JOLA49
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez JOLA49
-
Zofinko nie gniewam się na Ciebie wręcz przeciwnie...przykro, że i Ciebie to spotkało.
-
ale....mało kiedy dążył do....no wiecie, na 11 lat...i byłam na prawdę atrakcyjna kiedyś. kleszcz ponoć powiedział niedawno M(że musi...rozstać się z żoną(są 3 lata małżeństwem)...bo drętwa jakaś...tylko mu dziecka szkoda.
-
dziękuję wam belvuś...śledziłam ich....mój zachowuje się normalnie....poza paroma rozmowami na tel., dziwnie modulowanym głosem....że aż myślałam...że rozmawia z kobietą...ale to było może na złość...bo wcześniej go pytałam o skłonności do mężczyzn...czy ma i czy tamten ma....pośmiał się i chyba tamtemu powtórzył, bo któregoś dnia...kleszcz powiedział smutno....a gejem nie jestem. kiedyś oglądałam film autobiograficzny reżysera geja...on sam grał tam główną postać...by uświadomić ludziom że tam są różne nacje...niekoniecznie uprawiają sex...ale mogą się podkochiwać.
-
ale może nie szeregujmy go w tym gronie alkoholików...bo tego nie wiemy...ja sama nie wiem co myśleć....dopiero go rozpracowuję....przychodzi mi na myśl, że mnie nigdy nie kochał tylko oszukiwał dla własnych celów...inaczej jeździł by ze mną na plenery....miał specjalne zaproszenie i ulgi...a jednak tylko raz się zgodził.Wygodnie mu było, miło i ciepło...no i wesoło...bo ja taka byłam.Może nie jest zdolny do wyższych uczuć?Ja jeździłam z nim na koncerty ale często byłam umordowana pracą i z dalszych rezygnowałam...a kleszcz podsuwał mu własny transport na sprzęt, w którym nigdy nie było miejsca dla mnie...i tak zaczęliśmy bywać oddzielnie.
-
ale może nie szeregujmy go w tym gronie alkoholików...bo tego nie wiemy...ja sama nie wiem co myśleć....dopiero go rozpracowuję....przychodzi mi na myśl, że mnie nigdy nie kochał tylko oszukiwał dla własnych celów...inaczej jeździł by ze mną na plenery....miał specjalne zaproszenie i ulgi...a jednak tylko raz się zgodził.Wygodnie mu było, miło i ciepło...no i wesoło...bo ja taka byłam.Może nie jest zdolny do wyższych uczuć?Ja jeździłam z nim na koncerty ale często byłam umordowana pracą i z dalszych rezygnowałam...a kleszcz podsuwał mu własny transport na sprzęt, w którym nigdy nie było miejsca dla mnie...i tak zaczęliśmy bywać oddzielnie.
-
miałam nie pisać...ale ten przykład z tym panem co się nawrócił....jest mi znany....były mąż nie pije....żyje w samotności...wiem z relacji córki...teraz dopiero jak stracił wszystko....nadrabia zaległości...dorabia się...ale...no właśnie....jest drobiazgowy...wszystko go wyprowadza z równowagi....tak mówi córka jak miała okazję z nim pomieszkać 2 lata temu....nie ułożył sobie życia z żadną kobietą...i wiem że chce się do mnie zbliżyć....ale ja się go nadal boję...wybaczyła...jednak nie ufam, bo on naprawdę był uzależniony. Dziękuję Wam kibitki za wsparcie....jestem dzielna ale Zofinka ma rację, że to zjada od środka...a ponieważ stałam się fanką trzeźwych od dawna....wiem, że takie sytuacje jeśli za częste....nie zniosę i będzie \"BUM\". wasze wsparcie jest mi potrzebne dla wbw
-
Jeszcze tylko powiem...że program jaki znam mówi,że jak facet z rana zapija klina klinem....to ma problem alkoholowy, u mojego nie zdarzyło się to...a wiem bo przez większość lat pracował jednak w domu.Czy zdarzało mu się jednak coś takiego na wyjazdach....tego nie wiem...i właśnie go obserwuję i sprawdzam, by się upewnić...czy to zwykłe pijaństwo.... czy alkoholizm.Alkoholików boję się jak ognia i unikam odkąd wiem sporo na ten temat.Na pewno wiem też, że faceci którzy się upijają zatrzymują w ten sposób swój duchowy i intelektualny rozwój na tamtym poziomie...czyli nie dorastają...a więc nie są do końca dorośli i mają kłopoty z braniem odpowiedzialności za cokolwiek. Zofinko.......i za te kciuki pomarańczkom dziękuję za wyrażenie swoich opinii,zrozumienie i trzymanie kciuków.
-
Tylko chciałam się wygadać...i znikam wogóle!
