Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Fisa

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Fisa

  1. U nas mrozy sięgnęły minus 25 stopni. Aż mi się tej zimy już trochę odechciało :P Witam poświątecznie. Dla mnie to był istny maraton. Świętowaliśmy od środy do niedzieli włącznie. Dla mnie oznaczało to dosyć sporo czasu w kuchni. Psikulcu, dziękuję za życzenia. A Tobie w święta apetyt dopisywał? Czy tylko smakiem się obchodziłaś, dręczona mdłościami? Jak minęły Wam święta? Shalla – jak Tobie, w tym pobojowisku – czy udało się remont ogarnąć?
  2. Logosm, jak to śniegu nie ma?! JEST!!! U mnie leży już od trzech dni. Cały świat jest biały. A mieszkam przecież dobry rzut beretem od Ciebie. Teraz trochę większy, ale jednak :)
  3. I u nas remontowo. Mąż wycekolował i wyszlifował pokoje na górze i wybył na delegacje zostawiając mnie z malowaniem. Kilka dni malowałam po czym stwierdziłam, że dłużej tego nie wytrzymam i cały tydzień sprzątałam tony kurzu i pyłu. Teraz kontynuuje malowanie. Nawet to lubię, tylko źle czuję się od smrodu farb. Nikii – nic nie musimy ;) No proszę – chciałabym Cię przywołać do porządku. Mysho, a oto „moja” wersja bloku czekoladowego: Składniki (mała tortownica):  0,5 szkl. mleka  1,5 szkl. cukru  1 p. cukru waniliowego  3 łyżki kakao  25 dkg palmy  25 dkg (i więcej) mleka w proszku  płatki owsiane, bakalie, herbatniki, rodzynki, orzechy Wykonanie: Mleko, cukier i cukier waniliowy gotować 10 min. Następnie zdjąć z ognia i dodać palmę i kakao, wymieszać. Dodać bakalie i płatki owsiane, wymieszać. Na końcu dodać mleko w proszku. Razem wszystko wymieszać i wlać do tortownicy wysmarowanej tłuszczem. Wstawić do lodówki do zastygnięcia. Mysh – no nie wszystkich pociągają dramaty w książkach. Bo ja jeżeli lubię czytać i coś czytam to pozycje zawodowe. Ewentualnie popularno naukowe z pogranicza fizyki, zjawisk przyrodniczych. Karnego – zazdroszczę. Chwila dla siebie, aby pobyć z samym sobą dla mamy jest jakże cenna. Właśnie ostatnio się na tym złapałam, że jestem na stand-by 24 h na dobę. Nawet w nocy czuwam, aby okryć, gdy się rozkopie. Zaczęłam się czuć zniecierpliwiona i skołowana. Muszę sobie coś wymyślić i zaplanować. Psikulcu – o rany – mogłoby skończyć Ciebie dręczyć. Czy Ty już kończysz 4-ty miesiąc? Czas najwyższy poczuć się fajnie… Robiłaś już ponownie badania prenatalne – jak poszło tym razem? Mysh, a jak Pola – czy już lepiej z załatwianiem się? Problemy nie powróciły?
  4. Mysho – znam przepis, gdyż moja mama taką nam robiła i u mojej cioci też to zajadałam. Teraz od czasu do czasu załapię się na taką zrobioną przez kuzynkę. Sama nie znam przepisu i nigdy nie robiłam. Ale… może… Ja ostatnio taki plac targowy widziałam w Augustowie. Nie wiem, czy u nas w okolicy coś takiego się uświadczy. Chociaż musimy się wybrać i sprawdzić. Czasem (chyba) w niedzielę robi się straszny korek na ulicy dojazdowej do miasta i przez kilka kilometrów pobocze i rowy zamieniają się w parking. Cosik mi się wydaje, że to z powodu tzw. giełdy. Może tam uświadczę jakiegoś młynarza? Na razie kupiłam przez Internet z jakiegoś młyna. I jest OK. Mąka żytnia pełnoziarnista wygląda jak jakieś plewy :) Kiedyś to grosze kosztowało, a teraz szczyt luksusu. A co do rowu – ostatnio jakieś panny dosłownie w nim zaparkowały :) – samochód im się chyba stoczył – no nie miały mądrych min. Psikulcu – na służbę zdrowia to możnaby niejedną anegdotę napisać. I jak się ma dobry nastrój można sobie z tego żartować, a jak nie to nóż w kieszeni się otwiera. Tylko że „służba zdrowia” to brzmi tak bezosobowo – a za tym wszyscy stoją przecież ludzie… I skąd taka znieczulica, że ludzi traktują tak przedmiotowo w wielu przypadkach
  5. Psikulcu – chleb szalenie mi smakuje. Na razie szukam optymalnego przepisu na taki ekonomiczny chleb, który mogłabym piec codziennie. Szukam też, gdzie mogłabym kupić dobrą mąkę w odpowiedniej cenie. Korci mnie, aby wlasnie piec codziennie i przestac kupowac te dmuchane bochenki. Kiedyś byłam chuda jak szparag i nie mialam ochoty na słodycze. Mogłam ich nie jesc calymi dniami. Nic a nic. Ale jak mnie naszlo to potrafiłam wrąbać tabliczke czekolady z orzechami. I wszystko uchodzilo mi na sucho. Nie to co teraz…. :) Ale ta czekolada domowej roboty to przeciez oproc kalorii, spore dobrodziejstwo: kakao to magnez, mleko - wapn. Psikulcu - przemysl to jeszcze raz - w koncu mozesz zrobic tylko dla siebie taka mala blaszke... :P (1/4 porcji)...
