję taką, że za 20 lat, kiedy nasze dzieciaki będą już „starymi końmi”, w miejsce wyrwanego zęba będą wszczepiać coś co możnaby chyba nazwać komórką macierzystą i z niej będzie rósł nowy piękny zdrowy ząb. Ta wizja nie jest chyba aż tak wielką utopią, bo czytałam o takich badaniach naukowych. Pocieszam się tym więc i staram nie stresować Stasiowym podejściem do mycia zębów. Można tę postawę pewnie nazwać ignorancją, ale proszę wybaczcie :P i nie pukajcie się zbyt mocno w czoło.
  5. Termometry rtęciowe zostały wycofane ze sprzedaży. Teoretycznie szpitale mają zakaz ich używania. Shalla, ale mam tremę. Umieram z ciekawości, czy Ci to ciasto wyjdzie.
  6. Mysh w samo sedno uderzyłaś z tym obiadem! Ja lewa noga w kuchni postanowiłam ostatnio, że zrobię sobie listę kilku potraw, które będę naprzemiennie gotować, żeby się w nich wyspecjalizować i w końcu czegoś nauczyć. Na listę wrzucam potrawy szybkie w przygotowaniu tak, aby gotowanie obiadu nie zajęło więcej niż 30-45 minut. Dodam, że gotuję na dwa dni. Ja lubię gotować barszcz z jabłkami i winogronami. Trochę jak kompot. Czasochłonne jest obieranie buraków, ale w pół godziny można się zmieścić. Shalla Ty mnie wykończysz rewelacjami na temat apetytu Nastki! :) Ale i u nas jakby lepiej w temacie apetytu. W sobotę Staś zjadł półtorej parówki! Trzymajmy kciuki, aby nie zapeszyć. Gratuluję szarlotki i wytrwałości oraz umiejętności „pstryka-elektryka” :) Podam Wam przepis na pyszne ciasto biszkoptowe, na którego dnie jak się ułoży jabłka można to nazwać nieśmiało jabłecznikiem. Robi się w 15 minut. Biorę mikser i wrzucam 4 jajka. Dodaję szklankę cukru. Teraz szklankę mąki z łyżeczką proszku do pieczenia. Na koniec łyżkę oleju. I już! Blachę (może być tortownica) smaruję olejem, posypuję bułką tartą, wrzucam pokrojone w plasterki jabłka (mogą być śliwki), posypuję cynamonem, wylewam ciasto i piekę 45 minut w 150 stopniach w piekarniku z termoobiegiem. Mogą być też inne owoce, które wrzucam zamiast jabłek na wierzch ciasta, które się w nim zatapiają. Psikulec – ja miałam wielgachną torbę, ale nie pamiętam, co do niej nawrzucałam. Przychodzi mi do głowy: koszula na zmianę, szlafrok, klapki, jednorazowe gatki (takie śmieszne), paczki pieluch zamiast podpasek :), przybory toaletowe, ubranka dla Staśka, pieluszki, oliwka, chusteczki nawilżane, kocyk A i dużo wody mineralnej niegazowanej. Starałam się wypić codziennie całą 1,5l butlę. Nikii, tak wiem, że lizaki są niepedagogiczne :(, ale chodzi mi o zasadę, żeby dziecko czymś próbować zainteresować. Bo Staś lubi nie tylko lizaki, ale też sam fakt ich kupowania. Często też lizak po kilku chwilach ląduje w buzi u taty. U nas też wiele buntów. Wczoraj był tak zmęczony, że nie chciał się już iść myć. „Bob budowniczy zawiózł Go do łazienki”
  7. Wesołego po świętach J Pszczoła u nas również podobnie w kwestii mycia ząbków. Nie zmuszamy do mycia. Pokazujemy, chwalimy, zachęcamy. Staś nie myje ich codziennie, tylko wtedy, gdy uda nam się Go do tego nakłonić. Opowiadam też Stasiowi taką historyjkę (bliską prawdy): „Mama była u Pana dentysty. I Pan dentysta spytał się, ile Staś ma lat. Mama powiedziała, że dwa. To Pan dentysta powiedział, że Staś ma ząbki i dał dla Stasia specjalną pastę, żeby Staś mył ząbki. Żeby ząbki były piękne i