Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

glass

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

1 Neutral
  1. A ja od 4 lat inaczej patrze na doniesienia o tragediach...mysle,dla ilu ludzi zaczyna sie wlasnie \"nowe zycie\"-zycie po... zycie bez.... Od wczoraj dwadziescia rodzin na nowo musi meblowac swoj swiat...
  2. No tak,500 km to kawałek drogi... W lodzi mało osob będzie znało tę Twoją stronę,którą ujawniasz tu na forum.... Nie wiem,czy to dobrze,czy źle? Sama zdecydujesz.
  3. Ja tęsknię i odczuwam brak-ale umiem o tym mowić...Nie z rodziną....Zwłaszcza nie z mamą...Nie umiem,nie chcę.... Boję się tego jej życia z głową odwróconą wstecz...rozumiem,ale się tego boję...razi mnie jej użalanie się każdemu napotkanemu człowiekowi...Ja tak nie umiem-muszę coś do kogoś \"poczuć\"żeby mu sie zwierzyć,chcę mieć pewność,że on się przejmie tym,co mówię a nie potraktuje to jako ciekawostki.... No i jest net-fora,blog... Nobo-ja bardziej z Pabianic jestem... Ale przez ostatnie lata przed wyjazdem mieszkaliśmy z mężem (drugim) w Łodzi-no a wcześniej tam przez 5 lat studiowałam...
  4. Myślę,że zamykanie się w sobie jest naturalne...ale ja się przez to stałam bardziej \"wyczulona\"na takie osoby.... Ty jesteś dopiero miesiąc po stracie,więc to jest świeze....
  5. Nie każdy.... Nawet bliski przyjaciel-bo nie przeżył tego samego,zgadzam się... Ale ja w tym swoim smutku poodkrywałam znanych sobie ludzi od innej strony... Nie byli mi przedtem jakoś bliscy,nie znałam ich dobrze... Taki przyklad: kolezanka ze studiow-4 lata razem dojeżdżalyśmy do Łodzi jednym tramwajem...mieszkalysmy przez te 4 lata na sasiednich ulicach...ona przychodzila do domu mojego i meza,ja odwiedzalam ja-takie tam wspolne sprawy zwiazane z sesjami,ksiazkami itp...Wydawala mi sie inna-taka \"glucha\"w srodku,jak pękniety kieliszek...jej rodzice tez,tacy...przygaszeni... Ale ja wtedy bylam mloda,zakochana 9mieszkalam z przyszlym mezem),pelna nadziei... uwazalam ja za sympatyczna dziwaczke i juz... a ona tez wylewna nie byla... Potem utrzymywalyśmy sporadyuczne kontakty,bo ja odeszłam od męża i wyprowadziłam się z jej miejscowaości... spotkalyśmy się kiedyś po pogrzebie mojego brata.... Powiedziała mi,że przywyknę-nawet we śnie.... Bo ja najpierw jak spalam,to nie pamiętałam...I okrutne były momenty przebudzenia-bo zanim jeszcze odzyskałam pełnię swiadomości,wiedziałam że stało się coś strasznego..ale jeszcze nie pamiętałam co-więc budzilam się z potwornym lękiem... I ona mi powiedziała,że to minie,że na tyle się przyzwyczaję,że nawet we śnie będę pamiętać-więc i tych koszmarnych przebudzeń nie będzie... A skąd wiedziała? Bo straciła dwie siostry-starszą i młodszą... Tylko mało komu chciała o tym mówić... To tylko jeden z takich przykładów...ale takich ludzi spotkałam więcej-czasem byli to przypadkowo spotkani nieznajomi,którzy w danej chwili bardzo mi pomogli.... To miałam na myśli...
