ę
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez ę
-
Hej! No to teraz moja kolej. Wycieczka zwiedza fabrykę wyrobów lateksowych. Przewodnik oprowadza gości po halach produkcyjnych, zatrzymują się przed drzwiami jednej z nich, a stamtąd słychać dźwięk: \"ssss - pyk - ssss - pyk - ssss - pyk\". Jeden z turystów pyta, co to za dźwięk, przewodnik wyjaśnia: - Tu się produkuje smoczki. \"ssss\" oznacza, że maszyna pompuje powietrze w gumę, \"pyk\" to odgłos igły robiącej dziurki w smoczkach. Idą do następnej hali, a tam dźwięk: \"ssss - ssss - ssss - ssss - pyk - ssss - ssss - ssss - ssss - pyk - ssss - ssss...\" i tak dalej. Przewodnik wyjaśnia: - A tu się produkuje prezerwatywy. - Jak to? - pyta turysta - że \"ssss\" to rozumiem, ale dlaczego \"pyk\"? - W co czwartej gumie maszyna robi dziurki. - Dziurki? W prezerwatywach? - Dzięki temu wzrasta popyt na nasze smoczki... Był sobie pan Jarząbek. Był obrzydliwie bogatym, ale dobrym człowiekiem, wspierał różne akcje charytatywne, nie szczędził środków na różne szczytne cele... miał tylko jeden problem. Był potwornie, ale to potwornie brzydki. Pewnego razu postanowił zrobić sobie operację plastyczną. Idzie do gabinetu, chirurg mu podaje katalog i mówi: \"Niech sobie pan coś wybierze\". Pan Jarząbek przegląda: \"Leonardo di Caprio... eee, nie. John Travolta.... eee, też nie. Brad Pitt...\" W końcu po operacji wychodzi na ulicę, ale na ulicy przejechał go samochód i pan Jarząbek trafia wprost przed oblicze św. Piotra. Zaczyna więc mu czynić wyrzuty: - Święty Piotrze, dlaczego mi to zrobiłeś? To ja się tak starałem, dawałem pieniądze na akcje dobroczynne, wspierałem chore dzieci, biedaków,... A św. Piotr na to: - Pan Jarząbek??? Nie poznałem pana... Był sobie inżynier Kowalski, pracował w fabryce. Był przykładnym pracownikiem, nikomu nie wadził, nie rzucał się specjalnie w oczy. Pewnego razu do fabryki przyjechał z wizytą prezydent miasta. Szef oprowadza go, w końcu prezydent gdzieś w kącie przy maszynie dostrzegł Kowalskiego. Nagle rzucił się w jego stronę z radosnym okrzykiem: \"Franek? Niemożliwe, cześć stary! Kopę lat!...\" Szef się zdumiał, ale minęło parę miesięcy i zapomniał o całym zdarzeniu. Aż tu przyjeżdża z wizytą do fabryki prezydent Polski. Chodzi, ogląda, zwiedza... nagle dostrzega Kowalskiego, zwywa się i leci w jego stronę: \"O, Franek! Niesamowite... Chłopie, kopę lat!\" Szef znowu się zdziwił, ale wkrótce zapomniał o wszystkim. Po jakimś czasie do fabryki przyjeżdża z wizytą sam George Bush. Ogląda fabrykę, zwiedza, nagle zauważa gdzieś tam w kącie przy maszynie Kowalskiego. I startuje w jego stronę: \"Hello Franek, it\'s incredible... how are you, guy?!\" Tu już szef nie wytrzymał, wybałuszył gały ze zdumienia, skąd ten Kowalski ma takie znajomości. Po pracy bierze go na stronę i mówi: - Słuchaj, Franek, niedługo jadę w delegację do Rzymu. Pojechałbyś ze mną i załatwiłbyś mi audiencję u papieża?