Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Fisa

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Fisa

  1. I my przepraszamy. W tym przypadku chodziło mi o złość i agresję z jaką Stasiu zareagował, na drobne z naszego punktu widzenia zdarzenie. Przeprosiliśmy, chcieliśmy domek szybciutko naprawić, ale Staś walnął nim o ziemię i się obraził. Święta, święta i po świętach. Nie zdążyłam odpocząć :( za krótko.
  2. Shalla – przede wszystkim mam nadzieję, że Cię nie uraziłam. Kuk – szalenie ciekawy artykuł. Pełen optymizmu i wiary w człowieka. Realizacja nawet tak szczytnej idei zależy od kasy i tego, by ktoś ujrzał w tym interes finansowy. Oby, bo wydaje się, że jest ogromny i oczywisty. Najbardziej poważnym dotychczas pomysłem na ograniczenie emisji CO2 z elektrowni jest wpompowanie go pod ziemię! – o zgrozo! Czytałam kiedyś artykuł o badaniach dot. samochodów na wodór (spaliny to woda) i różnych problemach technicznych, jakie są do rozwiązania. Że żeby się opłacało produkować, żeby ludzi stać było na taki samochód, to trzeba jeszcze to i tamto. Gdy się tym podzieliłam ze znajomymi – wiece co usłyszałam? Takie rozwiązania już dawno są! A to czemu nikt nie produkuje takich samochodów? Bo lobby – te kraje i Ci bogaci ludzie straciliby swoje wpływy z wydobycia i sprzedaży ropy naftowej. A walka o wpływy na naszym domowym podwórku trwa nadal. Wczoraj Staś niósł swój domek z klocków lego. Mąż Go niechcący trącił i odpadł jeden klocek. Staś się zdenerwował, ostentacyjnie walnął domkiem o ziemię, pobiegł pod biurko. Siedział pod nim i domagał się przeproszenia. Skończyło się znowu płaczem i wielkim żalem, że rodzicie nie chcą być na zawołanie. Nietrudno mi było dostrzec analogię, że dwa dni temu to ja straciłam panowanie, wydarłam się na męża, bo po raz kolejny nie mogłam znaleźć rachunków. Pokrzyczeliśmy na siebie, ja powiedziałam, że ma mnie przeprosić. Och rany, jak trzeba uważać na swoje zachowania. Potwierdza to moje zdanie, że wychowuje się dziecko dając przykład samym sobą. Dziecko kopiuje nasze zachowania, nasze reakcje. Musi też odreagować stres, z którym to my przychodzimy do domu.
  3. Tak, to jest moment, który każe się zatrzymać, przystanąć na chwilę i docenić, to co się ma. W obliczu takiej tragedii robi się głupio, że właśnie wczoraj wydarłam się na męża, bo zgubił mój ważny plik, że zamartwiam się brakiem pracy, że... Najbardziej bolą pojedyncze historie, bo one unaoczniają, co ludzie czują i przeżywają. Wylatujesz w biegu i przerażeniu w piżamie, na bosaka na ulicę i tak zostajesz: nie masz bliskich, nie masz domu, nie masz grosza, nie masz komórki, komputera, dokumentów (ba, nawet dowodu), pracy, jedzenia (herbaty nie możesz sobie nawet zaparzyć), papieru toaletowego.... dość, przepraszam... Ja wole nie czytać, nie słuchać, jak wczoraj zajrzałam do Internetu, to mi się aż w głowie zakręciło. Karenko – myślami jestem z Wami. Jedźcie do teściów i oby się Ci naukowcy pomylili. A pomyślcie, jaką popularnością cieszą się filmy katastroficzne. No i czemu?
  4. Karenko! Rano przeleciałam przez wiadomość o trzęsieniu, jak burza – wydało mi się takie odległe i nierealne. Dopiero gdy przeczytałam Twój wpis – dotarło do mnie. Trudno nawet napisać – szczęście, że wszystko u Was OK., bo ileż ludzi przeżywa teraz prawdziwy dramat.