czyste.” Wszystko oczywiście z takim przejęciem w głosie, że Staś słucha, jak zaczarowany. Pozwalam się Mu też bawić naszymi szczoteczkami na baterię. Odnośnie jedzenia, postępów szalonych nie ma. Galaretka z indyka, mimo iż ułożyłam na niej kwiatki z groszku i marchewki, nie zyskała aprobaty. Wczoraj powiedział, że mięska jeść nie chce, bo Go łaskocze (?). Nikii, wiem z autopsji o czym piszesz. Nam również nieustannie się coś takiego przytrafia. Najczęściej z jedzeniem, ubieraniem itp. Śniadanie trwa 2 godziny, ubieranie też czasem potrafi się przeciągnąć do godziny. Jeżeli jest to wyjście na spacer, to odpuszczamy, jeżeli musimy wyjść coś załatwić, to w którymś momencie kończy się tłumaczenie i jest niestety płacz. Wtedy zawsze Go mocno ukocham i przeproszę. Zawsze też mówię, że Go rozumiem, że nie chce, ale że tym razem nie ma wyjścia. Staram się też zawsze skierować uwagę na coś pozytywnego, np. że kupimy lizaka. Kuk, piękne to Franiowe Caramella. Wiesz, zastanawiałam się, z jakim imieniem mi się kojarzy i w końcu wpadałam: Kornelia. To imię ma w sobie coś. My wczoraj też postanowiliśmy wyjść ze Stasiem na rower. Skończyło się na tradycyjnym spacerze – wokoło dzielnicy, podczas którego tachaliśmy ten rower. Staś chyba musi się po prostu oswoić, więc mam nadzieję, że nie poszło to na marne.
  8. Dzięki za rady. Ja do tej pory zachowywałam spokój. Wytrącił mnie z równowagi zajad na Stasiowej buzi, który oznacza brak witamin. Będąc w kiepskiej kondycji od razu wkręciłam sobie film, ma za mało witamin, na pewno odbije się to na Jego zdrowiu, że to i tamto i siamto... Z ukrywaniem jedzenia jest dokładnie tak, jak Matylde napisała. Gdy mięsko rozgniotę na miazgę i zmieszam z ziemniakiem, to Staś i tak wyczuje i mówi: „Mięska nie, tylko kartofle, same kartofle”. Ale spróbuję do tej jajecznicy coś podrzucić. I tak myślę, żeby spróbować robić mięsko w galarecie z jakimiś kolorowymi warzywami. Czy żelatyna jest bezpieczna? Czy 2 latek może ją jeść? Kuk – monolog Frania – oszałamiający. Jakież refleksje. Trzymam kciuki za nową pracę.
  9. Elffik – jaka wspaniała nowina. Ja też bym chciała – już od ponad roku molestuję mojego braciszka w tym temacie, i nic :) Ale miałam paskudny weekend. Sama nie wiem skąd i dlaczego się we mnie znalazło naraz (nagle) tyle złości. Jak to z siebie wyrzucić? Najchętniej to bym krzyczała i tupała. Straciłam całą swoją cierpliwość wobec Stasia. I tym bardziej mi źle. A może faktycznie był bardziej upierdliwy niż zazwyczaj? Złość miesza się z zamartwianiem. Stasiek jest niejadkiem. Je mało i ciągle to samo. Już na ten temat pisałyśmy, ale wrócił ten temat do mnie jak rykoszet. Zrobił Mu się paskudny zajad na buzi, który nie chce się zagoić. A zajad, jak obiegowe opinie głoszą bierze się z braku witamin. Ale co tu robić – ugotowałam na kolację ryż z jabłkiem no pychota, kto by się temu oparł, a On – jajo. No przecież codziennie nie można jajecznicy jeść! Rany – potrzebna mi, jak nic terapia topikowo-grudniowa. Jak karmić takiego niejadka, który mleka nie może, mięsa nie chce. Jajecznica i kartofle. Kurcze na okrągło to samo. Dynia – ratuj. Pisałaś o groszku, cieciorce, soczewicy. Udało mi się już rozszyfrować, co to takiego, jak to wygląda i gdzie to kupić można, ale co dalej? Co z tym zrobić?