  6. Coreczka-masz siebie! I ludzi dookola..... To jest jedna z najwazniejszych rzeczy,ktorej się dzięki temu nauczyłam...
  7. Nadrabiam zaleglosci z ostatnich dni... Wisienka i Minimonia-nie stracilam dziecka,ale pamietam swoj potworny (i jest to okreslenie nieprzesadzone) strach... Zreszta po tym,jak moi najblizsi odchodzili co rok...mam teraz w sobie taki lek...staram sie go chowac gdzies \"z tylu glowy\",nie myslec-ale ja pamietam...ja wiem...jak latwo i szybko moze zawalic sie dotychczasowy swiat...i nikt postronny nawet tego nie zauwazy... Pisalyscie o uczuciach z dnia pogrzebu... W dniu wypadku mojego brata do domu moich rodzicow przyjechal ich lekarz rodzinny-byly uczen mojego taty.Prosili go tylko o recepte na jakies \"usmierzacze\"-ale on ja wypisal,zrealizowal i przywiozl im do domu... Dokladnie poinstruowal,jak to zazywac i bardzo ostrzegal przed przedawkowaniem-to byly jakies silne psychotropy,nie pamietam co to bylo,bo bylo mi to najzupelniej obojetne... Mechanicznie lyknelam...i tak nie moglam spac przez te i nastepne noce...jakies zwidy,pol-czuwanie...nastepnego dnia mielismy mnostwo spraw do zalatwiania-przesluchanie w prokuraturze,lekarz policyjny prosektorium,ZUS,USC...nic nie chcialam brac,bo chcialam dzialac szybko,sprawnie,skutecznie... to byl chyba moj lek zastepczy-dzialanie,zalatwianie,organizowanie.. W dniu pogrzebu nic nie wzielam.Pamietam swoje zmeczenie fizyczne-naprawde bylam wtedy w ciaglym ruchu,to pozwalalo trzymac mi sie jakos... Moj brat za zycia twierdzil,ze chcialby byc skremowany...Wiec mama pojechala z nim w nocy do krematorium w Poznaniu,wrocili nad ranem z jeszcze ciepla urna...bo prochy stygna bardzo dlugo.. Po wizycie w prosektorium juz nic nie bylo mi straszne-zreszta wtedy nie myslalam w tych kategoriach,rodzice chyba tez...poprosilismy pana z zakladu pogrzebowego,zeby otworzyl nam urne..chora ciekawosc? desperacja? chec uwierzenia? moze wszystko razem i kilka rzeczy jeszcze... mialam na palcach prochy mojego brata,zastanawialam sie,jak taki duzy mezczyzna mogl sie zmiescic w kilkulitrowym pojemniku,czulam ich cieplo.... ale ja wciaz tak naprawde nie wierzylam.... pojmowalam i badalam to wszystko tylko rozumem.... Nad grobem przez cala ceremonie gapilam sie w krzyz z nekrologiem...wciaz czytalam...chcialam sobie przyswoic fakty... Kondolencje bardzo mi pomogly-nawet jak tylko slyszalam,ze skladaja je rodzicom...czulam ludzi wokol nas... Dotychczas brzydzilam sie stypami.Ale TA stypa dala mi wsparcie-takie wspolne siedzenie i wspominanie...Moj mozg nadal mnie troche oszukiwal-czulam sie jak na jakims rodzinnym weselu,komunii czy jakos tak....Tyle rodziny i dobrych znajomych...A moj brat po prostu chwilowo wyszedl.... Rok pozniej zmarla moja babcia-przez pierwszych 5 lat zycia byla dla mnie zastepcza mama...bylam jej oczkiem w glowie... Jej brak byl taki namacalnie fizyczny...dom dziadkow po prostu obumarl-choc krecilo sie tam tylu ludzi,dla mnie byl pusty... Stalam w zimnym kosciele przy trumnie.Nadchodzily swieta. Wtedy poczulam ogromny zal io zlosc do brata-przeciez powinien przy nas byc,wspierac mnie we wspieraniu rodzicow,w zalatwianiu....A jego nie ma! Wymigal sie! W tamtym momencie nie mialam zalu do losu,Boga czy