  5. Shalla – dzięki :) Na szczęście te rolety to odległa przyszłość – nie było nas na nie stać. I długo pewnie nie będzie :P Staś też się strasznie w nocy rozkopuje. Ja czasami przez to spać nie mogę, bo waruję przy nim i co się rozkopie to przykrywam. Może niepotrzebnie? Ale moja mama zawsze, jak on jest chory to lamentuje – że przez to, że w nocy zmarzł. Ja sama zawijam się w kołdrę, jak poczwarka. I trudno mi sobie wyobrazić, że możnaby inaczej spać.
  6. No i taka chociaż zaleta mego stanu, że będę miała czas na kafe. Kuk – świetnie to ujęłaś: „Mysle nawet, ze ta \"pseudo pewnosc\" jaka daje ci umowa o prace jest czyms mocno iluzorycznym (co przeciez odczuwasz teraz na wlasnej skorze). Pozbawia czlowieka wiary we wlasne sily, we wlasna przedsiebiorczosc i moc sprawcza.” Tak, właśnie tak się czuję, jak bezwartościowa osoba. Osądzona i skazana. Opowiedziałam Stasiowi o mojej sytuacji. Mówię Mu, że nie mam już pracy. Jeżdżę tylko posprzątać po sobie. A on na to, a dlaczego? Powiedziałam Mu, że mnie już nie potrzebują. A on – a dlaczego? Kilka razy zadał to pytanie, a ja w zasadzie nie umiałam Mu odpowiedzieć. On w końcu: to niedobrze. Ty musisz pracować i zarabiać pieniądze, aby kupić mi klocki. A nie mogłabyś ich przekonać? Pytania dziecka, które nie rozumie, jak to wszystko jest urządzone i przez to pokazujące, jakie to wszystko jest względne i relatywne. Możliwości dot. inteligentnego domu – przykłady: -czujka zmierzchu po zachodzie słońca uruchamia silniczki, które opuszczają rolety -tak samo, może włączyć światło -czujka ruchu wykrywa, czy wyszłaś z pokoju i gasi światło -czujka wilgotności gleby załącza podlewanie ogrodowe -pod nieobecność można zaprogramować światło, rolety, aby zasymulować obecność domowników Do mnie to jednak absolutnie nie przemawia – a co ja nie mogę podejść sama do ściany i pstryknąć sobie, aby włączyć światło? Psikulcu – i tak też jest ze mną. Zawsze marzyła mi się własna działalność, ale pomysłów na nią żadnych nie mam.
  7. Kuk – praca na własny rachunek – niekoniecznie. Ja jestem przekonana, że to większy stres i większe ryzyko. A w przypadku działalności gospodarczej ryzykujesz całym swoim majątkiem. A ilość przepisów. Ostatnio właśnie przyglądałam się, ilu przepisom musi sprostać przedszkole! Ktoś policzył, ile instytucji ma prawo skontrolować przedsiębiorstwo i na liście znalazło ich się kilkadziesiąt! W Polsce kodeks pracy naprawdę dobrze i mocno chroni pracownika (moim zdaniem). A co do bajerów – ależ mnie zaskoczyłaś tym, że o tym pamiętasz! Mnie te bajery strasznie wkurzają i na pewno cieszyć się nimi nie będę. Z ich powodu już niejedną kłótnię małżeńską zaliczyliśmy. Ot choćby znowu mamy nieczynny domowy komputer, bo przeciekał i woda zalała kartę graficzną!