-
acha i napisałaś...oceniłaś mnie, że mu daję d...y...nie pytając czy tak jest...więc Ci odpowiadam, że nie...nie daję ani jemu ani nikomu....od dwóch miesięcy....żyję w celibacie...bo złożyłam przyrzeczenia w kościele....wyraźnie powiedziałam M...że nie chcę już żyć w brudnym związku i albo ja...trzeźwość...ślub kościelny...i zero kontaktów z kolesiami....albo z tym koniec.Więc i z tych przyczyn się miota.A alkoholizm?....teraz to plaga i różnie faceci piją ale piją...jest ich 98 %.Tak więc jak poznasz kogoś kto nie pije wcale to się strzeż...bo może się okazać...że jest \"trzeźwym alkoholikiem\"...i wróci do nałogu jak mu się znudzi kobieta.Są też ukryci alkoholicy....zagryzający w odosobnieniu różnymi świństwami, żeby nie było od nich czuć. Ja więc ze zła tego świata wybrałam najmniejsze zło...faceta który pił rzadko albo wcale i jak się okazuje...nie trafiłam...ale jak się spróbuje dalej posunąć a znam tą wiedzę....o tej chorobie i nie będzie chciał z tym coś zrobić....zostanie sam! Ty zaś nie obrażaj się na mnie...bo wszystkie popełniamy błędy a większość żyje w takich związkach i niektórym udał się ten cud.
-
Zofinko...nic nowego mi nie powiedziałaś...o tym syndromie...ja to wiem...lecz od niedawna odkryłam dopiero te pijackie jego jazdy.Nawet nie jestem zła na Ciebie, że tak publicznie mnie złajałaś a mogłaś na maila.Jak chcesz i umiesz słuchać....to zapraszam na maila....bo mając w pamięci Twoje nieszczęśliwe zakończenie w sprawach sercowych..jak już żyłaś bez męża...to dowód na to, że w pył się obraca wszystko bez modlitwy.Ja nie mam żalu do Ciebie o twoje sugestie....i wiem że niejednego to wkurza, że jestem z kimś, kto w tej chwil...zaznaczam...od niedawna tak mnie traktuje....ale nie mogę uciekać z wyboru nie udzielając mu pomocy w tej chorobie, bo były wspaniałe lata w których byliśmy też szczęśliwi i niczego mi nie żałował...chcę być w porządku do końca...jak nie skorzysta...wtedy się rozstaniemy...i tak jak mówisz dam sobie na pewno radę. Póki co jeszcze jest mi potrzebny....choć....obydwoje walczymy....bo byliśmy dla siebie stworzeni....nie wiem czy rozumiesz mnie Zofinko. Ja sobie ufam...i ufam, że rozwiązanie nadejdzie...i będzie korzystne...cokolwiek się wydarzy. Bez urazy za te parę słów Zofinko....ale gdyby mój M był Twoim synem...to też byś wychwalała synową....że mu nie pomogła z Tego wyjść...a przynajmniej nie próbowała?
-
a z mężczyzn dobre przykłady....? No cóż po wielu przemyśleniach...stawiam na trzech...w realnym świecie moim guru był mój ojciec i Jan Paweł oraz Jezus Chrystus...cudowne przykłady do naśladowania....na prawdę nie zwariowałam i nie zamierzam być ortodoksyjną wyznawczynią, która jak niektórzy...piastują jakieś urzędy lub przeprowadzają msze w imię Pana a są to faceci i obserwuję u nich pychę i rządzę władzy...nie będę też ludzi umoralniała jak żyją...to nie ma sensu...ale jak ktoś się pogubi....opowiem im moją historię na dowód, że Pan ma moc...trzeba tylko go prosić o pomoc w modlitwach i wysławiać go.Wystarczy też żyć w porządku wobec siebie, innych, czytać biblię,przestrzegać 10-ciu przykazań, uczestniczyć na miarę wolnego czasu w świętach i mszach.Wielu to robi....więc ja też...i nie uważam abym zwariowała....bo patrzę na to z wielką czujnością i nie chcę się modlić fałszywie...Raczej proszę o jasne widzenia...jak czegoś nie rozumiem.To tyle...nie musicie się mnie obawiać.Ja nadal jestem sobą...a bawić się też potrafię....tyle, że się nie upijam...nie zdradzam , nie kuszę i nie rujnuję komuś czyichś związków....bynajmniej staram się tego przestrzegać choć zły duch podpowiada....zgrzesz....a ja ci wynagrodzę...bo ja teraz tu rządzę. Ot i wszystko na ten temat!