  6. Shalla – rewelacyjny wygląd. Psikulcu – a ja mam ochotę napisać, że złe samopoczucie to oznaka tego, że hormony szaleją, czyli że wszystko w najlepszym porządku. Organizm pracuje, a Ty masz wyraźny sygnał do intensywnego odpoczynku :) Mysh – jesień pełną gemba :) U nas raczej czuc zapach nadchodzącej zimy. Był już mroz i pierwszy śnieżek. Pamiętam taka czekolade i uwielbiam. Jak się zje jeden kawalek to już się przegralo z kretesem z kaloriami, trzeba sięgnąć po nastepny i nastepny. To tak jak z krowkami domowej roboty. Dostaliśmy w prezencie maszynke do robienia chleba i jestem zachwycona. Na razie wyprobowuje przepisy i proporcje. Każdy chlebek wychodzi pycha!
  7. Shalla, ale lamiglowke przez Ciebie mialam. Piszesz, że się ściełam. Ja myślę, ale z kim? Dlaczego nie piszesz nic więcej. A Ty masz na myśli, że włosy ścięłaś? Oj i ja muszę pokazać się fryzjerowi. Ktoś kiedyś mówił, że woli chodzić do dentysty niż do fryzjera. W głowę się wtedy popukałam, ale dzisiaj muszę się pod tym czterema kopytami podpisać...
  8. Shalla, dzieki. U nas wszystko w porzadku. Grad byl normalnej wielkosci, wiec nic sie nie stalo. Powywracane tylko drzewa w lasku nieopodal. Pradu nie bylo przez kilka minut zaledwie. Uffff, bo nasze urzadzenie do ogrzewania jest na prad i nie mamy nic alternatywnego. A od wczoraj pogoda wszystko wynagradza. Dzis od rana piekne slonce i szron. Wyglada przecudnie.
  9. Myshko – szybkiego powrotu do formy. Stasiek miał okres (trwało to kilka miesięcy) problemów z wypróżnianiem. Udawało nam się uporać z tym samodzielnie. Babcia robiła lewatywę, ja wkładałam przez sen czopki. Nie wiem, jakim cudem, ale obywało się bez płaczów. Trawienie i wypróżnianie udało się uregulować suszonymi figami. Babcia je zmieliła i wymieszała z miodem. Robiłam z tego kuleczki, średnicy 1 cm, obtaczałam w kolorowej posypce. Staś zajadał się tym z upodobaniem. Dziennie można podać max. 4 kulki. Słyszałyście o tym, co się działo w Polsce. My przeżyliśmy tylko straszną wichurę i opady gradu. Było naprawdę przerażająco.
  10. Mysho, ja Cię świetnie rozumiem z tym przeżywaniem jazdy samochodem. Nawet nie wiesz, jak bardzo przeżywałam wyjazd do Augustowa. Prowadziłam po raz pierwszy w takiej długiej trasie (ponad 400 km = w Polsce 6 godzin prowadzenia). A co Cię skłania do tych wypraw do Tuluzy? Co do nawigacji satelitarnej. Jechaliśmy raz kiedyś z taką na lotnisko w Warszawie, wylądowaliśmy pod budynkiem Sejmu! Ledwo zdążyliśmy na samolot. Uratowała nas stara zasada „koniec języka za przewodnika” :) Karenko to poważny problem! Nie spotkałam się z czymś takim. Rodzice zawsze mają trochę zawyżone zdanie na temat swoich własnych pociech, co nie dziwi wcale. Dzieci przy rodzicach zachowują się też z reguły inaczej niż w towarzystwie rówieśników czy dorosłych. Do tej pory, gdy zdarza mi się opiekować innymi dziećmi, na negatywne zachowania reaguję podobnie jak w stosunku do Stasia – dyscyplinuję je i nie pozwalam. Gdyby dziecko się rozryczało i pobiegło na skargę do rodzica, a ten miałby pretensje do mnie, nie przyjmował do wiadomości tego, co zaszło… nie wiem, co bym zrobiła. Po prostu nie wiem.