  10. To Mysh – do dzieła – raz kozie śmierć. Tak sobie powiedziałam przed zajściem w ciążę ze Staśkiem :), bo też było a to to, a to siamto. Ja też mimo wątpliwości przychylam się do zdania Shalli i Dyni w sprawie szczepionki. Boję się szczepionek. To dopiero za kilka pokoleń wyjdzie, czy szczepienie, manipulowanie systemem odpornościowym (robienie go w bambuko) jest takie obojętne dla organizmu. Rozpoznanie Logosm rzeczywiście jest trudne, bo najstarszy syn wygląda jak brat :) Matylde – śliczna jest Ta Twoja Tośka!
  11. Shalla mi też zdarza się dosyć często latać w snach. Zabawne jest to, że latam „żabką”. :) Martwisz się, że Nastka się posiusia. A co byś powiedziała na moją przygodę - wylałam w samolocie kubek soku pomarańczowego i jedyne co mogłam zrobić to wytrzeć to z siebie paroma serwetkami i potem obserwować, jak przez resztę lotu, sok sobie wysycha na moich spodniach. Fuj. Przebrałam się dopiero po dotarciu do hotelu poprzedzonego godzinną jazdą samochodem. No cóż - najwyżej Nastka będzie chodzić w zasikanych rajstopkach - na wszelki wypadek weź dla niej do bagażu podręcznego ubranie na przebranie. Tyle mogę w tym temacie poradzić.
  12. Staś świetnie papuguje to, co mówimy. Trochę to wykorzystuję i ładuję Go powiedzonkami, które mnie bawią. Ostatnio wkręciłam Mu: „o la Boga”. Świetnie brzmi w Jego wykonaniu. Nikii – miałam ostatnio to samo. Mimo iż latałam samolotami wiele razy, ostatnio na pokładzie prawie się poryczałam ze strachu (leciałam sama). Cały czas gnębiła mnie myśl, że osierocę Stasia (tfu tfu na psa urok). Nie znalazłam na to rady. Ale, ale właśnie mi się przypomniało... W szkole, gdy bałam się, że pójdę do odpowiedzi, podczas niej i podczas wszelkich klasówek, na studiach podczas egzaminów mocno ściskałam w ręku mój talizman: plastikową figurkę małej żółtej cytrynki (zupełny przypadek, że właśnie ją wybrałam). Może wybierz sobie jakiś talizman, rzecz, która kojarzy Ci się z mężem i trzymaj ją w chwili strachu w dłoni lub powieś na szyi. A z technicznych informacji – statystycznie w wypadkach samolotowych ginie znacznie mniej ludzi niż w wypadkach samochodowych. Latanie samolotami jest BEZPIECZNIEJSZE niż jeżdżenie samochodem. I dla dodania otuchy – z samolotu widok na ziemię lub na chmury (gdy szczelnie pokrywają niebo) wynagradza wielokrotnie lęk związany z lataniem. Nikii – przykra noc Cię spotkała. Staś raz kiedyś też się na mnie obraził za to, że umyłam Mu włosy. Jak to boli! Też się poryczałam. No trudno, czasem jest wesoło, czasem smutno. Staś zafascynowany jest robieniem siusiu i na razie chętnie siada na nocnik. Za każdym razem mówi, że Kubuś się ucieszył, i Prosiaczek też się ucieszył, i kwiatki i motylki też. Nadal frajdę Mu też sprawia celowanie w trójkąty na dywanie. Psikulcu - powrotu do zdrowia. Dziękuje za zdjęcia. Dołanczam się - Amelka ma przepiękne włoski.