-
Mój pierwszy mąż....nie miałam z nim ślubu kościelnego...bo on nie mógł. W drugim roku małżeństwa...stracił pracę...szybko wylądował na rencie i nuda...popchała go do picia.Ja nic nie wiedziałam o uzależnieniach, bo w moim domu tego nie było...przeszłam więc piekło w niewiedzy...że to choroba...a jak zaczęły się \"jazdy\" z piciem non stop miesiącami i stał się dla nas realnym zagrożeniem przez przemoc...uciekłam po pięciu latach, bez niczego, z dzieckiem na ręku i taksówką na koszt rodziców...pojechała do nich(tu ominę moją dolę w dalszej niedoli)...było ciężko...bo mąż nie zgadzał się na rozwód i musiałam wyciągać tzw.brudy...utrudniał ten rozwód wymyślankami a oni musieli wszystko sprawdzać...obie strony medalu...ale po roku szarpania uzyskałam go z winy męża....byłam wrakiem i dostałam raka.Już wtedy Bóg mi udowodnił pokazując cud nagłego ozdrowienia...kiedy prosiłam, by mnie zabrał do siebie.I wcale się nie leczyłam....prawda, że to brzmi niewiarygodnie? Wyszłam z tego nagle...można powiedzieć, że rankiem zaświeciło nagle słoneczko do okien i normalnie wstałam a już nie mogłam się podnosić....zaczęłam sobie przypominać cudowne lata sprawności fizycznej i intelektualnej....zapisałam się na siatkówkę a jak pograłam ostre ściny z mężczyznami sam na sam...jakbym na nowo odmłodniała i nabrała sił....w tym pierwszym dniu...po powrocie z treningu...pierwszy raz od lat nie miałam lęku poruszania się w środku lokomocji....ale zaraz zapomniałam o Bogu...bo w dodatku dostałam wielką miłość do poznanego na wyjeździe człowieka....i tu zmyłka...bo on mi wmawiał, żebym się go nie wyparła i ...była z nim, bo dostałam go od Boga.Tak się w nim rozkochałam, że zapomniałam o BOGU...JEGO UZDROWIENIU....i za to wszystko zapłaciłam następnymi karami....jednym słowem moje życie bez Boga to łańcuch wiecznych błędów, fałszywych znaków oprawy sytuacji, wieczny brak pieniędzy i szczęścia...i zawsze ratowały mnie wyjazdy...po których na krótko nabierałam sił.
-
i wiecie co?...co parę dni dostaję po modlitwach dowody w postaci małych cudów...dlatego nie mam wątpliwości...że idę dobrą drogą...a wczoraj w obecności koleżanki....która była świadkiem pewnego cudu w knajpce....zaraz po wypowiedzeniu słów pewnej krótkiej modlitwy....zobaczyłyśmy działanie tej modlitwy...i dostałyśmy ataku śmiechu....i powiedziałyśmy cicho...Chwała Panu.....w podziękowaniu za ten cud.
-
tak jak ty....wiesz czemu ja mam rację...?Ponieważ gdybyś tu była widziałabyś jak się miota i cierpi...on z czymś walczy...ma przebłyski...mówiąc np....\"schowaj ten medalik a nie tak się plącze i zginie ci\"....wiele takich rzeczy...i do końca nie jest taki zły. To zło które mi wyrządza to moje cierpienie...on je widzi...i bardzo go to dołuje, że jest tego powodem....parę dni próbuje naprawiać....dopóki kleszcz nie zacznie go nękać telefonami o spotkanie a dzwoni codziennie po parę razy...a mój M się wścieka jak wytrzeźwieje....i udaje że go nie ma w domu. nie odbiera...ale tamten jest wytrwały i jak widzi że mojego utraci to wyszukuje jakich grań po weselach....mój osłabiony przez picie nie wyrabia z tym co robił...i w końcu mu ulega, bo nie ma pieniędzy na rachunki.To jest w jego ustach atutem...choć miałby więcej kasy...gdyby się odciął od nich i robił swoje. W tym momencie....jest rozdwojony więc cierpi....nie przyjmuje do wiadomości, że jest uzależniony od alkoholu a nie chce zaufać Panu...czyli modlić się do niego....bo koledzy już się z nas nabijają i ostrzegają przede mną...że ja idę w stronę religii.OCZYWIśCIE MUSIAł IM WYGADAć....ma długi język po dużej dawce alkoholu....leczyć się nie chce, bo to hańba z jego sławą...i koledzy się burzą jak ja mogę i co za bezczelność wmawiać mu, że ma problem i oni również.
