Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Mysha

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Mysha

  1. a ja dzisiaj dostałam maila od przyjaciela, że jego mama odchodzi... Ma raka wszędzie - wątroba, trzustka, żołądek, nacieki. Lekarze mówią że 2 tygodnie będzie cudem. Facet ma tylko ją, całe życie jej poświęcił - jej i pracy i nagle pisze..a ja nie wiem co mam mu powiedzieć oprócz tego, ze musi być silny, żeby wykorzystał każdą chwilkę która im razem została, że tak po prostu jest... A z drugiej strony śmierć brata nauczyła mnie, ze nie ma nieśmiertelnych, że taki jest los i sorry za brutalność - naturalną koleją rzeczy jest to, ze odchodzą rodzice i dzieci zostają same... Boję się rozmowy z nim...bo naprawdę nie wiem co powiedzieć.
  2. Marinko, dzięki za pozdrowienia i pamięć. Od czasu do czasu wchodzę tu i czytam, ale nie chcę pisać z wielu względów. Zresztą to co się działo kilka tygodni temu skutecznie mnie zniechęciło do czegokolwiek. Za mną długa droga, ale jestem na prostej... i jest lepiej. Wróciłam do życia, chociaż nigdy nie zapomnę... i tyle. Życzę Wam wszystkim tego samego :)
  3. Rany, nie było mnie tu sporo, wchodzę i oczom nie wierzę. Ten topik zawsze był taki fajny a teraz to jakieś cholerne bagno pełne żółci, złośliwości...Szkoda :( A z drugiej strony nic nie trwa wiecznie... Przykro mi, a może z drugiej stron to też znak? Nie wiem Współczuję tym, które skopano publicznie, ale współczuję też tym wszystkim, którzy rzucają błotem - żal mi was.. A mi dzisiaj przyśnił się brat, stał przed domem i po drugi rozmawialismy tak na skraju jawy i snu. Dziwne, powiedział, że mam wytrzymać do grudnia i wtedy spotkamy się tak naprawdę, że znowu się wtedy zobaczymy. Prawdę mówiąc mam strasznie mieszane uczucia - z jednej strony nei należy wierzyć snom, z drugiej...Ech. Nic to, poczytam sobie trochę co tu powstało jak mnie nie było i tyle. Pisać nie ma sensu, bo na pewno ktoś to wykorzysta przeciwko mnie. Trzymajcie się dziewczyny
  4. O rany, weszłam tu po tak długim czasie i oczom nie wierzę, ale się bagno zrobiło... Szkoda, bo to było naprawdę fajne miejsce, a teraz to jakiś rynsztok i fala złośliwości non stop :(Ech... Szkoda...
  5. A u mnie właśnie minął rok... To był dziwny dzień, ale prawdę mówiąc początkowo wszystko było OK. Poszliśmy na cmentarz, kupiliśmy piękne świece, przepiękny bukiet róż. Pojawiła się rodzina bratowej...Potem był uroczysty obiad, oglądanie zdjęć, bo bratowa odbyła podróż życia. A potem poszliśmy do kościoła i pękłam.Tak strasznie się rozpłakałam w tej ławce, nie potrafiłam się uspokoić.A potem coś mnie podkusiło i poszłam do spowiedzi i przy konfesjonale wypłakałam cały swój żal. To bylo wszystko co mogłam zrobić dla mojego braciszka.wszystko... I po raz pierwszy nie usłyszałam, że mam wierzyć w Boga, czy że mam ufać, że to miało jakiś cel,sens, że mam się cieszyć, bo mój brat widzi Boga. Po raz pierwszy usłyszałam ludzką odpowiedź, ludzkiego księdza, który