\" - Jasne, szefie, nie ma problemu. Jadą więc do Rzymu, stoją na Pl. św. Piotra i Kowalski mówi: - Szefie, niech szef tu zaczeka, ja skoczę do papieża. Pogadam z nim i jeśli się zgodzi, to kiedy się ukaże w oknie, ja stanę obok niego i pomacham do pana. - Dobra. Kowalski poszedł, a tymczasem tłum na placu gęstniał i gęstniał. Nagle otwiera się okno i ukazuje się papież, a za nim stoi Kowalski i macha ręką. Na ten widok szef zemdlał, przyjechała karetka i zabrała go do szpitala. Później Kowalski szuka szefa po całym Rzymie, w końcu trafia do szpitala i pyta szefa: - Szefie, co się stało? A szef: - Wyobraź sobie, stoję na placu, a tu nagle tuż obok ląduje UFO, wychodzi z niego ufoludek, podchodzi do mnie i pyta: \"Przepraszam, co to za facet w bieli stoi obok tego Kowalskiego?\" Przychodzi facet do domu publicznego, a tam dwie pary drzwi. Na jednych napis: \"Poniżej 50 lat\", na drugich: \"Powyżej 50 lat\". Mysli sobie: niemłody już jestem, wejdę do tych z napisem \"Powyżej 50 lat\". Wchodzi, a tam znów dwie pary drzwi. Na jednych napis: \"Sprawni fizycznie\", na drugich \"Mało sprawni fizycznie\". Myśli sobie: taki już jestem sterany życiem, wejdę do tych \"Mało sprawni fizycznie\". Wchodzi, a tam znów dwie pary drzwi. Na jednych napis: \"Powyżej 100 zł\", na drugich: \"Poniżej 100 zł\". Myśli: ta moja emeryturka taka skromniutka... wejdę do tych \"Poniżej 100 zł\". Otwiera drzwi... i wychodzi na ulicę. To tyle na razie !
-
Jestem, jestem! Siedzę w domu i nawet nie zauważyłam, że deszcz pada! Oglądam se \"Fakty\", a tam Sianecki w strugach deszczu stoi. Zdumiałam się... ;) Nadal ciężko mi się zabrać za szukanie pracy, nawet ogłoszeń w gazecie nie chce mi się wertować. Ale znalazłam na to sposób. Mój przyjaciel też szuka pracy, więc przyszedł dziś do mnie z gazetą i wertował, jak coś znalazł dla siebie, dla swojej dziewczyny lub dla mnie, to wycinał i od razu wysłałam parę aplikacji. A śmiechu było przy tym co niemiara, on mam takie montypythonowskie poczucie humoru, oboje uwielbiamy gadać bzdury i śmiać się z nim, więc nawet szukanie pracy może być przyjemne ;) Kończę. Buziaczki i papatki !
-
Niestety ta książka jest niedostępna, nigdzie jej nie ma. Ale mam ją w wersji elektronicznej w formacie pdf. Kto chce? Mogę przesłać na maila.
-
Witajcie wszyscy i Ty, Ja1972! Po pierwsze i po najważniejsze: NIKT Z NAS NIE JEST WINNY ALKOHOLIZMU W NASZYCH RODZINACH!!! Sami też nie mamy szans na uratowanie rodziców od alkoholizmu. Jedyne, co możemy zrobić, to przestać ich kryć i wstydzić się za nich. Żeby wyjść z nałogów i żeby się zmienić, \"klient\" sam musi tego chcieć i nie pomożemy, jeśli on sam sobie nie będzie chciał pomóc. Pozdrawiam Was gorąco!