  13. Psikulcu mnie pod koniec ciąży też strasznie dokuczało to twardnienie brzucha, ale w zasadzie do dzisiaj nie wiem, co to jest i dlaczego tak się robi? U nas też wiosenka nadchodzi. Było kilka cudownie ciepłych dni. Co z tego, skoro zdarzyły się one w środku tygodnia, a w weekend jak na złość zimno, wieje i pochmurno. Nic nie mogę się nacieszyć – a mam ogromną ochotę na spacery. I Staś chyba się do lasu w końcu przekonał. Dzisiaj melduję mieliśmy mały sukces nocnikowy. Sukcesem trudno to nazwać, ale same oceńcie, jaką kreatywnością i stoickim spokojem się trzeba przy moim dziecku wykazać. Obudził się przed moim wyjściem do pracy, więc ja zamiast się szykować ganiałam za Nim z pieluchą. Nocną, o dziwo pozwolił sobie ściągnąć, ale nowej założyć nie chciał. I ganiał po mieszkaniu z gołym pupskiem. Nagle kucnął i nasiusiał na dywan. Bardzo Mu się to spodobało i nic nie robił sobie z moich stanowczych zapewnień, że mi się to nie podoba. Pobiegł kawałek dalej i znów nasiusiał. Potem wybrał sobie wzorek na dywanie, wycelował w niego i znów. Był bardzo dumny z siebie, że ucelował. I tak kilka razy. Zanim mnie szlag jasny na dobre trafił, zaświtała mi myśl w głowie i poleciałam po nocnik. I mówię, a teraz do nocniczka. Zobacz Kubuś Puchatek chce Twoje siusiu. Staś na to: „Nie, prosiaczek chce!” (zwierzątka są na naklejce). Usiadł i znowu trochę zrobił, a potem do sedesu i z gracją urwał sobie papier i spuścił wodę. Może nastąpi u nas przełom w tym temacie. Bo ewidentnie widać, że umie zapanować nad swoimi potrzebami. Mysh – potwierdzam – marzę ogromnie o jakiejś wyprawie w nieznane. A widok gór rozlewa się błogim ciepłem w mej duszy. Dyniowe góry są też wspaniałe. Nie wiem jednak, czy się nam w tym roku uda gdziekolwiek ruszyć. Czy Wasze dzieci rozpoznają już kolory. Staś umie rozpoznać i nazwać: żółty, zielony, niebieski, czerwony prawie zawsze. Pszczoła dbaj o siebie :)
  14. Oby nie bawili się w tę rodzinę zbyt naprawdę i nie zmajstrowali czegoś :) :P Logosm, a jak święta i „synowa”? Nie zdawałaś relacji – przypadła Ci do gustu?
  15. Katrin – bardzo mi przykro. Jest taka książka dla dzieci Pollyanna i z niej płynąca zasada, nazwana zasadą Pollyanna – mnie ratowała i pomagała się wyciągnąć z dużych dołów. Bohaterka książki – dziewczynka mocno pokrzywdzona przez los, nawet w najtrudniejszych momentach i niemiłych sytuacjach miała zwyczaj znajdować sobie pozytywne strony. Na początku trochę w sztuczny sposób zaczynamy nakręcać w sobie optymizm, a on chociaż bezzasadny na początku daje siłę do działania i rozwiązywania problemów. I sprawy powolutku zaczynają się toczyć w korzystnym dla nas kierunku. Przepraszam jeżeli to brzmi jak wymądrzanie się - nie znam Twoich kłopotów, ale mam silną potrzebę Cię wesprzeć tak, jak umiem.
  16. Ale bez ładu i składu napisałam. Elffik chciałam powiedzieć, że Amelka na pewno w swoim czasie się rozgada. My się trochę nakręcamy nawzajem. Czytam, że Wasze dzieci układają puzzle, więc przy najbliższej okazji i ja kupuję Stasiowi, czytam, że malują farbkami i już zaczynam się zastanawiać: jesteśmy w polu, my farbek jeszcze nie mamy. O rany, trzeba stymulować rozwój, nie można nic przegapić. Ale zaraz potem sobie mówię – hola, hola mości panno, wszystko w swoim czasie i właściwym dla nas tempie :)
  17. Mysho, piękny wiersz.... Kuk – świetna Twoja historia. Myślę sobie, że jedna rzecz to czy zdarzają nam się przypadki, inna – być na nie otwartymi. Ja z żalem bym powiedziała, że nie zdarzają mi się żadne zbiegi okoliczności, ale tak naprawdę to jestem ślepa na nie. Pszczoło – na pewno to jest to, co piszesz, ciąża, 6 lat, które jest przesileniem w związku. I do tego mały urwis. Każdy związek przeżywa swoje etapy – ewaluuje. Pewnie na styku każdego z tych etapów występuje coś w rodzaju kryzysu. Myśmy też się od siebie odsunęli, bo na pierwszy plan wysunęło się dziecko i na nim się skoncentrowaliśmy. Teraz po dwóch latach czuję pewien dystans między nami i to, jak się mijamy w drzwiach J Trzeba odnaleźć się w nowych rolach i w nowych warunkach. Nikii – powodzenia. Elffik – ja jestem zdania, że jeżeli jest gorączka, to trzeba w domu wyleżeć. Najwyżej porządnie mieszkanie przewietrzyć. Przy gorączce łatwo się spocić i w związku z tym łatwo o owianie. Jedynym wyjątkiem jest dla mnie wylegiwanie się w zacisznym miejscu na słonku (np. na osłoniętym od wiatru balkonie). Ale ponieważ w przypadku dziecka nie można mówić o wylegiwaniu, nie ryzykowałabym i z tym. Nie ma żadnej przyczyny J Tak po prostu jest i już. Najważniejsze, że rozumie i umie wyrazić to, o co jej chodzi. Dziewczyny – miłego spotkania.