  8. Jeszcze tylko (na szczęście!) miesiąc. Mam jeszcze urlop do wykorzystania i najchętniej bym z tego skorzystała (pokusa odebrania ekwiwalentu jest jednak silna, bo mamy kredyt we frankach). Nie mam dobrych doświadczeń z pracy w tej firmie i w gruncie rzeczy to powinien być pomyślny obrót spraw. Czuję się, jak rozdeptany robak. Nie tylko na skutek zwolnienia, ale również przez cały ten czas jak tu pracuję przestałam być sobą. Kuk – dzięki! Takich historii potrzebuję teraz jak najwięcej. Shalla – a to klops! No na pewno mnie nie podbuduje, da tylko poczucie, że nie mogę się tak nad sobą użalać. Ot co. Nie ja jedna i nie ja ostatnia. Takie życie. Mówi się trudno i żyje się dalej. I trzeba wierzyć w pomyślny obrót spraw. Straszny to cios, jednak nie to jest w życiu najważniejsze i nie można dać się tym skołować. Psikulcu – o dziwo, mimo kryzysu, wczoraj wysłałam aż 4 aplikacje! Gożej tylko, że ja już nie mam siły, ani pomysłu. W ciągu 10 lat, to już 5-ta moja praca i 3 raz dotyka mnie redukcja! Jestem wypalona zawodowo i na poważnie myślę o radykalnej zmianie zawodu. Stąd Kuk, karmię się Twoją opowieścią. Z przeprowadzką to pewnie jeszcze trochę potrwa. W weekend wzięłam się za sprzątanie i udało się doprowadzić do ładu kuchnię i salon tylko! Każde pomieszczenie zmywałam po 5 razy! A kuchnia prosi się jeszcze o więcej. Mysh – bardzo przywiązałam się do mojego obecnego mieszkania i okolicy i do miejskiego trybu życia. Stąd brak radości i pewna obawa. Po prostu – obawa przed zmianą.
  9. Cześć, czas na mnie by się odezwać. Kuk, który to już miesiąc? Dbaj o siebie (bo przecież nie tylko o siebie). jakie to niepokojące, że jesteś tak długo chora na gardło i taka zmęczona. Czy poziom żelaza jest OK.? Piszesz o zmianie mieszkania – tak niedawno przecież zmienialiście. I zaraz jak to pomyślałam uzmysłowiłam sobie, jak mocno się przywiązuje do miejsca zamieszkania. Przed nam przeprowadzka (może uda się w końcu na święta), a ja zamiast się cieszyć popadam w jakąś nostalgię i melancholię. Nie mogę sobie wyobrazić tych komórek dla dzieciaczków. Ale brzmi interesująco. Ja zawsze chciałam mieć piętrowe łóżko, bądź takie łóżko na antresoli – taki właśnie własny kącik, w którym można się schować. Co do szczepień dodatkowych jestem raczej przeciwna. Choć dobrze wiem, że jakby się taka poważna choroba wydarzyła u znajomych (dalszych czy bliższych) wszystkie moje przekonania pewnie wzięłyby w łeb i spanikowana pewnie bym się zdecydowała. Karenko – witaj. Skąd ten dół? Możesz napisać? Co do mówienia. Staś do skończenia 2-giego roku życia mówił swoimi monosylabami. Prawnie w dzień 2-gich urodzin zaczął mówić, ale było to mówienie pojedynczych, podwójnych wyrazów. Gdy skończył 3-latka zaczął mówić prostymi zdaniami. Tak to wyglądało u nas. Wiecie co, właśnie dostałam wypowiedzenie w pracy... :(
  10. Psikulcu, trzymam mocno kciuki. Czy Ty pamiętasz, że miałyśmy ten sam plan? A my się jeszcze nie zabraliśmy :( Chciałabym, a boje się...
  11. Psikulcu, również bardzo mi przykro. Siedzę już od 10-ciu minut i nie wiem, co napisać... po prostu nie ma właściwych słów...
  12. Kuk, ale gdyby tata zdecydował się uczyć Cię w domu nie mógłby zrobić dla innych dzieci tego wszystkiego, co zrobił...