powiedział mi, że nie wie co mi powiedzieć i że chciałby powiedzieć coś co utuli ten cały ból, ale nie umie, bo wie przez co przeszłam i rozumie dlaczego stało się ze mną to co się stało. I że 37 lat to za mało, żeby umierać,że to nie jest normalne. I że on sam też strasznie cierpiał po stracie swojej mamy i że bardzo długo nie potrafił się z tym pogodzić, mimo, że później został księdzem... I że mój brat i moje dziecko będą na mnie czekać... I że moje dziecko będzie wiedzieć, że ja to ja. i że mam swojego własnego anioła w niebie, który będzie czuwał nade mną i nad tym nowym dzieckiem, które się urodzi.... I że nowe dziecko będzie dla nas wszystkich błogosławieństwem... I że czas nie uleczy naszych ran, ale przytłumi ból i że moja złość, rozpacz, odwrócenie się od kościoła to nie są rzeczy, które mnie przekreślają, że to normalna reakcja i że on rozumie, że tamten na górze też rozumie., I to było dobre, jak łyk zimnej wody w gorący dzień... I minął rok.Rok temu o tej porze dzwoniłam do swojej mamy mówiąc, że Jacek nie żyje,że lekarze przegrali walkę i jechaliśmy w ciemną noc najpierw do rodziców bratowej, a potem do nas... Rok temu widziałam ostatni raz swojego brata kiedy żył Rok temu nie wiedziałam, że będę tak strasznie tęsknić i że tak strasznie go kochałam mimo naszych trudnych charakterów. To był straszny rok..ale ten rok muszę zamknąć i iść dalej, pamiętając o tym co się stało...ale nie zapominając o tym co może się stać i co mogę jeszcze zrobic w tym swoim życiu...
  6. U mnie po śmierci Jacka przywaliło z grubej rury - najpierw piec centralnego ogrzewania a potem kuchenka. Na szczęście udało się szybko wszystko załatwić. U mojej bratowej na szczęście w miarę spokój jeżeli chodzi o psucie się różnych rzeczy, poza tym to jest naprawdę samodzielna kobietka, przed Jackiem żyła przecież sama. Studia, dyżury, praca i musiała jakoś sobie dawać radę. U mnie dziś mija rok od momentu kiedy ostatni raz rozmawiałam z Jackiem,kiedy był żywy, żartował, śmiał się. Ten tydzień będzie bardzo dziwny, przepełniony bólem i łzami, a z drugiej strony życie idzie dalej. W tym tygodniu dowiem się czy dziecko przeżyło, czy podzieliło los poprzedniego, w tym tygodniu w pracy ogromne wyzwanie, a jak to przejdę to zacznie się laba i tego naprawdę chciałabym. Odpocząć, zrelaksować się, zamknąć oczy i czuć tylko wolność, radość... Nie wiem czy to możliwe, ale przynajmniej będę próbować. Dla siebie, dla swojej rodziny, dla mojej fasolki :), dla Jacka...
  7. Nie, nie zwariowałam. Tylko jak czytam teksty z cyklu "nie rozczulaj się, bo ktoś Ci zmarł" albo "no już przestań...", "minął.. i tu pada ilość miesięcy/czasami lat a ty nadal tak to przeżywasz, po co?" to szlag mnie trafia. Nikt nie ma prawa dyktować ile można cierpieć, jak długo przeżywać. Nikt... Bo nikt kto czegoś takiego nie przeżył nie wie jak to jest. A teksty 'minęło tyle lat a ona się nie uśmiecha" po prostu mnie rozwalają. Jakim prawem ktokolwiek może to oceniać?