  11. Stasiek od dawna zwraca się do taty po imieniu. Po prostu zaczął naśladować w tym mnie. A do mnie per mamo. Widać od razu było, kto w naszym małżeństwie do kogo po imieniu woła. Do mnie mówi po imieniu odkąd spędziłam z nim i moimi rodzicami dużo czasu razem na wyjeździe (mąż został w domu). Póki co traktuję to z przymrużeniem oka. Najbardziej rozbawiło mnie, gdy kilka razy zawołał do mnie, gdy Mu na czymś bardzo zależało, „córciu moja”. Ja zakupy w hipermarkecie robię raz w miesiącu, aby uzupełnić domowe zapasy w takie produkty jak mąki, kasze, makarony, warzywa konserwowe, chemię domową. Robię te zakupy w hipermarkecie, bo jest naprawdę dużo taniej. Po za tym lubię mieć wszystko w jednym miejscu i pod dachem. Mysh, ja sporo prowadzę – dojeżdżałam nawet do pracy 60km w jedną stronę. Ale jednak przejazd przez duże obce miasto napawa mnie zimnym dreszczem. Przez Warszawę nie przejechałabym. Gdy jadę tam sama, to pociągiem. Nie znam takiego uczucia jazdy obwodnicą czy autostradą, o którym piszesz. Wręcz przeciwnie autostrada, czy obwodnica kojarzy mi się w Polsce z komfortem i luksusem. Takie zwariowane coś, to można u nas spotkać np. na tzw. Warszawiance. Z Trójmiasta do Warszawy ludziska jadą tak, jak piszesz, tyle, że w każdą stronę jest 1 pas. A potrafią na trzeciego wyprzedzać i zmusić do zjechania na pobocze.
  12. A moim stałym numerem jest zostawianie samochodu na światłach. No pewnie domyślacie się czymś się to kończy. U nas też szarówa. Mój samochodzik się zepsuł, więc siedzę sobie na wiosce odcięta od wielkomiejskiej cywilizacji i zapadam w zimową hibernację. Objadam się na całego orzechami włoskimi. Świeżo zebrane, takie wilgotne są cudownie słodkie.
  13. Psikulcu - kciukasy mocno zacisniete. A my walczymy z wirusami i bakteriami. Ja ciągle chyrchlam, a Stasiek ma zapalenie gardła (antybiotyk!). Mnie też zaczyna w gardle drapac i tylko patrzec jak z jednej choroby przejde do drugiej. A mialam plany ogrod zakladac... :( Kto ma do Kuk numer telefonu niechze sie zlituje, zadzwoni i zda tutaj w jej imieniu relacje, ze wszystko dobrze - dolaczam sie do tych zaniepokojonych.
  14. Karenko zdjęcia nie doszły, więc pewnie był to jakiś stary adres mailowy. Ja też uważam, że jakość mebli Ikea pozostawia wiele do życzenia. Więc raczej tam nie kupujemy, chyba że jest coś, czego ze względu na pomysł i funkcjonalność gdzie indziej dostać nie można. Od dwóch tygodni mam paskudny, duszący kaszel. Nie mam siły, ani ochoty nic robić. Najgorsze, że nie chce mi się iść do lekarza i liczę na domowe metody, do których stosowania jednak brak mi konsekwencji. A ja kocham jesień tylko wtedy, gdy jest to taka typowa polska złota jesień.