-
Pechowo dla mnie...od kilku miesięcy zaczął przychodzić nowy kolega...który gra z nimi na basie i dokłada się do rachunków za kanciapę....był do niedawna jehowym...tu zdziwiłam się...bo jehowy to ludzie z zasadami raczej...więc obserwowałam i wypytywałam o niego...nie mogłam pojąć sprzeczności...dwóch jehowych(byłych)...w zespole...a przecież religia ostrzega przed muzyką z gatunku ROCK - METAL....który jednak... złapałam ich, że grają równorzędnie z dwoma innymi zespołami popowymi i na weselach. M powiedział...że \"pogonili swoje żony\"....właśnie przez to, że mieli dość...nie wiem do dziś czego.... dość? Obaj panowie twierdzą, że mają sporo pieniędzy...i szczują go, że jak ze mną skończy...też tak będzie miał. M...o tyle\"zaskoczył\" po moich ostrzeżeniach, że już tego kolegi tak chętnie nie wpuszcza ale wszyscy czterej....zostali z mojego domu wypchnięci...i czują rządzę zemsty...a.... że z nim grają....poczuli się bezkarnie...bo ja nie mam jak, przekonać ich, że PAN kiedyś wszystko im zabierze, bo dopuścili się jego zdrady...więc niech się nie cieszą na wyrost.Pomału to się dzieje.Nie mają już normalnych kobiet, piją używają a jeden nawet złapał chorobą.Ja wiem, że nie mogę ich nienawidzieć tylko modlić się o wybaczenie im i sobie...i czekać na decyzję Pana Boga czy zechce ich oświecić czy stracić. Wiem już...że jak ludzie niewierzący budują sobie pałace....PANU się to nie podoba...bo w biblii napisane jest...że nic nie przynieśliśmy ze sobą i nic nie możemy zabierać...a zachęca do gromadzenia bogactwa w POstaci uczynków, które podobają się JEMU...BOGU.w TEN SPOSóB CZCIMY BOGA I zostajemy napełniani jego łaską i pomocą.Wszystko bez Pana...będzie obrócone w pył.To samo z małżeństwami....jak jest ślub kościelny...to jest jego błogosławieństwo...a więc daje siłę do trwania razem i pomaga przebrnąć niebezpieczeństwa złych mocy....które czyhają na osoby słabe...i zaczyna ta zła moc...osłabiać najpierw poprzez pchanie do nałogów....żeby służył taki ktoś wiadomo komu.
-
A może opisać to wszystko mojemu M w liście?Mógłby w przyszłości jak wytrzeźwieje...wrócić do tego co robił źle?....teraz on patrzy oczami kleszcza....nic nie widzi...a w głowie dudnią mu słowa kleszcza....rzuć ją w diabły....zobacz jak źle wyglądasz....niczego się nie dorobiłeś przy niej...nie pasuje do nas...jest za stara i za cwana....itp...zacytowałam to co usłyszałam od M....I wiem, że to nie jego tok myślenia....bo przecież jeszcze niedawno mówił, że na mnie nie zasługuje...że jestem ładna, mądra i tak dobra...że takich lidzi już nie ma.
-
belvuś...pogrzebałam w pamięci....kiedyś oglądałam video z ich szkolnych lat.Przeraziłam się....zmieniało się wszystko i wszyscy a on z tym...nazwijmy go\" kleszczem\"...trwali razem jak para małżeńska.jeszcze kojarzę, że M wtedy pracował w kopalni i mówił mi,że nic się nie dorobił, bo kleszcz mu stawiał to on, żeby się odwdzięczyć...też mu stawiał...i w ten sposób wielkie wypłaty...szły na rozrywki i alkohol....wciągając mojego na samo dno.Poznałam go w okresie jak już nie miał sił tak żyć...to jego słowa....i ponieważ sobie mnie upatrzył....postanowił spróbować...ale też pamiętam, że zakładali się z nim koledzy...że nie uda mu się, bo oni próbowali i nic...określając mnie jako niedostępną.Mogli tak myśleć...bo nie miałam raczej facetów miejscowych...tylko przyjezdnych...a poza tym jednak część z nich miała jakieś swoje zainteresowania i hobby...więc na mieście nas prawie nie było. M....nie był w moim guście....ani wiekowo ani nie znałam jego zdolności.Nie wiązałam z nim żadnych planów więc nie pozwalałam się kilka razy nawet odprowadzić po jakichś przypadkowych spotkaniach. Byłam wtedy w okresie stagnacji...chciałam żyć bez faceta...i doszłam już na prostą po poprzednim związku, który zakończyła się fiaskiem przez alkohol i zdrady. Pamiętam....że odciągano go ode mnie na różne sposoby...kobiety również....ale on się uparł....bo jak mówił...wyczuł we mnie bratnią duszę....nadawanie na tych samych falach i podobałam mu się a chciał się odciąć od kolegów. Zdziwił mnie fakt, że nie wracał do rodzinnego domu....i zapytałam go czy mieszkał sam....on na to, że z rodzicami....struchlałam...a powiedziałeś im o nas i że tu mieszkasz?...dzwoniłeś do domu?....nie - odpowiedział....a ja wydarłam się na niego....