-
Dzięki Wam dziewuszki za Wasze dobre słowo, szczególnie Tobie, Duszyczko. Tak się wciąż łudzę, że to, na co czekam, czai się za rogiem, ale ileż to już lat trwa... 11! Kiedy miałam 15 lat, po raz pierwszy zapragnęłam tego, czego wciąż jestem zmuszona pragnąć. Mimo kolejnych rozczarowań ta nadzieja wciąż gdzieś tam we mnie się tli, ale to jest nadzieja, która uśmierca moją duszę. Wiele osób mówi mi: spójrz na kogoś tam, dajmy na to Maryśkę - nikt jej nie dawał żadnych szans, aż tu nagle... itp. Takich koleżanek i kolegów, którym po latach złej passy się poszczęściło, mam sporo i to są bardzo pocieszające przykłady, ale to są wciąż przykłady z cudzego, a nie z mojego życia. Kiedy mój najlepszy przyjaciel, o którym Wam kiedyś pisałam, znalazł sobie pierwszą dziewczynę (a ma 28 lat), bardzo się ucieszyłam, bo był już w strasznym stanie (oboje sobie dawniej narzekaliśmy na nasze pieskie życie). Bardzo na to czekał. Tylko że ja jestem bardzo niekochliwa, zakochuję się bardzo, ale to bardzo rzadko - raz na kilka lat. Pytałam niedawno moją przyjaciółkę, która od 18. roku życia (a jest w moim wieku) ciągle z kimś jest i może mieć każdego, kogo tylko zapragnie, jak ona to robi. Co się z jakimś facetem rozstanie, to w okamgnieniu znajduje następnego. A ona na to: \"Bo ja chcę seksu\". Ale nie ma tego na czole napisane, dlaczego więc mężczyźni do niej lgną? Poza tym takie podejście do sprawy jest kompletnie nie w moim stylu. Bardzo bym chciała poznać przyczynę mojego braku powodzenia u mężczyzn i niemożności znalezienia Tego Jedynego. Gdybym miała zadać Bogu jedno pytanie, zapytałabym właśnie o to. Wolę nie pytać wprost, czy znajdę sobie męża. Kiedyś mi powiedziano, że mam fałszywe wyobrażenie o miłości i związku, że taka miłość, o jakiej marzę, nie istnieje. Ale co ja poradzę na to, że jestem do bólu romantyczna? Może gdybym miała dobre wzorce w rodzinie, wiedziałabym, na czym polega prawdziwa miłość i istota dobrego związku. A tak tylko wiem, jak nie powinno to wyglądać i czego nie chcę w małżeństwie i rodzinie, które sama założę (?????). Ciężko mi jest nie analizować, mam taki umysł, naturę filozofa i ciężko mi z tym bywa. Bardzo lubię (podobnie jak Ty, Duszyczko) gadać, lubię ubogacające wewnętrznie rozmowy. Niestety z moim tzw. \"były\" nie były one możliwe i dlatego go zostawiłam. Nie rozumiem go i nie czuję się przez niego rozumiana. Chciałabym mieć w sobie tę wolę walki i siłę, żeby nie tylko powiedzieć sobie: dostanę to, czego pragnę, ale żeby tego faktycznie dopiąć. Chyba pora kończyć, bo być może wzbudziłam w niektórych z Was tym listem podobne uczucia. Są tu w końcu niektóre duszyczki, które tęsknią za tym samym co ja. Zamknijmy ten klub, kiedy już wszystkie będziemy szczęśliwymi żonami. Pozdrawiam!