  8. Czyli rozpamiętywanie czy ból jest bzdurą? Czyli żałoba jest bzdurą i najlepiej gdyby kończyła się na pogrzebie? Czyli każdy kto płacze po bliskim i nie potrafi, bo taka jest prawda - czasami nie potrafi, stanąć szybko na nogach, zapomnieć, zacząć się uśmiechać jest be? Zatem panowie i panie zapominamy- już, tu teraz. Nie rozczulamy się nad sobą, zgodnie z sugestią naszych inteligentnych pisarzy... Mamy, które straciły dzieci - zawsze mogą sobie urodzić kolejne Ojcowie - zrobić nowe, może lepsze? Zony, które straciły swoich ukochanych mężów - mogą sobie znowu wyjść za mąż i to już, wywalać żałobne ciuszki i już do salonu sukien ślubnych Mężowie - już, wio na laski, za rok nowy model dziewczyny/chłopacy, którzy stracili ukochanych - przed wami całe życie, a co to tylko jeden/jedna na świecie? Ludzie, którzy stracili rodziców - e tam i tak mieli umrzeć, naturalna kolej rzeczy. itd Rodzeństwa? a po co nam rodzeństwa? jedno w tą czy w tą Szast, prast, wychodzimy z żałoby, zapominamy, nie myślimy bo i po co? tak??? Było, minęło? Tylko jak wyczyścić pamięć? Jak wyczyścić duszę, serce? Jak zapomnieć? Chyba o tym ktoś zapomniał... A gdzie miejsce na uczucia? A gdzie miejsce na chociażby na czas, który ma nas nauczyć żyć inaczej, bez nich? Gdzie czas na wyciszenie emocji? I nawet jeżeli będzie to trwać bardzo dlugo to co z tego? Kiedy miłość jest wielka, głęboka, kiedy są prawdziwe więzy niestety to nie jest możliwe. Chyba, że łączy nas tylko słowo nic więcej. Nie sądzę, żeby ktoś kto tu wpadł tak po prostu, miał jakiekolwiek prawo do takich tekstów. Ne sądzę, żeby ktoś kto przeszedł podobną tragedię mógł myśleć w taki sposób, w jaki zostało to zaprezentowane. To jak dyskusja ze ślepym o kolorach.
  9. Może to głupio zabrzmi, ale Otuniu w pewnym sensie zazdroszczę Ci, że masz już to za sobą. 1 rocznicę :( Mi zostało 10 dni... I jak boomerang wraca do mnie non stop to co się stało. Dzisiaj byłam u brata, zapaliłam wszystkie świece, jutro pozamiatam piasek, który został po zimie, a potem będzie odliczanie... Rok - odkąd wróciliśmy z najlepszych wakacji w naszym życiu rok - odkąd Jacek nagle zasłabł rok - odkąd walczył rok - odkąd zmarł. Będzie msza, będą znajomi, rodzina, jego żona, jego teściowie. Najbardziej boję się znowu o swoich rodziców i pośrednio siebie - jestem znowu w ciąży i w tej chwili to nie jest dobry stan i ten dzień. Uświadamiam sobie z dnia na dzień jak bardzo mi go brak, ale oprócz łez i bólu pojawia się niesamowita złość. Kilka dni temu wyrzuciłam z pulpitu jedno z jego najpiękniejszych zdjęć. Tak fajnie się tam uśmiecha, a mnie trafiło, że jemu teraz to może i do uśmiechu, ale my... A dzisiaj znowu popatrzałam sobie w jego uśmiechnięte oczy i znowu zaczęłam tęsknić jak szalona. NIe chce mi się wierzyć, że tam na cmentarzu jest on... to tak jakby tam był po prostu człowiek o tym samym imieniu, nazwisku, dacie urodzenia...ale mój brat przecież żyje...a potem zdaję sobie sprawę, że nie żyje i jest jeszcze trudniej. Myślałam, że jakoś to przełknęłam, że po prostu przyjęłam do wiadomości, ale nie... I wiecie, cieszę się z jednej rzeczy - że byłam z nim w szpitalu, że głaskałam go po ręku, rozmawiałam z nim, że ścisnął mi rękę tak delikatnie mimo, że był w śpiączce, że widziałam jak próbuje otworzyć oczy - bo reagował na mój głos i widziałam małą łezkę w kąciku oczu. A kilka godzin później zmarł. A mimo to moja pamięć, moja świadomość pamięta szpital, pamięta wakacje, pamięta dobre i złe chwilki z żywym Jackiem. Nie pamiętam jego twarzy w trumnie, nie pamiętam szczegółów pogrzebu. Pamiętam tylko dziki tłum - kilkaset osób, które przyszły dla niego, dla nas ale nie pamiętam Jacka w trumnie. Ponoć się uśmiechał. Opalenizna z wakacji przesłoniła bladość śmierci, ale ja tego nie pamiętam. Dobrze, bo pamiętam życie, a przecież życie jest ważniejsze niż śmierć... I tęsknię ;( Zostało 10 dni :( i zatoczy się koło. Minie rok.. nie wiem jak przez to przebrnę, będę potrzebować bardzo dużo siły, oj bardzo...