  13. Nie wiem, co to jest i jak to jest, że czasem sił brak na forum. Brak czasu, ale też czasem brak humoru. Może to tak, że z forum tryska jakaś pozytywna energia i jak ma się bliżej nieokreślonego doła, to wstyd coś pisać. Ale poczytać to i owszem, bo doładować można dzięki temu energię. Nadrabiając zaległości: ogromnie dzięki za wszystkie życzenia świąteczne, urodzinowe, imieninowe. Miło wejść i zobaczyć, że pamiętacie, mimo zaległości z mojej strony. Kuk – gratulacje:) Dziękuję również za masę zdjęć. Już, już chciałam coś podesłać, a komputer mojego męża (ja się do niego nie przyznaję) znowu się popsuł. Ostatnie czasy to taki nawał pracy, ilość i tematy, które przytłaczają i zwalają z nóg. I żeby prywatnie było trochę lepiej – też lepiej nie było, też dużo pracy, ciągle w biegu, w przelocie. Dzisiaj powinnam napisać, że to nie ostatnie czasy, ale permanentny nawał pracy. No i niestety brak zadowolenia z niej. Stasiek cały grudzień siedział w domu. Płacimy za to przedszkole niebotyczne pieniądze, a Stasiek siedzi w domu. W pewną niedzielę patrzę, a On na szyi ma jakieś zgrubienia. Lekarka na to, że węzły chłonne jak śliwki – zapalenie gardła, antybiotyk, potem kaszel, potem katar... A w styczniu złapał zapalenie płuc. Dalej siedzi w domu... Odnośnie tematu szkolnictwa i edukacji. Nie miałam bladego pojęcia, że jest jakaś inna droga edukacji dziecka. W mojej świadomości i wiedzy szkoła była jedyną opcją. Uczenie w domu – nie miałam pojęcia bladego, że coś takiego jest możliwe. Stąd też kompletnie zbita z pantałyku, stwierdzam, że nie mam zdania. Zresztą nawet nie mam nad czym się zastanawiać. Oboje z mężem pracujemy. Z pracy nie zrezygnujemy, po to by uczyć dzieci w domu, bo wtedy nie moglibyśmy sami realizować się zawodowo, ale i co przyziemniejsze, nie stać byłoby nas na życie. Odnośnie Gatto, podzielam Karenko Twoje zdanie. Jakkolwiek szkoła dostarczyła mi również niemało stresu i kompleksów, gdy czytałam cytat, pomyślałam podobnie: „facet, przesadzasz”. I przyszło mi też do głowy określenie „syzyfowe prace”. Ale może to tylko w Polsce obowiązuje, a w Ameryce nie? Polscy uczniowie moim zdaniem skutecznie opierają się jakimkolwiek próbom tłamszenia i prania mózgu. Wręcz przeciwnie :) Z ogólniaka pamiętam, że to raczej nauczyciele podlegali ogromnej presji. Masz jeszcze jedne przemyślenie. Edukacja powszechna jest ogromnym dobrodziejstwem. Pamiętajmy o tym, że większa część społeczeństwa jest gorzej sytuowana i szkolnictwo powszechne i państwowe wyrównuje szanse. I Kuk dzięki tobie, po raz kolejny się cieszę, że mieszkam w Polsce :) Mimo że na szkolnictwo w Polsce można sporo ponarzekać, to jednak widzę, jak niebotycznie lepsze jest niż to włoskie, opisywane przez Ciebie. Mysh – trochę prowokacyjnie brzmi Twoje pytanie. Wolność jest pojęciem baaardzo względnym. O pewnego rodzaju wolności i życiu poza systemem mogą przecież powiedzieć też niektórzy bezdomni, którzy siedząc gdzieś pod płotem popijają sobie jabolka. Życie społeczne (w systemie) obarczone jest wadami, ale daje też korzyści. I tak to bywa jeden gatunek żyje w stadzie i dzięki temu żyje, inny w pojedynkę zapewnia sobie ciągłość gatunku :) Dobrze jest mieć po prostu wybór! To na pewno jest temat, w którym nie ma odpowiedzi na to, co jest lepsze. Każdy ma prawo do wyboru własnego sposobu. I to jest wolność – wolność wyboru.
  14. A czy wiecie po co są te łańcuszki? Osoba, która go nadała ma możliwość śledzenia, do kogo jest rozsyłany i ma informację o adresach e-mail. Za każdy adres e-mail „firma spamerska” płaci pieniądze. Te adresy trafiają do bazy danych i potem osoby te otrzymują spamy. A nadawca kasę...