  15. Elffiku – witaj :) Trzymam kciuki za męża! I żeby Wam się dobrze mieszkało. Shalla – „radzę sobie wyłącznie z fletem i trochę z pianinem”. Co za skromność. To i tak pewnie sporo więcej niż przeciętna. Ja też radzę sobie trochę z pianinem – jednym palcem zagram „wlazł kotek na płotek” :P Opis tej szkoły zwala z nóg. Szkoda tylko, że obraz brytyjskiej młodzieży, każe się zastanowić nad tym czymś potrzebnym i w edukacji i w wychowaniu. Ten obraz, jaki mam w głowie to pijane nastolatki szlajające się do pub’u do pub’u. Czy słuszny obraz? Ja do telewizji czy do komputera, czyli do przesiadywania Stasia przed nimi podchodzę z chłodnym entuzjazmem, bo widzę i nie podoba mi się, to jak to wciąga. Ale wychodzę też z założenia, że kijem Wisły nie zawrócę. Jedyne co, to staram się limitować i kierować uwagę na co innego. Zawsze się to udaje, gdy mam czas, który mogę dziecku poświęcić. Gdy go nie mam i jestem zajęta domowymi obowiązkami komputer i telewizor stają się rozwiązaniem. Moje wychowanie nazwałabym jako liberalne, chociaż gdybyś ktoś zapytał, co przez to rozumiem, nie umiałabym precyzyjnie odpowiedzieć. Ważny jest dla mnie szacunek dla dziecka i traktowanie je poważnie. I Mysho podobnie chyba ja Ty, ważna jest dla mnie wolność. W naszym przypadku nazwałabym to niezależnością. Niezależnością od woli drugiej osoby. Drażnią mnie typowe relacje typu nauczyciel – uczeń, przełożony – podwładny, rodzic – dziecko, gdzie to ten pierwszy narzuca system nagród i kar i decyduje o poczuciu wartości tego drugiego. Na nas padł chyba jakiś urok, lub jak kto woli – nieszczęścia chodzą parami. Niedość, że pracy nie mogę znaleźć, zjada nas kredyt, to do tego popsuł się najpierw jeden, teraz drugi samochód. Ten pierwszy na trasie w połowie drogi do Augustowa.
  16. Tak, Mysho, Kafe w domu jest w międzyczasie lub po prostu późnym wieczorem, gdy sił starcza. Co innego w pracy. Dla mnie w pracy była niemalże obowiązkowym oderwaniem się, formą wypoczynku. Dzięki za odpowiedzi. Zaimponowało mi to (niektórych nazwisk nie kojarzę, o niektórych rzeczach niewiele pamiętam :( Najważniejsze jest umieć dziecko zainspirować. Trzeba więc mieć w sobie sporo pasji i ciekawości świata. Tego zapragnęłam, aby wzbogacić nasze chwile spędzane wspólnie. Wyjść poza utarte dotychczas schematy, bo kręcą się wokół zbyt małej liczy tematów i zabawy moim zdaniem są zbyt monotonne. Dziwnie dla mnie brzmi „program nauki wczesnoszkolnej”. Prawie jakbym postawiła równość z programowaniem. Dostałam taki dosyć bogaty arkusz oceny przedszkolnej z tematami i zagadnieniami, które dziecko powinno opanować. Traktuję to z przymrużeniem oka. W tej chwili najważniejsze dla mnie jest, nie to, co dziecko powinno umieć, ale jak rozbudzać ciekawość świata i pobudzać rozwój intelektualny. Chodzi mi ostatnio po głowie takie oto pytanie: Czy Wy się kierujecie jakąś myślą przewodnią, główną w wychowaniu swoich dzieci? Zastanawiam się ostatnio sama nad tym. Czy moje wychowywanie jest ot takie z dnia na dzień, czy można jednak określić jakiś jego charakter, kierunek? Mysho, zdjęcia do mnie nie doszły :( Odnośnie samodzielności. Jak Staśka zostawię pod domem na podwórku, to co chwilę podbiegam do okna lub wychodzę i sprawdzam, gdzie jest i co robi. Aż mnie mąż ofuknął, że jestem przewrażliwiona. Długo nie musiałam czekać, aby przekonać się, kto ma rację :P Rozmawiałam przez telefon – może 10 