  18. Hej, Psikulcu wspominałaś kiedyś, że walczysz z tarczycą – a co Ci dolega? Pytam się, bo miałam nadczynność i trochę swego czasu się strachu najadłam i przykrości. Może sobie na ten temat trochę „pogadamy”? Mnie zafascynowała książka Tadeusza Niwińskiego „JA”, a w niej stwierdzenie, że poza podświadomością jest jeszcze coś głębszego i to coś można sobie zaprogramować na sukces. Czyli, że jeżeli się czegoś chce, to się to osiągnie. Trochę na zasadzie sprowokowania pomyślnego zbiegu okoliczności. Zupełnie tak, jak opisała to Shalla. Kuk – wspaniała romantyczna historia. Nadaje się na powieść lub na sfilmowanie. A jak się zapatrujesz na trójkę dzieci? Tak – kontrolowanie takich powiedzonek jest trudne. Gdy Staś krzyczał „gościu gazu!”, mąż od razu: „Kto Go tego nauczył?” Na co Go uświadomiłam: „przecież 15 minut temu właśnie tak skomentowałeś tego Pana, który Ci drogę zajechał :)” Shalla – a to zabawne! :)
  19. My też jeszcze smoka w nocy używamy. Wściekam się na to, bo Staśkowi zaczynają się zęby wykrzywiać i powinniśmy odstawić, ale wiem, że to jeszcze dla Stasia za wcześnie. Tym bardziej teraz, gdy najprawdopodobniej jakiś ząbek Mu się wyżyna. Wczoraj w dzień nie spał, a usnął na dobre dopiero o 1:30 w nocy. Padam na twarz i zachodzę w głowę, czy to na pewno aby ząbek. Staś nie daje sobie paszczęki obejrzeć. Psikulcu – oj chyba ze mną trochę jest podobnie. Pisanie na forum jakoś mnie wciągnęło, ale przed spotkaniem w realu to mam tremę. Chciałabym a boję się :) Nikii – gratulacje! Uczenie się na ostatnią chwilę widzisz zdało egzamin. A mówię Ci gdybyś uczyła się wcześniej to zajęłoby Ci to więcej czasu J, a niekoniecznie przyniosło lepsze rezultaty. Całuski dla Amelki – życzę szybkiego powrotu do zdrowia i formy. Logosm – ależ ten Twój Stachu wygadany mądrala ;) No i do tego, jaki pobożny teraz. A nasze dziecię zaczęło podchwytywać słówka hmmm, jakby tu powiedzieć, nieco zakazane, np.: dupa Jaś, kurcze pieczone, do męża: „no jedź gościu, jedź gościu”. Czasem nam się cóś takiego wymknie, ale jesteśmy w szoku, jak ten nasz Skarb to szybko podchwytuje.
  20. Elffiku – straszne rzeczy przeżyliście. Tak mi przykro. Gorące uściski. Szczęście w nieszczęściu, że w szpitalu się Wami tak pieczołowicie i profesjonalnie zajęli. Stasiowi swego czasu lekarka też Diphergan przepisała. Jak przeczytałam ulotkę, to włosy mi się zjeżyły! Podałam tylko dwa razy, bo Staś nie mógł spać i więcej już tego nie zrobiłam. Na szczęście pewnie dawka była odpowiednia, bo nie mieliśmy żadnych sensacji. Ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego lekarze podają tyle leków wspomagających. Bo Diphergan nie leczy on tylko obkurcza błony śluzowe i na dodatek jest przeznaczony przede wszystkim dla alergików. To lek przeciwhistaminowy. A już podawanie antybiotyków w przypadku wirusowych zapaleń jest nagminne. Kiedyś zapytałam wprost lekarza, dlaczego zapisuje mi antybiotyk, czy mam zakażenie bakteryjne. A on mi na to, że profilaktycznie. Ja się pytam: „Jak to antybiotyk profilaktycznie?” Suma sumarum przyznał mi rację i powiedział, że jestem „dziwna” i że rzadko spotyka pacjentów, którzy nie chcą antybiotyku i wolą choróbsko wyleżeć. Na moje szczęście spotykam też takich prawdziwych lekarzy, którzy przy infekcjach wirusowych mówią, że jedynym skutecznym lekiem jest: „łóżkomycyna”, bo inaczej całkiem bym straciła szacunek dla tej profesji. Pszczoła, mój Luby pochodzi z Torunia – też się być może za jakiś czas wybierzemy, bo już dawno nie byliśmy.