  15. Shalla, mnie się też kiedyś taki lekarz trafił. No chociaż ten mnie osłuchał. Ale osłuchał i zaczął bez słowa wypisywać recepty. W końcu się pytam kokieteryjnym głosem: „a co mi tam pan wypisuje”. „Antybiotyk – unidox”. „Jestem na niego uczulona” „Ale on jest tani” Hahahaha. Kabaret. Widać, na wyspach to samo poczucie humoru te konowały mają. Może to jest w genach zapisane? Z góry przepraszam za uogólnienie i wszystkich wspaniałych lekarzy.
  16. Shalla, nie zaliczaj doła, do kupy się pozbieraj i do działania. Po tym, co opisałaś Małą musi koniecznie zbadać lekarz. Od zapalenia oskrzeli do zapalenia płuc już niedaleko! My ostatnio też z rozhisteryzowanym Staśkiem weszliśmy do gabinetu. I o dziwo! Lekarce nie przeszkadzało to osłuchać płuc. Trzeba Go było tylko mocno trzymać :P
  17. Karenko – tak mi przykro. Co to za paskudztwa się do Ciebie przypałętały... Ja mam przeświadczenie, że w przypadku chorób autoimmunologicznych mogą pomóc lekarze medycyny niekonwencjonalnej. Miałam chorą tarczycę (nadczynność) – nawracającą i poszłam do takiego znachora. Chodziłam przez miesiąc. Nie dokończyłam „kuracji”, bo tak przerażały mnie stosowane przez niego metody (m.in. podczas akupunktury zdarzało mi się regularnie mdleć). Jednak od tamtego czasu – 11 lat; o chorej tarczycy kompletnie zapomniałam. Nie ma śladu po chorobie. Raczej wątpię, że zażywane lekarstwa pomogły tak definitywnie pożegnać się z chorobą. A wiecie, ze mną jest jeszcze inaczej. Ja się bardzo cieszę, że mam Staśka, ale jednak czuję się uwiązana, a po dniu spędzonym sam na sam poirytowana i rozdrażniona. Poirytowana tą ciągłą uwagą, byciem w koncentracji, faktem, że nie mam nawet 5-ciu minut, aby se siąść i podumać, coś przeczytać, coś podłubać, w czymś pogmerać. Może wynika to z faktu, że Staś jest taki wymagający. Dopiero od jakiegoś wcale niedługiego czasu jest lepiej i wyraźnie to czuję: Staś potrafi się sam pobawić, nawet udaje mi się razem z Nim zrobić zakupy czy ugotować. A ostatnio to nawet udało mi się wyprasować. Jakieś pół roku temu to było niemożliwe. Stąd myśl o drugim dziecku z jednej strony jest oczywista, a w praktyce już trochę mniej. A może to wynika z faktu, że po prostu ostatnie dwa lata jestem mocno zapracowana. Może wraz z przeprowadzką to minie i nadejdzie ten dobry moment... Mnie też męczą obawy o pracę. Wracasz do pracy albo po macierzyńskim (dziecko takie malutkie), albo zostajesz bez kasy. Wracasz do pracy na cały etat i padasz na pysk ze zmęczenia, albo siedzisz w domu i się cofasz w rozwoju zawodowym... a potem nie masz już do czego wracać.
  18. Oj, Shalla... ale trafiłaś. Ja mam to samo. Już mieliśmy zacząć działać w tym kierunku... a to nowa praca, a to dom na ukończeniu, czy mi się jeszcze chce, czy nie jestem za stara, jaka to różnica wieku będzie, znowu koszmarny poród, a teraz to za późno, bo nie chcę na jesień, ani na zimę, a to trzeba się chyba najpierw zatokami zająć...