  10. Isami... To Twoja wiara jest tu najważniejsza i to, w co chcesz wierzyć. Akurat tutaj ciężko powiedzieć kto ma rację - Twój znajomy czy Ty. To tak jak dyskusja o Bogu - niektórzy mówią, że go nie ma przedstawiając dobre argumenty, niektórzy, że jest. I komu tu wierzyć? Ja wierzę, że tam coś jest, że oni na nas czekają, że tam są bez bólu, chorób, nieszczęść, kalectwa. I prawdę mówiąc taka wersja mi się podoba i liczenie...Bo ja liczę - dziś jest o jeden dzień mniej bez mojego brata i za jakiś czas i jeden dzień mniej się spotkamy. Sam mi to obiecał...
  11. Byłam dzisiaj na cmentarzu, ostatnio wszystko było zasypane, a dzisiaj wszystko się stopiło... Wymieniłam kwiaty,zapaliłam znicz, a potem pomyślałam sobie - jakie to k...niesprawiedliwe. On tak strasznie kurczowo czepiał się życia, walczył od małego, a teraz przegrał... Ostatnio mam coraz straszniejsze sny, chyba za bardzo wczytuję się w to forum i widzę rzeczy, których nie chcę widzieć, chociaż i tak nie mam żadnego wpływu na to co widzę. Za 13 dni rocznica. Przyjadą goście, moja mama zamówiła mszę i będzie mi strasznie trudno iść tam po roku czasu i jeszcze trudniej powiedzieć Bogu - Ok Stary, wygrałeś, jestem... Nie umiem. Jutro kupię piękne znicze, kupię jakiś stroik i znowu będzie pięknie u Jacka..i znowu będę tęsknić i myśleć, że rok temu o tej porze pływaliśmy w morzu, oglądaliśmy cuda tego świata i robiliśmy plany na kolejny rok... Zastanawiam się co powiedziałby teraz, czy ucieszyłby się wiadomością, że będzie wujkiem, bo będzie...nawet jeżeli jest 2 metry pod ziemią... Niesprawiedliwe :(
  12. Dziękuję, że tak miło piszecie o tym co stukam od czasu do czasu. Może jestem po prostu ostatnio przewrażliwiona i do tego jakaś taka rozmemłana? Nie wiem... Czasami po prostu piszę to co myślę, a jak widać myślę czasami za szybko ;) i czasami piszę nieprzemyślane rzeczy, ot tak na gorąco. Za dwa tygodnie minie rok odkąd Jacka nie ma z nami, boję się tego dnia. Boję się reakcji mojej mamy, boję się tych wszystkich ludzi, którzy się pojawią, boję się, bo nie będę w stanie zrobić nic, żeby przegnać ten cały smutek. Do dupy to wszystko...
  13. nie... nie chodziło mi o to. Być może Gosia miała umrzeć, może nie. Poza tym co innego jest umrzeć a co innego odebrać sobie to życie. A mi chodziło tylko o to, że czasami nawet jeżeli ból jest straszny trzeba pamiętać, że dzieci, które stoją obok, nie mogą być zapomniane, że nasz ból nie może zasłonić tego co w życiu jest bardzo ważne... Zresztą nieważne, przepraszam że to w ogóle napisałam. Po prostu mnie naszło... przestaję pisać.