-
Witam Was serdecznie :) Już po weselu. Było świetnie, bawiłam się jak rzadko kiedy - Duszyczko, kiedy wystosowałaś do mnie prośbę o zabranie Cię ze sobą, była godzina 20.45, czyli już od jakichś 50 minut byłam na zabawie... ale jak się trafi następne wesele, to zapraszam Cię serdecznie!!! Sama zabawa była bardzo udana, cieszę się, że byłam na niej i że towarzyszył mi tzw. \"były\". Jednak radość mieszała się u mnie z jakimś bliżej nieokreślonym uczuciem... no, po prostu to mnie kompletnie rozwaliło emocjonalnie. Nie chcę być z nim, on ze mną też nie, postanowiliśmy się po prostu zwyczajnie przyjaźnić, ale jest ciężko, oj, ciężko... wszystko mi się przypomina: kwiatki, pełne żaru spojrzenia, przebywanie w jego ramionach - cieszyłam się tym tylko przez 2 miesiące. Kiedyś się wywnętrzałam przed koleżanką, że marzę o tym, by być z kimś choćby tylko przez 2 tygodnie, niechby mnie nawet potem rzucił, ale żeby tylko poczuć, jak to jest być z kimś, być adorowaną... a ona na to: \"Nie przeżyłabyś tego\". Zamiast 2 tygodni dostałam 2 miesiące, to ja byłam stroną rzucającą, cieszę się z mojej decyzji, bo czuję i wiem, że on nie jest tym, z którym bym chciała spędzić resztę życia. Ale jednak w dalszym ciągu emocjonalnie tkwię w tym związku (a raczej jego zalążku, który obumarł), on w dalszym ciągu bardzo mnie pociąga fizycznie i jest taki dobry i kochany. Chciałabym się z tego jakoś wyzwolić, ale nie potrafię... to, co przez tamte 2 miesiące przeżyłam, było najpiękniejszym, co mnie w życiu spotkało. Wszystkie moje wspaniałe przygody - podróże, wędrówki po górach, rajdy rowerowe, podczas których zjeździłam pół Polski, piękne doświadczenia kontaktu z przyrodą, sztuką i przyjaciółmi - nie mogą się równać temu, co przeżywa kobieta, na której spocznie wzrok zakochanego mężczyzny i którą oplotą jego ramiona. Tak mi tego brakuje, tak bym chciała spotkać Tego, który uczyni mnie najszczęśliwszą na świecie! Spotkała mnie dość przykra rzecz na tym weselu. Podczas oczepin złapałam welon (po raz drugi w tym roku), a kiedy przyszła kolej na łapanie fularu pana młodego, fular upadł na podłogę i nikt nie chciał po niego sięgnąć. Wodzirej zarządził powtórzenie operacji i w drugiej rundce też nikt się specjalnie nie kwapił do łapania. W końcu się ktoś zlitował i podniósł. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak się stało i oto moje wnioski: a) dlatego że jestem brzydka i choćbym nie wiem jak się pięknie ubrała i umalowała, nie jestem w stanie nikogo pociągać fizycznie b) dlatego że większość kawalerów uczestniczących w zabawie była z kimś związana Po zabawie skomentowałam całą sytuację, że jakoś nikt się specjalnie nie wysilał przy tym łapaniu, a jakiś facet na to: \"Widocznie mężczyźni mają inne podejście do małżeństwa\". Staram się jednak tego nie rozpamiętywać, w końcu to tylko zwyczajna zabawa i nie poznam motywów, jakie kierowały uczestnikami. O welon też zresztą walk nie było. Doświadczenia moich znajomych pokazują, że jednak można spotkać na swojej drodze Miłość, że nieraz zjawia się zupełnie niespodziewanie, ale ja już jestem tak zmęczona marzeniami, że nie mam siły dłużej czekać, cierpieć, plakać po nocach z tęsknoty za Najpiękniejszym Doświadczeniem Świata, które dla mnie jest nieosiągalne. Przepraszam, że znowu truję. Przez ostatni miesiąc próbowałam uwierzyć, że zasługuję na Miłość, że kiedyś ona wreszcie przyjdzie. Przeżywam wieczną huśtawkę, raz mocno wierzę w to, że spełni się moje Największe Marzenie, a tu za chwilę tracę resztki jakiejkolwiek nadziei. I tak na przemian. Nawet moja ostatnia deska ratunku - internet - wciąż nie przynosi rezultatów :( Pozdrawiam Was gorąco!
-
Dzień dobry, duszyczki :) U mnie dzień dzisiejszy przynosi ślub i wesele koleżanki, ale za to poprzednie 3 noce przyniosły bezsenność. Nigdy nie miałam problemów ze snem, a tu nagle od 3 dni budzę się ok. 5.00 i potem już za cholerę nie mogę zasnąć. CO JEST?! Pisałaś coś Duszyczko o emigracji, a mi się właśnie przypomniało, że śniło mi się, że rozważałam możliwość emogracji do Irlandii lub do USA. Dodam, że wcale a wcale nie mam ochoty emigrować, ale jak już bym musiała, to na pewno nie do USA! Ale Irlandia jest super, chętnie bym sobie tam kiedyś tak w celach turystycznych wyskoczyła. Pozdrawiam, życząc miłego dzionka wszystkim! PS: Rok akademicki coraz bliżej, więc lada dzień możemy się spodziewać Kasi :)
-
Witam również :) Mam całe stopy w pęcherzach... NIGDY NIE ZAKŁADAJCIE BUTÓW NIE NOSZONYCH OD LAT!!! Darielko, czy Ty aby nie nadużywasz tych myślników? W większości miejsc, gdzie są, zamiast nich powinny być przycinki... Sorry za to czepianie się. To moja choroba zawodowa ;) Pozdrawiam, miłej nocki!