  19. A ja przeczytałam takie oto stwierdzenie, które zapadło mi w pamięci: „Dzieci mają naturalną i bardzo silnie rozwiniętą siłę poznawczą. Garną się do tego co nowe i chętnie to chłoną. Ciekawe tylko, czemu bardzo szybko idąc do szkoły ją tracą.” Stąd na myśl o posyłaniu do szkoły 4-latka dostaję gęsiej skórki. Chyba, że mówimy o innej szkole. Bardzo mi się natomiast podoba sposób w jaki do edukacji podchodzą przedszkola. Mam wrażenie, że serwują dziecku tyle ciekawych zajęć i naukę podaną w bardzo atrakcyjny sposób. Aż sama mam na to ochotę. A szkoła kojarzy mi się z wbijaniem osobowości i talentów w jakieś utarte schematy. Szkoła jaką pamiętam, nie uczyła myślenia, pracy zespołowej, nie rozwijała kreatywności, radzenia sobie z problemami, docierania do informacji. To była pamięciówka masy niepotrzebnej wiedzy: dopływy Wisły zamiast ciekawość świata, rodzaje dziobów u ptaków zamiast umiłowanie przyrody i dbanie o nią, wkuwanie dat bitew i nazwisk królów zamiast... itd. A w Polsce mogliby się zająć dostępem do przeszkól i jakością szkolnictwa, a nie posyłaniem rok wcześniej!
  20. Ja wczoraj też ganiałam „za butami” dla Stasia na zimę. Nieustająca trauma. Dwie zmory mnie dopadły. Brak rozmiarówki, albo cena! 200 złotych za buty zimowe dla dziecka. Buty z zamszu! Jak można buty zimowe robić dla dziecka z zamszu! Żadna baba mnie nie przekona, że jakaś membrana czy inne cudo sprawi, że but nie przemoknie i będzie oddychał! Albo jeszcze droższe, a modne jak cholera – geox. Uszyte z ortalionu, a wyglądają, jak relaxy z czasów szalejącej komuny. Kupiłam za 50 złotych z ceraty lub jak kto woli ze skóry ekologicznej :) Przynajmniej solidnie odszyte i nie przemokną. Staś był chory i siedział w domu 2 tygodnie. Mocno przeżywał przedszkole i byliśmy już bliscy rezygnacji. Udało nam się jednak go przekonać. Wszystko przebiegło w domu dobrze, Staś pobiegł się bawić i tylko tata, który miał w całej sytuacji pomóc, zaczął się zbyt gorliwie żegnać i Staś się rozryczał. Ale się udało i jestem dobrej myśli. A ja się do basenu przekonać nie mogę. Ze względu na chlorowaną wodę. Ostatnio strasznie basen odchorowałam. A mi w ubraniach dla chłopców brak dziecięcej spontaniczności. Widzę, że moda jest, aby dzieci ubierać po dorosłemu – kopie dorosłych ubrań. Ale granatowa koszula w trupie czaszki, albo aplikacje pajęczyny i pająków (a’la spiderman) – to mnie naprawdę wkurza. Nie mówiąc o zabawce typu jajo dinozaura, oblepione jakąś mazią imitującą pajęczynę itp. obleśne rzeczy. A dziewczęce ubranka – w drugą stronę – przesłodzone na max’a i dominującym kolorem jest róż i fioletowy. Ale z reguły dziewczęce ubranka to co najmniej 2/3 sklepu. Orzechy włoskie z wilgotną skórką.... mniam, mniam, mniam, potrafię kilka godzin spędzić nad ich wcinaniem. Są takie słodkie!
  21. Ale, ale, ja tam się z Kuk zgodzę. Może nie z potężną budową, bo Kuk – wyglądasz na osobę filigranową. I to tak duże wrażenie, że oglądając zdjęcia wyobrażałam sobie Ciebie jako osobę niską /średniego wzrostu. Dopiero, gdy na jakims zdjęciu zobaczyłam Cie w towarzystwie Myshki zdalam sobie sprawe, jak się myliłam. Jestes wysoka. Tak tak mnie tez te orzeszki i suszone owoce.... no już nie będę kontynuowac :) Ale wpadlam za to na pomysl. Stas lubi soki owocowe i warzywne. Ale mam wrazenie, ze w tych kupnych nie ma zbyt wiele witamin, bo Stas i tak ma zajady, kruche paznokcie. No, ale przeciez mozna robic samemu ze świeżych!!! Sprobuje! Shalla, trzymam kciuki! Bawimy się w gotowanie. Stas bardzo to lubi – ma swoje „recepty”, składniki i miesza. Lubi tez uzywac miksera. Czasem razem gotujemy, czasem sam wymysla posilki (oczywiście niejadalne). Robimy razem np. ciasteczka kruche, wycinane foremkami. Zrobiliśmy, Stas wycinal, układaliśmy na blaszce, upiekliśmy i.... nie tknął zadnego. Woli szykowac kolacje dla taty.