  14. nie... nie chodziło mi o to. Być może Gosia miała umrzeć, może nie. Poza tym co innego jest umrzeć a co innego odebrać sobie to życie. A mi chodziło tylko o to, że czasami nawet jeżeli ból jest straszny trzeba pamiętać, że dzieci, które stoją obok, nie mogą być zapomniane, że nasz ból nie może zasłonić tego co w życiu jest bardzo ważne... Zresztą nieważne, przepraszam że to w ogóle napisałam. Po prostu mnie naszło... przestaję pisać.
  15. nie... nie chodziło mi o to. Być może Gosia miała umrzeć, może nie. Poza tym co innego jest umrzeć a co innego odebrać sobie to życie. A mi chodziło tylko o to, że czasami nawet jeżeli ból jest straszny trzeba pamiętać, że dzieci, które stoją obok, nie mogą być zapomniane, że nasz ból nie może zasłonić tego co w życiu jest bardzo ważne... Zresztą nieważne, przepraszam że to w ogóle napisałam. Po prostu mnie naszło... przestaję pisać.
  16. nie... nie chodziło mi o to. Być może Gosia miała umrzeć, może nie. Poza tym co innego jest umrzeć a co innego odebrać sobie to życie. A mi chodziło tylko o to, że czasami nawet jeżeli ból jest straszny trzeba pamiętać, że dzieci, które stoją obok, nie mogą być zapomniane, że nasz ból nie może zasłonić tego co w życiu jest bardzo ważne... Zresztą nieważne, przepraszam że to w ogóle napisałam. Po prostu mnie naszło... przestaję pisać.
  17. Helmut kiedy śnił mi się mój brat po raz pierwszy "normalnie" od pogrzebu (przez pierwsze tygodnie miałam sny z cyklu - jestem w kaplicy/jestem na cmentarzu/dzwonię z tą straszną wiadomością do rodziców...), miałam wrażenie, że to nie był sen tylko jawa, bo wszystko było takie rzeczywiste i takie..namacalne... W każdym razie kiedy mi się przyśnił jedną z rzeczy jakie mi tłumaczył było właśnie to, że nie mamy wpływu na datę śmierci, że obojętnie co będziesz robic jeżeli akurat to jest pisane - nic nie zmienisz...Każdy z nas ma ustalony czas. Ze śmiercią nie można wygrać. Czytałam potem jeszcze kilka książek z cyklu co jest po śmierci...i kilka rzeczy bez wzgledu kto pisał te książki - Polak/Katolik/Protestant/Cudzoziemiec itd. było takich samych...m.in to o naszym czasie tutaj... I wiecie jest jeszcze jedno - znałam kiedyś dziewczynkę. Jej mama w pewnym momencie miała straszny odchył na skutek jakichś perypetii życiowych, depresję i zajęła się sobą. Tak skutecznie, że po prostu pewnego dnia uciekła z domu, zostawiając swoje jedyne dziecko pod opieką swojej matki (która nie lubiła wnuczki). Zajęła się sobą i nie interesowało jej że jej dziecko cierpi, tęskni, że nie wie co się stało, płacze.. Tłumaczyła później, że przeżywała straszny okres, że musiała wiele rzeczy wyprostować, przemyśleć, dojść do ładu i wygrać z depresją, że to był JEJ smutek, JEJ problemy i dziecko nie było akurat wtedy w centrum jej zainteresowania... To trwało ponad rok. Kiedy wreszcie mamunia się opanowała i zrozumiała, że mając dziecko ma jakaś odpowiedzialność, moja koleżanka popełniła samobójstwo. Miała 13 lat... Teraz miałaby 30...