  21. Dziewczyny – fantastyczne zdjęcia! Karenka – znam to z autopsji. My też za Stasiem ganiamy po całej przychodni i wszyscy nas tam znają. Podobnie się rzecz ma w każdym innym miejscu. Odnośnie zakupów dla dziecka i dla siebie – jestem bardzo oszczędna. W przypadku Stasia korzystam często i chętnie z darowanych, pożyczonych rzeczy. A gdy kupuję to na wyrost. Kupuję dosyć rzadko i Staś ma stosunkowo mało ubranek. Lubię mieć kilka par ubrań, które częściej piorę i w związku z tym Stasiek może je wynosić. A i tak chowam je dla następnego potomka. Dzięki takiemu podejściu od czasu do czasu stać mnie na jakiś luksus lub po prostu fanaberię. Shalla – a skąd te dane, że Amerykanie mają zdrowe zęby? Czekolada jest na bazie kakao i mleka, a kakao jest bogate w magnez i inne cenne substancje, mleko w wapń itp. Ja bym się czekolady tak bardzo nie czepiała. Myślę, że to mit. W kwestii żywieniowej najlepsza jest zasada: co za dużo to nie zdrowo. Wszystko w umiarze i właściwych proporcjach jest potrzebne naszemu organizmowi. I druga zasada: im żywność bardziej przetworzona (i bardziej nafaszerowana EEEE), tym gożej.
  22. Psikulcu. Opiszę Ci moje boje. Gdy Staś skończył 3 miesiące, ja z pełnym entuzjazmem wróciłam do pracy na ½ etatu. Nie wytrzymywałam już w domu i powrót do pracy był ucieczką. Będąc w pracy odpoczywałam od Stasia, a po powrocie odpoczywałam od pracy – zajmowanie się Stasiem stało się relaksem. Była to dla mnie idealna sytuacja. Gdy Staś miał 1rok i 3 miesiące przydarzyło mi się bezrobotne. Pierwsze dni, ba tygodnie, miałam zakwasy i nie byłam w stanie spokojnie nawet rosołu ugotować. Obrane warzywa walały się po całym mieszkaniu. Mąż gdy wracał z pracy to w progu mieszkania spędzał dobrą chwilę, aby ochłonąć z przerażenia, taki był bałagan – wszystkie zabawki porozrzucane po podłodze. Ja mówiłam, że mam poligon w mieszkaniu. Na spacerach przywiązywałam do siebie Stasia, bo gdy choć na chwilę puszczałam Go, choćby żeby zamknąć mieszkanie lub zapiąć kurtkę, On czmychał w siną dal. Gdy szłam do toalety brałam go ze sobą i sadzałam na kolanach. Gdy widziałam, jak inne matki spacerują z dziećmi w wózku, albo robią zakupy, stoją w kolejce, albo zostawiają wręcz wózek w kącie sklepu, to aż w dołku mnie kłuło. Stasiek od 9 miesiąca nie chciał siedzieć w wózku. Miał pewien moment, że lubił w nim siedzieć, ale wówczas wybierał kierunek północ i nie pozwalał zawrócić. Było, że przeszłam z nim 4-5 kilometrów, a do domu wracałam na zasadzie szybkiej zmyłki – wskakiwałam na przystanku do autobusu, którym lubił jeździć. Kiedyś chciał, aby iść na spacer wzdłuż obwodnicy, ryczał potem przez 15 minut :( Dzisiaj nie jest wcale lepiej. Gdy otwieram szafkę ze słoikami, Staś już czyha za moimi plecami, następnie już czuję Jego łokcie w żebrach i już, już jest przy szafce i grzebie w słoikach. A ja zamiast kończyć obiad stoję i pilnuję tych słoików. Kiedyś takim słojem mnie znokautował. Gdy biorę się za zmywanie, On już rzuca zabawę i też chce zmywać, więc stoję przy Nim i pilnuję, aby tylko szklanek nie chciał zmywać. Wyjście do toalety nadal nastręcza mi pewien problem, bo po powrocie często zastaję Staśka na blacie kuchennym grzebiącego w szafce. Gdy jestem sama z Nim w