-
Góry... wspaniale! Ja też chcę!... Marzenie ściętej głowy... Dopiero niedawno dostrzegłam ogromną wartość przyjaźni w moim życiu i bardzo się cieszę, że mam takie osoby... nie widuję się z nimi zbyt często, bo też mają swoje sprawy, pracę, obowiązki. Z niektórymi spotykam się \"zrywami\" - potrafimy miesiącami do siebie nawet nie dzwonić, a potem następuje seria, kiedy się widzimy kilka razy w tygodniu. Ze znajomościami komuterowymi jest za to tak, że rzadko kiedy wykraczają poza świat wirtualny... do tej pory właściwie nigdy, z wyjątkiem jednej osoby. Ale czasem sobie można fajnie z kimś pogadać na GG. Ostatnio staram się jak mogę zmienić nastawienie do siebie i świata, zwłaszcza po tym, co wczoraj mi o sobie powiedział mój przyjaciel. Ma skubany rację... Duszyczko, dla Ciebie I dla Ciebie, Renna, też i jeszcze jeden i może jeszcze @->-- - będzie dobrze, musi być! a dla pozostałych !
-
Witam, witam! Codziennie zaglądam na forum. A że nikt od 3 dni nie pisał, to i ja się nie wychylałam ;) U mnie całkiem dobrze, dziś sobie jeździłam na rowerku i słuchałam w drodze płyty \"Pieśni wypraw krzyżowych\" Jacka Kowalskiego. Ciekawe doświadczenie... Ostatnio \"kolekcjonuję\" wszystkie dobre rzeczy, jakie usłyszałam od innych. I tak: \"Masz taką cechę, której ja nie mam - zdecydowanie. Nie wahasz się przed decyzją...\" \"Jesteś rozsądną dziewczyną\" \"Wiele mi dajesz, nawet o tym nie wiedząc\" \"Jesteś godną zaufania i życzliwą jak mało kto osobą\" Wam też zalecam podobną praktykę (kolekcjonowanie tego co ja). to bardzo podbudowuje! I nie wahajcie się mówić Waszym znajomym szczerze tego, co w nich cenicie, co jest dla Was ważne. Przepraszam, że się tak chwalę. Nie to oczywiście miałam na celu... Pozdrawiam!