  18. Ok, nie chcę się kłócić ani wymądrzać. Zresztą Helmut zrobi jak będzie chciała, ja tylko wiem co akurat mi dało coś takiego i gdybym mogła skończyłabym swoją wiedzę na umarł na ttp, nic nie dało się zrobić... A tak na zawsze pozostaje pytanie - a gdybym wtedy... i jest jeszcze gorzej. Zresztą nieważne... Znikam
  19. Joasiu dążyłabym ale zaraz po śmierci i w rozmowach w lekarzem, a nie na forum, gdzie każdy użytkownik jest co najmniej profesorem medycyny. Pozostaje jeszcze tylko pytanie - a co to teraz da?
  20. Helmut powiedz a co Ci to da , wskrzesisz mamę, skopiesz dupę lekarzom. uzdrowisz ją? Nie...ona umarła. Umarła i koniec. Osłodzisz jej śmierć? Nie..bo ona już umarła Spowodujesz, że śmierć będzie lekka? Nie...bo ona umarła Dowiesz się co można było zrobić - i co z tego? Komu to pomoże? Nie powtórzysz sytuacji NIe znajdziesz podobnego przypadku.. ona umarła. Znasz się doskonale na raku? Potrafisz powiedzieć dokładnie jakie Twoja mama miała parametry, jak to się rozwijało, jak reagowała na podane leki? Nie... Nakarmisz się bólem i rozdrapiesz rany jeszcze bardziej. Chcesz tak? Rozstrząsanie takich spraw, zwłaszcza gdy nie jesteś lekarzem, a każdy przypadek raka to inny przypadek i każdy reaguje inaczej - nic nie da.. A Tobie przyniesie jeszcze więcej bólu i łez... Chcesz tego? I faktycznie - po prostu przez to przeszłam i wiem, że to droga do nikąd. Gdyby nasze łzy mogły uzdrawiać, a rozpacz wskrzeszać - nasi zmarli byliby z nami. Ale ich nie ma... Mój brat umarł na bardzo rzadką chorobę krwi. W moim województwie w ciągu 10 lat było 5 przypadków, ostatni 2 lata temu, ale tamta kobieta przeżyła. Mieli podobne wyniki, takie samo leczenie..a on umarł... I powiedz mi co mi da to, że wiem teraz jakie były objawy? Co da mi to, że wiem co trzeba było zrobić żeby wcześniej zacząć leczenie? Co da mi to, że znam wszystkie dostępne na całym świecie metody leczenia i znam osobę, która w tej materii zrobiła dla medycyny najwięcej? Co da mi fakt, że gdybym wiedziała że on umiera, zostałabym przy nim? co da mi fakt, że może trzeba było nie uważać tego za przeziębienie ale chorobę i zacząć kompleksowe badania i leczenie 2 tygodnie wcześniej i nie słuchać lekarzy, że to przeziębienie? Co to mi da?Nic... On jest 2 metry pod ziemią, umarł... tak jak Twoja mama. I co mi tego? Kolejny prosty przykład. Znałam dwie osoby, umarył na raka trzustki 1 osoba - chorowita, chuda kobieta ok. 50. Raka wykryto dwa lata temu, w zaawansowanym stadium z przerzutami wszędzie. PIerwsza diagnoza i rokowania = każdy dzień jest dniem na kredyt.Podano chemię i na tym zakończono. Miała życ nie dłużej niż pół roku...Przeżyła 2 lata. Bóli dostał dzień przed śmiercią i dopiero wtedy podaliśmy morfinę...a lekarze nie wierzyli.. 2 osoba - chorowita, chuda kobieta....ok 50. Rak trzustki wykryty w niższym stadium. Rokowania kiepskie jak to przy takim raku, ale mówiono, że jeszcze nie jest tragicznie. CHemia i spoko będzie jeszcze kilka lat... Małe przerzuty . Od momentu diagnozy do śmierci minęły.... 2 miesiące... szukaj pomocy wsród ludzi, którzy stracili bliskie osoby, a nie na forum onkologicznym, bo Twoja mama nie żyje i nic już nie możesz zrobić.... Teraz musisz pomóc sobie, nie jej...TO Ty musisz stanąć na nogi i pamiętać mamę przez pryzmat szczęśliwej kobiety, a nie duszącej się zmarłej.