minut, mąż wyciągnięty na tapczanie tylko mi czas odliczał, bo mieliśmy wychodzić. A Stasiek w międzyczasie ze swoim rok starszym kumplem z sąsiedztwa na wieś poleciał. Shalla – toż to chyba idealny układ. Taki zamknięty dziedziniec. Pozazdrościć :) Tak fasolki do szkoły. Mnie ciągle dziwi tak wczesny wiek posyłania do szkoły. Ciekawa jestem angielskiej szkoły. Shalla, napisz, jak to wygląda i jak Nastka się w niej odnajdywać będzie. W Polsce wg reformy dzieci w wieku 5 lat też powinny zaczynać edukację – zerówkę, która w wielu przypadkach jest realizowana przez szkoły. O ile wczesny wiek rozpoczynania edukacji tak bardzo mnie nie razi o tyle drażni mnie, że jest to edukacja szkolna (dlaczego nie przedszkolna?). Polskie szkoły nie są przygotowane. Dzisiaj rozmawiałam z moją znajomą. Niektóry szkoły nie zmieniły się od czasu, kiedy my do nich chodziłyśmy. Są obskurne, a szatnie przypominają więzienie…
  17. A ja miałam niezły problem. Do dotychczasowego przedszkola nie jesteśmy w stanie Stasia posyłać (prywatne – finanse!), a do państwowego ja mam straszne opory. Zresztą cały zeszły rok Stasiek chorował co miesiąc. W maju był 6 dni w przedszkolu, poczym zachorował na anginę. Siedział w domu 3 tygodnie. Potem po 3 dniach wrócił z katarem, a po następnych 3 dniach było to już ostre zapalenie oskrzeli. Po raz pierwszy miał 40stopni gorączki i takie dreszcze, że przestraszyłam się nie na żarty. Wakacje spędziliśmy w domu i mimo dzikich szaleństw conajwyżej dolega Mu siorbanie. I tako mam ochotę, że póki jestem w domu, to Go nigdzie nie puszczę. Spróbuję osobiście popracować nad Jego edukacją. Mysho, a jak Ty dajesz z tym radę? Masz jakieś podręczniki, realizujesz jakiś program, zakres tematyczny? Przygotowujesz się do zajęć? Czy to są lekcje, które mają wyraźny początek i koniec? O stałej porze dnia? Odnośnie odporności – zaczęłam podawać Rybomunyl. Czy znacie, czy stosowałyście może? Co sądzicie?
  18. Gdy mieszkaliśmy w bloku, byłam zdecydowana zacząć puszczać Stasia, dopiero gdy skończy 5 lat. Czyli w praktyce, na wiosnę przyszłego roku. Do tego czasu ganiałam z Nim po wszystkich chaszczach i dziurach z całą chmarą dzieciaków. Starałam się być z boku i taka niewidzialna, nie wtrącać i dawać jak najwięcej swobody. Najbardziej zawsze się bałam, że Staś sobie coś zrobi. Dziś byliśmy po raz pierwszy u dentysty. Zmusiło nas do tego życie, bo Stasia rozbolał ząb. Pani dentystka zrobiła dziurkę i założyła lekarstwo. Staś był dość dzielny. Chociaż zapłakał, to całą wizytę bardzo dobrze wspomina. I dobrze, że się w końcu przełamałam, bo czas najwyższy o Stasia ząbki zacząć dbać. Nikii – witaj. Świetnie, że Ci się tak fajnie (po Twojej myśli) ułożyło. Witaj z Twojego wpisu, że tryskasz teraz radością i energią.
  19. Mysh, dzięki, ja też się cieszę. Brakowało mi tego naszego kafe. I żałowałam, że czasu nie mam albo jestem tak wypluta, że nie mam co napisać. Ale czasem, jak tak sobie przeczytam, co ja wypisuję... Ot jak wczoraj. I taki oto komentarz chciałam dzisiaj dodać: Mierzi, nie mierzi – ale ja słów używam. Słowa myślą kłamią... Przecież i my czasem stosujemy taką nagrodę. Czasem to się zdarza i nie ma w tym nic złego. Czasem jest to potrzebne, miłe... A dzisiaj ostatni dzień. Nie mogłam się go doczekać. Mam tyle planów na miłe spędzanie czasu wolnego, by wolnym nie był, że aż nasza domowa sytuacja finansowa przestaje mnie martwić.