że jak ja byłabym jego rodzicem to zgłosiłabym na policję zaginięcie....i jak on może ich tak traktować....jak może mnie narażać na ich nienawiść? ...miałam wrażenie...że coś ukrywał....wiem że przez kilka lat drążyłam delikatnie czy coś między nimi nie grało....ale chował głowę i milczał zacięcie. przez kilka lat na myśl o wspólnym wyjściu gdziekolwiek na miasto...wzdrygał się...tłumacząc mi, że boi się spotkać kolegów i ulec ich namowom na picie. Pracował już na stanowisku kierowniczym....i przychodził załamany, że tam wszyscy piją i wymuszają na nim składki na imieninowo - urodzinowe libacje....i pomimo, że im dawał i nie pił z nimi czuł się na czarnej liście do zwolnienia. Płakał w domu również z tego powodu, że nie daje rady z ludźmi...których postępki jako podwładnych naraziły go na stresy i tłumaczenia się przed zwierzchnikami....więc zrobiłam ten błąd i kazałam mu odejść z pracy....że coś wymyślimy.Wybrałam swoje akcje i kupiłam sprzęt komputerowy, żeby się nauczył ....i wtedy nie musi się bać.Czułam, że wykorzysta swój potencjał w dobrym kierunku.....i rzeczywiście tak było.Koledzy jednak nie próżnowali....co jakiś czas jak zdarzyło mi się na nich \"nadziać\"....demonstrowali swoją pogardę dla mnie....bo zabrałam im świetnego gitarzystę z zespołu.Przestali się kłaniać i robili nienawistne spojrzenia w moją stronę. Później jak zadzwonił pewien menager w sprawie castingu i wygrał go spośród 100 gitarzystów w Polsce...trafiając do zespołu, który był na topie....M się zachłysnął i dostał skrzydeł. Pierwsze sukcesy....zachwyty ludzi, koncerty,trasy,wywiady, teledysk,był na plakatach i prestiżowych magazynach...zanosiło się na wielką sławę i pieniądze.....lecz nie w Polsce moi mili. Największe pieniądze zarabiają firmy promujące zespoły....a pieniądze czasem trzeba było pożyczać na życie....bo tam trzeba było dokładać ze swoich...lecz pytam z jakich....skoro raz na parę miesięcy coś wpadało za koncert i trasę a opłaty comiesięczne trzeba płacić i żyć.Mnóstwo pieniędzy szło na inwestycję w jego muzyczny sprzęt....który był drogi a więc jak spalił się wzmacniacz...to jedyny serwis w Warszawie i naprawa droga...tak jak z autami.Ja wtedy oprócz malowania poszłam do pracy w handlu z braku innych ofert dla mnie i niestety zaharowałam się prawie na śmierć za jedyne 600 zł...moje zdrowie legło w gruzach i musiałam w trybie pilnym się zwolnić.Próbowaliśmy ratować się handlując klamotami używanymi, potem z naprawy wzmacniaczy, bo M JUż POZNAł DOBRZE ELEKTRONIKę....po wielomiesięcznych zmaganiach z paraliżem kręgosłupa...na tyle doszłam do siebie, że mu pomagałam...lecz znowu dźwigając...i pociągnęliśmy tylko 2 lata w ten sposób....bo ja nie dałam rady nosić a on nie miał polotu i żyłki handlowej tak jak ja i sam nie chciał się tym zajmować....poszedł w elektronikę....i wyszedł na tyle, że starcza na wegetację do dziś. Wracając do okresu jego koncertów....grali w naszym mieście....koledzy dostali szału zazdrości....przezywali go...nabijali się....tym bardziej, że i ja równolegle w jego karierze....zaczęłam śpiewać w zespole o mniejszej renomie ale zdarzyło się, że te dwa zespoły wystąpiły razem w domu kultury.....zawiało nienawiścią do nas....bo na takie koncerty chodzi sporo muzyków, którzy mają mniemanie o sobie, nie wybili się...a w dodatku jest to środowisko w którym wyrastaliśmy i wszyscy nas znają. Kleszcz wtedy zapienił się najbardziej....bo jak stracił mojego M, przepił życiowe okazje wybicia się....to szybko się ożenił z kobietą terapeutką....ale nie wiem dlaczego ciągle miałam wrażenie, że jej nie kocha...z obserwacji i z tego jak rozpaczliwie wypytywała mnie i ludzi...o kleszcza....kim naprawdę jest....było widać, że ma z nim jakieś kłopoty.Kleszcz ma wiele twarzy i nauczył się od żony(jak mówił sam)...trochę psychologii....i natychmiast zajął się manipulacjami aby zaistnieć i wzbogacić się.Miał możliwość jeżdżenia po POLSCE za moim M....JAK mi doniesiono i wyciągając go przed koncertem na picie....a wiem