  21. Helmut - nie szukaj, nie kop bo tak naprawdę nic Ci to nie da, a każdy okruch nadziei wywoła wyrzuty sumienia "a mogłam to/tamto" albo "nie zauważyłam tego/tamtego"... Ja po smierci mojego brata przekopałam cały net na temat jego choroby. Ponieważ jest to bardzo rzadkie, stron było w sumie niewiele. I kopałam i szukałam coraz głębiej zastanawiając się co przegapiłam, na co mogłam zwrócić uwagę, czego nie zauważyła moja bratowa lekarz... a potem zobaczyłam co z tego wszystkiego zrobiła moja mama - wyrzuty sumienia "mogłam zareagować" sprawiły, że do śmierci jej syna doszło coś więcej - mega, czasami urojone wręcz wyrzuty. Nawiązałam kontakt z kilkoma lekarzami w stanach, którzy zajmują się tą chorobą. Pisałam, zadawałam mnóstwo pytań, dostawałam odpowiedzi... i analizowałam w bezsenne noce. to było jak obłęd, jakaś paranoja... W ciągu roku stałam się niemal ekspertem. Znam mechanizm, znam słowa, których jeszcze rok temu nie rozumiałam. Moja bratowa śmieje się, ze w tej materii jestem niemal doktorem medycyny a minimum lekarzem hematologiem...Tylko po co? Nie jestem lekarzem... a potem jak już doszłam do etapu "nic nie mogłam zrobić" przyszedł etap "a co jeśli ja też to mam?" I strach, że każde przeziębienie może nie być przeziębieniem tylko TA chorobą, która i tak mnie zabije jak i jego. To było bardzo głupie i też przyczyniło się do tego, że gdy wreszcie zaszłam w upragnioną ciążę poroniłam... Nie jesteś lekarzem, nie jesteś biotechnologiem, nic Ci nie da roztrząsanie sprawy, trzeba podejść do tego rozsądnie i niestety chłodno, bo dla Twojej mamy nie zrobisz już nic. Możesz jedynie sobie zrobić krzywdę, ale czy tego chciałaby Twoja mama? Malalala.... Smierć brata to coś strasznego...też przez to przechodzę :( I mimo, że mija rok jeszcze nie pozbierałam się z kolan :(
  22. I siedzę i czytam ... choć znam go na pamięć. Pamiętam jak bardzo wtedy się ucieczyłam kiedy go przysłał... Jak bardzo się cieszyłam kiedy wrócił z morza, potem był mój ślub, na którym on był moim świadkiem...Potem był jego ślub a potem koniec. Tak po prostu. Siedzę dzisiaj i myślę i wraca tamta noc kiedy musiałam zadzwonić do swoich rodziców i powiedzieć, że Jacka już nie ma... Kiedy siedziałam w samochodzie trzymając za rękę moją bratową... Cholera :(
  23. Zginęła mi komórka... Początkowo byłam zła na siebie, a potem po prostu pomyślałam, że widocznie tak musiało byc, mam za swoją nieuwagę... W domu znalazłam stary telefon, którego używałam jeszcze 3 lata temu. Włożyłam kartę, odpaliłam... i okazało się, że w pamięci telefonu był sms....od mojego braciszka... Mieliśmy dziwną relację, z jednej strony strasznie byliśmy związani, z drugiej - kłóciliśmy się i czasami było kiepsko (różnica 6 lat)... Tamtego wieczoru wybuchnęłam. Mój brat wyjeżdżał w morze, zaczęliśmy się kłócić i od słowa do słowa wygarnęliśmy sobie wszystko. To trwało niemal całą noc i nad ranem wykrzyczałam mu, że to wszystko co jest złe między nami jest nieprawdą, że przecież jest moim bratem, jedynym bratem jakiego mam i że go kocham i zawsze tak było i będzie i że nawet jak jesteśmy dla siebie paskudni i okropni to on jest mi najbliższym człowiekiem i tak będzie na zawsze. I gdziekolwiek on będzie, tam będę i ja. Skończyło się wielkim płaczem i nastał spokój.. A rano z pociągu przysłał mi smsa... i właśnie go znalazłam. Teraz jest mi i źle i dobrze... Źle bo go nie ma i tęsknię za nim jak diabli. Dobrze, bo zdążyłam mu przynajmniej powiedzieć to coś... I on mi napisał coś ważnego. I tęsknię i płaczę... Dziwny ten wieczór