jak to ujac-bylam zla po prostu,personalnie na brata....Zawsze sie wspieralismy,zawsze \"jakos sobie radzilismy\"-a teraz zostawil mnie sama z tym wszystkim!!!! Moze sie balam myslec o odejsciu babci...moze ten gniew byl bezpieczniejszy?! Minal kolejny rok-znow nadchodzily swieta....moj ojciec mial\"podwojny pogrzeb\"-ale on tez chcial byc skremowany,wiec jednego dnia bylo pozegnanie nad otwarta trumna-a nastepnego dnia pogrzeb urny... Czulam sie jak na filmie.znalam to uczucie-a przeciez za kazdym razem dosiegalo mnie inaczej.Z ojcem mielismy czesto \"trudne uklady\"-tzn nie bylismy blisko emocjonalnie...zawsze tak bylo...my z bratem trzymalismy \"sztame\"i radzilismy sobie w zyciu troche \"obok\"rodzicow...dlawil mnie zal,ze tak bylo-i znowu ten irracjonalny gniew na brata.....i znow bylam potwornie zmeczona \"zalatwianiem\"-bo znow rzucilam sie w wir spraw... Cisza i bezruch po pogrzebie jest okrutna..... juz nic nie trzeba... Juz tylko mozna-isc na cmentarz... Ale jak mawiala moja kolezanka z ogolniaka : \"Czlowiek nie swinia-wszystko zniesie\". I to prawda-tyle o sobie wiemy,na ile nas doswiadczono...
  8. minimonia i wisienka32 - to,co Was spotkalo,to moj najgorszy koszmar...obawialam sie tego podswiadomie cala ciaze... zreszta nadal sie boje.... dlatego nawet nie zajzalam na topik zalozony przez minimonie-zwyczajnie sie balam.....
  9. a ja sobie czasem myslalam:jaka ja gruboskorna swinia jestem,ze mimo wszystko zyje?! ze serce mi nie peklo?! Wchodzilam do lazienki,gdzie lezaly porozrzucane w nieladzie (spieszyl sie przed wyjsciem na uczelnie)kosmetyki mojego brata...nikt nie mial odwagi ich pozbierac,odlozyc....i w tej lazience lapalo mnie najmocniej....ale mimo wszystko-zylam nadal...i zyje.... juz bardzo rzadko mnie lapie...czasem do mnie dociera,ze on jednak nie wyjechal....
  10. Renata35 na pewno psycholog czy grupa nie sa \"lekiem na cale zlo\" (bo i co w tej sytuacji moze byc lekiem?!) - ale pomaga nie zeswirowac...Pomaga wypuscic z siebie to cale napiecie bez krzyczenia na srodku ulicy (kilka razy mialam ochote stanac na srodku ulicy i zawyc jak zwierze)
  11. Dzieki! Kawe ma mi kto parzyc-chocby maz. Ale ta jedna byla taka szczegolna,bo to my na ogol robilismy takie rzeczy dla ojca,nie on dla nas....
  12. A dzis sa moje urodziny-nie przepadam za tym dniem... Przypomnialo mi sie,jak byly moje 17 urodziny-smutne byly,bo mama w szpitalu...Tata przypomnial sobie o tym i chcial jakos to uczcic-ale nie bylo prezentu ani ciacha-wiec po prostu sam,wlasnorecznie zaparzyl mi kawe (zwykle to jemu trzeba bylo robic takie rzeczy).Byla to moja pierwsza kawa w zyciu...napilam sie i.....brrrr...ohyda! Nie wiedzialam,jak ludzie moga to pic! Ale poniewaz byla to kawa zaparzona specjalnie dla mnie-wypilam dzielnie do konca... Nie wiem,czemu mi sie to dzis przypomnialo...Juz mi nigdy kawy nie zaparzy... A kawe pochlaniam dzis jak smok.
  13. Chirurg nazwal to \"zabiegiem\"-dla mnie byla to operacja-na stole chirurgicznym,pod lampami.Najbardziej bolalo wstrzykiwanie znieczulenia miejscowego w cienka skore wokol oczu (gorzej niz to jest u dentysty w dziaslo).no i potem.... 4 godziny z lodem na oczach a i tak wygladalam \"niebosko\".Kosztowalo to 2300 w lipcu 2007 r.
×