to, bo wocalistka dzwoniła wściekła do mnie do domu....wywrzeszczając....co się z nim dzieje....z moim M. że zna zasady...nie ma picia w zespole...a on ledwo na nogach się trzyma....i że, co robi na wyjazdach jego ogon...kleszcz?!!!!!! Później menager już był od pilnowania niesfornych muzyków i dawali radę.Kleszcza pogonił....i jakiś czas był spokój. Kleszcz nie próżnował....ciągle krążył i nawoływał do starej przyjaźni....pojawiając się w końcu z wideokasetami od lat młodzieńczych na których obaj żyli całą gębą i grali z różnymi zespołami.Wmawiał nam, że jest już innym, lepszym człowiekiem,po terapiach żony...że komponuje,zbiera materiał na płytę....i roztaczał oferty mojemu M....że mógłby posłuchać i ustosunkować się do tego. Tak zaczęli od nowa się spotykać...lecz dziwiło mnie, że tamten mając małe dziecko ciągle jest poza domem.Wiem co robił , bo M mi wszystko mówił....najwięcej czasu zaczął spędzać u nas w domu, na próbach z moim M, na wyjazdach z nim i jeszcze słyszałam ich radosne ćwierkanie i półsłówka mające mnie uświadomić....że mają już jakieś tajemnice.Pytałam M WIELOKROTNIE....czy tamten domu i żony nie ma?! nie dość, że gdzieś razem urzędują to mnie nie dostrzega,nie spełnia się jako facet ani przyjaciel nawet. Tak zaczęło się brnięcie M ....DO POZIOMU i niespełnionych wizji faceta, który nic nie osiągnął w dziedzinie muzyki a jedynie go uzależnił od siebie, alkoholu....i odciągnął ode mnie. Teraz jeszcze śmiał mi powiedzieć jak przyszłam do M zapytać o zniknięcie moich muzycznych przedmiotów schowanych w domu....że mam stąd wyjść....bo on nie chce słuchać o naszych sprawach i podkreślił....i bezczelnie stał słuchając o czym mówimy a potem dodał, że on płaci za tą kanciapę i wychodzić nie będzie.Pomieszało mu się we łbie, bo to ojciec mojego M ZAłATWIł DLA NAS te dwie pracownie a M odnajął mu część żeby były mniejsze rachunki....na to odpowiedziałam....że całkiem to on u siebie nie jest i że jakby miał odrobinę kultury to by wyszedł.Wiecie...? nie wyszedł....a ten mój głupio się uśmiechał i nawet się nie odezwał....żeby mu ten jęzor ukrócić.Wyszłam wściekła na obu a z domu zadzwoniłam, że jak mi nie odda klucza od pracowni i jeszcze paru rzeczy....dzwonię na policję albo wywalę mu na śmietnik wzmacniacz.Od razu grzecznie oddał ale musiałam iść tam drugi raz w nocy.Właśnie liczyli mamonę na dalsze picie.Tak mam codziennie.
-
Mój potrzebuje dobrego psychologa...ale wiem, że nie pójdzie...on boi się własnego cienia jak jest trzeźwy...a nie znam nikogo kto przyszedł by do nas.kilka lat temu to ja wylądowałam na terapii...tam dowiedziałam się, że to on stanowi nasz problem i powinien jak najszybciej się stawić...jednak zaparł się i absolutnie nie chciał,buntując się...że z nim wszystko w porządku. Potem już było coraz gorzej a ja sądziłam, że jak wszystko jest na \"nie\" tzn.że mnie nie kocha i nie zależy mu....stąd ucieczki na plenery....sądziłam, że jak się wytęskni to się jakoś poukłada.Nic bardziej mylnego...w tym czasie kolesie wykorzystali jego samotność beze mnie na maxa.A ja zobaczyła do czego się posunęli....to oczu miałam wielkie ja denka od butelek.
-
acha...Najgorsze jest to ,że M jak wraca do domu...zwraca się do mnie ich powiedzonkami i zagrywa ich prymitywnymi zagrywkami, cytuje ich ulubione głupawe zdania i nienaturalnie błaznuje tak jak oni...a ja ich nie znoszę i to dla mnie największa kara....bo w nim widzę ich samych.W dodatku on....zamroczony alkoholem jest święcie przekonany, że jest \"cool\".....nowe wcielenie amanta i pożeracza niewieścich serc...a oni mu wykrzykują na maile i na próbach....chłopie zostaw ją!Świat jest pełen lasek gotowych do....... ....\"z jedną babą tyle lat?!!!!!....chyba Cię po.....ło\"Przecież ty młody jesteś.....zobacz na nas.....\"ru....my\" ile wlezie. Słyszałam nie raz te teksty....bo mam pracownię obok. Nie dziwota, że mój M....mówi, że cierpi....bo nie wie czego chce. Dla mnie jest to jasne....żyje między tym, czego ONI chcą a tym co chcę ja.Powieziałam...wybrałeś kumpli....i kiedyś będziesz za mną płakał ale do mnie nie ma powrotu....zresztą rzadko bywałam sama...nawet jako bezrobotna.To tyle.