  24. Powiem tyko tyle... ściskam mocno...
  25. Leni, spokojnie.... Po prostu czasami ludzi przerastają sytuacje i to też jest ludzkie. I temu też nie należy się dziwić. Czasami po prostu niewiadomo co powiedzieć, jak się zachować. Do tego dochodzi i tu nikt mnie nie przekona że jest inaczej - nasza własna agresja. Bo MY jesteśmy agresywni, to jedna z form żałoby, bo widzimy wszystko inaczej... A czasami jest po postu ludzka niemoc. Nie wiem co powiedziałabym gdyby np dwa lata temu ktoś przyszedł do mnie z tym co przydarzyło się mi... Pewnie też nie umiałabym nic sensownego powiedzieć. Pewnie uciekłabym od problemów, pewnie unikałabym tej osoby, ale to wszystko z niewiedzy, czasami z płytkości... Są ludzie,których zycie nie doświadczyło... ale są też tacy, którzy czekają na Twój krok. A czasami trzeba zwrócić się do obcego człowieka, albo profesjonalisty i czekać... A czasami właśnie takie sytuacje pokazują inne problemy w życiu.... i to też jest niestety życie. U mnie śmierć brata na pewno zrewidowała część znajomych. Moja najlepsza przyjaciółka, która potrafiła dzwonić do mnie w środku nocy "bo rzucił ją chłopak" "bo rodzice się rozwodzą i piorą brudy" "bo jest jej źle", dla której byłam zawsze... w dniu pogrzebu mojego brata przysłała mi smsa "uśmiechnij się, dzisiaj będzie dobry dzień"... Nie muszę mówić jaka była moja reakcja. Nie przyjechała nawet... z moją bratową była przyjaciółka, do mojej mamy przyjechała natychmiast przyjaciółka, ja byłam tam sama i sama szłam nawet w kondukcie pogrzebowym...Druga przyjaciółka ze studiów, papużka nierozłączka nie odezwała się do dziś...a minął już prawie rok. Za to zostali inni, jest ich bardzo mało... I kiedy krzyczałam, że ich nie potrzebuję byli. Kiedy nie chciałam gadać - milczeli, kiedy chciałam żeby mnie ktoś wysłuchał - słuchali, a kiedy chciałam kopa - kopali. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że to są ludzie, których dotknęła podobna tragedia, którzy wiedzą przez co i jak przechodzę... Ktoś inny powiedział mi, że po prostu nie wie co powiedzieć, nie wie jak mi pomóc, co robić i dlatego się odsunął...A ja uznałam to za ucieczkę... A ktoś inny, tak jak Marinie powiedział mi - masz męża, rodziców - żyj. Śmierć brata czy śmierć dziecka to jeszcze nie jest powód do ucieczki... Przed Tobą jeszcze wiele śmierci i pogrzebów.. i nisestety musisz przez to przejść. Straszne, ale prawdziwe... Leni to nie jest atak na Ciebie, to nie jest w jakikolwiek sposób narzucanie czegokolwiek, ale po prostu ktoś, kto Cię nie zna i tak naprawdę nie ma nic wspólnego z Tobą poza inną tragedią pisze... Może po prostu wzięło mnie na pisanie, a może po prostu patrzę na to wszystko ze swojej perspektywy, kogoś kto w jakiś sposób stanął na nogach i mimo, że nadal boli, ale idę dalej.
×