  22. Shalla – eko i bio żywność wyszła już z mody. Teraz marketingowcy wymyślili pojęcie żywności organicznej – oj nie jesteś na czasie :P Ja stosuję zasadę – im krótsza droga od wideł do widelca, tym lepiej. Dziewczyny zejdźcie z tematu żywienia dzieci, bo ja normalnie padnę na zawał. Staś waży 14kg i w kółko je: chleb z masłem, makaron, ziemniaki, ryż, czasem jajecznicę. Mięso przemycamy Mu tak rozdrobnione, że mogłabym powiedzieć w postaci komórkowej. No i jabłko, banana... Tak, teraz to cały jadłospis. Tak Kuk, moja rodzicielka też twierdzi, że na dziecko trzeba mieć „sposób”. I do dzisiaj nie ma mowy o samodzielnym jedzeniu. Staś jest karmiony, pije z butelki ze smoczkiem... i jeszcze parę rzeczy mogłabym wymienić, ale dzisiaj nie mam ochoty się stresować. Nie mogę na nich wszystkiego zwalać, bo od czego jestem matką. Tyle tylko, że zapracowaną. Kuk – moim zdaniem wyjścia nie ma. Z dziadkami chyba tak jest, że zawsze usłyszysz: „a gdzie Mu tak będzie dobrze, jak nie u nas?”. Mąż Twój jest najlepszym przykładem, że na życiu Frania aż tak bardzo te mądrości dziadkowe nie zaważą. Wyrośnie i tak na mądrego i fajnego człowieka. Czy nie tak? A dziecko dobrze rozumie, gdzie na ile Mu wolno. I to widać, skoro po powrocie do domu na powrót adaptuje się do właściwych zachowań. A z dziadkami to, jak walka z wiatrakami, albo \"syzyfowe prace\"...
  23. Karenko – u nas podobnie. Staś zapytany o to, co robił w przedszkolu odpowiada „to tajemnica”. I nic nie mówi. Wczoraj wymknęło Mu się „klap your hands”. Jak się ucieszyłam, że już zaczął się czegoś uczyć! Wyczytałam rady, jak dowiedzieć się od dziecka, co się dzieje w przedszkolu – pobawić się z nim w przedszkole. Powiedzieć ty jesteś Pani przedszkolanka, a ja dziecko. Shalla, faktycznie bezsens z godzinami otwarcia przedszkola. „Nasze” przedszkole czynne od 8-mej do 17-tej i też ciężko mi będzie zdążyć. Na razie ciągle fatyguję rodziców do odbierania Stasia. Coraz lepiej się aklimatyzuje, ale widzę, w jak dużym stresie i napięciu jest w związku z tą zmianą. Dzisiaj został w domu, bo jest przeziębiony. Jak się ucieszył, że wróciło wszystko do starego rytmu. Jak ucieszył się, że dziadek przyszedł do Niego rano. Shalla – myślę, że reakcja bardzo naturalna u dziecka. Kiedyś Stasia zostawiłam w „małpim gaju”. Poleciał bawić się tak szybko, że nie zdążyłam nawet zauważyć, w którą stronę. Poszłam więc na zakupy. Po 10-ciu minutach leciałam w te pędy Go odebrać, bo tak żałośnie ryczał.