-
Witajcie...wiecie co, kobiety....?Tak się składa, że te piękne cechy o jakich marzę i chciałabym zobaczyć u mężczyzn....macie Wy.....nie oni....i to jest problem.Ja nie lubię podlegać mężczyznom ani nikomu...dlatego w tym świecie mam pozamiatane....bo nawet w pracy potrafiłam zbyt celnie przedstawiać swój punkt widzenia...co nijak ma się z wymaganiami i oczekiwaniami szefów płci męskich....a już nie do pomyślenia...żeby ktoś próbował mnie molestować w jakikolwiek sposób...a zdarzało się....i potraktowałam ich po męsku. Chcę powiedzieć, że pewne typy kobiet mają takie życie...gdyż mają coś do powiedzenia...leży to w ich naturze....wiodą życie sprawiedliwych i tego oczekują od innych.Przestępstwem jest...że jestem kobietą...a te mają na innych kontynentach wiele cierpień...ja natomiast nie zwykłam cierpieć wtedy kiedy nie chcę, chyba , że jak mam na to ochotę....i jak spotykam faceta, który prowadzi ze mną gierki, bo jest niedowartościowany, który mnie zwalcza nie fair play...to ma problem....bo to ja pierwsza się buntuję...a potrafię oddać po trzykroć i to wcale nie fizycznie....a to jeszcze bardziej ich rozjusza....bo znów baba rządzi...no i zmierzam do sedna....zaczyna się \"jazda\" Ich najważniejszy problem polega na tym....że jestem w pierwszej fazie sobą...tzn...kura domowa, kucharka, pielęgniarka,sprzątaczka, praczka,w tym czasie jestem też artystką,uprawiam działkę,załatwiam sprawy urzędowe, piorę ich skarpety,jestem klownem,piosenkarką...odstawię też szow jak zechcą łącznie z tańcem, przy tym przyjaciółką...bo umiem słuchać, pocieszycielką,przeprowadzę intelektualne rozmowy, pooglądam telewizje z lubym, poczytam, zaproponuję prawie zawsze nową rozrywkę poza domem...i nie męczę się tym, bo kocham życie, żyję szybko i jak mnie ktoś kocha mogę zrobić jeszcze więcej....tylko wymagam jednego.....bezwzględnie wierności i zauważenia tego co robię....a jeśli nie.....może zagrzmieć, nagle się rozpadać...wiać nudą i pustką....bo podświadomie to wytwarzam....choć nie jest to dobre....ale potrzebne...żeby pokazać mu inny wiatr....niekoniecznie dobry. Zawsze byłam wielką ekspresją....uczę się tonowania życia....udaje się i w tym momencie pojawiają się sępy...jego koledzy...których zaloty odrzuciłam kiedyś....moja energia ich przytłacza...następni niedowartościowani z gałązki M....którym coś odbieram, bo po pierwsze....mają zakaz wstępu do mojego domu...gdyż usiłują wmówić ...że jestem za stara dla niego...a jakoś parę miesięcy temu świetnie się bawili w moim towarzystwie....gościli wpieprzając moje potrawy i zalotnie się uśmiechali.Teraz jak już ukradli nam wszystko....rządzą nim jak narzędziem....do ich usług....a osiągnęli to podstawiając mu panienki, rozpijając....kto wie czy mu czegoś nie wrzucali do wódki, że robił wracając od nich straszne rzeczy nie mieszczące się w normach moralnych i nie w jego stylu i charakterze. Nie mogę im tego udowodnić....ale ja im jeszcze obrzydzę życie....bo może szybko się załamuję ale moim orężem jest wytrwałość, prawda , sprawiedliwość i lubię takim facetom postawić kropkę nad \"i\"za każdą cenę, bowiem zniszczyli mi wspaniałe 11 lat...moich, naszych, naszej niedoli w dorabianiu się a są tak bezczelni, że jeszcze mnie straszą układami w elitach. M...powiedziałam...kiedyś cię złapię na zdradzie....zostanie z ciebie tylko kurz.Póki co modlę się o to,żeby jego oczy otworzyły się bo na razie ubliża mi sam fakt, że takie koszmary...kolesie....są dla niego ważniejsi ode mnie...i tak się ich słucha....i prawie jak ten piesek aportuje a przecież jest wielkim człowiekiem...chcieliby mieć choć jedną cząstkę jego mózgu...dla własnego rozumku....a mój M....ECH, zakochałam się w jego genialnym mózgu....nie w ciele, nie w wadach, które ma i miał, nie w dobrym sercu...ale właśnie w jego geniuszu...niedostrzegalnym zwyczajnym chłystkom...którzy są od 11 lat prześladowcami w naszym związku.Wcześniej...śmiali się z niego i padały obraźliwe epitety....bo był inny od nich czyli debil.Teraz tego tzw.\"debila\" pilnują jak mafiozi....bo z niego czerpią...tak go zakręcili, że on uwierzył, że to oni są wielcy a on nikim.Nie wiem czy wiecie co mogę czuć....mając kilka męskich cech...bo bym zgrzeszyła a chcę wyplenić z siebie nienawiść.