  20. Psikulcu, na bilans dwulatka dostaliśmy „wezwanie” pod rygorem kary nawet. Ale jak Zuza skończy dwa latka i nie dostaniesz wezwania zarejestruj ją do poradni dzieci zdrowych i podczas rejestracji powiedz, że na bilans. Kuk, jak świat światem dziecko tego nie rozumie. A skądże powiedzenie „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Czy zrozumie? Czy jesteśmy w stanie sprawić, by dziecko zrozumiało, że to dla jego dobra? Na pewno należy próbować. Ja czasem mówię, nie chcesz umyć rąk – no dobrze to Twoja sprawa, ale nie dostaniesz jeść, bo nie można jeść z brudnymi rękoma. Są na nich zarazki i można się rozchorować. Ja się o Ciebie martwię i dbam o Ciebie i dlatego się na to nie zgodzę. Czasem skutkuje i dociera. Albo ostatnio, mówię „koniec zabawy, czas się myć. Stasiu, jak będziesz dłużej się bawić, to po umyciu nie zdążysz już sobie pograć z tatą, bo jest za późno. Wybór należy do Ciebie.” No i zdarzyło mi się usłyszeć od mojego małego „mama, no dobra już dobra, przestań gadać” (prawie jakbym słyszała „przestań truć”!). O rany, co to będzie dalej, gdy będzie dorastać. Odnośnie nagród i kar. Ja mam takie rozumienie tego „narzędzia”. Kara nie jest wychowawcza! Kara nie uczy, jak należy postępować. Jest tylko symbolem konsekwencji, jeżeli robimy coś niewłaściwie. Nieumycie rąk, bicie dzieci, przynosi w efekcie konsekwencje trudne do zrozumienia przez dziecko. Dziecko nie skojarzy biegunki z brudnymi rękoma, braku przyjaciół z niegrzecznym zachowaniem itp. Stąd kara, która w sposób natychmiastowy ma uzmysławiać konsekwencje. Ale kara jest ostatecznością! Najpierw trzeba dziecko uczyć pozytywnych zachowań. I temu służą nagrody. Dla mnie nagroda to również przede wszystkim uśmiech, dobre słowo, zachęcanie, radość i zadowolenie rodzica. A przede wszystkim powodowanie, by to Staś był z siebie zadowolony i dumny. Nagroda w stylu zabawka, cukierek, naklejka u nas nie jest stosowana. Mierzi mnie uzależnianie swojego dobrego samopoczucia od takich gadżetów. Uważam, że potem w życiu dorosłym ma to swoje konsekwencje, że np. w pracy ocenę własnych osiągnięć, swoje zadowolenie uzależniamy np. od opinii szefa. Szef ma zły dzień, albo jest gburem, ofuknie nas i już czujemy doła i że jesteśmy do niczego.
  21. Ja przypomnę moje słowa – bunt dwulatka oznacza, że zaczyna się w okresie 2 lat, a kończy w wieku 20-stu. To co przeżywamy to jest ten tzw. trud wychowania. I chwała nam ogromna za to, jak jesteśmy w tym temacie oświecone. Wiele wiemy i do tego umiemy sytuację krytycznie ocenić. Niech tylko ta nasza wysoka świadomość rodzicielska nas nie dołuje tylko cieszy! A znajdziemy w sobie i siłę i spokój i cierpliwość i damy radę. Takie jest moje zdanie. Karenko, piszesz „dzialamy przeliczajac swoje postepowanie na ewentualne korzysci lub straty”. Ja ostatnie się zastanawiam, czy taką mamy naturę (my jako ludzie), czy tak jesteśmy od najwcześniejszych lat wyuczeni. Nie znam na to odpowiedzi. Jednak według poradników (np. modnych programów typu niania) takie postępowanie przynosi najlepsze efekty wychowawcze. W przypadku dzieci, kara lub nagroda musi pojawiać się jak najszybciej i być w ścisłym związku z wydarzeniem. Bo tak, jak piszesz, dzieci nie wiążą zachowania w danym momencie z konsekwencją odległą w czasie. Odnośnie ocieplania klimatu jeszcze taki mały wtręt, bo przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł, który mnie nieźle zaskoczył. Przyznane zostały nagrody za wynalazki wpływające korzystnie na efekt cieplarniany. Jednym z nich był preparat zmniejszający wzdęcia u krów. Czy wiecie, jaki ma związek krowa z efektem cieplarnianym? Ano taki, że krowy „produkują” metan i są w ten sposób całkiem sporym „emitentem” gazu cieplarnianego do atmosfery.
  22. Ja swoje pierwsze kieszonkowe dostawałam, gdy miałam 5-6 lat i bardzo mi to odpowiadało. Wprowadziłam je właśnie dlatego, że Stasiek też za każdym pobytem w sklepie żebrał, aby kupić mu zestaw Lego. Jak dziecku wytłumaczyć, że nie mamy już pieniędzy skoro kupujemy inne rzeczy? Sam sobie kupił skarbonkę (dużo wcześniej bez naszej namowy). Teraz dostaje w każdy piątek 5zł. Unikamy z Nim chodzenia do hipermarketów, aby nas nie naciągał, bo z Nim zakupy się ciężko robi, ale kiedy jesteśmy kupuje sobie te zestawy Lego, gdy ma pieniądze. Czasami Mu trochę dokładamy. Jak nie ma pieniędzy, nie kupuje i przekonuję Go, aby oszczędzał. Mysh – i my też tak robimy. Prosimy Stasia, aby wybrał jedną rzecz. Czasami zamiast drogiej zabawki są to słodycze i Staś daje się przekonać. Oj i to jest też problem, jak dziecko uprze się na coś, co jest tandetne, badziewie do szpiku. I wiesz, że za chwilę się rozpadnie. Chciałoby się kształtować gust i uczyć racjonalności, ale to też jest mission impossible. Gust jest przecież rzeczą względną. Ojej i ja też tak czasem robię – jak się wkurzę, to zostawiam Stasia. Z jednej strony jest to kara dla Stasia (fakt – okrutna), z drugiej, jak mi nerwy puszczają, to ja muszę po prostu wyjść, by się uspokoić. Wczoraj robiliśmy szafkę do kuchni. Stasiek był zachwycony – samodzielnie poprzykręcał prawie wszystkie śruby. I był bardzo grzeczny. I pomyślałam sobie, że wtedy, kiedy jest najbardziej nieznośny, to momenty, gdy się nudzi. On potrzebuje dużo bodźców. A jak mama je obiad, siedzi po pracy jak flak na tapczanie i lampi się w telewizor, albo gotuje i prasuje, to jest nieznośny właśnie po to, aby zwrócić na siebie uwagę.