  24. Karenko – o rany!!!! Niewyobrażalne!!!! Co za głupia baba. A co w tym złego, że dziecko „krzyczy po to żeby zwrócic na siebie uwage”. Przecież dziecko potrzebuje uwagi!!! I bardzo dobrze, że się umie o nią upomnieć! Nie przesadzasz. To odnośnie Twojego pierwszego posta. A teraz dla potwierdzenia słów Elffika. Ja właśnie to przerabiam. Ale wierzcie mi przesiadywanie z dzieckiem pogarsza sprawę. Wiem co mówię. Posłuchajcie, co nam się przytrafiło: 1 dzień – rano Stasiek pobiegł się bawić, że mąż nawet się z Nim nie zdążył pożegnać. Gdy Go odbierałam był smutny 2 dzień – rano trochę z nim posiedziałam, dziadek gdy Go odbierał powiedział, że świetnie się bawił 3 dzień – wyszłam po 20 minutach, dziadek czekał godzinę pod przedszkolem, bo tak świetnie się bawił Przeziębił się i była tygodniowa przerwa. 4 dzień – szlochał, żegnałam się i wyszłam po 40 minutach, rozryczał się natychmiast, ale nie wracałam, bo się spieszyłam do pracy, dziadek czekał, bo Stasiek spał 5 dzień – mąż rozryczanego i rozhisteryzowanego zostawił Pani, gdy dzwoniłyśmy to Panie mówiły, że jest wszystko OK., ale ja oczywiście nie za bardzo im wierzyłam 6 dzień – spędziłam godzinę pod przedszkolem moknąc i usiłując uspokoić, bo tak histeryzował, zostawiłam na siłę, bo w głowie miałam już film, że mnie z roboty wywalą (była 11-sta), gdy dziadek Go odbierał, ładnie się bawił, 7 dzień – rozhisteryzowanego na siłę ubrałam i wyciągnęłam z domu, po drodze się uspokoił i zaczął z zadowoleniem opowiadać o zabawach w przedszkolu, z radością pobiegł na salę, ja się już nie żegnałam, w przelocie dałam buziaka i wybiegłam czym prędzej, dziadek odebrał Go o 14:30 i usłyszał od przedszkolanek, że Stasiek rozrabiał. Czyli się zaaklimatyzował i to teraz ja mogę się spodziewać telefonów z przedszkola! Zobaczymy co będzie jutro! Mam nadzieję, że już z górki. Ja tego nie mogę zrozumieć, wczoraj cały dzień nic nie jadłam i ze stresu kręciło mi się w głowie, a dzisiaj dziecko w najlepsze się w przedszkolu bawiło. Gdy one na początku mi mówiły, proszę się szybko pożegnać i wyjść to byłam wściekła. A dzisiaj mam wrażenie, że przez to moje długie żegnanie się pogorszyłam sprawę, bo dałam Stasiowi możliwość kapryszenia, aż w końcu wpadł w histerię. Elffik – nie jest trudno zrozumieć zasad przedszkolnych, kiedy to tłumaczysz tak spokojnie i racjonalnie. Na dniach adaptacyjnych nikt mi tego nie wytłumaczył. Panie tylko powiedziały, że można z dzieckiem trochę zostać, że one na to pozwalają, ale lepiej, żeby nie przedłużać. Nie kończyłam ani psychologii ani pedagogiki przedszkolnej. Skąd mam to wiedzieć? Psychika dziecka rządzi się innymi prawami niż dorosłego. Przynajmniej dla mnie jest niepojęta :)
  25. Pszczoła, dzięki za informacje. Patrzcie, jak to lekarze potrafią namieszać i nastraszyć z tymi badaniami. Albo coś tam źle wypatrzą, zmierzą, albo nie biorą pod uwagę, że statystyka to statystyka, a człowiek to człowiek i tak się nie da, a potem siedzisz i się martwisz. Uff.... 3 dni w przedszkolu i Staś się rozchorował. Wprawdzie to tylko katar i przeziębienie, ale zatrzymałam Go w domu. W sobotę idziemy na wesele (pierwsze w życiu Stasia) i ciekawa jestem, jak to będzie. Ja ciągle nie ma swobodnego dostępu do komputera w domu, a służbowego nie wykorzystuję do prywatnych spraw. Stąd, ani nic nie wysyłam, ani nie mogę się nacieszyć Waszymi zdjęciami. Mój mąż majsterklepka ciągle z komputerem cuduje. Już kilka razy miałam ochotę sobie kupić swojego prywatnego laptopa, ale jednak pieniędzy trochę szkoda. Cześć Karenko i Kuk, Katrin po trochę długiej nieobecności. Miło Was widzieć. A Logosm to przepadła... :(
×