-
Witajcie ludzieńki! Nooo, nie wiem, czy to zaraz aż tak radykalna zmiana... żeby zauważyć zmiany w moim życiu, potrzebuję na to całych lat. Kiedy byłam w klasie maturalnej i na pierwszym roku studiów, wtedy przeżywałam chyba najgorszy czas... teraz chociażby dlatego, że przybyło mi trochę doświadczenia i rozumu oraz dzięki sile Przyjaźni coś się w tym moim życiu ruszyło. Daleko mi wciąż do tego, jaka chciałabym być (powiem tak: ostatnio ktoś mi uświadomił, że stawiam sobie nierealne cele) i wielu rzeczy mi brakuje, dopada mnie jesienna chandra, ale zaczęłam ostatnio wpajać sobie myślenie, że będzie lepiej, że \"jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie\" - jak głosiła pewna opozycyjna piosenka z czasów PRL-u. Czuję się okropnie kapciowato... ale cieszę się, że wyszłam dziś z domu, nie siedziałam w 4 ścianach i coś tam się działo, chociaż spędziłam ten czas sama. Darielka zadała pracę domową na temat, którego brzmienia już nie pamiętam, ale było coś na temat ryzyka, jak dalece jestem w stanie je podjąć (ale mi się \"po polskiemu\" napisało, wstyd!). Jakoś nigdy nie myślałam o tym, że zwykłe wyjście z domu wiąże się z jakimś ryzykiem. Ale w sumie nigdy nie wiadomo, co na człowieka czeka poza jego obrębem. Tak więc samo wyjście z domu, załatwianie codziennych, zwykłych spraw nie stanowi dla mnie problemu. Pewnym ryzykiem dla mnie jest obdarzanie kogoś zaufaniem. To jest taki cholerny paradoks w moim życiu, że z jednej strony jestem nieufna i momentami wręcz \"dzika\", z drugiej strony jestem zbyt szczera i zdarza mi się, że powierzam jakieś bardziej osobiste sprawy przypadkowym ludziom. Jedno wiem, że abym nawiązała z kimś prawdziwą, głęboką relację i więź, potrzebuję na to lat. I nie jest to liczne grono osób. Ryzykuję zawsze, gdy nie mam innego wyjścia... np. kiedyś w pracy. Nigdy nie wiadomo, czy klient po drugiej stronie drutu mnie nie zwymyśla, jednak robota musiała być wykonana i tyle. Kosztowało mnie to sporo stresu, ale przetrwałam. To tyle, co mi przyszło do głowy. Na koniec się Wam pochwalę, że dziś mi się zdarzyła kolejna rzecz, która potwierdziła teorię, że świat jest mały. Na jednym z internetowych forów natrafiła na mnie koleżanka z podstawówki, z którą nie mam kontaktu mniej więcej od roku 1992... :) Pozdrawiam gorąco!!!
-
Bibi, nie masz pojęcia, jak ja Cię... rozumiem! Mogę się podpisać oburącz i obunóż pod tym, co napisałaś, a zwłaszcza pod ostatnim zdaniem! Od poznania do pokochania jakiegoś mężczyzny jest taaaaaka dłuuuuuuga drooooooga... chciałabym jakoś przeskoczyć trud poznania tegoż i być już na etapie WZAJEMNEJ fascynacji... Kurde, dlaczego musi mnie to kosztować aż tyle wysiłku??? Zastanawiam się, czy ja aby nie jestem jednak bardziej stworzona do przyjaźni niż do miłości. Mam fantastycznych Przyjaciół, o czym zresztą tu wielokrotnie pisałam. Ale żeby o Nich powiedzieć, że są moimi fantastycznymi Przyjaciółmi, potrzebowałam plus minus pięciu lat - od poznania Ich do dziś, do tego stwierdzenia. Uwielbiam kontakt fizyczny - uścisk dłoni, przytulanie się - do członków rodziny, do Przyjaciół... ale jakże inaczej smakuje taki kontakt z osobą, która jest Tylko Moja i dla której ja też jestem Na Wyłączność... Bibi, pozdrawiam Cię gorąco i wracaj mi szybko do zdrowia, bo jak nie, to... zarazki przejdą via komputer na mnie ;)
-
No to podaję Ci rękę, Duszyczko ! Dziękuję Kurczę żesz blade... czuję się jak kapeć! Mam poczucie, że życie mi gdzieś tam między palcami ucieka, coś mało aktywna jestem... nie poświęcam czasu na poszukiwanie pracy, rozwijanie zainteresowań, ciężko mi się zabrać za coś tfu-rczego... :o Ale za to wczoraj załatwiłam ważną sprawę, z którą się bujałam od połowy lipca, a można było ją załatwić w 2 dni! Chooolera. Ale najważniejsze, że załatwione! Teraz proszę o solidnego kopa. Muszę sobie zorganizować naukę języka fajfokloków, bo go już TOTALNIE ZAPOMNIAŁAM!!!!!!!! I jeśli się za niego natentychmiast nie wezmę, to możecie mnie zastrzelić. Kolorowych snów i kolorowych kredek Wam życzę!