  23. A Kuk – a może w Twoim przypadku, jest tak, jak ze mną, gdy nie radziłam sobie z problemami związanymi z opieką nad noworodkiem? Im więcej czytałam, tym bardziej byłam zakręcona i sfrustrowana, i zdezorientowana. Ciepnęłam je wszystkie w kąt, postanowiłam się wyspać, wyluzować, wsłuchać bardziej w siebie i w dziecko i zacząć się cieszyć tym, co jest i tak jak jest... Teraz czasami zdarza się, że jestem niezadowolona z zachowania Stasia, ze Stasia i złoszczę się i zwracam Mu uwagę, aż... nagle odkrywam, że jestem zmęczona, zestresowana po całym tygodniu pracy. Gdy sobie to uświadamiam, gdy sobie powiem - wyluzuj kobieto! zaczyna być lepiej. Jestem mniej rozdrażniona, mniej niecierpliwa i moje uwagi dot. zachowania Stasia są mniej \"czepliwe\", bardziej racjonalne i łatwiejsze do zaakceptowania przez Niego. Przerywam prasowanie, gotowanie i poświęcam czas, by wsłuchać się, co też tam w tej Jego małej główce siedzi. Co motywuje Jego zachowanie. Kuk, delikatnie chciałabym, ale to chyba nie w moim stylu :), więc już tak po prostu: pracujesz, dwójka dzieci, trzecie w drodze i jeszcze po nocach czytasz książki. Naprawdę nie dziwota, że cierpliwości czasem brak. Że trudno uwolnić się do wyuczonych schematów zachować własnych, wyniesionych z domu itp. Kuk, nie myśl tylko, że u nas jest wszystko OK. i super hiper i że ja taka mądra. To o czym piszesz, jest u mnie jak najbardziej na porządku dziennym. Też mam wrażenie, że nie radzę sobie z wychowaniem, że robię błędy, że niby wiem, jak trzeba, a robię inaczej... Jakiś tydzień temu ogarnęło mnie jakieś takie przerażenie: „za każdym razem, gdy jesteśmy w hipermarkecie Stasiek, chce żeby Mu Lego kupować – o zgrozo, jaki rozpieszczony” „czemu on tak głośno się zachowuje” „czemu popycha i bije” „czemu na okrągło ogląda bajki” „czemu nie sprząta zabawek” „czemu jest tak mało samodzielny i nie chce Mu się samemu ubierać”... A właśnie – dawno miałam już napisać – dajemy już Stasiowi kieszonkowe – co Wy nato? Jakie macie zdanie w tej kwestii?