domu, nie jestem w stanie prawie nic zrobić. Dlatego na kafe mogę pozwolić sobie tylko w pracy. Hinduskie powiedzenie, które napisała Psikulec jak w sam raz pasuje: do 5 roku życia dzieci jesteśmy ich niewolnikami.... Pszczoła odniosłam wrażenie, że nasze brzdące mają podobny temperament, a nami targają podobne uczucia. Chciałam Ci napisać, że to normalne, tak po prostu jest i już. Nie jest to powód do obwiniania siebie. Masz prawo czuć to, co czujesz. Ja doszłam też do wniosku, że błąd, jaki popełniam to ten, że myślę o Stasiu, że jest miniaturą dorosłego. A psychika dziecięca rządzi się swoimi, zupełnie odmiennymi od nas dorosłych prawami. Myślę też, że 2 latka to czas, żeby dziecko powoli, bardzo powoli, delikatnie i z wyczuciem zacząć uczyć, respektowania naszych praw. I myślę, że granica jest bardzo cienka i trudna do uchwycenia. Granica, po której przekroczeniu, zaczynamy tłamsić dziecko, jego osobowość, jego pewność siebie, indywidualność itp.
  23. A mnie zdarza się przegapiać moment, gdy Staś do czegoś dorasta. Np. tradycyjnie, gdy przychodzimy do domu, zrzucam z siebie kurtkę i czapkę i pędzę rozebrać Stasia. A tu nagle zauważam, że On to chciałby już sam robić. Uśmiałam się ze swojego skojarzenia. Staś ma dopiero 2 latka, a mi przypomniało się powiedzenie, że „dzieci zawsze pozostaną dziećmi” i tak trudno to nam rodzicom się do tego przyzwyczaić, że nasze pociechy dorośleją i coraz mniej nas potrzebują ;)
  24. Wczoraj dotarliśmy do domu tak późno, że od razu wskoczyłam w piżamę i wszyscy razem usnęliśmy. Nie zdążyłam obejrzeć zdjęć!!! Ale dzisiaj żałuję. Na otarcie łez mam na szczęście na skrzynce w pracy przecudne zdjęcia Jadzi. Byłam wczoraj na badaniu dna oka (bo jak to mój lekarz stwierdził, „przez oko wszystko widać w mózgu”), którego to badania bałam się jak diabeł święconej wody. Poszłam więc z mężem. I... wszystko OK. Badanie wogle niestraszne, wzrok sokoli... Stasiek po tygodniowym pobycie w domu z tatą (chorobowe), nie chciał wczoraj wyjść od dziadków. Jeszcze jak miał wszystkich nas w komplecie to już wogle głupawki dostał. Razem z mamą (ze mną), która skakała po mieszkaniu i udawała żabę, która Go goniJ W domu wylądowaliśmy po 21-wszej. Tym bardziej wizja tego, że po dobranocce Staśko odpływa w objęcia Morfeusza wygląda, jak nierealne marzenie. Logosm mogłaby chyba udzielać rad jako „super niania”. I oto klucz do sukcesu – dobra organizacja. Tylko jak to mistrzostwo osiągnąć? Ja, zważywszy moje ciśnienie, też czuję się jak wycieraczka z 125p – Shalla, świetne określenie! Mysh, przyjaźń z Sarah.... hmmmm.... a może to raczej taka już pierwsza sympatia ;) Ja też bladego pojęcia nie mam, kto to ten Rysiu? :)
  25. Dynia – super. Pamiętam ten dzień jak dziś, gdy usłyszałam bicie serca Staśka. Ja nie wiedziałam, że ono już zaczyna bić w drugim miesiącu i prawie do ostatniego momentu nie rozumiałam, co lekarz robi. Tym większe było moje oszołomienie i radość i.... To są najpiękniejsze chwile w życiu. Shalla, ha ha ha. Ale Anastazja jest bystra. Karenka – świetnie ujęłaś to o tym „macierzyńskim dystansie”. Tak jakbyś o mnie pisała. Witaj Mysh po wojażach. Mam nadzieję, że po przyjściu z pracy do domu też będę mogła nacieszyć się zdjęciami>
×