-
BELVUNIU...ja jestem bardzo podobna w ocenie siebie teraz więc nie jest tak całkiem, że siebie nie lubię....ale wcześniej byłam trochę wyniosła...co wg.mnie było obroną przed wścibskimi i atakującymi...ale teraz po \"oświeceniu\"...zrozumiałam...że być może atakowano mnie...bo wg.ludzi nie dawałam dobrego przykładu we wszystkim a jedynie wybiórczo...i ta moja wyniosłość ich drażniła.To był etap z przed kilku lat....bo teraz jestem innym człowiekiem....myślę inaczej...i chcę do światła a nie do mroku.Niestety mojego partnera poznałam w okresie mroku....czyli ślepego zapatrzenia w swoje racje...życie na żywioł...bez liczenia się z konsekwencjami.....i widzę wyraźnie, że dalej tak nie chcę i nie dam rady żyć.On został gdzieś w krainie chłopięcego buntu a otacza się głupszymi od siebie i pazernymi na pieniądze,kochanki itp. poza tym czerpią jak wampiry jego wiedzę...nie muszą robić kursów...jak my...a jeszcze nim rządzą jakby byli chlebodawcami a on narzędziem...i krew mnie zalewa jak to widzę...więc nie wytrzymałam i napisałam im maile jak ich widzę....bolesną prawdę do szpiku kości. Na tyle to nimi wstrząsnęło, że zaczęli przy każdym kontakcie,mówić mu...żeby zwiewał ode mnie, bo jestem tą \"be\", która ich rozszyfrowała i jeszcze śmie im zwracać uwagę i niweczyć ich plany
-
acha...jeszcze usłyszałam:...\"kolega mi mówił, że jak baba zna Cię jak własną kieszeń...to od takiej trzeba uciekać\"
-
co do naszego myślenia...co lubi nasz facet...to owszem czasami dają jakiś grymas na tak lub nie ale jakby to oni sami napisali tyle pozytywów...uwierzę...inaczej nie.Ja myślałam ,że swojego znam...i tak jest ale znam to, co chciał żebym znała.
-
Alisario....ja tak bym chciała zobaczyć na ulicach ściskające się pary w jesieni życia....u mnie nie ma...nie można więc wskazać palcem jako przykład dla innych....Cieszę się,że Tobie się udało...pielęgnuj to jak skarb i czasem zapytaj swojego co chciałby zmienić...żeby być jeszcze szczęśliwszym....może Ci odpowie a jak nie....to oby nie była to odpowiedź....bez odpowiedzi....bo wiesz głupie rzeczy się nasuwają jak chłop milczy. Z facetów w miarę uczciwych...poznałam może trzech...którzy mówili bardzo dobrze i z uczuciem o swoich żonach i nawet,że je kochają...nie rozumiałam tylko czemu zawracali mi głowę...z niejasnymi propozycjami.
-
...jeszcze muszę się wygadać....mogę? Jak coś... to nie czytajcie. Kilka porad n.t....jak uniknąć rozpadu związków...to są moje przemyślenia w wyniku zarówno złych doświadczeń jak i wymodliłam powód...przyczynę... jasność całej sytuacji, żebym wiedziała na czym stoję i nie zwiodły mnie słówka mężczyzn. Mężczyźni boją się mądrych, władczych, niezależnych kobiet...bo nie czuli by się ich właścicielami, panami, nie mogliby oszukiwać i manipulować nimi...a z reguły szukają takich na kochanki a na żony uległe kury domowe...lubiące im dogadzać, przytakiwać, podziwiać bez słowa i nadstawiać się w łóżku z jękami rozkoszy....nawet wtedy kiedy...musimy udawać, bo okazałoby się, że więcej rozkoszy może dać wibrator.Najlepiej żeby były kobiece i sexownie zbudowane ale w niedługim czasie okazuje się, że nic Ci nie kupią do ubrania, żeby czasem ktoś nie połakomił się na jego wybrankę.Kobiety muszą zawsze na nich czekać,przebaczać i tulić...nawet jak oni świeżo zejdą z innej kobiety nad ranem...i jeszcze nie narzekać, nie robić awantur i promieniście się uśmiechać....wtedy jest mała szansa, że związek potrwa dłużej niż do pierwszych zmarszczek. Oczywiście na szczerość nie ma co liczyć...bo trzymają między mężczyznami \"cichą sztamę\" i nigdy nie przyznają się do winy i zdrady