  24. Psikulcu – dlaczego latem łatwiej. Po czym poznałam. Któregoś razu zanim Stasia ubrałam, zainteresował się swoim siusiakiem. Przykucnął, wcelował w trójkąt na dywanie i nasikał. Było to dla niego wielkie odkrycie. Ja po prostu przestałam zakładać Stasiowi pieluszkę. Gdy się zsiusiał, to zrozumiał i zachęciło go to do nocnikowania. Shalla, no to faktycznie rozpusta i to w nocy o północy? Mówi się, że jak człowiek zje obfitą kolację, to koszmary mu się śnią :) Ja też lubię chińską kuchnie i nie oparłabym się pokusie w takiej restauracji, gdzie można dowoli... Kuk – tak dokładnie o tym czytałam – w kontekście silnika na wodór. U nas Stasiowi zdarza się, że się niedelikatnie bawi i uderzy nas. Wystarczyło kilka razy ukarać Go za takie zachowanie i brak skruchy i pomogło, by zaczął przepraszać. Raz kiedyś tak mnie wkurzył, że wyszłam i schowałam się na balkonie. To też poskutkowało, że zrozumiał, co to znaczy sprawić komuś przykrość. Kuk – jak oglądam programy typu „niania”, to faktycznie bardzo często jedną z głównych przyczyn z dziećmi jest brak porozumienia między rodzicami. Właśnie to jest pokazywane. Mam wrażenie, że u nas to ja jestem osobą najbardziej stanowczą i konsekwentną wobec Stasia. Podobnie uważam, że takie: „dostałeś zabawki, to teraz bądź grzeczny, och nie jesteś grzeczny, a to czemu” – to wychowawcza masakra. I też uciekam od nagradzania za posprzątanie itp. Teściowa – o zgrozo! Mama – a to podobnie jak u mnie. Moja mama Stasiowi funduje nieustannie stwierdzenia, „bo zaraz klapsa dostaniesz”. Nie realizuje tego, znając mój głęboki sprzeciw, a Staś traktuje to jak dobry żart. Moim zdaniem fatalne w skutkach. Ale swoją drogą też rozpieszczają, nie reagują na negatywne zachowania, ulegają kaprysom itd. Na rodziców nie mam wpływu i muszę się z tym godzić. Myślę, że dziecko umie rozdzielić, że różni ludzie mają różne wymagania i oczekiwania. Pozwolę sobie wkleić coś, co jest dla mnie wskazówką, jak postępować. Dotarłam do artykułu na gruncie zawodowym szukając na temat jakości i przy okazji znajdując ten materiał na temat motywowania. Jakże uniwersalny moim zdaniem! „Stosunki pomiędzy przełożonym i podwładnym, nauczycielem i uczniem, dowódcą i żołnierzem czy też rodzicem i dzieckiem, kształtują się często wg. zasady \"słabszy słucha silniejszego\". Ta zasada z góry wyklucza partnerski stosunek pomiędzy stronami, a więc też działanie słabszego z własnej motywacji. Wszelkie bowiem działanie narzucone jest zawsze niechciane i wewnętrznie odrzucane. Odrębny model relacji międzyludzkich to model starszy-młodszy. Tu relacje są symetryczne - nie ma podległości, jest partnerstwo. W modelu starszy-młodszy mówi się przede wszystkim o obowiązkach, jakie ma do wypełnienia starszy wobec młodszego. Należy do nich przekazywanie młodszym wiedzy, umiejętności i coraz szerszego zakresu kompetencji, pielęgnowanie ich motywacji do działania oraz poczucia własnej wartości, uczenie stawiania pytań i wyciągania nauki z popełnianych błędów. Po stronie starszego pozostaje większość zadań, natomiast obowiązki obu stron wobec siebie są całkowicie symetryczne: życzliwość, rzetelność, uczciwość, lojalność, gotowość do niesienia pomocy drugiej stronie. Typowe \"narzędzie wychowawcze\" stosowane przez silnych wobec słabych stanowią kary i nagrody. Często słyszy się opinię, że umiejętne stosowanie kar i nagród, premii i wynagrodzenia prowizyjnego, stanowi klucz do prawidłowego motywowania ludzi. Nic mylniejszego nad taki pogląd. Zarówno kary jak i nagrody (!) stanowią w każdej sytuacji czynnik silnie zniechęcający do podejmowania twórczego działania. Gdy mówimy o karach i nagrodach bardzo ważna jest obserwacja, że zarówno jedne jak i drugie są wynikiem jednostronnie narzuconej umowy oraz zakładają brak chęci do wykonania związanego z nimi zadania. W umyśle dziecka, któremu za odrobienie lekcji obiecujemy lody rodzi się natychmiast myśl, że odrabianie lekcji musi być samo w sobie bardzo nieciekawe. Osoby, które czytały Przygody Tomka Sawyera Marka Twaina pamiętają zapewne, jakiego użył on wybiegu, aby zachęcić swoich kolegów do wyręczenia go w narzuconej mu przez ciotkę karze w postaci malowania płotu. Miast oferować im za tę czynność wynagrodzenie (nagrodę), kazał im płacić za \"przywilej malowania\". Warto też zauważyć, że różnica pomiędzy karą i nagrodą jest czysto umowna, bowiem wstrzymanie nagrody jest zawsze odczuwane jako kara, a uniknięcie kary jest rodzajem nagrody.”
  25. Shalla, na czym polega siedem rund z talerzami?
×